W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
25 lat wolności. Hurra   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
22 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Odsłon: 41797
Strona:  «   1, 2, 3 ... , 13, 14, 15   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Świniopas




Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 657
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:02, 27 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem


Idźmy dalej nie zostawajmy w tyle Jewropy!
W końcu mamy tyle burdeli udajacych agencje, salony, a jednocześnie brak wykształcenia w tym kierunku.
Niech i tu będzie pro... fesjonalizm.
Hurra! Doczekałem. W końcu przeskoczylo na nową stronę. Co za ulga.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Świniopas




Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 657
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:17, 27 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Powtórzę, bo na wcześniejszej stronie straszny kwas
Cytat:
Polska będzie kształcić do pracy na słuchawce


Ministerstwo Rozwoju pozytywnie zaopiniowało pomysł Stowarzyszenia Marketingu Bezpośredniego dotyczący wprowadzenia w szkołach klas o profilu... call center.  Polska ma dostarczyć wykwalifikowanych pracowników na rynki zagraniczne, a nasza gospodarka ma kwitnąć — jak nowy rząd chce to zrobić? Z jednej strony dając 500+, z drugiej dając 4000+ za urodzenie niepełnosprawnego dziecka, a dla ambitnych, którzy chcą rozwijać karierę zawodową — być może już niedługo ruszy osobna ścieżka kształcenia. Stowarzyszenie Marketingu Bezpośredniego już w kwietniu zaproponowało rozwiązanie, którego nie powstydziłby się ano Franz Kafka ani Latający Cyrk Monty Pythona: to klasy o profilu call center, w których polscy uczniowie mieliby kształcić się w 4 zakresach: komunikacji, obsłudze systemów teleinformatycznych, praw konsumenta i ochronie danych osobowych oraz higienie i ergonomii pracy. Co jest z tym pomysłem nie tak? Wszystko. Pracę w call center najczęściej podejmują studenci, "dorabiający" na czesne. To praca niskopłatna i wyczerpująca emocjonalnie, często łącząca się z wyzyskiwaniem młodych ludzi lub osób w trudnej sytuacji materialnej. W dodatku na świecie wdraża się już automatyczne systemy obsługi klienta, niewymagające obecności drugiego człowieka przy telefonie. Wniosek o utworzenie takich klas został złożony do Ministerstwa Nauki. Póki co pozytywnie zaopiniowało go Ministerstwo Rozwoju, potrzeba jeszcze takiej samej opinii Ministerstwa Edukacji Narodowej, aby klasy pojawiły się w szkołach średnich i zaczęły kształcić wykwalifikowanych niewolników, na których przyszli pracodawcy będą mogli zapewne oszczędzić, ponieważ — jak zauważają krytycy projektu — mogą poczuć się zwolnieni z obowiązku szkolenia i dokształcania pracowników. Stowarzyszenie przygotowuje się do postawienia w ogniu pytań MEN. Wie, że na pewno padną pytania o to, czym nowy profil miałby różnić się od istniejącego już technika handlowca i czy takie ścisłe formatowanie nie zaszkodzi później absolwentom niż pomoże w znalezieniu pracy.  




"MONIDŁO" 1969 r, zaraz po pogonieniu żydów przez ponoć zażydzony rząd. Genialne, stare, polski kino. Niski budżet, 4 aktorów, jeden pokój. Dla nowych docentów lektura obowiązkowa.
Szykuje nam się dynamiczny rozwój.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 20:22, 27 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Będziemy rywalizować z Indiami o miano światowego lidera outsourcingu. Smutne to ale z drugiej strony lekcje telemarketingu na pewno bardziej się przydadzą od lekcji religii.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
goral_




Dołączył: 30 Gru 2007
Posty: 3715
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:04, 27 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Swego czasu (kilka lat wstecz) otwarto w Zakopanym szkołę dla sprzątaczek "na eksport". Bardzo się wówczas wszyscy cieszyli, że Polska podąża z duchem czasu... I będzie kształcić wykwalifikowane sprzątaczki.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:07, 30 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Polskie dzieci coraz słabsze fizycznie. Za PRL-u było znacznie lepiej 29 listopada 2016 Dziennik Gazeta Prawna

Sprawność i otyłość dzieci w Polsce źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Z formą dzieci jest coraz gorzej. Za trzy lata ponad 60 proc. z nich będzie osiągać w podstawowych ćwiczeniach wyniki gorsze niż średnia z 1979 r. – wynika z prognoz Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Z ostatnich przeprowadzonych przez uczelnię badań wynika, że siedmiolatek biegnie dziś 600 metrów w czasie o 39,2 s gorszym niż jego rówieśnik sprzed 30 lat. Wisi na drążku o 10 s krócej – tylko 6,9 s. Wyniki siedmioletnich dziewczynek także się pogorszyły – w zwisie na drążku o 8 s, w biegu na 600 m. o 43,7 s. Najmłodsze dzieci są zresztą w najgorszej sytuacji – to ich osiągnięcia spadły najbardziej.

Słabe rezultaty sportowe nie powinny dziwić – z badania HBSC (międzynarodowe testy przeprowadzone w 42 krajach analizujących zachowania zdrowotne i styl życia nastolatków) wynika, że co piąte dziecko w Polsce już w wieku 15 lat ma nadwagę lub jest otyłe. Coraz mniej nastolatków ćwiczy na lekcjach wychowania fizycznego: w 2014 r. co 10. gimnazjalista miał długotrwałe zwolnienie lekarskie.

Zajęcia WF w szkołach.jpg źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Tymczasem w wyniku przygotowywanej przez rząd reformy edukacji dzieci stracą 35 godzin lekcji WF; to efekt skrócenia o rok kształcenia ogólnego. Zamiast sześciu lat podstawówki i trzech gimnazjum, w których były po cztery lekcje WF tygodniowo, będzie teraz osiem lat podstawówki. Choć cztery lekcje w niej zostaną, to dziecko będzie rok wcześniej trafiało do liceum lub technikum, gdzie sportu będzie mniej.

Uboczną konsekwencją reformy może być ograniczenie liczby godzin przeznaczonych na sport dla dzieci ze szkół mistrzostwa sportowego, tzw. SMS. Tutaj uczniowie mają 18 godz. sportu tygodniowo, czyli w ciągu trzech lat 1890. Po wprowadzeniu reformy likwidującej gimnazja scenariusze mogą być różne. W najgorszym z nich mogą stracić nawet tysiąc godzin. Tak może być w jednym z toruńskich gimnazjów, które przekształci się w liceum. Z trzech lat intensywnego ćwiczenia znikną dwa. Uczniowie mogą liczyć, że znajdzie się szkoła podstawowa z klasami mistrzostwa sportowego. Takich jednak jest jak na lekarstwo – sześć w skali kraju, a stworzenie nowych nie jest proste: wymagana jest nie tylko dobrze wyszkolona kadra, ale i zaplecze sportowe. W efekcie będą się uczyć albo w zwykłej podstawówce z czterema obowiązkowymi lekcjami WF, albo w takiej o profilu sportowym – z 10 zajęciami. To i tak o osiem godzin mniej tygodniowo niż w gimnazjum SMS.

Choć nowa struktura szkolnictwa ma działać od września 2017 r., nie ma przepisów pozwalających tworzyć w nowym systemie szkoły sportowe. Samorządy radzą sobie na razie na własną rękę. W warszawskim Wawrze wszystko zostaje po staremu – zespół szkół sportowych przy ul. Bajkowej zmieni się w ośmioletnią sportową podstawówkę. Na Mokotowie będzie inaczej. – Na razie nie mamy żadnych informacji. Jeśli przepisy utrudnią nam stworzenie klas sportowych, rozważymy powołanie fundacji, która sfinansuje dodatkowe zajęcia – mówi Danuta Kozakiewicz, dyrektor SP nr 103.

Problem nadwagi u uczniów zwrócił uwagę NIK. W 2011 r. Izba przyjrzała się, jak organy administracji radzą sobie z jej zwalczaniem. Raport był druzgocący. „Podejmowane działania mające na celu zapobieganie tym zjawiskom nie mają charakteru systemowego i nie są dostatecznie skuteczne” – napisali kontrolerzy NIK.

Od tej pory resorty wdrażają kilkanaście programów na rzecz poprawy zdrowia dzieci. Resort sportu prowadzi m.in.: „Mały Mistrz” (wsparcie WF dla klas 1–3), „Umiem pływać” (nauka pływania dla klas 3), „MultiSport” (promocja sportu w klasach 4–6), a także kampanie informacyjne: „WF z klasą” czy „Stop zwolnieniom z WF”. Ministerstwo Zdrowia – „POL-HEALTH: Narodowy program przeciwdziałania chorobom cywilizacyjnym”. MEN – „Zapobieganie nadwadze i otyłości oraz chorobom przewlekłym poprzez edukację społeczeństwa w zakresie żywienia i aktywności fizycznej”. Agencja Rynku Rolnego prowadzi programy: „Dopłaty do spożycia mleka i przetworów mlecznych w placówkach oświatowych” oraz „Owoce w szkole”, w ramach których dzieci otrzymują zdrowe produkty na drugie śniadanie. Efektywność tych działań jest jednak dyskusyjna.
http://forsal.pl/wydarzenia/artykuly/997.....epiej.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:57, 30 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
CBA zatrzymało byłego senatora i jego asystenta. Zarzuty korupcyjne 29 listopada 2016 PAP

Centrale Biuro Antykorupcyjne zatrzymało dziewięć osób we Wrocławiu w związku z zarzutami korupcyjnymi. Wśród nich jest były senator Józef P. i jego asystent Jarosław W. - dowiedziała się PAP w źródłach zbliżonych do śledztwa.

Piotr Kaczorek z Wydziału Komunikacji Społecznej CBA powiedział PAP, że sprawa dotyczy przestępstwa korupcji. Do zatrzymań doszło we wtorek rano, ale ponieważ przeszukania i inne czynności trwają CBA nie udziela więcej informacji. Po ich zakończeniu zostaną postawione zarzuty - dodał.

"Jeszcze nie wiadomo jakie zarzuty zostaną postawione zatrzymanym - płatnej protekcji, czy inne z katalogu przestępstw korupcyjnych w Kodeksie karnym" - powiedział PAP Kaczorek.

Wyjaśnił, że sprawa jest prowadzona w całości przez CBA, pod nadzorem wielkopolskiego wydziału zamiejscowego departamentu ds. przestępczości zorganizowanej i korupcji w Poznaniu.

Naczelnik wydziału prok. Piotr Baczyński powiedział PAP, że jednym z zatrzymanych jest były senator. "Dzisiaj zostały zrealizowane zatrzymania, będą prowadzone czynności" - mówił PAP naczelnik, Śledztwo w tej sprawie korupcyjnej prowadzone było od kwietnia 2015 r. - podał.

Po zakończeniu czynności na Dolnym Śląsku część zatrzymanych zostanie przewieziona do Poznania - powiedział PAP. Po ich zakończeniu postawione zostaną zarzuty i skierowane ewentualne wnioski do sądu - wyjaśnił. Być może po zakończeniu czynności będzie można udzielić więcej informacji - dodał.


P. to jeden z historycznych liderów dolnośląskiej "Solidarności" w latach 80. To on wspólnie z Władysławem Frasyniukiem tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego ukrył należące do związku 80 mln. zł. Po latach ujawniono, że pieniądze, które posłużyły "Solidarności" do podziemnej działalności, przechowywał metropolita wrocławski kard. Henryk Gulbinowicz. Po 1989 r. związany z różnymi formacjami lewicowymi; w latach 1998-99 wiceszef Unii Pracy. W 2004 r. z ramienia Socjaldemokracji Polskiej dostał się do Europarlamentu. W 2011 r. jako bezpartyjny kandydat z listy PO został senatorem, gdzie był Komisji Praw Człowieka, Praworządności i Petycji oraz Komisji Spraw Unii Europejskiej. Zarówno w Europarlamencie jak i potem w Senacie angażował się m.in. w wyjaśnianie sprawy więzień CIA w Polsce. W 2015 r. przegrał w wyborach do Senatu
http://forsal.pl/wydarzenia/artykuly/997.....cyjne.html


Cytat:
Były senator Józef P.: Absurdalne zarzuty Marcin Rybak, Łukasz Cieśla 30 listopada 2016 Gazeta Wrocławska

Józef P. w poprzedniej kadencji był senatorem Platformy Obywatelskiej, a wcześniej europosłem z ramienia Socjaldemokracji Polskie. Jest wykładowcą Uniwersytetu Ekonomicznego.

W latach osiemdziesiątych był jednym z czołowych działaczy Solidarności na Dolnym Śląsku. Zasłynął podczas przeprowadzonej wspólnie z Władysławem Frasyniukiem akcji ukrycia należących do związku 80 milionów złotych. Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego podjął pieniądze z konta organizacji i zdeponował je u kardynała Henryka Gulbinowicza. ©Michał Pawlik

Józef P., były wrocławski senator Platformy Obywatelskiej i europoseł, został we wtorek rano zatrzymany przez CBA. Chodzi o korupcję i płatną protekcję. Józef P. wspólnie ze swoim asystentem Jarosławem W. miał obiecywać załatwienie za łapówki rozmaitych spraw we Wrocławiu i Warszawie. Jak ustalił portal GazetaWroclawska.pl, wśród dowodów obciążających mają być też stenogramy podsłuchanych rozmów telefonicznych. Senator P. miał wprost mówić w nich o łapówkach w zamian za senatorską interwencję. Oprócz byłego senatora na Dolnym Śląsku od rana zatrzymano w tej sprawie już dziesięć osób.


Agenci CBA weszli do domu Józefa P. na Ołtaszynie we Wrocławiu we wtorek o szóstej rano. Przez trzy i pół godziny trwało przeszukanie mieszkania. - Obudzili nas o 6 rano. Sami nie wiedzieli czego szukać i jakich dokumentów chcą. Zabrali męża komputer, przeglądali niektóre papiery - opowiada portalowi GazetaWroclawska.pl żona Józefa P.

CBA zainteresowało się działalnością Józefa P. w kwietniu 2015 roku., gdy był on jeszcze senatorem.

Pojawiły się informacje, że w zamian za łapówki obiecuje on załatwienie różnych spraw w urzędach na Dolnym Śląsku i Warszawie. Taka senatorska interwencja miała kosztować od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. CBA zaczęło więc podsłuchiwać rozmowy senatora i jego współpracowników. Na dowody nie musiało długo czekać. Polityk miał wprost rozmawiać przez telefon o łapówkach. - Panowie niezbyt się krępowali podczas rozmów. Nie byli hermetyczni – mówi nam osoba znająca szczegóły sprawy.

Józefa P. przewieziono we wtorek do prokuratury w Poznaniu, gdzie usłyszał dwa zarzuty - korupcji i płatnej protekcji czyli powoływania się na wpływy w "instytucjach państwowych i samorządowych".

- Pierwszy zarzut dotyczy kwoty 40 tysięcy złotych a drugi 6 tysięcy - poinformował na konferencji prasowej naczelnik wydziału zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Poznaniu Piotr Baczyński. Asystent byłego senatora Jarosław W. i pozostali zatrzymani - 9 osób, głównie biznesmeni wręczający łapówki - usłyszeli pojedyncze zarzuty wręczania łapówek bądź obietnic wręczenia korzyści.

Z oficjalnego komunikatu prokuratury wynika, że 6 tysięcy złotych które Józef P. miał przyjąć w ramach przestępstwa płatnej protekcji miało być zapłatą za załatwienie koncesji na wydobywanie kopalin.

Kwotę 40 tysięcy złotych senator miał przyjąć jako łapówkę "za załatwienie w instytucjach państwowych i samorządowych korzystnego rozstrzygnięcia spraw biznesmena inwestującego na Dolnym Śląsku."

Prokurator nie odpowiedział na pytanie czy śledczy będą wnioskować o tymczasowe aresztowanie kogokolwiek z zatrzymanych. Decyzje będą podjęte dzisiaj.

Józef P. przesłuchany. Nie przyznał się do winy
- Mój klient się nie przyznał do postawionych mu zarzutów korupcyjnych - mówi portalowi GazetaWroclawska.pl jeden z obrońców byłego senatora, mecenas Jacek Dubois. - Zarzuty uważa za totalny absurd. Prokuratura nie przedstawiła dowodów, które wskazywałyby na to, że popełnił przestępstwo. Mowa jest o podsłuchanych rozmowach telefonicznych osób trzecich, które rozmawiają o Józefie P. - przekonuje Dubois.

Adwokat narzeka na warunki panujące w prokuraturze. - Totalny chaos - mówi. - Nie wiadomo, kiedy będą wykonywane jakieś czynności. Mam utrudniony kontakt z moim klientem. To znaczy prokurator prowadząca sprawę zgodziła się na kontakt, ale w miejscu, w którym klient w tej chwili przebywa nie ma takich technicznych warunków.

- Prokuratura w żądnym wypadku nie utrudnia kontaktu z podejrzanym - odpowiada naczelnik poznańskiego wydziału Prokuratury Krajowej Piotr Baczyński.

Żona Józefa P.: "Nie wiem dlaczego zatrzymali Józefa i urządzili cały ten teatr. To, co się dziś stało przypomina mi czasy represji"



- Z dokumentów, które nam pokazali przy zatrzymaniu męża nic nie wynika. Nie ma tam żadnych konkretnych informacji. Nie wiem dlaczego zatrzymali Józefa i urządzili cały ten teatr - mówi portalowi GazetaWroclawska.pl Maria, żona Józefa P. - Agenci obudzili nas o 6 rano. Sami nie wiedzieli czego szukać i jakich dokumentów chcą. Zabrali męża komputer, przeglądali niektóre papiery. To, co się dziś stało przypomina mi czasy represji, z którymi mieliśmy do czynienia w czasach PRL. Nie złamaliśmy się wtedy i nie złamiemy teraz. Jestem przekonana, że mąż jest niewinny. Zresztą o tym on sam powiedział, kiedy wychodził z domu - dodała żona Józefa P.

Informacja o zatrzymaniu Józefa P. zszokowała jego współpracowników i znajomych.

Po zatrzymaniu Józefa P. jego rodzinę odwiedził Władysław Frasyniuk. Rozmawiał z jego żoną i widział pismo z zarzutami. – Tam nic nie ma poza nazwiskiem Józka i Jarosława W. I jak je czytałem, to wychodziło, że jest to nie tyle sprawa Józefa, ale Jarosława W. Co prawda zostało już zatrzymanych 10 osób, ale co do Józka, jeśli w ogóle coś jest, to nie jest sprawa na miarę Amber Gold, ale jakiegoś drobnego cwaniactwa, czy jakkolwiek można to nazwać - powiedział Frasyniuk. Władysław Frasyniuk nie ma też wątpliwości, że zatrzymanie Józefa P. przez CBA to działanie medialne. – Przecież można było wysłać mu wezwanie na przesłuchanie - twierdzi Frasyniuk. WIDEO

- Znam Józefa wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że to człowiek zasad. Wielokrotnie w życiu udowodnił, że jest niebywale uczciwy i porządny – komentuje poseł Stanisław Huskowski z koła Europejskich Demokratów.

- Nie wierzę w jakąkolwiek winę Józefa. Choć wielokrotnie różniliśmy się w poglądach nie mam wątpliwości, że jest jednym z bohaterów Polski – mówi Huskowski. Dodaje, że zanim zatrzymano byłego senatora, służby powinny przesłuchać ewentualnych świadków i zrobić wszystko, aby były pewne jego winy. - Jeszcze nikt nie postawił mu zarzutów, a już zatrzymano go o świcie. To co się dzieje przypomina czasy PRL. W PRL ścigano Józefa wsadzano go do więzienia. Dziś państwo równie źle funkcjonuje, co jest winą Prawa i Sprawiedliwości – mówi poseł Huskowski.

[...]
Kod:
Rafał Dutkiewicz @dutkiewiczrafal 2/2 Wierzę w uczciwość J. Piniora i że wszystko jak najszybciej się wyjaśni. 15:52 - 29 lis 2016
https://twitter.com/dutkiewiczrafal/status/803612593835438080

Józef P. w poprzedniej kadencji był senatorem Platformy Obywatelskiej, a wcześniej europosłem z ramienia Socjaldemokracji Polskie. Jest wykładowcą Uniwersytetu Ekonomicznego. W latach osiemdziesiątych był jednym z czołowych działaczy Solidarności na Dolnym Śląsku. Zasłynął podczas przeprowadzonej wspólnie z Władysławem Frasyniukiem akcji ukrycia należących do związku 80 milionów złotych. Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego podjął pieniądze z konta organizacji i zdeponował je u kardynała Henryka Gulbinowicza. Dzięki temu władza PRL nie przejęła tych pieniędzy, a Solidarność mogła wykorzystać je na podziemną działalność. Akcja ta została uwieczniona w filmie "80 milionów".

http://www.gazetawroclawska.pl/polityka/.....,11516530/
http://www.gazetawroclawska.pl/polityka/.....1516530/2/

Komentarz:
Cytat:
Zwykły i niezwykły
Gość (gość) 30.11.16, 11:35:47

Do rozgorączkownych faktem zatrzymania J.P. Spróbujcie jako zwykli ludzie coś zrobić nie zgodnie z przepisami prawa, nikt nie będzie sięnad wami litował nawet kiedy będzie to drobna sprawa tylko sąd czy inny urząd wlepi wam karę aż miło i szczęście będziecie mieli jak nie pójdziecie siedzieć! Dziewczynka zbierała pieniądze na leczenie chorej mamy.... i co chcą matce zabrać zaiłek bo przepisów trzeba przestrzegać! Absurd! A politycy jak biorą to wiedzą co robią ale jak ich złapią to mają amnezję! A pomoc takim przychodzi od wszystkich instytucji i kolesi, zwykły człowiek płacze i płaci a nadgorliwość urzędników wobec niego jest niewyobrażalna!
http://www.gazetawroclawska.pl/polityka/.....1516530/2/


Cytat:
Frasyniuk się wścieknie. Dawno nikt mu tak nie wygarnął 30.11.2016

foto: Marcin Pegaz/Gazeta Polska

– Myślę, że pan Władysław Frasyniuk powinien wypić szklankę zimnej wody. Ochłonąć troszeczkę, poznać akta sprawy. Dopiero później się wypowiadać – skomentował słowa Frasyniuka na temat zatrzymania Józefa P. wicemarszałek Senatu Adam Bielan.

Agenci CBA z Wrocławia zatrzymali jedenaście osób, w tym byłego senatora PO Józefa P. oraz Jarosława W. – asystenta senatora. Sprawa ma związek z korupcją. Zatrzymania są efektem postępowania rozpoczętego jeszcze za rządów koalicji PO-PSL przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, na zlecenie ówczesnej Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.

Józefa P. bronił m.in. Władysław Frasyniuk. W specyficzny sposób, stwierdził np., że „zatrzymanie P. powinno nam przypomnieć obrazki z zatrzymania Barbary Blidy”.

Słowa Frasyniuka skomentował w programie „Jeden na jeden” w TVN24 wicemarszałek Senatu Adam Bielan.
Nie wiem, na jakiej podstawie pan Władysław Frasyniuk upolitycznia tę sprawę, skoro wiemy, że działania CBA zaczęły się za rządów Platformy Obywatelskiej, partii, którą reprezentował pan Józef P. w Senacie. Czyżby pan Frasyniuk sugerował, że to Platforma Obywatelska sama chciała zrobić krzywdę panu senatorowi P.? Absurd
– powiedział Bielan.

Wicemarszałek Senatu odniósł się też do wypowiedzi Frasyniuka, który oświadczył: „nie baliśmy się Jaruzelskiego, nie przestraszymy się Kaczyńskiego”.
Myślę, że pan Władysław Frasyniuk powinien wypić szklankę zimnej wody. Ochłonąć troszeczkę, poznać akta sprawy. Dopiero później się wypowiadać
– podsumował Adam Bielan.
http://niezalezna.pl/89985-frasyniuk-sie.....e-wygarnal


Komentarze:

Cytat:
jonl | 30.11.2016 [11:48]
frasyniuka pamiętają kierowcy z zajezdni autobusowej MPK Wrocław przy ul . Grabiszyńskiej . Jak każdy z tych tanich - moralnie- judaszyków statystów (bolek, miler, kołodko- fizyczni) na robocie cieńko się znał . Migał się od roboty po-kątach, a po 1981r całkiem gardził - obowiązkową- pracą kierowcy MPK, biorąc wypłate- statystycznie . Jak babiwąs/krzywowąs, bolek, michnik został wybrany przez żydo-komusków jako odporny na fałsz i przy tym głąbiasto tani na statystę lidera tzw zz w których prawdziwa cenę za odwagę placila tylko załoga i tak zostało do dzisiaj.

WRC | 30.11.2016 [11:46]
Cala wierchuszka pzpr-owsko-sb-ecka we Wroclawiu lacznie z z sb-ckim wydzialem paszportowym opanowana byla przez kacapskie jewrejstwo i tak juz zostalo - uklad wroclawski. Stad wyszli
skretyna i ogrodnik/fotograf amator zdrojewski .... etc ze o prezydencie dupkiewiczu, milosniku baumanow juz nie wspomne.
Polacy, bohaterowie walki o Niepodlegla Polske byli mordowani i chowani pod aleami i smietnikiem na cmentarzu osobowickim.

Hoover | 30.11.2016 [11:35]
Drogi Władeczku gdy patrze na Ciebie i resztę karierowiczów to załuje swoich udziałow w demonstracjach w stanie wojennym.. Boje z ZOMO na moście Grunwaldzkim spalenie wojskowego GAZA Sudeckiej Brygady WOP na Wyspianskiego 31.08.1982 czy całonocnych starc po meczu pilkarskim Śląska z CSKA Moskwa.
MY młodzi uwierzylismy ze nasz kraj moze byc inny taki o jaki walczyli moi Pradziadkowie i Dziadkowie w 1918 czy pozniej w AK i WiN.
Moze rozliczysz sie Solidarnośc i TY z pieniedzy które otrzymaliście z Kongresu USA i zbiorek w calej Europie.
Zaden zjazd Solidarności nie rozliczył tej kasy i nie gadaj ze poszło to na pomoc represjonowanym !!!!

ktos kto zna Frasyniuka osobiscie | 30.11.2016 [11:33]
Znam osobiście Frasyniuka. | 30.11.2016 [09:47]
Powiedz mi który bank nieznanemu nikomu wtedy gołodupcowi bez matury, po darmowym wtedy kursie tylko kierowcy, kierowcy MZK Wrocław, mającemu wtedy ok. 2000 zł pensji i ponoć "opozycjoniście" po "wyroku" udzieliłby kredytu na te tiry? Błaźnisz się tymi wypocinami człowieku. jak to dobra zmiana jak ludzie sluzb dalej sa w mediach czy Wladza nas oglupia te same twarze sprzedajne?

AQQ | 30.11.2016 [11:22]
Jeśli Władysław F. krzyczy, że to przypadek Barbary B., to pewnie ma rację, Józef P. jest tak umoczony, że będzie chciał popełnić samobójstwo.
Władysław F. zapowiada tym - nie ruszajcie nas - bo popełnimy samobójstwo, jeśli wykryjecie to co robiliśmy, pokażecie ludziom otępiałym od propagandy twn-u i będziecie chcieli nas ukarać, odebrać majątki zsyłając co najmniej na infamię - zrobimy coś strasznego.

Weteran-prawdziwy | 30.11.2016 [11:16]
Przytaczam słowa nijakiego Frasyniuka na Zjeździe Solidarności na sali Politechniki we Wrocławiu. Na pytanie skąd miał pieniądze na swoje TIRY odpowiedział ze koledzy mu pożyczyli bez oprocentowania. To było zaraz po okrągłym stole gdy oprocentowanie było Balcerowiczowskie (kilkadziesiąt procent w skali miesiąca czy kwartału, jak kogoś to interesuje jakie było oprocentowanie to takie dane są w internecie). Pożyczam na samochód spłacam jak za koło zapasowe. Te pytania były zadane w kontekście tych 90 milionów przejętych z banku we Wrocławiu, chodziło o rozliczenie tych pieniędzy na Zjeździe Solidarności Dolnośląskiej. Kłopoty z rozliczeniem a tu Frasyniuk ma TIRY. Ksiądz Orzechowski wtedy przybył na Zjazd i w jakiś sposób to rozliczył. Ale pytania były do Frasyniuka i jego pokrętne tłumaczenie o jakiś tajemniczych kolegach itd.
http://niezalezna.pl/89985-frasyniuk-sie.....e-wygarnal
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:16, 30 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

WZBG napisał:
Cytat:
Polskie dzieci coraz słabsze fizycznie. Za PRL-u było znacznie lepiej 29 listopada 2016 Dziennik Gazeta Prawna

Sprawność i otyłość dzieci w Polsce źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Z formą dzieci jest coraz gorzej. Za trzy lata ponad 60 proc. z nich będzie osiągać w podstawowych ćwiczeniach wyniki gorsze niż średnia z 1979 r. – wynika z prognoz Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.

Z ostatnich przeprowadzonych przez uczelnię badań wynika, że siedmiolatek biegnie dziś 600 metrów w czasie o 39,2 s gorszym niż jego rówieśnik sprzed 30 lat. Wisi na drążku o 10 s krócej – tylko 6,9 s. Wyniki siedmioletnich dziewczynek także się pogorszyły – w zwisie na drążku o 8 s, w biegu na 600 m. o 43,7 s. Najmłodsze dzieci są zresztą w najgorszej sytuacji – to ich osiągnięcia spadły najbardziej.

Słabe rezultaty sportowe nie powinny dziwić – z badania HBSC (międzynarodowe testy przeprowadzone w 42 krajach analizujących zachowania zdrowotne i styl życia nastolatków) wynika, że co piąte dziecko w Polsce już w wieku 15 lat ma nadwagę lub jest otyłe. Coraz mniej nastolatków ćwiczy na lekcjach wychowania fizycznego: w 2014 r. co 10. gimnazjalista miał długotrwałe zwolnienie lekarskie.

Zajęcia WF w szkołach.jpg źródło: Dziennik Gazeta Prawna

Tymczasem w wyniku przygotowywanej przez rząd reformy edukacji dzieci stracą 35 godzin lekcji WF; to efekt skrócenia o rok kształcenia ogólnego. Zamiast sześciu lat podstawówki i trzech gimnazjum, w których były po cztery lekcje WF tygodniowo, będzie teraz osiem lat podstawówki. Choć cztery lekcje w niej zostaną, to dziecko będzie rok wcześniej trafiało do liceum lub technikum, gdzie sportu będzie mniej.

Uboczną konsekwencją reformy może być ograniczenie liczby godzin przeznaczonych na sport dla dzieci ze szkół mistrzostwa sportowego, tzw. SMS. Tutaj uczniowie mają 18 godz. sportu tygodniowo, czyli w ciągu trzech lat 1890. Po wprowadzeniu reformy likwidującej gimnazja scenariusze mogą być różne. W najgorszym z nich mogą stracić nawet tysiąc godzin. Tak może być w jednym z toruńskich gimnazjów, które przekształci się w liceum. Z trzech lat intensywnego ćwiczenia znikną dwa. Uczniowie mogą liczyć, że znajdzie się szkoła podstawowa z klasami mistrzostwa sportowego. Takich jednak jest jak na lekarstwo – sześć w skali kraju, a stworzenie nowych nie jest proste: wymagana jest nie tylko dobrze wyszkolona kadra, ale i zaplecze sportowe. W efekcie będą się uczyć albo w zwykłej podstawówce z czterema obowiązkowymi lekcjami WF, albo w takiej o profilu sportowym – z 10 zajęciami. To i tak o osiem godzin mniej tygodniowo niż w gimnazjum SMS.

Choć nowa struktura szkolnictwa ma działać od września 2017 r., nie ma przepisów pozwalających tworzyć w nowym systemie szkoły sportowe. Samorządy radzą sobie na razie na własną rękę. W warszawskim Wawrze wszystko zostaje po staremu – zespół szkół sportowych przy ul. Bajkowej zmieni się w ośmioletnią sportową podstawówkę. Na Mokotowie będzie inaczej. – Na razie nie mamy żadnych informacji. Jeśli przepisy utrudnią nam stworzenie klas sportowych, rozważymy powołanie fundacji, która sfinansuje dodatkowe zajęcia – mówi Danuta Kozakiewicz, dyrektor SP nr 103.

Problem nadwagi u uczniów zwrócił uwagę NIK. W 2011 r. Izba przyjrzała się, jak organy administracji radzą sobie z jej zwalczaniem. Raport był druzgocący. „Podejmowane działania mające na celu zapobieganie tym zjawiskom nie mają charakteru systemowego i nie są dostatecznie skuteczne” – napisali kontrolerzy NIK.

Od tej pory resorty wdrażają kilkanaście programów na rzecz poprawy zdrowia dzieci. Resort sportu prowadzi m.in.: „Mały Mistrz” (wsparcie WF dla klas 1–3), „Umiem pływać” (nauka pływania dla klas 3), „MultiSport” (promocja sportu w klasach 4–6), a także kampanie informacyjne: „WF z klasą” czy „Stop zwolnieniom z WF”. Ministerstwo Zdrowia – „POL-HEALTH: Narodowy program przeciwdziałania chorobom cywilizacyjnym”. MEN – „Zapobieganie nadwadze i otyłości oraz chorobom przewlekłym poprzez edukację społeczeństwa w zakresie żywienia i aktywności fizycznej”. Agencja Rynku Rolnego prowadzi programy: „Dopłaty do spożycia mleka i przetworów mlecznych w placówkach oświatowych” oraz „Owoce w szkole”, w ramach których dzieci otrzymują zdrowe produkty na drugie śniadanie. Efektywność tych działań jest jednak dyskusyjna.
http://forsal.pl/wydarzenia/artykuly/997.....epiej.html


Co by o PRL-u nie powiedzeć, to jednak dbał on o kulturę fizyczną. Kiedyś było tak że silni fizycznie szli do pracy fizycznej, inteligentni do biurowej a mierni zarówno fizycznie jak i intelektualnie na księży. Przy takiej tendencji to KK nie musi się bać o kryzys powołań, bardziej o spadek liczby wiernych Very Happy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:55, 30 Lis '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Azyren napisał:


Co by o PRL-u nie powiedzeć, to jednak dbał on o kulturę fizyczną. Kiedyś było tak że silni fizycznie szli do pracy fizycznej, inteligentni do biurowej a mierni zarówno fizycznie jak i intelektualnie na księży. Przy takiej tendencji to KK nie musi się bać o kryzys powołań, bardziej o spadek liczby wiernych Very Happy


Należałoby porównać % osób wierzących wśród pracowników biurowych i wśród księży oraz przeciętne zarobki pracowników biurowych i księży i z tego wyciągnąć wnioski, kto trafniej podejmuje decyzje.
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 01:30, 01 Gru '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Myślę że japiszony jednak trochę lepiej zarabiają od księży.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Świniopas




Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 657
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 22:07, 09 Gru '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Szok! Fundacja oszusta i notorycznego fałszerza na zlecenie H. Gronkiewicz-Waltz za 780 tys. zł przeprowadzi audyt warszawskiej reprywatyzacji?


Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła niedawno, że dokona niezależnego audytu warszawskiej reprywatyzacji. W tym celu ogłosiła przetarg. Najlepszą pod względem ceny ofertę złożyła Fundacja Ochrony Żydowskiego Dziedzictwa Intelektualnego i Gospodarczego "Jekke", która przez miesiąc ma ocenić czy w ciągu 26 lat reprywatyzacji doszło do nieprawidłowości. Ich cena to 780 tys. zł. Problem w tym, że prezesem Fundacji "Jekke" jest Noah Rosenkranz vel Mariusz Korniłowicz - znany oszust, notoryczny fałszerz i hochsztapler



Dla dociekliwych link do opisu dokonań pejsatego Sherlocka Holmesa - pana rosenkranza

https://forumakademickie.pl/fa/2013/11/oszust-w-prawniczej-todze/
_______________________________________
COKOLWIEK BY SIĘ NIE DZIAŁO NIE POZWÓLMY im DAĆ SIĘ PODZIELIĆ. NASZ PODZIAŁ TO ich ZWYCIĘSTWO
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Świniopas




Dołączył: 06 Sty 2016
Posty: 657
Post zebrał 0.200 mBTC

PostWysłany: 12:40, 13 Gru '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem


Jeśli przez tyle lat nie wpadliśmy na to, kto i w co tu gra, to już chyba na to nie wpadniemy nigdy.
_______________________________________
COKOLWIEK BY SIĘ NIE DZIAŁO NIE POZWÓLMY im DAĆ SIĘ PODZIELIĆ. NASZ PODZIAŁ TO ich ZWYCIĘSTWO
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 14:19, 05 Maj '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ograniczenia w handlu ziemią rolną. Sejm przyjął ustawę 14.04.2016
viewpost.php?p=316855

Ciąg dalszy - Jak to jest z tym ograniczeniem w praktyce.


Cytat:
Nie trzeba być rolnikiem, aby kupić ziemię Bartosz Turek obserwatorfinansowy.pl 5 maja 2017

Ceny ziemi rolnej

Tylko 73 osoby z ponad 5 tysięcy, które poprosiły o specjalne pozwolenie na zakup ziemi rolnej, odeszły z kwitkiem – wynika z danych Agencji Nieruchomości Rolnych. Nowe prawo ukróciło spekulacje, ale nie zamknęło drogi do rozpoczęcia kariery w rolnictwie.

Prawo obowiązujące dokładnie od roku nie pozwala na zakup ziemi rolnej osobie, która nie jest rolnikiem. Taka jest ogólna zasada, ale nie znaczy to wcale, że nie będąc rolnikiem nie może spróbować swoich sił w agrobiznesie. Wszystko za sprawą pewnej furtki, którą ustawodawca zostawił w ustawie. Chodzi o możliwość ubiegania się o specjalne pozwolenie, które wydaje Agencja Nieruchomości Rolnych (ANR). Wystarczy udowodnić, że będzie się dobrym rolnikiem i zobowiązać się do zamieszkania przez przynajmniej pięć lat na terenie gminy, na której planowany jest zakup gruntu. Ziemię tę oczywiście trzeba też uprawiać i nie można jej sprzedać przez dziesięć lat. Obostrzeń jest więc sporo. Mimo to przez dziewięć miesięcy działania nowego prawa Polacy złożyli 5051 wniosków o pozwolenie. Negatywnych decyzji było jedynie 73 – wynika z danych ANR.

Przypomnijmy, że co do zasady od 30 kwietnia 2016 roku nabywcami ziemi rolnej mogą być rolnicy indywidualni, kościoły, parki narodowe, jednostki samorządu oraz Skarb Państwa. Rolnikiem indywidualnym – w rozumieniu ustawy – jest osoba posiadająca kwalifikacje rolnicze i nie więcej niż 300 ha, która od pięciu lat mieszka na terenie gminy, gdzie posiada działkę rolną i od pięciu lat samodzielnie na niej gospodaruje.

Jest jednak kilka wyłączeń spod tej ogólnej zasady. Po 30 kwietnia 2016 roku wciąż możliwy jest wolny obrót działkami o powierzchni nieprzekraczającej 0,3 ha. Działki większe – do 0,5 ha – nierolnik kupi jedynie wtedy, gdy na działce znajduje się dom. Ciekawą furtką jest też przepis, zgodnie z którym zbywalność pod rządami nowej ustawy zachowały działki, dla których do 30 kwietnia 2016 roku wydane zostały warunki zabudowy.

Wykształcenie i chęć szczera…

Jednym z głównych zadań nowego prawa było utrudnienie spekulacyjnych inwestycji na rynku ziemi rolnej. Nie jest jednak tak, że osoba, która chciałaby wiązać swoją przyszłość z rolnictwem, nie ma możliwości założenia od podstaw gospodarstwa rolnego.
Wystarczy mieć pomysł na biznes (najlepiej zaopiniowany przez niezależną organizację), odpowiednie kwalifikacje i zobowiązać się do zamieszkania na terenie gminy, na której prowadzone będzie to nowe gospodarstwo. Co ustawodawca rozumie przez pojęcie „kwalifikacje”? Definicja jest bardzo szeroka.

Zezwolenia na zakup gruntów rolnych

Po pierwsze za posiadanie kwalifikacji uznaje się wykształcenie rolnicze – zawodowe, średnie lub wyższe. Katalog akceptowalnych kierunków i profili jest dość szeroki. Na przykład w przypadku wykształcenia wyższego kwalifikuje się aż siedem kierunków. Oprócz oczywistego rolnictwa znaleźć na tej liście można też weterynarię, zootechnikę, rybactwo, ogrodnictwo i architekturę krajobrazu. W przypadku techników i szkół zawodowych akceptowanych jest aż 26 profili, w tym m.in. pszczelarstwo, architektura krajobrazu czy melioracje, ale też ekonomia, mechanika i turystyka, jeśli kierunki te nastawione były na specjalizację rolniczą.

Na tym nie koniec. Kwalifikacje rolnicze ma też każdy posiadający nierolnicze wykształcenie podstawowe zawodowe czy gimnazjalne, jeśli ma przy okazji pięć lat stażu pracy w rolnictwie. W innych przypadkach wymagany jest przynajmniej trzyletni staż pracy.

Istnieją jeszcze dwie furtki – szczególnie atrakcyjne dla ponad sześciu milionów absolwentów szkół wyższych. Chodzi o możliwość uznania kierunków nierolniczych za rolnicze, jeśli w trakcie studiów prowadzone były zajęcia, których tematyka dotyczy produkcji roślinnej, zwierzęcej, ogrodniczej, sadowniczej lub rybnej. Takie zajęcia muszą jednak obejmować 120 godzin. Drugim ciekawym rozwiązaniem dla osób, które ukończyły studia wyższe o profilu nierolniczym, są uzupełniające kwalifikacje studia podyplomowe. Tu znowu katalog jest szeroki, bo nie jest to tylko produkcja stricte roślinna i zwierzęca, ale także tematy związane z marketingiem produktów rolnych, rachunkowością rolniczą czy agrobiznes. Tego typu studia trwają dwa semestry i kosztują około 2 – 3 tys. zł. Wymiar godzinowy to około 170-250 godzin.

Kwalifikacje nie są potrzebne, jeśli o pozwolenie występuje nie ten, kto rolną parcelę chce kupić, ale dotychczasowy właściciel ziemi. W tym wypadku niezbędne jest jednak udowodnienie, że nikt z uprawnionych ustawą podmiotów nie chciał jej kupić. Co ciekawe, jeśli ANR nie wyda wtedy zezwolenia, sama musi kupić działkę. Przez dziewięć miesięcy obowiązywania nowego prawa do Agencji wpłynęło sześć takich żądań. W połowie przypadków do transakcji już doszło, a w jednym właściciel zmienił zdanie i postanowił nie sprzedawać gruntu.

Agencja odmawia rzadko

Jeśli więc ktoś faktycznie chce rozpocząć przygodę z rolnictwem, może znaleźć sposób na legalny zakup ziemi. Dowodem jest to, że przez dziewięć miesięcy obowiązywania prawa ANR wydała 4624 zgody na zakup ponad 12 tys. hektarów. W 354 przypadkach postanowiono o umorzeniu postępowania. Powodów mogło być wiele – na przykład o pozwolenie mogły występować osoby, które pozwolenia nie potrzebowały (transakcje w rodzinie lub działkami na tyle małymi, że nie wymagały zezwolenia) lub ich wniosek zawierał braki, które pomimo prośby ANR nie zostały uzupełnione.

Tylko w przypadku 73 wniosków ANR podjął decyzję negatywną i nie zezwolił na transakcję. Co ciekawe, wnioski te dotyczyły sporych parceli. Przeciętna decyzja negatywna dotyczyła powierzchni 8,3 ha, podczas gdy zgody wydawane były na transakcje działkami o powierzchni średnio 2,6 ha.

Koniec ze spekulacyjnym wzrostem cen

Gorzej mają osoby, które chciałyby kupić ziemię w celach spekulacyjnych. Nowe prawo jest nieprzychylne wobec inwestorów, którzy chcieliby zarobić na obrocie ziemią rolną lub kupić ziemię jedynie po to, aby czerpać korzyści z dopłat bezpośrednich, nie angażując się w uprawę. Nie powinien więc dziwić spadek liczby zawieranych transakcji. Dane Ministerstwa Sprawiedliwości pokazują, że obroty na tym rynku spadły o połowę (w II półroczu 2016 roku wobec analogicznego okresu rok wcześniej).

Nie znaczy to oczywiście, że co druga zawierana transakcja miała dotychczas charakter spekulacyjny. Spadek obrotów wynika też z dostosowań do nowych zasad sprzedaży ziemi. Nie jest tajemnicą, że w ostatnim okresie obowiązywania zasad swobodnego rynku transakcji było znacznie więcej. Z powodu tego przednowelizacyjnego przyspieszenia na początku 2016 roku kolejne miesiące przyniosły spadek obrotów ziemią rolną. Jedynie część tego spadku można jednak utożsamiać z ograniczeniem zakupów spekulacyjnych.

Nie ulega wątpliwości, że spadek obrotów ziemią nie był jedynym efektem nowego prawa. Mniejszy popyt na grunty spowodował, że ceny ziemi rolnej przestały dynamicznie rosnąć. W ostatnim kwartale 2016 roku za hektar trzeba było płacić 35,8 tys. zł. To zaledwie 1,5 proc. więcej niż w analogicznym okresie przed rokiem. Jest to najniższa dynamika wzrostu od 2005 roku, czyli od kiedy dzięki GUS dostępne są odpowiednie dane.

Co niemniej ważne, w ostatnim czasie tanieje dobra ziemia. Pamiętajmy, że to właśnie urodzajne grunty są atrakcyjne dla rolników. W nowym porządku prawnym to oni mają uprzywilejowaną pozycję – tylko oni mogą kupić ziemię bez dodatkowych zgód i formalności. Rolnicy najprawdopodobniej wykorzystują tę przewagę w negocjacjach, czego efektem jest taniejąca żyzna ziemia.

Nowe prawo nie po myśli deweloperów

Niestety nowe prawo oznacza problemy dla deweloperów. Ci raczej nie spełniają definicji rolnika indywidualnego, a więc nie kupią ziemi, która jest rolna. Niestety dotychczas bardzo często deweloperzy właśnie takimi parcelami się interesowali. Dziś muszą się ograniczyć do działek niepodlegających pod ustawę o kształtowaniu ustroju rolnego lub próbować obchodzić jej przepisy. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby deweloperzy wraz z właścicielami działek rolnych ściślej współpracowali przy odralnianiu gruntów i przygotowaniu ich w sensie prawno-administracyjnym do tego, aby deweloper mógł już taką parcelę kupić i poprowadzić dalej inwestycję.
http://forsal.pl/nieruchomosci/aktualnos.....iemie.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:18, 02 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Reprywatyzacja widmo WYRÓŻNIONY poniedziałek, 29 maj 2017 Krzysztof Galimski




MSWiA nie wie, jakie nieruchomości zostały przekazane Związkowi Gmin Wyznaniowych Żydowskich.

Gdyby chcieć bardzo uprościć tę historię i sprawić, że nikt nie zacznie się zastanawiać, czy jest tu jakieś drugie dno, wystarczy napisać, że mowa o trwającym od 1997 roku zwrocie majątków gmin żydowskich, które były ich własnością przed II wojną światową. Skoro nieruchomości i grunty były ich, to trzeba oddać. Skoro stworzono do tego odpowiednią ustawę, a na jej podstawie państwową komisję podległą obecnie Ministerstwu Spraw Wewnętrznych i Administracji, nikt nie powinien mieć obaw, że coś w trwającym od kilkunastu lat procesie pójdzie nie tak. A jednak poszło. I wszyscy udają, że nie widzą problemu.

Ustawą po łapkach

Niedawno, niedawno temu, w naszym „pięknym i bogatym kraju”, prezydent Aleksander Kwaśniewski podpisał ustawę o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich. Ustawa z 20 lutego 1997 roku zakłada, że spadkobiercami majątków należących przed wojną do gmin żydowskich, staje się Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich, któremu należy oddać to, co do instytucji żydowskich przed wojną należało. Zgodnie z ustawą, poza gminami żydowskimi podlegającymi Związkowi Gmin, powołana została specjalna Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego, która statutowo miała dbać o to, co „odzyskane” (mowa o budynkach, cmentarzach, mykwach, synagogach itp.). Poza tym, aby usprawnić proces zwracania majątku, nasze państwo ze swojej strony stworzyło komisję, w skład której wchodzą zarówno członkowie strony rządowej, jak i wyznaniowej. Od chwili powołania w 1997 roku, celem działalności Komisji Regulacyjnej ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich (działającej najpierw przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji, a po zmianach przy MSWiA) miało być przyjmowanie od gmin żydowskich wniosków o zwrot majątków. Komisja miała być więc siłą sprawczą i Temidą całego procesu restytucji, tak samo, jak FODŻ miało zajmować się „ochroną” dziedzictwa żydowskiego. O ile działalność fundacji, która nagle zmieniła zakres swojej działalności, kontroluje sam Związek Gmin, o tyle Komisja Regulacyjna odpowiada prawnie i płaci swoim członkom z publicznych pieniędzy. Pieniędzy, o których dokładnych sumach i przeznaczeniu, nikt nie ma pojęcia.

Komisja widmo

Ponieważ mnożą się pytania, dzwonimy do Komisji Regulacyjnej. Telefon milczy. Chcemy dopytać o działalność, zwłaszcza że prace są już daleko za półmetkiem. Ile zwrócono? Komu dokładnie? Za jakie grunty? W obiegu publicznym brak jakichkolwiek faktów. Nikt nie chce podsumować restytucji majątku żydowskiego, jakby to był zakazany temat. Im głębiej wchodzimy w sprawę, tym mniej faktów, a więcej bulwersujących pytań. I zaczynają się uniki, bo MSWiA zapytane kilka razy o dokładne informacje o procesie restytucji, w tym listę gruntów i nieruchomości, wyceny i sposób zakończenia spraw, próbuje nas zbyć. Wysłane pytania czekają kilka tygodni na odpowiedź. Dopiero po telefonicznych interwencjach otrzymujemy szczątkowe informacje.



Choć Komisja Regulacyjna to ciało państwowe, trudno czegokolwiek dowiedzieć się o jej działalności. Nie ma ani śladu jakiegokolwiek raportu, listy gruntów i nieruchomości, czy choćby nawet sprawozdań z jej prac. Ministerstwo jest w stanie jedynie posłużyć się ogólnymi danymi, z których wynika, że do dziś ugody zawarte przed Komisją Regulacyjną przewidują dla Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich i gmin wyznaniowych żydowskich rekompensatę pieniężną w wysokości 28 196 035 zł. Ponadto przyznano wnioskodawcom odszkodowania w wysokości ogółem 58 399 515,18 zł. Jednak i te ogromne kwoty mogą być wierzchołkiem finansowej góry. Bo nie tylko my nie możemy się dowiedzieć, jakim majątkiem komisja tak naprawdę obraca. Pojęcia nie mają także ci, którzy cały proces restytucji powinni nadzorować. Po dwóch miesiącach podchodów, biuro prasowe MSWiA w końcu przyznało, że nie istnieje żadne zestawienie nieruchomości, które oddano lub za które przyznano odszkodowanie. Państwo polskie nie ma pojęcia, co oddało i w związku z tym, ile jest to naprawdę warte. Bo skoro brak szczegółowych informacji o tym, co oddano i ile było warte (a często mówimy o prestiżowych lokalizacjach nieruchomości w centrach największych miast), to na jakiej podstawie i wedle jakich kryteriów wypłacono te pieniądze?

Biuletynu brak

Telefony milczą, odpowiedzi na maile nie przychodzą. Szukamy dalej, całkowicie na własną rękę. I niestety, odkrywamy kolejny bulwersujący fakt. Komisja Regulacyjna ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich nie dosyć, że nie prowadzi rejestru majątku zwróconego i tego, za który wypłacono odszkodowania i wypłaty z tytułu zawartych ugód, to jeszcze nie prowadzi Biuletynu Informacji Publicznej. I to od początku działalności. MSWiA zapytane o to wielokrotnie milczy. A przecież mowa o przestępstwie, zagrożonym karą pozbawienia wolności. – Wszelkie posiadane przez Komisję informacje publiczne są udostępniane w zakresie określonym ustawą z dnia 6 września 2001 r. o dostępie do informacji publicznej – tłumaczy Biuro Prasowe ministerstwa. Tyle że to właśnie ta ustawa bezwzględnie nakazuje stworzenie i utrzymywanie Biuletynu.

Związek Gmin Wyznaniowych Żydowskich, mimo tego, że wyznacza połowę składu Komisji Regulacyjnej, odżegnuje się od odpowiedzialności za brak przejrzystości działań tego organu. – Za nadzór nad pracą Komisji Regulacyjnej ds. Gmin Wyznaniowych Żydowskich, w tym także za politykę informacyjną i sprawozdawczość odpowiada Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji – tłumaczy przewodniczący ZGWŻ, Lesław Piszewski.

Gdzie te pieniądze?

Sprawie dodaje emocji słynny artykuł Wojciecha Surmacza „Kadisz za milion dolarów”. Opisano tam dokładnie proceder odzyskiwania i następnie szybkiej sprzedaży wartościowych gruntów. Dawne synagogi i żydowskie cmentarze trafiały niemal natychmiast do rąk deweloperów. O ochronie żydowskiego dziedzictwa i poszanowaniu historii nie było nawet mowy. Po tym, jak w 2013 roku ukazał się w magazynie „Forbes”, dziennikarza zwolniono. Dyskusje wokół rzekomej afery szybko wyciszono. A restytucja jak trwała, tak trwa. Mimo że już wiele lat temu powinna była się zakończyć. – Komisja Regulacyjna do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich wszystkie złożone wnioski wszczęła przed 12 maja 2012 r. – informuje biuro prasowe MSWiA. To data wynikająca z ustawy. Do tego dnia powinien zostać złożony ostatni wniosek. Jako że od tamtego momentu minęło już pięć lat, to można by domniemywać, że Komisja powinna już kończyć pracę nad ostatnimi wnioskami. Nic bardziej mylnego. Garść statystyk: Ogółem do Komisji Regulacyjnej do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich złożono 5544 wniosków, z czego 40 wniosków zostało złożonych przez podmioty nieuprawnione i z uwagi na powyższe wnioski te zostały odrzucone przez Komisję. Wszczęto 5504 postępowań, odbyło się 7403 rozpraw. 2752 postępowań zostało całkowicie lub częściowo zakończonych, z czego: 661 zakończono ugodą, 515 zakończono orzeczeniem (całkowicie lub częściowo) uwzględniającym wniosek, 999 zakończono wydaniem orzeczenia o umorzeniu postępowania regulacyjnego, 512 zakończono orzeczeniem o oddaleniu (odrzuceniu) wniosku, w 96 postępowaniach nie uzgodniono orzeczenia. Zawieszono 65 postępowań regulacyjnych. Czyli prawie połowa postępowań jeszcze się toczy. I końca prac nie widać.
https://gf24.pl/media/k2/items/cache/78afaacbba3bca41a1ce9f675afbba4f_L.jpg
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 16:49, 24 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Andrysiak: PiS się wystraszył, sitwa zostaje [FELIETON] andrysiak 24.06.2017

Werble zagrały, zaśpiewano pieśń radości, wójtowie i burmistrzowie odetchnęli z ulgą. Jarosław Kaczyński padł. Pod naciskiem samorządowców, także z własnej partii, wycofał się z wprowadzenia wstecznej kadencyjności w samorządach. Demokracja górą. Czyżby?

Jak każdy polski problem, i ten wtłoczyliśmy w polsko-polską wojnę. Kto pisior – ten za, kto platfus – przeciwko. A przecież jak zwykle sprawa jest bardziej skomplikowana. Dwukadencyjność nie rozwiązałaby wszystkich problemów samorządu, ale ograniczyła te najistotniejsze – nepotyzm i stagnację. Bo w wielu samorządach naczelna zasada brzmi: trwać.

Niewiele PiS państwa naprawił, ale w tej jednej sprawie miał rację. Tyle już prawa nagiął lub złamał, że mógł pójść do przodu. Z korzyścią dla samorządności.

Ogłoszony wczesną wiosną przez Prawo i Sprawiedliwość pomysł ograniczenia kadencji w samorządach do dwóch, w dodatku wprowadzony wstecz, czyli od zaraz, wójtowie, burmistrzowie i prezydenci gremialnie uznali za niedemokratyczny. To łamanie konstytucji i zamach na samorządność, argumentowali, PiS chce przejąć gminy, miasta i powiaty, i o to w tej awanturze chodzi, a nie o dobro wspólne i naprawienie błędów. Nic tak jak samorządność po 1989 r. nam się nie udało i opowiadanie, że to siedlisko zła i układów, nijak się ma do rzeczywistości. Bo przecież się rozwijamy. Zdobywamy środki unijne, budujemy drogi, kanalizację, baseny i obwodnice, przecież wysyłamy dzieciaki na erasmusy, prowadzimy programy społeczne i aktywizujemy mieszkańców, walczymy z bezrobociem. Od tego jesteśmy, nie od polityki, ta wciska nam się drzwiami i oknami nieproszona i nie daje pracować.

Jest w tym opisie prawda, ale obejmuje on tylko fragment samorządowego podwórka. W dyskusjach o kadencyjności lubimy przywoływać przykłady dużych miast, bo one zarządzane są bardziej jak korporacje niż instytucje publiczne. Więc gdzie problem? Ale Polska powiatowa i gminna to inny świat, w którym najbardziej pożądanym dobrem jest praca w jednostce samorządowej. Dystrybucja takiej pracy jest narzędziem uprawiania polityki. Ludzie z ambicjami i aspiracjami, jeśli nie chcą wyjeżdżać, mają tylko dwie drogi: własny biznes lub samorząd. Ten pierwszy jest ryzykowny, często nie wychodzi, ten drugi daje pieniądze i prestiż. Problem w tym, że komu uda się tam wejść, zrobi wszystko, by tam pozostać. Dosłownie wszystko.

Jak prowincjonalna samorządność wygląda w praktyce? Weźmy za przykład powiat Polski południowej. Mniejsza o nazwę, nie chodzi tu o piętnowanie, lecz wiarygodny opis. Ma niecałe 100 tys. mieszkańców, jedno większe miasto, dwa malutkie i kilkanaście gmin. Główne miasto jest przemysłowe, powiat rolniczy. Działają największe partie, kilka stowarzyszeń, fundacje. Oczywiście domy kultury, biblioteka. Średnie zarobki – według danych Głównego Urzędu Statystycznego – ledwie przekraczają trzy tysiące. Brutto, oczywiście.

Teraz władze. W czteroosobowym zarządzie powiatu sami długoletni samorządowcy i politycy. Bez doświadczenia biznesowego. Dwoje zajmuje się polityką od początku pracy zawodowej, nigdy nie robiło czegoś innego. Średnie zarobki tej czwórki oscylują w okolicach 10 tys. zł miesięcznie. Poza samorządem tak dobrze płatnej pracy nie znajdą, bo nie mają dobrego wykształcenia ani umiejętności. Rządzą w tym samym układzie kolejną kadencję, szykują się do następnej. Koalicja jest chybotliwa, więc zarządzają inwestycjami. Ta metoda sprowadza się do budowania/remontowania/naprawiania w miejscowościach, w których niepewni radni zdobywają najwięcej głosów. Dzięki inwestycjom już nie są niepewni.

Największą jednostką podległą powiatowi jest szpital. Duży. To wiele miejsc pracy, ale nie tylko medycznych. Pożądanych przez lud, bo kodeksowych. Takich, gdzie przestrzega się reguł: jest umowa o pracę, jest urlop, nikt nie wywala za dłuższe zwolnienie lekarskie. Powiat wciska więc tam swoich, licząc na wdzięczność. Poprzedni dyrektor tego wciskania nie wytrzymał i zrezygnował, obecny walczy. Nie wiadomo, ile wytrzyma.
[...]
http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/1052.....ieton.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3486
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:53, 25 Cze '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Prezes czeskiego Sądu Konstytucyjnego o polskim TK
To, co dzieje się z polskim Trybunałem Konstytucyjnym, jest alarmujące i wstrząsające - mówi Pavel Rychetský. Prezes czeskiego Sądu Konstytucyjnego bardzo krytycznie wypowiedział się także o wystąpieniu sędziego Lecha Morawskiego podczas spotkania prezesów Sądów Konstytucyjnych Grupy Wyszehradzkiej. - Scharakteryzował sytuację w Polsce słowami, że w Polsce jest wojna. Już to mną wstrząsnęło. Potem wyjaśnił, że to wojna między patriotami po jednej stronie a zdrajcami i kolaborantami z drugiej. Właściwie było to nienawistne wystąpienie - opisuje Rychetský.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/prezes-c.....tk/phjlhzh
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3486
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 14:10, 10 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Polska w lipcu 2017

Scharakteryzował sytuację w Polsce słowami, że w Polsce jest wojna. Już to mną wstrząsnęło. Potem wyjaśnił, że to wojna między patriotami po jednej stronie a zdrajcami i kolaborantami z drugiej. Właściwie było to nienawistne wystąpienie - opisuje Rychetský.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/prezes-c.....tk/phjlhzh


Dwa miesiące bez zakupów, likwidacja 40 tys. miejsc pracy, 4 mld mniej niż w budżecie - w "Temacie dnia" o zakazie handlu w niedziel
http://wyborcza.pl/10,82983,22065867,dwa.....BoxBizLink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:23, 12 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Goska napisał:
Polska w lipcu 2017

Scharakteryzował sytuację w Polsce słowami, że w Polsce jest wojna. Już to mną wstrząsnęło. Potem wyjaśnił, że to wojna między patriotami po jednej stronie a zdrajcami i kolaborantami z drugiej. Właściwie było to nienawistne wystąpienie - opisuje Rychetský.
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/prezes-c.....tk/phjlhzh


Pavel Rychetský powiedział:
Usłyszałem od niego także, że Trybunałowi Konstytucyjnemu nie wolno przedstawiać interpretacji konstytucji. Że konstytucja nie należy do Trybunału, lecz do całego narodu. To mi przypomniało czasy Josifa Wisarionowicza Stalina. http://www.dw.com/pl/prezes-czeskiego-są.....a-39393930

Pavel Rychetský jest prezesem Sądu Konstytucyjnego Republiki Czeskiej od 2003 roku
http://www.dw.com/pl/prezes-czeskiego-są.....a-39393930

Pavel Rychetský członek Partii Komunistycznej od 1966 do 1969
https://cs.wikipedia.org/wiki/Pavel_Rychetský

13 maja 2009 r. Sejm w Czechach uchwalił ustawę konstytucyjną o skróceniu piątej kadencji Izby Poselskiej. [1]
Za ustawą głosowało 172 posłów, przeciw 9 posłów. [2] Izba Poselska w Czechach liczy 200 posłów.
28 maja ustawę przyjmuje Senat.
15 czerwca podpisuje prezydent Czech, który ustala termin przedterminowych wyborów - 9 i 10 października 2009 r.

26 sierpnia 2009 r. (44 dni przed przedterminowymi wyborami) termin składania list kandydatów na posłów.

26 sierpnia 2009 r. adwokat w imieniu posła (poseł - Miloš Melčák (członek partii komunistycznej w latach 1961-1970)) [3] składa skargę konstytucyjną na niezgodność z prawem ustawy konstytucyjnej o skróceniu kadencji poselskiej i decyzji Prezydenta o ustaleniu przedterminowych wyborów.

1 września 2009 r. Sąd Konstytucyjny postanawia tymczasowo wstrzymać wykonanie postanowienia Prezydenta o przedterminowych wyborach.

10 września 2009 r. Sąd Konstytucyjny orzeka o niezgodności z konstytucją ustawy konstytucyjnej z dnia 28 maja 2009 r.

Wyrokowi podporządkowują się inne organy konstytucyjne Czech.

Dla konstytucjonalisty przypadek ten jest ciekawy przynajmniej z kilku powodów.
Po pierwsze, interesująca jest kwestia jednorazowych ustaw konstytucyjnych jako źródeł prawa.
Po drugie, pojawia się problem tzw. jądra konstytucji, jako kategorii ograniczającej zmiany ustawy zasadniczej.
Po trzecie, kompetencji Sądu Konstytucyjnego do badania jednorazowych ustaw konstytucyjnych.
Poza tym pojawił się jeszcze problem wstecznej mocy prawnej wskazanego aktu.
http://orka.sejm.gov.pl/przeglad.nsf/0/E...../ps100.pdf


Skarżącym był poseł Miloš Melčák. W roku 2006 wybrano go z listy partii socjaldemokratycznej, ale wkrótce po wyborach usunięto go z partii ponieważ w niejasnych okolicznościach udzielił poparcia rządowi Toplánka; odtąd był posłem bezpartyjnym. Trybunał rozpoznał skargę w rekordowym tempie – w ciągu 15 dni.

Skarżącemu groziła utrata ośmiu miesięcznych diet poselskich.

http://forumprawnicze.eu/attachments/article/117/3-2011%20Kudelka.pdf

Goska napisał:

Dwa miesiące bez zakupów, likwidacja 40 tys. miejsc pracy, 4 mld mniej niż w budżecie - w "Temacie dnia" o zakazie handlu w niedziel
http://wyborcza.pl/10,82983,22065867,dwa.....BoxBizLink


Jeszcze w 1980 r. nie do pomyślenia była praca w handlu w niedzielę, a postulowano wolne soboty.

Dwudziesty pierwszy postulat
Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy.
21 POSTULATÓW Z 17 SIERPNIA 1980 ROKU
http://www.solidarnosc.org.pl/21-postulatow


Przypisy
----
[1]
https://translate.googleusercontent.com/.....lj74vH2wlg

[2]
http://www.microsofttranslator.com/bv.as.....a%2Ff2.htm

[3]
https://cs.wikipedia.org/wiki/Miloš_Melčák
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:59, 13 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Zakopane niezgodnie z prawem pobiera opłatę klimatyczną 10.07.2017 IAR


Do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia Zakopane nadal może pobierać opłatę miejscową (fot. Flickr/ Francisco Manzano)

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie uznał, że Zakopane niezgodnie z prawem pobiera tak zwaną opłatę klimatyczną. Uchwałę wprowadzającą opłatę miejscową zaskarżył turysta Bogdan Achimescu, który w pozwie twierdził, że podatek nie powinien być pobierany ze względu na duże zanieczyszczenie powietrza w stolicy Tatr. Sąd przyznał rację turyście.

Sędzia uzasadniała, że miasto wprowadzając przepisy, nie udowodniło, iż powietrze spełnia odpowiednie normy. Wyrok jest nieprawomocny.

Prawnik reprezentujący Zakopane zapowiedział złożenie skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia Zakopane nadal może pobierać opłatę miejscową.

Każdy turysta spędzający noc w mieście płaci dodatkowe 2 złote.
http://www.tvp.info/33163094/zakopane-ni.....limatyczna
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:48, 17 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Masło mocno podrożało. Wyjaśniamy, skąd wzięły się takie ceny [Analiza] 2017-07-16 Michał Żuławiński


Masło podrożało i to mocno – za kostkę płacimy blisko dwukrotnie więcej niż rok temu. Można z tego powodu narzekać i przeklinać, na czym świat stoi. Można oskarżać sklepikarzy, producentów czy polityków. Można też zagłębić się w prawdziwe przyczyny wzrostu cen.

Nie licząc chleba, trudno o coś bardziej powszedniego niż masło. Mimo konkurencji ze strony margaryn, od lat cieszy się ono w Polsce stabilną popularnością. Chociaż spożycie masła nad Wisłą nie jest już tak wysokie, jak u schyłku PRL (w 1989 r. około 9 kg rocznie na mieszkańca), to utrzymywany od połowy lat 90. wynik na poziomie ponad 4 kg per capita sytuuje nasz kraj w unijnej czołówce.

Dane za 2015 r. (Bankier.pl na podstawie CLAL)

W tym roku śmiało można jednak prognozować zmiany w wielkości konsumpcji, właśnie ze względu na wzrost cen. Oczywiście, w przeciwieństwie do wspomnianych już czasów słusznie minionych, w Polsce nie ma jednej ceny masła – hipermarket i sklep osiedlowy mają zarówno inne poziomy kosztów, jak i marż detalicznych. Obecnie nawet w dyskontach zapłacimy około 5-6 złotych za kostkę. To poziomy cen dalece odbiegające od tych, do których przez lata zdążyliśmy się przyzwyczaić. Ważna uwaga – przed laty kostki zazwyczaj ważyły 250 g, w pewnym momencie wagę obniżono do 200 g, by zachować ceny, do których Polacy się przyzwyczaili (to nie tylko ciekawostka, ale informacja istotna przy stosowaniu dawnych przepisów kulinarnych).

Pewnym punktem odniesienia dla cen masła na półkach sklepowych mogą więc być ceny na rynkach hurtowych, o których regularnie informują rozmaite instytucje publiczne. Najwygodniej jednak posłużyć się notowaniami w serwisie SpotData – na wykresie widzimy zagregowane dane z cotygodniowych biuletynów Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

(SpotData.pl)

Rzut oka na twarde dane nie pozostawia wątpliwości – ceny masła w ostatnich tygodniach wystrzeliły do historycznych rekordów. 22 złote za kilogram masła to o 72 proc. więcej niż na początku lipca 2016 r. Jak również widać na wykresie, w przeszłości ceny masła podlegały wahaniom, lecz nigdy nie zanotowały takiego wystrzału po uprzednim mocnym wyhamowaniu.

Drobnym pocieszeniem może być to, że na zachodzie Europy ceny wzrosły nawet mocniej: we Francji o 80 proc., w Niemczech i Holandii o 90 proc., a we Włoszech nawet o 100 proc. w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. Nic więc dziwnego, że francuskie „Le Figaro” obawia się, że wzrosną ceny croissantów, brytyjski „Guardian” już teraz ostrzega przed niedoborami masła przed świętami Bożego Narodzenia, a niemiecki „Die Welt” bije na alarm, ogłaszając najwyższe ceny masła w najnowszej historii. Innymi słowy – przyczyn wzrostu cen masła szukać należy poza Polską, a nawet poza Europą.

Kwoty do lamusa

Zostańmy jeszcze jednak na moment w UE i cofnijmy się do 2015 r. Komisja Europejska zdecydowała wówczas, że po 31 latach obowiązywania, system kwot mlecznych zostanie zniesiony (w 1984 r. w ramach Wspólnej Polityki Rolnej rozpoczęto limitowanie produkcji, ponieważ podaż przewyższała popyt, a dopłaty i skupy interwencyjne uznano za nieopłacalne). Jak nie trudno się domyślić, zniesienie limitów doprowadziło do zwiększenia produkcji.

- Kiedy w UE zniesiono limity, podaż mleka gwałtownie wzrosła. To normalne, każdy chciał zarobić. W związku z tym rolnicy zaczęli produkować dużo. Większa podaż spowodowała spadek cen i ten spadek najbardziej dotkliwy był w pierwszym półroczu 2016 r. – komentuje Lech Karendys, dyrektor wydziału handlu SM MLEKPOL w Grajewie, producenta mleka i masła marki „Łaciate”.

Jak dodaje, niższe ceny mleka mocniej uderzyły w producentów zachodnioeuropejskich, ze względu na wyższe koszty – robotnikowi rolnemu we Francji, ze względu na brak chętnych do pracy, zapłacić trzeba więcej, niż wynosi tamtejsza płaca minimalna (obecnie 1480 euro).

(Bankier.pl na podstawie CLAL)

Co ciekawe, polscy mleczarze, jako jedyni z czołowych producentów masła, przetrzymali chudy okres, w trakcie którego udało im się zwiększyć produkcję do ponad 200 tysięcy ton. Dzięki temu, Polska wyprzedziła Irlandię i wskoczyła na podium największych producentów masła w UE. Na osobne omówienie zasługuje przypadek Holandii, która w tym roku musi o ok. 10 proc. zredukować pogłowie krów mlecznych ze względu na przekroczenie limitów z zakresu ochrony środowiska. To z pewnością wpłynie na tamtejszą produkcję.

Produkcja masła spadła jednak nie tylko w UE. Jak przypomina Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska, gorsze wyniki w ubiegłym roku odnotowano także wśród innych największych światowych eksporterów produktów mlecznych – USA, Australii, Argentyny czy Nowej Zelandii. Ten ostatni kraj jest o tyle ważny, że jest największym eksporterem masła na świecie. Podsumowując, w ostatnich miesiącach na świecie produkowano mniej masła, wobec czego jego cena wzrosła.

Odtłuszczony problem w proszku

Nim przejdziemy do drugiej, popytowej strony medalu, warto zrobić krótką przerwę, aby zająć się samym procesem produkcyjnym masła. Zapewne każdy wie, że robi się je (najczęściej) z mleka krowiego, jednak to dopiero początek brzemiennej w ekonomiczne skutki historii.

- Mamy litr mleka krowiego zawierający średnio 4 proc. tłuszczu. Możemy przeznaczyć ten litr na mleko spożywcze 3,2 proc., jednak wtedy zostanie nam niewiele tłuszczu. Możemy cały tłuszcz zebrać, sprzedać masło, śmietanę lub śmietankę w proszku, a zostawić samo odtłuszczone mleko. Biznes robi się, patrząc z punktu widzenia tłuszczu i pozostałości, sumarycznie. Na jednym produkcie się traci, na innym się zyskuje – tłumaczy Lech Karendys z SM Mlekpol.

Bruksela, styczeń 2017 r. Rolnicy rozsypują mleko w proszku w proteście przeciwko działanim KE. (fot. Francois Lenoir / FORUM)

To właśnie odtłuszczone mleko w proszku (OMP, ang. SMP) jest jednym z istotnych czynników stojących za obecnymi cenami masła. Lata „mlecznej górki” doprowadziły do powstania zapasów tego produktu. Spora w tym rola interwencyjnego skupu prowadzonego przez Komisję Europejską, który pierwotnie wspierał rolników i producentów, a teraz jest dla nich sporym problemem – kilkaset tysięcy ton sproszkowanego mleka wciąż może wywierać negatywną presję na ceny produktu ubocznego produkcji masła.


W efekcie zamiast pakietu „masło i odtłuszczone mleko w proszku”, kierowani chłodną kalkulacją ekonomiczną producenci przeznaczali mleko na produkcję np. serów czy pełnotłustego mleka w proszku. Podaż tych dóbr rosła dzięki czemu nie doszło do takiego wystrzału ceny, jak w przypadku masła.

Ceny masła (butter), odtłuszczonego mleka w proszku (SMP), pełnotłusego mleka w proszku (WMP) i sera cheddar w euro za 100 kg. (Komisja Europejska)

- Mamy taki paradoks, że mimo wszystko produkcja masła spada. Jest to związane z tym, że pozostający z produkcji masła surowiec wykorzystywany jest do produkcji OMP, która obecnie jest mało opłacalna. Dlatego skupione mleko producenci wolą przeznaczać na produkcję innych wyrobów, np. serów, których ceny również wzrosły – mówi Paweł Wyrzykowski, ekonomista banku BGŻ BNP Paribas.

Apetyt biedniejszych…

Zgodnie z wcześniejszą obietnicą, zajmijmy się teraz stroną popytową. Na wykresie spożycia per capita zabrakło jednego, bardzo istotnego kraju – Chin. Przeciętnie każdy z 1,3 mld mieszkańców Państwa Środka spożywa rocznie jedynie 0,1 kg masła (a więc 43-krotnie mniej od statystycznego Polaka), lecz mimo to kraj za Wielkim Murem pozostaje zdecydowanie największym importerem tego oraz innych produktów mlecznych.

W ostatnich kilkunastu miesiącach, kiedy podaż mleka i masła wyraźnie wyhamowała, globalny popyt był jednocześnie podbijany przez wzrost zapotrzebowania w Chinach. Dość powiedzieć, że w 2016 r. – czyli, jak już wspomniałem, roku obniżonej produkcji w UE i u innych eksporterów - Państwo Środka zwiększyło import produktów mlecznych o 20 proc., w tym masła o 15 proc., serów o 29 proc., mleka w proszku o 20 proc., a jogurtu i maślanki o ponad 100 proc. w stosunku do 2015 r. Ponadto, jak nieoficjalnie przyznają polscy producenci, tajemnicą poliszynela jest, że mimo obowiązującego embarga, masło z Europy znów pewnymi kanałami trafia na rynek rosyjski.

Import masła w okresie styczeń-kwiecień (Komisja Europejska)

Dane za rok obecny (oraz prognozy KE) wskazują, że główni importerzy produktów mlecznych mają na nie mniejszy apetyt niż w 2016 r. W przypadku samego masła roczny wzrost w okresie styczeń-maj wyniósł jedynie 2,3 proc. Do Chin, Meksyku i USA, warto dodać jeszcze zakochane w maśle państwa Bliskiego Wschodu, w przypadku których wzrost importu ograniczają niższe wpływy ze sprzedaży ropy i gazu.

... i nowe mody bogatszych

Rynki wschodzące to ważny, ale nie jedyny gracz na maślanym rynku. Trendy obserwowane w krajach rozwiniętych wskazują, że popyt na masło jest coraz silniejszy.

- W USA powoli wycofuje się tłuszcze trans z używania ich w produktach żywnościowych. Zastępuję innymi tłuszczami, szczególnie właśnie masłem. W związku z tym w USA zwiększył się popyt. Do tego rośnie konsumpcja masła w UE i na rynku krajowym – dodaje Paweł Wyrzykowski z BGŻ BNP Paribas.

Wpływ na zmiany zachowań konsumentów mają czynniki tak z pozoru od siebie dalekie, jak nowe badania naukowe, według których spożywanie masła wcale nie wywołuje wielu przypisywanych mu chorób oraz… globalna lawina kulinarnych programów telewizyjnych, która wywołała modę na gotowanie i pieczenie w domu.

- Społeczeństwo polskie trochę się wzbogaciło. W wielu produktach zaczyna się używać masła zamiast olejów. Wiele złego mówiono o oleju palmowym, o oleju kokosowym, więc przestaje się ich używać, a ludzie skłaniają się ku naturalnym produktom, takim jak masło - dodaje Lech Karendys z Mlekpolu, przypominając, że masło dodaje się np. do coraz popularniejszych lodów z wyższej półki cenowej.

Maślani spekulanci

Do oczywistego popytu natury fundamentalnej dodać należy jeszcze nieco bardziej tajemniczy czynnik w postaci popytu ze strony spekulantów. O zjawisku tym najgłośniej mówiło się kilka miesięcy temu, gdy ceny masła dopiero podrywały się do lotu. Sama spekulacja na maśle również może przybierać różne oblicza.

- Kilka światowych firm wykupiło dużo produktu z rynku, by spowodować jego pozorny brak i teraz stopniowo wypuszczają go do sklepów – mówił w ubiegłym roku na łamach „Gazety Pomorskiej” Mariusz Falgowski, prezes Kujawskiej Spółdzielni Mleczarskiej we Włocławku.

(fot. Digifoodstock / )

Spekulacji próbować mogą też sami producenci, choć oczywiście muszą mieć ku temu możliwości. Ostatecznie towar trzeba gdzieś przechować i chociaż zamrożone masło może leżeć nawet kilkanaście miesięcy, to magazynowanie generuje koszty. „Gdybym wiedział, że na jesień masło będzie po 25 złotych za kilogram, to kupiłbym 1000 ton, po co wtedy pracować” – mówi obrazowo jeden z naszych rozmówców z branży mleczarskiej.

Wpływać na globalny rynek masła można nie tylko odbierając towar od mleczarni i przechowując go w nadziei, że ceny jeszcze wzrosną. Masłem handluje się na światowych giełdach towarowych, a ceny tam ustalane przekładają się na ceny obowiązujące w całej branży. Wystarczy więc kupić kontrakt terminowy na masło, np. na giełdzie w Chicago, a w dniu jego rozliczenia zainkasować zysk (jeżeli cena pójdzie w górę) lub zrealizować stratę (gdy ceny spadną).

- Wraz z rosnącą finansjalizacją rynków rolnych, w tym rynku mleka, a także jego globalną integracją obserwuje się wzrost zmienności cen produktów mlecznych, która znajduje odzwierciedlenie w wyższej dynamice zmian na rynku – dodaje dziś Jakub Olipra z Credit Agricole.

Dołki i górki mleczno-maślane

Zarówno wykres obrazujący wielkość produkcji masła, jak i wykres jego cen, pokazują, że na rynku tym mamy do czynienia z pewną cyklicznością. W ścisły sposób jest ona powiązana z cyklicznością rynku mleka, a ten, jak każdy inny rynek produktów zwierzęcych, nie zawsze jest w stanie szybko dostosować się do zmieniających się warunków.

- Rynek mleka charakteryzuje się cyklicznością. Badania naukowe wskazują że cykl na rynku mleka trwa ok. 30 miesięcy, licząc od szczytu do szczytu. Cykliczność na rynku mleka wynika, podobnie jak w przypadku innych rynków produkcji zwierzęcej, z ograniczonej możliwości szybkiego dostosowania podaży przez producentów w reakcji na zmieniającą się cenę – mówi Jakub Olipra.

(Bankier.pl na podstawie CLAL)

„Dostosowanie podaży przez producentów w reakcji na zmieniającą się cenę” to nic innego jak decyzja o hodowli dodatkowych krów mlecznych, zakupie kolejnych maszyn, zaangażowaniu nowych pracowników itp. Nie da się zwiększyć produkcji z dnia na dzień. Jak przekonują eksperci, właśnie w tym momencie światowy rynek mleka osiąga punkt zwrotny – zachęcona wyższymi cenami strona podażowa zacznie zwiększać produkcję, podczas gdy globalny popyt nieco wyhamuje.

- Osłabienie tempa wzrostu światowego popytu na produkty mleczne na początku br. przy postępującej odbudowie produkcji mleka wśród największych eksporterów produktów mlecznych wskazuje, że światowy rynek mleka znajduje się najprawdopodobniej blisko punktu zwrotnego i w III kw. br. wejdzie w spadkową fazę cyklu – czytamy w raporcie „Agromapa” autorstwa ekonomistów Credit Agricole Bank Polska.

Branży idzie jak po maśle

O rolnikach lub przetwórcach najgłośniej jest zazwyczaj, gdy narzekają, że produkcja tego czy innego towaru jest nieopłacalna. Branża mleczarska z pewnością daleka jest obecnie od pytania „jak żyć?”. Zamiast tego, polscy przedsiębiorcy rozwijają skrzydła, również poza krajem.

- Dwa lata kryzysu wymusiły na zakładach rozszerzenie swoich rynków zbytu. Wiemy, że skoro w Polsce spożycie na jednego mieszkańca stanowi połowę spożycia w krajach Starej Unii, to przy naszej produkcji mleka musimy 30-40 proc. wyeksportować, bo inaczej nie jesteśmy tego stanie w Polsce skonsumować. Wszystkie zakłady starają się eksportować nadwyżki – mówi jeden z przedstawicieli polskiej branży mleczarskiej.

Rozwój polskiego eksportu dokonywał się na przestrzeni całej ostatniej dekady. Embargo na handel z Rosją odbiło się na branży, lecz z drugiej strony otworzyło wiele nieeksplorowanych wcześniej kierunków eksportowych.

(thetaXstock)

- Według danych Eurostatu, w latach 2007-16 wartość eksportu produktów mleczarskich z Polski wzrosła o 66 proc. do 1,47 mld euro. Wartość eksportu do krajów pozaunijnych rozwijała się dynamiczniej niż wartość sprzedaży na rynek unijny – wzrost odpowiednio o 169 proc. i 47 proc. - czytamy w pięćsetnym numerze „Agro Tygodnia”, biuletynu wydawanego przez BGŻ BNP Paribas. Eksport masła w omawianym okresie wzrósł o 86 proc., do 45 tys. ton.

Eksport jest obecnie tak opłacalny, że polscy producenci mogliby zwiększać dostawy kosztem sprzedaży w kraju. Takie działanie niosłoby jednak inne ryzyko, a przecież nikt nie zagwarantuje, że za jakiś czas ceny mocno nie spadną.

- Chcemy utrzymywać rynek krajowy, żeby go potem nie stracić. Poza tym musimy realizować kontrakty z naszymi klientami, a przede wszystkim utrzymywać relacje z konsumentami. Jeżeli całkowicie wylecimy z rynku, to potem może być różnie. Staramy się więc pogodzić dostawy krajowe z eksportem – mówi Lech Karendys z SM Mlekpol.

To nie maślany sPiSek

O cenach masła głośno zaczyna być także w Polsce. Niestety, sporo osób do tematu podchodzi od nie do końca właściwej, politycznej strony.

- Rządzi Prawo i Sprawiedliwość, które funduje nam drogie państwo. Przez ostatnie 1,5 roku masło podrożało o 2 złote, mleko o złotówkę, bochenek chleba o 1,2 zł - stwierdziła z sejmowej mównicy w trakcie debaty dotyczącej opłaty drogowej posłanka Platformy Obywatelskiej Joanna Frydrych.

Kwestię masła i mleka omówiłem powyżej, ostatni raptowny wzrost cen pszenicy obserwować można w bazie notowań surowców Bankier.pl. Mam również nadzieję, że w tym miejscu lektury wiedzą Państwo, że natura wzrostu cen masła jest fundamentalnie różna np. od wzrostu cen paliwa w wyniku podwyżki podatków (a na dodatek stawka VAT na masło to 5 proc., podczas gdy w benzynie podatki stanowią blisko 60 proc.).

Wypowiedź posłanki przytaczam nie ze złośliwości. To idealna ilustracja dominującej narracji, która stanowczo zbyt wiele kwestii sprowadza do wojny między koalicją i opozycją. Sporo wpisów w mediach społecznościowych lub komentarzy pod depeszami o cenach masła w innych mediach brzmi zupełnie tak, jakby ceny podstawowych dóbr nadal ustalała Państwowa Komisja Cen.

W PRL masło znajdowało się wysoko na "Liście towarów i usług podlegających szczególnej kontroli w zakresie ustalania i przestrzegania cen detalicznych". Powyżej fragment rozporządzenia 1980 r.

Tymczasem, skoro na światowych rynkach towar X drożeje, to, jako mieszkańcy kraju o otwartej gospodarce, który (relatywnie) wolnemu handlowi w dużej mierze zawdzięcza sukces ostatniego ćwierćwiecza, musimy się pogodzić z tego skutkami (tym bardziej, że dla producentów masła, których w Polsce nie brakuje, są one korzystne). Jeżeli o coś powinniśmy mieć pretensje do kolejnych rządów, to przede wszystkim o to, że na skutek zaniechania koniecznych reform, Polacy nie są w stanie pozwolić sobie na tyle masła (a także iPhone’ów, filetów z łososia, nowych samochodów czy wakacji na Sycylii itp.) na ile mogliby w kraju o zdrowszych fundamentach gospodarczych.

Z drugiej strony, na krytykę zasługują także apele o to, by rząd na dowolnym etapie powstrzymywał siły rynkowe. Interwencja władz w celu obniżenia cen masła w sklepach to niedorzeczność – skutki ustalenia ceny maksymalnej masła (niedobory i kolejki) i/lub ograniczenia eksportu (podcięcie skrzydeł branży mleczarskiej) byłyby na dłuższą metę opłakane. Obniżenie ceny poprzez cięcie podatków byłoby oczywiście godne rozwagi, lecz, jak wiadomo, taki ruch niemal żadnej władzy nie przychodzi łatwo.

Oczywiście apel o nieigranie z rynkiem tyczy się także rolników lub producentów, którzy nie powinni wyciągać rąk po publiczne pieniądze przeznaczane np. na skupy interwencyjne. Problemy, które się z tym wiążą, widać jak na dłoni (dziś na rynku odtłuszczonego mleka w proszku, co – jak przyznają eksperci – wpływa także na rynek masła). To tym ważniejsze, że w czasie prosperity nie słychać głosów o wyższe opodatkowanie danego segmentu rolnictwa czy przetwórstwa spożywczego. Prywatyzacja zysków i uspołecznianie strat to coś, co łączy światy tak odległe, jak polska obora i wielki bank z Wall Street.

W trakcie debaty z 2007 r. Donald Tusk pytał Jarosława Kaczyńskiego o wzrost cen chleba, ziemniaków, jabłek i kurczaków. (fot. Maciej Figurski / FORUM)

Konkludując – za tym, że masło w Polsce drożeje, nie stoi ani Jarosław Kaczyński, ani Donald Tusk, ale siły znacznie, ale to znacznie potężniejsze od obu polityków razem wziętych. Konkretnie są to popyt i podaż, i to na rynku globalnym. Siły te nie są oczywiście jakimiś nieokiełznanymi żywiołami, lecz stanowią wynik niezliczonych decyzji podejmowanych przez miliony, a może i miliardy ludzi. Ich końcowym wynikiem jest cena, która jest najistotniejszym sygnałem w gospodarce.

Dzięki cenie wiadomo, co, jak, z czego i dla kogo produkować. Bez cen wyznaczanych przez rynek zapanowałby chaos, którego możliwe rozmiary znamy z podręczników o historii gospodarczej ZSRR czy PRL, a który obecnie obserwować możemy np. w Wenezueli, gdzie masło jest towarem niemal niedostępnym.

Sięgając po kostkę masła w polskim sklepie, możecie i powinniście się Państwo poczuć, jak mieszkańcy prawdziwie globalnej wioski. To nic, że masło jest z polskiego mleka i polskiej wytwórni. Za sprawą globalnego mechanizmu koordynacji cen, wasza decyzja – i ta odruchowa, i ta gruntownie przemyślana - ma pośredni wpływ na to, czy w Nowej Zelandii (ok. 17 000 kilometrów dalej, doprawdy trudno o większy dystans bez podróży w kosmos) będzie się opłacało hodować więcej krów mlecznych. I vice versa, decyzja argentyńskiego producenta lub chińskiego czy amerykańskiego konsumenta, którego z dużym prawdopodobieństwem nigdy w życiu nie spotkacie, będzie miała wpływ na cenę, którą za jakiś czas zobaczymy w sklepie.

Podsumowanie

Wzrost cen masła w Polsce to wynik sytuacji na światowym rynku tego produktu. Ograniczona w ostatnich miesiącach produkcja w połączeniu z rosnącym popytem przełożyła się na wyższe ceny. Każdy kij ma dwa końce i producenci, również ci polscy, są obecnie w dobrych nastrojach.

Wzrost opłacalności handlu masłem to ważny sygnał dla wytwórców, którzy do jego produkcji skierują więcej zasobów. Jeżeli nie wystąpią nieprzewidziane czynniki jednorazowe (embargo, pomór bydła itp.), a politycy tym razem powstrzymają się od ręcznego sterowania tą gałęzią gospodarki, wówczas rynek zareaguje, a ceny masła znów spadną.
Michał Żuławiński
http://www.bankier.pl/wiadomosc/Maslo-mo.....32966.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3486
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 06:14, 21 Lip '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Brytyjski parlament debatował o Polsce
Brytyjscy posłowie debatowali na temat polsko-brytyjskich relacji. Z ust posła Daniela Kawczyńskiego, padły mocne słowa pod adresem Niemiec w sprawie budowy Nord Stream 2. Ponownie podniósł również temat stałych baz NATO na linii Wisły - informuje portal londynek.net.
- Wielka Brytania nigdy nie będzie tolerować agresji na Polskę. Powinno się wytyczyć linię demarkacyjną dla jakichkolwiek militarnych zakusów ze Wschodu. Z tego powodu podwójnie istotne jest stworzenie stałych baz NATO na linii Wisły, a nie tylko w Szczecinie. Odnoszę wrażenie, że Niemcy nie chcą pozwolić na ustanowienie kolejnej takiej bazy w Polsce, stąd rolą Wielkiej Brytanii jest apelowanie w tej sprawie – przekazął Kawczyński.
Odnosząc się do wspólnej historii, poseł Peter Grant wspomniał o polskim bohaterstwie w czasie wojny, zaś Jałtę nazwał jedną z najczarniejszych kart historii, którą "trudno wybaczyć i zapomnieć".
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/brytyjski-parlament-debatowal-o-polsce/mm6k79m

Czyli Polska znowu znika z mapy swiata.

Jalty nie moga sobie wybaczyc, bo jednak ona ustanawiala Panstwo Polskie, chociaz w zmienionych granicach.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 08:57, 05 Wrz '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Transformacja, pieniądze, tajne służby. Niezwykła historia Eleonory Reviny [REPORTAŻ] 2 września 2017 Dziennik Gazeta Prawna

więzienie źródło: ShutterStock

Eleonora Revina została skazana za przestępstwo, którego nie popełniła prawie ćwierć wieku temu. Aresztowana kilka miesięcy temu na Węgrzech, trafiła do więzienia w Polsce. Jak do tego doszło?

Przez 24 lata, które minęły od traumatycznych wydarzeń w Polsce, Eleonorze Revinie niemal udało się wymazać je z pamięci. Powróciły z siłą huraganu, kiedy nagle znalazła się w warszawskim więzieniu. Przeszłość spadła jej na głowę. I zrujnowała wszystko. A w tle tej historii są: transformacja, pieniądze, tajne służby. Oraz wyboista droga do sprawiedliwości.

Eleonora w tiurmu popała

Jest pierwsza połowa listopada 1993 r. Niespełna 31-letnia Eleonora wsiada do pociągu jadącego do Polski. Towarzyszą jej dwie koleżanki. Na dworcu kolejowym żegna ją mąż Igor Revin. Obiecał, że za tydzień odbierze kobiety z dworca, kiedy wrócą z wyprawy do kapitalistycznej już niemal Polski. Jadą, żeby sprzedać na bazarku w Warszawie to, co mieszkańcy stolicy chętnie kupują. Na przykład bieliznę, skarpety, koszulki, takie tam. W planach jest zainwestowanie zarobionych pieniędzy w towar do upłynnienia na Ukrainie. Choćby tampony, których tam nie ma, ale zamożne kobiety chętnie nabędą nowinkę, słono płacąc za wygodę. Eleonora bywała już wcześniej w Polsce, handlowała, ale ta wyprawa ma być ostatnią, przynajmniej na jakiś czas – jest w ciąży z drugim dzieckiem, trzeci miesiąc, więc jeszcze nie widać, ale za chwilę brzuch urośnie. W domu czekają syn i mąż, tak jak ona inżynier budownictwa. Mają pomysł, żeby założyć własny interes. Oszczędzają pieniądze.

Igor, mąż Eleonory, opowiada, że był spokojny o żonę: mądra, obrotna dziewczyna, już się sprawdziła w handlowych wyjazdach. Nigdy nie pakowała się w kłopoty, a w dodatku jest urocza, świetnie dogaduje się z ludźmi. Po tygodniu – nie mieli przez ten czas kontaktu, to była jeszcze epoka bezkomórkowa – tak, jak się umówili, wyszedł po żonę i jej koleżanki na dworzec. Ale przyjechały tylko przyjaciółki. – Eleonora w tiurmu popała – usłyszał. Trafiła do więzienia. Dlaczego? Nie wiedziały. Igor kupił bilet do Warszawy, opowiada, że dwa dni waletował na lotnisku na Okęciu, aż się zajęła nim jakaś kobieta z obsługi. – Zaprosiła mnie do siebie do domu, zaprowadziła do adwokata. Pani mecenas załatwiła widzenie z żoną. Poszedłem – a Eleonora sina cała, mówi, że pobili ją w czasie śledztwa. Chcieli, żeby się przyznała, że należy do zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się wyłudzaniem haraczy. Nie przyznała się – relacjonuje mężczyzna. Postawiono jej zarzuty – z ówczesnego art. 210 par. 2. k.k., dziś art. 280 par. 2. Mowa w nim o kradzieży z użyciem przemocy, a par. 2 – o użyciu niebezpiecznego narzędzia. Popularnie zwany wtedy „dziesioną z przedłużeniem ręki”. Szok.

Rok 1993 dziś wydaje się niemal prehistorią. Czasem, gdy do kin wchodziła „Lista Schindlera”, a Whitney Houston śpiewała „I Will Always Love You”. Politycznie też się działo: Nagrodę Pokojową Nobla dostał Nelson Mandela, Erytrea uzyskała niepodległość od Etiopii, zaś w oblężonym przez Serbów Sarajewie 15 osób zginęło, a 80 zostało rannych w ataku przeprowadzonym podczas meczu piłkarskiego. Wszedł w życie traktat z Maastricht, ustanawiający Unię Europejską. Polskę opuścili ostatni stacjonujący nad Wisłą żołnierze radzieccy, a my kładliśmy podwaliny pod nowy, lepszy ustrój i wolny przepływ towarów oraz obywateli.

Robert Duchnowski, były policjant, ekspert ds. kryminalistyki, wspomina, że z krajów byłego ZSRR szła do Polski fala przestępczości. Na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia można było kupić wszystko, a rekieterzy wymuszali haracze od swoich. – Miałem nawet propozycję, żeby konwojować grupy Ukraińców wracających od nas do domu, ale nie skorzystałem. Głośna była wtedy historia, jak starły się dwie grupy – rekieterów i ochroniarzy wynajętych przez ukraińskich handlarzy. Padły strzały. Potem się okazało, że w ten sposób po godzinach dorabiali sobie warszawscy antyterroryści. Na ulicach bandyci strzelali, głównie do siebie, wybuchały bomby, a ukradzione na Zachodzie i sprzedane w Polsce samochody znikały jak kamfora z ulic, żeby nigdy nie znaleźć się za wschodnią granicą.

Eleonora zeznaje w sądzie

Eleonora i jej koleżanki wynajmują pokój na prywatnej kwaterze. Mieszkają tam też inni „ruscy”. Sami tak o sobie mówią. Przecież wszyscy, niezależnie od tego, w jakim kraju przyszło im dziś mieszkać, mówią jednym językiem. Więc dziewczyny zaprzyjaźniają się z czwórką młodych mężczyzn mieszkających w pokoju obok. Weseli, mili, było z kim pogadać. Kiedy zaproponowali kobiecie, że mogą ją podrzucić do domu autem, bo mają wolne miejsce, ucieszyła się i bez wahania przyjęła zaproszenie. Zwłaszcza że chciała zdążyć na 12. urodziny syna, a jej towarzysze jechali do Odessy, skąd już tylko rzut beretem do jej rodzinnego Symferopola (z Warszawy trzeba tam przejechać trasę 1,6 tys. km, a z Odessy tylko 470 km). Wieczorem wsiadła na tylną kanapę ich starego opla i ruszyli w drogę. Zasnęła. Jest noc z 11 na 12 listopada.

O tym, co się działo dalej, można wyczytać ze starych akt tej sprawy. Jadący oplem mężczyźni na drodze przebiegającej przez gminę Białka w pobliżu Siedlec zauważają stojące na poboczu dwa samochody marki Łada (jeden z nich się zepsuł, usiłują go naprawić), także na blachach Wspólnoty Niepodległych Państw. Zatrzymują swoje auto, wysiadają i podchodzą do stojących tam mężczyzn. Żądają od nich wydania pieniędzy, ci odmawiają. Wywiązuje się szarpanina. Dwóch napadniętych udaje się sterroryzować – działają słowa „to jest russkij riekiet” – i doprowadzić do opla. Ale jeden szczególnie się stawia napastnikom, więc biją go i kopią. Potem obwiązują mu sznurkiem szyję i ciągną do swojego auta. Sznurek się zrywa, ofiara dalej się opiera, więc dostaje „kosę”. Jak potem zezna, mimo rany udaje mu się uciec, dobiec do najbliższych zabudowań i zawiadomić policję.

Eleonora budzi się z powodu krzyków, zakrywa twarz dłońmi, sama krzyczy. A czwórka rekieterów rozprawia się ze swoimi ofiarami. I z Eleonorą. Ją także terroryzują, każą przeszukać kieszenie ofiar. O wszystkim kobieta dokładnie opowie podczas przesłuchań, tożsamych z tym, co zeznali napadnięci. Na przykład o nożu sprężynowym, którego ostrze miało około 15 cm, rękojeść była ciemna, ale jej koloru nie była w stanie dokładnie określić. Też się bała tego noża. Kiedy na miejsce zdarzenia przyjeżdżają funkcjonariusze policji, udaje im się zatrzymać tylko dwóch bandytów, bo pozostali dwaj uciekli (nigdy nie ustalono ich personaliów). I Eleonorę, która nie zamierzała uciekać. To także na podstawie jej zeznań – co kilkakrotnie powtarza się w aktach – sąd skaże w 1995 r. Wiktora Sz. i Aleksandra Z. na karę po siedem lat więzienia. W wyniku apelacji, rok później, zostanie ona zmniejszona wobec Wiktora Sz. do sześciu lat, a Aleksander, zwany Saszą, dostanie pięć lat. Sąd apelacyjny uznał bowiem, że nie można wobec Aleksandra stosować paragrafu drugiego, gdyż nie sposób dowieść, iż godził się na użycie noża. Obaj mężczyźni wyszli na warunkowe zwolnienie przed terminem upływu ich kary i ślad po nich zaginął.

Eleonora wraca do domu

Sprawa kobiety zostaje wyłączona do odrębnego postępowania. Z akt wynika, że dzieje się tak ze względu na jej stan zdrowia i zagrożoną ciążę. Mąż Eleonory i pani mecenas, która ją reprezentuje, opowiadają, że było to tak: kiedy Igor i adwokatka spotkali się z kobietą w areszcie i zobaczyli, w jakim jest stanie, udali się do prokuratora i zażądali sporządzenia obdukcji lekarskiej. Ten miał ich uspokajać i zaproponował, że zdejmie wobec Eleonory sankcje w postaci aresztu i będzie mogła wrócić do domu. Zwłaszcza że jej rola w zdarzeniu jest problematyczna – nie do końca wiadomo, czy jest sprawcą, czy raczej także ofiarą. Areszt został zamieniony na kaucję w wysokości 5 tys. zł.

Skwapliwie zgodzili się na ten układ. Najważniejsze było, żeby ją wyciągnąć z tego bałaganu. Igor: – Wróciłem do domu, sprzedałem samochód i wszystko, co dało się spieniężyć – opowiada. I znów do Warszawy. Eli, jak mówi o niej Igor, wyszła z aresztu 30 grudnia 1993 r. Wrócili na Krym. Eleonora dostała krwotoku, jeden szpital, Klinika Uniwersytecka w Dnietropietrowsku, drugi, w Kijowie, ale nie dało się nic zrobić. Poroniła. Długo wracała do siebie. Później już nie mogła mieć dzieci. Na szczęście pozostał im syn. Udało im się go dobrze wychować i wyedukować. Jest doktorem prawa. Był ważnym prokuratorem, ale jak Rosjanie zajęli Krym, musiał się ewakuować i teraz pracuje jako szef wydziału prawnego urzędu gubernatora w jednej z obłasti. Znajomi Igora załatwili mu tę robotę. Bo, jak się okazuje, rodzina Revinów jest nieźle ustosunkowana.

Eleonora i Igor budują nowe życie

Z Eleonorą jeszcze nie rozmawiałam. Czekam wciąż na widzenie, Sąd Okręgowy w Siedlcach wyraził na nie zgodę, teraz jeszcze musi się na to zgodzić areszt śledczy na warszawskim Grochowie. O jej przypadku dowiedziałam się od znajomego, Daniela Dziewita, który prowadzi portal PracaDlaUkrainy.pl. – Mam sprawę, niesamowitą, kobieta, która była świadkiem rozboju przed 24 laty, została zatrzymana na Węgrzech, przewieziona samolotem do Polski i w błyskawicznym procesie skazana na karę 3,5 roku więzienia – relacjonował.

Historię Eleonory poznałam z akt, lecz także z rozmów z jej mężem i adwokatką. Z Igorem rozmawiam na Skypie. Siedzę w małym pokoiku redakcyjnym, obok mnie Inna Moshkola, Ukrainka, która ma tłumaczyć naszą rozmowę. Igor jest w swoim domu w Symferopolu na Krymie. To starszy mężczyzna, mocno zdenerwowany, pali jedną ciemną cygaretkę za drugą, dopala niemal do złotego paska na ustniku. Mówi po rosyjsku, Inna po ukraińsku, ja po polsku. Ale rozumiemy się. Pytam, jak się potoczyły ich losy, kiedy zaczęli odbudowywać życie na Ukrainie. W telegraficznym skrócie: poszli w biznes, firmy były zapisane na Igora. Najpierw budowlana, potem także turystyczna, ale tą zajmowała się Eli. Trzy statki, duże, pasażerskie, woziły ludzi po Morzu Czarnym. Sami podróżowali po świecie, mają przyjaciół w różnych krajach. – W porównaniu z Romanem Abramowiczem jestem nikim – zauważa Igor. Ale biedakiem też nie jest. O sprawie w Polsce przez jakiś czas myśleli intensywnie, w 1995 r. pojechali do Warszawy, żeby sprawdzić, co się dzieje. Widzieli się z adwokatką, która przekazała im, że w zasadzie już nie ma żadnej sprawy i nie muszą się już tym interesować. Ucieszyli się. Później do Polski już nie zaglądali. Starali się zapomnieć o tym, co się wydarzyło nad Wisłą. Przypomnieli sobie pod koniec marca tego roku, kiedy wybrali się do znajomych na Węgrzech. W poniedziałek, 27 marca, węgierska straż graniczna zatrzymała Eleonorę na podstawie międzynarodowego listu gończego.

Eleonora ma błąd w nazwisku

Jadę do Siedlec, do sądu okręgowego. Nurtuje mnie kilka pytań. Na przykład to, jak do tego doszło, że nagle ktoś wyciąga z archiwum sprawę sprzed ćwierćwiecza. Albo dlaczego Eleonora nie została zawiadomiona, że sprawę odwieszono i że ktoś jej szuka. Oraz czym się kierował sąd, wydając wyrok skazujący – 3,5 roku więzienia z par. 2 art. 210, czyli rabunek z użyciem niebezpiecznego narzędzia – podczas gdy jednemu ze skazanych przed laty bandytów sąd uwzględnił w apelacji, że noża używał tylko drugi sprawca, i złagodził kwalifikację. No i jeszcze: czy można skazać kogoś, nie przesłuchując ani jednego świadka, bazując tylko na zeznaniach sprzed lat, z których zresztą wynika, że rola Eleonory sprowadza się do biernego uczestnictwa w zdarzeniu.

Pytam Igora, czy przychodzi mu do głowy jakiś powód, dla którego polska sprawiedliwość dopadła jego ukraińską żonę właśnie teraz? Nie przychodzi. Zbieg okoliczności.

Wiceprezes SO w Siedlcach Mirosław Leszczyński wertuje akta sprawy. Nie, on także nie spotkał się w swojej karierze z takim przypadkiem. O, proszę, 4 września 1995 r. sąd zawiesza sprawę Eleonory Reviny z powodu zagrożonej ciąży. Odwiesza ją w 2001 r. i wydaje za kobietą list gończy, ale tylko na terenie Polski. A Eleonory tu nie ma. O ekstradycję Polska nie występuje, bo Ukraina nie wydaje swoich obywateli. W 2015 r. sąd decyduje o wystawieniu międzynarodowego listu gończego. Dlaczego dopiero teraz? Bo uzyskał informację od policji, że oskarżona podróżuje między krajami. Potem zostaje wystawiony europejski nakaz aresztowania. Jednak choć Eleonora przemieszcza się po Europie, straż graniczna jest na nią ślepa. Dlaczego? Być może przyczyną jest literówka w nazwisku. Siedlecki sąd szukał Eleonory Rewiny. W paszporcie stoi jak byk Revina. Pomyłkę sprostowano dopiero po jej zatrzymaniu przez Węgrów. W jaki sposób Madziarzy się zorientowali, że to właśnie tej Reviny szukają Polacy? Nie wiadomo.

Wyjaśnia się za to sprawa zawiadamiania/niezawiadamiania przez sąd zainteresowanej i jej pełnomocniczki. Otóż sąd zawiadamiał w 2001 r., kiedy wznawiał sprawę. Do Eleonory poszły dwa pisma, z międzynarodowym potwierdzeniem odbioru – czerwone przyciągają oczy w szarzyźnie wypłowiałych akt. Jedno wróciło z adnotacją, że adresat nieznany. Drugie, że wyjechał. Więcej pism do niej już nie wysyłano. Zawiadomienia były wysyłane także do pani mecenas, która nie stawiała się na terminy. Jako że jest to starsza i schorowana osoba, a sprawa jej rzetelności podlega ocenie sądu korporacyjnego, nie mojej, postanowiłam nie wymieniać tu jej nazwiska.

Eleonora czeka na apelację

Igor i Eli znają się od szkoły, od 12. roku życia. On by poszedł za nią w ogień, na koniec świata, niczego się nie boi. A tu nawet nie może podać jej majtek na zmianę, bo regulamin aresztu ponoć nie pozwala. I szlag go trafia, bo wie, że żona cierpi, bo przyzwyczajona jest brać prysznic przynajmniej dwa razy dziennie, a tam może raz na tydzień. Więc czuje się nie tylko uwięziona, ale brudna i udręczona. Jest schorowana, ma cukrzycę, wysokie ciśnienie. Igor boi się o nią. Nigdy tak się nie bał. Nawet wtedy, jeszcze za ZSRR, jak służył w tajnych służbach marynarki wojennej i posłali go do Erytrei, gdzie trwała wojna domowa. Ani potem, jak przychodzili do niego ludzie Jelcyna i chcieli kasy. Jeden z nich, Jurij Ivaniuszczenko, powiedział, że jeśli chce dalej wozić ludzi po morzu, ma przepisać statki na niego. Igor wyprowadził je z Ukrainy do Turcji, sprzedał za bezcen, stracił na tym dwa miliony dolarów, ale jelcynowskim nie dał. – No to naraził się pan ważnym osobom – mówię. Revin się uśmiecha. Bo to jednej? Jak rozwalił się Sojuz, przyszedł do niego dowódca z marynarki Leonid Derkacz, który był potem szefem SBU (służba bezpieczeństwa). Zaproponował, żeby Igor pracował dla niego w oddziale brukselskiego komitetu ds. walki z korupcją. Walczył więc, a oprócz niego bojowało tam 11 innych oficerów ze służb. – Za moją sprawą poszło siedzieć 36 prokuratorów – mówi płk Revin. Ale korupcja na Ukrainie, tajne służby, wewnętrzne rozgrywki to zupełnie inny temat. Na pewno nie mają nic wspólnego z tym, że Eleonora mieszka dziś w celi na Grochowie, a jej mąż jest zupełnie bezradny.

Kiedy człowiek ma 55 lat, czas biegnie inaczej niż wtedy, kiedy ledwie przekroczyłeś trzydziestkę. No i jasne jest, że odtworzenie zdarzeń sprzed lat będzie trudne, jeśli nie niemożliwe. Kiedy pytam sędziego Leszczyńskiego, dlaczego skazano Revinę nie przesłuchując świadków, rozkłada bezradnie ręce: skąd ich wziąć po tylu latach? Jak szukać?

Sędzia wydająca wyrok, jak widać, nie miała wątpliwości do winy Eleonory. Ale nie poznałam argumentów, jakimi się kierowała. Choć napisała uzasadnienie, to go jeszcze nie podpisała, więc prezes nie może mi go pokazać. Więc tak, jakby go jeszcze nie było. To była inna sędzia, nie ta, która jako młoda adeptka zawodu wydawała postanowienie o zawieszeniu postępowania przeciwko Revinie i pilotowała je przez całe lata. Ona dziś jest przewodniczącą wydziału. Niemniej zamknęła dawną sprawę, historia zatoczyła koło. W którą teraz obróci się stronę?
http://forsal.pl/swiat/ukraina/artykuly/.....ortaz.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:05, 28 Wrz '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

FortyNiner napisał:
WZBG napisał:
FortyNiner napisał:
Drug dealer detalista nie wyciągnie tyle co dyrektor w agencji rządowej.

Porównujesz różne szczeble organizacyjne.


No bo trudno, żeby w handlu narkotykowym byłą ranga dyrektora.

Capos
Lugartenientes
Sicarios
Halcones
https://en.wikipedia.org/wiki/Drug_cartel

FortyNiner napisał:

Ale porównuje, bo można to porównać do PRL. I w PRL dyrektor oficjalnie zarabiał mniej niż cinkciarz, choć nieoficjalnie kradł więcej niż zarobił cinkciarz, ale i tak nie tyle co robiła prostytutka w Victorii.


Dla "nieoficjalnie" nie ma znaczenia system występowania. Jeśli system dopuszcza segment "nieoficjalny".


FortyNiner napisał:
Cytat:
FortyNiner napisał:
A szef mafii zarabia mniej niż ci z listy najbogatszych Polaków.


Art-B 4,2 biliona starych złotych, czyli około 420 mln PLN w 1991 r. czyli obecnie para Bagsik i Gąsiorowski zajmowałaby 6 miejsce (uwzględniając inflacje).
Bagsik w 1991 r. był na 8 miejscu na liście 100 najbogatszych Polaków.
Dariusz Przywieczerski w 1994 r. był na 32 miejscu na liście 100 najbogatszych Polaków Wprost (skazany w aferze FOZZ, poszukiwany listem gończym).
Aleksander Gawronik w 1990 r. był na 1 miejscu na liście 100 najbogatszych Polaków Wprost (skazany m.in. za szkody na rzecz Art-B, oszustwa celne, podatkowe, obecnie z zarzutem zarzutu podżegania do zabójstwa dziennikarza Jarosława Ziętary)


Wszystko to z okresu przejściowego ponad 22 lata temu, ale już widać różnice. Wszyscy oni reprezentowali legalne firmy. Tymczasem założenie firmy w PRL było wielkim wyczynem i ta firma dawał i tak mniej pieniędzy niż czarny rynek. Ponadto Bagisk z Gąsiorowskim, gdyby czytali to forum podaliby cię do sądu, ponieważ jak piszą w książce czuja się kompletnie niewinni.

Natomiast teraz żaden ze 100 najbogatszych Polaków nie robi w na czarnym rynku. Chociaż podane przez Ciebie przykłady z czarnym rynkiem i tak nie mają wiele wspólnego. Oni tylko kantowali państwo. Ale transakcje na rynku robili legalnie,


czarny rynek -system nielegalnej sprzedaży jakichś towarów https://sjp.pwn.pl/sjp/czarny-rynek;3029018.html
Gdyby to było legalne, nie zostaliby skazani.

FortyNiner napisał:

Cytat:
Dla zweryfikowania Twojego twierdzenia, że
Kartki to było tylko jeden aspekt. Ale najpoważniejszym aspektem był czarny rynek.


Człowieku, w PRL trudno było czasami odróżnić co jest czarnym rynkiem, a co nie jest.

Ty wiesz, przecież nazywasz najpoważniejszym aspektem był czarny rynek -FortyNiner


FortyNiner napisał:

Władze cyklicznie raz to zakazywały, a potem pozwalały na handel mięsem. Generalnie w sklepach nie było prawie nic w latach osiemdziesiątych, a na bazarkach wszystko czego w sklepach nie było. A "spekulacja" czyli handel po kursie wyższym niż oficjalnie było karane kolegium ds. wykroczeń (Mówi ci coś taki wynalazek? Smile )


Nieprawda. Mogłeś legalnie kupić i sprzedać po wyższej cenie co legalnie kupiłeś.
W ustawie o zwalczaniu sekulacji chodziło o coś innego.



Dz.U. 1982 nr 36 poz. 243
Obwieszczenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 24 listopada 1982 r. w sprawie ogłoszenia jednolitego tekstu ustawy z dnia 25 września 1981 r. o zwalczaniu spekulacji.
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19820360243


FortyNiner napisał:

Cytat:

Czy prostytucja w PRL była prawnie zakazana?

Czy prostytucja obecnie jest prawnie zakazana?

Na jakiej podstawie wliczasz prostytucje do komponentów czarnego rynku?


To proste: możesz napisać w celu działalności gospodarczej obecnie prostytucja? A do 1988 r. założenie działalności gospodarczej jako rzemieślnik bez zatrudniania to był wielki wyczyn bez łapówek w zasadzie nieosiągalny.


czarny rynek - system nielegalnej sprzedaży jakichś towarów https://sjp.pwn.pl/sjp/czarny-rynek;3029018.html
nielegalny -niezgodny z prawem https://sjp.pwn.pl/slowniki/nielegalny.html

Brak prostytucji w wykazach celu działalności gospodarczej nie stanowi przesłanki do jej nielegalności (niezgodności z prawem).
Musisz wskazać to co stanowi o jej niezgodności z prawem, jako to co stanowi o zaliczeniu jej do czarnego rynku.
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:58, 04 Paź '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wraca koszmar PRL. Chcesz kupić węgiel? Musisz się zapisać i poczekać kilka tygodni 3.10.2017 Dziennik Gazeta Prawna

Transport węgla

W wielu składach opałowych przyjmowane są specjalne zapisy. Na surowiec przyjdzie jednak poczekać kilka tygodni – dowiedział się DGP.

Polacy szturmują składy węgla przed zimą, choć sezon grzewczy jeszcze się na dobre nie zaczął. W wielu miejscach kraju jednak odprawiani są z kwitkiem. Wystarczy przejechać koło kilku placów sprzedaży opału – są niemal puste.

Nasz czytelnik z południa Polski – pan Jerzy – usłyszał u swojego sprzedawcy, że paliwo będzie w listopadzie, i to raczej w drugiej połowie. – Sąsiedzi byli bardziej zaradni, kupili węgiel w wakacje, jednak bardzo drogi. No ale przynajmniej mają czym palić – wzdycha pan Jerzy.

Remontują, zakorkowali

– Braki węgla opałowego są bardzo odczuwalne, a ludzie jak słyszą, że go brakuje, kupują więcej na wszelki wypadek. Po pierwsze krajowi producenci fedrują mniej, niż zakładali, a po drugie są problemy z importem – mówi DGP Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.

Opowiada, że przez remont mostu kolejowego na Bugu przepustowość przejścia w Małaszewiczach zmalała o kilkadziesiąt procent. Po białoruskiej stronie na wjazd czeka kilkaset tysięcy ton rosyjskiego węgla. Transporty są kierowane na inne przejścia, które też się w związku z tym korkują. A do transportu węgla z portów brakuje już węglarek. – Mamy sygnały od sprzedawców o listach kolejkowych, np. pod Wałbrzychem, i w ekstremalnych przypadkach faktycznie niektórzy poczekają na węgiel kilka tygodni. Ludzie słyszą w mediach, że węgla nie ma i jest droższy, więc się boją, że paliwa dla nich zabraknie. A przecież już we wrześniu zaczęły się przymrozki – dodaje Horbacz.

Wszystko przez smog?

W ubiegłym tygodniu wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski przekonywał, że braki węgla i wysokie ceny to nie tylko wina kłopotów wydobywczych Polskiej Grupy Górniczej, czyli największego gracza na rynku, ale także samorządowców, m.in. ze Śląska i Małopolski. W tych województwach obowiązują już uchwały antysmogowe zakazujące palenia węglem najgorszej jakości.

PGG, która zapowiedziała, że do końca roku przestanie dostarczać dla odbiorców indywidualnych węgle najgorszej jakości, czyli flotokoncentraty i muły, już zdjęła je z rynku. A to ok. 0,5 mln ton tylko do końca roku dla jej autoryzowanych sprzedawców. 1 września PGG odcięła ich także od miałów, choć zapotrzebowanie na nie od września do grudnia to ok. 1,2 mln ton. Brakuje też tzw. ekogroszków, bo polskie kopalnie są w stanie wyprodukować ich 0,3 mln ton rocznie, podczas gdy zapotrzebowanie wynosi 2 mln ton i będzie rosło po przepisach zakazujących sprzedaży najgorszych pieców, tzw. kopciuchów.

Sęk w tym, że wraz z wymianą pieców na te najlepszej klasy potrzeba będzie coraz więcej ekogroszków. A to oznacza jeszcze większy import albo palenie byle czym na jeszcze większą skalę niż dotychczas.

PGG bowiem jest głównym dostawcą węgla dla odbiorców indywidualnych. Jastrzębska Spółka Węglowa po zamknięciu kopalni Krupiński, gdzie był węgiel energetyczny, zmniejszyła swój udział w tym segmencie rynku, a Bogdanka praktycznie nie sprzedaje węgla odbiorcom indywidualnym (zaopatruje przede wszystkim elektrownie w Kozienicach i Połańcu). – Klienci indywidualni mają marginalny udział w sprzedaży, na poziomie ok. 1 proc. – mówi nam Grzegorz Gawroński, dyrektor biura zarządu podlubelskiej kopalni.

Od Francji i USA

Nową linię produkcyjną sprzedaży pakowanego groszku otworzył niedawno Tauron Wydobycie przy kopalni Sobieski w Jaworznie, ale on swoim węglem w większości pokrywa jedynie zapotrzebowanie elektrowni grupy.

– Dlatego między koncernami energetycznymi a resortem energii trwają nerwowe rozmowy na temat dopuszczenia importowanego węgla do naszych elektrowni – mówi DGP osoba z branży. PGE, Enea, Energa, Tauron, czyli wielka czwórka kontrolowana przez Skarb Państwa, ma bowiem od głównego właściciela zakaz zakupu surowca za granicą. Z naszych informacji wynika, że po tym, jak Węglokoks, eksporter węgla, sprowadził próbną partię paliwa z USA (jest zbyt wysoko zasiarczone, trzeba je mieszać z krajowym), pojawiły się pomysły, by kupił go więcej. – Wymieszany częściowo z paliwem PGG teoretycznie mógłby być „węglem z PGG” – uważa nasz rozmówca. Sprawa zielonego światła na import surowca przez państwowe elektrownie to kwestia czasu. – PGE lub Węglokoks mogą odkupić węgiel z portowego kontraktu EDF (francuska spółka sprzedaje aktywa w Polsce, ma je kupić PGE, ale nie ma wciąż zgody UOKiK – red.), a importowanym węglem z Węglokoksu interesuje się Enea – wyliczają nasi rozmówcy. Niebawem bowiem może się okazać, że węgla zabraknie i w energetyce. Zwłaszcza że nie zużywa go tylko na bieżąco, a zgodnie z ustawą musi mieć przynajmniej 30-dniowy zapas – to w przypadku dużych jednostek średnio 0,5 mln ton paliwa. A zapasy na zwałach wszystkich krajowych kopalń na koniec lipca tego roku wyniosły 2 mln ton (dane katowickiego oddziału ARP).

PGG zapowiedziała zwiększenie inwestycji, ale kontrahenci PGG w rozmowach z DGP przekonują, że nie odczuwają boomu inwestycyjnego w tej spółce. ⒸⓅ

Niebawem może się okazać, że surowca zabraknie i w energetyce

Akcjonariuszom PGG kończy się cierpliwość

Główni właściciele Polskiej Grupy Górniczej skarżą się na sposób zarządzania węglowym gigantem. Jak ustalił DGP, domagają się zmian w zarządzie, trwa też batalia o skład rady nadzorczej spółki. Od 2016 r. akcjonariusze grupy dokapitalizowali firmę kwotą niemal 3 mld zł. Tymczasem węgla brakuje, a ceny są coraz wyższe. Węglokoks na przykład dostaje coraz mniej paliwa na eksport, a do elektrowni trafia mniej surowca, niż powinno. Polska Grupa Górnicza zaklina rzeczywistość zapewnieniami o produkcji 32 mln ton węgla w 2017 r., jednak nawet wliczając całoroczną produkcję przejętych w kwietniu czterech kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego, uda się jej może wydobyć ok. 27 mln ton (do końca sierpnia produkcja wyniosła 17,6 mln ton).

Z naszych informacji wynika, że w sprawie zmian w PGG interweniują przede wszystkim prezesi PGNiG Piotr Woźniak i PGE Henryk Baranowski. – Pozycja Woźniaka i Baranowskiego w kręgach PiS jest bardzo mocna, więc być może pod koniec roku, gdy PGG nie będzie mogła już udawać, że wszystko jest w porządku, dojdzie też do zmian – twierdzi nasz rozmówca z kręgów partii rządzącej. Podobną teorię nieoficjalnie usłyszeliśmy od kilku rozmówców z energetyki. Jednak oficjalnie kontrolowane przez Skarb Państwa koncerny nie chcą rozmawiać o zmianach w PGG.

– Nie komentujemy spekulacji – ucina Patrycja Hryniewicz, rzeczniczka PGNiG Termika. To samo odpowiada Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE.

Spytaliśmy także pozostałych akcjonariuszy węglowego giganta. – Energa nie będzie komentować pogłosek i spekulacji – mówi jej rzecznik Adam Kasprzyk. Podobnie deklaruje Paweł Cyz, rzecznik Węglokoksu. – Zgodnie z umową inwestycyjną wszystkie decyzje są podejmowane kolegialnie w ramach Komitetu Inwestorów – twierdzi z kolei Piotr Ludwiczak, rzecznik Enei.

Od naszych rozmówców z PGG usłyszeliśmy że energetyce zależy na rozbiciu tej firmy, a być może i jej podziale (o czym DGP informował jako pierwszy), bo „obawia się monopolu PGG i jej wpływu na węglowy rynek w Polsce”.
http://forsal.pl/biznes/energetyka/artyk.....godni.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 15:37, 04 Paź '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ponad 400 tys. Polaków straciło swoje lokum 1 października 2017 RynekPierwotny.pl

Eksmisje dokonywane w ostatnich latach źródło: Materiały Prasowe

Każdy temat dotyczący eksmisji, automatycznie wzbudza kontrowersje. Krajowe media rzadko informują jednak o skali działań eksmisyjnych. Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości, od 1999 r. do 2016 r. wykonano eksmisje z mniej więcej 151 000 lokali i domów. To oznacza, że swoje lokum straciło około 400 000 Polaków. W których latach miało miejsce najwięcej eksmisji?

Liczba eksmisji w Polsce źródło: Materiały Prasowe

Informacji o liczbie wykonywanych eksmisji, trzeba szukać w danych GUS-u lub Ministerstwa Sprawiedliwości (MS). Ta druga instytucja podaje statystyki sięgające jeszcze końca XX wieku. Historyczne dane MS zostały przedstawione na poniższym wykresie dotyczącym lat 1999 - 2016. Warto podkreślić, że wykres prezentuje liczbę faktycznie wykonanych eksmisji, a nie liczbę wyroków eksmisyjnych. Takie rozróżnienie jest ważne, gdyż w polskich warunkach pomiędzy wydaniem wyroku eksmisyjnego i faktycznym opróżnieniem mieszkania może upłynąć bardzo dużo czasu.

Dzięki danym Ministerstwa Sprawiedliwości można zaobserwować, że bardzo dużą liczbę eksmisji wykonano w 1999 r. (11 697) i 2000 r. (13 222). Później tempo działań eksmisyjnych znacząco spadło. Liczba opróżnionych lokali i domów po 2001 r. nigdy nie przekroczyła już 9000 rocznie - tłumaczy Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl. Przyczyną tego spadku liczby eksmisji, prawdopodobnie były zmiany prawne. Pod koniec 2000 r. wprowadzono bowiem bardziej restrykcyjne zasady eksmitowania lokatorów. Warto pamiętać, że bardziej liberalne regulacje z lat 1994 - 2000, skutkowały dużą liczbą kontrowersyjnych eksmisji „na bruk”.

Na uwagę zasługuje również wzrost liczby eksmisji wykonywanych po 2010 roku. Ta zmiana i późniejsza stabilizacja liczby eksmisji na poziomie około 8700 rocznie (lata 2013 - 2016), wynikała między innymi z nowelizacji przepisów kodeksu postępowania cywilnego. Kontrowersyjne regulacje obowiązujące od 2011 roku, pozwalają na eksmisję lokatora do noclegowni lub schroniska dla bezdomnych jeśli taka osoba nie ma żadnego lokum, a gmina przez pół roku nie znajdzie dla niej pomieszczenia tymczasowego.

Poniższa tabela prezentuje dokładniejsze dane na temat eksmisji wykonywanych przez ostatnie lata (2012 r. - I połowa 2017 r.). Na podstawie tych statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości można wywnioskować, że liczba wykonanych eksmisji bez prawa do lokalu socjalnego lub zastępczego wahała się na poziomie 2500 - 2900 rocznie. Zdaniem eksperta portalu RynekPierwotny.pl takie eksmisje stanowiły około jedną trzecią wszystkich opróżnień lokali i domów. W pierwszej połowie 2017 roku, prawa do lokalu socjalnego lub zastępczego nie mieli eksmitowani lokatorzy ze 1129 mieszkań. Część tych osób na pewno mogła trafić do noclegowni lub schroniska dla bezdomnych. Warto również zwrócić uwagę, że dane dla pierwszej połowy bieżącego roku sugerują spadek liczby eksmisji.

Już niebawem liczba wykonanych eksmisji może znacząco spaść

Eksmisja do noclegowni lub schroniska dla bezdomnych po półrocznym oczekiwaniu na pomieszczenie tymczasowe, już od dłuższego czasu wzbudza spore kontrowersje. Organizacje broniące interesów lokatorów wskazują, że takie rozwiązanie de facto jest formą eksmisji na bruk. Zastrzeżenia do aktualnych przepisów ma również Rzecznik Praw Obywatelskich. Między innymi dlatego rząd zamierza zmienić kontrowersyjny artykuł 1046 kodeksu postępowania cywilnego (KPC). Po nowelizacji KPC, brak pomieszczenia tymczasowego w gminie, nie będzie już uzasadniał eksmisji lokatora do schroniska dla bezdomnych albo noclegowni.

Opisywana zmiana prawna, którą rząd planuje w ramach jednego z projektów (patrz projekt rządowy UD 99), może negatywnie wpłynąć na tempo wykonywania eksmisji. Dlatego, jak tłumaczy ekspert portalu RynekPierwotny.pl, ma zostać wprowadzone rozwiązanie równoważące bardziej restrykcyjne zasady eksmisji. Mowa o zwiększeniu rządowej pomocy dla gmin, które dzięki temu mają budować więcej pomieszczeń tymczasowych. Wkrótce przekonamy się, czy zaostrzenie zasad eksmisji jednak nie pogorszy sytuacji właścicieli mieszkań (pomimo budowy dodatkowych pomieszczeń tymczasowych).
http://forsal.pl/nieruchomosci/mieszkani.....lokum.html
_________________
Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3486
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 03:27, 11 Paź '17   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Powołanie Armii UE? Duch Adolfa Hitlera ponownie żywy.

Budowa Europejskiej Armii to obecnie jeden z priorytetów Brukselskich Eurokratów, którzy za pomocą owej armii będą chcieli zaprowadzać pokój w Europie oraz siłą wymuszać na krajach członkowskich by te przyjmowały wszelkie zalecenia, jakie wyda Komisja Europejska. Powołanie armii wewnątrz wspólnoty będzie najzwyczajniej w świecie powołaniem zbrojnego ramienia Brukseli, które to ramię z pewnością zostanie użyte nie raz względem buntujących się rządów, oraz w dalszej kolejności wyprze armie narodowe, co spowoduje pokojowe rozbrojenie wielu demokratycznych krajów Europy.

Drodzy Czytelnicy wyobraźmy sobie pewną hipotetyczną sytuację, aczkolwiek nie tak do końca hipotetyczną. Otóż, co by było gdyby armia Unii Europejskiej mogła zaprowadzać porządek w tych krajach wspólnoty, które dopuszczają się nie przyjmowania imigrantów, dopuszczają się łamania prawa uchwalonego przez Brukselę oraz łamania standardów demokracji, które jak obecnie możemy zaobserwować są w UE niezwykle rozmyte.

W Hiszpanii policja na polecenie rządu dosłownie leje mieszkańców Katalonii, ostateczny bilans starć w dniu referendum wyniósł ponad tysiąc poszkodowanych i rannych. A mimo to, urzędnicy z Brukseli utrzymują, że przecież jest to sprawa wewnętrzna Hiszpanii i nie będą w związku z tym interweniować. Natomiast, kiedy w Polsce jest obniżany wiek emerytalny dla Kobiet do 60 lat, wówczas podnoszony zostaje alarm, jak gdyby, co najmniej w naszej Ojczyźnie chciano palić kobiety na stosie. A zatem są równi i równiejsi, a standardy Unii Europejskiej w obecnych czasach to mrzonka i pusty slogan.

Projekt stworzenia Europejskiej Armii nie jest już jedynie planem rozpisanym na papierze, lecz konkretnym działaniem realizowanym krok po kroku. W lutym 2017 roku Niemcy podpisały porozumienie z Rumunią oraz Republiką Czeską w sprawie tak zwanej integracji sił zbrojnych. Czy zatem oznacza to, że armie tych krajów będą coraz bardziej funkcjonować pod nadzorem i kuratelą naszego wschodniego sąsiada?

Jest to jak najbardziej możliwe, dodatkowym smaczkiem jest fakt, że ów porozumienie z lutego 2017 roku zostało praktycznie przemilczane przez największe media i najbardziej dociekliwych publicystów, oraz po drugie ponownie w roli nazwijmy to kija wkładanego w mrowisko występują Niemcy. Jest to, co najmniej niepokojące gdyż, gdy na kontynencie Europejskim ten kraj czyni pewne ukryte działania, wówczas nic dobrego z tego nie wynika.

Projekt powołania do istnienia armii Europejskiej ma się jak widzimy bardzo dobrze, wbrew ogólnie panującej ciszy w tej kwestii. Zapewne za pare lat Europa po prostu zostanie postawiona przed faktem dokonanym i każdy kraj w jakiś sposób będzie przymuszony do przystąpienia i zaakceptowania tego militarnego projektu. Dodatkowo należy zauważyć, że integracja armii Republiki Czeskiej oraz Rumuńskiej z niemiecką Bundeswehrą wskazuje jasno gdzie będzie znajdować się przyszłe centrum dowodzenia Armią Unii Europejskiej.

W tej sytuacji nie można nie odnieść wrażenia, że duch Adolfa Hitlera unosi się nad głowami wielu Niemieckich polityków, którzy potajemnie chcą wskrzesić sen o III Rzeszy i zrealizować to, co nie udało się Hitlerowi. Na marginesie polecamy Wam film ,,Upadek’’ tworzony pod patronatem Niemiec, gdzie postać Adolfa Hitlera jest przedstawiona jako postać wręcz heroiczna, co w jasny sposób pokazuje wypaczenie oraz wpisuje się w Niemiecką politykę zakłamywania historii.

Zespół globalne-archiwum.pl



Źródło: http://globalne-archiwum.pl/powolanie-ar.....wnie-zywy/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona:  «   1, 2, 3 ... , 13, 14, 15   » 
Strona 14 z 15

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


25 lat wolności. Hurra
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile