Polski samorząd jest błędnie zorganizowany we wszystkich elementach
– Polski samorząd jest błędnie zorganizowany we wszystkich swoich elementach, a Polska nie ma żadnych szans, by się rozwijać. Polska ginie – uważa ekonomista prof. Witold Jerzy Kieżun.
Jest pan gorącym krytykiem polskich rozwiązań administracyjnych? Dlaczego?
Prof. Witold Jerzy Kieżun, ekonomista:
– Ponieważ cały system administracyjny w Polsce jest bardzo źle pomyślany. Z punktu widzenia teorii dyscypliny, organizacji i zarządzania cała struktura jest zupełnie błędna.
Cała struktura? To znaczy wszystko jest do poprawy?
– Samorząd jest błędnie zorganizowany we wszystkich swoich elementach, jest za bardzo rozbudowany. Nie potrzeba nam masy rozmaitych jednostek, niepotrzebne są powiaty czy podwójne urzędy wojewódzkie.
Dlaczego powiaty są pana zdaniem zbędne?
– Zdecydowanie jestem za likwidacją powiatów. Pamiętam, kiedy za komuny zlikwidowaliśmy powiaty, pojechałem na międzynarodową konferencję administracji publicznej w Madrycie. Miałem przygotowany referat na inny temat, ale nikt nie chciał tego słuchać, wszyscy byli zainteresowani tym, jak nam się to udało. Wszyscy chcieli zlikwidować te pośrednie jednostki, ale gra partyjna im to uniemożliwiała. Z naszej strony ta decyzja była mądra, potem ją niestety zmieniono.
Dlaczego zmieniono, skoro nikt na świecie nie chce powiatów?
– Aby mieć swoje zaplecze partyjne. Konkretnie zrobiła to Unia Demokratyczna. Liczono na to, że na terenie powiatowym będzie masa elektoralna, ludzie zagłosuja na UD.
Ale to się nie udało, bo we wrześniu 1993 roku były wybory parlamentarne i wygrał SLD. Wtedy Sojusz, który wcześniej niesłychanie walczył z powiatami, twierdząc, że są niepotrzebne, w jeden dzień zmienił swoje stanowisko w tej sprawie. Powstał zespół tworzący powiaty.
Zdaje pan sobie przecież sprawę, ile w powiatach jest stanowisk do obsadzenia. Są to zupełnie nonsensowne struktury.
Cały czas obserwujemy olbrzymi wzrost zatrudnienia nie tylko w samorządach, ale w całej administracji publicznej. Olbrzymia większość przepisów jest stale zmieniana, mamy ustawy zmieniane po 60-80 razy. Pod tym względem jesteśmy zupełnie wyjątkowi w skali świata.
Nie widzi pan w naszym samorządzie żadnych plusów?
– Jedyny plus to jednomandatowe okręgi wyborcze wprowadzone do samorządów. Ale jednocześnie nie zrobiono tego, co mamy w niektórych sprawnie działających krajach, gdzie w samorządzie nie występują partie. Tam w samorządzie są wybrani, cieszący się wielkim uznaniem ludzie, którzy są obywatelami.
Powtórzę: cała struktura organizacyjna polskich samorządów jest błędna. Piszę o tym od 25 lat. Kiedy przedstawiłem to w Kanadzie na kongresie konsultacyjnym ONZ, sala wybuchła śmiechem. Eksperci nie byli w stanie uwierzyć, że jest kraj, w którym organizacja samorządu wygląda tak jak w Polsce.
Polska jest źle zorganizowana, straciliśmy miliardy na złe rozwiązania i przy takiej organizacji nie ma żadnych szans, by się rozwijać. Mówienie, że rozwija się przemysł czy poszczególne działy gospodarki narodowej to zawracanie głowy. Jeśli administracja jest fatalnie zorganizowana, do niczego się nie dojdzie.
Problem jednak polega na tym, że w Polsce nie istnieje praktycznie dobrze rozwinięta teoria zarządzania publicznego, w związku z czym wszelkimi zmianami zajmuje się zainteresowana tym grupa, przede wszystkim ludzie partyjni.
To chyba normalne, że o obsadzie najważniejszych stanowisk w państwie decydują partie polityczne? Dla wielu są one ostoją demokracji.
– Tak, ale tylko u nas. Proszę zauważyć, że premierem jest kobieta, która nie skończyła żadnych studiów z dziedziny zarządzania. Jest lekarzem i z przyczyn politycznych została ministrem zdrowia, po czym cholernie wszystko zawaliła. Wcześniejszy premier miał wykształcenie historyczne i poza krótkim okresem, w którym malował kominy, nigdy nie pracował zawodowo, zawsze zajmował się polityką.
Wprowadźmy kadencyjność polityków, by w Sejmie mogli być tylko dwa razy. W tej chwili w Sejmie mamy ponad 100 zawodowych polityków, którzy tam są od ponad 20 lat. Oni są zupełnie oderwani od życia, skupiają się tylko na walce politycznej.
Nic się nie udaje zmienić, bo nasza transformacja nie była transformacją. Nie skończyliśmy z komunizmem. Pierwszym prezydentem był Jaruzelski, pierwszym premierem – Kiszczak, czyli szef bezpieki, a kolejnymi premierami dawni wybitni działacze Komitetu Centralnego PZPR. Co to za zmiana?
Jest na to wszystko sposób?
– Być może nastąpi radykalna zmiana polityczna i znajdą się wreszcie ludzie, którzy zrozumieją, jak trzeba organizować pracę samorządową, jak dobrać odpowiedni personel.
Wszelkie dyskusje powinny zaczynać się od poważnych dyskusji strukturalnych, ale nikt tego nie robi, bo to narażenia się bardzo dużej grupie ludności.
Nie ma w Polsce partii, która myśli kategoriami ogólnopatriotycznymi, liczy się własny interes. Każda partia chce walczyć o władzę, obsadzić swoimi ludźmi możliwie dużo stanowisk. Od czego zaczęła obecna premier? Od powołania zespołu doradczego, w którym umieściła swoje przyjaciółki. Tusk miał 123 komisje doradcze. Mamy więc aparat partyjny, który trzeba obsadzić na stanowiskach.
A więc krytykuje pan dominację partii w życiu publicznym.
– Polska nie jest żadną demokracją, jest partiokracją i tak zostanie, dopóki nie stworzy się systemu, w którym nie tylko partie będą decydować, kto jest w Sejmie i Senacie. Partie nie mają wykwalifikowanych ludzi. Zespół partyjny to są ludzie nastawieni przede wszystkim na swój interes, wystarczy przejrzeć protokoły policyjne. W pierwszej kadencji 240 posłów zmieniło przynajmniej dwa razy przynależność partyjność. Ile w tej kadencji zmieniło? Pierwsza podstawowa zasada: każdy poseł, który zmienia przynależność partyjną, traci mandat.
Chciałbym, by opublikowano wszystkie protokoły policji dotyczące interwencji nocnych w hotelu sejmowym. Miałem możliwość zapoznania się z nimi i co tam jest? Pijaństwo, bijatyki, wrzaski, a szczytem było wyrzucenie przez okno gołej kobiety.
Nie ma selekcji, jesteśmy rządzeni przez ludzi niekompetentnych, bo żyjemy w zdegenerowanej partiokracji, która powoduje, że Polska nie rozwija się, ale systematycznie ginie.
Polska ginie?
– Niestety tak. Po pierwsze, bo wymieramy, po drugie – emigrujemy. Nie udaje się tu nic poważnego zorganizować. Przez wiele lat nie udaje się zbudować naftoportu w Świnoujściu, nie udaje się zorganizować polityki energetycznej, zawaliliśmy cały program produkcji gazu z łupków, przez sześć lat pracuje się nad ustawą geologiczną.
Jeżeli chcemy rozmawiać o samorządach, trzeba radykalnie zmienić system, jak np. w Kanadzie. Zwolniono tam 45 tys. pracowników administracji. Podobnie zrobił Carter w Stanach Zjednoczonych, który zniósł 30 tys. ustaw i zarządzeń.
Ale jak radykalnie zmienić system, skoro partie nie są zainteresowane zmianą struktury? Kto może dać impuls do zmiany?
– No właśnie. Wierzyłem, że zrobi to PiS, ale Kaczyński na przykład jest szalonym wrogiem JOW-ów. Kiedyś na konferencji wrzasnął: „JOW-y to skandal, wszędzie będą rządzić Stokłosy”. Czyli milionerzy, którzy nie mają kwalifikacji, bawić się będą polityką.
Może w nowym prezydencie nadzieja?
– Być może. Jest to nowy człowiek, młody, wykształcony, z doktoratem. Pytanie jednak, ilu w PiS jest takich ludzi jak Hoffman i jego przyjaciele.
Uważa pan, że powinniśmy staranniej dobierać kadry. Jak to robić?
– Podam przykład. W 2005 roku byłem kierownikiem zespołu wojewodów. Była to decyzja Kaczyńskiego, nadzorował Dorn. Dobieraliśmy kandydatów przez dwa miesiące, stosując wszystkie zasady uznawane przez najlepsze organizacje na świecie. Były badane m.in.: poziom inteligencji, zachowanie w sytuacjach krytycznych, dotychczasowy dorobek, wyniki w nauce, opinia w pracy, opinie osób wysokiego zaufania społecznego.
http://www.portalsamorzadowy.pl/prawo-i-.....71272.html