Rozmowy na wysokich szczeblu
Bartłomiej Sienkiewicz: Miałem możliwość
obserwowania premiera obcego kraju
w sytuacji kompletnej katastrofy. […]
Stoją na konferencji i jestem bardzo ciekawy,
jak się zarządza tego rodzaju piękną
katastrofą. Co ten facet powie? Pierwsza
sprawa: nie spocił się. Druga sprawa to
świetny komunikat, który brzmiał: „Królestwo
Hiszpanii jest państwem prawa
i żadne państwo nie ulega szantażowi. To
jest wszystko, co mam do powiedzenia”.
Marek Belka: Ciekaw jestem, jak by to
wyglądało u nas, gdyby sytuacja była
podobna. Chociaż była podobna. Tylko jak
to zawsze mówią, jaki kraj, taki terroryzm,
więc jaki kraj, takie awantury. Młody Tusk
się okazuje jest zatrudniony w firmie,
kurwa, nie wiadomo jakiej.
BS: OLT [firma lotnicza Marcina P.,
twórcy piramidy finansowej Amber Gold
– red.].
MB: Nawiasem mówiąc, ja o tym nie wiedziałem.
Ale kilka miesięcy przed faktem
zadzwoniłem do Donalda i powiedziałem
mu, że sprawa Amber Goldu jest dość
poważna, że jest to piramida finansowa,
ale poważniejsza ze względu na to, że oni
są właścicielami tego szybko rozwijającego
się OLT Express. Że będzie jakaś awantura
z tym OLT Expressem, ale przeszło na
tematy związane... Ja nie wiem, czy on nie
myślał sobie, że ja wiem. Nie, skąd.
SC: On nie wiedział o tym.
MB: No, to bardzo prawdopodobne. Natomiast,
natomiast, wiesz, tu jest inna gra...
Na przykład moje lotnisko im. Reymonta,
czyli w Łodzi. Malutkie lotnisko, chuj wie
komu potrzebne, ale jest. Ale jeszcze nie
aż tak bardzo niepotrzebne jak lotnisko
w Gdyni. [...] Otóż to lotnisko, to lotnisko
w Łodzi wisiało na tym OLT .
BS: No tak, tak jak wisi... na WizzAirze
i Ryanairze. [...] Wisi przecież na... [...]
Dlatego my ich dotujemy pod stołem, żeby
w ogóle był jakiś ruch lotniczy.
MB: W ogóle nie ma problemu.
BS: No tak, ale co nie zmienia faktu...
SC: Politycznie, że jest zawierucha i hałas.
BS: Politycznie być może. Ale nie wygląda
to dobrze z punktu widzenia takich
swobód budżetowych, bo...
SC: Bo wojsko zostanie trachnięte…
BS: Nie zostanie. Przecież my nie możemy
złamać zapisu.
MB: Eee, naprawdę?
BS: Tak, tak. Poprzednie oszczędności
z dwutysięcznego...
MB: Przechodzą na następne?
BS: Tak.
MB: To w takim mamy jakąś kupę pieniędzy
do wydania. [...]
MB: Ja proponuję, wreszcie, jak rozumiem,
jestem tutaj najstarszy, z wyjątkiem
tego chuja po prostu, który się o trzy
tygodnie wcześniej urodził [Belka urodził
się w styczniu 1952 r., Cytrycki w grudniu
1951 r. – red.].
SC: Bez uzgodnienia?
MB: Bez uzgodnienia, chuju stary.
SC: Inaczej musiałaby mnie donosić
matka...
MB: Chciałbym zaproponować, żebyśmy
przeszli, że tak powiem, na mości książę
i tak dalej, czyli, mówiąc krótko: ja jestem
Marek.
BS: Bardzo dziękuję. Bartek.
BS: Rozmowa nie jest o tym, że jest dramatyczna
historia. Tylko tyle Rostowskiego,
co słyszałem dwa razy osobiście, raz od
premiera, który też nie bardzo rozumiał,
o co w tej sprawie chodzi, brzmiała tak:
„Mamy zakaz drukowania pieniędzy”.
MB: Tak, to znaczy konkretnie mówiąc,
mamy zakaz finansowania przez Narodowy
Bank Polski deficytu budżetowego.
BS: Tak. A co to znaczy?
MB: To znaczy, że Belka nie może –
w odróżnieniu od Bank of England,
Réserve fédérale, Bank of Japan, ale tak jak
w innym banku – to się obecnie nazywa
European Central Bank – Belka nie ma
prawa zakupić bezpośrednio od Rostowskiego
papierów wartościowych. Nie ma.
SC: Finansować polskiego długu.
MB: Co by to oznaczało? Ja bym od niego
kupił papiery. Ja był mu dał złotówki, a on
by je sobie wydał, czyli to byłoby zwiększenie
deficytu budżetowego.
BS: Hm. Ale poza tym istnieje możliwość
uruchomienia maszyn nieprzeznaczonych
na wykup obligacji, tylko na zwiększenie
ilości i masy pieniądza na rynku, tak?
MB: Co ja mogę zrobić? Co ja mogę
zrobić? Czego, oczywiście, dżentelmeni
nie mówią i o czym on [Jacek Rostowski
– red.] kiedyś powiedział publicznie, a ja
powiedziałem, że prawnie on ma rację, ale
dżentelmeni się na ten temat publicznie
się nie wypowiadają. Otóż, gdyby się
okazało w jakimś momencie, że minister
finansów nie może sfinansować swoich
potrzeb pożyczkowych, bo rynki odmawiają
zakupu obligacji, polskich papierów,
tak jak zrobiły to w przypadku Grecji,
Irlandii i innych krajów. No bo uznały, że
ten kraj jest niewypłacalny.
SC: A on musi deficyt sfinansować...
MB: Tak. Albo są w stanie kupić te
papiery po jakichś niezwykle atrakcyjnych
cenach, czyli po wysokiej rentowności.
Wtedy – i to jest sens posiadania własnej
waluty, a nie euro – wtedy bank centralny
Polski może powiedzieć tak: „No, ja bym
ewentualnie mógł kupić pewną ilość
obligacji, może nie bezpośrednio na aukcji
w Ministerstwie Finansów, ale na przykład
w BGK lub PKO BP, czyli z czegoś, co
formalnie jest niemożliwe”.
BS: W tym momencie nie jest.
MB: Oczywiście, że tak.
BS: OK.
MB: Czyli ja bym wtedy mógł kupić te
obligacje. Oczywiście, to by musiało być
pod jakimiś tam warunkami, coś takiego.
BS: A mogę zadać inne pytanie, znacznie
trudniejsze?
MB: Proszę bardzo, spróbujemy.
SC: Mamy deficyt budżetowy, ryzyko
przekroczenia progu, 43 proc. w CBOS dla
PiS-u i osiem miesięcy do wyborów...
MB: Bardzo mi się podoba takie postawienie
sprawy. Jeszcze raz.
BS: Dobra. Warunki wyjściowe do...
MB: Hm.
BS: Mamy dupę pogłębiającą się na
poziomie budżetu państwa. OK, od karuzeli
z kryzysu dzieje się to na tyle wolno,
wszystko, wszystko działa, tylko problem
polega na tym, że wpływy są opóźnione,
wiemy, że jest buch, mniej pieniędzy niż
tam, nie wiem, w 2015 r., pod koniec,
ale na razie nie bucha, są sygnały, że
idzie ku lepszemu, brakuje pieniędzy
w budżecie, cięcia są niewystarczające.
I mamy osiem miesięcy do wyborów. Jak
zmniejszymy ten okres, to ten warunek
jest bez znaczenia wtedy. I PiS ma 43 proc.
w sondażu CBOS . Czyli, nie czarujmy
się, idziemy w taki wariant, że tylko
i wyłącznie ekonomika decyduje o ocenie
stabilności kraju. Tylko wiemy, że to się
skończy katastrofą, ponieważ zwycięstwo
PiS-u oznacza ucieczkę inwestorów,
pogorszenie się warunków finansowych...
MB: No i...
BS: I parę innych kłopocików, ale to już
takich wewnątrzpolskich. I to jest dokładnie
taka sytuacja, w której trzeba podjąć
decyzję, co my robimy z tym. Czy jest to
moment na uruchomienie tego rodzaju
rozwiązania, czy nie? Bo ja mam takie
poczucie, że to jest wariant OK, ale on nie
jest kompletnie hipotetyczny... W związku
z tym albo idziemy wariantem czysto
finansowym i wtedy nie ma żadnego powodu,
żeby uruchamiać tego typu rodzaju
mechanizmy, albo jednak rozumiemy, że
między polityką a stabilnością finansową
państwa jest pewien związek, który
w ostatnich latach w szczególnie mocno
ujawnił się w Europie.
MB: Dobrze. Podoba mi się ten sposób stawiania
sprawy. Bo on dotyczy Polski, a nie
tylko tzw. gospodarki czy jakiegoś tam...
BS: Dokładnie. Ja się boję w tej sytuacji
jednej rzeczy, że na to wszystko kolega
Rostowski mówi „w życiu!”. „W życiu!”,
bo to nam zdewastuje opinię, bo to jest
niewykonalne, bo tego nie wolno robić. Ja
już w to nie chcę wchodzić, dlaczego tak
powie, bo to oddzielna sprawa, ale... No
tak, no.
MB: Dobrze. Po pierwsze, ja bym chciał
mieć partnera, który się nazywa prezes
Rady Ministrów, a nie minister finansów.
Ja bym wtedy... Bo to oczywiście oznacza
bardzo istotną zmianę w statusie, nie
moim osobistym, bo ja to tam w ogóle
wiesz... Tylko tej instytucji, co patronuję.
I ja wtedy mówię premierowi: „Bardzo
dużo jest możliwe”. Mamy oczywiście tę
pieprzoną Radę Polityki Pieniężnej, ale
jesteśmy w stanie z nią zagrać. Ale wtedy
moim warunkiem, excuse-moi, jest dymisja
ministra finansów. Przychodzi nowy
minister finansów, na razie nie muszę
wam mówić, kto by mógł być, ale takie
nazwiska i tacy ludzie są w kraju. I wtedy
zrobimy to, co trzeba, żeby uniemożliwić,
mówiąc krótko, aby kraj to zrozumiał.
BS: To nie może się zdarzyć później niż
osiem miesięcy przed wyborami.
MB: Nawet jeszcze troszkę wcześniej.
BS: Dla nas chyba wcześniej, bo...
MB: Tak...
BS: To taki termin...
MB: Mówiąc po prostu, jeśli w drugim
półroczu gospodarka zdecydowanie
nie przyspieszy, to będzie problem. To
będzie być może konieczne tego rodzaju
niestandardowe działanie. A wtedy trzeba
serdecznie ze wszystkimi, jakby to powiedzieć,
możliwymi tymi różnymi lanserami
podziękować hrabiemu von Rostowskiemu
i powołać technicznego, niepolitycznego
ministra finansów, który znajdzie w banku
centralnym pełne wsparcie. Także...
SC: Z takim patriotycznym zacięciem...
MB: Tak. I wtedy dygotalny członek Rady
Polityki Pieniężnej, czyli Hausner [Jerzy
–red.], zgodzi się...
BS: (śmiech)
MB: Dygotalny właśnie on jest, kurwa
mać... A patrz, jak on się temu chujowi
podoba, że on jest dygotalny. I wtedy...
SC: On dodaje grawitacją. [?]
MB: Grawitacją on tylko dodaje i myśli, że
ma dłuższego. Niestety, każdy człowiek
ma jakieś słabości, nawet on. W każdym
razie tak naprawdę to o to chodzi.
SC: Nigdy nie był w kiblu w Jakarcie,
gdzie jest napisanie na szybie: „Przesuń
się, masz krótszego, niż ci się wydaje”.
BS: Panowie [wznosi toast], za dobre
anegdoty i za to, aby się złe scenariusze nie
spełniały.
SC: Oczywiście, że nie spełniały... Dlatego
powinieneś wcześniej...
MB: Zadałeś pytanie bardzo.
SC: Dlatego powinieneś wcześniej zrobić
zmianę w ustawie o NBP.
MB: Tak, bardzo ważna sprawa.
SC: Rostowski tego nie zrobi...
MB: Mogę to zrobić tylko z Tuskiem.
– My mamy swoje drobne interesiki
bankowe – stawia sprawę jasno. Pierwszym,
jaki chce załatwić, jest powołanie
Rady Ryzyka Systemowego. Wówczas
trwały dyskusje na temat powołania
takiej instytucji – jej celem miałoby być
przyglądanie się sektorowi finansowemu
i wykrywanie ryzykownych sytuacji dla
całej gospodarki. Prezes NBP narzeka, że
minister finansów nie chce powołać rady
ze względów ambicjonalnych – nie może
znieść, że byłby w takiej radzie zastępcą
Belki. – Ja nie mam żadnego problemu,
ja w jakiejś radzie mogę być zastępcą, bo
ja mam naprawdę długiego chuja, a on
nie ma. I w związku z tym musi go sobie
sztukować. I to jest problem – skarży się
Belka na ówczesnego ministra finansów.
Po chwili przychodzi pora na drugi deal,
o wiele ważniejszy. O nowelizację ustawy
o NBP.
BS: Macie projekt tej ustawy?
MB: No raczej. Wszystko jest, w ministerstwie.
Tam są wytrychy...
SC: Tam nie ma wszystkiego...
MB: Dobrze, ale kurna, jak ja bym miał
sygnał od premiera, że mogę tam wstawić
to, co będzie trzeba, to wstawimy, różne
rzeczy, które umożliwiałyby mi...
SC: Nie mamy partnera dziś do rozmowy...
MB: No, nie mamy...
SC: Czemu macie problem? Że Tusk
zrzucił to na kontakty Rostowskiego,
doradców.
MB: Ja mu się zresztą nie dziwię, on się na
tym nie zna. Natomiast Rostowski sprawia
wrażenie, że panuje nad wszystkim. […]
On ma tych problemów takich typu, tam
wiesz, Smoleńsk, kurwa, jakieś pierdoły.
SC: Co ma wspólnego Rostowski ze Smoleńskiem?
MB: No nic, ale ma Tusk. […]
Sienkiewicz i Cytrycki chcą wyjść na
zewnątrz na papierosa. Pytają Belkę, czy
pali. – Nie lubię palenia, ale nienawidzę
wychodzenia – brzmi odpowiedź. Przy okazji
prezes NBP raczy ich anegdotą: – Dwóch
gości w podeszłym wieku siedzi sobie na
ławeczce w parku i taka lasencja przechodzi,
że zaczynają rozmawiać o tych sprawach.
„Pan jeszcze może?”. „No, niestety, od dziesięciu
lat nie mogę”. Ten drugi ożywił się,
rozpromienił i mówi: „Aaa, a ja, odpukać,
dopiero od pięciu”. Ha.
Po krótkim wybuchu radości powraca
jednak atmosfera powagi.
BS: Społeczeństwo jest żywiołem. Jak
z żywiołami, tak jak z górami i morzem.
Wszyscy, którzy twierdzą, że się na tym
znają, to pieprzą. Więc spokojnie, zawsze
to widać, ale w dłuższym dystansie. Ale
szykowane na wrzesień [2013 r. – red.]
jakieś próby rekonstrukcji to jest taka
rzecz, którą trzeba wykonać tak czy owak.
Natomiast to nie zmienia faktu, że
będziemy przed takim trudnym wyborem.
Ten 2014 r. wydaje się o wiele ważniejszy
niż cokolwiek innego. Moim zdaniem
w 15 będzie po herbacie. W 15 się można
rozejść. Ja Ośrodek Studiów Wschodnich
zbudowałem na upadających ekipach. Po-
trafię te sygnały rozkładu widzieć, zanim
one następują. One jeszcze nie następują,
wbrew pozorom. Ale jeśli tak się zdarzy,
to już nie będzie odwrotu. To już kartka,
której nie da się już przewrócić. To już jest
wtedy koniec i moim zdaniem 14. Nie 15,
nie rok wyborów, to jest zawracanie dupy.
Albo ludzie poczują, że nastąpiła pewna
zmiana, bo jak ja poznaję ten proces, to
jest tak: [...] budujemy drogi, bla, bla, bla
[...], ale to już kompletnie nie działa. Dlaczego
nie działa? Bo przeciętny Kowalski
patrzy na te autostrady, estakady, na ten
dworzec, na cokolwiek innego...
MB: Bo to się, kurwa, należy po prostu.
BS: Bo jego podstawowe pytanie jest:
a co ja z tego kurwa mam?! Gdzie jest ten
pieniądz u mnie w portfelu? A nie że ma
wypierdolonego orlika przed oknami, bo
on ma w dupie tego orlika, podobnie ma
tę autostradę w dupie! Bo dla niego jest
pytanie o efekt rozbudzonych aspiracji,
jak się rozbudziło aspiracje, to są pewne
konsekwencje. Najpierw są takie aspiracje,
aby państwo było bardziej umyte i bardziej
przypominało to, co ma na Zachodzie albo
co sobie wyobraża. A potem się aspiracje
przesuwają do własnego portfela. I jest
pytanie, co ja z tego mam. Więc centralny
problem polityczny, jaki jest przed nami,
to problem 14 roku i portfela Kowalskiego.
Koniec kropka. To się da jakoś zarządzić na
poziomie jakichś działań moim zdaniem,
takich gdzie… Nie finansowych, to znaczy
jest kupa rzeczy, które ludzi wkurwiają,
szkodzą im, są absurdalne, bo to państwo
jest źle skonfigurowane. To się da jakoś
tam przeprowadzić. Ale nie ucieknie się
od – prawdę mówiąc – od pieniędzy, i to
nie jest kwestia za dwa lata, to jest kwestia
przyszłego roku.
Sienkiewicz pyta go, czy to
coś pilnego. Słucha odpowiedzi, po czym
ironizuje: – Co znaczy „czy mogę?”?! Jak
szef wzywa, to co za pytanie zadajesz? Naucz
się od Grasia komunikacji pod tytułem:
„Słuchaj, kurwa, jutro 11.15 i cześć!”. Dobrze,
przepraszam cię, Jacku, jestem na spotkaniu.
11.15 jestem u szefa – szef MSW żegna się
i odkłada telefon. Powraca temat trudnego
roku 2014.
BS: Ludzie nie są w stanie poczuć zmian
w okresie sześciu miesięcy czy ośmiu. Ja
zakładam, że w ekstremalnych sytuacjach
można wykonać jakąś gigantyczną operację
na dziesięć miesięcy przed wyborami,
może osiem, jak się ma wielkie szczęście.
Ale to już jest po decyzji, bo sprawa rządu
lewicowego [w którym byli Belka i Cytrycki
– red.] rozstrzygnęła się co do jego
przyszłości na ile?
SC: Dwa lata.
BS: Na dwa lata. To jest dokładnie ten
moment. To jest dokładnie ten moment.
I liczenie na to, że się jakaś Platforma,
która jest dość dziwnym tworem, zepnie
się w roku wyborczym, to jest po prostu
proszenie się o kłopoty. To jest odmeldowanie
się na własne życzenie. Takie
rzeczy się rozstrzyga rok przed rokiem
wyborczym, a nie w roku wyborczym. Czy
ustawa o NBP by to ułatwiała?
MB: Ułatwiałaby, tak. Ułatwiała. Część
rzeczy już mamy. To nie jest tak, że
jesteśmy na ugorze, jesteśmy w wielkiej
kuwecie zwanej Saharą. Tylko że po prostu
ja muszę mieć instrumenty, żeby na przykład
objeżdżać Radę Polityki Pieniężnej.
– Ale
żeby mnie było stać, kurwa, przecież was
zaprosiłem – oświadcza Cytrycki.
MB: W każdym razie to by nam pomogło,
że tak powiem, objechać Radę Polityki
Pieniężnej. Są pewne rzeczy, w których
oni mogą jeżeli nie przeszkodzić, to
mogą robić jakąś awanturę. [...] Żeby była
jasność, dla części członków Rady Polityki
Pieniężnej problemem nie jest premier
i nie jest Platforma oczywiście, tym
bardziej. Nazwisko tutaj padło, nie tylko
jedno...
BS: Ale rozumiem, że to są kwestie
bardziej osobowościowe?
MB: Trochę tak, ale... Tak. No, nie mogę...
Jakby... Muszę mówić to, co, jakby to
powiedzieć, potem jestem gotów, że tak
powiem, dostarczyć.
SC: Jeżeli ta rozmowa ma mieć sens... [...]
MB: Nie mogę im mówić, że jest rzecz,
tak, ogólnie, tylko jeżeli mam dostarczyć
to, to są takie oto warunki, o kurczę
pieczone.
MB: My musimy przejść przez ćwiczenie
pod tytułem „negocjacje na temat nowych
monet”. Bo te negocjacje w dużej mierze...
Myśmy się zdecydowali te drobne monety,
bo chcieliśmy je w ogóle zlikwidować,
ale z jakiś powodów niezrozumiałych i,
szczerze mówiąc, jak to zwykle bywa. […]
Tutaj Jacek [Rostowski – red.] zachował
się po prostu jak cipa. No i tam uległ
jakimś tam tego i zaczął walkę. OK. Więc
myśmy postanowili te monety zamienić
na inne, takie same dla ludzi, ale tańsze
w produkcji. Przy okazji żeśmy stwierdzili,
dlaczego by nie urynkowić tego procesu,
czyli zapytanie ofertowe żeśmy wysłali do
trzech mennic, w tym polskiej.
BS: Trzymajcie kciuki, aby ta była najtańsza.
[...]
MB: To się zaczyna. Trzymamy kciuki, aby
oni dali nam najlepszą ofertę, nawet nie
najlepszą ofertę. Tylko problem jest taki, że
jak wygrają, no to będą bardzo drodzy, a jak
przegrają, to będą bardzo tani. A my nie
chcielibyśmy, żeby oni przegrali, ale żeby
byli bardzo tani. No i jesteśmy w związku
z tym w dupie. Jesteśmy wobec trudnych
negocjacji z człowiekiem [Jakubasem –
red.], który już uważa, żeśmy go okradli.
BS: [...] To może trzeba mu powiedzieć, jak
można go bardziej okraść. Może zrozumie.
MB: Myślę, że on to wszystko wie, ale
zdaje się, że on jest przyzwyczajony do
tego, że jak ma partnera państwowego,
to znaczy, że ma cipę przed sobą, a on
sam gra twardych ludzi. Jemu wszystko
wolno, a państwowemu nic nie wolno. On
o tym doskonale wie. My się spodziewamy
oczywiście czarnego PR z ich strony. [...]
My musimy dbać o pewne zasady, a on
w ogóle zasad nie przestrzega. Z tym że
w końcu tę pałę to ma państwo.
BS: Tak. Na cały obszar.
MB: Na cały obszar. I tu trzeba ścisłej
współpracy, z tą pałą.
BS: Ja mam taką możliwość, ostatnio mi
się pojawiła, bo założyłem takie – to ci
opowiadałem – zrobiłem taki konkurs
w sprawie ścigania przestępczości zorganizowanej,
gdzie mamy zapięte CBŚ, UKS,
wywiad skarbowy, z warsztatami, szkoleniami
itd. Mam wrażenie, że za jakiś czas
to będzie bardzo przyzwoite narzędzie
także do naszych gier z takimi tłustymi
misiami, którzy uważali, że są kompletnie
bezkarni. A byli bezkarni, dlatego że sam
CBŚ wobec takiego Jakubasa to mógł mu
nagwizdać, sam UKS to mógł mu nagwizdać
i wywiad skarbowy też mógł mu nagwizdać.
Wszystko razem złożone do kupy
to już zupełnie inna, zupełnie inna bajka.
Moje pierwsze doświadczenie jest banalne.
Państwo polskie istnieje teoretycznie.
Praktycznie nie istnieje, dlatego że działa
poszczególnymi swoimi fragmentami,
nie rozumiejąc, że państwo jest całością.
Tam, gdzie państwo działa jako całość, ma
zdumiewającą skuteczność. Tylko jakoś
nikt nie chce korzystać z tej...
MB: Nie ma kultury współpracy instytucji.
BS: Dokładnie. Jak się ją wymusza
różnymi gestami, takimi, śmakimi, to się
okazuje, że można dostać jakieś przyzwoite
narzędzia.
MB: Masz w nas absolutnego sojusznika.
To jest rzecz, która nas, można powiedzieć,
prześladuje wręcz. Brak współpracy
instytucji państwowych.
A potem, gdy Andrzej Seremet
zadzwonił i zapowiedział się z wizytą, szef
MSW wezwał kamery przed ministerstwo,
aby zarejestrowały wejście prokuratora do
budynku. – W związku z tym on przeszedł
przez ten szpaler 50 dziennikarzy, kamer,
fleszy. Po czym dowiedział się, że będzie
musiał do nich wyjść na końcu – Sienkiewicz
triumfalnie opisuje, jak szybko udało mu się
załatwić wszelkie sporne kwestie z prokuratorem
Seremetem. – Przy całym rozkichaniu
państwa polskiego da się takie rzeczy robić
– oznajmia triumfalnie. Przy okazji tematów
prokuratorskich Belka zauważa, że spodziewa
się wezwania z krakowskiej prokuratury.
Od jakiegoś Więckowskiego. Sienkiewicz
pyta, czy to w sprawie Kiejkutów. – Nie, ja
w sprawie Kiejkutów nic nie wiem – brzmi
odpowiedź. Teraz Belka zaczyna narzekać na
to, co go gryzie. Tą sprawą są banki.
MB: Nie potrafimy wyrównać szeregu
i wydobyć z siebie jako państwo wspólnego
komunikatu w sprawie banku. [...]
Znaczy w Polsce dwie trzecie banków jest
we władaniu zagranicznym. To nie jest
tak, że ja robię z tego jakiś problem typu
PiS-owskiego, wiesz suwerenność, srelność.
Dodam, że myśmy per saldo na tym
zyskali. [...] Nie jesteśmy pokrzywdzeni.
Ci inwestorzy zachowywali się przyzwoicie,
zachowują się całkiem przyzwoicie.
Tylko że oni są w kryzysie. Część z nich
już, proszę ciebie, poszła na ulicę. Te
mamusie banków polskich już są przecież
skurwione. To widać. Irlandczycy, vide
Portugalczycy [...], ale także mamy do
czynienia z sytuacjami krańcowymi.
Takimi jak w przypadku BGŻ i Rabobank.
Rabobank to jeden z najwspanialszych
i najbardziej konserwatywnie prowadzonych
banków europejskich. [...] Tylko że
okazało się, że oni gdzieś ponieśli jakieś
straty...BS: Publicznie nigdzie się nie wykładają,
bo są spółdzielnią...
MB: To ci spółdzielcy powiedzieli, kurwa,
co mamy zrobić? Sprzedać Polakom.
I naraz bank, któremu po prostu nie można
niczego zarzucić. Świetnie prowadzony
bank, zarówno Rabo, jak i BGŻ, jest do
sprzedaży. Ten bank jest na sprzedaż.
Oczywiście, problem jest, czy ktoś od
niego tego Rabobanka kupi, ale uważam,
że Polska nie może pozwolić, żeby kawał
polskiego państwa, bo BGŻ to nie jest
tylko kawał systemu bankowego, to kawał
państwa, żeby po prostu poszedł w ręce
jakiegoś, znów nie wiadomo, inwestora.
Należałoby wypowiedzieć się ustami
premiera lub ministra finansów [...], ale
myślę, że już nie niżej, bo prezes Narodowego
Banku Polskiego na ten temat może
mówić, tylko nic z tego nie wynika, bo on
nie ma władztwa. Że każda taka zmiana
musi być zaakceptowana przez państwo.
BS: To dlaczego tego nie chcą powiedzieć?
MB: Bo minister finansów jest przeciwny
temu. Natomiast albo Donald nie wie,
jakie to jest ważne, albo się też boi.
Belka nie kończy narzekania na bezradność
państwa polskiego. – Minister finansów
nie ruszy palcem. Dla szefa Komisji Nadzoru
Finansowego najważniejsze jest, aby
jego dupa była kryta – mówi coraz bardziej
poirytowany prezes NBP. Wskazuje, że
BGŻ mógłby zostać przejęty przez Polskie
Inwestycje Rozwojowe. Wszak jego koszt
to zaledwie 3 mld zł. – Polskie Inwestycje
Rozwojowe są, niestety, jak to się górnolotnie
nazywa i bardzo eufemistycznie… Ich po
prostu nie ma. „To chuj, dupa i kamieni
kupa” – Sienkiewicz bezlitośnie podsumowuje
jeden z kluczowych projektów rządu.
Rozmowa schodzi na Biuro Ochrony Rządu.
Sienkiewicz pyta, czy Belka jest zadowolony
ze swoich „borowików”. Prezes NBP jest
bardzo zadowolony z Kamila. Z Grzegorza
już mniej.
MB: Te ośmiorniczki to…
BS: Ho, ho, ho. Bardzo dobre. Kurczę,
z tym BOR-em. Ach. Kłopot polega na
czymś innym. Nie polega na bieżącym
zarządzaniu, ale chodzi o instytucję, której
się nikt nie dotykał przez lata. Wszyscy,
którzy pracują w BOR, mają syndrom
sztokholmski. Niech to zostanie między
nami, ale odebrałem 15 telefonów od
wszystkich najważniejszych ludzi w tym
kraju, żebym broń Boże nie robił krzywdy,
więc mam wykręcone ręce. I zbieram za
ewidentne wpadki formacji. Nikt się nie
interesował, jak wygląda szkolenie, jak są
finansowani, bo syndrom sztokholmski
zapewnia bierność i symbiozę, gdzie fakty
się nie liczyły. Gdybym był ministrem
spraw wewnętrznych na początku czteroletnich
rządów, toby to wyglądało inaczej,
ale ja nie bardzo mogę sobie pozwolić na
głębokie reformy w służbie, od której
dyskrecji zależy wiele, he, he, istotnych
decyzji w tym kraju na kwartał przed
wyborami, bo to jest samobójstwo, he, he.
AP: […] Jeszcze trzy lata w tamtą
stronę mogą cię pociągnąć. Pięcioletnie
przedawnienie. Tak de facto sześcioletnie
nie? Bo liczysz od końca roku pięć lat.
SN: Czyli 2013 jest kolejny? 2013, 2012,
2011, 2010, 2009 […]
AP: 2008 to składałbyś... w 2009. Czyli
2010, 2011, 2012, 2013… 2014. Czyli za
2008 też cię mogą jeszcze pociągnąć.
SN: A powiedz, co w najgorszym wariancie
mi grozi za takie rzeczy?
AP: To zależy, co znajdą...
SN: Powiedzą, że nie wykazywała dochodów,
a miała wpłaty na konto.
AP: To każą dopłacić. Jeśli będzie grubo,
to mogą zrobić postępowanie karnoskarbowe.
SN: To nie są wielkie pieniądze – 50 tys.
AP: To raczej nie o kwotę [chodzi], tylko
o styl niedopłacenia, rozumiesz, nie? I to
co mówisz. Że sam fakt możesz ocenić
jako gapiostwo, leciutko zachachmęciłem.
[...] Nie no, panie, co to jest? To jest
czysty bandytyzm. Rozbój w biały dzień.
[...] I później się szarpiesz przez lata...
[dłuższa chwila ciszy] Jaką mają intencję,
czy to jest rutynówka czy zadaniowa? Bo
jak zadaniowa, to cię rozjebie.
SN: Kurwa. […]
AP: Ty, a może to jest ofiara [żona Nowaka
– red.] wojny Arłukowicza [Bartosz
Arłukowicz, minister zdrowia – red.] ze
złymi lekarzami?
SN: Myślisz, że co, że urzędy…
AP: Że paragonów nie dają.
SN: Oni dobrze wiedzą, kogo kontrolują.
AP: Wiedzą tak?
SN: Moim zdaniem wiedzą, tak. Bo
sama naczelniczka się podpisała na tym
piśmie, podała telefon do siebie, że jakby
coś. Monika z nią rozmawiała, więc na
pewno.
AP: No bo wiesz, bo wojować z lekarzami
trzeba, ale masz ich w województwie
pomorskim dość, nie?
SN: No więc właśnie. Dlaczego akurat na
niej. To jeszcze wiesz... Zwłaszcza jest to
tak, że ona jest ewidentnie na wznoszącej
– 13 dużo lepszy, 14 już będzie płaciła.
Natomiast z poprzednich lat ciągłe straty.
Wiesz jak to było przed 2011, kiedy nie
było kas fiskalnych, paragonów [...]
I faktem jest, że też trochę w tych oświadczeniach
moich tam wpisywałem raz
oszczędności. Tak naprawdę nigdy się tym
nie zajmowałem za bardzo. I spod dużego
palca raz 100, raz 80 wpisałem. […] Inna
sprawa, że obrót jest na tym naszym
gabinecie, więc cały czas te pieniądze są
w obrocie. Ale jak się patrzy w kwity, to
mój znajomy księgowy na to patrzył, to
kurwa, to oni się będą szli dojebać. Jeszcze
wiesz, jest tak, że czasami się z tego
samochodu leasingowanego korzysta też
do celów prywatnych. [...] Mi robili jakieś
zdjęcia, to w Lidlu, to coś tam, wiesz. Było
w „Superaku”, czy gdzieś. To mi też nie
pomaga, nie?
AP: Wiesz, no to zeszliśmy do jakiegoś
absurdu.
SN: Absurdu mega, mega. Kwestia tego,
kto ma jakie intencje. Jak przychodzą
z intencją dojebać, nie, to jesteśmy
ugotowani. Ja mam teraz tak w domu
[...] autentycznie [się] o nią boję, kurwa,
dzisiaj. Lecę do Gdańska na wieczór, żeby
tam trochę z nią posiedzieć, bo ona jest po
prostu przerażona.
AP: Który to jest urząd?
SN: „Wsadzą mnie do więzienia, kurwa”
[Nowak cytuje słowa swojej żony – red.].
A ja: no co ty [...].
AP: Już nie. Kiedyś tak, teraz już nie.
AP: [...] Mówię, będzie Gośka, to wezmę
na stronę i zapytam, czy ona wie... Zna
kontekst, co [jej] przyszło do głowy...
[…] W losowaniu, analizy czy z donosu,
wiesz... [...]
AP: Słuchaj, tak jak mówię, próbuję
się dowiedzieć od Gośki, skąd to się
wzięło. Jeśli wie. Bo wtedy będzie można
pomyśleć, czy w ogóle jest... pole do
rozmawiania z tym dyrektorem […].
AP: Jedyne, co osiągniesz, to notatkę.
Jego. Na ciebie.
SN: [...] Przecież ja miałem z nim zawsze
dobre relacje [...].
AP: Możesz być jego najlepszym kumplem,
ale teczuszka z notatkami zawsze
się przyda. To jest taki, to jest taki typ.
AP: Przecież myśmy siedzieli, jak były te
transmisje z komisji śledczej, [...] jak on
zeznawał, nie. Pamięta to, wiesz, my trzymaliśmy
za niego kciuki, oczywiście. Nie
damy się, kurwa. Proszę tu jest notatka
z szesnastego. A z siedemnastego? Proszę.
SN: […] Pamiętam, pamiętam. To był
mrożący krew w żyłach spektakl. […]
AP: Ten chuj teraz to przejął [administrację
podatkową – red.], to jest
najgorsze.
SN: Ja relacje z Kapicą miałem dobre.
Mam z nim bardzo dobre relacje. Mówię
mu [prawdopodobnie chodzi o wspólnego
znajomego, podczas rozmowy nie
pada ani jego imię, ani nazwisko – red.]:
„Może kogoś wyślesz, żeby poprosił
Kapicę, żeby się przyjrzał”. On: „Niech
cię ręka boska broni, bo ten zrobi notatki,
wszystko” itd. To też prawda, bo Kapica,
pamiętasz, afera hazardowa. Z drugiej
strony, kurwa, ja go ściągnąłem na
wiceministra finansów. […]
SN: Aby […] nie było tak, że […] oni
przyjdą pokażą błędy, tu naprawić, tam
zapłacić coś, no to spoko.
AP: Ale mieliśmy to wielokrotnie. Całą
reprezentację Polski w siatkówkę tak
wyciągnęliśmy za uszy. Widziałeś? […]
Chłopaki po kolei bały się, dopłaciły...
I cisza znowu, wszystko załatwione. […]
AP: Słuchaj, powiem paradoksalne zdanie.
Twoje kłopoty są dla mnie źródłem
satysfakcji, tylko że gorzkiej satysfakcji.
SN: Kurwa.
AP: Mówię ci, jest co robić, tylko że nas
za chwilę wymiotą za kaftan.
SN: Dlaczego?
AP: A gdzie rozładować tankowce?
SN: No, no, w Świnoujściu [tam powstaje
terminal LNG – red.], nie?
AP: A jest?
SN: No są [...] trochę opóźnienia. […]
AP: Oni [poprzednicy – red.] podpisywali
takie niekorzystne umowy, co
pozwala Włochom [firmie stojącej na
czele konsorcjum budowy LNG – red.] się
bezkarnie opóźniać.
SN: Nie, bezczelni są. Ja pamiętam, […] że
z dozorem technicznym walczyłem. Jeszcze
Budzanowski był. [...] Dozór przychodzi.
Wiesz, ci Włosi chcą kłaść rury bez
żadnych atestów, bez niczego. No to po
prostu przyjdzie pierwsza lepsza kontrola
i to wszystko wywali w powietrze.
AP: A wiesz, Katarczycy już tankują
pierwszy gazowiec, nie.
SN: I co z nimi?
AP: Będzie sobie pływał w Bałtyku.
(śmiech) To jest duży tankowiec, nie
wiem, czy da radę zawrócić. Zanim się
złamie, to tak od Szwecji...
SN: A mu w Gdańsku nie możemy
odebrać?
AP: Nie ma instalacji. Dobrze, że ten Katar,
tzn. te szejki się racjonalnie zachowują.
Jak się usztywni, no to co mu zrobisz?
[...] Jak oni zrobią dla nas precedens…
SN: To inni powiedzą…
AP: To inni powiedzą „no chłopaki”…
SN: No. No i co, uważasz, że nie zdążą
z tymi instalacjami [oddania terminalu
LNG do użytku – red.] tam?
AP: Wiadomo, że nie zdążą.
SN: Na pewno nie zdążą.
AP: Kurw Oni teraz mówią o jesieni 2015,
a na mieście mówią coś o 2017. […] No
i wiesz... Ale tego się nie udaje ustalić [kiedy
będzie gotowy terminal LNG – red.], bo
jak będziesz wiedział na sztywno, że to już
na pewno, to można z tymi Katarczykami
jakoś gadać. Ale co, co mu powiesz?
SN: No tak. Poczekajcie. Ale do kiedy?
Nie? Do kiedy?
AP: Przecież oni potrzebują... Te tankowce
pływają cały czas.
SN: No tak.
AP: On go gdzieś musi w grafik ustawić.
To nie jest tak, że „dobra, chłopaki, za
tydzień”. Sama podróż z Kataru – 22 dni.
22 dni z powrotem. Trzy na miejscu.
Gdzieś to musimy precyzyjnie wyliczyć.
Dariusz Zawadka
opowiada o okolicznościach kierowania
spółką doradczą Grupa GRO M w połowie
pierwszej dekady XXI w.
DZ: Wtedy była taka słynna […] na rynku
doradczym Grupa GRO M powołana przez
[gen. Sławomira] Petelickiego. Nawet
chciałem z nim jakoś pracować. […] A ja
tam potem byłem prezesem w tej spółce,
[…] Tak naprawdę ja byłem figurantem.
Jak ja bym wziął w leasing te wszystkie
samochody, to do dzisiaj bym zasuwał za
darmo. Przecież nigdy by tego nie spłacili.
Z czego? Ta spółka nigdy nie przynosiła
dochodu. […] To przecież tam, tam Rychu
[Ryszard Krauze – red.] dawał kasę na
to, a ja praktycznie nie wiedziałem, co to
jest weksel, ja podpisywałem weksel na
tą kasę. (śmiech) Musiałbym… Z którego
kraju nie ma ekstradycji?
SN: Z Izraela chyba?
SN: Zrobiliśmy prywatyzację Cargo. No
to zrobiliśmy ten numer, żeby ich trochę
tam kupić, no to wprowadziliśmy członka
zarządu PKP Cargo od związkowców.
Oni się podjarali. Dzisiaj spektakl, jak
oni sobie skaczą do gardeł, jest po prostu
piękny. Tylko kupić bilety, popcorn
i okulary, i sobie oglądać. Jak się rzucają
na siebie liderzy związkowi, żeby od nich
ktoś był w tym zarządzie.
AP: Wiecie jaki jest najpopularniejszy toast
tej zimy? Za nas, za was, za gaz, naraz.
SN: Ale jakąś ściepę robimy na prezent
dla Grasia?
AP: Ma policzyć koszt tego i zrzutę
zrobimy.
SN: Całą imprezę?
AP: Tak, i prezent z tego kupić.
SN: Jakiś porządny zegarek.
AP: Tak, coś mu kupić, kurwa.
DZ: Od razu z urzędnikami z urzędu skarbowego,
od razu go tam rozliczą. […]
SN: Teraz, kurwa, wszystko wiem, to się
wszystko, kurwa, kiedyś, mam nadzieję,
pozytywnie dla mnie skończy. Będę mógł
być doradcą od oświadczeń majątkowych.
DZ: Ale to jest prawda, no kurwa, pan
Janusz zapomniał samolotu wpisać.
SN: Nie, no to są jaja, Hofman [Adam Hofman,
rzecznik PiS – red.], kurwa, 100 tys.
na przelewach, wszystko udokumentowane
i prokuratura mówi „sorry”, nie wszczyna,
odmawia. To są jaja kurwa. Co za kraj,
ja pierdolę. Moja sprawa była skręcona
w Prokuraturze Generalnej. To już nawet
nie intuicja, a wiedza już.
AP: No tak, ale no to się musiało zemścić.
Przez stanowisko Seremeta [Andrzej Seremet,
prokurator generalny – red.].
SN: No tak, ale czemu kurwa na mnie? Czy
nie mógł się na kimś innym zemścić?
AP: Ale przygotował mistrzowską apelację.
SN: Dlatego boję się, że oni chcą doprowadzić
do końca efekt zniszczenia.
AP: Nic się nie dzieje bez powodu. Teraz
jestem ciekawy powodów, ciężko będzie
dotrzeć do powodów uruchomienia tego.
Po pierwsze obstawiam, że to konkurencja
wewnątrzpartyjna.
SN: To na pewno.
DZ: To nie konkurencja, to przyjaciele.
SN: Winnicki, Zawadka [Dariusz Zawadka,
były szef GRO M – red.], Chojnicki,
Niedziela, Wyrobiec, Pawełek, Ważniak,
Milaczanowski, Szymański, Władek Kosiniak
[minister pracy – red.], Ela Bieńkowska
[wicepremier i minister infrastruktury
– red.], Parafian [Andrzej Parafianowicz,
były wiceminister finansów – red.],
Krzysiek Klimek [szef Biura Ochrony Rządu
– red.], Staszek Trzciński, Ćwiąkalski
[Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości
– red.], Chmielowiec, Mazgaj,
Karpiński [Włodzimierz Karpiński,
minister skarbu – red.], Jarek Markowski,
chyba Makowski, Karasinowicz, Bieniek
[gen. Mieczysław Bieniek – red.], Hajdarowicz
[Grzegorz Hajdarowicz, właściciel
m.in. „Rzeczpospolitej” – red.], rzecznicy
służb, trochę z kancelarii, Cichy też nie
przyjaciel, a Igor, wiadomo, ha, ha, ha. Kto
jeszcze powinien być u Grasia? Z kim on
się naprawdę lubi, przyjaźni i tak dalej od
lat. Wojtunika tu nie było.
AP: Agata mówi, że oni ostatnio nie
mają wspólnych horyzontów myślowych.
Ja proponowałem Wojtunika [Paweł
Wojtunik, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego
– red.], ale ostatnio się tam coś
nie mogą dogadać. Ale w jakiej to formule?
Szeroko czy wąsko?
SN: Tacy, którzy jego lubią i on ich lubi.
AP: Czyli sam ma być.
SN: Nie ma Sienkiewicza, nie ma Cichego
[Jacka Cichockiego – red.], więc to tylko
kumplowskie towarzystwo. Myślę jeszcze
o platformersach, ale w PO to już chyba
tylko sami wrogowie.
AP: A Olszewski [Paweł – red.]?
SN: O! Olszówa jeszcze, no. Olszówę
można wziąć. No może jeszcze Staszek
Gawłowski. On teraz siedzi obok Grasia,
zajął moje miejsce. Ja się przesiadłem
w Sejmie do ostatniego rzędu.
AP: Widziałem cię właśnie ostatnio
w ostatnim rzędzie. Kamera powędrowała
tak wysoko.
SN: Ja się zakopałem z tyłu, w ostatnim
rzędzie. Gaweł usiadł na moim miejscu.
To tylko dowód na to, że życie nie znosi
próżni. Graś mówi: on się tak na mnie
pcha, jest taki gruby. On się wpierdala.
Graś mówi, że się na niego pcha. Też jak
w „Misiu”: proszę pana, co pan się na
mnie tak kładzie. Schetyna to wiadomo. Ja
pierdolę, się podziało.
AP: No nie, kurwa, się pozmieniało.
SN: Ostatnio na Komisji Spraw Zagranicznych
nawet mi ręki nie podał. Przeszedł
obok. No kto jeszcze? Z rządu, byłego rządu.
AP: Elka Bieńkowska.
SN: Jest. Włodek Karpiński chyba jest. […]
AP: Ja tak powiem szczerze, że gdyby
się udało zaprosić tylko tych, z którymi
się koleguje stale, z nimi, to można by
jednoosobową salkę mu wziąć. Flaszkę i tu
mu się pomieści.
DZ: Jeszcze tańce mogłyby się odbyć.
SN: I wtedy by nie było pewności, czy się
z kimś nie pokłóci.
AP: On jest teraz taki. Nie wiem, czy to
odpowiedzialność. Taki się zrobił spięty,
kurwa.
SN: A to dziwne, bo już nie ma odpowiedzialności.
Nie jest rzecznikiem.
AP: Za partię ma odpowiedzialność. Nie
potrafi się wyluzować.
SN: On się zachowywał jak arystokrata
europejski. Mówił po angielsku lepiej
niż wielu Anglików, po francusku lepiej
niż wielu Francuzów. On się nie pierdolił
tym. Bardzo go szanowali, nie lubili go,
ale bardzo szanowali. […] Ale jak go
widziałem parę razy w tych sytuacjach
międzynarodowych, w Brukseli to, kurwa
no, on ma to coś. On bardzo by chciał być
komisarzem, ale uważam, że to by było
ze szkodą dla Polski. On byłby znienawidzonym
komisarzem, byłby upiorem po
prostu w Europie. Dziś jest taki Hiszpan,
którego wszyscy nienawidzą, bo on
wszystkim problemy robi, ale myślę, że
Vincent by go pobił. Pryncypialnością
i traktowaniem z buta. Ja z Vincentem
zawsze miałem świetne relacje, do dziś
mamy świetnie relacje, gadamy, spotykamy
się itd. Nawet ostatnio mnie wziął
i mówi: „Chcę do PE startować. Musisz
mi pomóc”. OK, zawsze z przyjemnością,
parę kampanii się zrobiło. On mnie pyta,
czy ja mogę z Gdańska (śmiech), mówię
mu: nie, Jacek, to chyba nie jest możliwe.
Prawdopodobnie Lewandowski będzie
startował z Gdańska, stary Jan Kozłowski,
europoseł, wiceminister w rządzie
AWS , ma silną pozycję w regionie,
starszy pan bardzo szanowany, pizda
kompletna, ale w związku z tym wszyscy
go lubią. I Jarek Wałęsa – on ma nazwisko,
więc w każde wybory wjeżdża bez
problemu. I jeszcze czwarty Vincent, to
nie ma bata. Na Pomorzu jest dziś półtora
mandatu. Więc mówię, szkoda Jacek,
będziesz się szarpał i nie dostaniesz
mandatu, będzie wstyd. Mówię, bierz
tę Warszawę, i tu się można lać, tu jest
potencjał. Jakoś tam muszę mu pomóc
w tej kampanii warszawskiej.
AP: Taką na koniec mu zrobili robotę nie
najlepszą wizerunkowo.
SN: On się strasznie wkurwił, bo uważał,
że to KPRM wypuścił informację, że
Rostowski będzie do dymisji. W sumie
było dogadane z Jackiem, że on odchodzi
itd., ale nie miał następcy. Jacek się wtedy
wkurwił i powiedział, że to on się podaje
do dymisji, i wypuścił też szczura do
mediów. Że to on złożył dymisję.
DZ: To było parę miesięcy koszmaru
w naszym ministerstwie. Wszyscy się
zamknęli po kanciapach, nikt nic nie robił.
Idę do Pawła i mówię: „Paweł, to jest
poważne ministerstwo, ono nie może być
sparaliżowane. Albo odwołacie Vincenta,
albo niech Donek idzie do kamery i powie,
że go nie odwołuje, bo taki bezruch w tego
typu ministerstwie”
WPROST 25/2014:
http://e0690.freakshare.xup.pl/files/sr9i8tev/Wprost_25_2014.pdf.html
http://e0690.ul.xup.pl/file/c1radd36/Wprost_25_2014.pdf