Zginęli, bo szukali zabójców księdza Popiełuszki?
tvp.info | dodane 2009-07-04 (16:43)
Zginęli, bo szukali zabójców księdza Popiełuszki?
Śmiertelny wypadek samochodowy dwóch oficerów MSW badających w latach 80. okoliczności zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki mógł być zaplanowanym morderstwem - ustalił portal tvp.info.
30 listopada 1984 roku późnym wieczorem w Białobrzegach na trasie Kraków - Warszawa Fiat 125 zderzył się czołowo z nadjeżdżającym z naprzeciwka ciężarowym Jelczem.
W wypadku zginął kierowca Fiata oraz jego dwaj pasażerowie:
płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek, doświadczeni oficerowi Biura Śledczego MSW.
Obaj badali przeszłość trzech esbeków skazanych za uprowadzenie i zamordowanie księdza Popiełuszki:
Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego
. Odkryli m.in., że Grzegorz Piotrowski od 1982 roku nieformalnie kontaktował się z oficerami KGB.
Dokumenty, które funkcjonariusze wieźli z sobą tego dnia, zaginęły.
Zaginęły również ich notatniki służbowe.
Według oficjalnej wersji, przyczyną tragedii w Białobrzegach był nieszczęśliwy wypadek. Milicja uznała, że winę za jego spowodowanie ponosi kierowca ciężarówki.
Podała, że uciekł on z miejsca wypadku i sprawę umorzono.
Tymczasem w 2004 r. policjanci uczestniczący w śledztwie w sprawie zabójstwa księdza Jerzego, zidentyfikowali i odnaleźli kierowcę
. To Stanisław W.,
mieszkaniec województwa świętokrzyskiego. Jednak w Instytucie Pamięci Narodowej do tej pory nie ma jego cennych zeznań.
Powód?
Prokurator Andrzej Witkowski, który przez wiele lat zajmował się sprawą śmierci ks. Popiełuszki, został odwołany w październiku 2004 roku i nie zdążył przesłuchać tego ważnego świadka.
Portal tvp.info dotarł do Stanisława W.
"Miałem o wszystkim zapomnieć"
- Tamtego dnia prowadziłem piaskarkę.
Nagle zza zakrętu wyjechał bardzo szybko fiat 125 i wpadł w mój samochód - opowiada Stanisław W.
Według jego relacji dwaj pasażerowie zginęli na miejscu, natomiast ich kierowca przeżył.
- Gdy później podano w mediach, że śmierć w wypadku poniósł także kierowca, zrozumiałem, że został zamordowany - opowiada Stanisław W.
Bardzo wpływowe osoby nadal boją się prawdy o śmierci księdza Popiełuszki
Roman Giertych
W. twierdzi, że wcale nie uciekł z miejsca wypadku.
- W chwilę po zderzeniu na miejsce przybyli milicjanci - opowiada.
- Jeden z nich przyjrzał mi się i kazał jechać do szpitala na badania.
Mówił, że jestem ranny. Gdy wróciłem później na miejsce tej tragedii, nie było tam już po niej żadnych śladów.
Stanisław W. utrzymuje, że następnego dnia nawiązali z nim kontakt funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa.
- Kazali o wszystkim zapomnieć.
Mówili, że nie będę przesłuchiwany i żebym nigdzie się nie zgłaszał - opowiada.
Zakazane rozmowy z Giertychem
Od tamtego czasu, Stanisław W. nie był niepokojony i nikt go o tą sprawę nie pytał. Dopiero zimą 2007 roku
gdy pełnomocnikiem rodziny Popiełuszków został Roman Giertych, do emerytowanego kierowcy zgłosili się znowu tajemniczy ludzie.
- Mówili mi, żebym nawet nie śmiał nawiązywać kontaktów z Giertychem i opowiadać o tym, co wydarzyło się w Białobrzegach - powiedział W.
- Cała ta sprawa świadczy o tym, że bardzo wpływowe osoby nadal boją się prawdy o śmierci księdza Popiełuszki
- mówi Roman Giertych, pełnomocnik procesowy rodziny księdza.
"Wiedział o wypadku... dzień wcześniej"
Wersję Stanisława W. potwierdza
relacja Stefana Bratkowskiego, pisarza i dziennikarza, byłego przewodniczącego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
- O tym wypadku dowiedziałem się... dzień wcześniej, wieczorem, jeszcze zanim się wydarzył - mówił kilka lat temu Bratkowski w rozmowie z "Życiem Warszawy".
- Byłem tylko ciekaw jaką przyczynę wymyślą. Kiedy prasa podała, że był to wypadek samochodowy, nie miałem żadnych wątpliwości, że było to sfingowane morderstwo.
O mającym wydarzyć się wypadku, Bratkowskiego miał poinformować jego przyjaciel - nieżyjący już warszawski prawnik Bogumił Studziński.
Również pułkownik Artur Gotówko - wieloletni szef ochrony osobistej generała Jaruzelskiego - stwierdził w 1991 roku, że wypadek w Białobrzegach był zaplanowaną egzekucją.
- W sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, jak i w sprawach innych zbrodni komunistycznych, prowadzone są intensywne czynności śledcze.
Jednak dla dobra prowadzonego postępowania, nie możemy informować o jego szczegółach - powiedział tvp.info prokurator Bogusław Czerwiński,
szef Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie. Ta komisja prowadzi teraz śledztwo w tej sprawie.
Tvp.info
nie udało się porozmawiać z prokuratorem Andrzejem Witkowskim.
Od jesieni 2004 roku ma zakaz kontaktów z mediami.
Leszek Szymowski
================================================
Skoro w związku ze sprawa smierci Popiełuszki
"W wypadku zginął kierowca Fiata oraz jego dwaj pasażerowie:
płk Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek, doświadczeni oficerowi Biura Śledczego MSW".
To
dlaczego to tylko J. Popiełuszko ma byc wyniesiony na ołtarze , a nie wszyscy czterej?
===========================================
CZEGO SIĘ BOI POSEŁ GRAŚ ?
„Kiedyś wszechpotężni. Odpowiedzialni za rozkwit kolesiostwa i korupcji, jakich w Polsce po 1989 roku jeszcze nie było." (...)
Czy uda się kiedyś oczyścić polskie życie publiczne z korupcji i nepotyzmu? (...) Po pierwsze, władza musi przestać czuć się bezkarna.
Po drugie, trzeba z prawa wyeliminować mechanizmy, które chronią ludzi władzy przed jakakolwiek odpowiedzialnością. „
Takimi słowami poseł PO Paweł Graś komentował na swoim blogu, sejmowy raport komisji śledczej, autorstwa Zbigniewa Ziobry, w sprawie tzw. afery Rywina. Był wrzesień 2004r.
http://pawelgras.blog.pl/komentarze/index.php?nid=8093113
To ważna data, bo w tym samym miesiącu został zamordowany Marek Karp, „mój bliski przyjaciel", jak nazywa go Graś.
I dodaje - „Marek był chodzącą kopalnią wiedzy o historii i współczesności byłego bloku wschodniego. Był zaangażowany w budowę państwowości Litwy i stosunków polsko-litewskich.(...)
„Miesiąc temu miał ciężki wypadek samochodowy, ale zdawało się, że najgorsze ma już za sobą, dzisiaj rano dosięgło go przeznaczenie."
http://pawelgras.blog.pl/komentarze/index.php?nid=7959457
Marek Karp był twórcą Ośrodka Studiów Wschodnich, zajmującego się "białym" wywiadem i analizami sytuacji politycznej i gospodarczej w krajach byłego bloku sowieckiego.
28 sierpnia 2004 roku, na szosie w Białej Podlaskiej wydarzył się wypadek.
TIR na białoruskich numerach rejestracyjnych uderzył w samochód osobowy, którym jechał Marek Karp. W wyniku uderzenia,
auto Karpa wypadło z jezdni i wpadło na przeciwny pas ruchu, gdzie zostało staranowane przez nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę.
"Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim"
- mówił Karp do swojego przyjaciela podczas pobytu w szpitalu.
14 września 2004 został wypisany do domu. Pół godziny później znaleziono go z rozbitą głową na parkingu samochodowym obok szpitala. Przeprowadzona sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci były obrażenia głowy. Dwa dni wcześniej odwiedziło go w szpitalu dwóch mężczyzn, podających się za funkcjonariuszy służb specjalnych.
Kierowca TIR -a , Siergiej Zawidow został wypuszczony niemal natychmiast po wypadku i ślad po nim zaginął. W śledztwie, prowadzonym przez siedlecką prokuraturę popełniono mnóstwo błędów i zaniedbań, nie przeprowadzono wielu czynności, nie przesłuchano świadków.
Karp ostatnie tygodnie życia spędził na badaniu procesów ekonomicznego uzależniania przez rosyjskie specsłużby byłych państw Układu Warszawskiego. Badania te były również przedmiotem zainteresowania polskich służb specjalnych. W tym czasie sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu próbowała wyjaśnić prawdę o wpływie rosyjskich służb specjalnych na polski rynek paliw, a kilkanaście dni przed wypadkiem Karpia ujawnione zostały wiedeńskie rozmowy Jana Kulczyka z Władimirem Ałganowem .
Na kilka dni przed zdarzeniem Karp spotkał się ze Zbigniewem Wassermannem,
wówczas wiceprzewodniczącym komisji śledczej ds. Orlenu i członkiem komisji ds. służb specjalnych.
Podczas kolejnego spotkania miał przekazać mu istotne informacje, dotyczące ważnej osoby z branży paliwowej.
Nie zdążył.
Znana jest osoba, którą przed swoją śmiercią interesował się Marek Karp.
Utrzymywała ona zażyle kontakty z Nikołajem Zachmatowem, oficjalnie pracownikiem ambasady Rosji, nieoficjalnie członkiem warszawskiej rezydentury GRU.
O wszystkim, co napisałem, wie na pewno pan poseł Graś.
Od wielu lat zajmują go służby specjalne, o czym sam chętnie mówi w ostatnim wywiadzie -
„Od dawna zajmowałem się tą tematyką. Ale bardziej kręcą mnie siły specjalne niż służby."
http://www.polskatimes.pl/2,30337.htm?listpage=5 .
Czytając wypowiedzi posła Grasia i poznając jego życiorys, jestem przekonany, że chciałby uchodzić za człowieka silnego i odważnego. A może, nawet takim rzeczywiście jest.
Jego znajomość z wieloma żołnierzami GROMU i osobista przyjaźń z Leszkiem Drewniakiem, twórcą tej elitarnej jednostki wskazywałaby, że prócz fascynacji siłami specjalnymi, ma w sobie wolę walki. Co prawda, rezygnacja z funkcji sekretarza stanu w Kancelarii Premiera, świadczyłaby, że Graś szybko „zmęczył" się trudnymi obowiązkami i odpowiedzialnością za służby, tym bardziej , że sam pytany o powody odejścia, wyjaśnia enigmatycznie - „Dużo kosztowały mnie ostatnie dwa lata. Musiałem odzyskać dystans. To był świadomy krok i nie było w nim żadnego drugiego ani trzeciego dna, żadnych teczek, żadnej agentury. Czasem po prostu jest to człowiekowi potrzebne."
http://www.polskatimes.pl/2,30337.htm?listpage=5
To wyznanie niezwykle zastanawiające zważywszy, że oficjalnym powodem odejścia Grasia miały być względy rodzinne.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,wid,9560595,wiadomosc.html?ticaid=15aa2
Dziś, pan Graś jest prominentnym politykiem Platformy i w każdej swojej wypowiedzi krytykuje dokonania Macierewicza w służbach specjalnych twierdząc, że ciągłe roztrząsanie spraw z przeszłości nie służy dobrze Polsce, a jego partia musi dokonywać „sprzątania" po poprzednikach. Sprzątania skutecznego, o czym świadczą zdarzenia z ostatnich tygodni.
Nie mam możliwości, by zapytać posła Grasia osobiście o sprawę, która mnie bardzo intryguje.
Co stoi na przeszkodzie, by mając obecnie nieograniczoną władzę w służbach specjalnych, własny rząd i ministra sprawiedliwości,
zmierzyć się z tajemnicą śmierci swojego przyjaciela - Marka Karpa?
Czy poseł Graś, który w tak emocjonalnych słowach opisywał na blogu śmierć przyjaciela,
dziś gdy ma władzę i wpływ na działalność prokuratury i służb specjalnych, nie może podjąć działań, by wyjaśnić tę tajemnicę?
Bo o tym, że Marek Karp został zamordowany, a zleceniodawcy tego mordu i jego wykonawcy są na wolności - pan poseł Graś na pewno wie.
Dlaczego więc, zamiast tracić energię na ciągłe powtarzanie frazesów o nieważnej przeszłości i jednoczesnym budowaniu służb specjalnych na ludziach „kiedyś wszechpotężnych", ten miłośnik walki nie podejmie wyzwania, by wyjaśnić okoliczności morderstwa na swoim przyjacielu?
Myślę, że przed czterema laty poseł Graś, musiał mocno doświadczyć śmierci Marka Karpa i później wielokrotnie zastanawiał się nad jej przyczyną. Ale cztery lata, to dość, by wiele rzeczy zobaczyć w innym świetle. Może w całkiem innym.
Czego więc dziś boi się poseł Graś ?
http://cogito.salon24.pl/77617,czego-sie-boi-posel-gras
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles