W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Gun Control - czyli ściema rzekomo obnizajaca przestepczosc  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
3 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Multimedia Odsłon: 2110
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rivera




Dołączył: 20 Lip 2008
Posty: 801
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:25, 15 Wrz '08   Temat postu: Gun Control - czyli ściema rzekomo obnizajaca przestepczosc Odpowiedz z cytatem

Rzadowa kontrola broni palnej, ograniczenia w posiadaniu jej przez zwyklych obywateli, wbrew pozorom nie obniza przestepczosci, ale przyczynia sie do jej zwiekszania. Jeden z najwiekszych mitow obalony:

John Stossel - Gun Control DOES NOT reduce crime


The Untold Story of Gun Confiscation After Katrina


Penn & Teller: Bullshit! Gun Control Part 1


Penn & Teller: Bullshit! Gun Control Part 2


Penn & Teller: Bullshit! Gun Control Part 3


http://prawda2.info/viewtopic.php?t=3635&highlight=gun

Cytat:
Bron palna w domowym arsenale kazdego doroslego i zdrowego psychicznie czlowieka powinna byc zagwarantowana konstytucyjnie. To jedno z podstawowych i najwazniejszych praw jakie czlowiek miec powinien.

Przypominam ze druga poprawka do amerykanskiej konstytucji gwarantuje mieszkancom USA takie prawo, lecz jak wiadomo kolejne administracje maja ta wspaniala konstytucje gdzies i uznaja jej status na rowni ze statusem papieru toaletowego.

"Gun Control" to w Stanach i nie tylko haslo-klin podobnie jak "globalne ocieplenie", reklamowane jest jako cos dobrego a w konsekwencji niszczy spoleczenstwa i pozwala przestepcom robic co chca.

Radze przejrzec statystyki dotyczace stanow w USA, tam gdzie "gun control' ma sie dobrze przstepczosc kwitnie, a tam gdzie w kazdym domostwie znajduje sie bron przestepczosc jest niska. Jesli chodzi o Europe to Szwajcaria jest wzorem (jak niemal we wszystkim), kazdy mezczyzna winien posiadac flinte.




_________________
THE THREE FORCES
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
BladyMamut




Dołączył: 16 Maj 2013
Posty: 100
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:18, 22 Maj '13   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Intelektualiści mądrzy i niemądrzy - Thomas Sowell - fragmenty

(...)
Intelektualiści parający się procederem filtrowania faktów w interesie własnej wizji, odbierają innym ludziom prawo, które sami sobie uzurpują - tzn. prawo do patrzenia na świat takim, jakim on rzeczywiście jest, i do wyciąganie własnych wniosków. Posiadanie własnego zdania, lub wyrażanie własnego zdania, to coś diametralnie różnego od umyślnego blokowania informacji, aby nie docierały one do innych ludzi, żeby inni ludzie nie mogli na ich podstawie wyrobić sobie własnego zdania (zamiast, dajmy na to, cytować to co głosi inteligencja).
(...)

PRZESTĘPCZOŚĆ

Wprawdzie poglądy intelektualistów na przestępczość ukształtowały się co najmniej 200 lat temu, lecz dopiero w drugiej połowie XX wieku zaczęły wywierać wpływ na praktykę i rzeczywistość. Twierdzenie Louisa Brandeisa, że „nauki społeczne" poddały w wątpliwość to, czy za kradzież odpowiedzialny jest człowiek, czy społeczeństwo, zupełnie ignorowało fakt, że zrzucanie winy na społeczeństwo już w XVIII wieku - a więc zanim zrodziły się „nauki społeczne" („social science') - było jedną z cech charakterystycznych wizji oświeconych, tyle że te dawniejsze dywagacje nie chowały się pod płaszczykiem „nauki".

Wizja oświeconych od dawna kładzie mniejszy nacisk na karę, a większy na prewencję poprzez doszukiwanie się „korzeni" przestępczości, a następnie „rehabilitację" kryminalisty. Inne wątki przewodnie tej wizji to ograniczanie odpowiedzialności osobistej przestępców z powodu ich nieszczęśliwego dzieciństwa, stresującego okresu dojrzewania lub innych czynników, które są rzekomo poza kontrolą jednostki. Można się spierać się co do teorii przestępczości, i tak też się dzieje, a mimo to nie uzyskamy satysfakcjonującej odpowiedzi na wiele pytań. Ważne jest jednak to, jakie są skutki dominacji wizji oświeconych, a także, jak reagują na nie intelektualiści.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie od dziesiątków lat spadał wskaźnik morderstw, a w 1961 roku wynosił on połowę tego, c w 1933 roku, reformy ustawodawstwa przeprowadzone w latach 60. (czyli z chwilą wprowadzenia w życie idei intelektualistów, przyjętych później przez inteligencję) zmieniły ten pozytywny trend. W rezultacie, już w roku 1974 wskaźnik morderstw podwoił się. W Wielkiej Brytanii rosnąca popularność tej samej wizji również przyczyniła się do odwrócenia tendencji, przez co przestępczość zaczęła znowu rosnąć, a nie maleć. Oto fragment pewnego studium:

Cytat:
Od średniowiecza do połowy XX wieku, kiedy tendencja ta została zahamowana, kryminolodzy zauważyli tendencję do coraz rzadszego stosowania przemocy osobistej. Statystyczne porównanie przestępczości w Anglii i Walii z przestępczością w Ameryce (na podstawie danych z 1995 roku) dowodzi, że trzy kategorie najpoważniejszych przestępstw - napady, włamania oraz kradzieże - są dziś bardziej dotkliwe dla Anglików niż dla Amerykanów.


To nagłe odwrócenie trendów (po obu stronach Atlantyku) sugeruje, że wcale nie chodziło o skomplikowane, długotrwałe zmiany społeczne. Po prostu, w krótkim okresie czasu wyroki sądowe oraz prawodawstwo zmieniły się w USA i Wielkiej Brytanii tak znacznie, że przestępca już nie musi się obawiać procesów czy kary za zbrodnię, a jeśli nawet zdarzy mu się nieszczęście, to i tak kary złagodniały. W rezultacie tego procesu obywatele stali się łatwiejszym łupem przestępców, zwłaszcza, że nie mogą się nawet przed nimi bronić. Obowiązująca w Wielkiej Brytanii niechęć wobec posiadania broni jest tak popularna, że w ramach samoobrony nie można nawet używać plastykowych pistolecików do zabawy.

Cytat:
Nielegalne może być również stawianie oporu przestępcy i samoobrona - na własnej skórze przekonała się o tym pewna starsza pani. Udało jej się przegonić gang zbirów przy użyciu ślepaka wystrzelonego z pistoletu- zabawki. Niestety, starsza pani została aresztowana za straszenie otoczenia przy pomocy imitacji broni - co jest przestępstwem. Używanie takich zabawkowych pistoletów jest także nielegalne, gdy ktoś włamuje ci się do domu. Przekonał się o tym mężczyzna, który przy pomocy zabawki imitującej broń odstraszył dwóch rabusiów. Wezwał policję, a kiedy policja przyjechała, aresztowała jego za łamanie przepisów o broni palnej.


Brytyjscy intelektualiści od dawna zapalczywie walczą o gun control. Artykuł z 1965 roku z New Statesman pisał, że broń palna w rękach obywateli „nie służy niczemu, co cywilizowane", oraz że „posiadanie lub używanie pistoletów i rewolwerów przez cywilów nie może być w żaden sposób usprawiedliwione". Artykuł z 1970 roku w tej samej gazecie nawoływał do wprowadzenia prawa zakazującego „całej populacji posiadania wszelkiego rodzaju broni palnej."

Tak jak w przypadku innych teorii stworzonych przez inteligencję, również obsesyjne i radykalne stanowisko wobec kontroli broni ignoruje zupełnie dowody empiryczne, podkreślając daremność takiego stanowiska oraz negatywne jego konsekwencje. Dla przykładu, studium naukowe z 2001 roku odkryło, że „korzystanie z pistoletów przez przestępców wzrosło w Wielkiej Brytanii o 40 procent już w ciągu dwóch lat od wprowadzeniu powszechnego zakazu posiadania tego typu broni." Wcześniejsze badania wykazały, że „w napadach związanych z przestępczością zorganizowaną i przemytem narkotyków żadna z 43 sztuk broni, jakiej użyto, nie była legalna". Inne badania również wskazują na to, że w Wielkiej Brytanii, tak samo jak w USA, przepisy zabraniające posiadania broni nie zniechęcają kryminalistów w żaden widoczny sposób od posługiwania się bronią:

Cytat:
W 1954 roku w Londynie miało miejsce jedynie 12 włamań z bronią w ręku. Po bliższej analizie okazało się, że w 8 z 12 przypadków posiadanie broni było jedynie domniemane. W 1954 roku nie obowiązywał zakaz posiadania broni palnej. Tymczasem już w 1981 roku liczba przestępstw z bronią w ręku wynosiła 1400, zaś w 1991 roku aż 1 600. W 1998 roku, rok po wprowadzaniu przepisów zakazujących posiadania niemal wszelkiego rodzaju pistoletów, przestępczość z bronią w ręku wzrosła o kolejne 10 procent.


Pod koniec XX wieku w Wielkiej Brytanii zaostrzono przepisy o posiadaniu broni, mimo to wskaźnik zabójstw wzrósł o 34 procent.
W tym samym czasie w Kanadzie i USA spadł, odpowiednio, o 34 i 39 procent. Również we Francji i Włoszech wskaźniki zabójstw zmalały, odpowiednio, o 25 oraz 59 procent. Dlaczego Wielka Brytania wyłamywała się z tej tendencji? Ano właśnie, dzięki radykalnemu stosunkowi do broni palnej, forsowanemu zwłaszcza w kręgach elit intelektualnych i politycznych. W tym samym okresie Amerykanie zaczęli kupować więcej broni: „w 1993 roku zjawisko to osiągnęło zenit, kupiono wtedy 8 milionów sztuk „broni ręcznej", z czego po-łowę stanowiły pistolety." Tendencja ta nie doprowadziło wcale do wzajemnego mordowania się ludzi na masową skalę! Przeciwnie, w tym samym czasie wskaźnik morderstw w USA spadał. Łącznie na terenie Stanów Zjednoczonych w posiadaniu obywateli znalazło się ok. 200 milionów sztuk broni palnej, mimo to najmniej przypadków ciężkiej przestępczości notowano tam, gdzie broni tej było najwięcej. Podobną prawidłowość daje się zauważyć w Szwajcarii.


Te niezbite fakty nie dały jednak inteligencji brytyjskiej czy amerykańskiej do myślenia. W Wielkiej Brytanii ideologia i polityka rządu, radykalnie krytyczne wobec takiej metody samoobrony, zrobiły swoje i przeniosły się na inne formy samoobrony. Nie chodzi już tylko o broń palną czy nawet pistolety ze sklepu z zabawkami. Mężczyzna, którego w wagonie londyńskiego metra zaatakowało dwóch zbirów, przy pomocy „ostrza, którym zakończona była jego laska, pociął jednego z napastników", za co został - razem ze zbirami, przed którymi się bronił - aresztowany pod zarzutem nielegalnego posiadania broni. Lokalne władze zakazały nawet grodzenia posesji drutem kolczastym, ponieważ bały się procesów sądowych o to, że jakiś złodziej pokaleczy się o ogrodzenie w trakcie próby włamania. Już sam fakt potraktowania takiej alternatywy poważnie świadczy o tym, jak mocno epidemia wizji oświeconych dotknęła urzędników brytyjskich.

Po obu stronach Atlantyku nadal królują teorie o „korzeniach" zbrodni. Kiedy bieda i bariery społeczne (czyli „korzenie zbrodni') zaczęły być zjawiskiem mniej powszechnym, przestępczość zaczęła rosnąć. Aby jeszcze bardziej pogrążyć tę teorię, wspomnijmy, że bunt społeczny, który wybuchł w gettach amerykańskich miast w latach 60. XX wieku, był o wiele mniej dojmujący w stanach południowych, gdzie dyskryminacja rasowa nadal była dość silna, zaś najbardziej radykalne zamieszki miały miejsce w Detroit, gdzie sytuacja finansowa czarnych była dwa razy lepsza niż czarnych z innych części kraju; czarni w Detroit częściej posiadali na własność domy, a bezrobocie wśród Murzynów wynosiło jedynie 3,4 procenta i było nawet niższe niż wśród białych.

Największe zamieszki na tle rasowym miały miejsce za administracji prezydenta Lyndona Johnsona, który uchwalił przełomowe przepisy w zakresie praw obywatelskich oraz wprowadził program znany jako „wojna z biedą". Z drugiej strony, prawie kompletny brak zamieszek odnotowano za kadencji Reagana, który przestał się aktywnie zajmować tego typu zagadnieniami.

Trudno o teorię społeczną, której fakty zadawałyby większy kłam. Jednakże zwolennicy badania „korzeni zbrodni" pozostali na te fakty głusi i ślepi. Nie tylko w USA nie odkryto żadnej zależności pomiędzy „korzeniami" przestępczości a rzeczywistą przestępczością. Tak samo było w Wielkiej Brytanii:


Cytat:
W XIX wieku przestępczość mimo wszystko spadała. Od czasów średniowiecza aż do pierwszej wojny światowej ilość napadów spadła o 71 procent, rannych było mniej o 20 procent, a morderstw aż o 42 procent. A przecież XIX wiek był nękany biedą będącą w kontraście z rosnącą prosperity, przeludnionymi slumsami, radykalnym wyżem demograficznym oraz urbanizacją, przesiedleniami, rozpadem rodzin robotniczych oraz, oczywiście, powszechnym dostępem do broni palnej.


Nawet najbardziej oczywiste fakty można zdyskredytować. Mówienie, że źródła przestępczości są tak skomplikowane, iż nie wystarczy „nazbyt uproszczone" ich wyjaśnienie. Taka taktyka powiększa problem do rozmiarów absurdu, stając się preludium do odrzucenia opinii niezgodnych z dominującą wizją; oponentom wytyka się „prostactwo", które ma się nijak do rzekomo skomplikowanej natury przestępczości. Ale przecież nie trzeba się zagłębiać w teorię Newtona, aby wiedzieć, że - dajmy na to - skok z dachu budynku będzie miał określone konsekwencje. Podobnie, nie trzeba analizować niezliczonej ilości czynników znanych i nie- znanych, które składają się na przestępczość, aby zamknąć kryminalistę za kratkami i obniżyć tym samym poziom przestępczości i przestać dumać nad finezyjnymi teoriami i programami lansowanymi przez inteligencję.

Rozdmuchiwanie problemu do absurdalnych rozmiarów, by następnie drwić z każdej metody jego rozwiązywania, to tylko jeden z trików retorycznych, jakich inteligencja używa, by zaprzeczać faktom. Innym przykładem jest postulowanie powrotu do polityki „ładu i porządku", która od dawna była oskarżana o szerzenie rasizmu (przestępczość wśród czarnych jest wyższa niż wśród białych).

W rozdziale 2. pisałem o tym, jak emerytowany komisarz policji z Nowego Jorku, starający się przekonać sędziów o niebezpieczeństwie płynącym z niektórych zapisów legislacyjnych, został dosłownie wyśmiany przez sędziów i prawników. Słowem, teoria zdeptała doświadczenie, a dominująca wizja zdeptała fakty; oświeceni uznali, że z „ciemnogrodem" nawet nie warto dyskutować.


Podobne postawy można zaobserwować w Wielkiej Brytanii, gdzie większość mediów, świata akademickiego i, generalnie, inteligencji oraz wykształconych urzędników publicznych nie traktuje poważnie społeczeństwa, które narzeka na rosnącą przestępczość, żądającego nałożenia na kryminalistów ostrzejszych sankcji. Po obu stronach Atlantyku elity podkreślają problemy przestępców, wymyślając programy społeczne mające rozwiązać problem przestępczości. W USA nawet „zbieranie śmierci" może być - według Toma Wickera z New York Timesu - przejawem braku „sprawiedliwości społecznej", z której wykluwa się zbrodnia.

Żadne, nawet najtwardsze dowody nie są w stanie przebić się przez szklaną bańkę brytyjskich elit. Przeciwnie: dane zaprzeczające ich wizji są filtrowane, ignorowane lub ośmieszane przez brytyjskich oficjeli, w tak wysokim stopniu, że The Economist pisał o „powszechnym braku zaufania do urzędników państwowych". Równocześnie media starają się wbić opinię publiczną w poczucie winy za uwięzienie wszystkich tych biednych kryminalistów. Typowe dla frontu pogardy wobec trosk i niepokojów społeczeństwa są reakcje (lub: braki reakcji) na doświadczenie ludzi, mieszkających w dzielnicach, gdzie założono ośrodki dla kryminalistów zwolnionych z zakładów karnych:

Cytat:
Mieszkańcy mówią o koszmarze, jakim jest ciągła przestępczość, zastraszenia, wandalizm oraz napastliwość ze strony kryminalistów. Wszyscy mieszkańcy mówią, że lokalne władze ani policja nie robią NIC, aby im pomóc w tej rozpaczliwej sytuacji.


Dla wielu zwolenników wizji oświeconych różnica pomiędzy przekonaniami i zmartwieniami ludności a ich własnymi przekonaniami i zmartwieniami nie jest przyczynkiem do refleksji, lecz źródłem dumy z bycia „oświeconym".

Tymczasem w USA wiele lat wzmożonej przestępczości wzburzyło opinię publiczną do tego stopnia, że wymusiła zmiany w stosowanej polityce; częściej zaczęto wsadzać kryminalistów za kratki, dzięki czemu poziom przestępczości zaczął spadać po raz pierwszy od wielu lat. Oświeceni lamentowali z powodu rosnącej populacji więźniów, wyrażając równocześnie zdumienie malejącą przestępczością, tak jakby związek między tymi dwoma zjawiskami był czymś zaskakujący; czyż to dziwne, że im mniej przestępców na ulicy, tym mniej kryminału? Dla przykładu, w 1997 roku na łamach New York Times dziennikarz Fox Butterfield w artykule pod tytułem „Przestępczość spada, lecz zakłady karne pękają w szwach" pisał:

Cytat:
Od pięciu lat przestępczość spada, tak samo jak wskaźnik morderstw - to daje pewien komfort psychiczny. Dlaczego jednak rośnie ilość więźniów w zakładach karnych? W Kalifornii i na Florydzie częściej się wsadza do więzienia niż przyjmuje na studia!


Konikiem oświeconych stał się temat „koszty więzienne kontra koszty edukacyjne". W 2008 roku New York Times lamentował nad liczbą więźniów:

Cytat:
Po trzech dekadach rozwoju naszego narodu zakłady karne zaczynają pękać w szwach. Jeden na stu Amerykanów siedzi za kratkami. Wśród czarnych wskaźnik ten wynosi jeden na dziewięciu mężczyzn w wieku 20-34 lata, a u Latynosów jeden na 36 dorosłych pełnoletnich mężczyzn. Populacja więzienna wynosi około 1,6 miliona w skali narodu, czym przewyższamy wszystkie inne kraje. Łącznie wszystkie stany wydały w ubiegłym roku ponad 44 miliardy dolarów na więzienia, podczas gdy w roku 1987- tylko 11 miliardów. Vermont, Connecticut, Delaware, Michigan i Oregon wydają na zakłady karne tyle, ile na wyższe wykształcenie.


Nie pierwszy raz New York Times potępiał wzrost populacji więziennej. W 1991 roku Tom Wicker pisał, że po tym, jak zaczęto częściej wsadzać za kratki (choć statystyki właśnie temu dowodziły) „przestępczość wcale nie spadła". Apelował też o krótsze wyroki, oraz „ulepszony system edukacji więziennej, robót społecznych i leczenia narkomanii", naigrywając się przy tym z „paniki opinii publicznej i lubowania się jej w trzymaniu ludzi za kratkami." Kolejny raz odmienne opinie zostały zredukowane do poziomu emocji („panika"), tak aby nie trzeba było fatygować się z analizami i odpowiedziami.

W samych zakładach karnych zmiana nastawienia do więziennictwa odbiła się w ostrzejszym sposobie traktowaniu więźniów sprawiających problemy:

Cytat:
Napady w Folsom spadły w ciągu 4 lat o 70 procent, z 6,9 procenta (na każdych 100 więźniów) w roku 1985 do 1,9 procenta w 1989 roku.
Pomimo coraz tłumniej zaludnianych zakładów karnych w latach 80. i drastycznych incydentów, takich jak w Rikers Island w Nowym Jorku tego lata, prawidłowość z Folsom zatacza coraz szersze kręgi w całym kraju. Urzędnicy więzienni, zachęcani brakiem tolerancji dla kryminalistów, który wyznaje teraz opinia publiczna, mówią, że odzyskali panowanie nad swoją instytucją.


Tak twarde dowody na temat skuteczności egzekwowania ostrej władzy więziennej i prawa nie zrobiły wrażenia na wyznawcach wizji oświeconych, tak w USA, jak i w Wielkiej Brytanii. Tymczasem zależność pomiędzy liczbą więźniów a wskaźnikami przestępczości widoczna jest też w Australii i Nowej Zelandii, gdzie skuteczniejsze wsadzanie kryminalistów za kratki zaowocowało spadkiem liczby przestępstw.

Brytyjska inteligencja jest na te dowody równie obojętna, co jej amerykańskie odpowiedniki. Ludzie z brytyjskich mediów i świata akademickiego są przeciwni więzieniom. Dla przykładu, The Eco-nomist pisał o „amerykańskim uzależnieniu od pakowania ludzi za kratki" - sprowadzając odmienne poglądy do kwestii emocji, co jest starym trikiem inteligencji po obu stronach Atlantyku. Oto relacja pewnego kuratora sądowego na temat różnicy pomiędzy wizją oświeconych a rzeczywistością - relacja zainspirowana została zasłyszaną przez kuratora jadącego do pracy do więzienia audycją radiową, w której wypowiadał się minister:

Cytat:
Znany prezenter radiowy zaczął rozmowę z ministrem takimi oto słowami: „Wszyscy wiemy, że w USA wysyła się za dużo ludzi za kratki...". Powiedział to z takim przekonaniem i pewnością siebie, jakby to była prawda ogólnie znana i oczywista, coś, z czym nie da się nawet dyskutować. Słuchałem audycji, jadąc do więzienia, które pomimo iż jest ogromnym zakładem karnym, w połowie stoi puste. Co więcej, przyjmujemy więźniów w wieku 17-20 lat, a ta grupa popełnia bardzo dużo przestępstw. Zatem jeśli rzekomo zakłady karne są przeludnione, to nasz zakład w pierwszej kolejności powinien być pełny po brzegi! Jednak w najlepszym wypadku bywa pełny tylko do połowy - często więźniów jest jeszcze mniej. W czasie, gdy program telewizyjny Today błędnie informował widzów na temat liczby przestępców, którzy otrzymali wyroki pozbawienia wolności, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zamierzało zamknąć nasz zakład karny oraz wiele innych."


W Wielkiej Brytanii, podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, za aksjomat przyjmuje się twierdzenie, że - cytując redakcję The Economist - „zakłady karne są nieskuteczne".
A oto jego wytłumaczenie:
Cytat:
„Może i dzięki nim przestępcy nie grasują po ulicach, ale nie udaje im się sprowadzić kryminalistów na dobrą drogę. Dwie trzecie byłych więźniów zostaje aresztowanych ponownie już w ciągu 3 lat od wypuszczenia ich na wolność."

Według takiej logiki, jedzenie również jest nieskuteczną reakcją na głód - przecież po przyjęciu pokarmu za jakiś czas człowiek znowu robi się głodny. Tak jak w przypadku wielu innych rzeczy, zamykanie za kratkami działa tylko w momencie trwania. Fakt, że przestępcy po wyjściu na wolność łamią prawo nie jest żadnym dowodem tego, że zamykanie w więzieniu nie działa. W twierdzeniu, że zakłady karne są nieskuteczne" kompletnie zignorowano empiryczną kwestię tego, czy mniejsza ilość kryminalistów grasujących po ulicach wpłynęła na wskaźniki przestępczości.


Ideologia promująca „alternatywy dla więziennictwa" to nie tylko znak rozpoznawczy brytyjskiej inteligencji; jest ona również popierana przez urzędników, którzy mają interes własny w cięciu wydatków na zakłady karne. Jako argument przeciwko zamykaniu przestępców w więzieniach przywołuje się przeciętne koszty utrzymania jednego więźnia, porównywalne z kosztami utrzymania jednego studenta na drogim college'u. Jednak o wiele mądrzejsze byłoby porównywanie kosztów trzymania kogoś w więzieniu z kosztami przestępstw popełnionych przez kryminalistę przebywającego na wolności. W Wielkiej Brytanii łączne roczne wydatki na system więziennictwa wynoszą prawie 2 miliardy funtów, z kolei koszt popełnionych przestępstw szacuje się na ok. 60 miliardów funtów. W Stanach Zjednoczonych koszt trzymania kryminalisty za kratkami jest rocznie o 10 tysięcy dolarów niższy niż koszt wypuszczenia go na wolność (wraz z wszelkimi tego konsekwencjami, czyli ryzykiem potencjalnych przestępstw, które mają przecież swoją cenę).

W Wielkiej Brytanii ideologia wymierzona przeciwko samej istocie więziennictwa jest tak silna, że zaledwie 7 procent skazanych przestępców ląduje za kratkami. W grudniu 2008 roku londyński Daily Telegraph bił z tego powodu na swej stronie internetowej na alarm: „Tysiące przestępców, którym oszczędzono odsiadki, dalej łamie prawo." W artykule czytamy:
Cytat:
„W ubiegłym roku ponad 21 tysięcy przestępców, którzy otrzymali wyroki nie wymagające uwięzienia (non-custodial sentences), znowu dopuściło się pogwałcenia prawa, co poddaje w wątpliwość przysięgę laburzystów, iż owe srogie kary będą lepszą alternatywną niż wsadzanie za kratki."


Metamorfozę Wielkiej Brytanii, wywołaną przez triumf wizji oświeconych, dobrze kwituje ten oto fakt: ów kraj, który słynął z jednego z najniższych poziomów przestępczości na świecie, pod koniec XX wieku odnotował drastyczny wzrost przestępczości w większości kategorii. Koniec końców fala przestępczości tak bardzo wezbrała w Wielkiej Brytanii, że jest obecnie nawet wyższa niż w Stanach Zjednoczonych.

Lee Kuan Yew, jeszcze jako młody człowiek, było to tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej, odwiedził Wielką Brytanię i tak był zachwycony miłującymi ład i prawo mieszkańcami Londynu, że wrócił do rodzinnego Singapuru z postanowieniem, że odmieni swój biedny, skażony przestępczością kraj. Jakiś czas później Lee Kuan Yew został premierem Singapuru (sprawował ten urząd przez wiele lat) i wprowadził programy, dzięki którym Singapur osiągnął niebywałą prosperitę, redukując jednocześnie poziom przestępczości. Na początku XXI wieku liczba przestępstw na każde 100 tysięcy mieszkańców Singapuru wynosiła zaledwie 693, podczas gdy w Wielkiej Brytanii aż 10 tysięcy! Słowem, Singapur osiągnął tak świetne wyniki, sięgając po programy i metody, które są teraz dyskredytowane przez inteligencję jako „przestarzałe" i „prostackie".

W świetle tego, że większość przestępstw jest dziełem relatywnie niewielkiej części populacji, nie dziwi fakt, że wsadzenie za kratki ułamka obywateli owocuje (tak jak np. w Singapurze) wyraźnym spadkiem przestępczości. Niemniej, taka prawidłowość jest nie do przyjęcia dla ludzi, którzy na sprawiedliwość patrzą z kosmicznej perspektywy i ubolewają nad tym, że niektóre jednostki, bez własnej winy, w przeciwieństwie do ludzie, którzy urodzili się w lepszych okolicznościach, przychodzi na świat w okolicznościach, które narażają je na wejście na drogę przestępczości.

Zwolennicy takiej wizji twierdzą, że owe okoliczności mają głównie charakter społeczny i ekonomiczny. Jednakże przejawem takiej samej niesprawiedliwości (widzianej z kosmicznej perspektywy) jest to, że ludzie przychodzą na świat również w pewnych kulturowych okolicznościach, które też mogą skłaniać człowieka do zostania przestępcą. Oświeceni jednak nie zaprzątają sobie głowy próbami zmiany kultur i subkultur. Wolą lansować ideologię wielokulturowości, zgodnie z którą wszystkie kultury są sobie równe, zatem próba zmieniania jednej z nich zostałaby odebrana jako nieuprawniona interwencja, przejaw kulturowego imperializmu.

Podobnie do wielu innych, ładnie brzmiących poglądów i sloganów, ideologia wielokulturowości jest ślepa na różnicę pomiędzy arbitralną definicją a weryfikowalną rzeczywistością. To znaczy, na różnicę pomiędzy tym, jakich słów ktoś używa w swoim umyśle, a empiryczną podstawą tych słów poza umysłem, czyli w prawdziwym świecie. Tak się bowiem składa, że konsekwencje (zarówno dla poszczególnych jednostek, jak i całych społeczeństw) są następstwem przyziemnych faktów, a nie definicji zamkniętych w ludzkich głowach. Zatem w sensie empirycznym, pytanie o równość wszystkich kultur zamienia się w pytanie: jeśli kultury są sobie równe, to w jakim widocznym, empirycznym sensie? Takiego pytania inteligencja nigdy (lub prawie nigdy) nie stawia i nigdy na nie nie odpowiada.

Inteligenci nie tylko wierzą w to, że poziom przestępczości można obniżyć poprzez dokopanie się do tajemnych „źródeł", czyli przyczyn ich popełniania; wielu inteligentów lansuje również teorie „rehabilitacji" kryminalistów, przechodzenia kursów „zarządzania gniewem" (anger management) oraz innych metod terapeutycznych. Co więcej: to nie mają być jedynie dodatki do tradycyjnej, skutecznej metody zamykania kryminalistów za kratkami, tylko substytuty więzienia. Wszystkie te propozycje nie są traktowane jako wymagające przetestowania hipotezy, lecz jak aksjomat, którego należy zażarcie bronić. A jest to aksjomat impregnowany na jakiekolwiek fakty, bowiem dla ich zwolenników nie ma znaczenia, jaki jest wskaźnik recydywy wśród przestępców, którzy poddani zostali programom „rehabilitacyjnym", oraz jak często stosują przemoc osoby, które przeszły kursy uczące panowania nad swoim gniewem. Urzędnicy i osoby wysoko postawione bagatelizują dowody, z kolei inteligencja robi uniki przed faktami przy pomocy słownej wirtuozerii. Tak oto żadne dowody ani fakty nie są w stanie obalić tych teorii.

Z drugiej strony, żadna z tradycyjnych metod panowania nad przestępczością, które zostały zastąpione przez metody nowsze i modniejsze, nie może zostać przywrócona na podstawie rzeczywistych dowodów. Samo wspomnienie o „wiktoriańskich" ideach rozwoju społeczeństwa i metodach radzenia sobie z przestępczością zostaje wyśmiane przez inteligencję. A przecież to właśnie w epoce wiktoriańskiej odnotowano długoletni spadek poziomu alkoholizmu, przestępczości oraz wszelkich innych społecznych patologii, zarówno w Wielkiej Brytanii, jak i w Stanach Zjednoczonych; nowocześniejsze metody nigdy nie okazały się równie skuteczne, co metody wiktoriańskie. Inteligencja pozostaje niewzruszona i nie przekonana. Z kolei zwykli ludzie nie mają zielonego pojęcia o tych faktach, ponieważ ani media, ani świat akademicki im ich nie przekazują.

Wielu reprezentantów inteligencji dziwi się szczerze, że tak przyziemne, oparte na „chłopskim rozumie" metody radzenia sobie z przestępczością są skuteczne. Po wielu dekadach kontrowersji co do sposobów przeciwdziałania przestępczości, w 2009 roku dziennik San Francisco News ogłosił wielką sensację: „Więcej patroli policji w niebezpiecznych dzielnicach - mniej morderstw!" Artykuł zaczynał się od słów: „Wskaźnik zabójstw w San Francisco w pierwszej połowie 2009 roku był najniższy od 9 lat - dwa razy niższy niż w ubiegłym roku. Policja twierdzi, że jest to wynik zagęszczenia patroli policyjnych w trudnych, niebezpiecznych dzielnicach oraz skupiania się na grupie najbardziej aktywnych przestępców."

Niektórzy intelektualiści, spośród których tym najbardziej prominentnym jest James Q. Wilson, ustawili się pod prąd głównego nurtu koncepcji odnośnie przestępczości, lecz ich praca polega gównie na wytykaniu błędów innym, o wiele liczniejszym intelektualistom, którzy narzucają swe teorie i gotowe przepisy - dodajmy: teorie i przepisy nieskuteczne i prowadzące do wzrostu przestępczości. Cena, jaką społeczeństwo płaci za pomysły intelektualistów, nie tylko obejmuje ogromne ilości publicznych pieniędzy straconych wskutek przestępczości, lecz także tych „utopionych" z powodu wadliwych metod „leczenia" przestępców (co okazuje się o wiele, wiele droższe niż koszty utrzymywania kryminalistów za kratkami); należy też wziąć pod uwagę wpływ teorii intelektualistów na życie obywateli: życie brutalizowane przez przemoc, skażone przez strach lub po prostu zakończone z winy kryminalistów lub uczestników zamieszek. Gdyby można było obliczyć koszty wdrażania w życie teorii intelektualistów, byłyby one OGROMNE.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Multimedia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Gun Control - czyli ściema rzekomo obnizajaca przestepczosc
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile