W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Sens życia   
Podobne tematy
Jaki jest sens życia skoro ma świadomość zginie?259
Samoświadomość 9
Znalazłeś na naszym forum inny podobny temat? Kliknij tutaj!
Ocena:
13 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Religie, wiara, okultyzm Odsłon: 18694
Strona:  «   1, 2, 3, 4, 5, 6   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
makabrrr




Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 25
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:24, 25 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Platon, Kartezjusz, Seneka, Parmenides, Św.Augustyn, Spinoza, Wolter, Rousseau i wielu innych polecam poczytać zamiast siedzieć i wymyślać bzdury typu: "ego kieruje układem limbicznym" panie mądrala.
U wyżej wymienionych znajdziecie "palec wskazujący na księżyc", czyli próbę odpowiedzi na to czym jest życie, Bóg, człowiek.
A jak ktoś twierdzi, że wie to znaczy, że gówno wie, bo tego nie można wiedzieć, ponieważ wymyka się to intelektowi i nie można tego nazwać, co nie znaczy, że nie można doświadczyć, ale trzeba wyjść poza własne ego, a jak to niech każdy sam sobie poszuka.
I to właśnie uporanie się z ograniczeniem przez własne ego i dojście do zbawienia (oświecenia) jest moim skromnym zdaniem celem i sensem życia.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
The Mike




Dołączył: 29 Sty 2011
Posty: 2171
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 20:57, 25 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
I to właśnie uporanie się z ograniczeniem przez własne ego i dojście do zbawienia (oświecenia) jest moim skromnym zdaniem celem i sensem życia.


Chyba tylko to nam zostało.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Patin




Dołączył: 28 Cze 2011
Posty: 464
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 22:10, 25 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

hehe
no dobrze ale jeszcze oprócz naszego ego (załóżmy, że udało się nam od niego uwolnić, ja uważam, że wcale nie jest to takie trudne) jest jeszcze coś takiego jak:
ograniczona cierpliwość na prowokujące zachowania żony lub dziecka Very Happy
niech każdy spróbuje się od tego uwolnić, albo wytłumaczcie dziecku lub żonie żeby schowali własne ego głęboko do kieszeni Laughing
_________________
...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1301
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 00:12, 26 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Przyjaciele, samo nasze dążenie do zrozumienia życia, sensu życia, nasza walka o przeniknięcie treści życia, o przekonanie się, czym jest prawda - niszczy nasze rozumienie. ...gdzie jest dążenie do rozumienia życia lub do wykrycia znaczenia życia - samo to dążenie wypacza sąd. Dlaczego od początku stawiać przed sobą mur nie do przebycia, zastanawiać się wyłącznie nad tym jaki jest w tym wszystkim sens? Czy pierwej nie lepiej poszukać odpowiedzi na pytanie: W czym tkwi BEZSENS życia?

Jeśli cierpimy, pragniemy wyjaśnić sobie to cierpienie; czujemy, że gdybyśmy nie szukali, gdybyśmy nie usiłowali odnaleźć znaczenia bytu, wówczas nie szlibyśmy naprzód i nie zdobywalibyśmy mądrości. Toteż ciągle czynimy wysiłki zrozumienia i w tym usiłowaniu zrozumienia świadomie czy nieświadomie stawiamy sobie cel, ku któremu jesteśmy pociągani. Ustalamy cel, ideał doskonałego życia, i staramy się być wierni temu celowi, temu zakreślonemu zadaniu.
Jakem już powiedział, świadomie czy nieświadomie ustalamy cel, zadanie, zasadę czy wierzenie, a ustaliwszy je, staramy się im być wierni, staramy się być wierni doświadczeniu, któreśmy tylko częściowo zrozumieli. Przez ten proces ustalamy dualizm. Ponieważ nie rozumiemy tego, co jest bezpośrednie, z jego zagadnieniami, z jego układem, ponieważ nie rozumiemy teraźniejszego, ustalamy jakąś ideę, jakiś cel, jakieś końcowe zadanie ku któremu usiłujemy się zbliżać. Ponieważ nie jesteśmy przygotowani na to, by żywo spotkać cierpienie w pełni, tak jak ono przychodzi, ponieważ nie posiadamy zdolności stanięcia w obliczu doświadczenia, próbujemy ustalić sobie cel i wytrwać przy tym. Przez to rozwijamy dualizm w działaniu, w myśli, w uczuciu, a z tego dualizmu powstaje problem. Wyobrażamy sobie, że znajdujemy rozwiązania dla różnych problemów, lecz znajdując te rozwiązania myśmy naprawdę nic nie rozwiązali, myśmy nie zrozumieli przyczyny problemu. Z chwilą gdyśmy rozwiązali jeden problem, powstaje drugi, i tak się ciągnie do końca naszego życia szukanie rozwiązań dla nieskończonej serii problemów. Lecz wy sami nie jesteście pewni, czego naprawdę pragniecie; pożądacie pociechy, wygody, wynagrodzenia, a jednocześnie pragniecie czegoś, co jest nieskończenie większe. W umysłach waszych panuje taki zamęt, że w jednym momencie zwracacie się do autorytetu, który ofiarowuje wam jakieś odszkodowanie i pocieszenie, a zaraz w następnym zwracacie się do kogoś innego, kto wam tej pociechy odmawia. W ten sposób życie wasze staje się pełne wyrafinowanej hipokryzji, staje się życiem zamętu.
Gdy większość ludzi mówi, że cierpi, cierpienie ich jest tylko powierzchowne. Cierpią, lecz jednocześnie pragną innych rzeczy, pragną wygody, obawiają się czegoś, szukają dróg wyjścia i środków ucieczki. Powierzchownemu cierpieniu zawsze towarzyszy pragnienie pociechy. Powierzchowne cierpienie jest jak płytkie oranie gleby, nie osiąga nic. Tylko tam jest bogactwo, gdzie uprawa sięga głęboko, na ile starczy lemiesza.
Gdy cierpimy, szukamy pewności, pragniemy zwrócić się do wartości, które by zapewniły nam pociechę - a ta pociecha jest tylko pamięcią. Potem znów wchodzimy w kontakt z życiem i znów doświadczamy cierpień. Toteż myślimy, że się uczymy od cierpienia, że z cierpienia czerpiemy rozumienie. Jakieś wierzenie, pojęcie czy teoria daje nam chwilowe zadowolenie gdy cierpimy, i na podstawie tego zadowolenia sądzimy, żeśmy zrozumieli czy żeśmy zaczerpnęli rozumienie z tego doświadczenia. W ten sposób idziemy od cierpienia do cierpienia, ucząc się dopasowywać siebie do zewnętrznych okoliczności. Czyli że nie rozumiemy istoty tych kolejno po sobie następujących cierpień, stajemy się tylko coraz bardziej i bardziej przebiegli i subtelni w naszym postępowaniu z cierpieniem. Na tym polega powierzchowność współczesnej cywilizacji i kultury: wysuwa się mnóstwo teorii i mnóstwo wyjaśnień naszego cierpienia i w tych wyjaśnieniach i teoriach szukamy ochrony, przechodząc od doświadczenia do doświadczenia, cierpiąc, ucząc się i spodziewając się tą drogą dojść do mądrości.
Otóż każdy z nas zna konflikty, zmagania się, cierpienia, brak harmonii. Są to elementy, które w znacznej mierze składają się na nasze życie i których usiłujemy - świadomie czy nieświadomie - uniknąć. Lecz bardzo nieliczni znają sami przyczynę konfliktu. Intelektualnie mogą nawet znać tę przyczynę, lecz ta wiedza jest całkiem powierzchowna. Znać przyczynę - to znaczy być jej świadomym zarówno umysłem jak i sercem. Ponieważ niewielu jest świadomych głębokiej przyczyny swego cierpienia, ogół więc czuje pragnienie ucieczki od cierpienia i to pragnienie ucieczki ukształtowało nasze moralne, społeczne i religijne systemy i tchnęło w nie życie. Ponieważ w życiu spotykacie konflikty we wszystkich działaniach, przywiązaniach, myślach, pragniecie uciec od tych konfliktów do czegoś stałego, w jakieś zadowalające bezpieczeństwo. To też całe wasze działanie opiera się na tym pragnieniu bezpiecznej pewności. Lecz faktycznie pewność w życiu nie istnieje - ani fizyczna ani intelektualna, ani uczuciowa ani duchowa. Jeśli się czujecie pewni i bezpieczni, nigdy nie znajdziecie tej żywej rzeczywistości, a jednak większość z was szuka właśnie pewności.
Niektórzy z was dążą do fizycznej pewności drogą zdobywania bogactwa, wygody oraz władzy nad innymi, jaką daje bogactwo. Tym samym jesteście zainteresowani w społecznych różnicach i społecznych przywilejach, zapewniających wam stanowisko, z którego czerpiecie zadowolenie. Fizyczna pewność jest prymitywną formą pewności, lecz ponieważ osiągnięcie jej okazało się niemożliwym dla większości rodu ludzkiego, człowiek się zwrócił do bardziej subtelnych form pewności, które nazywa duchowymi czy religijnymi. Pragnąc uciec od konfliktów, szukacie sposobów zabezpieczenia się - fizycznego oraz duchowego - i ustalacie te sposoby. Tęsknota do fizycznego zabezpieczenia przejawia się w pragnieniu posiadania solidnego konta w banku, dobrego stanowiska, w pragnieniu stania się kimś znacznym w mieście, w walce o stopnie i tytuły i wszystkie takie bezsensowne głupstwa.
Następnie niektórzy z was stają się niezadowoleni z fizycznego zabezpieczenia i zwracają się do zabezpieczenia w bardziej subtelnej formie. Jest to wciąż zabezpieczenie, jeno trochę mniej oczywiste i nazywacie je duchowym. Lecz nie widzę istotnej różnicy pomiędzy jednym a drugim. Gdy jesteście już przesyceni fizyczną pewnością lub gdy nie możecie jej osiągnąć, zwracacie się ku temu, co nazywacie duchową pewnością. A zwróciwszy się ku temu, powołujecie do życia i ustalacie rzeczy, które zwiecie religią i organizowanymi duchowymi wierzeniami, Dlatego że pragniecie bezpieczeństwa, utwierdzacie pewną formę religijną, pewien system myśli filozoficznej, w które sami się wikłacie, którego stajecie się niewolnikami. Toteż według mnie religie ze wszystkimi swymi pośrednikami, ze swymi obrzędami, kapłanami rujnują twórcze rozumienie i wypaczają sąd. Jedną z form religijnego zabezpieczenia jest wiara w reinkarnację, wiara w życie przyszłe wraz z tym wszystkim, co to wierzenie w sobie zawiera.
Obecnie większość ludzi cierpi, większość ludzi ulega smutkowi i jest niewolnikami przemijających przyjemności. Cierpienie zmusza was do myślenia, przynagla was do zastanowienia się, lecz to dążenie, które cierpienie w was rozbudziło, nie zmierza do rozumienia, lecz do pociechy i dlatego zadawalacie się objaśnieniami. Wasz pęd badawczy zajmuje się subtelnością wyjaśnień; nie pragniecie istotnego rozumienia życia, ponieważ wymaga to wielkiego napięcia myśli. Wyobrażacie sobie, że zwalczycie cierpienie przy pomocy wyjaśnień, przy pomocy analizy.
Co się przeto dzieje, gdy cierpimy? Pragniemy bezpośredniej ulgi i przyjmujemy wówczas, cokolwiek nam proponują. Badamy to powierzchownie przez chwilę i powiadamy, żeśmy się już nauczyli. Gdy narkotyk ten okazuje się niewystarczający w przynoszeniu ulgi, bierzemy inny, lecz cierpienie trwa nadał. Czyż nie tak się dzieje? Lecz gdy cierpicie w sposób całkowity, pełny, nie powierzchowny, wówczas coś się staje: - gdy wszystkie drogi ucieczki, wynalezione przez umysł, zostały zrozumiane i odcięte, pozostaje tylko cierpienie i wtedy jest w pełni zrozumiane. Intelektualny narkotyk nie przyczyni się do ustania cierpienia. Jakem mówił niedawno, życie według mnie nie jest procesem uczenia się; my tymczasem traktujemy życie, jak gdyby ono było jedynie szkołą dla nauki różnych rzeczy, jak gdyby ono było tylko cierpieniem, które ma nas
uczyć, jak gdyby wszystko służyło tylko jako środek do czegoś innego.
Obecnie życie wywołuje w was wielki niepokój, powiadacie więc: "chciałbym znaleźć możność wyższego życia, boskiego życia, życia wolnego od posiadania, życia miłości". Lecz sama wasza walka o takie życie jest jedynie ucieczką od tych niepokojów. Gdy staniecie się świadomi fałszu ucieczki, co możecie zrozumieć jedynie podczas konfliktu, zobaczycie wówczas, jak umysł wasz jest przyzwyczajony do uciekania. A gdy przestaliście uciekać, gdy umysł wasz już nie szuka wyjaśnienia, będącego jedynie narkotykiem, wówczas sama ta rzecz, przed którą chcieliście uciec, objawi wam swe pełne znaczenie. Przede wszystkim aby odkryć cokolwiek musi istnieć wielkie niezadowolenie, wielkie szukanie, cierpienie, a tylko bardzo niewielu ludzi na świecie, będąc niezadowolonymi, pragnie pogłębić to niezadowolenie, przebić się przez nie, by
zrozumieć. Ludzie pragną zwykle czegoś przeciwnego, gdy są niezadowoleni, pragną szczęścia, podczas gdy ja - niech mi będzie wolno poruszyć sprawy osobiste - nie pragnąłem tego przeciwieństwa, lecz starałem się badać i odkrywać.

_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
makabrrr




Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 25
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:32, 26 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

chemicloo, jestem pod wrażeniem postu, nie wiem czy to Twoje czy wziąłeś to skądś, ale to jest właśnie sedno, choć nie jest napisane łatwym językiem. Właśnie sami tworzymy dualizm tego świata i sami do czegoś dążymy, przed czymś uciekamy, zapominając o doświadczaniu tego co JEST.
I właśnie wyzwolenie z ego to nie jest zmiana siebie, swoich nawyków, swojej osobowości czy czegokolwiek w sobie Patin, ale jest to wyjście poza rzeczywistość dualną, w której wszystko jest jednością. Nie ma już podziału na JA i inni, nie podziału na JA i moja żona, ja i moje dziecko. W takim stanie świadomości uświadamiasz sobie, że nie jesteś już swoim ciałem, ale jesteś tą całą grą przestrzeni, całą rzeczywistością, która Cię otacza, jesteś jednocześnie sobą, swoją żoną, dzieckiem i wszystkim co cię otacza, granice przestają istnieć, pomyślisz o czymś i to się dzieje...Nie musisz rozmawiać bo znasz wszystkie myśli. to jest bycie wszystkim bez granic, bo to fałszywe JA tworzy granice.
Ale żeby osiągnąć ten stan trzeba odpuścić wszystko - wszystkie lęki, wszystkie potrzeby, wszystkie przywiązania, ambicje, dążenia, nawet myśli i po prostu być, a wtedy prawdziwa jedyna niepodzielna świadomość przychodzi sama. Jestem, który jestem - te słowa oddają ten właśnie stan.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 18:27, 26 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeśli to jest sedno - to jest to niezłe pierdolenie kotka za pomocą młotka.
Z niczym nie jesteśmy jednością. Jesteśmy bytami jednostkowymi i nasza świadomość jest jednostkowa. Nie ma, jednak sensu życia bytu jednostkowego, bo naturalne warunki starają się zachować jedynie informację, która stanowi formułę gatunku. Jak się nie da zachować to powstają nowe gatunki i nowe lepiej dostosowane do rzeczywistości pakiety informacyjne.
Problem chęci zrozumienia sensu istnienia w rozumieniu jednostkowym, wynika jedynie z posiadania świadomości. Więcej rzecz można z posiadania samoświadomości.
Sens jaki wytworzy sobie jednostka nie jest możliwy do zrozumienia przez inne jednostki.
Istnieje, jednak jakaś choroba wytwarzająca potrzebę posiadania wytłumaczenia istnienia jaki wyznawać może wiele jednostek. Jeśli nie wyznawać to posiadać. Szczerze się zastanawiam od wielu lat z czego owa potrzeba posiadania wspólnego rozumienia świata wynika. Nadal nie jestem w stanie jednoznacznie sobie na to odpowiedzieć. Wiem, jednak że jednym z czynników przewodnich takiej potrzeby jest strach. Być może jakiś wymyślony sens, który uznaje ktoś jeszcze łatwiej jest przyswoić, łatwiej jest go przyjąć.
Można sobie powiedzieć, przecież nie tylko ja tak myślę, ale i on.
Jedyną rzeczą jaką cholernie trudno sobie przyswoić jest, że Twoja świadomość, wiedza, potrzeby, pragnienia - tak naprawdę gówno znaczą, tak jak tyle właśnie znaczyły owe w przypadku jakiegoś rycerza, chłopa, czy kogo tam jeszcze z przed tysiąca lat.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
XTC88




Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 1823
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:15, 26 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Smierc jest podniecajaca , ciekawe czy reinkarnacja ma racje bytu a moze ta matryca to jakas gra ktos nami steruje moze zadni iluminaci nie istnieja , poczytajcie gurdzijeva dowiecie sie wiele o sęsie zycia , powiem tak chcialbym pozwiedzac egipt dawna mezopotamia iran indie nawet chiny ale z braku funduszy chyba nie bedzie mi to dane i bede mieszkal do smierci w tym bagnie choc polska to kraj piekny ludzie sa bardzo inteligentni szkoda ze nie madrzy ale nie mozna miec wszystkiego Laughing dobrze ze nie jestesmy niesmiertelni rze kiedys to wszystko sie skonczy i byc moze urodzimy sie w nowym skafandze z innymi cechami genetycznymi Laughing to glupie proszepanstwa pisac o sensie rzycia widza panstwo co sie dzieje w polsce mafia zabija ludzi ktorzy mogliby wniesc cos wiencej do naszego matrixu karzdego z nas moze w kazdej sekundzie spotkac taka sama kara czy to wypadek samochodowy czy atak serca i w jednej sekundzie caly nasz czar pragnienia marzenia prysna wiec nie spierajmy sie o sens zycia , jak ktos napisal sens zycia to jego bezsęs po prostu zyjmy kolaborujmy Laughing nie wiem co te slowo oznacza ale obserwator zazyczyl sobie abym to napisal ( mam na mysli tego pajaca ktory mysli w moim umysle ) Laughing bo przeciez nie jestem sam Laughing nigdy nie bylismy sami ...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:34, 26 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jeśli to Matrix to naciśnij ESCAPE, albo zjedz wreszcie czerwoną pigułkę.
Możliwości jest od groma - możesz nawet wypierdolić ową mafię w kosmos, jeśli uważasz, że to ma sens Very Happy
Jeśli wiesz, że życie to bezsens to, co się boisz mafii. Oni o tym nie wiedzą, więc to oni powinni się bać, bo mają więcej do stracenia. Ewentualnie wiedzą, a wtedy stajecie do równego boju. Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Naznaczony




Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 655
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 06:30, 27 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ElComendante napisał:
Jeśli to jest sedno - to jest to niezłe pierdolenie kotka za pomocą młotka.
Z niczym nie jesteśmy jednością. Jesteśmy bytami jednostkowymi i nasza świadomość jest jednostkowa.

oj pan komendante na pewno nigdy nie rozpuścił swoich ograniczeń umysłu Very Happy
_________________
nie ma żadnej prawdy, wszystko jest tym samym, wielu się załamie, wielu parsknie śmiechem, to wszystko jedno
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Naznaczony




Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 655
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 06:34, 27 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Leary: Alan, co jest celem życia?
Watts: Oto jest pytanie!
Leary: Co przez to rozumiesz?
Watts: Celem życia jest stawianie pytania: co jest celem życia


Czytaj więcej na: http://hyperreal.info/node/1359#ixzz1yy8gOzFB
_________________
nie ma żadnej prawdy, wszystko jest tym samym, wielu się załamie, wielu parsknie śmiechem, to wszystko jedno
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
makabrrr




Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 25
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:17, 27 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
nie wiem co te slowo oznacza ale obserwator zazyczyl sobie abym to napisal ( mam na mysli tego pajaca ktory mysli w moim umysle ) bo przeciez nie jestem sam nigdy nie bylismy sami ...


O to mi się bardzo podoba! Piękne stwierdzenie! ten pajac w mojej głowie...Smile ja też mam takiego pajaca i każdy z nas ma, większość myśli, że jest właśnie tym pajacem i się z nim utożsamia, ze swoimi myślami, ze swoimi emocjami, pragnieniami, a ten klaun jest po prostu pasożytem, który żywi się naszą energią właśnie wtedy, gdy się z nim utożsamiamy. A jest jeszcze druga strona Obserwator, który jest świadomy tego pajaca, jest świadomy myśli, emocji, potrafi je obserwować. Przedmiot, który jest postrzegany, czyli fałszywe "ja" ( myśli i emocje) jest postrzegany przez kogoś, przez jakiś podmiot. Nie tylko fizyka, ale również logika mówi o tym, że podmiot jest nadrzędny wobec przedmiotu postrzegania. Skoro przedmiotem postrzegania mogą być moje myśli, emocje, ciało fizyczne to kto jest tym, który postrzega, kto obserwatorem? Innymi słowy czym jest świadomość, która potrafi postrzegać "mnie"? Ano tym kim jestem tak naprawdę...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1301
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:35, 27 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

o kurwa, wódka szybko uderzyła mi dziś do głowy! Dlatego będę się streszczał, by zdążyć przed zaćmieniem.

Z tego co napisałem ostatnio, najbardziej warte przypomnienia wydają mi się te oto słowa:
...przede wszystkim, aby odkryć cokolwiek, musi istnieć wielkie niezadowolenie, wielkie szukanie, istotne cierpienie, a tylko bardzo niewielu ludzi na świecie, będąc niezadowolonymi, pragnie pogłębić to niezadowolenie, przebić się przez nie, by zrozumieć.

Twierdzę, że życie nie jest procesem uczenia się, gromadzenia. Życie nie jest szkołą, w której zdajecie egzaminy z tego coście się nauczyli, z nauki, zaczerpniętej z doświadczeń, z czynów, z cierpienia. Życie jest po to, by je przeżywać, nie zaś po to, by się odeń uczyć. Jeżeli będziecie patrzyli na życie jako na coś, od czego macie się uczyć, czyny wasze będą raczej powierzchowne, jeśli bowiem działanie, jeśli codzienne przeżywanie jest tylko środkiem, prowadzącym do jakiejś zapłaty, do jakiegoś celu, wówczas samo działanie nie posiada wartości.

Obecnie, gdy przeżywacie doświadczenia, powiadacie, że musicie się z nich uczyć, że musicie je zrozumieć. Dlatego samo doświadczenie nie ma dla was wartości, ponieważ spodziewacie się osiągnąć jakaś korzyść przez cierpienie, przez działanie, przez doświadczenie. By zrozumieć jednak działanie całkowicie, co, zdaniem moim, jest ekstazą życia, ekstazą, która jest nieśmiertelnością, umysł musi być wolny od pojęcia dobywania, od pojęcia uczenia się poprzez działanie. Obecnie zarówno umysł jak i serce są uwikłane w to pojęcie zdobywania, w pojęcie, że życie jest środkiem, wiodącym do czegoś innego. Lecz gdy zobaczycie fałsz takiego pojęcia, nie będziecie już traktowali cierpienia jako środka, wiodącego do określonego celu. Wówczas nie będziecie już szukali pociechy i wygody w pojęciach, wierzeniach, nie będziecie szukali
schronienia w ustalonych wzorach myśli i uczucia; zaczniecie wtedy być całkowicie czujni nie w celu zobaczenia, co możecie przez to uzyskać, lecz by móc inteligentnie wyzwolić działanie od naśladownictwa i od dążenia do zapłaty. Czyli że zobaczycie wówczas samo znaczenie działania, nie zaś tylko tę korzyść, jaką ono może wam przynieść.

Większość umysłów dzisiaj jest uwikłana w pojęcie zdobywania, w dążenie do uzyskania zapłaty. Cierpienie przychodzi, by zbudzić je z tej złudy, by zbudzić je z tego stanu półświadomości, lecz nie po to, by nauczyć je jakiejś lekcji. Gdy umysł i serce działają z poczuciem dualizmu, tworząc w ten sposób przeciwieństwa, wówczas musi nastąpić konflikt i cierpienie. Co się dzieje, gdy cierpicie? Szukacie natychmiastowej ulgi, czy to w trunkach, czy w rozrywkach, czy w pojęciu Boga. Moim zdaniem jest to wszystko jedno i to samo, gdyż są to tylko drogi ucieczki, które wskazał subtelny umysł, czyniąc z cierpienia rzecz powierzchowną. Dlatego mu - ówię - stańcie się całkowicie świa- adomi waszych działań, jakiekolwiek mogą one by-yć, a wtedy pojmiecie, jak umysł wasz ustawicznie szuka sposobu ucieee-czki, zobaczycie, że nie stajecie w obliczu do... doświadczeń całą waszą istotą, lecz jedynie częściowo, pół-świadomie.

starczy teeeee -ego. wódka jest zbyt moo-ocna.
_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:24, 27 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Naznaczony napisał:
ElComendante napisał:
Jeśli to jest sedno - to jest to niezłe pierdolenie kotka za pomocą młotka.
Z niczym nie jesteśmy jednością. Jesteśmy bytami jednostkowymi i nasza świadomość jest jednostkowa.

oj pan komendante na pewno nigdy nie rozpuścił swoich ograniczeń umysłu Very Happy


co ma deary leary do ograniczeń umysłu Shocked
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Naznaczony




Dołączył: 08 Sty 2009
Posty: 655
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:40, 28 Cze '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

dużo, ale to osobny post. nie chodziło mi o to że do Ciebie, pozdro Very Happy Smile chociaż już jak go złapałeś to ogarnij temat Razz chodzi o to że psychedeliki powodują rozpad wszelkiej iluzji między przedmiotem, umysłem, a Tobą. granice rozpuszczają się. Ekstaza zlewa wszystko w jedno. nie uciekłbyś od tej jedności, nigdy nie uciekniesz Smile
ja jestem Tobą Ty jesteś mną. inna wersja tego samego...
doświadczenia nie zanegujesz...
w jedności wielość w jedności jedność
_________________
nie ma żadnej prawdy, wszystko jest tym samym, wielu się załamie, wielu parsknie śmiechem, to wszystko jedno
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
XTC88




Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 1823
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 09:25, 03 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wyobrazcie sobie ze za miesiac czas umieracie powiedzmy ze macie zlosliwego raka o czym teraz zaczelibyscie myslec o sensie zycia ? A tak w ogole myslicie ze po waszej smierci wasi najwieksi przyjaciele beda co tydzien przychodzi na wasz grob aby zapalic znicza ? nie sadze , ludzie sa istotami egoistycznymi naprawde nie posiadamy ins. samozachowawczych jak np. zwierzeta ja ciagle mam nadzieje ze to zly sen bo zycie to horror , to niesamotiwe abym byl czlowiekiem az nadto przebudzonym wiedzacym troche o konspiracjach psychologii behawioralnej TAK JAK WY i musial sie przez to martwic bo kastraci emocjonalni pajace ktorzy pokonczyli studia czy jacys politycy smieszni prawnicy malolatki zahipnotyzowane serialami o milosci mysleli ze sa najinteligentniejsi madrzy malo brakuje do geniuszu i wez tu miej znajomych majac na uwadze fakt iz wiekszosc ludzi to po prostu maszyny , mozg jak wiadomo jest komputerem kwantowym niestety nie wiem jak to wyglada w praktyce chcialbym kiedys wejsc w umysl przecietnego obywatela swiata bo dla mnie to niepojete aby np. zabijac jak w azji z zimna krwia zwierzeta i miec usmiech na twarzy albo gwalcic 8 latki albo jak kobiety chodzic co sobote na dyskoteke w poszukiwaniu milosci a w niedziele byc wkurzona bo znowu sie nie udalo ale ona dalej bedzie tam chodzila ! paranoja , zycie to horror zeby ludzie bardziej uswiadomieni musieli byc samotni a totalne pajace sztucznie napompowani szczesciem chodzili na melanze i bawili sie Laughing Laughing zeby w te remizy i dyskoteki gdzie oblewacie wasz matrix ktorego nie jestescie swiadomi trafil meteoryt tunguski Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 13:41, 03 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Naznaczony psychodeliki nie prowadzą do żadnej jedności. Takie myślenie może się pojawić, jeśli je wpierdolisz, coś tam sobie przeżyjesz, potem faza Ci minie, a TY nie podejmiesz analizy stanu Twojego umysłu.
Jest to jeden z większych problemów ludzi, że nie analizują tego, co się dzieje z ich myślami, emocjami, itd. itp.
Potem możliwe jest pierdolenie o jakiejś jedności.
Nie trzeba zresztą mówić o psychodelikach, bo nasz umysł codziennie, choćby poprzez sen, dostarcza nam setki uzależniających wizji.
W wizje takowe można sobie wierzyć, ale można je również interpretować.
Jednostka ludzka nie jest z niczym jednością. Świadomość jest, bowiem jednostkowa. Z tego między innymi wynika samotność w przeżywaniu poszczególnych emocji, czy myśli jakie pojedynczemu człowiekowi się przytrafiają.

XTC88 napisał:
Wyobrazcie sobie ze za miesiac czas umieracie powiedzmy ze macie zlosliwego raka o czym teraz zaczelibyscie myslec o sensie zycia ? A tak w ogole myslicie ze po waszej smierci wasi najwieksi przyjaciele beda co tydzien przychodzi na wasz grob aby zapalic znicza


Takimi słowami to dopiero karmisz swoje ego. Po śmierci to w związku z brakiem możliwości działania mojej świadomości, zwisa mi i powiewa to, co się będzie działo, co kto będzie myślał, czy ktoś będzie, czy nie.
XTC życie jest brutalne. Było takowe, jest i będzie z punktu widzenia jednostki. Siłą jednostki jest to wiedzieć i z tym żyć, bo tego że miliony innych jednostek jest słabych i potrzebuje mamienia umysłu, nikt nie zmienił. Nawet opisy i teorie wielkich filozofów.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1301
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 15:20, 03 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Moim zdaniem samoanaliza uniemożliwia działanie, niszczy pełnię przeżywania. Może się z tym nie zgadzacie, lecz proszę wysłuchajcie, co mam do powiedzenia, zanim zadecydujecie, czy się należy z tym zgadzać czy nie.
Dlaczego myślicie, że musicie analizować siebie? Ponieważ nie żyliście całkowicie w doświadczeniu i to doświadczenie wytworzyło w was niepokój. Dlatego powiadacie sobie: "w najbliższym czasie, gdy mnie to spotka, muszę być przygotowany, dlatego rozpatrzę to minione wydarzenie i nauczę się odeń, a wówczas spotkam najbliższe doświadczenie w sposób pełny i nie sprawi mi ono trudności". Poczynacie więc analizować, co jest intelektualnym procesem, a tym samym nie całkowicie prawdziwym; ponieważ nie zrozumieliście całkowicie, powiadacie: "nauczyłem się czegoś z tego minionego doświadczenia, a teraz już z tą małą wiedzą spotkam najbliższe doświadczenie i nauczę się cokolwiek więcej". W ten sposób nigdy nie żyjecie całkowicie w samym doświadczeniu; ciągle się odbywa ten intelektualny proces uczenia się, gromadzenia. Czynicie to codziennie, tylko nieświadomie. Nie macie chęci spotykać życia harmonijnie, całkowicie; sądzicie, że raczej nauczycie się spotykać je całkowicie drogą analizy, to znaczy - dorzucając po trochu do spichrza swego umysłu, spodziewacie się wypełnić siebie i posiąść możność spotykania życia w sposób całkowity i pełny. Lecz umysł wasz nigdy nie stanie się swobodny dzięki temu procesowi; pełny może się stać - lecz nigdy wolny, otwarty, prosty. I właśnie to, co przeszkadza wam być prostymi, otwartymi, jest to ten ciągły proces analizowania wydarzeń minionych, które nieuniknienie muszą być niepełne.
Twierdzę, że ten ciągły proces samoanalizy, który jest samodyscypliną, ustawicznie narzuca ograniczenia swobodnemu biegowi życia, będącemu działaniem. Samodyscyplina bowiem opiera się na pojęciu osiągania, nie zaś na pojęciu pełni działania. Czy dostrzegacie różnicę? W pierwszym wypadku jest seria osiągnięć, a tym samym zawsze skończoność, podczas gdy w drugim działanie rodzi się z rozpoznania i takie działanie jest harmonijne, a przez to nieskończone.
Umysł nasz ma liczne kompleksy i pytanie polega na tym, czy można go od nich uwolnić autoanalizą. Czy o to idzie? Umysł i serce mają wiele przeszkód, wiele zapór, które nazywamy kompleksami, nieświadomym, ukrytym. Czy możemy je usunąć, wykorzenić procesem samoanalizy a przez to samo oswobodzić umysł z ciasnego, samolubnego punktu widzenia? Według mnie umysł może być wolny od tych przeszkód tylko będąc w pełni świadomy, wówczas gdy cała wasza istota jest czujna i czynna. A w procesie autoanalizy cała nasza istota nie funkcjonuje, tylko ta jej część, którą nazywacie umysłowością, intelektem, myślą. Rozumienie całą intensywnością swojej istoty jest rzeczą całkiem różną od rozumienia li tylko intelektualnego. Gdy ludzie mówią "Rozumiem", zwykle rozumieją wyłącznie intelektualnie. Lecz analiza intelektualna nigdy nie wyzwoli was z nawyków samodyscypliny.
Im bardziej analizujecie swoje działanie, tym mniej działacie. Czyż nie tak? Według mnie analiza działania wcale nie uwalnia umysłu od naśladownictwa, które jest dostosowywaniem się, samodyscypliną; wyzwala umysł od naśladowania jedynie czujna świadomość całej naszej istoty w samym toku działania. Ludzie powinni być świadomi w działaniu, lecz taka świadomość nie wypływa z analizy. Analiza jedynie ogranicza działanie.
Otóż każdy z nas posiada mnóstwo ograniczeń, których zupełnie nie jesteśmy świadomi. Samo to pytanie, "czy istnieje doskonałość?", wskazuje na świadomość ograniczoną. Lecz nie możecie wykryć tych ograniczeń, analizując przeszłość. Usiłowanie analizowania siebie jest destrukcyjne, a tymczasem to usiłujecie czynić. Powiadacie: "wiem, że mam dużo ograniczeń, będę więc badał, będę szukał i wykrywał, jakie są moje zapory i ograniczenia i wówczas będę wolny". Lecz gdy to czynicie, tworzycie jedynie nowa serię zapór, przeszkód. By naprawdę wykryć fałszywe hasła i zapory przeszłości, musicie działać z pełnią świadomości w teraźniejszości, i w toku działania staniecie się świadomi wszystkich nie wykrytych przeszkód. Spróbujcie, a przekonacie się. Zacznijcie być całkowicie czujni, miejcie całkowicie rozbudzoną świadomość w działaniu, a zobaczycie, że posiadacie niezliczone zapory, wierzenia, ograniczenia, które przeszkadzają wam działać swobodnie. Dlatego twierdzę, że samoanaliza, analiza, wiodąca do wykrycia przyczyny w przeszłości, jest fałszywa. Nigdy nie wydobędziecie nic z tego, co jest martwe, lecz tylko z tego co jest żywe; a to, co żywe, jest zawsze w teraźniejszości a nie w przeszłości. I chodzi o to, abyście teraźniejszość spotykali z pełnią świadomości.
Dlaczego chcecie być świadomi? Po co jest wam potrzebna świadomość? Jeśli jesteście całkowicie zadowoleni z obecnego stanu rzeczy, to trwajcie w nim nadal. Gdy mówicie: "Muszę być świadomy", czynicie ze świadomości znowuż jeszcze jeden cel, który macie osiągnąć; przy pomocy takich środków nigdy nie staniecie się świadomi. Pozbyliście się jednej serii przepisów, a obecnie tworzycie nową serię, zamiast być świadomym w chwili wielkiego kryzysu, w chwili cierpienia. Jak długo dążycie do wygody i pewności, jak długo jest wam dobrze, rozważacie po prostu sprawę intelektualnie i mówicie: "Muszę być świadomy". Lecz jeśli w czasie cierpienia rozumiecie jego znaczenie, jeśli nie próbujecie się odeń uchylić, jeżeli w najcięższej chwili dochodzicie do decyzji - zrodzonej nie z wyboru, lecz z samego działania - wówczas naprawdę staniecie się świadomi. Lecz gdy usiłujecie uchylić się, uniknąć cierpienia, wasze pragnienie stania się świadomym pozostanie jałowe. W istocie nie chcecie być świadomi, nie pragniecie odkryć przyczyny cierpienia, całe wasze zainteresowanie sprowadza się do tego, jak go uniknąć.
Mądrość ani nie leży w analizie, ni z niej nie wynika. Cierpicie i usiłujecie odnaleźć przyczynę tego cierpienia przez analizę, czyli analizujecie martwe wydarzenie, przyczynę, która już należy do przeszłości. Musicie zaś odnaleźć przyczynę cierpienia w samym jego momencie. Analizując cierpienie, nie znajdziecie przyczyny, analizujecie bowiem przyczynę poszczególnego faktu. Mówicie wówczas: "Zrozumiałem przyczynę tego cierpienia". W rzeczywistości jednak wyście się nauczyli tylko unikać cierpienia, a nie uwolniliście odeń swego umysłu. Ten proces gromadzenia, proces uczenia się przez analizowanie oddzielnego faktu, nie daje mądrości. Mądrość powstaje tylko, gdy świadomość "ja", która jest twórcą, przyczyną cierpienia, zostanie rozproszona.
Spróbujcie przekonać się, co myślicie naprawdę, nie wmawiajcie w siebie, że myślicie to, co sądzicie, żeście powinni myśleć. I wówczas - jeśli będziecie świadomi, całkowicie czujni w tym, co czynicie - poznacie sami, bez samoanalizy, czego naprawdę pragniecie. Jeśli będziecie całkowicie odpowiedzialni w swych czynach, przekonacie się wówczas - bez samoanalizy - do czego naprawdę dążycie. Ten proces poznawania nie wymaga wielkiej siły woli, ani wielkiej mocy, lecz jedynie chęci dowiedzenia się, co sami myślicie, dowiedzenia się, czy jesteście naprawdę uczciwi, czy też żyjecie w omamieniu.
Zbudowaliśmy liczne przeszkody, które się stały schroniskami i w których szukamy przytułku w momentach bólu. Te schronienia są jedynie miejscem ucieczki i dlatego same w sobie nie mają wewnętrznej wartości. Lecz by wykryć schronienia i fałszywe wartości, któreśmy stworzyli wokół nas, a które nas trzymają i więżą, nie powinniśmy usiłować analizować działań, które są wynikiem tych schronisk. Samoanaliza jest destrukcyjna, gdyż im bardziej siebie analizujecie, tym mniej jest działania. Samoanaliza zachodzi wtedy, gdy wydarzenie już jest skończone, gdy już przeminęło; wracacie wówczas ku niemu intelektualnie i próbujecie je intelektualnie rozłożyć, zrozumieć. Lecz w martwej rzeczy nie ma rozumienia. Raczej gdy jesteście całkowicie świadomi w waszym działaniu, nie jak obserwator, który się tylko przygląda, lecz jak działający, który jest całkowicie pochłonięty tym działaniem - jeżeli jesteście całkowicie go świadomi, a nie z dala od niego, wtedy proces samoanalizy nie istnieje. Nie istnieje, ponieważ spotykacie wtedy życie w sposób całkowity, nie jesteście wtedy oddzieleni od doświadczenia i w tym płomieniu czujności wszystkie wasze przesady stają się czynne, wszystkie fałszywe wzory, które okaleczały umysł, dochodzą do głosu; wprowadzając je zaś do swojej pełnej świadomości, uwalniacie się od nich, ponieważ stwarzają one niepokój i konflikt, i sam ten konflikt was wyzwala.
Trzymamy się pojęcia, że czas da nam rozumienie. Moim zdaniem, jest to przesąd, przeszkoda. Gdy oglądacie się na czas, jako na stopniowy proces rozwijania się, tworzycie przeszkodę. Możecie to sprawdzić jedynie w działaniu; jedynie w doświadczeniu możecie pojąć, czy dana idea ma w sobie jakąś wartość. Lecz nie znajdziecie jej głębokiego znaczenia, jeśli zechcecie jej użyć jako środka dla analizy, która ma wam przynieść jakąś kolejną mądrość. Otóż by się wyzwolić z tego niewolnictwa, powiadam wam, nie próbujcie analizować przeszłości, która i tak istnieje jedynie w waszych umysłach. Nie można być świadomym przeszłości, która jest jedynie pamięcią. Jeśli jesteście snobem, to nie próbujcie przekonać się o tym, gdy działanie już jest skończone. Bądźcie całkowicie czujni, i poprzez to, co mówicie, poprzez to, co robicie, przejawi się czynnie snobizm, którego nie byliście świadomi; wówczas będziecie od niego wolni, gdyż ten płomień czujności stworzy intensywny konflikt, który rozproszy snobizm. Wyobraźcie sobie, że macie kompleks snobizmu. Większość ludzi go posiada. Jakże należy się wziąć do tego, aby to odkryć? Nie da się tego uczynić, zdaniem moim, drogą procesu samoanalizy czyli intelektualnego rozpatrywania czynności już dokonanych i doszukiwania się w nich pojęcia snobizmu. Przede wszystkim chcecie się przekonać, czy jesteście snobem, czy nie. Nie chcecie tego zmienić, lecz tylko to odkryć, czy nie tak? Gdy się już o tym przekonacie, zaczniecie działać w ten lub w inny sposób. Lecz najpierw musicie wiedzieć czy jesteście snobem, jak się więc o tym przekonacie? Tylko wówczas, gdy będziecie w pełni świadomi, gdy będziecie doskonałe zdawali sobie sprawę z tego, co mówicie i co czujecie w chwili mówienia i odczuwania danej rzeczy, a nie po wypowiedzeniu jej lub odczuciu. Czyż tak nie jest? A zatem jeżeli jesteście w pełni świadomi tego, co mówicie i tego, co myślicie, to w tym stanie pełnej świadomości odkryjecie sami, czy jesteście snobem, czy nie, nie zaś siedząc i intelektualnie analizując jakieś zdarzenie. Przypuśćmy, że zastanawiacie się nad tym przez chwilę - nie przyjmujecie tego, lecz rozważacie to i pragniecie przekonać się, czy jest słuszne. Zobaczycie wówczas, że możecie to wypróbować jedynie w działaniu, nie zaś teoretyzując nad tym. Wówczas nie będziecie pytali, czy to, co mówię, jest prawdziwe - wypróbujecie to w działaniu.

_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 16:11, 03 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

bla bla bla a prawda was wyzwoli Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1301
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 17:34, 04 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

no i z czego tak rżysz?

el commendante napisał:
Cytat:
Takie myślenie może się pojawić, jeśli je wpierdolisz, coś tam sobie przeżyjesz, potem faza Ci minie, a TY nie podejmiesz analizy stanu Twojego umysłu.
Jest to jeden z większych problemów ludzi, że nie analizują tego, co się dzieje z ich myślami, emocjami, itd. itp.


odwrotnie - jest to jeden z większych problemów ludzi że nic innego już nie potrafią robić od rana do wieczora.

a dla zainteresowanych skąd to się bierze polecam zgłębić dogłębnie całość fragmentu książki castanedy:

Cytat:
Bagienne cienie

Trwanie w milczeniu z don Juanem było jedną z najwspanialszych rzeczy, jakie znałem. Siedzieliśmy wygodnie na miękkich krzesłach z tyłu jego domu w górach w środkowym Meksyku. Było późne popołudnie. Wiała przyjemna bryza. Słońce znajdowało się za domem, za naszymi plecami. Jego słabnące światło utworzyło przecudowne, zielone cienie na wielkich drzewach na podwórzu. Dokoła domu i dalej rosły inne rozłożyste drzewa, całkowicie przysłaniające widok na miasto. Zawsze dawało mi to złudzenie, że jestem na łonie dzikiej przyrody, innej niż ta na jałowej pustyni Sonory, lecz mimo wszystko dzikiej.

- Dzisiaj będziemy omawiać niezwykle ważną w magii kwestię - odezwał się nagle don Juan - i rozpoczniemy od zagadnienia ciala energetycznego.

Opisywał mi ciało energetyczne już wcześniej, całą masę razy; mówił, że jest to skupisko pól energii, lustrzane odbicie skupiska pól energii składającego się na nasze ciało fizyczne, widziane jako energia w jej ruchu we wszechświecie. Mówił, że jest mniejsze, bardziej zwarte i z wyglądu cięższe od świetlistej sfery ciała fizycznego.

Wyjaśniał mi, że ciało i ciało energetyczne są dwoma skupiskami pól energii ściśniętymi w jedno pod działaniem pewnej dziwnej siły spajającej. Nieustannie podkreślał, że owa siła, która wiąże w całość te pola energii, to - według czarowników starożytnego Meksyku - najbardziej tajemnicza siła we wszechświecie. Jego zdaniem, była to czysta esencja całego kosmosu, łączna suma wszystkiego, co istnieje.

Twierdził, że ciało fizyczne i ciało energetyczne są jedynymi równoważącymi się konfiguracjami energetycznymi w naszej ludzkiej sferze. Z tego też powodu nie uznawał żadnego innego dualizmu poza dwoistością obu tych ciał. Dualizm materii i umysłu, ducha i ciała uważał li tylko za mentalny ciąg asocjacyjny, emanację umysłu pozbawioną jakichkolwiek podstaw energetycznych.

Don Juan powiedział mi kiedyś, że dzięki dyscyplinie każdy może zbliżyć ciało energetyczne do ciała fizycznego. W normalnych warunkach dzielący je dystans jest ogromny. Kiedy ciało energetyczne znajdzie się już od ciała fizycznego w określonej odległości, która jest różna dla każdego z nas, poprzez zdyscyplinowane działania każdy może z niego uformować dokładną replikę swojego ciała fizycznego, czyli, inaczej mówiąc, trójwymiarową, materialną istotę. Stąd też bierze się stosowane przez czarowników pojęcie bliźniaka albo sobowtóra. I na odwrót, dzięki tym samym działaniom każdy jest w stanie uformować ze swego trójwymiarowego, materialnego ciała fizycznego doskonałą replikę swego ciała energetycznego - czyli, inaczej mówiąc, eteryczny obłok energii, niewidoczny dla oka ludzkiego, jak zresztą wszelka energia.

Kiedy don Juan powiedział mi o tym wszystkim, zareagowałem pytaniem, czy opisuje mi treść jakiegoś mitu. Odparł na to, że czarownicy nie mają nic wspólnego z mitami. Czarownicy to istoty praktyczne i to, o czym mówią, jest zawsze nacechowane trzeźwością i rzeczowością. Według don Juana, trudności ze zrozumieniem tego, co robią czarownicy, biorą się stąd, że czerpią oni z innego systemu kognitywnego.

Kiedy tak siedzieliśmy tamtego dnia z tyłu jego domu w środkowym Meksyku, powiedział, że ciało energetyczne ma kluczowe znaczenie we wszystkim, co się dzieje w moim życiu. Widział, że moje ciało energetyczne, zamiast się ode mnie oddalać, jak to ma normalnie miejsce, zbliża się do mnie z ogromną prędkością, i był to fakt energetyczny.

- Co to znaczy, że ono się do mnie zbliża, don Juanie? - zapytałem.

- To znaczy, że niedługo coś zacznie cię śmiertelnie przerażać - odparł z uśmiechem. - Twoje życie zostanie poddane niesamowitej kontroli, ale nie twojej kontroli, lecz kontroli ciała energetycznego.

- Chcesz przez to powiedzieć, don Juanie, że zacznie mnie kontrolować jakaś siła z zewnątrz? - zapytałem.

- Kontroluje cię obecnie cała masa sił zewnętrznych - orzekł. - Kontrola, o której myślę, leży poza sferą języka. To kontrola, a jednocześnie jej brak. Nie można jej w żaden sposób zaklasyfikować, ale bez wątpienia można doświadczyć. I przede wszystkim, z całą pewnością można nią manipulować. Zapamiętaj to sobie: możesz nią manipulować i maksymalnie wyzyskiwać z korzyścią dla siebie, która, rzecz jasna, nie jest korzyścią twoją, lecz ciała energetycznego. Jednakże ciało energetyczne to ty, moglibyśmy więc ganiać tak w kółko jak pies za własnym ogonem, starając się to wszystko opisać. Język nie jest adekwatny. Wszystkie te doświadczenia wykraczają poza reguły składni języka.

Ciemność zapadła bardzo szybko i liście drzew, które jeszcze przed chwilą emanowały zieloną poświatą, były teraz bardzo ciemne i ciężkie. Don Juan powiedział, że jeśli będę się pilnie skupiał na ciemności liści, nie koncentrując wzroku na niczym konkretnym, lecz spoglądając niejako kątem oka, dostrzegę ulotny cień w moim polu widzenia.

- To odpowiednia pora dnia na zrobienie tego, o co cię proszę - rzekł. - Skupienie koniecznej uwagi zabierze ci tylko chwilkę. Nie przestawaj, aż dostrzeżesz ten ulotny, czarny cień.

Rzeczywiście, dostrzegłem jakiś dziwny, ulotny, czarny cień na tle liści drzew. Był to albo jeden cień, poruszający się w przód i w tył, albo kilka, przesuwających się z lewa na prawo albo z prawa na lewo lub prosto w górę. Jawiły mi się one jako grube czarne ryby, ogromne ryby. Wyglądało to tak, jak gdyby w powietrzu latały gigantyczne mieczniki. Widok ten pochłonął mnie całkowicie. W końcu zacząłem się go bać. Zrobiło się za ciemno i nie widziałem już liści, ale ciągle widziałem te ulotne, czarne cienie.

- Co to jest, don Juanie? - zapytałem. - Wszędzie dokoła dostrzegam ulotne, czarne cienie.

- Ach, to właśnie dziki wszechświat - odrzekł. - Niemierzalny, nieliniowy, wykraczający poza sferę języka. Czarownicy starożytnego Meksyku byli pierwszymi, którzy te ulotne cienie ujrzeli, więc zaczęli za nimi podążać. Widzieli je tak, jak ty je teraz widzisz, i widzieli je jako energię w jej ruchu we wszechświecie. I faktycznie udało im się odkryć coś transcendentalnego.

Przestał mówić i spojrzał na mnie. Jego pauzy były zawsze doskonale zaplanowane. Przestawał mówić wówczas, gdy umierałem z ciekawości.

- Co takiego odkryli, don Juanie? - zapytałem.

- Odkryli, że mamy towarzysza na całe życie - powiedział tak dobitnie, jak tylko potrafił. - Drapieżcę, który przybył z otchłani kosmosu i zawładnął naszym życiem. Ludzie są jego więźniami. Ten drapieżca jest naszym panem i władcą. Zrobił z nas potulne, bezradne baranki. Jeżeli chcemy się zbuntować, bunt zostaje zdławiony. Jeżeli chcemy działać niezależnie, rozkazuje nam, byśmy tego nie robili.

Dokoła nas było bardzo ciemno i to chyba zupełnie przytłumiło moją ekspresję. Gdyby działo się to za dnia, śmiałbym się do rozpuku. W ciemności czułem się bardzo nieswojo.

- Ciemno, choć oko wykol - odezwał się don Juan - ale jeśli spojrzysz dokoła kątem oka, znów zobaczysz, jak dokoła nas skaczą ulotne cienie.

Miał rację. Ciągle je widziałem. Od ich ruchu kręciło mi się w głowie. Don Juan włączył światło; wszystko się rozwiało.

- Tylko dzięki samodzielnym staraniom dotarłeś do czegoś, co szamani starożytnego Meksyku nazywali kwestią nad kwestiami - rzekł don Juan. - Tym razem cały czas owijałem rzeczy w bawełnę, sugerując ci, że jesteśmy przez coś więzieni. I rzeczywiście, coś nas więzi! Dla czarowników starożytnego Meksyku był to fakt energetyczny.

- Dlaczego ten drapieżca zawładnął nami w sposób, o jakim mi mówiłeś, don Juanie? - zapytałem. - Musi istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie.

- Jest wytłumaczenie - odparł don Juan - i to najprostsze na świecie. Zawładnęli nami, ponieważ jesteśmy ich pożywieniem, i uciskają nas bezlitośnie, ponieważ utrzymujemy ich przy życiu. My hodujemy kurczęta na kurzych fermach, gallineros, drapieżcy zaś hodują nas na ludzkich fermach, humaneros. Dlatego zawsze mają co jeść.

Poczułem, że gwałtownie kręcę głową na boki. Nie potrafiłem wyrazić swego głębokiego zaniepokojenia i niezadowolenia, ale moje ciało zaczęło się poruszać, by dać upust tym uczuciom. Trząsłem się cały, od włosów na głowie po czubki palców stóp, zupełnie bezwolnie.

- Nie, nie, nie, nie - usłyszałem swój głos. - To absurd, don Juanie. To, co mówisz, jest potworne. To po prostu nie może być prawda, ani dla czarowników, ani dla przeciętnych ludzi, ani dla nikogo.

- Dlaczego nie? - zapytał chłodno don Juan. - Dlaczego nie? Bo cię to doprowadza do szału?

- Tak, doprowadza mnie to do szału - odparłem sucho. - Twoje sugestie są potworne!

- No cóż - powiedział - nie wysłuchałeś jeszcze wszystkich moich sugestii. Poczekaj chwilkę i potem oceń, co na ten temat sądzić. Zaraz dostaniesz się w prawdziwą nawałnicę. To znaczy, że twój umysł zostanie wystawiony na zmasowany atak, a ty nie będziesz mógł się poddać i sobie pójść, bo jesteś w pułapce. Nie dlatego, że cię uwięziłem, ale dlatego, że coś ukryte głęboko w tobie nie pozwoli ci odejść, choć jakaś część ciebie po prostu wpadnie w szał. Tak więc, przygotuj się!

Czułem, że mam w sobie coś z masochisty. Don Juan miał rację. Nie wyszedłbym z jego domu za nic na świecie. Mimo to jednak ani trochę mi się nie podobały brednie, które wygadywał.

- Chcę przemówić do twojego analitycznego umysłu - rzekł don Juan. - Zastanów się przez chwilę, a potem mi powiedz, jak byś wytłumaczył sprzeczność pomiędzy inteligencją człowieka-inżyniera i głupotą jego przekonań albo głupotą jego pełnego sprzeczności zachowania. Czarownicy są przekonani, że to drapieżcy dali nam przekonania, nasze pojęcia dobra i zła, nasze prawa społeczne. To oni stworzyli nasze nadzieje i oczekiwania, sny o powodzeniu i myśli o porażce. Dali nam pożądanie, chciwość i tchórzostwo. To przez drapieżców jesteśmy tak zadowoleni z siebie, schematyczni i egoistyczni.

- Ale jak można tego dokonać, don Juanie? - zapytałem, jakby bardziej jeszcze rozeźlony tym, co mówi. - Szepcą nam to wszystko do ucha, kiedy śpimy?

- Nie, nie robią tego w ten sposób. To idiotyczny pomysł! - odparł z uśmiechem. - Są nieskończenie skuteczniejsi i bardziej zorganizowani, niż ci się zdaje. Aby zapewnić sobie naszego posłuszeństwo, uległość i słabość, drapieżcy wykonali fantastyczne posunięcie - fantastyczne, oczywiście, z punktu widzenia strategii wojennej, a przerażające z punktu widzenia tych, przeciwko którym zostało skierowane. Oddali nam swój umysł! Słyszysz, co mówię? Drapieżcy oddają nam swój umysł, który staje się naszym umysłem. Umysł drapieżców jest barokowy, pełen sprzeczności, posępny, przepełniony obawą przed zdemaskowaniem, które może nastąpić lada chwila.

Wiem, że choć nigdy nie cierpiałeś głodu - ciągnął - odczuwasz niepokój związany z jedzeniem, który nie jest niczym innym, jak niepokojem drapieżcy, że w każdej chwili jego posunięcie zostanie odkryte i zabraknie mu pożywienia. Poprzez umysł, który w końcu jest ich umysłem, drapieżcy wtłaczają w życie ludzi wszystko, co im pasuje. W ten sposób zapewniają sobie pewne bezpieczeństwo, które niczym bufor neutralizuje nieco ich strach.

- To nie o to chodzi, don Juanie, że nie mogę przyjąć tego ot tak - powiedziałem. - Mógłbym to zrobić, ale jest w tym coś tak ohydnego, że mnie po prostu odrzuca. Zmusza mnie do zajęcia w tej sprawie stanowiska oponenta. Jeżeli to prawda, że nas zjadają, jak to się odbywa?

Na twarzy don Juana malował się szeroki uśmiech. Był zadowolony jak wszyscy diabli. Wyjaśnił mi, że czarownicy widzą niemowlęta jako dziwne, świetliste kule energii, pokryte od samej góry do samego dołu czymś w rodzaju lśniącej otoczki, przypominającej plastykową pokrywę, ciasno dopasowaną do ich kokonu energii. Powiedział, że to właśnie ta lśniąca otoczka świadomości stanowi pożywienie drapieżców i że do czasu osiągnięcia przez człowieka dorosłości pozostaje z niej jedynie wąski strzęp, który biegnie od podłoża do czubków palców u stóp. Strzęp ten pozwala ludzkości zaledwie na przeżycie, ale nic ponadto.

Zupełnie jak we śnie słyszałem, jak don Juan Matus wyjaśnia mi, że o ile mu wiadomo, człowiek jest jedynym gatunkiem istot, u którego lśniąca otoczka świadomości leży poza tym świetlistym kokonem. Dlatego też jest łatwą zdobyczą dla świadomości innego rzędu, takiej jak ciężka świadomość drapieżcy.

Następnie powiedział coś, co zdruzgotało mnie doszczętnie. Stwierdził, że ów wąski strzęp świadomości stanowi samo centrum autorefleksji, w której człowiek nieuleczalnie się pogrążył. Grając na naszej autorefleksji, która jest jedynym ocalałym punktem świadomości, drapieżcy tworzą rozbłyski świadomości, które następnie bezwzględnie pożerają. Podsuwają nam idiotyczne problemy, które wymuszają powstanie tych rozbłysków świadomości, i w ten sposób utrzymują nas przy życiu, żeby później móc się odżywiać owymi energetycznymi rozbłyskami powstałymi dzięki naszym niby-problemom.

Musiało być coś w tym, co mówił don Juan; byłem w tym momencie tak zdruzgotany, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się niedobrze.

Po chwili, wystarczająco długiej, bym zdążył dojść do siebie, zapytałem go:

- Ale dlaczego czarownicy starożytnego Meksyku i współcześni czarownicy nic z tym nie robią, choć widzą drapieżców?

- Ani ty, ani ja nic nie możemy z tym zrobić - odrzekł don Juan poważnym, smutnym głosem. - Jedyne, co nam pozostaje, to poddać się dyscyplinie, dzięki której w końcu nie będą mogli nas tknąć. Jak chcesz wymagać od innych, by wzięli na siebie taki trud? Wyśmieją cię i wyszydzą, a co bardziej agresywni dadzą ci taki w*******, że popamiętasz. I zasadniczo nie dlatego, żeby nie chcieli ci wierzyć. Głęboko w każdym człowieku tkwi atawistyczna, intuicyjna świadomość istnienia drapieżców.

Mój analityczny umysł podnosił się i opadał niczym jo-jo. Puszczał mnie i wracał, puszczał i znowu wracał. Twierdzenia don Juana były po prostu niedorzeczne, niewiarygodne, a jednocześnie tak niezwykle sensowne i proste. Tłumaczyły każdą sprzeczność ludzkiego zachowania, która tylko przyszła mi na myśl. Ale jakżeż można było traktować to wszystko poważnie? Don Juan wpychał mnie pod lawinę, która mogła pochłonąć mnie na zawsze.

Uderzyła we mnie kolejna fala poczucia zagrożenia. Choć nie ja byłem jego źródłem, było ono jednak ze mną związane. Don Juan coś ze mną robił, coś niejawnie dobrego i potwornie złego zarazem. Odczuwałem to jako próbę przecięcia cienkiej warstewki czegoś, czym byłem jakby oklejony. Jego oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Odwrócił wzrok i zaczął mówić, nie patrząc już w moją stronę.

- Jeżeli tylko kiedyś zaczną cię niebezpiecznie trapić jakieś wątpliwości - powiedział - zareaguj pragmatycznie. Wyłącz światło. Przeniknij ciemność; przekonaj się, co dostrzegasz.

Wstał, żeby wyłączyć światło. Powstrzymałem go.

- Nie, nie, don Juanie - odezwałem się - nie wyłączaj światła. Wszystko w porządku.

Czułem w tamtej chwili bardzo niezwyczajny jak na mnie strach przed ciemnością. Na samą myśl o niej zaczynałem ciężko dyszeć. Nie miałem wątpliwości, że intuicyjnie coś sobie uświadamiam, ale nie śmiałem tego dotknąć ani w pełni sobie uzmysłowić, za żadne skarby tego świata!

- Dostrzegłeś ulotne cienie na tle drzew - powiedział don Juan, siadając z powrotem na swoim krześle. - To bardzo dobrze. Chciałbym, żebyś zobaczył je w tym pokoju. Nie będziesz niczego widział. Będziesz zaledwie wychwytywał ulotne obrazy. Na to masz dość energii.

Obawiałem się, że don Juan i tak wstanie i zgasi światło; tak też zrobił. Dwie sekundy później darłem się na całe gardło. Nie dość, że faktycznie kątem oka dostrzegłem owe ulotne obrazy, to jeszcze usłyszałem, jak brzęczą mi koło ucha. Don Juan skręcał się ze śmiechu, włączywszy na powrót lampę.

- Ależ ten gość ma temperament! - orzekł. - Z jednej strony totalny sceptyk, a z drugiej totalny pragmatyk. Będziesz musiał sobie zaaranżować tę wewnętrzną walkę. Inaczej napuchniesz jak wielka ropucha i w końcu strzelisz. Coraz głębiej wbijał mi szpilę.

- Czarownicy starożytnego Meksyku - powiedział - widzieli drapieżcę. Nazwali go latawcem, bo skacze w powietrzu. Nie jest to urzekający widok. To wielki cień, mroczny i nieprzenikniony, czarny cień, który w podskokach przemieszcza się w powietrzu. Potem ląduje płasko na ziemi. Czarowników starożytnego Meksyku niezwykle nurtowało pytanie, kiedy pojawił się on na Ziemi. Rozumowali tak, że człowiek w pewnym okresie musiał być istotą doskonałą, obdarzoną fenomenalnym wglądem, zdolnym do takich wyczynów percepcji, że dziś są one przedmiotem legend. A potem wszystko jakby zniknęło i oto mamy obecnie człowieka uśpionego.

Chciałem się rozgniewać, nazwać go paranoikiem, ale gdzieś zniknęło to poczucie prawa do słusznego gniewu, które zawsze miałem. Coś we mnie wyrosło ponad poziom, na którym zawsze zadawałem sobie ulubione pytanie: "A co, jeśli wszystko to, co mówi, jest prawdą?" Wtedy, tamtej nocy, kiedy ze mną rozmawiał, w głębi mego serca czułem, że wszystko, co mówi, jest prawdą; jednocześnie jednak równie silne było przekonanie, że wszystko, co mówi, to czysty absurd.

- Co ty opowiadasz, don Juanie? - zapytałem słabo. Gardło miałem ściśnięte. Z trudem oddychałem.

- Opowiadam, że naszym przeciwnikiem nie jest zwykły drapieżca. Jest bardzo przemyślny i zorganizowany. Metodycznie przestrzega planu, który czyni z nas istoty bezużyteczne. Człowiek, istota magiczna, nie jest już magiczny. Jest zwykłym kawałkiem mięsa. Człowiekowi nie pozostały już żadne marzenia oprócz marzeń zwierzęcia hodowanego dla mięsa: marzeń wyświechtanych, konwencjonalnych i kretyńskich.

Słowa don Juana wywoływały we mnie dziwną fizyczną reakcję, podobną do mdłości. Czułem się znów tak, jakbym miał za chwilę zwymiotować. Ale źródłem nudności były najgłębsze pokłady mojej istoty, sam szpik kości. Zacząłem konwulsyjnie drżeć. Don Juan potrząsnął mnie mocno za ramiona. Poczułem, jak szyja mi się trzęsie pod wpływem jego uścisku. Uspokoiłem się od razu. Odzyskałem nieco kontroli nad sobą.

- Ten drapieżca - powiedział don Juan - który jest, rzecz jasna, istotą nieorganiczną, nie jest dla nas tak całkowicie niewidzialny jak inne istoty nieorganiczne. Myślę, że jako dzieci go widzimy; jest to dla nas jednak tak przerażający widok, że nawet nic chcemy o tym myśleć. Dzieci, rzecz jasna, czasem się upierają i chcą zwrócić na niego baczniejszą uwagę, lecz wszyscy dokoła zniechęcają je do tego.

Jedyną alternatywą dla ludzkości - ciągnął - jest dyscyplina. Dyscyplina to jedyny środek zaradczy. Ale gdy mówię o dyscyplinie, nie chodzi mi o jakieś ascetyczne praktyki. Nie chodzi mi o to, żeby wstawać o piątej trzydzieści każdego ranka i polewać się zimną wodą aż do zsinienia. Poprzez dyscyplinę czarownicy rozumieją umiejętność niewzruszonego stawiania czoła przeciwnościom losu, których nie braliśmy pod uwagę w naszych oczekiwaniach. Dla nich dyscyplina jest sztuką: sztuką stawiania czoła nieskończoności bez mrugnięcia okiem i to nie dlatego, że są oni silni i twardzi, lecz dlatego, że przepełnia ich nabożna cześć.

- W jaki sposób dyscyplina czarowników może być środkiem zaradczym? - zapytałem.

- Czarownicy powiadają, że dyscyplina sprawia, iż lśniąca otoczka świadomości staje się dla latawca niesmaczna - odparł don Juan, bacznie wpatrując się w moją twarz, jakby szukał w niej jakichś oznak niedowierzania. - Efekt jest taki, że drapieżcy są zdezorientowani. Lśniąca otoczka świadomości, która jest niejadalna, nie mieści się, jak sądzę, w ich systemie poznawczym. Zdezorientowani, nie mają innego wyjścia, jak tylko odstąpić od swych nikczemnych zamiarów.

Jeżeli drapieżcy nie będą przez jakiś czas zjadać naszej lśniącej otoczki świadomości - ciągnął - ta będzie dalej rosnąć. Upraszczając tę kwestię maksymalnie, mogę powiedzieć tak, że czarownicy, dzięki zachowywaniu dyscypliny, odpychają drapieżców wystarczająco długo, by ich lśniąca otoczka świadomości rozrosła się powyżej poziomu palców stóp. Kiedy już przekroczy ten poziom, urasta z powrotem do pierwotnych rozmiarów. Czarownicy starożytnego Meksyku mawiali, że lśniąca otoczka świadomości jest jak drzewo. Jeżeli go nie przycinać, rozrasta się do naturalnych rozmiarów i osiąga naturalną gęstość. Gdy świadomość osiąga poziomy ponad poziomem palców stóp, jej fenomenalne wyczyny stają się oczywistością.

Wspaniała sztuczka dawnych czarowników - ciągnął don Juan - polegała na obciążeniu umysłu latawca dyscypliną. Stwierdzili oni, że jeśli narzucić umysłowi latawca wewnętrzną ciszę, wówczas obca instalacja się rozprasza; daje to każdemu, kto wykonuje ten manewr, absolutną pewność zewnętrznego pochodzenia umysłu. Obca instalacja powraca, tego możesz być pewien, ale już nie tak silna, i tak oto rozpoczyna się proces, w którym rozpraszanie umyslu latawca staje się zabiegiem rutynowym; proces ten trwa tak długo, aż pewnego dnia umysł latawca rozprasza się na dobre. Smutny to dzień, doprawdy! Od tego dnia będziesz musiał się opierać na własnej inwencji, która jest bliska zeru. Nie będzie już nikogo, kto by ci powiedział, co masz robić. Nie będzie już żadnego zewnętrznego umysłu, który mógłby ci dyktować kretyństwa, do których zostałeś przyzwyczajony.

Mój nauczyciel, nagual Julian, zawsze przestrzegał wszystkich swoich uczniów - kontynuował don Juan - że jest to najcięższy dzień w życiu czarownika, ponieważ prawdziwy umysł - ten, który należy do nas, łączna suma wszystkiego, czego doświadczyliśmy - po trwającym całe życie poddaństwie, jest nieśmiały, niepewny i nie można na nim polegać. Osobiście powiedziałbym, że dla czarownika prawdziwa bitwa rozpoczyna się dopiero w tym momencie. Cała reszta to tylko przygotowania.

Byłem naprawdę głęboko poruszony. Chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, a z drugiej strony coś dziwnego gdzieś w głębi mnie głośno się domagało, bym się nie odzywał, podsuwając mi myśl o mrocznym finale całej sprawy i karze - czymś w rodzaju boskiego gniewu, który mnie dosięgnie za grzebanie przy czymś, co sam Bóg okrył tajemnicą. Musiałem się zdobyć na ogromny wysiłek, żeby przechylić szalę zwycięstwa na korzyść mojej ciekawości.

- Co... co... co znaczy - usłyszałem własne słowa - obciążanie umysłu latawca?

- Dyscyplina niesamowicie obciąża obcy umysł - odrzekł. - Tak więc, dzięki niej czarownicy przełamują obcą instalację.

Jego słowa mnie przygniotły. Byłem przekonany, że albo don Juan kwalifikuje się do zakładu zamkniętego, albo mówi mi coś tak potwornie niesamowitego, że to we mnie wszystko zamiera. Zauważyłem jednak, jak szybko wykrzesałem z siebie dość energii, by sprzeciwić się wszystkiemu, co powiedział. Po chwili paniki zacząłem się śmiać, zupełnie jakby don Juan opowiedział jakiś dowcip. Usłyszałem nawet, jak mówię:

- Don Juanie, don Juanie, jesteś niepoprawny!

Rozumiał chyba wszystko, co się we mnie działo. Kiwał głową na boki i wznosił oczy w górę w geście udawanej rozpaczy.

- Jestem tak niepoprawny - powiedział - że zaraz zafunduję umysłowi latawca, który w sobie nosisz, jeszcze jeden wstrząs. Wyjawię ci jeden z najbardziej niesamowitych sekretów magii. Opiszę ci odkrycie, którego weryfikacja i uporządkowanie zajęła czarownikom tysiące lat.

Spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo.

- Umysł latawca rozprasza się na zawsze - powiedział - kiedy czarownikowi uda się pochwycić wibrującą siłę, która utrzymuje w jednej całości skupisko naszych pól energii. Jeżeli utrzymają w tym uchwycie dostatecznie długo, umysł latawca zostaje pokonany i się rozprasza. I to właśnie zaraz zrobisz: uchwycisz się energii, która utrzymuje nas w jednej całości.

Zareagowałem na to w tak niewytłumaczalny sposób, że aż trudno to sobie wyobrazić. Coś we mnie zadrżało, zupełnie jakby pod wpływem silnego wstrząsu. Ogarnął mnie niezrozumiały strach, który natychmiast skojarzyłem z moim religijnym wychowaniem.

Don Juan zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów.

- Boisz się gniewu boskiego, co? - odezwał się. - Bądź spokojny, to nie twój strach. To strach latawca, bo on wie, że zrobisz dokładnie to, co ci każę.

Jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. Poczułem się jeszcze gorzej. Ogarnęły mnie mimowolne, konwulsyjne drgawki i nie było żadnego sposobu, by je opanować.

- Nie martw się - powiedział spokojnie don Juan. - Wiem z doświadczenia, że te ataki bardzo szybko tracą na sile. Umysłu latawca nie stać nawet na odrobinę koncentracji.

Po chwili wszystko ustało, tak jak przepowiedział don Juan. Słowo "oszołomiony" w odniesieniu do mojego stanu w tamtym momencie byłoby eufemizmem. Po raz pierwszy w życiu, z don Juanem czy bez, naprawdę nie miałem pojęcia, co się ze mną dzieje. Chciałem wstać z krzesła i przejść się, ale paraliżował mnie śmiertelny strach. Byłem wypełniony racjonalnymi sądami, a jednocześnie przepełniał mnie infantylny strach. Zacząłem głęboko oddychać, a całe moje ciało pokrył zimny pot. W jakiś sposób moje oczy otwarły się na potworny widok: gdziekolwiek się obróciłem, skakały czarne, ulotne cienie.

Przymknąłem powieki i oparłem głowę na oparciu krzesła.

- Nie wiem, dokąd teraz pójść, don Juanie - odezwałem się. - Dzisiaj naprawdę ci się udało zupełnie poplątać moje ścieżki.

- Rozdziera cię wewnętrzna walka - powiedział don Juan. - Głęboko w środku wiesz, że nie jesteś w stanie odrzucić przyzwolenia na to, by nieodłączna część ciebie, twoja lśniąca otoczka świadomości, stała się w niepojęty sposób źródłem pożywienia dla istot o niepojętej dla nas naturze. A inna część ciebie będzie się temu przeciwstawiać całą swoją mocą.

Przewrót czarowników - ciągnął - polega na tym, że odmówili oni honorowania umów, w których nie byli stroną. Nikt mnie nigdy nie pytał o to, czy nie zgodziłbym się zostać pożarty przez istoty o odmiennym rodzaju świadomości. Moi rodzice po prostu wprowadzili mnie na ten świat po to tylko, bym został czyimś pożywieniem, tak samo jak i oni - koniec, kropka.

Don Juan wstał z krzesła i rozprostował ręce i nogi.

- Siedzieliśmy kilka godzin. Czas wejść do domu. Ja coś zjem. Chcesz zjeść ze mną?

Odmówiłem. Miałem rozstrojony żołądek.

- Myślę, że najlepiej zrobisz, jak się położysz spać - powiedział. - Ta nawałnica nieźle cię sponiewierała.

Nie potrzebowałem dodatkowej zachęty. Zwaliłem się na swoje łóżko i zasnąłem jak zabity.

Po powrocie do domu, z biegiem czasu, idea latawców stała się jedną z największych obsesji mojego życia. Doszedłem do takiego punktu, że czułem, iż don Juan miał w tej materii absolutną rację. Bez względu na to, jak bardzo się starałem, nie udawało mi się podważyć jego logiki. Im więcej o tym myślałem, im więcej rozmawiałem z samym sobą i innymi ludźmi, im więcej samego siebie i innych obserwowałem, tym silniejsze było moje przekonanie, że coś czyni z nas istoty niezdolne do jakiegokolwiek działania, jakiejkolwiek relacji i jakiejkolwiek myśli, która nie ogniskowałaby się na ,ja". Moje troski, podobnie jak troski każdego, kogo znałem lub z kim rozmawiałem, koncentrowały się właśnie na tym. Ponieważ nie umiałem znaleźć wytłumaczenia tak uniwersalnej homogeniczności, byłem przekonany, że tok rozumowania don Juana jest najbardziej odpowiednim sposobem objaśnienia tego fenomenu.

Poświęciłem się głębszej analizie literatury dotyczącej mitów i legend. Uświadomiłem sobie wówczas coś, czego nigdy wcześniej nie odczuwałem: każda z przeczytanych przeze mnie książek była interpretacją mitów i legend. Przez każdą z nich przemawiał ten sam, homogeniczny umysł. Style były odmienne, lecz ukryty pod warstwą słów zamiar jednakowy: pomimo tego, że temat pracy dotyczył czegoś tak abstrakcyjnego jak mity i legendy, autorowi zawsze udało się zawrzeć w niej jakieś opinie o sobie. Celem każdej z tych książek nie było omówienie rzeczonego tematu; była nim autoreklama. Nigdy wcześniej sobie tego nie uświadamiałem.

Przypisywałem moją reakcję wpływowi don Juana. Pytanie, które sobie stawiałem, brzmiało tak: czy to on wpływa na mnie tak, że coś takiego dostrzegam, czy też rzeczywiście istnieje jakiś obcy umysł, który dyktuje wszelkie nasze poczynania? Siłą rzeczy odruchowo znów popadłem w negację, i niczym wariat zacząłem po kolei przechodzić od negacji do akceptacji i tak w kółko. Coś we mnie wiedziało, że bez względu na to, do czego pije don Juan, jest to fakt energetyczny; jednak inny wewnętrzny głos mówił, że to wszystko brednie. Wynikiem tych wewnętrznych zmagań były bardzo złe przeczucia, wrażenie, że zawisło nade mną wielkie niebezpieczeństwo.

Przeprowadziłem szeroko zakrojone badania, poszukując śladów koncepcji latawców w innych kulturach, ale nigdzie nie udało mi się znaleźć żadnej wzmianki na ten temat. Wyglądało na to, że don Juan jest jedynym źródłem informacji w tej materii. Kiedy zobaczyłem się z nim następnym razem, natychmiast przeszedłem do tematu.

- Robiłem, co mogłem, by podejść do tego zagadnienia racjonalnie - powiedziałem - ale nie mogę. Są takie chwile, kiedy absolutnie się z tobą zgadzam w kwestii drapieżców.

- Skup swoją uwagę na ulotnych cieniach, które obecnie widzisz - odrzekł don Juan z uśmiechem.

Powiedziałem mu, że owe ulotne cienie staną się końcem mojego racjonalnego życia. Widziałem je wszędzie. Od czasu gdy wyszedłem wówczas z jego domu, nie byłem w stanie zasnąć po ciemku. Spanie przy włączonym świetle w ogóle mi nie przeszkadzało. Jednak z chwilą gdy je gasiłem, wszystko dokoła mnie zaczynało skakać. Nigdy nie dostrzegałem kompletnych postaci ani kształtów. Widziałem jedynie ulotne, czarne cienie.

- Umysł latawca jeszcze cię nie puścił - rzekł don Juan. - Został ciężko ranny. Robi wszystko, by zreorganizować swoją relację z tobą. Ale coś w tobie zostało na zawsze przerwane. Latawiec o tym wie. Prawdziwe niebezpieczeństwo leży w tym, że umysł latawca może zwyciężyć, doprowadzając cię do wyczerpania i zmuszając do zarzucenia dalszej walki, jeśli dobrze rozegra kartę sprzeczności pomiędzy tym, co on ci mówi, i tym, co ja ci mówię.

Bo widzisz, umysł latawca nie ma konkurencji - ciągnął dalej don Juan. - Kiedy coś orzeka, zgadza się z własnym zdaniem i każe ci wierzyć, że zrobiłeś coś wartościowego. Umysł latawca powie ci, że to, co ci mówi Juan Matus, to wierutne bzdury, po czym ten sam umysł zgodzi się ze swym własnym stwierdzeniem. A ty powiesz: "Tak, oczywiście, że to bzdury". W taki właśnie sposób zostajemy pokonani.

Latawce są niezbędnym elementem wszechświata - ciągnął - i należy je traktować tak, jak na to zasługują - jako istoty potworne i budzące grozę. Dzięki nim wszechświat wystawia nas na próbę.

Jesteśmy energetycznymi sondami, stworzonymi przez wszechświat - mówił dalej, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności - a ponieważ posiadamy energię obdarzoną świadomością, jesteśmy środkiem, dzięki któremu wszechświat staje się świadom samego siebie. Latawce to nieprzebłagani rywale. Tylko tak można ich postrzegać. Jeśli nam się uda, wszechświat pozwoli nam trwać dalej.

Chciałem, żeby don Juan mówił dalej. Ale on powiedział tylko:

- Nawałnica ucichła za ostatnim twoim pobytem tutaj; tylko tyle można powiedzieć na temat latawców. Czas na posunięcie innego rodzaju.

Tamtej nocy nie mogłem zasnąć. Zapadłem w lekki sen nad ranem i nie obudziłem do czasu, gdy don Juan wyciągnął mnie z łóżka i zabrał w góry. Tam, gdzie mieszkał, rzeźba terenu była zupełnie inna niż na pustyni Sonory, ale przestrzegł mnie, bym nie folgował sobie w porównaniach; powiedział, że po przejściu kilkuset metrów każde miejsce na świecie jest dokładnie takie samo.

- Turystyka jest dla ludzi w samochodach - powiedział. - Przemieszczają się z wielką prędkością, bez żadnego wysiłku. Turystyka nie jest dla piechurów. Kiedy jedziesz samochodem, możesz dostrzec monumentalną górę, której piękno zaprze ci dech w piersiach. Widok tej samej góry nie zaprze ci tchu w piersiach tak jak wtedy, gdy będziesz na nią patrzył, idąc pieszo; to będzie inne uczucie, zwłaszcza wówczas, gdy będziesz musiał się na nią wspiąć albo ją obejść.

Tamtego ranka było bardzo gorąco. Szliśmy wyschniętym korytem rzeki. Jedno, co ta dolina i pustynia Sonory miały ze sobą wspólnego, to miliony owadów. Latające wszędzie dokoła komary i muchy były niczym bombowce nurkujące do mojego nosa, oczu i uszu. Don Juan polecił mi, bym nie zwracał uwagi na ich brzęczenie.

- Nie próbuj ich odganiać - oświadczył stanowczym tonem. - Zamierz, żeby dały ci spokój. Wznieś dokoła siebie barierę energetyczną. Zachowaj milczenie, a z niego powstanie ta bariera. Nikt nie wie, jak to się robi. Jest to jedna z tych rzeczy, które dawni czarownicy nazywali faktem energetycznym. Przerwij swój wewnętrzny dialog. Nie trzeba do tego nic więcej.

Chcę ci dać pod rozwagę dziwaczną propozycję - podjął, idąc nieco przede mną. Musiałem przyspieszyć kroku i trochę się do niego zbliżyć, by nie uronić żadnego słowa. - Muszę podkreślić, że ta dziwaczna propozycja spotka się z twoim ogromnym oporem - powiedział. - Powiem ci z góry, że nie przystaniesz na nią z łatwością. Ale to, że jest dziwaczna, nie powinno cię odstręczać. Jesteś socjologiem. Dlatego twój umysł jest zawsze otwarty na nowe poszukiwania, nieprawda?

Don Juan bezwstydnie stroił sobie ze mnie żarty. Wiedziałem o tym, ale nie przeszkadzało mi to. Być może dlatego, że szedł tak szybko i musiałem ogromnie się starać, żeby dotrzymać mu kroku, jego sarkazm po prostu spłynął po mnie i zamiast się zjeżyć, zacząłem się śmiać. Całą uwagę skupiałem na tym, co mówił, i owady przestały mnie niepokoić - albo dlatego, że zamierzyłem dokoła siebie barierę energetyczną, albo też dlatego, że tak pilnie słuchałem don Juana, że nie zwracałem już uwagi na ich brzęczenie.

- Moja dziwaczna propozycja jest taka - powiedział wolno, oceniając efekt, jaki jego słowa na mnie wywarły. - Wygląda na to, że każdy człowiek na tej Ziemi ma dokładnie takie same reakcje, takie same myśli, takie same odczucia. Wygląda na to, że wszyscy odpowiadają mniej więcej tak samo na te same bodźce. Reakcje te są jakby nieco rozmyte przez język, którym się porozumiewa, ale jeśli zetrzeć tę warstwę, są to dokładnie takie same reakcje, które dręczą każdego człowieka na Ziemi. Chciałbym, abyś się tym zainteresował, w charakterze socjologa rzecz jasna, i zbadał, czy można znaleźć na tę homogeniczność jakieś formalne wytłumaczenie.

Don Juan zebrał kilka gatunków roślin. Niektórych z nich niemal nie można było dostrzec. Kwalifikowały się bardziej do alg albo mchów. Trzymałem jego siatkę i nie rozmawialiśmy więcej. Kiedy nazbierał już dość, ruszył z powrotem w kierunku domu, maszerując ile sił w nogach. Powiedział, że chciałby oczyścić rośliny, rozdzielić je i uporządkować, zanim zbytnio przeschną.

Pogrążyłem się w rozmyślaniach, zastanawiając nad zadaniem, które mi nakreślił. Próbowałem sobie przypomnieć, czy znam jakieś artykuły albo prace z tego tematu. Stwierdziłem, że będę musiał przeprowadzić szersze badania tego zagadnienia, i postanowiłem, że rozpocznę je od przeczytania wszystkich dostępnych prac na temat "charakteru narodowego". Poczułem przypływ entuzjazmu i przyszło mi do głowy mnóstwo chaotycznych pomysłów; bardzo chciałem od razu wyruszyć w drogę powrotną, gdyż zamierzałem potraktować jego propozycję bardzo poważnie. Zanim jednak dotarliśmy do domu, don Juan usiadł na wysokiej półce skalnej, z której było widać całą dolinę. Przez chwilę nic nie mówił. Nie dyszał ciężko. Nie miałem pojęcia, dlaczego się zatrzymał i usiadł.

- Twoje zadanie na dziś - powiedział nagle złowróżbnym tonem - to jedna z najbardziej tajemniczych rzeczy w magii, coś, co wykracza poza język, poza wyjaśnienia. Byliśmy dzisiaj w górach, rozmawialiśmy, ponieważ tajemnica magii musi być okraszona sprawami przyziemnymi. Musi wyrastać z niczego i do niczego powracać. Oto sztuka wojowników w podróży: przejść przez ucho igielne nie zauważonym. Tak więc przygotuj się i oprzyj plecy o tę skalną ścianę; usiądź od krawędzi najdalej, jak możesz. Będę przy tobie na wypadek, gdybyś miał zasłabnąć albo spaść.

- Co planujesz, don Juanie? - zapytałem, a trwoga w moim głosie była tak wyraźna, że sam zdałem sobie z tego sprawę i zacząłem mówić ciszej.

- Skrzyżuj nogi i wejdź w wewnętrzną ciszę - powiedział. - Powiedzmy, że chcesz się dowiedzieć, do jakich artykułów mógłbyś zaglądnąć, by znaleźć argumenty za lub przeciw proponowanej przeze mnie tezie, którą masz zweryfikować w swoim środowisku akademickim. Wejdź w wewnętrzną ciszę, ale nie zasypiaj. To nie będzie podróż po mrocznym morzu świadomości. To widzenie z wewnętrznej ciszy.

Było mi raczej trudno wejść w wewnętrzną ciszę bez zapadania w sen. Walczyłem z przemożnym pragnieniem zaśnięcia. W końcu udało mi się i stwierdziłem, że spoglądam na dno doliny z otaczającej mnie nieprzeniknionej ciemności. A potem zobaczyłem coś, co zmroziło mi krew w żyłach - gigantyczny cień, szeroki może na pięć metrów, który skakał w powietrzu, po czym wylądował na ziemi z niesłyszalnym, głuchym tąpnięciem. Poczułem to tąpnięcie w kościach, ale go nie usłyszałem.

- Są naprawdę bardzo ciężkie - powiedział mi don Juan do ucha. Z całych sił trzymał mnie za lewe ramię.

Widziałem coś, co wyglądało jak wijący się na ziemi bagienny cień; chwilę później cień wykonał kolejny potężny skok, przelatując w powietrzu może piętnaście metrów, po czym znów wylądował na ziemi z tym samym złowieszczym, niesłyszalnym tąpnięciem. Walczyłem, by nie utracić koncentracji. Byłem tak przerażony, że nie da się tego opisać słowami. Nie odrywałem oczu od cienia skaczącego po dnie doliny. Następnie usłyszałem bardzo specyficzne buczenie, mieszaninę odgłosu trzepoczących skrzydeł i trzeszczenia radia, które nie zostało dokładnie dostrojone do częstotliwości odbieranej stacji; chwilę potem nastąpiło kolejne głuche tąpnięcie, którego nigdy nie zapomnę. Don Juanem i mną wstrząsnęło do głębi - monstrualny, czarny, bagienny cień wylądował tuż przy nas.

- Nie bój się - nakazał mi don Juan władczym głosem. - Utrzymuj wewnętrzną ciszę, a on odejdzie.

Trząsłem się od stóp do głów. Nie miałem cienia wątpliwości, że jeśli nie utrzymam wewnętrznej ciszy, bagienny cień przykryje mnie niczym koc i zadusi. Nie rozpraszając otaczającej mnie ciemności, wrzasnąłem na całe gardło. Nigdy nie byłem taki wściekły, tak bezgranicznie sfrustrowany. Bagienny cień wykonał kolejny skok, wyraźnie w kierunku dna doliny. Dalej wrzeszczałem, potrząsając nogami. Chciałem strząsnąć z siebie to coś, co mogło nadejść, żeby mnie pożreć. Moje pobudzenie nerwowe było tak silne, że straciłem rachubę czasu. Być może straciłem przytomność.

Kiedy doszedłem do siebie, leżałem w łóżku w domu don Juana. Dokoła czoła miałem owinięty ręcznik, namoczony w lodowato zimnej wodzie. Trawiła mnie gorączka. Jedna z towarzyszek don Juana natarła mi plecy, piersi i czoło terpentyną, ale nie przyniosło mi to ulgi. Gorączka, która mnie trawiła, pochodziła z mojego wnętrza. Wywołały ją wielki gniew i niemoc.

Don Juan się śmiał, jak gdyby to, co się ze mną działo, było najzabawniejszą rzeczą pod słońcem. Bez końca wybuchał długimi salwami śmiechu.

- Nigdy bym nie pomyślał, że weźmiesz sobie widok latawca tak bardzo do serca - powiedział.

Ujął mnie za rękę i poprowadził na tyły domu, po czym wepchnął do wielkiej wanny z wodą, tak jak stałem - ubrany, w butach, z zegarkiem na ręku, ze wszystkim.

- Mój zegarek, zegarek! - wrzasnąłem. Don Juan skręcał się ze śmiechu.

- Nie powinieneś nakładać zegarka, gdy do mnie przyjeżdżasz - powiedział. - Teraz masz spieprzony zegarek!

Zdjąłem zegarek i odłożyłem go z boku wanny. Przypomniałem sobie, że jest wodoszczelny i nic mu się nie stanie. Kąpiel w wannie niezwykle dobrze mi zrobiła. Kiedy don Juan wyciągnął mnie z lodowatej wody, odzyskałem nieco panowanie nad sobą.

- Cóż za niedorzeczny widok! - powtarzałem ciągle, niezdolny powiedzieć nic więcej.

Drapieżca, którego opisywał mi wcześniej don Juan, nie był istotą przyjazną. Był niesamowicie ciężki, wulgarny, zobojętniały. Odczuwałem jego pogardę dla nas. Było pewne, że skruszył nas już całe wieki temu, przemieniając, jak powiedział don Juan, w istoty słabe, bezbronne i potulne.

_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
XTC88




Dołączył: 14 Lut 2007
Posty: 1823
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 10:06, 05 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Niestety to co najwazniejsze w zyciu mamy w genach , czyli np inteligencja emocjonalna ogolnie madrosc zyciowa nie rozumiem skad ta ogromna manipulacja ze inteligencje emocjonalna osiagamy po jakims czasie rozwoju okreslonych sfer mozgu w srodowisku , hehe jakim srodowisku zahipnotyzowanych pasywnych psychopatow ? Laughing ludzie sa bardzo inteligentni nie podwazam tego ale nie sa madrzy to widac po ich zachowaniu dlatego sa nieswiadomi konspiracji jaki istnieje na swiecie od setek tysiecy lat , sa zakladnikami umyslu czyli ego czyli podzialu na dobro i zlo czyli nie ma mowy o katharsis niestety Laughing zygac mi sie chce jak ludzie szukaja milosci wygladaja na zakochanych i po paru miesiach ktos mowi pas wiecie dlaczego tak jest? bo ego jest zawsze nienasycone a ludzkiej osobistej decyzji nie ma ! czemu kobiety maja za zle facetom ze je zdradzaja , kazdy no prawie kazdy menszczysna mysli penisem inna sprawa ze kobiety sa bardziej zboczone i wrafinowane w lozku od menszczysn co za degrangolada Laughing smutno mi na sercu gdy to pisze szkoda mi rasy ludzkiej macie taki potencjal hehe laczcie sie w bolu i czekajcie na statki kosmiczne , btw te 2 dniowe ogromne opady gradu deszczu anyway chyba nie sa przypadkowe HAARP ? Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 14:57, 05 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

chemicloo napisał:
no i z czego tak rżysz?


ciężko wytrzymać uśmieszek w poście

chemiclo ludzie nic nie analizują, a większość w ogóle nie rozumie informacji jakie pojawiają się wokół nich.
Ilość informacji rośnie, a umiejętność dokonywania selekcji tych informacji jest bardzo niska, bo nikt tego nie uczy, jak selekcjonować owe informacje.
Nie wiem o jakiej Ty analizie w ogóle piszesz, bo chyba nie o takiej ile kosztuje masło, gdzie skoczyć na zakupy i jaki jest najlepszy przepis na udaną kolację Laughing

zdanie : "Muszę być świadomy" jest, zaś nielogiczne, gdyż każdy jest świadomy, a nawet samoświadomy, jeśli tylko jego mózg działa, więc niczego wykonywać nie trzeba, by świadomym być. Możesz chcieć być świadomy czegoś i to już wymaga pewnego wysiłku intelektualnego, czy analitycznego, ale świadomy w ogóle jesteś zawsze póki odbierasz bodźce z otoczenia nawet, jeśli nie poddajesz je żadnej analizie. Te bodźce, bowiem odbierasz, gdyż jesteś właśnie świadomy.

XTC88 - czekamy cały czas na statki kosmiczne Laughing
i takie potężne opady gradu to tylko HAARP, bo owe opady były po prostu nieziemskie
cała Ziemia zaatakowana przez grad Laughing
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
owlik




Dołączył: 21 Cze 2012
Posty: 174
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 15:51, 05 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ludziom wydaje się że mają wiele możliwości wpłynięcia na to jak potoczy się ich życie, ale smutna prawda jest taka, że już za dziecka wszystko zostaje przesądzone, obieramy sobie pewną melodię, zostajemy ukształtowani przez rodziców i w pierwszych kontaktach w szkole, później wydaje nam się że gramy swoją melodię ale jesteśmy jak pozytywka, naszym dzieciom robimy to samo co zrobiono nam.

jak dobrze się zastanowimy możemy określić kim będziemy umierając, kto przy nas wtedy będzie

niewielu ludzi podejmuje próbę pokierowania swoim życiem, to że ktoś staje się wielkim zwycięzcą albo przegranym jest mu niejako nakazane, i robi to (wygrywa w życiu albo przegrywa) prowadząc grę, której sobie nie uświadamia, a której celem jest wypłata głasków (bodźców, dobrych lub złych - nie ważne jakich, po prostu jakiegoś kontaktu z drugim człowiekiem)

największe osiągnięcie człowieka w kontakcie z drugim człowiekiem to intymność, gdzie rytuały, gry, rozrywki nie mają miejsca, intymność może pojawić się pomiędzy obcymi po kilkunastominutowej rozmowie, ale na ogół jest trudno osiągalna i bardzo ulotna.

____
powyżej starałem się opisać koncepcję Erica Berne, nie żyjącego już psychiatry
to jedyny autor, którego czytając byłem wstrząśnięty, inni mogli być co najwyżej fascynujący,
inni piszą coś o życiu, może jakąś filozofię, często coś mądrego, a Berne rozsadza głowę, naukowo ujął całe ludzkie życie, wszystkie jego aktywności, wszystko o co może w nim chodzić
to naprawdę trudna lektura, dla osób które gotowe są przestać się oszukiwać
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goniec Króla




Dołączył: 18 Sie 2009
Posty: 1301
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:16, 05 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

el comendante:

Cytat:
ludzie nic nie analizują, a większość w ogóle nie rozumie informacji jakie pojawiają się wokół nich.


możesz sobie uścisnąć rękę z tomaszem lisem, który mówi "że ludzie nie są tacy głupi jak myślimy. są dużo głupsi".

nie twierdzę że nie ma w tym żadnej prawdy. jednakże chyba różnimy się co do tego gdzie leży problem.

Cytat:
Nie wiem o jakiej Ty analizie w ogóle piszesz, bo chyba nie o takiej ile kosztuje masło, gdzie skoczyć na zakupy i jaki jest najlepszy przepis na udaną kolację


racja, wcale nie taką analizę mam na uwadze. twierdzę że większość ludzi jest zdominowana przez głęboką autoanalizę własnych emocji, myśli i zachowań, autorefleksję nad życiem - przecież pisałem o tym w dwóch postach powyżej, dlaczego każesz mi to jeszcze raz powtarzać? Chodzi mi o ciągły dialog wewnętrzny, którego jesteśmy niewolnikami. W zasadzie kompletnie nie ważne jest czego dotyczy ten dialog: ceny masła, czy relacji z ojcem - w istocie efekt jest tak samo destrukcyjny.
_________________
w_Królestwie_TV
http://www.metrykakoronna.org.pl/
#zdejmijMaske i #wyjdźZchaty
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
ElComendante




Dołączył: 01 Mar 2011
Posty: 2837
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 22:16, 05 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

wolałbym sobie uścisnąć dłoń ze Stanisławem Lemem Laughing
zdecydowanie się różnimy
jeśli ktoś nie przyjmie, że spotyka się z chaotyczną, a do tego brutalną rzeczywistością warunków naturalnych to może sobie analizować do woli, a i tak powstaną z tego utopijne teoryjki, które mogą jedynie tuszować lęki

chemicloo napisał:
większość ludzi jest zdominowana przez głęboką autoanalizę własnych emocji


większość ludzi nawet nie jest w stanie zrozumieć, skąd mniej więcej takowe emocje się mogą pojawiać, więc
niby jak to mają analizować
można oczywiście próbować nazwać analizą coś co buduje się nie mając nawet odrobiny danych, ale JA nie nazwałbym tego analizą, a jedynie pojawianiem się selektywnych myśli związanych z postrzeganą rzeczywistością
jeśli coś takiego zamierzasz nazywać autoanalizą to równie dobrze kreacjonizm można nazwać teorią naukową
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Al Kohol




Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 1198
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 22:21, 06 Lip '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

ee tam w tej calej gadaninie nie ma wiecej sensu niz w tym:

Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Religie, wiara, okultyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona:  «   1, 2, 3, 4, 5, 6   » 
Strona 2 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Sens życia
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile