http://www.geopolityka.org/syria-2012/1267-arabskie-epicentrum
dr Mateusz Piskorski
W nowej amerykańskiej strategii nie chodzi o bezpośrednią kontrolę zasobów naturalnych, ale o to, by transakcje nadal odbywały się w dolarach.
Do tego potrzebna jest strefa chaosu od Morza Śródziemnego po Morze Kaspijskie.
W realizacji działań na tej przestrzeni dużą rolę przyznano Katarowi i Turcji,
zaś kluczem do panowania jest właśnie Syria
- mówi dr Kadri Dżamil, sekretarz generalny Narodowego Komitetu na rzecz Jedności Komunistów Syryjskich
(największej partii opozycyjnej w tym kraju) w rozmowie z dr Mateuszem Piskorskim.
Mateusz Piskorski: W Syrii partie i ruchy deklarujące komunistyczny charakter podzielone są na co najmniej kilka różnych środowisk.
Skąd te podziały? Jak one przebiegają w kontekście trwającego kryzysu związanego z protestami społecznymi?
Kadri Dżamil: Tak, w syryjskim systemie partyjnym istnieje kilka grup odwołujących się do komunizmu, co nie znaczy, że wszystkie mają autentycznie marksistowski charakter.
Ale zacząć wypada od czegoś innego: od kształtowania się przestrzeni politycznej, jako procesu historycznego. Widać wyraźnie, że dzieje społeczne i polityczne mają cykliczny charakter, są czymś na kształt powstających i opadających fal.
Taką falą aktywności społecznej był okres rozpoczęty Rewolucją Francuską w 1789 roku.
Po nim aktywność znów spadła. Kolejna fala wezbrała w Rosji, począwszy od roku 1905, wraz z kulminacją pod postacią Rewolucji Październikowej i schyłkiem po 1945 roku.
Później znów nastąpił martwy okres. Twierdzę, że początek kolejnego przebudzenia ma swoje epicentrum w świecie arabskim i przybrał postać tzw. arabskiej wiosny.
Popatrzmy teraz na Syrię. Obecny kształt sceny politycznej ukształtowany został w pierwszych latach niepodległości odzyskanej po II wojnie światowej.
Dziś jest już systemem martwym; w latach dziewięćdziesiątych aktywność społeczna Syryjczyków spadła do zera. Próżnię polityczną wypełniały wówczas
armia i struktury siłowe. Powstające dziś ruchy społeczne nie mieszczą się w starym systemie i nie posiadają jeszcze swojej politycznej reprezentacji.
Struktura polityczna nie odzwierciedla natomiast zachodzących procesów społecznych. Tak dzieje się w Syrii, ale również w Egipcie.
Jest masowy ruch ludowy, ale nie wytworzył on jeszcze swojej formuły politycznej, nie mieszcząc się jednocześnie w żadnej ze starych formuł,
związanych z odchodzącym systemem i martwych.
M.P.: Czy rzeczywiście liczące miliony członków struktury partii politycznych w Syrii nazwać można martwymi? Tutejsza aktywność polityczna jest dużo wyższa niż w wielu krajach Zachodu…
K.D.: Tak, istniejące organizacje polityczne są strukturami całkowicie pozbawionymi życia, w dużej mierze fikcyjnymi. Rządząca partia Baas liczy dziś 2,8 mln członków, ale praktycznie nie funkcjonuje. Realnego życia politycznego nie ma też w Bractwie Muzułmańskim, które ogłasza się samo reprezentacją protestujących. Martwota panuje też we wszystkich istniejących partiach komunistycznych, z których zresztą większość dawno już zapomniała o marksizmie.
M.P.: Krytykuje Pan ruch, do którego sam Pan się zalicza? Uznaje go Pan za nie istniejący?
K.D.:
Jako marksista, uznaję, że cały ruch komunistyczny nie wykorzystał swojej szansy, którą jest pojawienie się kolejnej fali aktywności społecznej. Spełnił pokładane w nim nadzieje w 1917 roku, zdał egzamin w 1945, a już rozpad ZSRR oznaczał całkowite opadanie fali.
A później zaczęły się procesy globalne, szczególnie widoczne tutaj w Syrii, mające wpływ na naszą sytuację.
M.P.: Co ma Pan konkretnie na myśli? Jakie procesy?
K.D.:
Nowy globalny konflikt jest konfliktem i wojną światową w obronie dolara, jako waluty, w której dokonywane są transakcje na światowych rynkach.
Pozycja amerykańskiej waluty, a tym samym hegemonia globalna Waszyngtonu zależą właśnie od wyników tego wielkiego starcia.
Gdyby urealnić wartość dolara, uncja złota kosztowałaby około 10 tys. USD. Po 11 września 2001 roku konflikt rozpoczęł
się właśnie w imię jego utrzymania na obecnym poziomie - tzw. wojna przeciwko terroryzmowi. Nowa amerykańska strategia zakłada,
że nie chodzi już o dominację pod postacią bezpośredniego kontrolowania zasobów naturalnych, przede wszystkim ropy i gazu.
Chodzi o to, aby transakcje na ich rynku nadal odbywały się w dolarach. Do tego potrzebna jest strefa chaosu od Morza Śródziemnego po Morze Kaspijskie.
Ostatnim z celów agresji na długiej liście ma stać się Iran.
W realizacji działań na tej przestrzeni dużą rolę przyznano Katarowi i Turcji.
Natomiast kluczem do panowania na całym Bliskim Wschodzie jest właśnie Syria.
M.P.: Na czym te działania polegają? Nic nie zapowiada przecież agresji zbrojnej przeciwko Syrii…
K.D.: W Syrii uaktywniono przede wszystkim działającą wewnątrz reżimu piątą kolumnę. Tutejsze elity zawsze miały kompleks na punkcie
braku inwestycji zewnętrznych. Fetyszyzowano ich wagę dla gospodarki, przypisując im znaczenie, którego w rzeczywistości nigdy nie miały
. Do 1991 roku źródłem tych inwestycji był Związek Radziecki, ale po jego upadku i po spadku znaczenia idei solidarności arabskiej, te zewnętrzne źródła wyschły.
Wówczas, znając ten słaby punkt władz syryjskich, dokonano ataku na państwo od środka. W latach 2005-2010, dostosowując się
do reform narzucanych przez światowe instytucje finansowe, przeprowadzono urynkowienie i prywatyzację. Efektem był wzrost odsetka
społeczeństwa objętego wykluczeniem społecznym z 30% do 44%. W ten sposób powstał grunt dla protestów i niepokojów społecznych.
M.P.: Przy takiej skali biedy do rozruchów powinno dojść znacznie wcześniej i powinny one mieć zupełnie inny, czysto socjalny charakter.
K.D.: Społeczeństwo syryjskie mobilizowało się wokół własnego państwa, choćby dlatego,
że Syria znajduje się w stanie wojny z Izraelem, który okupuje od kilkudziesięciu lat część jej terytorium.
Gdyby jakiekolwiek władze zdecydowały się na najmniejszy nawet kompromis w sprawie Wzgórz Golan,
nie utrzymałyby się nawet 48 godzin.
Całą ich legitymizację i podstawę jedności narodowej stanowi zagrożenie ze strony państwa izraelskiego.
M.P.: Czy wobec tego widzi Pan jakiekolwiek perspektywy wyjścia z kryzysu?
K.D.: Tak, złożyliśmy w tej sprawie bardzo konkretną propozycję. Postulujemy powołanie rządu jedności narodowej, obejmującego reprezentantów
wszystkich realnych sił społecznych. Do realizacji takiego scenariusza musi oczywiście dojrzeć partia Baas, która nie rozumie jeszcze, że znalazła
się w całkowicie nowej rzeczywistości społecznej, na której wyzwania musi w sposób adekwatny odpowiedzieć. Może to zrobić na swoim kolejnym
zjeździe zapowiadanym na luty. O naszej propozycji przychylnie wypowiedział się natomiast prezydent Baszar al-Asad podczas ostatniego
przemówienia na Uniwersytecie w Damaszku.
M.P.: Znamy scenariusz rozładowania negatywnej energii kryzysu za pomocą zmian systemowych, m.in. przeprowadzenia
w marcu referendum na temat nowej konstytucji. Jest Pan członkiem Komisji Konstytucyjnej. Jak przebiegają jej prace?
K.D.: Najważniejsze jest to, że w jej skład wchodzą przedstawiciele głównych sił społecznych w kraju, niezależnie od afiliacji partyjnych.
Projekt zostanie poddany konsultacjom społecznym, jednak już teraz mogę zapowiedzieć, że umożliwi on wprowadzenie
w Syrii systemu wielopartyjnego (zniesiony zostanie art. 8 obecnej konstytucji gwarantujący wiodące miejsce w strukturach państwa partii Baas).
Już w nowych realiach ustrojowych odbędą się wolne wybory parlamentarne.
M.P.: Czy zachowany zostanie system prezydencki?
K.D.: Zdecydowanie tak, przy czym będzie to system umożliwiający realny wybór głowy państwa. Wybory będą uznawane za ważne pod warunkiem,
że wolę kandydowania wyrazi co najmniej dwóch kandydatów, czyli będą wyborami konkurencyjnymi.
M.P: Tymczasem w wielu miejscach kraju nadal trwają krwawe starcia i rozruchy. Jakie są ich rzeczywiste przyczyny?
K.D.:
Stany Zjednoczone były bardzo zdziwione obrotem spraw w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.
Nie spodziewały się weta i braku zgody Rosji i Chin na interwencję zbrojną.
Dlatego wykorzystują całkowicie nową technologię uderzenia, której wykonawcą jest działająca w Istambule Narodowa Rada Syryjska,
czyli tzw. opozycja emigracyjna.
M.P: Jaki jest program tej opozycji?
K.D.: Ta część opozycji nie ma żadnego programu. Nie ma też żadnego poparcia, ani kontaktu z syryjską rzeczywistością.
No bo jak można mówić o realizmie, jeśli jako warunek wstępny rozmów wysuwa ona ustąpienie urzędującego prezydenta?
To już graniczy ze śmiesznością: nie mająca żadnego zaplecza społecznego grupa osób domaga się negocjacji z władzami,
a jednocześnie żąda rezygnacji prezydenta…
M.P.: Ale w kraju ruch protestu jest jak najbardziej realny.
K.D.: Sytuacja jest naprawdę patowa.
Reżim nie jest w stanie zdusić protestu, a protest złamać reżimu.
Taki stosunek sił może sprawić, że kryzys będzie się pogłębiał.
M.P.: Jakie siły dominują w opozycji krajowej?
K.D.: Przede wszystkim islamiści z Bractwa Muzułmańskiego. Mają pewne poparcie, ale mają żadnego programu, żadnej wizji polityki i rozwoju Syrii.
Ale kluczowe jest poparcie zewnętrzne dla agresywnych odłamów opozycji.
M.P.: Na czym ono polega?
K.D.: To przede wszystkim
poparcie finansowe, czyli opłacanie manifestacji i wystąpień publicznych.
Środki przekazywane są m.in. za pośrednictwem przekazów pieniężnych Western Union, niewielkimi ratami,
by nie wzbudzić podejrzeń.
Pochodzące głównie z Kataru środki, w warunkach syryjskich, mają sporą wartość.
Niewielkie miasteczko może liczyć na 50 tys. dolarów miesięcznie za organizację protestów.
Mam na to konkretny przykład.
Gdy zaprosiłem do współpracy komitet miejski z jednego z niewielkich miasteczek, jego przedstawiciele zadeklarowali,
że zaproszą również komitet z sąsiedniej gminy.
Ze zdumieniem dowiedziałem się od tych ostatnich, że owszem,
zdecydują
się na współpracę, ale tylko pod warunkiem, że przelicytujemy ich obecnych sponsorów, czyli zapłacimy więcej niż wspomniane
50 tysięcy tygodniowo.
W skali całego kraju do Syrii napływają z zagranicy ogromne środki.
Proszę zwrócić uwagę, że – pomimo trwającego już tak długo kryzysu i embarga gospodarczego – kurs funta syryjskiego pozostaje bez zmian.
Dzieje się tak właśnie dzięki napływającemu nieustannie strumieniowi walut obcych.
W jednym z miast na wschodzie kraju
okazało się, że organizacją protestów zajmuje się lokalny członek kierownictwa partii Baas.
Tłumaczył, że
dla niego to po prostu działalność biznesowa.
M.P.: Wsparcie dla opozycji pochodzi też od północnego sąsiada Syrii – Turcji.
Przez granicę szlakami przemytniczymi przerzucana jest też broń dla ugrupowań zbrojnych...
K.D.: Turcja popełnia wielki błąd.
Sama ma wielkie kłopoty społeczne i finansowe.
Do tego dochodzi łamanie praw mniejszości, przede wszystkim Kurdów.
Duże wpływy w armii tureckiej wśród korpusu oficerskiego mają alawici, których jest w Turcji kilkanaście milionów.
To właśnie dlatego wojsko odmówiło popierania operacji przeciwko Syrii
i jest ona prowadzona wyłącznie przez służby specjalne
. Tureccy alawici już poparli wyraźnie Damaszek.
M.P.: Istotne znaczenie dla dalszego przebiegu kryzysu ma stanowisko Ligi Arabskiej, która podjęła
się monitoringu sytuacji w Syrii. Czy ta organizacja będzie w stanie wypracować jakieś wyraźne stanowisko?
K.D.: Liga Arabska jest strukturą głęboko podzieloną.
Już teraz widać w niej istnienie bloku państw poważnie zaniepokojonych
obecnym kierunkiem rozwoju wydarzeń, który tworzą Irak, Algieria, Egipt i Sudan.
M.P.: Ale właśnie z Algierii pochodzi jeden z obserwatorów Ligi, który ostro skrytykował misję i podważył jej sens,
po czym sam demonstracyjnie zrezygnował z dalszego udziału w jej pracach…
K.D.: Uzyskaliśmy szczegółowe informacje na temat tego, kim jest ten człowiek.
Anwar Malek był oskarżony o praktyki korupcyjne w rodzimej Algierii, był też związany z grupami radykalnych islamistów.
Do tego wyszły na jaw jego kontakty
i przyjacielskie stosunki z Syryjską Radą Narodową w Istambule.
Wszystko to każe sądzić, że w jego przypadku doszło do zwykłego przekupstwa.
M.P.: Jaka jest wobec tego Pana prognoza dalszego rozwoju wydarzeń?
K.D.: W naszym regionie toczyć się będzie realna światowa wojna o wpływy.
Działania Stanów Zjednoczonych, o których już mówiłem,
wymierzone są w sensie ekonomicznym i finansowym przeciwko Europie i Chinom,
które płacić będą za przebieg kryzysu i uderzone zostaną dodatkowo falą podwyżek cen ropy i gazu.
W sensie geopolitycznym atakowi poddana zostanie natomiast Rosja.
M.P.: A co się stanie w samej Syrii?
K.D.: Władze zdecydują się, mam nadzieję, na pokojowe, polityczne rozwiązanie konfliktu.
Powstanie rząd jedności narodowej, w którego skład wejdą również przedstawiciele komitetów koordynujących obecne protesty,
mający szerokie zaplecze społeczne. Nie może przy tym do całego procesu mieszać się armia, która w takich momentach jest często
przysłowiowym słoniem w składzie porcelany. Odsunięciu od władzy muszą podlec chore elementy obecnego systemu, systemu grabieży i korupcji,
które pochłaniają około 30% PKB Syrii. Baszar al-Asad ma szansę stać się wyrazicielem nowej jakości w syryjskiej polityce.
Ludzie protestujący na ulicach protestowali nie przeciwko prezydentowi, ale przeciwko reżimowi i jego przedstawicielom.
M.P.: Czy do rządu jedności narodowej weszliby także przedstawiciele Bractwa Muzułmańskiego, skoro stanowią realną siłę polityczną?
K.D.: Z taką propozycją wystąpili, ostatnio próbujący odgrywać rolę mediatora, przedstawiciele kierownictwa Hamasu.
To zadziwiające, biorąc pod uwagę, że Bractwo obiecało już Zachodowi normalizację stosunków z Izraelem i ustępstwa wobec Tel Awiwu.
Nie ma natomiast żadnego pomysłu na realne rozwiązanie problemów społecznych. Taki pomysł mamy my, bo pozostajemy wierni koncepcjom marksistowskim.
Sam jestem zdziwiony coraz większym napływem kolejnych grup społecznych w nasze szeregi. Fala protestu przyjmie polityczną formułę w postaci ugrupowań
lewicy komunistycznej. To zjawisko szersze; jak już mówiłem, świat arabski jest epicentrum nowej fali autentycznie ludowych ruchów.
Od niego zaczną się zmiany. Patrząc na Egipt, widzimy, że dzięki lewicy i istnieniu sił postępowych w armii,
już za rok lub dwa cały region będzie wyglądał zdecydowanie inaczej.
M.P.: Dziękuję za rozmowę.
Tekst powstał w ramach programu analitycznego Syria 2012
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles