W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
piknik który miał zamienić się w rewolucje  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
5 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wojny i terroryzm Odsłon: 1522
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ordel




Dołączył: 04 Lip 2009
Posty: 8579
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:20, 25 Sie '11   Temat postu: piknik który miał zamienić się w rewolucje Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Rewolucja zamiast balangi


Największe od lat antyrządowe manifestacje w Izraelu zaczęły się od wypowiedzenia umowy najmu 25-letniej dziewczynie.
Zanim Dafne Leef stała się liderką rewolucji, zajmowała się montowaniem teledysków popularnych izraelskich piosenkarzy: od Erana Cura po Michal Amdursky i Noam Nevo. Mieszkała wygodnie w centrum Tel Awiwu. Miała blisko do barów na ulicy Alenby i bulwarze Rotszylda, a także do klubów Plaży Jerozolimskiej, które zapewniają Tel Awiwowi miano jednego z najbardziej rozrywkowych miast świata. Ta miła sytuacja uległa zmianie, gdy okazało się, że właściciel budynku, w którym mieszkała Dafne, postanowił zrobić kapitalny remont i wypowiedział jej umowę najmu. Dziewczyna zaczęła rozglądać się za nowym lokum i szybko zorientowała się, że ceny mieszkań w ciągu trzech lat wzrosły o 65 proc.

Dafne mogłaby znaleźć lepiej płatną pracę albo po prostu zadzwonić po pomoc do rodziców. Jak wielu innych przywódców ludowych protestów w historii Leef nie ma wiele wspólnego z ludem. Pochodzi z zamożnej aszkenazyjskiej elity, dorastała w ekskluzywnej dzielnicy Jerozolimy Rechawia, skończyła tamtejsze renomowane gimnazjum, a potem przeniosła się z rodziną do Kfar Szmariahu, nie mniej ekskluzywnego przedmieścia Tel Awiwu. Ojciec, znany w Izraelu kompozytor, pewnie kupiłby jej ładne mieszkanie, ale dziewczyna nie poszła na łatwiznę, tylko rozbiła namiot na bulwarze Rotszylda i ogłosiła na Facebooku początek protestu przeciwko cenom mieszkań. W ciągu kilku dni towarzyska impreza rozwinęła się w ogólnonarodowy protest, jakiego Izrael dawno nie widział.

– Kiedy przyszliśmy tu z naszymi namiotami, mówiono, że jesteśmy rozpieszczonymi lewakami z Tel Awiwu, ale kiedy przyłączyły się do nas inne miasta i ludzie z różnych opcji politycznych, stało się jasne, że reprezentujemy cały naród – mówiła Dafne Leef, gdy uliczny piknik w centrum Tel Awiwu zaczął się rozlewać na inne miasta. Na ulice wyszli rodzice niezadowoleni z kosztów utrzymania i edukacji dzieci, taksówkarze niezadowoleni z cen paliwa i każdy, komu doskwiera codzienna walka o byt. W niektórych dniach na ulicach Izraela było jednocześnie nawet 300 tys. ludzi. Koczujących w Tel Awiwie hipsterów poparła lewicowa młodzieżówka Haszomer Hacair, związkowcy z Histadrut i weterani izraelskich Czarnych Panter. To organizacja walcząca w latach 70. z dyskryminacją Żydów migrujących do Izraela z państw Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Nie zabrakło także ortodoksów, syjonistycznej prawicy i wojowniczych osadników z Zachodniego Brzegu Jordanu. Protesty poparło aż 80 proc. z 7,5 mln Izraelczyków, zmuszając premiera Beniamina Netanjahu do powołania specjalnej komisji mającej zająć się protestami.

– Ryzykujemy życie dla kraju, który stał się zbyt drogi, by w nim normalnie żyć – mówił mieszkający w namiocie koło teatru Habima rezerwista izraelskiej armii. Podobnie jak wielu jego rówieśników nie stać go na wynajęcie w Tel Awiwie pokoju, który w przeliczeniu kosztuje 3 tys. zł miesięcznie.

Tęsknota za państwem opiekuńczym – Nie mam zielonego pojęcia o ekonomii, ale powinno być tak, jak chce naród – oznajmiła Dafne Leef w rozmowie z ekonomicznym magazynem izraelskim „The Marker". Uczestnicy protestów, które firmuje Leef, mogą nie mieć wielkiej orientacji w ekonomii, ale na pewno pamiętają czasy dotowanych przez państwo mieszkań, darmowej służby zdrowia i szkół, za które teraz trzeba płacić, i to słono. Paradoks polega na tym, że protesty są efektem ubocznym sukcesu gospodarczego Izraela. Kolejne rządy, zarówno lewicowe, jak i prawicowe, zdemontowały państwo opiekuńcze, z którym przez lata kojarzył się Izrael. Zamiast tego rząd wspierał eksport nowoczesnych technologii, wprowadzając kraj w okres prosperity, niezależnej od pomocy finansowej z USA. Wśród zmagających się z kryzysem wysoko rozwiniętych krajów demokratycznych Izrael szczyci się niskim bezrobociem, na poziomie 5 proc., i wyjątkowym wzrostem gospodarczym, sięgającym w zeszłym roku 5,6 proc. Statystyki pokazują jednak także drugą stronę medalu: dziś poniżej progu ubóstwa żyje jeden na czterech mieszkańców Izraela, podczas gdy średnia w krajach rozwiniętych wynosi zaledwie 11 proc. Tęsknota za państwem opiekuńczym w Ziemi Obiecanej i niezadowolenie z drożyzny dojrzewały w Izraelu od miesięcy. Zanim Dafne Leef zrobiła medialną karierę, społeczna rewolta miała innego kandydata na bohatera. Był nim Icchak Alrow, młody kantor z Bnei Brak, chasydzkiego przedmieścia Tel Awiwu. Alrow też chciał się zająć problemem drogich mieszkań, ale koniec końców stanęło na popularnym w Izraelu twarożku.

W ciągu roku, który upłynął od zniesienia rządowych dotacji dla przemysłu mleczarskiego, cena ćwierćkilogramowego opakowania twarogu wzrosła z 4 do 7 szekli, czyli z 4 do 7 zł. Icchak Alrow zaczął na Facebooku nawoływać do bojkotu serków i szybko poparło go 75 tys. ludzi. Aktywiści zwracali uwagę, że nie ma uzasadnienia dla wzrostu cen, bo izraelskie krowy, dzięki starannej selekcji genetycznej, są światowymi rekordzistkami w produkcji mleka. W maju, gdy Alrow zaczął bojkot, izraelska krowa Sufa zdobyła tytuł czempiona, dostarczając w ciągu roku 20 tys. litrów mleka, prawie dwa razy więcej, niż wynosi średnia w Europie. Jej mleczności nie zaszkodził fakt, że dojona była w kibucu Karmia, w bezpośrednim sąsiedztwie Gazy, stanowiącej matecznik wojujących islamistów.

Akcja Icchaka Alrowa robiła w mediach furorę, jednak ortodoks nie bardzo nadawał się na patrona obywatelskiej rewolucji. Co innego Dafne Leef – jak się okazało, nowoczesna zwolenniczka związków partnerskich z niewielką wiedzą na temat ekonomii, za to z wielką niechęcią do polityki w ogóle, a do prawicowego premiera Beniamina Netanjahu w szczególności. Wystarczyło, żeby zamiast wrócić do rodziców na luksusowe przedmieścia, przyniosła swój namiot na bulwar Rotszylda, a lewicowy dziennik „Haarec" namaścił ją na bohaterkę.

Tanie mieszkania, ale w Palestynie
Wybryk na Facebooku zamienił się w masowy ruch społeczny, a niezbyt urodziwa dziewczyna stała się rewolucyjną celebrytką. Trafiła na okładki kolorowych magazynów, udzieliła niezliczonych wywiadów i zdaje się, że straciła poczucie rzeczywistości. Najpierw wdała się w pyskówkę z Miri Regew, deputowaną do Knesetu z ramienia rządzącej partii Likud, która odwiedziła miasteczko namiotowe na bulwarze Rotszylda. Okazało się, że firmowany przez Dafne Leef ruch wcale nie jest tak apolityczny. O ile politycy z opozycyjnej Partii Pracy byli na bulwarze fetowani, o tyle Miri Regew została oblana wodą i wyrzucona z namiotowego miasteczka. Potem protestujący pokłócili się z popierającymi ich osadnikami z Zachodniego Brzegu, wyzywając ich od faszystów. Gdy protestujący w końcu zdobyli się na sformułowanie swoich postulatów, ekonomiści załamali ręce: były tam żądania regulacji rynku nieruchomości, wprowadzenia podatku progresywnego, podniesienia płacy minimalnej, darmowych żłobków i ustawowego ograniczenia liczby dzieci w klasach do 21.

Co jeszcze ciekawsze, komitet zażądał, by do negocjacji usiadł sam premier Beniamin Netanjahu i żeby całość rozmów była transmitowana w telewizji. Wyglądało to na tyle niepoważnie, że poparcie dla protestu wycofały organizacje studenckie i Ofer Eini, szef związków zawodowych. Władze zakpiły sobie z komitetu: zaproponowały, by problem drogich mieszkań w Tel Awiwie rozwiązać, budując 1600 nowych, tanich domów na okupowanych terytoriach arabskich. Laughing Nie było to dokładnie to, czego oczekują imprezujący na bulwarze Rotszylda młodzi ludzie, którym nie spieszy się do życia w ufortyfikowanych osiedlach żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu.

Dafne Leef też ma dziś kłopoty. Ktoś wypomniał jej, że wymigała się od obowiązkowej służby wojskowej, co jest w Izraelu rzadkim przywilejem klas wyższych. To poważny cios dla jej przywódczej reputacji. Większość koczujących w namiotach młodych ludzi to rezerwiści, którzy w każdej chwili mogą wrócić do koszar.


Zresztą politycy nie kryją, że mobilizacja może zakończyć protesty w Tel Awiwie. ( i właśnie tak rozwiązuje się problemy z trudną młodzieżą Laughing )Sytuacja na Bliskim Wschodzie, po okresie spokoju, znów się zaostrza. W miniony czwartek w serii ataków terrorystycznych na południu Izraela zginęło przynajmniej sześć osób, a kilkanaście zostało rannych. To nie koniec niepokojów, bo we wrześniu Palestyńczycy, wbrew Izraelowi, mają zgłosić oficjalny akces do ONZ. – Niebezpieczeństwo wybuchu przemocy we wrześniu jest duże. Armia przygotowuje się na różne scenariusze, także te wymagające mobilizacji rezerwistów – ostrzega Szaul Mofaz, były głównodowodzący izraelskiej armii i szef komisji spraw zagranicznych Knesetu. Wtedy większość piknikujących na bulwarze Rotszylda będzie musiała zamienić szorty i klapki na mundury, a gitary na karabiny. Dafne Leef nie podlega mobilizacji, więc protest może skończyć się tak, jak się zaczął: od jej samotnego namiotu postawionego na bulwarze koło teatru Habima.

http://www.wprost.pl/ar/258254/Rewolucja-zamiast-balangi/


I znowu syjoniści górą


ignorancja to siła
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wojny i terroryzm Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


piknik który miał zamienić się w rewolucje
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile