Brunon Miecugow - "proces krakowski"
W 1951 r. komuniści rozpoczęli bezpośrednią bezpardonową walkę z Kościołem. Zapoczątkowało ją aresztowanie pod zarzutem szpiegostwa biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Pod koniec tego roku aresztowano kilkunastu księży w diecezji krakowskiej. W styczniu 1953 r. odbył się ich "proces". Zarzucono im "szpiegostwo za amerykańskie pieniądze". Trzech księży skazano na śmierć, a pozostałych na wieloletnie więzienie.
(...)
W lutym 1953 roku gdy księża oczekiwali w celach śmierci na wykonanie wyroku grupa literatów krakowskich, wśród których była Szymborska, podpisała i przekazała władzom oraz ogłosiła "Rezolucję Związku Literatów Polskich w Krakowie w sprawie procesu krakowskiego". Czego domagali się literaci? Czas był taki, jak pokazała historia, że broniąc księży mogli uratować im życie. Władze komunistyczne wyraźnie się wahały. Potrzebowały "poparcia społecznego". Chciały podzielić się odpowiedzialnością.
Czyn komunistów był zbrodniczy i haniebny. Trzeba było być idiotą, by uwierzyć, że w kurii krakowskiej działa amerykański wywiad wykorzystując ją jako swoje narzędzie przeciwko komunistom. Nawet jednak jeśli ktoś, by w to uwierzył to i tak musiałby uznać, że stracenie księży to za wysoka kara.
Literaci podpisani pod rezolucją nie byli idiotami. Byli to przecież ludzie wykształceni, światli, zorientowani, dobrze poinformowani, rozumiejący charakter przemian jakie się odbywały w Polsce i ich kierunek. Byli to też, tak by się wydawało, humaniści stanowiący elity, a więc ludzie, których zadaniem było bronić uniwersalnych zasad, nie zgadzać się na takie działania władz, które by w sposób szczególnie drastyczny były barbarzyńskie, antyludzkie, niesprawiedliwe.
(...)
Literaci ci mogli też postąpić uczciwie i pragmatycznie, dyplomatycznie. Mogli potępić księży, a zarazem domagać się w imię humanizmu darowania im życia. Mogliby, tak przy okazji zastosować parę kruczków, które mogłyby ułatwić władzom komunistycznym postępowanie. Mogliby np. zaproponować następującą formułę: "Komunizm zwyciężył. Komunizm ma rację. Komunizm jest dobry. Komunizm jest silny i wielkoduszny. Jako taki potrafi wybaczać winy, darować. Zamieńcie księżom wyroki śmierci na dożywocie."
Literaci krakowscy mogli też milczeć choć z pewnością władze komunistyczne naciskały na nich, by potępili księży. Gdyby literaci krakowscy nie zabrali głosu represje władz w stosunku do nich byłyby najmniejsze. Mogliby stracić swoje ciepłe posadki, otrzymać zakaz drukowania. Nie byłaby to jednak wcale za wysoka cena na honor i wierność podstawowym wymiarom człowieczeństwa, za to, że się nie upodlili, nie zostali wspólnikami zbrodni. Ceny tej, to powinni już wtedy wiedzieć, nie płaciliby w nieskończoność. Zbrodniczy ustrój związany był z osobą Stalina. Ten zaś miał już swoje lata. Jego śmierć musiała pociągnąć za sobą przemiany - odwilż polityczną.
Literaci krakowscy wybrali czwartą drogę. Treść ich wystąpienia była taka, że między wierszami można było wyraźnie przeczytać: "Wykonać wyrok, przyspieszyć go." Jednocześnie i to przy takiej okazji, złożyli, wręcz na kolanach, czołobitny hołd i przysięgę wierności zbrodniarzom i faktycznym zdrajcom Polski.
Oto tekst rezolucji:
W ostatnich dniach toczył się w Krakowie proces grupy szpiegów amerykańskich powiązanych z krakowską Kurią Metropolitarną.
My zebrani w dniu 8 lutego 1953 r. członkowie krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich wyrażamy bezwzględne potępienie dla zdrajców Ojczyzny (wytłuszczenie - S. K.), którzy wykorzystując swe duchowe stanowiska i wpływ na część młodzieży skupionej w KSM działali wrogo wobec narodu i państwa ludowego, uprawiali - za amerykańskie pieniądze - szpiegostwo i dywersję.
Potępiamy tych dostojników z wyższej hierarchii kościelnej, którzy sprzyjali knowaniom antypolskim i okazywali zdrajcom pomoc, oraz niszczyli cenne zabytki kulturalne.
Wobec tych faktów zobowiązujemy się w twórczości swojej jeszcze bardziej bojowo i wnikliwiej niż dotychczas podejmować aktualne problemy walki o socjalizm i ostrzej piętnować wrogów narodu - dla dobra Polski silnej i sprawiedliwej."
Rezolucję podpisało swoimi nazwiskami i pierwszymi literami swoich imion 53 osoby. Wśród nich znaleźli się tak znani pisarze i krytycy literaccy jak: K. Bunsch, Wł. Dobrowolski, K. Filipowicz (późniejszy mąż Szymborskiej), A. Kijowski, J. Kurek, Wł. Machejek, Wł Maciąg, S. Mrożek, T. Nowak, J. Przyboś, T. Sliwiak, M. Słomczyński (znany tłumacz Szekspira podpisujący kryminały swojego autorstwa pseudonimem Joe Alex), O. Terlecki, H. Vogler, A. Włodek (pierwszy mąż Szymborskiej).
Wśród sygnatariuszy tej rezolucji znalazł się również Jan Błoński, który kilkadziesiąt lat później zarzucał Polakom, równie kłamliwie, w "Tygodniku Powszechnym", "zbrodniczą obojętność wobec zagłady getta warszawskiego".
Rezolucję podpisali także: K. Barnaś, Wł. Błachut, J. Bober, Wł. Bodnicki, A. Brosz, B. Brzeziński, , B. M. Długoszewski, L. Flaszen, J. A. Frasik, Z. Groń, L. Herdegen, B. Husarski, J. Janowski, J. Jaźwiec, R. Kłyś, W. Krzemiński, J. Kurczab, T, Kwiatkowski, J. Lowell, J. Łabuz, H. Markiewicz, B. Miecugow, H. Mortkowicz-Loczakowa, W (lub S.). Otwinowski, A. Polewka, M. Promiński, E. Rączkowski, E. Sicińska, St. Skoneczny, A. Świrszczyńska, K. Szpalski, J. Wiktor, J. Zagórski, M. Załucki, W. Zechenter, A. Zuzmierowski.
Źródło:
dr Stanisław Krajski, Katolicka Gazeta Internetowa
Brunon (Bruno) Miecugow ojciec Grzegorza Miecugowa
Bruno Miecugow (ur. 29 lipca 1927, zm. 17 lipca 2009 w Krakowie) - polski dziennikarz, publicysta i pisarz, przez wiele lat związany z Dziennikiem Polskim.
Jak pisze o swoim życiu Bruno Miecugow w swojej książce "Grzeszne życie Brunona Miecugowa":
Tytułowe życie, z przekąsem nazwane "grzesznym", to przede wszystkim spotkania, rozmowy i wydarzenia. Opowieść rozpoczyna się w 1927 roku. Dzieciństwo spędzone w Iwoniczu Zdroju, burzliwa okupacja, podczas której Bruno Miecugow wraz z ojcem pomagał rodzinom żydowskim. Znajdziemy tu wiele barwnych anegdot dotyczących obyczajowości i specyfiki życia w tamtych czasach. Młodość - nauka na Politechnice Wrocławskiej, Warszawskiej i Krakowskim AGH - w sumie pięć lat, które uczyniły go wiecznym studentem. Nie wyszedł jednak poza III rok studiów. We Wrocławiu przebywał w roku 1946, gdy odbywało się wysiedlenie ludności niemieckiej. Miecugow wspomina, szaber, na jaki wybierali się wtedy jego koledzy - również i on. Jego łupem padały jednak nie tak cenne wtedy kryształy, a książki - które chciał później przekazać do jednej z krakowskich bibliotek...
Źródło:
http://interia360.pl/artykul/najstraszni.....echy,19143
Kariera dziennikarska
Zaczął od fraszki w "Szpilkach" (był rok 1950, więc fraszka bezlitośnie rozprawiała się z amerykańskim imperializmem), a już wkrótce, w 1951 roku, został pracownikiem działu terenowego w "Echu Krakowa". "Willysem" z demobilu ruszał na wieś i do małych miasteczek, zasypując redakcję informacjami - nawet kilkunastoma dziennie!
Wkrótce przeniósł się do nowohuckiej gazety "Budujemy socjalizm" - mizerniutkiej, bo zaledwie dwustronicowej, w dodatku wychodzącej co drugi dzień. Później był wolnym strzelcem, pisującym m.in. do "Miotły", satyrycznego dodatku "Gazety Krakowskiej". I wreszcie, w 1955 roku, przyszedł czas na "Dziennik Polski", gdzie spędził ponad czterdzieści lat, ale nie bez przerwy, bo przez krótki czas pracował w słynnym warszawskim tygodniku "Po prostu", zamkniętym po ostrych protestach, których apogeum był pamiętny wiec na placu Narutowicza.
Źródło:
http://www.dziennikpolski24.pl/pl/aktualnosci/kraj/944064-zegnaj-bruno.html