W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Instytucja Nieznanych Sprawców i kara smierci   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
12 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Odsłon: 11519
Strona: 1, 2   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:09, 21 Gru '10   Temat postu: Instytucja Nieznanych Sprawców i kara smierci Odpowiedz z cytatem

Białoruś ostatnim normalnym państwem w Europie.

Tylko tam kare śmierci orzekają sądy.
W Polsce i innych krajach Europy jest do tego powołana Instytucja Nieznanych Sprawców.
Na kogo Instytucja Nieznanych Sprawców wydała i wykonała wyroki śmierci?
Falzman, Pańko, Adwent, Baranina, księżna Diana, Heider , TU 154 Smoleński inni

==================
Białoruś jedyny normalny kraj w Europie


Białoruś – ostatni kraj w Europie stosujący karę śmierci
22.05.2010 Autor: Paulina Bogacz
Białoruś - jedyny kraj w Europie wykonujacy karę śmierci, lecz nie jedyny na świecie


Białoruś jest jedynym krajem europejskim, gdzie nadal stosowana jest kara śmierci. Mimo że państwo to jest krytykowane na arenie międzynarodowej, wyroki nadal zapadają.
Abolicja kary śmierci w Europie

Kara śmierci narusza jedno z fundamentalnych praw człowieka, a mianowicie prawo do życia, które zagwarantowane jest w międzynarodowych dokumentach o ochronie praw człowieka. Jako przykład można podać Kartę Praw Podstawowych, której artykuł 2 – Prawo do życia, wyraźnie stanowi: „Nikt nie może być skazany na karę śmierci ani poddany jej wykonaniu.” Dlatego niejako naturalnym warunkiem pozostania członkiem takich organizacji, jak Rada Europy czy Unia Europejska, jest zniesienie kary śmierci. Obecnie, poza Białorusią, żadne państwo Europy nie orzeka i nie wykonuje kary śmierci.
Białoruś – małymi krokami ku zniesieniu kary śmierci?

Białoruś stara się o status gościa specjalnego w zgromadzeniu parlamentarnym Rady Europy, jednakże póki w państwie tym łamane będą prawa człowieka, nie spełni ono standardów, by być uznanym przez tę organizację. Co prawda, w Białorusi można zauważyć delikatne ustępstwa na rzecz abolicji kary śmierci, jak na przykład ograniczenie listy przestępstw, za których popełnienie grozi kara główna. Jednakże, jak podaje Amnesty International, od 1991 roku w Białorusi wykonano ok. 400 wyroków kary śmierci. Innym krokiem w kierunku abolicji kary śmierci jest fakt, że została ona uznana przez Trybunał Konstytucyjny za sprzeczną z białoruską konstytucją i tym samym powinna być zniesiona. Jednakże władze nie podjęły na razie w tek kwestii dialogu, choć zapewniają, że problem ten jest aktywnie omawiany.
Kolejne wyroki śmierci

Niestety wyroki śmierci wciąż zapadają na Białorusi i nie jest to wcale rzadki proceder. W marcu stracono dwóch mężczyzn Wasilija Juzepczuka oraz Andrieja Żuka. Kolejny wyrok zapadł 14 maja, kiedy to dwaj mężczyźni: Aleg Gryszkautsou i Andriej Burdyka zostali skazani na karę śmierci przez rozstrzelanie. Oskarżeni mają 10 dni na odwołanie się od wyroku do Sądu Najwyższego, mogą tez prosić o ułaskawienie prezydenta Aleksandra Łukaszenkę. Wyroki zostały wydane w dwa dni po tym, jak podczas Powszechnego Przeglądu Okresowego ONZ, Białoruś została skrytykowana za stosowanie kary śmierci.
Rada Europy i Unia Europejska apelowały do Białorusi o uchylenie tych wyroków i szybką abolicję kary śmierci w tym kraju.

Źródła:
www.amnesty.org.pl
www.euranet.eu
www.spring96.org
www.bialorus.pl

Kto w Europie rządzi
Oczywiście, że
Instytucja Nieznanych Sprawców
Tylko oni wydaja i wykonują wyroki śmierci!


W Polsce gdy została wprowadzona abolicja na wykonywanie kary śmierci , to do dziś bandyci nie poznali nazwiska swojego dobroczyńcy.
Nawet kolejni ministrowie "sprawiedliwości" nie zostali dopuszczeni do tej tajemnicy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Goska




Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 3535
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:57, 22 Gru '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zbrodniarz narusza prawo do zycia wiec trzeba go tez pozbawic !!!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 07:55, 24 Paź '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Goska napisał:
Zbrodniarz narusza prawo do zycia wiec trzeba go tez pozbawic !!!


Ciekawe czy winni zbrodni wojennej na Kadafim zostaną ukarani , czy odznaczeni?

A może zgodnie z tradycją zginą w niewyjaśnionych okolicznościach, aby nie wskazali gdzie mieści się

Kwatera Główna
Instytucji Nieznanych Sprawców

_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Tańcząca




Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 2461
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:18, 24 Paź '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

JerzyS
Cytat:
Ciekawe czy winni zbrodni wojennej na Kadafim zostaną ukarani , czy odznaczeni?
A może zgodnie z tradycją zginą w niewyjaśnionych okolicznościach, aby nie wskazali gdzie mieści się
Kwatera Główna
Instytucji Nieznanych Sprawców


Mechanizm jest zawsze taki sam lub bardzo zbliżony czyli analogiczny do tej sytuacji: w katastrofie śmigłowca w Afganistanie zginęło 38 żołnierzy, w tym trzydziestu jeden członków amerykańskich sił specjalnych oraz siedmiu żołnierzy afgańskich.
Spośród 31 żołnierzy USA, aż 20 wchodziło w skład elitarnej jednostki SEAL’s, przeprowadzającej zamach na Osamę Ibn Ladena.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Krzysiak




Dołączył: 20 Lis 2008
Posty: 410
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:29, 24 Paź '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Za dużo o tym życiu myślicie zamiast go po prostu przeżywać
_________________
Nikt nie ma monopolu na prawdę
www.chomikuj.pl/Filmyprawdy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:10, 24 Paź '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tańcząca z wilkami napisał:
JerzyS
Cytat:
Ciekawe czy winni zbrodni wojennej na Kadafim zostaną ukarani , czy odznaczeni?
A może zgodnie z tradycją zginą w niewyjaśnionych okolicznościach, aby nie wskazali gdzie mieści się
Kwatera Główna
Instytucji Nieznanych Sprawców


Mechanizm jest zawsze taki sam lub bardzo zbliżony czyli analogiczny do tej sytuacji: w katastrofie śmigłowca w Afganistanie zginęło 38 żołnierzy, w tym trzydziestu jeden członków amerykańskich sił specjalnych oraz siedmiu żołnierzy afgańskich.
Spośród 31 żołnierzy USA, aż 20 wchodziło w skład elitarnej jednostki SEAL’s, przeprowadzającej zamach na Osamę Ibn Ladena.


Z oprawców którzy zamordowali Caucescu też nikt nie przeżył!

Podobnie z kozłami ofiarnymi z zamachu na Kennedy -ego
Oswalda zastrzelił potomek urodzonych w Polsce - Jack Ruby, a Ruby.....
"Jack Ruby był synem Josepha Rubensteina (1871–1958) i Fannie Turek Rutkowski (Rokowsky), Żydów ortodoksyjnych pochodzenia polskiego. Joseph Rubenstein urodził się w Sokołowie Podlaskim, który wówczas leżał na terenie Imperium Rosyjskiego.
Jack, podobnie jak ojciec, był cieślą. Joseph wstąpił do armii w 1893 do artylerii. Ożenił się podczas pełnienia służby wojskowej. W 1903 Rubensteinowie zamieszkali w USA. Data narodzin Ruby'ego nie jest do końca znana. Waha się między marcem a czerwcem 1911 roku. Najbardziej prawdopodobną wersją jest 25 marca. W grudniu 1947 roku zmienił nazwisko z Jacob Rubenstein na Jack Leon Ruby."


Ciekawe , czy to krewny detektywa Rutkowskiego?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:27, 09 Lis '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Charukiewicz, Hodysz, Sulka: nawróceni esbecy
http://forum.gazeta.pl/forum/w,73,905163.....sbecy.html
Autor: slawek_wieczorek 12.02.09, 15:56
Dodaj do ulubionych zarchiwizowany
Najbardziej znany jest przypadek Adama Hodysza z Gdańska, który jeszcze przed wybuchem Sierpnia'80 współpracował z Wolnymi Związkami Zawodowymi. W 1985 r. został skazany na 6 lat więzienia. W Wolnej Polsce został szefem delegatury Urzędu Ochrony Państwa. Po obaleniu Rządu Jana Olszewskiego w 1992 r., na wniosek Lecha Wałęsy, odwołany ze stanowiska. Ówczesny Prezydent stwierdził: "Nie ufam zdrajcy."

Kazimierz Sulka z Krakowa kilka miesięcy temu był bohaterem telewizyjnego programu "Misja specjalna".
Został wytypowany do grupy likwidacyjnej, która miała zamordować księdza Adolfa Chojnackiego.
Przed kamerą szczegółowo opowiadał treść esbeckiego instruktażu:

Gdyby ksiądz, po obrzuceniu przedniej szyby samochodu kamieniami i słoikami ze żrącą substancją, po utraceniu widoczności, stoczył się z krętej górskiej drogi, którą dojeżdżał do parafian, w przepaść, i jednak przeżył, na wypadek należało mieć dodatkowe ciężkie kamienie, którymi mianoby dobić księdza (sic!!!).
Esbek ostrzegł kapłana o przygotowywanym zamachu. Ksiądz Chojnacki cudem przeżył, zaś Kazimierz Sulka do końca PRL przesiedział w więzieniu.

Z kapitanem SB Marianem Charukiewiczem, bohaterem filmu dokumentalnego "Ośmiornica walcząca", miałem przyjemność porozmawiać we wrześniu 2007 r. goszcząc u Kornela Morawieckiego we Wrocławiu. Charukiewicz przekazywał informacje najbardziej radykalnemu skrzydłu opozycji solidarnościowej - Solidarności Walczącej. Dopytywałem o przyczyny metamorfozy. Charukiewicz odpowiedział, że był nie tyle antykomunistą, co antysowietą. Z przerażeniem dostrzegł bowiem, że SB nie jest wcale służbą polską, tylko zabezpiecza interesy Związku Radzieckiego.

"Uwaga, agent!
Tzw. grupa Charukiewicza. Dziesięciu oficerów SB, w większości z wydziału IV zajmującego się inwigilacją Kościoła.
– Przyjaźniłem się z Lilianą Kretkiewicz, związaną z duszpasterstwem akademickim. I przez nią przekazywałem tam informacje, głównie ostrzeżenia przed agentami kręcącymi się wokół księdza Aleksandra Zienkiewicza – wspomina Marian Charukiewicz, ze służby wydalony w stopniu kapitana.
Zna go Adam Pleśnar, działacz wrocławskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. – To było jeszcze przed sierpniem 1980 roku. Zadzwonił z prośbą o spotkanie, ale nie u mnie w domu. Powiedział, żebyśmy uważali na – tu padło nazwisko – bo ten człowiek jest współpracownikiem SB.
Pleśnar nie dał po sobie nic poznać. Po latach okazało się, że Charukiewicz miał rację."

wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/676620.html

Patrząc na te " jednak przeżył, na wypadek należało mieć dodatkowe ciężkie kamienie, którymi mianoby dobić księdza "

Można sobie wyobrazić przygotowania Instytucji Nieznanych Sprawców do katastrofy w Gibraltarze. i te w IV RP




.
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:25, 07 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

http://www.focus.pl/historia/artykuly/zo.....ji/1/nc/1/


Bogusław Wołoszański: Zachód, jakiego nie znacie (i nie poznacie)
14/02/08

Człowiek, którego zwłoki znaleziono o świcie 17 czerwca 1982 roku,
zwisające na nylonowej lince z przęsła londyńskiego mostu Blackfriars (Czarnych Mnichów) miał ręce związane na plecach.
Do jego nóg przytroczony był worek z sześcioma kilogramami cegieł i kamieni, a w kieszeniach znajdowało się... siedem tysięcy funtów.


Sędzia śledczy uznał, że wisielec popełnił samobójstwo, co wydawało się oczywistą próbą zatuszowania sprawy.
Zmarły, Roberto Calvi, nazywany był bankierem Boga.


Do niego należał potężny mediolański Banco Ambrosiano, w którym największe udziały miał watykański bank IOR.

Przyjechał do Londynu, szukając wyjścia z beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znalazł, gdy odkryto, że w jego banku brakuje prawie… półtora miliarda dolarów. Co gorsza, nie były to ani pieniądze porządnych ludzi, ani uczciwie zarobione przez bank, lecz fundusze mafii oraz innej tajnej organizacji; tak tajnej, że o jej istnieniu może wiedziały tylko specsłużby Związku Radzieckiego.

Mimo oczywistych oznak zabójstwa policja przyjęła wersję o samobójstwie Calviego i akta sprawy odłożono na półkę.

Osiem lat później, w październiku 1990 roku, premier Giulio Andreotti oficjalnie przyznał, że we Włoszech działała organizacja "Gladio", utworzona tuż po drugiej wojnie światowej. W tamtych latach Europa miała wszelkie podstawy do obaw, że wielka Armia Czerwona, gdy tylko odetchnie po krwawych bojach z Niemcami, ruszy na Zachód.

Dlatego wiele państw europejskich zdecydowało się utworzyć oddziały partyzanckie, wyszkolone i wyposażone do prowadzenia aktów sabotażu i dywersji na tyłach wojsk okupanta. Takie przygotowania wydawały się szczególnie uzasadnione we Włoszech, gdzie komuniści byli bardzo silni i istniało niebezpieczeństwo, że mogą przejąć władzę. W 1949 roku, gdy powstało NATO, jego agenda, Clandestine Planning Committee, przejęła koordynowanie działalności tajnych komórek we Włoszech i w innych państwach członkowskich, a także neutralnych.
W Belgii tajna armia NATO nazwała się SDRA8, w Danii - Absalon,
w Niemczech - TD BJD,
w Grecji - LOK,
w Szwajcarii zaś - P26 i P27.
Tysiące świetnie wyszkolonych bojowników dysponujących ciężką bronią, najnowocześniejszym sprzętem radiowym, materiałami wybuchowymi, składowanymi w ukrytych magazynach, tworzyło potężną siłę.

Tak wielką, że mogła wpływać na bieg polityki i zmieniać władze państw. Generał Nino Lugarese, szef włoskiego wywiadu militarnego, zeznał, że w tym państwie utworzono specjalną ośmiusetosobową grupę nazwaną "Supergladio", przeznaczoną do "wewnętrznej interwencji" przeciwko włoskim celom politycznym. Liczne ślady wskazywały, że szefowie i żołnierze "Gladio" byli bezpośrednio zamieszani w liczne akty terroru w drugiej połowie ubiegłego wieku, takie jak: wybuch na Piazza Fontana, który zabił szesnaście osób, a dziewięćdziesiąt ranił, wybuch w czasie antyfaszystowskiej demonstracji w Brescia (ośmiu zabitych i stu rannych), zamach na dworcu w Bolonii (osiemdziesiąt pięć osób zabitych, dwustu rannych), zamach na włoskiego premiera Aldo Moro. W każdym z tych morderczych działań chodziło o wywoływanie napięcia i uzyskanie społecznego przyzwolenia na polityczne zmiany. Ujawnienie istnienia tajnych struktur w demokratycznych państwach postawiło pytanie o źródła finansowania. Przecież głęboko zakonspirowane oddziały "Gladio" nie mogły korzystać z legalnych pieniędzy, a pochłaniały krocie.

Szkolenie tysięcy żołnierzy w bazach na terytorium Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, broń, amunicja, materiały wybuchowe, środki łączności, fałszywe dokumenty, utrzymywanie tajnych arsenałów, uposażenia oficerów (szef szwajcarskiej tajnej armii zarabiał rocznie sto tysięcy dolarów) wymagało wielkich nakładów. Kto je ponosił?

Skąd pochodziły i jak przepływały pieniądze dla "Gladio"?

Wiele wskazuje na to, że "Gladio" przestała być organizacją przygotowaną do walki z najeźdźcą, a stała się orężem innej tajnej struktury, która uzyskała ogromne wpływy we włoskiej polityce i gospodarce: Propaganda Due, nazywanej również P2. Na jej czele stał Licio Gelli, faszysta, który w czasie wojny był łącznikiem miedzy rządem Mussoliniego a niemiecką dywizją SS "Hermann Göring". Nie wiadomo, jak doszło do tego, że objął przywództwo P2, ani kto utworzył tę organizację. Gelli zwrócił na siebie uwagę włoskiej policji udziałem w wielkich operacjach finansowych, w których obracano setkami milionów dolarów. Ich pochodzenie nie było znane.
Dlatego 17 marca 1981 roku do jego domu weszła policja.
Znaleziono listę bez mała tysiąca członków Propaganda Due, na której były nazwiska trzech szefów włoskich tajnych służb, kilkudziesięciu posłów, a także wysokich oficerów wojska, przemysłowców i arystokratów. Odkryto również "plan demokratycznego odrodzenia", który w istocie był szczegółowym planem wprowadzenia we Włoszech autorytarnych rządów. Gelli zniknął i kilka miesięcy później został aresztowany podczas próby wycofania z genewskiego banku kilkudziesięciu milionów dolarów. I tym razem udało mu się uciec z więzienia, aż w 1987 roku powrócił do Włoch.

Trzy wątki wielkiej afery: polityka, siła militarna i finanse, zaczęły się splatać, choć stojące za nimi potężne siły uniemożliwiały ujawnienie mechanizmów sprawczych. Licio Gelli został osadzony w areszcie domowym. Państwa zachodnie zdecydowały się rozwiązać tajne armie. Sprawa, choć niewyjaśniona, została zakończona. Szyki popsuł syn Roberta Calviego, który postanowił udowodnić, że jego ojciec nie popełnił samobójstwa, i doprowadził do procesu.

Dwadzieścia pięć lat po tajemniczym zabójstwie Calviego, w październiku 2005 roku, przed sądem rzymskim stanął Licio Gelli jako jeden z pięciu oskarżonych o zamordowanie bankiera Boga. Wyszło na jaw, że Roberto Calvi był członkiem Propaganda Due.

Nie ustalono jednak, czy zaginione miliony z Banco Ambrosiano trafiły na konta "Gladio".

Po półtorarocznym procesie sąd uniewinnił oskarżonych. Sprawa Calviego pozostała niewyjaśniona.
Podziemny świat broni swoich tajemnic.

W 2005 roku prasa włoska ujawniła, że w państwie tym działa Wydział Antyterrorystycznych Studiów Strategicznych (DSSA),
utworzony i kierowany przez dwóch oficerów, którzy byli członkami "Gladio".
Prasa dowodziła, że planowali porwanie komunistycznego działacza.
Czy więc tajne struktury naprawdę przestały funkcjonować?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:40, 31 Sty '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Instytucja Znanych i Nieznanych Sprawców

3:26, 31.01.2012 /tvn24.pl, PAP
http://www.tvn24.pl/-1,1733253,0,1,syn-gen-szumskiego-z-zarzutami,wiadomosc.html
Syn gen. Szumskiego z zarzutami
KRZYSZTOFOWI S. GROZI DOŻYWOCIE
Syn gen. Szumskiego z zarzutami

Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie postawiła Krzysztofowi S., synowi byłego Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Henryka Szumskiego, zarzut zabójstwa - dowiedział się portal tvn24.pl. Śledczy uzyskali zgodę lekarzy na przesłuchanie S. w charakterze podejrzanego. Grozi mu nawet dożywocie.
- W tej chwili trwa jeszcze przesłuchanie Krzysztofa S. w charakterze podejrzanego. W jego trakcie synowi byłego szefa Sztabu Generalnego przedstawiony został zarzut z artykułu 148 par. 1 KK, czyli zabójstwa – mówi tvn24.pl prokurator Piotr Romaniuk, szef Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie, która prowadzi śledztwo ws. śmierci generała.
Prokurator prowadzący postępowanie uzyskał już zgodę lekarzy na podjęcie czynności z udziałem Kazimierza S. W tej chwili trwa jeszcze jego przesłuchanie w charakterze podejrzanego. S. przedstawiony został zarzut z artykułu 148 par. 1 KK, czyli zabójstwa.
Prok. Piotr Romaniuk, szef Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie


Krzysztof S. został zatrzymany w poniedziałek wieczorem po tym, jak śmiertelnie ugodził nożem swego ojca w jego domu w Komorowie pod Warszawą. - Tam nie doszło nawet do kłótni czy wymiany zdań - powiedział prokurator Romaniuk, pytany o motywy działania mężczyzny. Wiadomo, że wcześniej leczył się psychiatrycznie.

Z informacji funkcjonariuszy wynika, że mężczyzna wszedł do domu ojca i ugodził go nożem. W tym czasie w mieszkaniu znajdowała się m.in. żona generała. Henryk Sz., mimo podjętej reanimacji, zmarł.

Syn generała, z uwagi na obawy o to, że może chcieć targnąć się na swoje życie, zamiast do aresztu trafił do szpitala psychiatrycznego.
We wtorek lekarze zdecydowali, że nie ma przeszkód do przeprowadzenia prokuratorskich czynności z jego udziałem.
Gen. Szumski nie żyje, ugodzony nożem przez syna
Generał broni Wojska Polskiego Henryk Szumski nie żyje. Zmarł, ugodzony..


Wojskowy

W kwietniu Szumski skończyłby 71 lat. W wojsku był od 1961 r. - wtedy jako podchorąży Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych w Poznaniu. Oddziały dowodzone przez ówczesnego pułkownika Szumskiego wspierały podczas stanu wojennego pacyfikacje strajkujących zakładów w Szczecinie. W 1982 roku został między innymi za to uhonorowany wpisem do "Honorowej Księgi Czynów Żołnierskich".

W 1983 r. został generałem brygady. W latach 1989–1993 służył na różnych stanowiskach w Sztabie Generalnym i Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Był szefem Sztabu Generalnego WP (między 10 marca 1997 r. a 28 września 2000 r.). Otrzymał także nominację na stopień generała broni. Przez pięć lat od 2000 r. zasiadał w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego.

Łukasz Orłowski//kdj/gak/k

========================================================================
31.01.2012 10:21 | Polska
http://kontakt24.tvn.pl/temat,celnik-smi.....73188.html
Instruktor śmiertelnie ranił celnika
Tagi: wypadek, legnica, celnik, izba celna

35-letni celnik z Jeleniej Góry został śmiertelnie postrzelony podczas szkolenia z przymusu bezpośredniego. Do zdarzenia doszło w Legnicy. Ze wstępnych ustaleń wynika, że strzał padł z pistoletu 40-letniego instruktora wrocławskiej Izby Celnej. Najprawdopodobniej był to tragiczny wypadek. Informację tuż po zdarzeniu otrzymaliśmy na skrzynkę Kontaktu 24.



"W poniedziałek, około godziny 16 podczas szkolenia jeden z celników śmiertelnie postrzelił w głowę innego" - poinformował nas pragnący zachować anonimowość internauta.

Informację o zdarzeniu potwierdziła we wtorek Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy. Jak relacjonowała w rozmowie z TVN24 prokurator, ze wstępnych ustaleń wynika, iż instruktor na początku szkolenia kazał wszystkim uczestnikom wypiąć magazynki z broni. Opróżnił również swój pistolet. Gdy mężczyzna rozmawiał z 35-letnim kursantem, pistolet niespodziewanie wystrzelił. Raniony kursant zmarł na miejscu.

Na razie nie wiadomo, dlaczego w broni instruktora pozostał pocisk.

Instruktor został zatrzymany na 48 godzin. Jeszcze dziś prokuratura rejonowa w Legnicy zdecyduje, czy postawić mężczyźnie zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci.
============================================
A tu sprzed lat:

Jan Gerhard, wł. Wiktor Lew Bardach (ur. 17 stycznia 1921 we Lwowie, zm. 20 sierpnia 1971 w Warszawie) – pułkownik Ludowego Wojska Polskiego, uczestnik francuskiego ruchu oporu, pisarz, dziennikarz i publicysta. Od roku 1969 poseł na Sejm z okręgu w Krośnie.

Odznaczony Krzyżem Walecznych .

Ukończył III Państwowe Liceum i Gimnazjum im. Króla Stefana Batorego we Lwowie. Przed wojną był członkiem prawicowej organizacji syjonistycznej Bejtar. Od 1940 w wojsku polskim we Francji. W okresie wojny uczestnik francuskiego ruchu oporu. W latach 1945-1952, żołnierz Wojska Polskiego. był m.in. dowódcą 34 Pułku Piechoty biorącego udział w Akcji "Wisła" w Bieszczadach. Według świadków z 34 Budziszyńskiego pułku piechoty, Gerhard zlecił wykonanie publicznej egzekucji ciężko rannego żołnierza UPA, ujawnionego w czasie akcji przesiedleńczej na wozie ewakuowanej rodziny ukraińskiej. Z jego rozkazu zlikwidowano również na miejscu bez sądu innych ujętych żołnierzy UPA.

W 1952r. aresztowany pod fałszywym zarzutem udziału, z inspiracji wywiadu francuskiego, w spisku na życie gen. Świerczewskiego. Zwolniony w 1954r.

29 września 1952 r., ok. godz. 22, Gerhard został aresztowany na dworcu Warszawa Wschodnia, tuż po swoim przyjeździe z Olsztyna. Generał SB Zbigniew Pudysz w książce „Zabójstwo z premedytacją” pisząc o tym aresztowaniu stwierdził, że były dowódca 34 pp „już po dwóch dniach (...) rozpoczął składanie wyjaśnień obciążających siebie i innych”. Pudysz „zapomniał” przy tym wspomnieć, iż pierwsze przesłuchanie rozpoczęte 29 września o godz. 22.30 trwało nieustannie 50 godzin, aż do 2 października, do godz. 0.30. Już o godz. 6.25 zaczęło się drugie i potrwało do 4 października do godz. 1.10 (a więc 42 godz. 45 min!). Był to dopiero początek długiego śledztwa. Generał Józef Kuropieska, wobec którego zastosowano podobne metody (choć warto zaznaczyć, iż zniósł je z wyjątkową wytrzymałością), tak je oceniał: „Środki zmiękczania woli badanego były używane z całą świadomością w wyrafinowany, przemyślny sposób, wypracowany zapewne na podstawie obserwacji naukowców. Zasadniczym było pozbawienie snu (...), na pozór niewinnym, ale jakże dokuczliwym środkiem zmiękczania były stójki (...). Coraz bardziej upodobniałem się do zwierzęcia. Pragnąłem jedynie snu, pożywienia i przyjaźniejszego uśmiechu – choćby mego prześladowcy” (Józef Kuropieska, „Nieprzewidziane przygody”, Kraków 1988).

Gerhard, w trakcie przesłuchań, siedmiokrotnie próbował wycofać się ze złożonych wcześniej zeznań, jednak śledczy zawsze potrafili przekonać go do oczekiwanej przez nich wersji. Ostatecznie postanowił, jak się wydaje, za wszelką cenę chronić przynaj-mniej żonę (a tym samym także maleńką córkę). Sam zaś przyznał się do współpracy z Niemcami, z wywiadem francuskim i jugosłowiańskim oraz do wzięcia udziału w szeroko rozgałęzionym spisku zmierzającym do obalenia władzy komunistycznej.

Z zeznań Gerharda wyłonił się obraz rzekomego spisku przeciwko Walterowi. Inicjatorami zabójstwa mieli być Marian Spychalski oraz marszałek Michał Żymierski, których jakoby niepokoiło proradzieckie nastawienie generała. Dlatego Spychalski poinformował o mającej się odbyć inspekcji Waltera w Rzeszowskiem szefa wojskowego wywiadu gen. Wacława Komara, również zamieszanego w spisek i współpracę z wywiadem francuskim. Komar postanowił wystawić Świerczewskiego ukraińskiej partyzantce przy pomocy dowódcy 34 pp. W grudniu 1946 r. płk Gerhard otrzymał polecenie nawiązania kontaktu z UPA w Bieszczadach. Pomimo wysiłków nie udało mu się tego dokonać. Kontakt z Ukraińcami nawiązał, jak zeznawał, dopiero w lutym 1947 r. podczas swojego pobytu we Francji (przebywał tam w celu załatwienia formalności rozwodowych z pierwszą żoną). W Paryżu rozmawiał jakoby z przedstawicielem wywiadu francuskiego oraz emisariuszem Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej o nazwisku Lewicki.

Po powrocie do Polski, pomiędzy 12 a 15 marca 1947 r. do sztabu Gerharda w Lesku zgłosić się miał niejaki Nahirny, ps. Sokół, związany z ukraińskim podziemiem, który powołał się na ustalenia podjęte we Francji. Gerhard uzgodnił z nim, iż bezpośredni kontakt będzie utrzymywał z UPA stacjonujący w Baligrodzie kpt. Henryk Karczewski, także „zamieszany” w spisek. Miał on między innymi ostrzegać UPA o planowanych operacjach wojska. Ok. 20 marca ppłk Gerhard miał poinformować w Warszawie gen. Komara o nawiązaniu kontaktu z Ukraińcami. Ten z kolei przekazał mu wiadomość o planowanej w końcu miesiąca inspekcji Świerczewskiego i zalecił nakłonienie UPA do zorganizowania zasadzki. Jednocześnie zapewnił go, iż Spychalski i Żymierski nie będą dążyli „do wyjaśnienia istotnych przyczyn tego zamachu”. Po powrocie w Bieszczady Gerhard spotkał się 26 lub 27 marca w Baligrodzie z Karczewskim i Nahirnym i ustalił z nimi szczegóły napadu. Ten „misterny plan” został uwieńczony sukcesem i 28 marca 1947 r. gen. Świerczewski poniósł śmierć.

Trudno powiedzieć, czy oficerowie Głównego Zarządu Informacji sami wierzyli w te zeznania, niemniej poraża skala wysiłku, jaki włożyli w to, by choć trochę je uprawdopodobnić. Przykładowo: gdy Gerhard podał, iż kontaktował się w Warszawie z Francuzami przez Zofię Jabłońską (postać, którą sobie całkowicie zmyślił), funkcjonariusze Informacji zebrali adresy i fotografie wszystkich kobiet o tym imieniu i nazwisku, które w tym czasie mieszkały w stolicy. Kolejne przesłuchania Gerharda, na których wyciągano szczegóły jego „wrogiej działalności” przeciwko władzy ludowej, trwały do lutego 1954 r. Jednak tzw. odwilż po śmierci Stalina dotarła też do Polski. Stało się jasne, że wersja o spisku przeciwko gen. Świerczewskiemu jest zbyt niewiarygodna, aby można było ją zaprezentować publicznie. Na przełomie lutego i marca 1954 r. Gerhard w specjalnych oświadczeniach odwołał swoje dotychczasowe zeznania.

Oficerowie Informacji tak zręcznie prowadzili kolejne przesłuchania, by wynikało z nich, że ofiary są sobie same winne, ponieważ zmyślały, choć żądano od nich jedynie mówienia prawdy.
Tyle tylko, że śledczy – jak z ukrytą złośliwością zauważył Gerhard – żądając, aby mówić prawdę, jednocześnie dodawali, iż „jedyną prawdą jest to, że jestem szpiegiem”.
Ostatecznie, chcąc opuścić więzienie, w oświadczeniu z 17 czerwca 1954 r. gotów był nawet przyznać: „w naplątaniu bzdury jest 70 procent mojej winy, a 30 procent winy organów śledczych”.
Pomimo to zwolniono go „z braku dowodów winy” dopiero na początku grudnia 1954 r.

W ustaleniach końcowych śledztwa funkcjonariusze bezpieczeństwa, pomimo przesłuchania schwytanych członków sotni Chrina i Stacha (wielu z nich stracono), nie potrafili wykluczyć całkowicie hipotezy, iż UPA wiedziała o inspekcji. Jednak ostatecznie skłonili się do wersji o przypadkowym charakterze napadu.

W kolejnych latach był redaktorem naczelnym tygodnika "Forum", 1965-68 był kierownikiem literackim zespołu filmowego "Rytm". Napisał m.in. powieść dokumentalną "Łuny w Bieszczadach", na motywach której został zrealizowany film "Ogniomistrz Kaleń" w reżyserii Ewy i Czesława Petelskich oraz szereg studiów politycznych, przede wszystkim dotyczących Charlesa de Gaulle'a (wydane pod tytułem "Czas generała"); ponadto: "Grenadierzy" (wyd. 1957 r.), "Wojna i ja" (wyd. w 1958 r.), "Zoolityka" (wyd. w 1965 r.), "Francuzi" (wyd. w 1965 r.), "Nie ma El Dorado", "Wielkie intermezzo".

Zamordowany przez narzeczonego córki, Zygmunta Garbackiego, w celach rabunkowych.
===========================================================================

Zamordowany został w kilka tygodni po tym jak będąc w Bieszczadach na spotkaniu z kombatantami walk powiedział , że zamierza napisac książkę która będzie dla wielu czytelników szokiem!

_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:12, 16 Lut '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie żyje człowiek, który mógł obciążyć prezydenta

Opublikowano: 16.02.2012 | Kategorie: Polityka, Wiadomości z kraju

W niedzielę zmarł płk Leszek Tobiasz, główny świadek w tzw. aferze marszałkowej, bliski współpracownik byłego szefa Wojskowych Służb Informacyjnych Marka Dukaczewskiego, żołnierz byłych WSI.

1 marca płk Tobiasz miał po raz pierwszy zeznawać przed sądem w sprawie rzekomej korupcji przy weryfikacji żołnierzy WSI. Miała też być przeprowadzona jego konfrontacja z Bronisławem Komorowskim.

Na razie niejasne są okoliczności śmierci płk. Tobiasza – wstępnie jego pogrzeb zaplanowano na sobotę, ale dowiedzieliśmy się, że ten termin może ulec zmianie ze względu na ewentualne śledztwo prokuratury.

– Tak naprawdę niewiele wiemy, poza tym, że pan Leszek nie żyje. Podobno zmarł nagle w Radomiu. Jeszcze dwa tygodnie temu rozmawialiśmy. Był zdrowy, rozmawialiśmy jak sąsiad z sąsiadem o wnukach, o zimie. Nic nie słyszałam, żeby miał problemy ze zdrowiem – mówi nam mieszkająca obok sąsiadka.

Dom płk. Tobiasza jest położony na małym nowym osiedlu w podwarszawskim Kwirynowie, gdzie znają się wszyscy sąsiedzi.

Sołtys Dariusz Sobczak mówi jedynie, że płk Tobiasz podobno zmarł na zawał.

– Nie jestem upoważniony do udzielania informacji, ja nic nie wiem, proszę się zwrócić do rodziny – powiedział i szybko zakończył rozmowę.

Afera marszałkowa zaczęła się jesienią 2007 r. od wizyty płk. Leszka Tobiasza w gabinecie ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Żołnierza WSI z parlamentarzystą PO skontaktowała posłanka Platformy Jadwiga Zakrzewska, która dziś zasłania się niepamięcią.
– Nie wiem, o czym pan mówi – powiedziała zdenerwowana w rozmowie z reporterem „Codziennej” i się rozłączyła.

Tymczasem marszałek Sejmu Bronisław Komorowski zeznał w prokuraturze: „(…) Nie było dla mnie zaskoczeniem pojawienie się mojego nazwiska w aneksie. Wcześniej prasa sugerowała, że moja osoba ma być objęta treścią tego raportu. Ja wyraziłem wstępnie zainteresowanie jego propozycją (chodzi o byłego żołnierza WSI Aleksandra L. – red.). Umówiliśmy się, że on odezwie się, gdy będzie na pewno miał możliwość dotarcia do tych dokumentów. Miał się wtedy do mnie odezwać poprzez telefon mojego biura. Jednak po kilku dniach pani Jadwiga Zakrzewska, poseł PO, przekazała mi, że chce się ze mną spotkać pułkownik z WSI, który jest jej sąsiadem. Spotkanie odbyło się w moim biurze poselskim. Rozmówcą okazał się nieznany mi wcześniej płk Leszek Tobiasz (…). Płk Tobiasz powiedział mi, że ma dowody na korupcyjną działalność Komisji Weryfikacyjnej (…). Tobiasz chciał mi okazać zdobyte dowody w postaci nagrań i na kolejne spotkanie, 3 grudnia 2007 r., przyniósł je (…)”.

Pułkownik Tobiasz nagrywał wszystkie rozmowy z ważnymi osobami. W prokuraturze znalazły się tylko niektóre z tych nagrań, pozostałe trafiły do prywatnego archiwum pułkownika. Niewykluczone, że w zagrożeniu lub działając we własnym interesie, mógłby je upublicznić. Tak właśnie było w sprawie o kryptonimie „Anioł” – nadzorowanej przez niego nielegalnej operacji WSI dotyczącej byłego arcybiskupa poznańskiego Juliusza Paetza.

Wojskowe Służby Informacyjne gromadziły nagrania i preparowały dokumenty, które miały kompromitować hierarchów Kościoła. Jak wynika z informacji zawartych w Teczce Nadzoru Szczególnego Kryptonim „Anioł” Tobiasz – wykorzystując Jerzego Wójcickiego, peerelowskiego ministra energetyki – przekazał zaprzyjaźnionym dziennikarzom dokładne dane dotyczące biskupa i użył wcześniejszych nagrań w celu skompromitowania kościelnego hierarchy. Wcześniej płk Tobiasz wykorzystywał zgromadzone przez siebie archiwa do pozyskania tajnych współpracowników wojskowych służb specjalnych w środowisku polityków.

Afera marszałkowa dotyczyła tajnego aneksu z „Raportu z weryfikacji WSI”, którym był zainteresowany Bronisław Komorowski. Już po wygranych przez PO wyborach odbył on tajne spotkanie z udziałem płk. Tobiasza, Krzysztofa Bondaryka (który wówczas był p.o. szefa ABW) i Pawła Grasia. Tobiasz twierdził, że były oficer WSI płk Aleksander L. i dziennikarz Wojciech Sumliński za łapówki proponowali byłym żołnierzom WSI pomoc w ich weryfikacji i przejściu do Służby Kontrwywiadu Wojskowego.

Krzysztof Bondaryk zeznał m.in., że w rozmowie bez świadków Komorowski poinformował go, że jest u niego oficer, który ma dowody na korupcję w komisji weryfikacyjnej oraz ma informacje związane z bezpieczeństwem państwa. Komorowski przedstawił Bondarykowi Leszka Tobiasza, który opowiedział o rzekomej korupcji w komisji weryfikacyjnej i zgodził się złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Bondaryk osobiście zawiózł Tobiasza do siedziby ABW, w której pułkownik WSI złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Pułkownik Tobiasz był najważniejszym świadkiem w całej sprawie – na podstawie jego zeznań doszło do przeszukania domów członków komisji weryfikacyjnej: Piotra Bączka i Leszka Pietrzaka. Od chwili wszczęcia śledztwa do momentu tego przeszukania ABW prowadziła działania operacyjne, m.in. podsłuchiwała rozmowy i stosowała obserwację wobec członków komisji weryfikacyjnej (m.in. Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego).

Co ciekawe, z dokumentów, do których dotarła „Codzienna”, wynika, że śledztwo zostało wszczęte „w sprawie ujawnienia pracownikom spółki akcyjnej Agora informacji stanowiących tajemnicę państwową w postaci treści aneksu do Raportu w sprawie działalności Wojskowych Służb Informacyjnych”.

Ostatecznie okazało się, że wszczęte śledztwo było prowokacją wymierzoną w komisję weryfikacyjną i jej szefa Antoniego Macierewicza – w sprawie łapówek w związku z rzekomą korupcją oskarżono dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i pułkownika byłych WSI Aleksandra L., który dobrowolnie poddał się karze.

– Jestem niewinny, a cała sprawa jest prowokacją. Zamierzałem to wykazać podczas przesłuchania płk. Tobiasza i podczas jego konfrontacji z Bronisławem Komorowskim. Była ona konieczna, ponieważ są istotne rozbieżności w ich zeznaniach – mówi nam Wojciech Sumliński.

Źródło: Gazeta Polska Codziennie i Niezależna.pl

=========================================
Sądownictwo Najjaśniejszej Rzeczypospolitej ma wielkiego pecha, gdy chodzi o koronnych świadków lub inne osoby ważne dla toczących się procesów.
Mrą jak muchy albo popełniają b. wygodne samobójstwa.
Jeden z komentujących powyższą wiadomość umieścił taki oto wpis:

Gra planszowa

Do końca rządów platformy pozostało jeszcze 37 “samobójstw” i 40 morderstw – gra planszowa, spróbuj dobrać osobę i rodzaj śmierci. W razie pytań dzwoń do cmentarnych kolesi z Platformy.

1.Daniel Pokrzycki – “zginął w wypadku samochodowym” przed wyborami w 2005 r.
2. Marek Karp – zginął w wyniku obrażeń spow. “wypadkiem samochodowym”, drogę zajechało mu auto o białoruskich numerach.
3. Marian Goliński – zginął w “wypadku drogowym”, zjechał na drugi tor wprost na tira o rosyjskich rejestracjach
4. Grzegorz Michniewicz, doradca premiera i Arabskiego, “powiesił się” na kablu od odkurzacza (!!).
5. Eugeniusz Wróbel – “zamordowany” przez chorego psychicznie syna (którego żona nota bene jest psychiatrą i przez ponad 20 lat nie zauważyła złego stanu psychicznego swojego dziecka. SIC!).
6. Stefan Zielonka – utopiony, dokumenty które miał przy sobie natomiast cudem ocalały.
7. Bp Mieczysław Cieślar -”zginął w wypadku samochodowym” dokładnie 18.04.2010 r, miał być następcą Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku.
8. Krzysztof Knyż – operator Faktów, pokazał na żywo w TVNie wraz z W. Batorem jak TU-154 ląduje w całości. Potem ślad po operatorze zaginął.
9. Marek Dulinicz -szef grupy archeologicznej ze Smoleńska, “zginął w wypadku samochodowym”.
10. Dariusz Ratajczak – dr historii, skazany za kłamstwo oświęcimskie, jego rozkładające się ciało znalezione w samochodzie. Miesiąc po katastrofie w Smoleńsku.
11. Dariusz Szpineta – ekspert w sprawie smoleńskiej katastrofy, powiesił się w hotelowej łazience w Indiach
12. Andrzej Lepper
13. Płk Leszek Tobiasz, były oficer WSI, główny świadek oskarżenia w tzw. aferze marszałkowej, w którą zamieszany jest prezydent Bronisław Komorowski, nie żyje

1. Jechał za szybko autem wyposażonym przez Niewidzialną Rękę w najnowszy model opon z mikrouszkodzeniami
2. Powiesił się na sznurze od odkurzacza (z rozpaczy, że musi sprzątać przed Świętami Bożego Narodzenia)
3. Wpadł w śmiertelny poślizg pod prysznicem w Indiach
4. Zamordowany przez syna-szaleńca, niepoczytalnego do tego stopnia, że na błysk wysprzątał miejsce zbrodni
5. Dostał ataku serca, choć zdrowy był jak byk
6. Utopił się w rzece i nawet zdążył w niej częściowo zgnić, ale za to dokumenty miał wodoszczelne-niezniszczalne
7. Zasnął w aucie pod centrum handlowym i spał tak długo, że zaczął się rozkładać (aczkolwiek w międzyczasie zajęci zakupami ludzie auta na parkingu nie widzieli)
8. Zatruł się faszerowanym chemią (polon) sushi
9. Popełnił samobójstwo, dla pewności strzelił sobie 3 razy w głowę by nie nawalić jak towarzysz Przybyl,a a może strzelał do sobie ze strzelby w pierś 3 razy, poślizgnął sie w łazience wieszając pranie i pechowo powiesił sie na worku treningowym, a wisząc jeszcze przypomniał sobie że nie wyłączył telewizora, a tu astronomiczne rachunki za prąd
10. Pewnie zapił się na śmierć, choć był abstynentem i dlatego “ciało muszą szybko skremować”, bo środki wydobywające się ze zwłok mogą pewnie zagrozić środowisku
11. Wyskoczył przez okno z 10 piętra, zamykają je za sobą. Nic tak nie szkodzi zdrowiu sąsiadów jak “niekontrolowane przeciągi” Wink
12. 3 krotnie strzelając sobie w brzuch?
13. Strzał samobójczy w plecy? Szaleńców nie brakuje!
14. Nie chciał popełnić samobójstwa ale go zastali w domu
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:34, 17 Lut '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nieznani Sprawcy to problem, ale od czasu do czasu można złapać znanego sprawcę i go skazać prawomocnym wyrokiem
Znaj proporcjum mocium panie!

=====================================
8 miesięcy więzienia za ćwoka
Marcin Hugo Kosiński

16 lutego 2012
Redagował: Marcin Hugo Kosiński



8 miesięcy więzienia za ćwoka
Wyrok ośmiu miesięcy ograniczenia wolności orzeczony przez kielecki sąd wobec kibica jest już prawomocny. Donalda Tuska miał nazwać "ćwokiem i prostakiem".

Przewodnicząca składu orzekającego Alina Bojara podkreśliła, że oskarżony nie działał pod wpływem emocji, ale z zamiarem przemyślanym, a swoje artykuły kierował do osób podatnych na takie poglądy. Stopień społecznej szkodliwości jego czynu oceniła jako znaczny.

Dodatkowo autor nazywał imigrantów m.in. "kolorowymi osobnikami".

Więcej na: http://wiadomosci.onet.pl

Autor newsa jest naczelnym Korespondenta i współtwórcą KonteStacji
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:01, 24 Lut '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie żyje kolejny świadek w aferze marszałkowej
Aktualizacja: 2012-02-24 2:34 pm

Płk Leszek Tobiasz to niejedyny świadek w tzw. aferze marszałkowej, który w ostatnim czasie zszedł z tego świata.

21 grudnia 2011 r. zmarł Marian Cypel
– były dyplomata i rezydent PRL-owskiego wywiadu w Wiedniu.
Jego pogrzeb odbył się 27 grudnia w Warszawie.

To właśnie za pośrednictwem Cypla Leszek Tobiasz starał się dotrzeć do hierarchów
– bp. Antoniego Dydycza i bp. Sławoja Leszka Głódzia.
Ci z kolei mieli mu ułatwić kontakt z Antonim Macierewiczem
– likwidatora Wojskowych Służb Informacyjnych.

Leszek Tobiasz zmarł w tajemniczych okolicznościach tuż po północy 11 lutego, na imprezie integracyjnej pracowników Mazowieckiej Wojewódzkiej Komendy OHP, na którą przyjechał autokarem razem z kilkudziesięcioma osobami. Był zatrudniony w OHP jako fachowiec od obronności i spraw niejawnych. Po obiedzie uczestnicy imprezy pojechali do Kazimierza na wycieczkę. Wieczorem, po powrocie, rozpoczęła się zabawa karnawałowa, która trwała do późnej nocy.

Z oficjalnej wersji wynika, że ok. godz. 23:40 Tobiasz podczas tańca z partnerką nagle upadł, uderzył głową o parkiet i stracił przytomność. Wezwano pogotowie – lekarz stwierdził zgon, który nastąpił o godz. 0:10, a ponieważ okoliczności śmierci były dla niego niejasne, zawiadomił policję i prokuraturę, która zarządziła sekcję zwłok.

Tyle komunikat oficjalny.
Reporterzy „Gazety Polskiej”, którzy pojechali do Zwolenia, usłyszeli jednak inną wersję wydarzeń.
– Kiedy pogotowie przyjechało na miejsce, większość towarzystwa była już mocno wstawiona. Mówili, że w czasie wieczoru płk Tobiasz stał z jakimś mężczyzną przy oknie i nagle przewrócił się, uderzając głową w parapet. Niewykluczone, że został popchnięty – powiedziała nam jedna z osób przebywająca w ośrodku, w którym odbywała się impreza OHP.

Przeprowadzający sekcję zwłok anatomopatolog stwierdził „ranę w okolicach zausznych, która powstała przed śmiercią” i „rozległą niewydolność krążenia”. Nie są znane okoliczności powstania rany.

1 marca płk Tobiasz po raz pierwszy miał zeznawać przed sądem w sprawie rzekomej korupcji przy weryfikacji żołnierzy WSI, miała się też odbyć jego konfrontacja z Bronisławem Komorowskim.

Afera marszałkowa zaczęła się jesienią 2007 r. od wizyty płk. Leszka Tobiasza w gabinecie ówczesnego marszałka sejmu Bronisława Komorowskiego. Żołnierza WSI z parlamentarzystą skontaktowała posłanka Platformy Jadwiga Zakrzewska, która dziś zasłania się niepamięcią. Kilka miesięcy później okazało się, że płk Leszek Tobiasz nagrywał swoich rozmówców – część nagrań z afery marszałkowej trafiła do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie.

Ostatecznie okazało się, że wszczęte śledztwo było prowokacją wymierzoną w Komisję Weryfikacyjną i jej szefa Antoniego Macierewicza, a w związku z rzekomą korupcją oskarżono dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i pułkownika byłych WSI Aleksandra L., który dobrowolnie poddał się karze.


http://www.bibula.com/?p=52463

Może jest jakaś trzecia wersja?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:00, 02 Kwi '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

POLSKIE SZWADRONY ŚMIERCI


Czy w Polsce istnieją szwadrony śmierci?

Jawne zabójstwa znanych polityków i osób związanych z mordami, brak wyjaśnień prowadzonych śledztw, powiązane z opiniami niektórych historyków wskazują, że istnieje takie zagrożenie.

Husaria smierci Pilsudskiego

Atak na pracowników biura poselskiego Prawa i Sprawiedliwości w Łodzi zakończony śmiercią Marka Rosiaka i poważnymi obrażeniami ciała Pawła Kowalskiego posła do Parlamentu Europejskiego z użyciem przez zbrodniarza paralizatora był zaplanowaną zbrodnią wykonaną w sposób profesjonalny. Do dzisiaj nie wyjaśniono sprawy zabójstwa Stanisława Pyjasa przez śmiertelne pobicie, czy Krzysztofa Olewnika, w konsekwencji przerzucając winę na rodzinę zamordowanego, „samobójstwo” Andrzeja Leppera, morderstwo Marka Papały, czy „samobójstwa” więzienne sprawców porwania Krzysztofa Olewnika, nie wyłączając „katastrofy” smoleńskiej, z matactwami komisji Jerzego Millera i osławionej generalissimus Tatiany Anodiny, świadczą o istnieniu takich zagrożeń w powiązaniu ze służbami rosyjskimi.

Jeszcze wcześniej zamordowany został premier rządu PRL Piotr Jaroszewicz, ksiądz Stefan Niedzielak, kapelan Armii Krajowej i WIN, współzałożyciel Rodziny Katyńskiej.

Ks. Stefan Niedzielak był inicjatorem wzniesienia krzyża katyńskiego na cmentarzu powązkowskim (31 lipca 1981 roku), który to pomnik SB jeszcze tej samej nocy zniszczyła. Za swoją działalność niepodległościową był nieustannie nękany i szykanowany, otrzymywał listy i telefony z pogróżkami, bezpieka wielokrotnie podejmowała próby zastraszenia go, pobicia czy porwania. Zginął zamordowany (prawdopodobnie ciosem karate) przez "nieznanych sprawców" w swojej plebanii na Powązkach w nocy z 19 na 20 stycznia 1989 roku.

Był współpracownikiem Delegatury Rządu na Kraj, dzięki czemu wcześnie poznał raport komisji Czerwonego Krzyża o zbrodni katyńskiej.
Uczestniczył w powstaniu warszawskim. Był kurierem przewożącym zaszyfrowane komunikaty z Warszawy do Krakowa dla ks. abp. Adama Sapiehy. Latem 1944 przewiózł do Krakowa tzw. depozyt katyński, czyli dowody z przeprowadzonej przez Niemców ekshumacji grobów w Katyniu.

W latach 80 wraz z Wojciechem Ziembińskim zaczął tworzyć Sanktuarium Poległych i Pomordowanych na Wschodzie. Został kapelanem Rodzin Katyńskich i upominał się o ujawnienie prawdy katyńskiej. Wspierał repatriantów z Rosji i Kazachstanu, organizował wysyłkę książek do Polaków żyjących w krajach dawnego Związku Radzieckiego.

W Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej stwierdzono szereg zewnętrznych obrażeń w okolicy twarzy i głowy oraz złamanie kręgosłupa szyjnego, mimo to ówczesne ministerstwo spraw wewnętrznych wykluczało morderstwo. Sprawę śmierci kapłana umorzono 2 października 1990 roku, przyjmując wersję o śmiertelnym upadku z fotela. O zabójstwo podejrzewano SB. Jan Olszewski w swoich pracach sugerował udział KGB w morderstwie.

W czasie obrad Okrągłego Stołu mecenas Władysław Siła-Nowicki poprosił o uczczenie zamordowanych kapłanów: Stefana Niedzielaka i Stanisława Suchowolca minutą ciszy. Telewizja Polska usunęła ten moment z transmisji na antenie ogólnopolskiej.

Z akt sprawy zabójstwa ks. Stefana Niedzielaka w niejasnych okolicznościach zniknęły materiały zabezpieczone podczas sekcji zwłok i ślady zabezpieczone na miejscu zbrodni.
30 stycznia 1989 roku ciało zamordowanego wikarego Stanisława Suchowolca odnaleziono w jego mieszkaniu na plebanii. Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił pomiędzy 2 a 4 w nocy, na skutek zatrucia tlenkiem węgla, spowodowanego pożarem niesprawnego pieca. Prokuratura uznała, że pies księdza również zatruł się czadem. Dochodzenie zakończyło się po kilku miesiącach umorzeniem z powodu braku znamion wskazujących na udział osób trzecich w zainicjowaniu pożaru.
W 1992 rozpoczęto w tej sprawie nowe śledztwo. Gospodyni parafii na Dojlidach zeznała, że w nocy z 29/30 stycznia 1989 widziała na plebanii 3 nieznane osoby: dwóch mężczyzn i kobietę. Słyszała ich przyciszone szepty i rozmowy. Około północy jako ostatnia widziała księdza żywego. Z ekspertyzy przeprowadzonej przez biegłych sądowych wynika, że w drewnianej podłodze wybito dziurę, przez którą od strony piwnicy wlano łatwopalną substancję. Jeden ze strażaków w śledztwie zeznał, że w lewym dolnym rogu szyby okiennej widać było dziurę powstałą wskutek uderzenia ciężkim przedmiotem. Biegli weterynarze, zapoznając się ze zdjęciami z miejsca zbrodni, zauważyli, że z pyska psa ciekła krew. Ich zdaniem oznaczało to, że zwierzę zostało zatrute lub zabite. Białostocka prokuratura ogłosiła we wrześniu 1992, że przyczyną pożaru w mieszkaniu, a w konsekwencji powodem śmierci księdza Stanisława Suchowolca, było podpalenie. W sierpniu 1993 roku z powodu nieustalenia sprawców postępowanie umorzono[3].
Zleceniodawców zbrodni popełnionej na bł. księdzu Jerzym Popiełuszce nie odnaleziono, ale media cytują z satysfakcją wypowiedzi Wojciecha Jaruzelskiego :
„Konsekwentnie należy przestrzegać zasady kija i marchewki, co Kościołowi i duchowieństwu powinno się opłacać, co zaś nie. " Wzmóc działania wobec ks. Jerzego Popiełuszki. Ks. Popiełuszko nie powinien się wtrącać do działań partii i rządu”.
Tego, czego nie może powiedzieć związany tajemnicą śledztwa prokurator Andrzej Witkowski, ujawnia ks. Stanisław Małkowski, współpracownik i przyjaciel księdza Jerzego Popiełuszki, w PRL-u kapelan "Solidarności", uczestnik strajku w Stoczni Gdańskiej: - Wersję przedstawioną na procesie toruńskim odbieram jako próbę obrony ze strony Kiszczaka i Jaruzelskiego - chcieli odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia, że są odpowiedzialni za zamordowanie księdza Jerzego, zrzucając winę na gen. Mirosława Milewskiego. Nie mam wątpliwości, że winni śmierci ks. Popiełuszki są właśnie Kiszczak i Jaruzelski. Wiem, że ekipa esbeków, która porwała księdza, była śledzona przez inną ekipę. Mieliśmy zatem do czynienia ze zbrodnią wielopiętrową. Poza tym ciekawa, symboliczna jest zbieżność dat. 19 października Kiszczak obchodził urodziny i być może Piotrowski porywając księdza Jerzego, chciał zrobić swojemu przełożonemu prezent. Zatem prawdę już znamy, trzeba jeszcze wyjaśnić wszystkie okoliczności. A więc np. to, czy Kiszczak i Jaruzelski działali w powiązaniu z towarzyszami radzieckimi? ( Tadeusz M. Płużański).
Jan Olszewski od 20 lat jest przekonany, że mocodawców mordu trzeba szukać w Moskwie: "W moim przekonaniu nikt tutaj, zwłaszcza w MSW, nie odważyłby się zrobić czegokolwiek w sprawie ks. Jerzego co najmniej bez konsultacji, jak nie bez zaleceń stamtąd".
Nie udało się zamordować Jarosława Kaczyńskiego, nie poleciał do Smoleńska. Bardzo szybko po tym usiłowano go zamordować strzelając do jego samochodu. Ślady kul w samochodzie odkrył nowy nabywca auta.
Byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i działających w opozycji księży mogli zamordować ci sami funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Tajne komando miało „licencje na zabijanie” osób zagrażającym komunistycznym władzom. To były trzy osoby – kobieta o krótkich jasnych włosach i dwóch mężczyzn, w tym jeden o posturze atlety. Tak zapamiętał ich człowiek, który rankiem 1 września 1992 roku spacerował z psem w Aninie. Świadek widział jak te trzy osoby wybiegły z willi byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza. W noc poprzedzającą to wydarzenie Jaroszewicz i jego żon a Alicja Solska zostali zamordowani. Solską zastrzelono w łazience, a jej męża przed zabiciem wiele godzin torturowano celem uzyskania dokumentów kompromitujących polityków. Takie same rysopisy podał kierowca autobusu komunikacji miejskiej w Warszawie, który składał zeznania w sprawie zamordowania ks. Stefana Niedzielaka proboszcza parafii na Powązkach. Zapamiętał, że przed północą 20 stycznia 1989 roku na przystanku przy cmentarzu wysiedli dwaj mężczyźni i kobieta i poszli w stronę plebanii. Następnego ranka znaleziono tam zwłoki księdza.
Dwóch mężczyzn i kobietę o jasnych włosach zapamiętała Marianna K. gospodyni plebanii na Dojlidach w Białymstoku. Według niej byli oni w budynku, w którym mieszkali księża, w nocy z 29 na 30 stycznia 1989 roku. Tej nocy w niewyjaśnionych okolicznościach zginął ksiądz Stanisław Suchowolec, kapelan białostockiej „Solidarności”.
Wiele śladów wskazuje na to, że istnieje „komando do mokrej roboty”, które już zabijało na polecenie najważniejszych polityków PRL - uważa Piotr Łysakowski, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, dr nauk humanistycznych, historyk, specjalista historii Niemiec i stosunków polsko – niemiecko – rosyjskich, który badał okoliczności śmierci wspomnianych księży. W III RP komando pojawiało się również wówczas, gdy trzeba było przeszkodzić w rozwikłaniu zagadek zbrodni popełnionych przez peerelowską bezpiekę.
Zeznania świadków pozwalają postawić hipotezę, że za opisanymi wcześniej zabójstwami stała ta sama grupa trzech osób. Dodatkowym dowodem wiążącym zabójstwo ks. Niedzielaka ze sprawą Jaroszewiczów są zabezpieczone na miejscach popełnionych zbrodni identyczne odciski palców. Przez kilkanaście lat śledczy byli bezradni, nie wiedzieli do kogo należą. Jesienią 2004 roku do prokuratorów IPN prowadzących sprawę zgłosił się świadek, który wskazał jednego ze sprawców morderstwa na ks. Niedzielaku . Kilkanaście dni później policjant pracujący w grupie śledczej IPN metodami operacyjnymi zdobył odciski palców wskazanej przez świadka osoby i porównał je z odciskami zabezpieczonymi w mieszkaniu ks. Niedzielaka. Były identyczne.
Zidentyfikowanym przez świadka sprawcą jest R. w 2004 roku nadkomisarz warszawskiej policji. To wysoki, postawny, atletycznie zbudowany mężczyzna. Ma pierwszy dan w karate, interesuje się bronią i świetnie strzela. W 1998 roku został przyjęty do Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych, gdzie zajmował się sprawami kryminalnymi. Z roczną przerwą pełnił służbę, aż do kwietnia 2005 roku. Przez większość czasu zajmował się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej i aktów terroru kryminalnego. 15 lipca 1999 roku prezydent RP Aleksander Kwaśniewski – na wniosek Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – odznaczył go Brązowym Krzyżem Zasługi za „zasługi w ratowaniu życia ludzkiego”.

Sprawę śmierci ks. Stefana Niedzielaka umorzono, przyjmując , że zabił się upadając wraz z fotelem na podłogę, tymczasem fotel znaleziono stojący, a nie leżący na podłodze. Eksperyment procesowy przeprowadzony 16 marca 1989 roku przez specjalistów kryminalistyki wykluczył by człowiek o wadze kapłana mógł w ten sposób upaść z fotela. Wykazał ponadto, że obrażenia karku powstałe w wyniku uderzenia o podłogę po upadku z tej wysokości byłyby znacznie mniejsze. Bezpośrednią przyczyną zgonu księdza miało być kilka urazów karku (każdy z nich był śmiertelny!!!). Kapłana znaleziono leżącego na brzuchu. Gdyby potraktować poważnie wersję z 1989 roku trzeba przyjąć, że sędziwy ksiądz celowo wywrócił fotel w którym siedział, zmarł wskutek silnego uderzenia o podłogę, a następnie - już martwy – wstał, przeszedł przez pokój, postawił leżący fotel i położył się na brzuchu.

Hipotezę o komandzie zabójców i roli R. w sprawie potwierdzają również akta operacyjne SB zachowane w zbiorze zastrzeżonym IPN. Wśród nich jest dokumentacja ( pokwitowanie odbioru samochodu i rachunek za hotel) delegacji służbowej do Białegostoku, którą 28-29 stycznia 1989 roku odbył R. Na tych dokumentach nie zachowały się nazwiska towarzyszących mu osób, ale jest nazwa popularnego w Białymstoku hotelu C. W tym hotelu w latach 80 MSW utrzymywało lokal konspiracyjny. Zawsze nocowali w nim oficerowie SB, którzy przyjeżdżali z innych miast. W zeznaniach złożonych po 1992roku i zawartych w VIII tajnym tomie śledztwa kilku byłych oficerów białostockiej SB sugerowało, że ks. Suchowolca zabiła specjalna grupa egzekucyjna, która przyjechała z Warszawy.

Zabicie księży związanych z „Solidarnością” miało przestraszyć co bardziej radykalnych opozycjonistów. Zabójstwa te były czytelnym sygnałem, że komuniści nie dopuszczą aby na czele opozycji stali ich radykalni przeciwnicy. W 1989 roku komuniści oddali władzę, ale nie zostali rozliczeni ze swoich zbrodni. Cztery lata później otworzyło to postkomunistycznej lewicy drogę do sięgnięcia po władzę w wolnych wyborach.

Charakterystyczne są kłamstwa i matactwa o przyczynach śmierci. Nie tylko kłamie komisja Millera , czy MAK, kłamią również polscy politycy i niektórzy profesorowie medycyny. Przed laty słynne kłamstwo medyczno-sądowe, sfałszowanie protokołu sekcji zwłok Stanisława Pyjasa sporządził prof. Zdzisław Marek - etatowy esbecki ekspert sadowy. Dzisiaj po kłamstwach smoleńskich polityka lek. med. Ewy Kopacz działającej wspólnie i w porozumieniu z Donaldem Tuskiem pojawia się nowy skandal z sekcjami zwłok osób poległych w Smoleńsku. Nagle bez powodu przeniesienie ciała ministra Zbigniewa Wassermana z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej do zakładu wrocławskiego jest kolejnym łajdactwem. Krakowski Zakład Medycyny Sądowej posiada najnowocześniejszy sprzęt badawczy i 200 lat tradycji. Dlaczego Wrocław? Bo tam jest prof. Barbara Świątek, która zdobyła już odpowiednią renomę stojąc na czele zespołu, który wydał orzeczenie w sprawie śmierci Stanisława Pyjasa, wykluczające jakoby został zamordowany. Prof. Barbara Światek kontynuuje orzecznictwa w stylu prof. Zdzisława Marka.
W rosyjskiej opinii z sekcji zwłok Zbigniewa Wassermanna były błędy, nie podają one jednak w wątpliwość głównych wniosków tej opinii - to jedna z konkluzji ekspertyzy dokonanej przez polskich biegłych, którą ujawniła Naczelna Prokuratura Wojskowa.

Źródła:
Aleksander Szumański „Kurier” Chicago
Leszek Szymowski „Zakazana historia”.



Infonurt2: nie wspomniano tu morderstw popełnionych w konskwencji zamachu smoleńskiego: Grzegorza Michnika, dr.Dariusza Ratajczaka, Prof .Wróbla i wielu innych w liczbie ok 40..osób.
Szwadrony śmierci – Jacek Trznadel

Aktualizacja: 2011-09-1 1:11 pm

12 czerwca 2011 roku w Wejherowie znaleziono powieszonego oficera nasłuchu i kontrwywiadu Polskiej Marynarki? Tę wiadomość ogłoszono dopiero po miesiącu, razem z informacją, że rozmowy 10 kwietnia 2010 w prezydenckim Tupolewie mogły być odbierane przez nasłuch służb Polskiej Marynarki.

„Nasz Dziennik” pisał wówczas, że rozważa możliwość powiązania zabójstwa Eugeniusza Wróbla, jednego z najlepszych w Polsce specjalistów z zakresu komputerowych systemów sterowania lotem samolotów, z publikacją przez MAK raportu na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej.”

O zasadności tych sugestii wypowiedział się przed niemal rokiem prof. Jacek Trznadel.[1]

- Prokuratura nie może wykluczać na wstępnym etapie śledztwa żadnej możliwości. Podobno tego zabójstwa mógł dokonać syn Wróbla. Nie wierzę w to, aby ten człowiek mógł to zrobić. Tego nie mógł dokonać jeden chłopak, jeszcze z takiej rodziny – uznał Trznadel.

- Sprawa katastrofy smoleńskiej rodzi bardzo wiele wątpliwości. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż wiele tłumaczeń strony rosyjskiej jest nieprawdopodobnych. Taśmy czarnych skrzynek niewątpliwie zostały sfałszowane. Manipulacja przy dowodach jest oczywistym faktem. Nie ma żadnych prawdziwych nagrań z kabiny pilotów. Przecież przed samą katastrofą musiało tam dochodzić do strasznych scen. Brak nagrań z tego tragicznego momentu – podkreśla profesor.

– Brakuje także kokpitu samolotu, być może został podniesiony przez helikopter i uprowadzony w nieznanym kierunku – powiedział.

– Takie rzeczy mogą brzmieć nieprawdopodobnie dla ludzi, którzy nie znają sposobów działania Rosjan – dodał.

W tym miejscu Jacek Trznadel zacytował słynny fragment z Drogi donikąd Józefa Mackiewicza:

„Jeżeli ty albo ja, albo ktoś z normalnych ludzi w normalnych warunkach zechce na przykład zełgać, że sufit jest nie biały, a czarny, to rzecz wyda się nam zrazu bardzo trudną. Zaczniemy od kołowania, chrząkania, wskazywania na cienie po jego rogach, będziemy tłumaczyć, że w istocie swej nie jest on już tak zupełnie czysto biały. Jednym słowem, będziemy się posługiwać skomplikowaną metodą, która zresztą nie doprowadzi w końcu do celu, bo nikogo nie przekonamy, że sufit jest czarny. Co robią natomiast bolszewicy? Wskazują na sufit i mówią od razu: „Widzicie ten sufit. On jest czarny jak smoła”. Punkt, dowiedli od razu. Ty myślisz, że to jest ważne dla ludzi, że prawda jest odwrotna? Zapewne tak myślisz”.

– Rosjanie myślą, że jeżeli coś zostanie powiedziane sto razy, to zostanie to uznane za prawdę. Polski rząd przystanie na te tłumaczenia, a takie media jak na przykład TVN opowiedzą się po stronie rządu. A ta sprawa jest nie mniej tajemnicza niż śmierć gen. Sikorskiego. W sprawie gibraltarskiej także brakowało bezpośrednich, twardych dowodów. Jednak istnieją dowody pośrednie, dzięki którym można ustalić przyczyny zdarzenia. Podobnie może być w tej sprawie – ocenił Trznadel.

– Powinno dojść do ekshumacji zwłok zaraz po ich przybyciu do Polski. Tłumaczenia, że nie można było zbadać zwłok, ponieważ sprzeciwia się temu prawo rosyjskie, są zupełnie idiotyczne.

– To jest mit, że prokuratura jest niezależna. Dowodzi tego choćby fakt, że berliński adwokat, występujący w imieniu rodzin, które straciły swoich członków w katastrofie smoleńskiej, chciał powołać na świadków Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego. Nawet jeśli ci ludzie nie mieli nic wspólnego z tym wydarzeniem, to kategorycznie przeciwstawił się temu ktoś, mający zasadniczy wpływ na prokuraturę – stwierdził Trznadel. W Polsce obecnej nie ma rozdziału władzy sądowniczej od władzy wykonawczej, co jak klasycznie postulował Monteskiusz – jest wyróżnikiem demokracji.

– Część zwłok skremowano. Być może skremowano także części ciał, odcięte z powodu ran postrzałowych. Trumny trzeba otworzyć. Trzeba dokonać badań DNA – podkreśla Trznadel.

– W sprawie zwłok Rosjanie przejawiają skrajny brak szacunku. W filmie wyemitowanym w rosyjskiej telewizji powiedziano, że „Lech Kaczyński nigdy nie odwiedził Moskwy. Nawet jego zwłoki od razu powróciły do Polski”.

– Należy jednak pamiętać, że Rosja jest krajem terrorystycznym. Choć nawet w Wielkiej Brytanii, która jest demokratycznym krajem, wciąż utajnia się niektóre dokumenty w sprawie gibraltarskiej. Na Kremlu znajdują się dokumenty z rozkazami dotyczącymi zbrodni katyńskiej. Jednak dzisiaj rosyjska „razwiedka” jest silniejsza niż za czasów ZSSR , gdyż nie jest już kontrolowana przez partię i tym bardziej przez parlament.

– Śledztwo było fałszowane cynicznie i niezręcznie. Taśmy z nagraniami nie odpowiadały dawnej normie. Brakuje kluczowych momentów z czarnych skrzynek. I nie mamy tych czarnych skrzynek. Nie możemy zbadać wraku. Samolot, który spadł z wysokości około 20 metrów, nie mógł doświadczyć takich zniszczeń. Ale Rosjanie wszystko zacierają, lekceważą autentyczność.

Tu prof. Trznadel przypomniał historię gen. Nikołaja Zorii, reprezentującego Rosję Sowiecką na Procesie Norymberskim: Musiał podpaść w czymś władzom sowieckim (może właśnie w sprawie Katynia?), bo nagle znaleziono go w jego pokoju z dziurą w głowie. Oficjalnie powiedziano, że popełnił niezręczność przy czyszczeniu broni. Skomentował to wtedy jeden z dzienników angielskich, pytając retorycznie, czy jego bronią nie mógł zajmować się ordynans i czy czyści się ją przystawiając pistolet do skroni? Znałem syna Zorii. Mówił, że nie mieli pogrzebu ojca, bo nie wydano rodzinie ciała.

– Co do efektów rosyjskiego śledztwa, to myślę, że oni stwierdzą, iż była bardzo zła pogoda, ale samolot był w doskonałym stanie. Oni już wiedzą, że winę za tę katastrofę ponoszą polscy piloci – powiedział profesor.

– Czy możemy łączyć sprawę zabójstwa byłego ministra Eugeniusza Wróbla z katastrofą smoleńską? Był specjalistą, który mógł trafnie reagować na raport MAK, choć nie możemy przesądzać, że te wydarzenia są ze sobą powiązane – podsumował profesor Trznadel w wywiadzie dla portalu govern.pl.


Prof. Jacek Trznadel – KOMENTARZ – sierpień 2011 roku:

Syn Eugeniusza Wróbla przyznał się do winy, ale natychmiast odwołał to po aresztowaniu. Myślę, że to pierwotne przyznanie się było wymuszone jakimś groźnym szantażem ze strony samych sprawców. Poćwiartowane ciało jego ojca znaleziono w okolicy, w Zalewie Rybnickim, jednak trumna w czasie pogrzebu nie zawierała głowy, której nie znaleziono. Czemu sprawcy wysilili się aż na tak makabryczny efekt psychologiczny? Chodziło zapewne o silniejsze echo zbrodni. Zginął specjalista, wykładowca Politechniki, który miał konsultować raport MAK. A syna – jak donosi prasa – w toku krótkiego śledztwa uznano za tak chorego psychicznie, że niepoczytalnego. W tej sytuacji nonsensem byłoby dalsze jego przesłuchiwanie. Izolowano go bezterminowo w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Nie znalazłem doniesień, że śledztwo jest kontynuowane. Odkrywam więc, że w Polsce z powodzeniem dokonano przeszczepu rosyjskiej instytucji „psychuszki”. Oby tylko pacjent nie „targnął się” na swoje życie.

Naliczono już przez ostatni rok kilka tragicznych zgonów powiązanych w ten czy inny sposób ze sprawą smoleńską. Tylko jedno wydarzenie było całkowicie obnażone i jawne. W atmosferze politycznej „posmoleńskiej”, morderca, przeciwnik PiS-u, chcąc zamierzyć się na Jarosława Kaczyńskiego, dokonał znanego mordu w biurze łódzkim PiS-u. Użył skutecznie broni palnej, a potem noża, ale druga zaatakowana ofiara przeżyła. To morderstwo polityczne tak ewidentne i głośne, w efekcie społecznym odegrało jednak w jakimś sensie rolę maskującą, pozwalającą mniej myśleć ludziom o innych sprawach wysoce podejrzanych.

Takie podejrzane a jednocześnie tragiczne sytuacje były wymieniane i wspominane na blogach internetowych. Łatwo byłoby zwrócić uwagę na kilka z nich, ale ja chciałbym tutaj wspomnieć zwłaszcza o jednym wydarzeniu, wyprzedzającym kwietniową datę katastrofy smoleńskiej o kilka miesięcy. Prasa donosiła pod sam koniec grudnia 2009 roku o samobójstwie Grzegorza Michniewicza, z kancelarii premiera Donalda Tuska. Wiadomości były nader skąpe, a pogrzeb także odbył się wyjątkowo skromnie i bez rozgłosu. Grzegorz Michniewicz nie był jednak jakimś zwykłym „kancelistą”, był Dyrektorem kancelarii premiera, urzędnikiem o długim i interesującym stażu. Dodajmy, że podobno on tylko sam był zdolny do deszyfrowania pewnych tajnych kodów NATO czy UE.

Stało się to w przeddzień wigilii Bożego Narodzenia 2009, wszystko było już zaplanowane dla spędzenia świąt razem z rodziną. Dzień zaiste nietypowy dla zaistnienia takiej grozy. Michniewicz, jak doniosła prasa, powiesił się na kablu od elektrycznego odkurzacza. Nie wiemy, czy go odciął, czy odkurzacz stał się dodatkowym „kamieniem u szyi”. Ten szczegół wydaje się dosyć ciekawy i po trosze absurdalny, gdyż w każdym chyba mieszkaniu mamy do dyspozycji wiele różnych sznurów i kabli, których można użyć nie uciekając się do kabla z zablokowanym końcem. Znam historyczne opowieści o samobójstwach, które nie dziwiły nawet najbliższego otoczenia, bo była to powiedzmy, druga, trzecia próba, wreszcie spełniona. Tutaj stało się to bez uprzedniej depresji i prób, wzbudziło najwyższe zdziwienie. Relacje w Internecie mówią o „dziwnym powieszeniu”, właściwie na drzwiach: „z nogami opartymi o podłogę”.

W tym wydarzeniu coś jednak każe pomyśleć o późniejszej katastrofie smoleńskiej. Stało się to bowiem tego dnia, gdy fatalny „smoleński” Tupolew wylądował w Warszawie po remoncie w Samarze. Na internetowym blogu Janusza Palikota znalazłem anonimowe pytanie:

„Panie Januszu, czy to prawda, że szef kancelarii Donalda Tuska, Grzegorz Michniewicz wiedział, że w czasie remontu w Samarze rosyjscy terroryści pułkownika KGB Władimira Putina zainstalowali ładunek bomby termobarycznej i dlatego musiał zginąć w dniu, w którym TU154M przyleciał do Warszawy po remoncie?”

Napisane dla wygłupu? Dla słownej prowokacji?

Nie mam podstaw, by analizować ten wątek. Ale pozostaje pytanie, czy Michniewicz nie dowiedział się nagle o czymś bardzo ważnym i groźnym? Czy mógł przejąć nie przeznaczoną dla niego zakodowaną informację? A sznur się zacisnął, nim zdążył tę wiadomość przekazać dalej? A może zdążył? « Z ustaleń „Wprost” wynika, że tego wieczoru Michniewicz napisał także kilka SMS-ów do swojego przełożonego, szefa kancelarii Tomasza Arabskiego. Nie wiadomo jednak, czego dotyczyły, ani o której godzinie zostały wysłane. Minister nie odpowiedział na nasze pytania w tej sprawie”.» Nie znalazłem wiadomości, że pytano go o to w śledztwie. Czy to normalne, że tak ważne doniesienia dziennikarzy śledczych pozostają bez dalszego ciągu?

Cytaty: „Czy bowiem to zwyczajne, że w dużym domu, w którym nie brak odpowiedniego miejsca i wysokości, człowiek wiesza się niemal na klamce. jak w więziennej celi?” „Za drzwiami pomieszczenia zobaczyłem przewrócony odkurzacz. Po lewej stronie odkurzacza zobaczyłem Grzegorza Michniewicza w dziwnej pozycji, niby klęczącego, siedzącego jednocześnie na piętach. Wokół szyi Grzegorza Michniewicza widziałem zaciśniętą pętlę ze sznura odkurzacza, który zawiązany był na ukośnej belce w przejściu z kuchni do pokoju – zeznawał jego kierowca.”
Czy nie powieszono więc już uduszonego? I wygląda na to, że wyciszono wręcz jakąś wielką aferę. Nastąpiły potem masowe dymisje z rządowego Centrum Bezpieczeństwa.

Przecieki ze śledztwa budzą zastanowienie. Już po tygodniu skremowano ciało, musiało być na to pozwolenie prokuratury. Czy stało się tak dlatego, że wszystko zbadano, czy dlatego, by czegoś ważnego nie znaleźć? Przeczytałem komunikat prokuratury o umorzeniu śledztwa, ogłoszony jesienią ubiegłego roku. Zawiera dość śmieszną konstatację: „że nikt go nie namawiał do samobójstwa”. Urzędowe słowa, a wyglądają na kpinę. W tym orzeczeniu brak jednak konstatacji, że śledztwo wykluczyło zabójstwo. Na koniec przepiszę notatkę internauty, który dzieli się refleksję: «wraz z upływającym czasem od tragicznej śmierci G. Michniewicza, Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera, oraz obserwując znamienną CISZĘ rządową, coraz mocniej narasta we mnie intuicyjne przekonanie, że uzyskanie odpowiedzi na pytanie: DLACZEGO TO „ZROBIŁ” byłoby jednocześnie odkryciem CAŁEGO ZŁA drążącego od podstaw III RP!»

Ta opinia pokrywa się z opinią Aleksandra Ściosa z wydanej niedawno jego książki, że gdyby wyjaśniono do końca śmierć ks. Popiełuszki, komunizm nie mógłby przepełznąć do III Rzeczypospolitej, a jeśli nie wyjaśnimy do końca sprawy smoleńskiej, upadnie nasza suwerenność. Słusznie, bo chodzi o te najważniejsze, wielkie zbrodnie. Ale nie tylko one zostały popełnione. I w komunizmie PRL-u i w tak zwanej III Rzeczpospolitej Szwadrony Śmierci cały czas zbierały swoje żniwo. Tak jak dzieje się to wciąż w Rosji Putina. Przezwyciężenie Rosji jest więc pierwszym zadaniem naszej walki przeciw śmierci, o wolność i niepodległość, o więcej szczęścia w ojczyźnie.

Bo jednocześnie nie mogę jednak zapomnieć, że takich niewyjaśnionych śmierci osób, mogących być depozytariuszami informacji ważnych lub groźnych dla różnych przestępców jest wiele w dziejach nieudolności? śledczych i prokuratury III RP. Tak, młody jeszcze Michał Falzmann, umiera nagle deszyfrując tajemnice nadużyć w aferze FOZZ. Szef NIK, prof. Walerian Pańko, ginie po eksplozji luksusowego samochodu na ważnej szosie katowickiej (policjanci, dokonujący oględzin wypadku „topią się” niedługo potem w zwykłym stawie). Marek Karp, szef Instytutu Studiów Wschodnich, staranowany przez białoruski TIR, szczęśliwie wyleczony z obrażeń, wychodząc już ze szpitala spotyka niespodziewanie dwu panów i znika na zawsze. I już w bliższej odległości od „katastrofy” smoleńskiej, nagle odnajduje się w rzece zniekształcone zwłoki szyfranta (natowskiego?) Stefana Zielonki. Jednak jego suche, nieuszkodzone dokumenty leżą na brzegu (a już rozsiewano wiadomości, że zdezerterował do. Chin). Zwłoki Dariusza Ratajczaka, wykładowcy uniwersytetu w Opolu, zostają odnalezione rankiem w samochodzie na parkingu przed tamtejszym supermarketem, w stanie rozkładu. To było lato 2010 roku. Był na tyle świetnym publicystą, że uprzednią nagonką na niego kierowała sama „Gazeta Wyborcza”. To było łajdackie szczucie. Gdy usunięto go z uniwersytetu, pisał do mnie przejmujące listy. Śledztwo umorzono – nikt go nie zabił… Musiał jednak już po swojej śmierci, w stanie rozkładu, sam doprowadzić samochód na ten parking supermarketu, i dopiero, nieboszczyk, runął w środku.

A wiadomość – w sukcesji morderstwa Stefana Zielonki – że 12 czerwca 2011 roku w Wejherowie znaleziono powieszonego oficera nasłuchu i kontrwywiadu Polskiej Marynarki? Tę wiadomość ogłoszono dopiero po miesiącu! Razem z informacją, że rozmowy 10 kwietnia 2010 w prezydenckim Tupolewie mogły być odbierane przez nasłuch służb Polskiej Marynarki. Nikt tego nie komentował, i ja nie mam tu nic więcej do powiedzenia.

Na koniec. Już zaraz po ogłoszeniu wiadomości o samobójczej śmierci przez powieszenie, Andrzeja Leppera – odrzuciłem wersję samobójstwa. Rychło utwierdziłem się w tym przekonaniu, gdy sekcję odłożono o trzy dni (bo zakład anatomii nie pracuje w weekendy!). Istnienie wąskiego rusztowania prowadzącego tylko do okna pomieszczenia Leppera, które było wyjątkowo otwarte, a czego sam Lepper nigdy nie robił – odrzucono jako nieważne. Gdyby te wiadomości, pochodzące od prokuratora Ślepokura, znalazły miejsce w powieści kryminalnej – odrzuciło by ją każde wydawnictwo z powodu naiwności w wątku śledztwa. Ale taka zła literatura dziejąca się w rzeczywistości, przekłada się na oszustwo. Osobiście uważam, że najtrafniejszą wersję powodu egzekucji Leppera wyraził prof. Dakowski na swojej stronie internetowej.[2]

Jacek Trznadel
(kwiecień-sierpień 2011)

Czerwone szwadrony śmierci

Po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną polskie podziemie niepodległościowe wciąż stanowiło poważną siłę. Jedną z metod walki z oddziałami leśnymi było tworzenie przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa grup podających się za partyzantów. Ich działania były podwójnie zakonspirowane: przed wrogiem i przed swoimi - do tego stopnia, że dochodziło nawet do starć zbrojnych między nimi a oddziałami wojska czy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego

W nomenklaturze reżimowej PRL grupy prowokacyjne nazywano "oddziałami antypartyzanckimi", "oddziałami partyzanckimi ubranymi po cywilnemu", "grupami bojowymi w ubraniach cywilnych" czy "nieumundurowanymi grupami operacyjnymi". Z kolei w materiałach wywiadu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość wspomina się o "bojówkach UB", "oddziałach prowokacyjnych UB", "tajnych bandach UB i PPR". Ich członków werbowano najczęściej spośród funkcjonariuszy UB - byłych partyzantów Armii Ludowej.

Przy tworzeniu grup prowokacyjnych korzystano z doświadczeń i wzorców NKWD. Występujące jako oddziały niepodległościowego podziemia zbrojnego, niejednokrotnie zdobywały zaufanie lokalnej społeczności i wkrótce wracały już jako oddziały UB, dokonując aresztowań. Jednym ze skutków ich działań było wytworzenie atmosfery powszechnej nieufności. - W terenie pozostawiliśmy po sobie taką atmosferę, że w podziemiu nikt nikomu nie wierzył. Każde spotkanie czy posunięcie traktowano jak podstęp i prowokację - wspominał Edward Gronczewski, dowódca oddziału leśnego działającego na Lubelszczyźnie.



Działalność pseudopartyzantów uzasadniała także nasilenie reżimowych represji oraz służyła kompromitowaniu zbrojnego podziemia. W tym celu rekrutowano do tych formacji także element przestępczy. Działalności takich oddziałów towarzyszyły często skrytobójcze mordy dokonywane celowo "na konto reakcji". W publikacjach z okresu PRL ofiary te wymienia się jako efekt "zbrodniczej" działalności niepodległościowego podziemia.
Aktyw do lasu

Oddziały prowokacyjne tworzono na podstawie zaleceń i rozkazów najwyższych władz wojskowych i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Niekiedy były one powoływane przez funkcjonariuszy ad hoc, do przeprowadzenia pojedynczych akcji. Najprawdopodobniej już 4 grudnia 1945 roku minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz wysłał rozkaz "Do Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa i placówek UB". Zalecił w nim, aby

w największej tajemnicy przygotowały akcję mającą na celu likwidowanie działaczy tych [to jest opozycyjnych] stronnictw, przy czym musi być ona upozorowana, jakoby robiły to bandy reakcyjne.

Dwa miesiące później szef Oddziału Instruktorskiego Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego WP pułkownik Janusz Zarzycki (Neugebauer) w ściśle tajnym opracowaniu Taktyka walki z bandami zalecał

tworzyć z aktywistów partyjnych, robotników, żołnierzy, oficerów oddziały partyzanckie ubrane po cywilnemu [i] wpuszczać [je] w las celem wprowadzenia dezorganizacji w szeregach band.

Także na zorganizowanej w Belwederze 17 czerwca 1946 roku konferencji poświęconej zwalczaniu podziemia mówiono o wykorzystywaniu

oddziałów tzw. antypartyzanckich, złożonych z doświadczonych aktywistów z wojska, służby bezpieczeństwa i miejscowego aktywu, które by operowały w rejonach szczególnie zagrożonych, gdzie podziemie znajdowało oparcie i pomoc swoich rodzin.
"Bandyci" nie noszą owijaczy

Operacje oddziałów antypartyzanckich były starannie przemyślane i odpowiednio przygotowane. W zatwierdzonej przez dowódcę Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego województwa lubelskiego pułkownika Podgórnego instrukcji dla oficerów zwiadu w terenie zwracano uwagę, że

w związku z tym, iż bandy w większości chodzą w uniformach Wojska Polskiego można podszyć się pod oddział bandy (należy uprzednio zaznajomić się z nazwiskami d[owód]ców pododdziału działalności bandy, zabarwienie polityczne i siła) tym sposobem prowokując członków i sympatyków do wypowiedzenia się. Znamienną rzeczą zawsze jest broń bandytów, przeważnie automatyczna niemiecka, czeska zrzutowa a czasem rosyjska, dlatego oficer zwiadu celem zamaskowania swego oddziału winien postarać się o kilka sztuk broni bandyckiej, lecz sprawnej z odpowiedniej ilości amunicji, na czapkach wojskowych obowiązkowo winny być orły z koronami, unikać u żołnierzy owijaczy, których bandyci nie noszą, natomiast mogą być spodnie długie lub buty z cholewami, w rozmowach z mieszkańcami zachowywać ostrożność, ciągle udawać zdenerwowanego i przestraszonego, w oględnych słowach wypytywać się o U.B. i Milicję, w pytaniach nie brawurować. O sobie opowiadać drobne fakty, które nie mogą zdekonspirować grupy zwiadowczej przy możliwie obecnym członku bandy.
Działalność przewiduje się w nocy

Ciekawe informacje o oddziałach prowokacyjnych ujawnia wspomniany już Edward Gronczewski pseudonim "Przepiórka" (były członek komunistycznej Armii Ludowej i oficer do zleceń specjalnych Komendanta Głównego MO). W swojej relacji pisze, że z inspiracji wyższych szczebli dowodzenia wojska i UB na przełomie czerwca i lipca 1945 roku zwołana została narada dowództwa 8. Pułku Piechoty, stacjonującego w rejonie Kraśnika. Gronczewski dzielił się swymi doświadczeniami:

należy za wszelką cenę dążyć do wgryzienia się w system organizacyjny poszczególnych organizacji, by poznać ich strukturę organizacyjną i obsadę personalną. Dlatego też grupa nasza musi być tak wyekwipowana i tak zachowywać się w terenie, by przynajmniej w początkowej fazie swego działania zachowała chociaż pozory grupy czy oddziału leśnego. (...) Zasadniczą działalność grupy przewiduje się w porze nocnej. Będzie ona polegała na podsłuchu, prowadzeniu rozpoznania i urządzaniu zasadzek na poruszające się w terenie oddziały podziemia i pojedynczych ludzi.

Część ludzi przebrano w ubrania cywilne, zróżnicowano typy i rodzaje broni, dbając jednak o zachowanie dużej siły ogniowej. Elastycznie podchodzono także do czasu poszczególnych etapów działania oddziału:

Okres przebywania w danym terenie uzależniony będzie od istniejącej tam sytuacji. Z chwilą, gdy zostaniemy gdzieś rozkonspirowani, natychmiast przerzucamy się w inny teren.
"Pod firmą NSZ i AK"

Maciej Korkuć

1946 roku działania prowokacyjne stały się szczególnie cenną bronią w walce z polskim społeczeństwem. Ofensywa represji wymierzona w członków zalegalizowanej opozycji była połączona z próbami ostatecznego rozbicia działających w kraju oddziałów zbrojnego podziemia. W sygnowanych przez ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza i zastępcę naczelnego dowódcy WP Mariana Spychalskiego wytycznych dla pracy wojewódzkich komitetów bezpieczeństwa na okres przedwyborczy z 17 lipca 1946 roku ponownie stwierdzono, że

jest celowym posługiwanie się grupami bojowymi w ubraniach cywilnych. Akcje takie powinny być ściśle koordynowane z oddziałami umundurowanymi dla uniknięcia nieporozumień.

Trudno nie docenić skuteczności działań UB podejmowanych przez oddziały prowokacyjne. W kwietniu 1946 roku WiN raportował do Londynu:

w coraz większym stopniu teren nasilony jest oddziałami dywersyjnymi UB i PPR i działającymi pod firmą NSZ i AK, co jest dla społeczeństwa i różnych organizacji największym nieszczęściem i niebezpieczeństwem.

Informacje te zilustrowano między innymi danymi liczbowymi z województwa krakowskiego, podając, że wywiad WiN do kwietnia 1946 roku zlokalizował 16 tego rodzaju grup (każda o liczebności od 6 do 18 osób) w rejonie Nowego Sącza i Nowego Targu, 4 w powiecie bocheńskim i jedną w powiecie brzeskim. Oddziały te - w celu lepszego kamuflażu i zdobycia zaufania okolicznej ludności i działających tam grup konspiracyjnych - miały nawet przeprowadzać "napady" na miejscowych działaczy PPR.

Podhale w tym czasie było opanowane przez partyzantów legendarnego "Ognia" - Józefa Kurasia. Do walki z nim również wykorzystywano jednostki prowokacyjne. W styczniu 1946 roku wydzielono z Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego województwa krakowskiego 100-osobowy oddział, którego część otrzymała zadanie występowania w roli "partyzantów".
Na rachunek podziemia

Oddziały prowokacyjne UB bądź grupy funkcjonariuszy doraźnie podających się za partyzantów dokonały wielu skrytobójczych mordów, za które winą obarczono zbrojne podziemie. Działalność tę obrazuje mord na Józefie Górowskim i doktorze Szczepanie Niedźwiedziu - peeselowcach z powiatu nowosądeckiego. W nocy z 31 maja na 1 czerwca 1946 roku około godziny 24 w okolice wsi, w której mieszkał Józef Górowski, przybył samochód ciężarowy z ludźmi w mundurach. Kilkunastu z nich przyszło do domu Górowskiego. Podali się za partyzantów z oddziału "Ognia".

Zachowanie ich było poprawne. Interesowali się miejscowymi stosunkami, wypytując szczególnie o osoby należące do PPR. Domagali się też od Górowskiej, aby wskazała im adresy domów, w których mogliby spokojnie przebywać. Następnie poprosili Górowskiego, żeby z nimi wyszedł, aby pokazać drogę do głównej szosy. Tam go zastrzelili

- czytamy w raporcie.

Z miejsca zbrodni zabrała ich ciężarówka, którą pojechali do wsi Siedlce. Przybyli tam około godziny 3 w nocy. Zatrzymali się przed budynkiem plebanii, w której znajdowało się mieszkanie doktora Szczepana Niedźwiedzia. Mimo próśb o darowanie życia wywlekli go z domu i zastrzelili dwoma strzałami w głowę. Potem wsiedli do tej samej ciężarówki i odjechali do miejscowości Wojnarowa.

W obu przypadkach znaleźli się świadkowie, którzy obserwowali przebieg wydarzeń. Ich relacje pozwoliły stwierdzić, że "w grupie tej, która dokonała tych dwóch morderstw, rozpoznano: porucznika Jaroszewicza Wojciecha i Hladnego Władysława, funkcjonariuszy UBP z Nowego Sącza".

Do Wojnarowej przybyli około 5 rano: "Tu występowali już jako funkcjonariusze UBP. Aresztowali dwóch braci Steinhoffów: Stanisława i Kazimierza, których bardzo dotkliwie pobili". Następnie zdemolowali mieszkanie i "bili kogo spotkali, nie oszczędzając nawet matki aresztowanych, podeszłej wiekiem staruszki". Stamtąd udali się do Korzennej (siedziba gminy), gdzie znajdował się posterunek MO. Jak już wcześniej wspomniano, dowodzący całą grupą podporucznik Jaroszewicz udzielił tamtejszym milicjantom surowej nagany za bezczynność, podczas gdy na ich terenie "bandyci mordują ludność cywilną", po czym dla kamuflażu wraz z milicjantami powrócili na miejsce zabójstwa doktora Niedźwiedzia, gdzie "przeprowadzono pobieżne dochodzenie i spisano protokół". Sprawa zabójstwa Niedźwiedzia i Górowskiego przez funkcjonariuszy UB stała się na tyle głośna, że była przedmiotem otwartej dyskusji na posiedzeniu Powiatowej Rady Narodowej w Nowym Sączu. Nikt nie miał żadnych wątpliwości, że za mordem stali funkcjonariusze UB - przyznali to nawet miejscowi pepeerowcy. Mimo to w wydanej w okresie PRL publikacji Oddali życie w walce o nową Polskę Szczepan Niedźwiedź figuruje jako ofiara "nie ustalonej bojówki podziemia". Podobnie jak wiele innych osób, między innymi peeselowscy działacze z Miechowa: major Apoloniusz Józefowicz ("nie ustalona bojówka podziemia") i inżynier Stefan Miłkowski ("nie ustaleni osobnicy"), których w nocy z 1 na 2 sierpnia 1946 roku zamordowało, według WiN, trzech funkcjonariuszy UB, wśród nich podporucznik Zdankiewicz z miechowskiego UB.

Odkrycie pełnej prawdy historycznej mogłoby rzucić światło na wiele wydarzeń związanych z "utrwalaniem władzy ludowej", a jednocześnie zweryfikowałoby wiele zdarzeń rzekomo dokumentujących "czarny" wizerunek powojennego podziemia. Niestety, do dzisiaj mimo pojawienia się różnego rodzaju publikacji poświęconych tym zagadnieniom niezmiernie rzadko pisze się o działalności jednostek prowokacyjnych.



Autor jest pracownikiem oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie. Wkrótce IPN wyda jego książkę poświęconą oddziałom niepodległościowego podziemia na terenie byłego województwa krakowskiego.

Przedruk z: "Nowe Państwo" nr 8, luty 2001. Fotografia pochodzi z www.nowe-panstwo.pl.



SZWADRONY ŚMIERCI - POLSKIE SS?


Wszedłem jakiś czas temu w posiadanie ciekawego zdjęcia (skan powyżej), przedstawiającego polskiego żołnierza w mundurze z okresu międzywojennego. Zastanawia kilka szczegółów. Otóż mundur jest koloru czarnego, a przynajmniej ciemnoszarego. Drugą sprawą jest trupia czaszka z piszczelami, umieszczona na czapce, tuż pod orłem. Chyba każdemu przyjdzie na myśl formacja wojskowa III Rzeszy, nosząca na czapkach bardzo podobny emblemat. Tyle, że zdjęcie, w którego jestem posiadaniu (autentyczne!) pochodzi z 1920 roku.
Z moich dotychczasowych ustaleń wynika, że mundury takie nosiła polska formacja wojskowa, zwana Huzarami Śmierci, prawdopodobnie należąca do Legionów Piłsudskiego. Formacja ta, nie bez powodu ciesząca się złą sławą, zarówno wśród wrogów jak i swoich, brała udział w wojnie polsko-rosyjskiej w 1920 roku. Huzarzy Śmierci dokonywali licznych mordów na jeńcach sowieckich i ukraińskich (prawdopodobnie to oni wymordowali wziętą do niewoli konnicę Budionnego). Biorąc pod uwagę ówczesne realia i wydarzenia, które miały miejsce, zarówno po stronie rosyjskiej, jak i polskiej czy ukraińskiej, nie jest to jednak niczym szczególnym. Zastanawia natomiast brak jakiejkolwiek informacji na temat Huzarów Śmierci w najpoważniejszych nawet opracowaniach tamtego okresu. Kilku profesorów, zapytanych przeze mnie o tę formację, twierdziło, że nigdy o niej nie słyszeli. Jeszcze większe zdumienie okazywali na widok zdjęcia.
Wobec trwającego od pewnego czasu "odkłamywania" historii, zastanawiam się, czy starych kłamstw nie zastępują przypadkiem nowe. Piłsudski, kiedyś potępiany, dziś jest ogłaszany bohaterem narodowym. Rozpamiętując krzywdy i licząc ofiary tzw. komunizmu w Polsce, nie wspomina się słowem o tym, ile osób straciło życie podczas przewrotu majowego, kiedy to Polska otarła się o wojnę domową, a który był niczym innym, jak zamachem na legalnie, demokratycznie wybraną władzę.

Infonurt2 : przypominam ze te jednostki Pilsudski uzywal do mordowania lub zastraszania swych przeciwnikow politycznych!
za http://www.infonurt3.com/index.php?optio.....;Itemid=53
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:00, 09 Kwi '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Może poniższy tekst rzuci światło na wiele wątków
np dlaczego to pokazano w TV jak oskarżyciel w procesie toruńskim Krzysztofa Piesiewicza, dziś senatora, wciągał biały proszek

Jerzy
==========================================================================

Jerzy Robert Nowak

Historyk, profesor wyższej uczelni i publicysta,

autor ponad 40 książek i około 1500 publikacji prasowych

Śmierć na zamówienie



Taki sensacyjny tytuł nosi publikacja Leszka Szymowskiego we "Wprost" z 6 lipca br. [2008 r.], opisująca "dziwne" kulisy zgonów siedmiu osób związanych ze sprawą zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki. Jednym z najdrastyczniejszych przypadków tej czarnej serii zgonów jest śmierć w grudniu 2004 r., jakoby na skutek "zatrucia alkoholem metylowym", Jana O., kluczowego świadka, mogącego obalić dotychczasowe ustalenia dotyczące śmierci ks. Jerzego Popiełuszki. Dwa i pół roku przed śmiercią Jan O. podczas przesłuchania przez prokuratora IPN stwierdził, że 25 października 1984 r. ok. godz. 22 widział, jak tajemniczy mężczyźni wrzucają zwłoki do Wisły we Włocławku. Jan O. i jego dwaj towarzysze (kolega i szwagier) mieli być tak blisko całej sprawy, że zwłoki o mało nie wpadły do ich łódki. Według autora tekstu, zeznanie Jana O. podważało oficjalną wersję zabójstwa, według której uprowadzenia i mordu na kapelanie "Solidarności" dokonało trzech oficerów SB: G. Piotrowski, W. Chmielewski i L. Pękala, podczas gdy całą akcję zaplanował i kierował nią ich przełożony płk A. Pietruszka.
Według dziennikarza "Wprost", w dniu 25 października 1984 r. ci trzej domniemani zabójcy byli już od dawna w areszcie, w którym przyznali się do uprowadzenia i zabicia księdza. Jana O., głoszącego tak przeciwstawną oficjalnej wersję, znaleziono martwego w szpitalu wrocławskim. Miał się zatruć alkoholem metylowym... podczas hospitalizacji. Nader dziwny był fakt, że nie przeprowadzono sekcji zwłok Jana O., choć wnioskowała o to jego rodzina.

Szokujący jest fakt, że śmierć w wyniku zatrucia alkoholem metylowym poniosły również dwie osoby z najbliższej rodziny ks. Popiełuszki. Już w 1992 r. w białostockim szpitalu zmarł syn brata księdza, Józefa Popiełuszki - Tomasz.
Według redaktora "Wprost", przed zgonem bratanka ks. Popiełuszki jego ojciec Józef otrzymywał anonimowe telefony, żądające, by przestał zajmować się śmiercią brata.
Już po śmierci Tomasza anonimowi rozmówcy Józefa Popiełuszki naciskali na niego, aby on i jego najbliżsi nie rozmawiali z prokuratorami IPN, "niczego sobie nie przypominali ani w ogóle nie mówili na temat księdza Jerzego". Rozmówcy wielokrotnie straszyli Józefa Popiełuszkę i najbliższe mu osoby, grozili śmiercią lub ciężkim pobiciem.
Osiem lat później kolejną ofiarą śmierci na skutek zatrucia alkoholem metylowym padła Danuta Popiełuszko, żona drugiego brata księdza - Stanisława.

Zmarła 1 lutego 2000 r. z poziomem alkoholu we krwi, wielokrotnie przekraczającym dawkę śmiertelną. Z innych relacji (poza "Wprost") wiadomo, że nigdy nie brała alkoholu do ust. Także w jej przypadku, mimo próśb rodziny, nie zgodzono się na przeprowadzenie sekcji zwłok. Dziennikarz "Wprost" cytuje wyznanie lekarza z białostockiego szpitala, który widział zwłoki Danuty Popiełuszko: "Na jej rękach zauważyłem maleńkie ślady po igłach w okolicach żył. Wskazywały, że ktoś wstrzyknął tej pani truciznę w formie stężonego alkoholu". Skądinąd wiadomo (spoza relacji "Wprost"), że mąż p. Danuty, brat księdza Jerzego, Stanisław, wielokrotnie domagał się wznowienia śledztwa w sprawie zabójstwa ks. Jerzego, by ustalić prawdziwych inspiratorów tej zbrodni.

Według red. Leszka Szymowskiego - "Od grudnia 2007 r. rodzina Popiełuszków znów jest poddawana naciskom, aby zrezygnować z dociekań, kto naprawdę zabił ks. Jerzego (....). Tajemniczy goście przyjeżdżali również do rodzinnego domu kapłana w Okopach koło Suchowoli. ? - usłyszał od jednego z przybyszów Stanisław Popiełuszko, młodszy brat zamordowanego księdza".

Red. Leszek Szymowski przypomina fakt, że
30 listopada 1984 r. w niewyjaśnionych okolicznościach zginęli dwaj oficerowie Biura Śledczego MSW - płk. Stanisław Trafalski i mjr Wiesław Piątek.

Obaj oficerowie wracali z południa Polski, gdzie przez kilka tygodni badali wcześniejszą działalność i powiązania G. Piotrowskiego, L. Pękali i W. Chmielewskiego.

Zginęli w wyniku najechania na ich fiata rozpędzonego jelcza. Znamienne, że "nigdy nie odnaleziono" wiezionych przez nich w bagażniku raportów i notatek. Co więcej - jak pisze Szymowski - "nie podjęto jakiejkolwiek próby odnalezienia ciężarówki (która najechała na fiata z oficerami - J.R.N.) ani zidentyfikowania jej kierowcy".

Szymowski przypomina również o próbach wyjaśnienia prawdy o zbrodni na księdzu przez mec. Andrzeja Grabińskiego, znanego obrońcy opozycjonistów w PRL-u i oskarżyciela posiłkowego rodziny Popiełuszków podczas procesu toruńskiego.
Autor tekstu we "Wprost" przypomina, że 9 maja 1985 r., w trzy miesiące po wyroku skazującym zabójców, w domu na Saskiej Kępie zamordowano tłumaczkę Małgorzatę Grabińską. Nie była to śmierć z powodów rabunkowych, bo z mieszkania nic nie zginęło.

Według Szymowskiego, w tej samej dzielnicy mieszkała synowa mec. Grabińskiego, nazywająca się tak samo jak ofiara, która zaledwie kilka tygodni przed śmiercią zamieniła mieszkanie. Niektórzy zastanawiają się, czy nie była to próba zastraszenia niepokornego mec. Grabińskiego.
Trudno dociekać dziś prawdy w tej sprawie, bo dziwnym trafem po 1989 r. zginęły materiały śledztwa w odniesieniu do tej zbrodni.

Do tych przypadków dodać należy zamordowanie 22 lipca 1989 r. 82-letniej, schorowanej Anieli Piesiewicz, matki drugiego z oskarżycieli w procesie toruńskim Krzysztofa Piesiewicza, dziś senatora.
Tuż przed śmiercią skrępowano ją dokładnie tak, jak zrobili to esbecy z ks. Jerzym. Jak pisze Szymowski - "Pętlę założono na nogi i głowę i połączono sznurem z plecami". Znamienne, że także tu nie było żadnych dowodów mordu na tle rabunkowym - z mieszkania ofiary nie zginęło nic wartościowego.

Leszek Szymowski przypomina na koniec swego tekstu:

"Esbecy skazani za zamordowanie Popiełuszki zostali objęci wszystkimi możliwymi amnestiami.
Dzięki temu każdy z nich odsiedział mniej niż jedną trzecią kary. Dodatkowo wszyscy bardzo często wychodzili na przepustki. Premia za milczenie?".



Bezkarność komunistycznych zbrodniarzy

Niewykrycie dotąd prawdziwych inspiratorów mordu na ks. Jerzym to tylko czubek góry lodowej w szerszej sprawie bezkarności komunistycznych zbrodniarzy. O tej bezkarności decydują przede wszystkim niezweryfikowane w odpowiednim czasie sądy i prokuratury, wyraźnie sabotujące wykrywanie PRL-owskich zbrodni. Warto zacytować w tym kontekście felieton Joanny Lichockiej: "Bezkarni komunistyczni dziennikarze" z "Rzeczpospolitej" z 11 lipca br. Komentując wyrok sądu, uwalniającego Czesława Kiszczaka od odpowiedzialności za śmierć górników z kopani "Wujek", Lichocka napisała: "Kiszczak może więc spokojnie iść na wódkę, bo nie odpowie ani za śmierć ofiar z rąk funkcjonariuszy peerelowskie­go aparatu represji, których był szefem, ani za zniszczenie dokumentów tego aparatu, które już w wolnej Polsce przeprowadzono w MSW pod jego kierownictwem. Może stawiać wódkę, bo cieszy się nie tylko bezkarnością, ale i wysoką emeryturą. Umowa o bezkarności dygnitarzy PRL jest wciąż wypełniana, a im samym nie brakuje tupetu".
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:33, 24 Kwi '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Sprawa śmierci Jarosława Ziętary i nie tylko

2012-04-24 (wtorek)

Zabicie Ziętary – felieton Marka Palczewskiego

Wreszcie mamy przełom w śledztwie: zaginiony 20 lat temu dziennikarz Jarosław Ziętara został zamordowany. Potwierdziło się to, co w środowisku dziennikarzy poznańskich uznawano niemal za pewnik. Dziennikarze wiedzieli, tylko prokuratorzy nie byli tego pewni. Teraz są. I teraz chodzi o to, żeby Ziętary nie zabić po raz drugi.

Przez wiele lat dwóch poznańskich dziennikarzy, Krzysztof M. Kaźmierczak i Piotr Talaga z „Głosu Wielkopolski” walczyło o to, by śmierć Ziętary pozostała żywa. Dzięki ich wysiłkom śledztwo wznowiono. Przez wiele lat niektórzy usiłowali nam wmówić, że dziennikarz gdzieś wyjechał i pracuje za granicą, że popełnił samobójstwo albo sam się porwał i zniknął. Ale ciała nie znaleziono, więc nie było pewności, że Ziętara nie żyje. Więc i nie było koronnego dowodu morderstwa, ale podobno są inne dowody. Jakie? – wkrótce się przekonamy.

Kaźmierczak w rozmowie ze mną 31 maja ubiegłego roku powiedział, że o tym, że było to zabójstwo świadczą zeznania siedmiu świadków złożone w latach 1998-1999 oraz przeprowadzone w związku z nimi czynności dowodowe. Na tej podstawie prowadzący wtedy śledztwo prokurator Andrzej Laskowski w sposób stanowczy publicznie stwierdzał, że Jarosław Ziętara został porwany i zamordowany na zlecenie. Prokurator Piotr Kosmaty z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie przyznał kilka dni temu, że nawiązano kontakt z prokuratorami z Instytutu Pamięci Narodowej, którzy prowadzili śledztwa na temat zbrodni popełnianych przez oficerów SB. Czyżby trop miał prowadzić do tajnych służb?

Dlaczego jednak przez tak wiele lat sprawa Ziętary była tak bardzo tajemnicza i utajniona? Kto ostrzegł domniemanego mordercę, który zaprzeczył, iż zabił Ziętarę? Dlaczego postanowienie o umorzeniu śledztwa (dwa razy w latach 90.) było opatrzone klauzulą „ściśle tajne”? Kto uczestniczył w porwaniu dziennikarza i jaki był motyw porwania, a następnie zabicia Ziętary, jeśli to była zbrodnia na zlecenie? Jakie były związki Ziętary z UOP? Skąd dziennikarz czerpał wiedzę o Art.-B i KGHM? Czy został zabity dlatego, że za dużo wiedział o handlu bronią wojskową?

Na te pytania oczekujemy odpowiedzi. I pewnie prokuratura jest ich bliższa niż kiedykolwiek wcześniej. Żeby tylko przypadkiem nikt nie powiesił się w celi albo nie rozpłynął we mgle.

Na Jarka wydano wyrok, a potem nastąpiła egzekucja – te słowa padły w filmie Wojciecha Dąbrówki z 2009 roku pod jednoznacznym tytułem „Zabójstwo dziennikarza”.

Determinacja poznańskich dziennikarzy pokazała, że śmierć Ziętary nie musi być nierozwiązaną zagadką. Słusznie otrzymali nagrodę SDP – honorowe wyróżnienie w kategorii Watergate za konsekwentne, wieloletnie dążenie do ujawnienia prawdy oraz solidarność zawodową, okazywaną przez pamięć o koledze.

Może się jednak okazać, że ceną prawdy mogą być również fakty nieprzyjemne dla środowiska dziennikarskiego. Co wtedy? Miejmy nadzieję, że standardy i prawda są najważniejsze. I że ujawnienie zabójcy lub zabójców Ziętary i motywu zbrodni nie będzie oznaczać zabicia prawdy o nim samym.

Grób Ziętary jest pusty i czeka. Z wyrytym napisem: Zginął, bo był dziennikarzem.

Marek Palczewski
5 stycznia 2012
http://www.sdp.pl/

* * *

• Jarosław Ziętara – dziennikarz śledczy, badał afery gospodarcze, wytropił aferę w PKS Śrem. Zamordowany 1 września 1992. Dopuszczono się na szczeblu kierownictwa MSW i UOP zacierania śladów prowadzących do służb specjalnych.

• Janusz Zaporowski – dyrektor Biura Informacyjnego Kancelarii Sejmu – zmarł 07.10.1991.
W przeciągu kilku miesięcy od wypadku zmarł zarówno kierowca Lancii, jak i policjanci, którzy jako pierwsi przybyli na miejsce wypadku.

• Michał Falzmann – kontroler NIK-u, badający sprawę FOZZ – umiera “na serce” 18.07.1991 r.

• Walerian Pańko – Prezes NIK i szef Felzmanna – ginie wkrótce po nim w tajemniczym wypadku samochodowym 7.10.1991 r Z jego sejfu zniknęły ważne dokumenty w sprawie FOZZ. Śledztwo wykazało że samochód rozpadł się w wyniku wybuchu bomby umieszczonej pod autem. Jednak trzej policjanci, którzy jako pierwsi byli na miejscu wypadku, utonęli kilka miesięcy później podczas weekendowego wypoczynku (wszyscy trzej świetnie pływali). Oficjalnie podano że śmierć Pańki była wynikiem nieszczęśliwego wypadku. Jego kierowca został… skazany na więzienie i wkrótce… również zmarł.

• W 1991r. roku został zastrzelony Andrzej Struglik – były oficer kontrwywiadu wojskowego PRL, który pracował w firmie handlującej bronią. Struglik chciał się zwolnić, gdy kazano mu nielegalnie sprzedawać broń do innych krajów.

• Piotr Jaroszewicz – premier PRL – zamordowany 01.09.1992 r, wraz z żoną.

• Jacek Sz.- oskarżony w sprawie FOZZ – umarł w 1993r.

• W 1997 roku w tajemniczym wypadku zginął były poseł Tadeusz Kowalczyk, który dużo wiedział o związkach polityków i mafii.

• Marek Papała – Komendant Główny Policji – zamordowany 25.06.1998 r.

• Ireneusz Sekuła – poseł na Sejm – samobójstwo, 3-krotnie strzelił sobie w brzuch 29.04.2000 r.

• Jacek Dębski – polityk, były minister sportu – zamordowany 12.04.2001 r.

• W 2001 roku zamordowany został Stanisław Faltynowski – kelner z hotelu, w którym spotykali się członkowie mafii paliwowej z prokuratorami, politykami i oficerami służb. Oficjalnie jego śmierć uznano za samobójstwo.

• W lutym 2002 roku, zamordowany został Zdzisław Majka – drugi kluczowy świadek w sprawie mafii paliwowej. Jego zgon również uznano za samobójstwo, a syna który zabiegał o sekcję zwłok i rzetelne śledztwo, wsadzono na 3 miesiące do aresztu.

• Marek Karp – był założycielem Ośrodka Studiów Wschodnich, który zajmował się analizami sytuacji politycznej i ekonomicznej w krajach byłego bloku sowieckiego.
“Oni za mną chodzą, śledzą mnie nawet tutaj, w szpitalu, ja stąd nie wyjdę żywy, za dużo wiem o wszystkim” – mówił do swojego przyjaciela Stanisława Nowakowskiego Marek Karp na kilka dni przed śmiercią.
Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich leczył się z urazów po wypadku samochodowym, który wydarzył się 28 sierpnia 2004r. w pobliżu Białej Podlaskiej. Trafił do szpitala, gdzie według oficjalnej wersji “zmarł z powodu powikłań powypadkowych”. Prokuratura sprawę umorzyła, lecz prawdziwych okoliczności wypadku nie zostały wyjaśnione do dziś.Przed śmiercią badał sprawę przejmowania polskiego sektora energetycznego przez rosyjskie spółki kontrolowane przez KGB i GRU. Podobno była to zaplanowana i zrealizowana w najdrobniejszych szczegółach egzekucja, dokonana dla zabezpieczenia paliwowych i energetycznych interesów rosyjskich służb specjalnych.

• Daniel Podrzycki – kandydat na prezydenta w 2005r. Zmarł podczas kampanii wyborczej w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku drogowym. W latach 90. współpracował z gen. Tadeuszem Wileckim i Andrzejem Lepperem, W 1997 wraz z Andrzejem Lepperem, Wł. Bojarskim i W. Michałowskim podpisał zawiadomienie do prokuratury w związku z nadużyciami podczas podpisywania kontraktu na budowę Rurociągu Jamalskiego.

• Podpułkownik Barbara P. – popełniła samobójstwo 19.01.2009 r, powiesiła się w swoim domku letniskowym korzystając z nieobecności męża. W delegaturze spekuluje się, że przyczyną mógł być mobbing ze strony szefostwa ABW.
Samobójstwo Barbary P. nie jest pierwszą taką tragedią związaną z ABW. W kwietniu 2008 r. w Garwolinie powiesił się sędzia, któremu ABW przeszukało biuro, podejrzewając go o korupcję.

• Chorąży Stefan Zielonka – szyfrant w kancelarii premiera, lat. Zielonka dysponował wiedzą o tajnikach łączności w NATO oraz miał dostęp do najściślejszych danych, m.in. wiadomości nadawanych z placówek zagranicznych do centrali. Zaginął 13 kwietnia 2009, Wywiad nie przekazał informacji o zaginięciu Zielonki ani do prokuratury wojskowej, ani do żandarmerii, o zaginięciu powiadomiono po 2 dniach. Utopiony, zwłoki znaleziono 27 kwietnia 2010 przy brzegu Wisły. Zgniło niemal doszczętnie wszystko, ale wyciągi z banków pozostały nienaruszone,bo znajdowały się w wodoszczelnej teczce, żeby policjantom ułatwić identyfikację (?). Przyczyny śmierci Stefana Zielonki nie zostały ustalone, a prokuratura nie potwierdziła, że żołnierz popełnił samobójstwo.

• Prof.Stefan Grocholewski – ekspert od odczytywania nośników cyfrowych, wykrył manipulacje w nagraniach cz. skrzynek z CASY. “Zmarł” 31.03.2010r.

• P. Mieczysław Cieślar, “zginął w wypadku samochodowym” dokładnie 18.04.2010 r, miał być następcą Adama Pilcha, który zginął w Smoleńsku. Podobno otrzymał telefon ze Smoleńska od A.Plicha.

• Grzegorz Michniewicz – Dyr.Gen.Kancelarii Premiera Tuska, a wcześniej czł. Rady Nadzorczej PKN Orlen, zaufana osoba Donalda Tuska i Tomasza Arabskiego. Natychmiast po śmierci Michniewicza znikła z internetu większość wiadomości i artykułów związanych z osobą samobójcy. Chyba musiał odkryć coś wyjątkowo przerażającego. Powiesił się 23 grudnia 2010 na kablu od odkurzacza, w dniu, w którym z remontu w Samarze wrócił samolot TU-154, który potem rozsypał się w drobny mak na Siewiernym.
Pan Michniewicz powiesił się, choć jeszcze tego dnia cieszył się z rychłego spotkania z rodziną w Boże Narodzenie. To był 23 grudnia, tuż przed Wigilią. Czy czas Świąt Bożego Narodzenia to okres podatny na samobójstwa?
W śledztwie nie sprawdzono bilingów rozmów Michniewicza. Lekarz dokonujący sekcji zwłok nie określił nawet godziny zgonu Michniewicza, zaś prokuratura nie odtworzyła przebiegu ostatnich godzin z życia rzekomego samobójcy. Prokurator uznał, że nie doszło do ingerencji osób trzecich, a śledztwo szybko zakończono.

• Krzysztof Knyż – operator Faktów, pracował z W. Baterem (tym, który pierwszego dnia podał poprawną godzinę katastrofy Tu-154, co media odkryły po 10 dniach). Zmarł w Moskwie na sepsę 2 czerwca 2010r.Śmierć całkiem przemilczana.

• Prof.Marek Dulinicz – szef grupy archeologicznej – zginął 6 czerwca 2010 w wypadku samochodowym w trakcie oczekiwania na wyjazd do Smoleńska.

• Dariusz Ratajczak – dr historii, autor tematów niebezpiecznych, zbioru esejów historyczno-politycznych skazany za kłamstwo oświęcimskie. 11 czerwca 2010 znaleziono jego zwłoki w zaparkowanym samochodzie pod Centrum Handlowym Karolinka w Opolu, w którym mogły przeleżeć wg śledczych kilka dni, sekcja zwłok wykazała, że zmarł w wyniku zatrucia alkoholem.

• Eugeniusz Wróbel – wykładowca na Politechnice Śląskiej, specjalista od komputerowych systemów sterowania samolotem, poddawał w wątpliwość, że wrak na Siewiernym to TU-154 o nr 101. Pocięty piłą mechaniczną 16.10.2010 r przez swego syna, który zdołał zabić i pociąć swego ojca, usunąć ślady krwi, zawieźć pocięte zwłoki do jeziora, wrócić i zapomnieć wszystko. Złego stanu swego “chorego psychicznie” syna przez ponad 20 lat nie zauważyła matka, która jest psychiatrą.

• Dr Ryszard Kuciński – prawnik A.Leppera – “zmarł” w maju 2011 r.

• Wiesław Podgórski – był doradcą A.Leppera, gdy ten by ministrem rolnictwa, znaleziony martwy w biurze Samoobrony pod koniec czerwca 2011r. Jako przyczynę śmierci podano samobójstwo.

• 12 czerwca 2011 roku samobójstwo przez powieszenie popełnił oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, służący w Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej w Wejherowie. Żołnierz posiadał najwyższą klauzulę dostępu do materiałów niejawnych.

• Róża Żarska – adwokatka Leppera – “zmarła w lipcu 2011 r. w Moskwie.

• Andrzej Lepper – szef Samoobrony, poseł, wicemarszałek, wicepremier i minister rolnictwa w rządzie Marcinkiewicza i J.Kaczyńskiego. Znaleziony martwy w biurze Samoobrony 5 sierpnia 2011r. Od 1-go dnia, zanim zrobiono sekcję zwłok przyjęto wersję samobójstwa przez powieszenie bez udziału osób trzecich.
A.Lepper – twardziel, bokser i trybun ludowy, mający dziwnym trafem dostęp do szczegółowych informacji, kto, z kim, gdzie i o której godzinie robił mętne interesy (wypowiedzi Leppera z trybuny sejmowej w 2001 roku, podczas posiedzenia, na którym debatowano nad odwołaniem go z funkcji wicemarszałka sejmu: sypie tam konkretnymi nazwiskami, można to obejrzeć na You Tube).
Jeszcze dzień wcześniej Andrzej Lepper snuł plany na przyszłość, żywił nadzieje, iż jego syn wyjdzie z poważnej choroby, a już następnego dnia skorzystał z paska od spodni i powiesił się, przy czym w godzinę później przedstawiciel prokuratury stwierdził, że to było samobójstwo.
Nawet odrobina nadziei podnosi cierpliwość i wytrwałość rodziców, czasami do poziomu zupełnie wcześniej niewyobrażalnego. Tym bardziej w sytuacji poprawy stanu dziecka!
Stan psychiczny rodziców chorych dzieci jest ewidentnie sprzeczny z sugestią mediów i “świadków” typu Tymochowicz.

• Dariusz Szpineta – zawodowy pilot i instruktor pilotażu, ekspert i prezes spółki lotniczej, został znaleziony martwy w łazience ośrodka wczasowego w Indiach. Wcześniej parokrotnie wypowiadał się w mediach w sprawie Smoleńska, wskazując, że lot Tu-154M był lotem wojskowym. To kolejny człowiek, który podważał rządowo- FSB-owską wersję wydarzeń. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek samobójcze zamiary, czy choćby zły nastrój. Ciekawe, czy SMS-y były też wysyłane…

http://www.bankier.pl/
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:04, 27 Kwi '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nareszcie się wyjaśniło!
Gen. Papałę zamordowali,
nie Nieznani Sprawcy, tylko profesjonalni złodzieje samochodów.
Gen Papała był tak mało roztropny , że zakupił Wypasioną Furę- Daewoo Espero - produkcja Korea, / Polska

To było dla niego tragedią
Złodzieje samochodów postanowili mu ja ukraść,
(oni byle czego nie kradną, -są marki na które jest szczególny popyt. Na generała Papałę był!)

no i wszystko Jasne!

Tutaj specyfikacja Daewoo Espero
Typ: Sedan / Limuzyna
Rok produkcji: nie podano
Skrzynia biegów: manualna
Moc: 70 kW (95 KM)
Pojemność skokowa: 1800 cm³
Rodzaj paliwa: benzyna
Kolor: jakiś-metallic
Liczba drzwi: 4/5
Dodatkowe wyposażenie:
el. szyby, el. lusterka, centralny zamek, wspomaganie kierownicy, immobiliser, welurowa tapicerka, światła przeciwmgłowe


_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:07, 31 Maj '12   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Straszne twarze z Kercelaka
Rafał Jabłoński 14-07-2011,
http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/615891.html
Nożem pod żebra, brzytwą obciąć uszy, żelazną laską rozbić głowę, przestrzelić brzuch z rewolweru – to metody gangów z Kercelaka, które przez trzy dekady terroryzowały ten bazar. Po wojnie niektórzy usiłowali mitologizować całe towarzystwo, ale prawda była żałosna – działali tam najgorsi bandyci w mieście. Choć jeden dostał Krzyż Niepodległości z Mieczami.

Targowisko zwane Kercelakiem powstało wkrótce po powstaniu styczniowym na gruntach Józefa Kercelego, które to dziś lokalizujemy wokół skrzyżowania al. Solidarności z Towarową (dochodziły wzdłuż tej ostatniej do Ogrodowej). W tym czasie był to jedyny bazar w mieście nieznajdujący się między domami, na terenie zamkniętym. A na nim tłum ludzi, bo ceny przystępne, sprzedawcy stali i przyjezdni, no i na koniec cały margines społeczny – drobni złodzieje, prostytutki (wokoło sporo domów publicznych) oraz bandyci wymuszający haracze. Wedle relacji, proceder ten nie był powszechny przed początkiem XX stulecia, bo carska policja (i tak przekupna) starała się trzymać jako taki porządek. Niestety, po I wojnie światowej zaczęły się na Kercelaku dziać straszne rzeczy.

W ciągu ostatniego półwiecza napisano parę książek o wątpliwych bohaterach tego miejsca, ale o wiarygodności tych lektur krążą różne opinie. Dlatego oparłem się wyłącznie na doniesieniach gazetowych, być może nieco ułomnych, lecz doskonale przybliżających klimat początku lat 30.

Niejaki "Tasiemka"

Wieści o bandach na Kercelaku i krwawych porachunkach krążyły po mieście, jednak traktowano je trochę jak romantyczne – jak wówczas mówiono – "apaszowskie" ballady. Kubeł z pomyjami wylał się wiosną 1932 r. Stołeczne gazety zaczęły pisać o gangu terroryzującym handlarzy. Żeby podkręcić temat, szukano amerykańskich powiązań. – Spójrzmy na tytuł z "Robotnika" – "Warszawski Al Capone – Niesamowita historia o "dyktaturze" p. Tasiemki na Kercelaku". Inkryminowany, o nazwisku Siemiątkowski, miał być nawet radnym miasta Warszawy, a przypisywano mu stworzenie wielkiej sieci przestępczej pobierającej od wszystkich kupców, właścicieli budek oraz straganów haracz miesięczny.

Opornych bito, niektórych katowano ("z głowy zrobiono "nóżki w galarecie", jak mówili potem w jednej z knajp wykonawcy wyroku"), a bywało, że i mordowano. "Robotnik", najszerzej opisujący te zdarzenia, wspomniał, że banda wymyślała opłaty od byle czego, m.in. od zamknięcia stoiska. Jeden z opornych nie chciał zapłacić, więc "uderzeniami kolb rewolwerowych i żelaznych lasek zmasakrowano kupca".

A policja? Cierpliwie przyjmowała skargi i nic nie robiła. Nic więc dziwnego, że krążyły legendy o znajomościach Łukasza Siemiątkowskiego i to sięgających czasów Organizacji Bojowej PPS.

Siemiątkowski zwany Tasiemką rzadko kiedy zajmował się brudną robotą, bo od tej miał kilkudziesięciu ludzi.
Sam urzędował w knajpie na rogu Kercelaka i Ogrodowej, do której znoszono mu pieniądze.
Możliwości rozrywki były w onych czasach niewielkie
– albo upijano się w okolicznych lokalach, albo odwiedzano prostytutki; i głównie na to szły zrabowane pieniądze.

Kiedy prokuratorzy, a za nimi dziennikarze, zaczęli wgłębiać się w gangsterski świat Woli, okazało się, że macki "Tasiemki" sięgały dalej – wymuszano pieniądze od okolicznych sklepikarzy, ze wszystkich domów publicznych, z innych targowisk, a nawet z podwarszawskich miejscowości, w tym Pruszkowa i Grodziska Mazowieckiego.

Banda nie miała uprzedzeń społecznych, więc byli w niej katolicy, prawosławni i wyznania mojżeszowego.

Kiedy jeden z nich, niejaki Rozenfeld, postanowił zrobić wielki interes w Otwocku, wyprawiono się tam i rozbito posiedzenie lokalnej gminy żydowskiej. Szło o wydzierżawienie mykwy – miejsca, gdzie odbywały się rytualne kąpiele – dającego bardzo duże zyski. Więc Rozenfeld z chłopcami "Taty Tasiemki" (bo i tak go zwano) wymusił wydzierżawienie sobie mykwy – bezpłatnie! Protesty, jak zwykle, zdały się na nic.

Zagramy?

Banda Siemiątkowskiego opanowała hazard na Woli. A grano wtedy w: oko, pasek, trzy karty, blaszkę, cukierki, ruletkę i loteryjkę. Stawki nie były duże – po dwa czy pięć złotych, ale gdy tylko komuś lepiej poszło i wygrywał większe sumy, to dostawał w łeb, po czym ordynarnie obrabowywano go przy innych graczach. Banda "Tasiemki" miała też swoje domy gry, m.in. przy Krochmalnej 73 czy też Pańskiej, gdzie policja znalazła 61 talii kart.

W tym czasie w mieście, według wyliczeń funkcjonariuszy, działało 25 000 prostytutek, w większości indywidualnie albo pod "opieką" alfonsa. To był żywioł nie do opanowania, ale na wesołych domkach "Tasiemka" mógł położyć łapę.

Kiedy wszedł w kontakt ze słynną "ciocią Kujawską", mającą kilka "przedsiębiorstw", wszystko wydawało się w porządku. Lecz "ciocia" naraz zmarła i chodziły wieści, że w niezbyt naturalny sposób. Pozostawiła po sobie podobno ćwierć miliona złotych w biżuterii, ciężkich monetach i w gotówce.

Reporterzy "Robotnika" dotarli do "cennika" "Taty Tasiemki"
– otóż miesięczny haracz od jednego bajzlu, jak to wtedy mówiono, wynosił 200 zł,
natomiast od każdej pracownicy po 150 dodatkowo.
Ludzie "Tasiemki" mieli wizyty za darmo,
a szefostwo gangu prawo oceny nowych pensjonariuszek.


W latach 30. "Tasiemka" prowadził też kilka takich interesów, między innymi dwa przy Pańskiej; jeden pod numerem 19.

Ku końcowi

Stołeczne gazety zaczęły opisywać wyczyny bandytów i w końcu znaleźli się świadkowie. 8 lutego 1932 r. gang napadł na mieszkanie rodziny Ochników przy Ogrodowej 62, którzy sprzedali budkę na bazarze. Ochnik leżał chory w łóżku i odmówił procentu od sprzedaży. Wówczas to główny wykonawca wyroków, niejaki Leon (Panteleon) Karpiński, wraz z dwoma komilitonami zaczęli lać chorego. W obronie stanęło dwóch będących w mieszkaniu znajomych z Konotopy, którzy spuścili Leosiowi łomot. Ten wrócił w towarzystwie 12 bandytów i nie dość, że pobili wszystkich w domu, to jeszcze go doszczętnie zdemolowali.

Innym opornym kupcom niszczono stoiska albo podrzucano komunistyczną bibułę, zawiadamiając potem policję. W tym czasie na Kercelaku zaczęły powstawać konkurencyjne grupy, m.in. Zubowicza, a nawet odprysk gangu terroryzującego stołecznych tragarzy (zakładano w tym czasie niby-związki zawodowe) doktora Łokietka.

W końcu powstał taki skandal wokół Kercelaka, że policja przymknęła "Tasiemkę" i 17 jego ludzi, w tym Leona Karpińskiego (pod podłogą budki jego rzekomej żony znaleziono skład broni palnej, naboje, kastety oraz żelazne laski), a także Judkę Steinwolfa, Aleksandra Bocheńskiego, Cieślika ("Stasiek – Żyd"), Jakóbczyka ("Stasiek – Sztywniak"), Ch. Kantora i G. Lipszyca. Gdy ci siedzieli, to rozbestwiona banda Romualda Zubowicza zaczęła obcinać uszy różnym "opornym", a drukarza Walczaka ("Ostroroga 33"), podejrzanego o kapowanie, zadźgała nożami, zadając ciosy w brzuch, dla pewności jeszcze "dostrzeliwując". Zubowicz i 25 ludzi poszło do aresztu, ale 12 wypuszczono pod rygorem nadzoru policyjnego.

Same zagadki

Tymczasem warszawiacy dowiedzieli się ze zdumieniem, że "Tata (Papa) Tasiemka" dostać miał rzekomo Krzyż Niepodległości z Mieczami.
Wtedy nie wiedziano, czy to prawda, ale bezkarność Siemiątkowskiego zaczęto łączyć z jego działalnością w PPS w okresie rewolucji 1905 r.

Istotnie, "Tasiemka" dość szybko wyszedł z aresztu, dostał niski wyrok, który mu jeszcze obniżono, i znalazł się na wolności.



Zaczęto przebąkiwać, że on oraz tzw. Towarzysz Łokietek (gazety podawały, że podobno był lekarzem) wykonywali brudną robotę dla dawnych kolegów, a w latach 30. prominentnych członków władz, w tym i rządu. Obu łączono ze słynnym zabójstwem gen. Zagórskiego.


Po wspomnianym wyroku bandyckie działania na Kercelaku nieco osłabły, ale wymuszenia haraczy (głównie na Żydach) trwały do wojny. "Tasiemka" został aresztowany przez Niemców, trafił na Pawiak, a potem do obozu na Majdanku, gdzie stracił życie w 1944 r. Jedni twierdzili, że dostał się tam za nielegalny handel, inni, że za działalność konspiracyjną. Kercelak niemal cały spłonął podczas sowieckiego nalotu w 1942 r., a potem był drugi raz zniszczony podczas Powstania. Pozostała po nim tylko nazwa i legendy o ludziach, którzy byli zwykłymi bandytami.
=====================================

A więć patrząc na to "Banda nie miała uprzedzeń społecznych, więc byli w niej katolicy, prawosławni i wyznania mojżeszowego."

Mamy jasność
Ani masa , ani rasa , tylko kasa!
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:28, 18 Lis '13   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W katastrofie Boeinga w Kazaniu zginął syn prezydenta Tatarstanu

http://polish.ruvr.ru/2013_11_18/W-katastrofie-Boeinga-w-Kazaniu-zginal-syn-prezydenta-Tatarstanu/
18.11.2013, 1
W katastrofie Boeinga w Kazaniu zginął syn prezydenta Tatarstanu



Wieczorem 17 listopada w wyniku katastrofy samolotu Boeing 737
zginął syn prezydenta Tatarstanu Irek Minnichanow.

Wśród ofiar znalazł się
szef Zarządu Federalnego Służby Bezpieczeństwa Rosji w Tatarstanie Aleksander Antonow.


W katastrofie Boeinga zginęło 50 osób: 6 członków załogi i 44 pasażerów.
Władze Tatarstanu 18 listopada ogłosiły żałobę.

W dniu żałoby na wszystkich urzędach państwowych w republice flagi zostaną opuszczone do połowy masztu.
Miejscowym telewizjom i radiostacjom zalecono usunięcie z emisji programów rozrywkowych.
====================================================

Porwano zastępcę szefa libijskiego wywiadu

http://polish.ruvr.ru/2013_11_17/Porwano-zastepce-szefa-libijskiego-wywiadu/
17.11.2013,


W Libii porwano zastępcę szefa wywiadu Mustafę Noaha
-poinformowały źródła w sferze bezpieczeństwa kraju.

Do porwania doszło na międzynarodowym lotnisku w Trypolisie,
dokąd dzisiaj Mustafa Noah przyleciał z Turcji.

Kiedy wyszedł z samolotu, nieznani sprawcy zmusili go,
aby wsiadł do samochodu i odjechali w nieznanym kierunku.
Poinformowano, że Noah podróżował bez ochroniarzy.

Oficjalnego potwierdzenia informacji o porwaniu rząd Libii na razie nie opublikował.
====================

Ciekawe , a co on tam w tej Turcji szukał?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:24, 14 Mar '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem



Andrzej Lepper - przemówienie w Sejmie 29.11.2001 Cz.1



Co Wiemy o śmierci Andrzeja Leppera
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 12:00, 02 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dlaczego zginął Daniel Podrzycki?



_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 11:56, 03 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Henryk Sienkiewicz o Organizacji Bojowej PPS


„Zaszczepiliście Polsce chorobę i nic więcej (…) Wy jesteście tylko krzykiem nienawiści (…)
Choćbyście chcieli uczynić coś polskiego, to nie zdołacie, albowiem w was samych nie ma nic polskiego.
Szkoła, którąście przeszli, nie odjęła wam, bo nie mogła odjąć języka,
ale urobiła wasze umysły i dusze w ten sposób, że jesteście nie Polakami,
lecz Rosjanami, nienawidzącymi Rosji

(…) Wy jesteście złym kwiatem obcego ducha (…)
Nosicie w sobie zatratę i Polskę łączycie z zatratą.
W waszej partii są niechybnie ludzie poświęcenia i dobrej wiary,
ale ślepi, którzy w swej ślepocie służą komu innemu niż myślą”.

(z powieści „Wiry”)

Doskonale pasuje do dzisiejszych ....czasów PPS, prawda?



/Pierwsza próba miała miejsce w grudniu 1922 roku. Detonatorem miało być
zamordowanie właśnie wybranego prezydenta G. Narutowicza. Był on
Polakiem „genetycznie modyfikowanym”, masonem*. Powszechnie wiedziano,
że nie ochrzcił dwóch swoich córek, co w narodzie tak (wówczas)
katolickim jak Polska, stanowiło szczególnie niemiłą, wręcz prowokacyjną
„plamę”.
Wybór Narutowicza był zresztą wynikiem taktycznego błędu narodowców,
ufnych w swoją przewagę głosów. Kiedy po eliminacjach pozostali tylko
hrabia Maurycy Zamoyski i Narutowicz, narodowcy nie uwzględnili faktu,
że posłom ludowym ze stronnictwa „Wyzwolenie”, którego członkiem był
Narutowicz, będzie bliżej do Narutowicza niż do Zamoyskiego, synonimu
„feudalizmu” jako ostatniego właściciela gigantycznej ordynacji
zamojskiej, choć oddał on Polsce ol¬brzymie usługi, m.in. gwarantując
swoim majątkiem pożyczkę dla Komitetu Na¬rodowego w Paryżu. Ostatecznie
„witosowcy” oddali głosy na Narutowicza.
Ludowcy widząc swój błąd, udali się do Narutowicza z apelem, aby nie
przyjął nominacji. Narutowicz oczywiście odmówił.
Kulminacją prowokacji związanej z nominacją Narutowicza były masowe
protesty uliczne narodowców, kiedy Narutowicz miał się udać do Sejmu na
zaprzysiężenie. Bojówkarze PPS postanowili wykorzystać ten moment do
wywołania rozruchów ulicznych.
Ale rozruchy miały być tylko wstępnym etapem rozgrywki. Drugim był
za¬planowany mord na Narutowiczu, a w odwecie – coś na podobieństwo
hitlero¬wskiej „nocy długich noży”, tylko prekursorskie, o szereg lat
wcześniejsze niż hitlerowska rzeź przeciwników. Do akcji wkroczyli
wypróbowani prowokatorzy-bojówkarze z powstałego jeszcze w 1917 roku i
nigdy nie „uśpionego” Central¬nego Wydziału Pogotowia Bojowego PPS,
składającego się z dawnych „be¬ków” – członków Organizacji Bojowej PPS
sprzed rewolucji 1905 roku. Ma się rozumieć, byli to już mocno
podtatusiali weterani ulicznych tumultów i krwa¬wych zamachów. Tym razem
pełnili role kierownicze w PPS, której zbrojnym ra¬mieniem były w 1922
roku tamte bojówki, wzmocnione przez specjalne grupy „zadymiarzy”
legionowych.
Szefem pepesowskiej milicji w Warszawie był Żyd tow. Łokietek, bezkarny
bandzior, który miał potem odegrać ważną rolę w rozruchach maja 1926
roku, a potem w porwaniu i zamordowaniu gen. W. Zagórskiego. Łokietek
był z wy¬kształcenia lekarzem, przybył z Francji wraz z darami zebranymi
w ramach po¬mocy Polonii dla Polski, czym pozyskał poparcie i sympatię
wraz z innym bandziorem – Łukaszem Siemiątkowskim ksywa „Tata Tasiemka”.
Wkrótce po¬tem terroryzowali dosłownie całą Warszawę – targi (haracze),
zwłaszcza słynny „Kiercelak”; restauracje i nocne lokale, sklepikarzy,
domy publiczne. Na czele swojej bandy – oficjalnej milicji porządkowej
PPS, wykonywali wszystkie za¬mówienia politycznych bojówkarzy z obozu
Piłsudskiego, oczywiście zawsze bez wiedzy wodza, a czasami nawet
rzekomo wbrew jego woli. Łokietkowi i Sie¬miątkowskiemu poświęcił grubą
książkę, analizującą ówczesne konstelacje poli¬tyczno-partyjne,
publicysta peerelowski Jerzy Rawicz: Doktor Łokietek i Tata Tasiemka,
Dzieje gangu1. Sam znający tamte czasy z autopsji, członek ówczesnej
so¬cjal-komuny, Rawicz był za pan brat z prominentami PPS, którzy po
wojnie z za¬ufaniem udzielali mu relacji o tamtych wydarzeniach. Książka
jest cennym źródłem i przewodnikiem po szczytach ówczesnej PPS, jej
bojówek, jej programu, bojów z „endecją”.
Rawicz stwierdza otwarcie i udowadnia, że po zabiciu Narutowicza
wyznaczono trójki bojówkarzy PPS, które miały zamordować generała
Stanisława Hallera, Antoniego Sadzewicza, Tadeusza Dymowskiego (prezesa
„Rozwoju”), publicystę Stanisława Strońskiego, kilku innych ludzi z
opozycji antypiłsudczykowskiej.
Przedtem należało znaleźć wykonawcę mordu, a jeszcze wcześniej, rozpalić
ulice Warszawy w krwawych zamieszkach.
„Endecy” i patriotycznie uświadomiona młodzież akademicka usiłowali
uniemożliwić Narutowiczowi przejazd do Sejmu na złożenie przysięgi. W
pocho¬dzie narodowców znajdowali się nawet księża: Lutosławski,
Nowakowski, Wyrębowski; znani „endecy” jak Stanisław Stroński, Gierczak,
Dymowski.
Otoczono gmach sejmu, aby Narutowicz nie mógł dostać się do środka.
Tymczasem PPS skrzyknęła „robotników” z Powązek i Pragi. Komendę nad
całością kontraktacji objął tow. Łokietek wraz ze swymi „milicjantami
ludowy¬mi”. Cel – rozbić „bojówki faszystowskie”, uwolnić posłów PPS i
posłów żydo¬wskich „aresztowanych” na Placu Trzech Krzyży, następnie
doprowadzić ich do Sejmu na przysięgę prezydencką. Na czele pochodu
szedł Łokietek ze znanymi działaczami PPS, Szczypiorskim i Marcelim
Piłackim. Szli za sztandarem. Jego chorążym był robotnik z rzeźni na
Solcu – Jan Kałuszewski.
W pobliżu ulicy Księżej obie grupy starły się. Padły strzały, które
zabiły Kałuszewskiego i raniły kilkadziesiąt innych osób. Stary
„bojowiec” Piłacki – jak pisał Rawicz na podstawie relacji równie
starych pepesowców – ukląkł i oddał kil¬ka strzałów do pochodu
„endeków”. Inne grupy bojówkarzy Łokietka uwolniły zablokowanych w ich
mieszkaniach, przy Placu Trzech Krzyży, posłów Daszyń¬skiego i
Limanowskiego.
Wśród bojówkarzy działacze PPS zauważyli ze zdumieniem członka PPS
Opęchowskiego. Był to prowokator, jak się, później okazało (s. 34).
Tak więc trasa do Sejmu była wolna. Narutowicz złożył przysięgę.
Rozpoczynał się etap drugi – mord na prezydencie Narutowiczu. Musiał
zo¬stać zamordowany przez „endeka”, scenariusz nie mógł być inny.
Wybór już padł na Eligiusza Niewiadomskiego, niezrównoważonego mala¬rza
o poglądach rzeczywiście „endeckich” czyli narodowych, ale nigdy nie był
on członkiem Narodowej Demokracji, nie utrzymywał kontaktów z
„endekami”, cze¬go nie zdołano mu udowodnić ani na procesie, ani potem,
przez 60 lat szperania w jego życiorysie i w okolicznościach zabójstwa
prezydenta. Natomiast udowod¬niono podczas rozprawy sądowej, że
Niewiadomski był przez jakiś czas pra¬cownikiem II Oddziału – wojskowego
oddziału Wywiadu Sztabu Generalnego, w którym Piłsudski sprawował rolę
jednoosobowego szefa tego Sztabu./

/* – Członek loży „Wolność Przywrócona” (Wielka Loża Narodowa Polski).
Jego brat Stanisław był działaczem agresywnie antypolskiej, litewskiej
Taryby./
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azyren




Dołączył: 07 Wrz 2015
Posty: 4105
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:49, 03 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Nie ważne jakie aj waj znajdziecie na PPS i Piłsudskiego, fakty są takie że PPS był wtedy, jeśli nie dobrem to na pewno zdecydowanie mniejszym złem w stosunku do jawnie faszystowskiej endecji. Gazeta Warszawska będąca w latach międzywojennych organem prasowym endecji, a założona w 1774 przez jezuitę i rosyjskiego agenta Łuskina, w okresie od 1925 do 1935 wypuściła serię artykułów pochwalnych o Mussolinim i Hitlerze, a nawet manifest "My polscy faszyści". Jak się okazuje, nazywanie endecji faszystami to nie epitet jak chcą uważać obecni spadkobiercy endecji, to stwierdzenie faktu bo międzywojenni endecy sami się za faszystów uważali. Więcej napiszę jak znajdę trochę więcej czasu. I na koniec... Cześć i Chwała Piłsudskiemu że uratował nas od faszystowskiej zarazy!
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:06, 03 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Postać Witolda Pileckiego koliduje z żydowską i niemiecką politykami historycznymi! - Michalkiewicz

Tu St. Michalkiewicz mówi kogo zakwalifikowano do faszystów

Podaje , że jako faszystę zakwalifikowano Mackiewicza!


_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 19:31, 09 Sie '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cenckiewicz: "Wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP?". Szokujący wpis członka Kolegium IPN
http://www.dziennikbaltycki.pl/wiadomosc.....,10497695/

Marek Adamkowicz

9 sierpnia 2016 Aktualizacja: 9 sierpnia 2016 18:48

Dziennik Bałtycki

Członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej Sławomir Cenckiewicz


Cenckiewicz: "Wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP?". Szokujący wpis członka Kolegium IPN


Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej na swoim facebookowym profilu zamieścił we wtorek wpis, w którym zasugerował, że wybuch gazu do którego doszło w 1995 roku w jednym z wieżowców w Gdańsku

"był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy".

Według historyka, mogło chodzić o "czyszczenie" akt obciążających Lecha Wałęsę.

Przez lata były pogłoski, teraz pojawił się dokument, który rzekomo wskazuje na powiązanie służb specjalnych z wybuchem gazu w bloku przy al. Wojska Polskiego we Wrzeszczu. Głos w sprawie tragedii z kwietnia 1995 r. zabrał Sławomir Cenckiewicz, członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Czytaj też: Gdańsk. 21. rocznica wybuchu gazu w wieżowcu przy al. Wojska Polskiego [ARCHIWALNE ZDJĘCIA, WIDEO]


We wpisie zamieszczonym na portalu społecznościowym stwierdził, że
pracując kilka lat nad tzw. sprawą Wałęsy i przygotowując książkę „SB a Lech Wałęsa”
spotkał się z kilkoma osobami
- urzędnikami miejskimi, pracownikami tajnych służb, strażakami,
a nawet byłym wiceministrem spraw wewnętrznych, którzy niezależnie od siebie mówili, że:
„wybuch gazu w Gdańsku był operacją UOP, zaś ofiary niezamierzonym wypadkiem przy pracy”.


Cenckiewicz twierdzi, że dopytywał: jak to możliwe?!

- Pewien funkcjonariusz byłej SB, ale świetnie ustosunkowany w środowisku UOP/ABW, tłumaczył mi,
że w zawalonym bloku mieszkał płk. Adam Hodysz, którego ekipa prezydenta Lecha Wałęsy z delegatury UOP w Gdańsku, podejrzewała o przetrzymywanie kopii dokumentów agenturalnych Wałęsy/Bolka - relacjonuje historyk. - Upozorowali wybuch gazu, żeby wyprowadzić później wszystkich mieszkańców i wejść do mieszkania Hodysza. Przesadzili, budynek się zawalił i zginęli ludzie. Ale do mieszkania i tak weszli - dodaje Sławomir Cenckiewicz.
Pogłoski o zamieszaniu specsłużb w wydarzenia z 1995 r. nie są niczym nowym. Pojawiły się zaraz po wybuchu. Cenckiewicz wyjaśnia zresztą, że chciał umieścić ten wątek w książce o Lechu Wałęsie, ale usunął go pod naciskiem ówczesnego prezesa IPN.

Teraz zdecydował się o wszystkim napisać, bo po blisko roku walki doszło do odtajnienia akt prokuratorskich dotyczących sprawy Zbigniewa Grzegorowskiego, „zaufanego SB-eka Wałęsy, później UOP-owca, a teraz funkcjonariusza ABW”, jak go przedstawia. Według historyka, Grzegorowski był zamieszany w proces „wyparowywania” akt obciążających Wałęsę w gdańskim UOP. Został po 16 latach oczyszczony z zarzutów, choć sąd uznał, że do kradzieży akt doszło.

Cenkiewicz udostępnił w sieci skan wniosku do Sądu Rejonwego w Gdańsku o dopuszczenie wniosku dowodowego potwierdzającego, że w ruinach wieżowca znaleziono tomy dokumentów należących do archiwum byłej Służby Bezpieczeństwa oraz akta sprawy obiektowej „Jesień 70”, która dotyczyła wydarzeń grudniowych w Trójmieście oraz Elblągu. Historyk zwraca przy tym uwagę, że wstępnym raporcie straży pożarnej była hipoteza, że do wybuchu w bloku doszło na skutek zamachu.
To akurat jest zbieżne z ustaleniami śledczych, według których nastąpiło celowe uszkodzenie instalacji gazowej.

Poproszony o komentarz Karol Nawrocki, naczelnik Okręgowego Biura Edukacji Publicznej w Gdańsku, przyznaje, że sprawa Lecha Wałęsy i TW „Bolek” jest opatrzona tyloma kłamstwami i niedomówieniami ze strony byłego prezydenta, że nic jest już w stanie zdziwić historyków.

Skontaktowaliśmy się również z płk. Adamem Hodyszem.

Powiedział, że nie będzie sprawy komentował.



Czytaj więcej na temat wybuchu gazu, który zniszczył wieżowiec w Gdańsku [ARCHIWALNE ZDJĘCIA, WIDEO]

Czytaj też: Oświadczenie Wałęsy w sprawie swojej teczki TW SB „Bolek”: Panie Cenckiewicz dziękuję że opublikowane zostały te materiały

Źródło: Facebook/Sławomir Cenckiewicz

==========================================================
Cezary Gmyz
Hodysz –Wallenrod z bezpieki
publikacja: 21.06.2008
aktualizacja: 21.06.2008, 00:52
Hodysz –Wallenrod z bezpieki
Foto: Agencja Gazeta

Proszę nie wymieniać przy mnie imienia Bolek. Dwa razy straciłem przez to pracę, a raz ledwie uszedłem z życiem – mówi dziś były funkcjonariusz SB i UOP

Oficer Służby Bezpieczeństwa, który potajemną współpracę z opozycją przedsierpniową, a potem „Solidarnością” przypłacił więzieniem, odmawia rozmowy. – Proszę mnie zrozumieć. Jestem emerytem, ten rozdział mojego życia zamknąłem i nie chcę do niego wracać – mówi „Rz” i idzie pielęgnować ogródek w swoim domku w Rumi koło Gdyni.

Do Służby Bezpieczeństwa Adam Hodysz trafił przez przypadek. Ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną.
Był rok 1964, miał 24 lata i wszystko wskazywało na to, że będzie nauczycielem matematyki.


O przyjęciu propozycji pracy w SB zadecydowały względy przyziemne – a konkretnie mieszkanie. Został zatrudniony w kontrwywiadzie. Do jego zadań należała m.in. inwigilacja cudzoziemców z rzadka wówczas odwiedzających PRL. Cieszył się dobrą opinią przełożonych. „W pracy śledczej osiągał dobre wyniki, szczególnie w sprawach o przestępstwa gospodarcze” – napisano w opinii służbowej sporządzonej w 1984 roku już po odkryciu, że współpracował potajemnie z opozycją.

"Przed wysadzeniem domu, w którym mieszkał Hodysz, pojawili się agenci UOP, którzy szukali jakichś dokumentów"


Pierwsze zlecenie wiążące się ze zwalczaniem opozycji dostał cztery lata po rozpoczęciu pracy w kontrwywiadzie.
Na kilka dni został oddelegowany do śledztwa mającego na celu wykrycie inicjatorów zwołania wiecu na Uniwersytecie Gdańskim w marcu 1968 roku.

W 1970 roku nie brał bezpośredniego udziału w represjach wobec sprawców tzw. wypadków grudniowych.
Pierwsze poważniejsze rozterki dopadły go dopiero w połowie lat 70. Polska, według oficjalnej propagandy „rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. Jednak rozdźwięk między propagandą a rzeczywistością dla Hodysza stawał się coraz bardziej widoczny. Pracownicy SB w odróżnieniu od większości społeczeństwa byli w uprzywilejowanej sytuacji, znali bowiem bardziej zróżnicowany obraz rzeczywistości. Hodysz miał dostęp do rzadkiego dobra, jakim była prasa zachodnia oraz wydawnictwa bezdebitowe.

Przełom nastąpił wraz z powstaniem Komitetu Obrony Robotników po wypadkach radomskich w czerwcu 1976 roku. Jednak do decyzji o nawiązaniu współpracy z opozycją minęły jeszcze dwa lata. 12 grudnia 1978 r. SB przesłuchiwała Aleksandra Halla. Po przesłuchaniu Hodysz odprowadzał współtwórcę Ruchu Młodej Polski. Powiedział o wiele młodszemu od siebie chłopakowi o swoich rozterkach moralnych i zaproponował spotkanie.
Hall, kompletnie zaskoczony, podejrzewając, że może to być prowokacja, przyszedł jednak na umówione miejsce. Hodysz ostrzegł wtedy, że w otoczeniu Andrzeja Gwiazdy i Bogdana Borusewicza działa agent, a SB planuje zatrzymanie przed rocznicą grudnia 1970 czołowych opozycjonistów.

Co ciekawe, z racji swoich obowiązków Hodysz nie powinien mieć dostępu do takich informacji.
Ale funkcjonariusze w swoim gronie często nie zachowywali tajemnicy i przechwalali się swoimi agentami oraz akcjami.

Sierpień 1980 w sytuacji Hodysza wiele nie zmienił. W Polsce trwał karnawał „Solidarności”, a Hodysz przestrzegał opozycjonistów, że „firma pracuje na pełnych obrotach”. 12 grudnia 1981 r. przekazał ostrzeżenie, że SB wprowadziła stan podwyższonej gotowości.

Przemęczenie i stres sprawiły, że z czasem zaczął niemal demonstracyjnie lekceważyć swoje obowiązki.
W czasie przeszukania „zapominał” sprawdzić piwnicy.
Prowadzone przez niego przesłuchania nie posuwały śledztw naprzód.
„Zaobserwowano obniżenie osobistego zaangażowania opiniowanego i związany z tym spadek efektywności”
– napisano w opinii służbowej. 22 września 1982 r. jego przełożeni byli już zniecierpliwieni do tego stopnia, że skierowali wniosek o obniżenie mu poborów.

SB już wcześniej zorientowała się, że część tajnych informacji wycieka do opozycji. Wiosną 1980 r. przyjaciółka Aleksandra Halla Matylda Sobieska (TW „Andrzej”) poinformowała SB,
że Hall spotyka się z kimś z „firmy”.
Hodysz jednak jako osoba niemająca dostępu do akt operacyjnych długo pozostawał poza podejrzeniami. 5 września 1984 r. poprosił o przeniesienie na emeryturę po 20 latach służby.

Wiedział, że pętla wokół niego się zaciska. Przełomowe wydarzenie w poszukiwaniu kreta „Solidarności” miało miejsce, zanim jeszcze złożył wniosek o zwolnienie ze służby. 19 stycznia 1983 r. Piotr Siedliński, szeregowy esbek, który dostarczał Hodyszowi informacji, zaproponował współpracę w przekazywaniu informacji porucznikowi Maciejowi Roplewskiemu.

Gorzej nie mógł trafić. Roplewski był ideowym komunistą i natychmiast o tej propozycji powiedział swoim przełożonym.
Z Warszawy przyjechała specjalna grupa operacyjna.
Podejrzewano, że gdańska SB jest cała naszpikowana agentami „S”.
Zwłaszcza że Siedliński w rozmowie z Roplewskim mówił o grupie funkcjonariuszy.
końcu ustalono, że głównym kretem jest Hodysz.
Ten miał świadomość, co się dzieje.

25 października 1984 r. został aresztowany. Trafił do jednej celi z mordercą księdza Jerzego Popiełuszki Grzegorzem Piotrowskim.
5 marca 1986 r. Sąd Najwyższy skazał Hodysza na sześć lat więzienia i 120 tys. zł grzywny.


Jak bardzo zmieniła się sytuacja w Służbie Bezpieczeństwa, świadczy dokument z 20 maja 1985 r. Gdańscy esbecy wcale nie cieszyli się, że Hodysz wpadł dzięki Roplewskiemu.
Wręcz przeciwnie, Roplewskiego ze strony kolegów zaczęły spotykać nieprzyjemności.
„M. Roplewski oświadczył ponadto, iż w dalszym ciągu przełożeni i koledzy odnoszą się do niego nieprzychylnie”
– napisano w notatce służbowej.

Hodysz wyszedł wcześniej.
Władza szykowała się do Okrągłego Stołu. 30 grudnia 1988 r. opuścił zakład karny w Koszalinie.
– „Solidarność” podziwia i dziękuje panu – witał go Lech Wałęsa.
Hodysz przypomniał mu, że poznali się w 1979 r., po zatrzymaniu Wałęsy na 48 godzin.
– Nie pamiętam – odparł Wałęsa.

Po namowach przyjaciół złożył podanie o pracę w UOP.
Został szefem gdańskiej delegatury. 1 czerwca 1992 r. w delegaturze pojawili się funkcjonariusze szukający akt „Bolka”.
Kluczową postacią okazał się porucznik Krzysztof Bollin, który już wcześniej odkrył, gdzie są dokumenty związane z Lechem Wałęsą.

4 czerwca Antoni Macierewicz właśnie na podstawie tych dokumentów ogłosił,
że Lech Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB.
Bollin przed wysłaniem akt do Warszawy część z nich zdążył skopiować.

3 września 1993 r. w Gdańsku pojawił się Gromosław Czempiński i wręczył dymisję Hodyszowi.
Trójmiejscy opozycjoniści napisali list w obronie Hodysza.

Podpisania listu odmówił Donald Tusk.
Powód dymisji dla Hodysza był jasny:
– Gdy panowie Macierewicz i Naimski byli ministrami, traktowałem ich jako legalnych przełożonych i wykonywałem ich polecenia.
Nie poczuwam się do winy za to, co zrobiłem

– mówił w wywiadzie dla „Gazety Polskiej”.

Stanowisko Hodysza objął Henryk Żabicki. O większy paradoks trudno.
Żabicki był oficerem, który prowadził inwigilację Wałęsy przed 1989 rokiem.

Wałęsa zaczął oskarżać Hodysza o to, że fałszował jego dokumenty.
Ostro zaprotestował przeciw temu Aleksander Hall.


17 kwietnia 1995 r. domem przy ulicy Wojska Polskiego w Gdańsku, gdzie mieszkał Hodysz, wstrząsnął wybuch.
Dwa pierwsze piętra wieżowca zapadły się. Hodysz przeżył. Budynek postanowiono wysadzić w powietrze.
Hodyszowi dano trzy minuty na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy.
Według niepotwierdzonych informacji tuż przed wysadzeniem budynku na miejscu katastrofy pojawili się funkcjonariusze,
którzy mieli przeszukiwać mieszkanie Hodysza.
Być może poszukiwali kopii dokumentów, które zrobił porucznik Bollin.

Jednym z wątków śledztwa w sprawie wybuchu było podejrzenie zamachu terrorystycznego w związku z tym, że w wieżowcu mieszkał Hodysz.
Wątek ten zarzucono, uznając ostatecznie, że wybuch gazu spowodował lokator skonfliktowany z mieszkańcami.
Czy Hodysz mówiąc, że ledwo uszedł z życiem, miał na myśli tę katastrofę, nie wiadomo.

Po katastrofie byli opozycjoniści urządzili zbiórkę pieniędzy dla niego.
========================================================
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:57, 07 Gru '16   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

INSTYTUCJA NIEZNANYCH SPRAWCÓW -rodowód
Na kogo powołują sie dziś politycy
W 1926 roku II RP cofnęła się do cywilizacji turańskiej!

Tak było w II RP, a dziś?


Kto dziś idolem JP1- czyli Józef Piłsudski) , a dlaczego Dmowski be?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Dyskusje ogólne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona: 1, 2   » 
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Instytucja Nieznanych Sprawców  i kara smierci
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile