Nie zdradzę chyba tajemnicy państwowej gdy powiem, że polski rząd już od wielu lat jest na smyczy kleru. Minister sprawiedliwości szczyci się swym religijnym fanatyzmem, a w parlamencie za pieniądze podatników sponsoruje się wszelkiej maści komisje do walki z ateizmem i sektami innymi niż katolicka. Nie dziwota więc, że jakakolwiek konkurencja dla sekty katolickiej jest w Polsce tępiona na wszelkich możliwych szczeblach władzy.
Umówmy się, przecież u nas w praktyce nawet nie wolno krytykować sekty katolickiej - i pod groźbą pierdla, co jest precedensem na skale co najmniej europejską. Przypadki represjonowania ludzi za "obrazę uczuć religijnych" (cokolwiek ów mętny termin, wzięty chyba z jakiejś stalinowskiej ustawy, oznacza) są praktycznie codziennością, jeśli chodzi o katolików. Ale podajcie mi choć jeden przypadek, gdy którykolwiek prokurator w Polsce zainteresował się "obrazą uczuć religijnych" innych niż katolickie.
Ja np. ciągle słyszę z ust religijnych świrów, że ateizm to też religia, której podstawą jest wiara w to że nie ma Boga... No ale skoro tak, to dlaczego wiara i symbole ateistów nie podlegają tej samej ochronie co judeo-chrześcijański fanatyzm religijny? Ateistom można wrzucać ile wlezie i chuj tam z ich uczuciami, czy symbolizmem - ale powiedz, że uważasz iż Biblie napisali narkomani - to od razu: komitet ochrony przeciw sektami -> prokurator -> i wyrok...
Polska to kraj policyjno-religijny, a konkretnie policyjno-katolicki. Nie wiem czy na tym forum pozostało jeszcze wiele osób, które nie podzielały by takiej tezy - jest ich już raczej zdecydowana mniejszość.