Adwokat Diabła
Dołączył: 15 Lut 2009 Posty: 1279
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 23:40, 25 Lut '11
Temat postu: |
|
|
Cytat: |
Misja Schetyny i Korona Himalajów
Obiecałem dopisać ciąg dalszy do mojego felietonu o wywiadzie Grzegorza Brauna, a zwłaszcza dotyczy to komentarza Kseni – długodystansowca, która, rzecz przedziwna, była świadkiem owego wypadku, pod którego zaczyna się cała historia, a i owego Edwarda Majkę znała osobiście. Przytaczam zatem żywcem jej relacje, jak obiecałem.
„Dzisiaj rano wysłuchałam wypowiedzi Grzegorza Brauna. Link do jego wypowiedzi został mi przesłany już kilka dni temu ale jakoś nie mogłam się zmobilizować aby go otworzyć.
Jakkolwiek zgadzam się z generalną tezą jego wypowiedzi jednak zmuszona jestem ją sprostować. Sprawa dotyczy wypadku samochodowego, w którym zginęli Edward Majko, w początkowym okresie członek Zarządu Regionu Dolnego Śląska, i Anatol Pierścionek, szef V Oddziału do zwalczania podziemia. Otóż byłam bezpośrednim i zupełnie przypadkowym świadkiem tego wypadku, świadkiem, którego p. Braun poszukiwał ale nie potrafił znaleźć. Jechałam wtedy (wrzesień 1986 r.) ul. Legnicką do domu samochodem, w którym miałam bibułę. Mieszkałam na Krzykach na ulicy Kwiskiej, bocznej Legnickiej, bardzo blisko miejsca wypadku. Na Kwiskiej również mieszkał wtedy Władysław Frasyniuk. Przede mną jechały jakieś dwa lub trzy samochody, dokładnie już w tej chwili nie pamiętam. Na moich oczach doszło do zderzenia osobowego samochodu, łady, z jadącym na przeciwko autobusem. Również przypadkowo w samochodzie jadącym przede mną lub za mną (tego już też nie pamiętam gdyż już sporo czasu minęło) jechał ks. Edward Dzik z nowo-budującej się na Krzykach parafii. Znałam bardzo dobrze ks. Dzika jako, że bardzo sprzyjał Solidarności i głosił patriotyczne kazania (za co nawiasem mówiąc został potem przeniesiony i sprawował funkcję kapelana Domu Księży Emerytów we Wrocławiu).
Nie miałam żadnej wątpliwości, że był to wypadek. Kierowca łady najwyraźniej stracił panowanie nad kierownicą. Trochę trwało zanim przyjechała milicja. Nie znałam z wyglądu Anatola Pierścionka wiec nie wiedziałam początkowo kim był kierowca łady. Dowiedziałam się dopiero następnego dnia. Znałam natomiast bardzo dobrze Edwarda Majka ale o tym później. Rozmawiam na miejscu wypadku z ks. Edwardem Dzikiem (obecnie proboszcz w parafii św. Antoniego z Padwy w Pieszycach). Wydawało się, że dwie osoby w ładzie albo są bardzo ciężko ranne albo już nie żyją. Ks. Dzik podszedł i udzielił obojgu ostatniego sakramentu. Ponad wszelką wątpliwość oboje byli, mówiąc delikatnie pod wpływem alkoholu, który było od nich czuć. Mając bibułę w samochodzie aby nie zostać złapaną odjechałam zanim przyjechała milicja. Ks. Dzik i inni świadkowie wypadku zostali dłużej. Następnego dnia informację o tym, czego byłam świadkiem przekazałam swoimi kanałami do Kornela Morawieckiego. Nie wiem, kiedy ta informacja do niego dotarła.
Pan Grzegorz Braun nie ma racji co do oceny roli Edwarda Majki. Frasyniuk mówi prawdę twierdząc, że nie odgrywał on żadnej roli w strukturach Solidarności. Nie piszę tego, jako osoba z zewnątrz. Byłam, co wiadomo z moim poprzednich wpisów, pracownikiem Zarządu Regionu Dolnośląskiej Solidarności. Jeszcze na długo przed ogłoszeniem stanu wojennego Edward Majko był odsunięty od wszelkich ważnych decyzji i rozmów. Przyczyna była prosta. Majko był alkoholikiem, któremu nie można było ufać. Wielokrotnie widziano go pijanego w towarzystwie osób co najmniej dziwnych i powiązanych z reżimem. Definitywne odsunięty został po tym jak udzielił wywiadu prasie reżimowej ujawniając fakty, których nigdy nie powinien ujawnić. O ile dobrze pamiętam dotyczyło to strategii Zarządu Regionu co do przygotowywanych strajków. Od tego czasu definitywnie odsunięto go od spraw Zarządu. Tak więc już w chwili ogłoszenia stanu wojennego był we wrocławskich strukturach nikim. Po prostu był spalony. Próbował jednakowoż kreować się na osobę o dużych wpływach. Wiem również, że SB przygotowywało profil Majki. Po owym nieszczęsnym wywiadzie, którego Majko udzielił reżimowej gazecie, jeden z „sympatyków” Solidarności, o którym wiedziałam, że był współpracownikiem SB lub jego funkcjonariuszem, i który ciągle się kręcił koło Zarządu zaprosił mnie na kawę. Podczas rozmowy szczegółowo wypytywał o Edwarda Majkę i o to, jaki ma wpływ na decyzje Zarządu. Młodszych wiekiem czytelników muszę poinformować, że były osoby o których SB-ckich powiązaniach i kontaktach wiedzieliśmy ale nie dawaliśmy im tego do poznania gdyż wychodziliśmy z założenia, że jeżeli otwarcie ich zdemaskujemy zostaną podstawieni inni, których tożsamości nie będziemy znali.
Pan Braun, próbując Edwarda Majko uwiarygodnić mówi również o jego obecności na uroczystości powitalnej Władysława Frasyniuka po zwolnieniu go z więzienia, zorganizowanej w parafii ks. Orzechowskiego i używa tego, jako argumentu „na ważność” tej raczej dwuznacznej postaci i roli jaką odgrywał w strukturach wrocławskiej Solidarności. Powołuje się na zdjęcie, na którym figuruje obok Krystyny, żony Frasyniuka. Byłam na tym uroczystym powitaniu. Były tam tłumy ludzi z całego Wrocławia i wielu robiło zdjęcia. Nikt nie kontrolował przybywających. Wchodził każdy, kto chciał. W tym wielu SB-ków. Kościół był pełny i pękał w szwach. Poza tym Pani Krystyna w czasie, gdy Władek siedział w więzieniu była sama. Nie była zorientowana w nazwijmy to „układach”, i wiele ludzi próbowało się z nią kontaktować. Jedni dlatego, że rzeczywiście chcieli pomóc (opiekowała się dwójką małych córeczek), inni dlatego, że po prostu „węszyli” i próbowali pozyskać jej zaufanie. Zdjęć, takich na jakie powołuje się p. Braun, robiło bardzo wiele ludzi na takiej zasadzie jak, przepraszam za porównanie, Mikołaj Sobczak z Gdańska. Frasyniuk był „gwiazdą” Solidarności, bohaterem, z którym każdy chciał się identyfikować. Aby zrozumieć i właściwie interpretować wydarzenia tamtych czasów trzeba było tam być.
Podsumowując powtarzam raz jeszcze: w środowisku wrocławskiej Solidarności, wrocławskiego podziemia Edward Majko był spalony na długo przed stanem wojennym. Chciał on odgrywać rolę osoby ważnej, mającej wpływ na polityczną rzeczywistość ale ze względu na jego alkoholizm odsunięty był bardzo wcześnie na boczne tory i nie odgrywał żadnej roli. Z tego pewnie wynikały jego kontakty ze służbami SB. Chciał być ważny.
Nie mam kontaktu do p. Grzegorza Brauna ale bardzo go proszę jeżeli przeczyta ten tekst aby się ze mną na PW skontaktował. Jak się okazuje internet jest potężnym medium. Umożliwia kontakty i dzięki temu możliwe jest skorygowanie historii na bieżąco.
Pan Braun na potwierdzenie swojej tezy (która pod innymi względami jest ważna i logiczna), w swoich rozważaniach używa argumentu że jego interpretacja jest prawdziwa gdyż inaczej pisano by więcej o Majko. Milczenie w sprawie Edwarda Majko potraktował jako zatajanie. Historia Solidarności nie jest dobrze udokumentowana. Są w niej olbrzymie luki tak faktograficzne jak i interpretacyjne. Wiele działaczy nie spisuje tej historii a ci, którzy zajmują się jej pisaniem nie docierają do tych, którzy w tej historii brali udział. O wielu innych członkach Zarządu Regionu również nie można znaleźć żadnych informacji. Poza tym p. Braun mówi, że jak klika na internecie, to żadne info o Majko się nie ukazują. Internet jest źródłem informacji, ale jeszcze bardzo ubogim. Aby więcej informacji uzyskać należy prześledzić materiały zgromadzone przez IPN, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że zasoby Dolnego Śląska zostały zdziesiątkowane bardziej niż w innych regionach. Co nawiasem mówiąc również daje wiele do myślenia.
A ja sama z siebie o Edwardzie Majko też bym nie wspomniała gdybym nie natrafiła na taśmy p. Brauna. Z tej racji, że był on smutną postacią, która budziła współczucie raczej niż odrazę. I tak go traktowaliśmy. Nie była to postać z gruntu zła. Nałóg uczynił z niego postać, o której raczej się milczy niż oskarża.
Tak, to nie zmienia głównego przesłania o przygotowaniach do Okrągłego Stołu. Pisałam już o tym wcześniej na swoim blogu na co Leski okropnie się oburzył i odpowiedział osobnym wpisem:) W komentarzach na swoim blogu pod wpisem do p. Brauna również to wielokrotnie powtarzałam. Werbowanie znanych opozycjonistów i grup do OK nie odbywało się jednak we Wrocławiu za pomocą Majko. W 1987 roku wszyscy, którzy tkwili w strukturach już o tym wiedzieli (o przygotowaniach do "porozumienia" - wtedy to się jeszcze nie nazywało Okrągłym Stołem). Morawiecki od początku wyrażał sprzeciw dlatego go wyrzucono z kraju aby nie przeszkadzał. Również od SW dostałam polecenie aby poinformować o tym Frasyniuka jak wyszedł z więzienia. Wtedy gdy z nim rozmawiałam uważał to za, cytuję: "kurewstwo pod którym się nie podpisze". A potem już poszło tak jak to wszyscy wiemy.
Gdzieś mam na komputerze schowane prace historyczne omawiające to zagadnienie i przygotowania toczące się gdzieś od połowy 1986 r. ale nie mogę tego teraz znaleźć. Jak znajdę to podeślę. Pisze zresztą o tym nawet GW, jakkolwiek w pokręconym "geremkowskim" kontekście: "Rzadko dziś przypominane są i w ogóle zbyt mało pamiętane solidne i organiczne wielostronne przygotowania co najmniej od roku 1987, bez których nie byłoby mowy o zakresie i tempie wydarzeń zimy i wiosny 1988/89."
Więcej... http://wyborcza.pl/1,75515,8570451,Demontaz__kto...
W rozmowie z p. Braunem na temat Majko Frasyniuk jednak powiedział prawdę. Majko już długo przed stanem wojennym był out. Dosłownie. Po ogłoszeniu stanu wojennego nie był w żadnych strukturach. Omijało się go szerokim łukiem.
Ksenia Kopystyńska – długodystansowiec”
To tyle od Kseni, gwoli wyjaśnienia, które jestem jej winien, no i faktom, oczywiście. Poza tym, ze nieco zmienia to optykę, co do Majki i Frasyniuka, wiele ta wypowiedź w odbiorze wywiadu i tez Brauna nie zmienia. Tu odpowiem też mojemu zacnemu przyjacielowi Seamanowi, który mnie ofuknął za zbytnie ufanie poszlakom, co do, na przykład Lipińskiego, wspomnianego przy tej okazji przez Brauna. Cóż, rzeczywiście, nie ma w tym wywiadzie dymiących rewolwerów i dowodów rzeczowych, są jedynie poszlaki, które jednak, przynajmniej dla mnie są bardzo trudne do zignorowania. Zresztą, Lipiński pojawia się tam zupełnie incydentalnie, z racji terytorialnej, że się tak wyrażę.
Nie po raz pierwszy spotykam się z takimi pytaniami odnośnie niezwykłej kariery Grzegorza Schetyny, tudzież jego niezwykłej skromności i niechęci do chwalenia się ta przeszłością, a byłoby się przecież czym się chwalić! I to pisze bez ironii. Ale jakoś nie jest to wiedza, którą łatwo by można znaleźć w źródłach.
Przypomina mi się wywiad profesora Wieczorkiewicza, jeden z ostatnich, jakich udzielił. Bardzo przygnebiający wywiad, miedzy innymi pisał o tym, że wszystko to, czego się uczyliśmy z podręczników historii o ostatnim stuleciu, to była tylko fasada, za która wszystko było zupełnie inaczej i dopiero po dziesięcioleciach otwierają się powoli, opornie, niektóre (ale tylko niektóre) archiwa, wychodzą różne kwity i pokwitowania, które stawiają wiele historycznych postaci w zupełnie innym świetle, a i wiele decyzji, które wtedy i przez wiele lat było trudne do wytłumaczenia znalazło bardzo proste wyjaśnienie i niestety, zawsze była to agentura jakiegoś państwa ościennego, zresztą, nie tylko sowiecka, czy niemiecka, Francja i Anglia również mieszały w polskich sprawach na potęgę, a i wszak słynna potem Komisja Trójstronna była dzieckiem tajemniczej a niesłychanie ( nieformalnie, bo oficjalnie był nikim) wpływowej postaci Rettingera, będącego w najbliższym otoczeniu Sikorskiego, nie odstępującego go na krok, poza tym ostatnim lotem. Sikorski zresztą w ogóle był szczelnie otoczony agentami, nie mówiąc o tym, ze sam był agentem Francji, a wcześniej pisywał raporty na internowanych kolegów – legionistów dla wywiadu Austro- Węgier. Zachowały się te raporty, pisane własnoręcznie.
No, a on ani nie pierwszy, ani jedyny, takie to były czasy. Sam Piłsudski przecież pracował, czy też, jak niektórzy wolą, prowadził swoją grą z wywiadem niemieckim i japońskim. Jestem wielkim wielbicielem Marszałka, ale nie zamykam oczu na tą stronę w jego życiu. Również nasz Jan Paweł II przez wiele lat miał w swoim najbliższym otoczeniu głęboko zakonspirowanego agenta, nie jakiegoś tam głupiego TW, co to ewangelizował sbków w swoim małym rozumku, ale prawdziwego szpiona, przez wiele lat i bardzo bliskiego, stawiam tu kropkę, bo nie powinienem podawać nazwiska, jeśli nie mam dowodów, a nie mam.
I nie mam tu na myśli owego posiadacza „Korony Himalajów”, jak genialnie to określił Kokos26, czyli „Agenta Tomka”, tylko nie tego, co wszyscy myślą, tylko Tomasza Turowskiego, który był świadkiem zamachu na papieża, występując, jako polski jezuita, a potem był świadkiem śmierci Prezydenta Kaczyńskiego i polskiej elity, występując, jako polski dyplomata. Gdzie tam do niego panu Prezydentowi, oby żył wiecznie, który się nadyma, że oto uścisnął rękę kilku prezydentom, aj waj na pół świata! To jest Korona Himalajów, jakiej nikt nie zdobył ani przedtem, ani, miejmy nadzieję, potem. Ale patrzmy, gdzie i w jakim charakterze tym razem pojawi się pan Turowski, taka dobra rada. Bo może osiągnięć tego niezwykłego człowieka nie koniec?
Jak się tak zastanowić, to można sobie w łeb strzelić, jakie najwyższe stanowiska obsadziły te wszystkie wywiady i jakim strasznym wydarzeniem w historii Polski była tragedia w Smoleńsku. Kiedyś tą datę będą wkuwać polskie dzieci w szkołach na równi z kapitulacja pod Ujściem, zdradą Radziwiłła, Sejmem Grodzieńskim, z konwencja rozbiorową, z 1 września, z Jałtą, bo tego dnia w ciągu jednej chwili i w ciągu następnych godzin, Rosja uzyskała więcej, niż mogli kiedykolwiek uzyskać Tuchaczewski, czy Sierow ze swoimi mołodcami. Ustawili Polskę na kursie i na scieżce.
http://niepoprawni.pl/blog/1489/misja-schetyny-i-korona-himalajow-0
|
|
|
|