Piotr Pytlakowski
24 stycznia 2011
Andrzej Seremet. Gwiazda, która nie świeci
Wciąż jeszcze nie wiadomo, czy to on poradził sobie z prokuratorami, czy też oni z nim.
O jego pozycji może zdecydować finał smoleńskiego śledztwa.
Prokurator generalny Andrzej Seremet tuż po odebraniu nominacji z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Andrzej Seremet, czyli z sędziego prokurator Andrzej Seremet, czyli z sędziego prokurator
bigniewa...
Prokurator generalny urzęduje przy ul. Barskiej na warszawskiej Ochocie, kilka kilometrów w linii prostej od gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości.
Dla Andrzeja Seremeta ta odległość ma znaczenie symboliczne.
W końcu to jemu przypadła rola zderzaka, który ma trzymać ministra sprawiedliwości na dystans od prokuratury.
Kariera Andrzeja Seremeta to ciągła droga w górę, z jednym krótkim przystankiem.
Można odnieść wrażenie, że wszystko dokładnie zaplanował i ściśle wykonuje.
Sędzia uparty jak chłop
Pochodzi spod Radłowa, małej miejscowości (od stycznia z prawami miejskimi) pod Tarnowem.
Tam zdał maturę w liceum, które chlubi się galerią wybitnych uczniów.
Seremet dołączył do tej listy po m.in. prymasie Polski Józefie Kowalczyku, prof. Franciszku Ziejce (b. rektor UJ) i Januszu Kurtyce (zginął w katastrofie smoleńskiej).
Kurtyka był o rok młodszy od Seremeta, maturę zdał w Krakowie, ale radłowskie liceum wpisało go w poczet wybitnych już w 2005 r., kiedy stanął na czele IPN.
Seremetem zaczęto się chwalić dopiero 5 marca 2010 r. Tego dnia prezydent Lech Kaczyński podpisał jego nominację na stanowisko prokuratora generalnego.
Wcześniej był znany wyłącznie w środowisku sędziowskim.
Uważano go za wyjątkowo utalentowanego.
Był karnistą, rozstrzygał w najpoważniejszych sprawach. Podczas rozpraw niesłychanie uważny, dociekliwy,
decyzje podejmował nieraz zaskakujące.
I zawsze potrafił je trafnie uzasadnić, jego wyroków nie podważano w apelacjach i kasacjach.
Prokuratorzy oskarżający w sprawach, które Seremet prowadził, nie mieli z nim łatwego życia.
W 2009 r. sądził w sprawie, którą jako jedna z pierwszych opisała POLITYKA. Ujawniliśmy prawdziwe tło prokuratorskiego śledztwa w sprawie rzekomych działań na szkodę krakowskich zakładów mięsnych i Polmozbytu („Wyjątkowe okoliczności”, POLITYKA 40/0
.
Na podstawie chybionych zarzutów zastosowano wtedy tymczasowe aresztowania, śledztwo wlokło się latami,
biznesmeni stracili majątek, ich firmy padły, ludzie stracili pracę
. Seremet był sędzią sprawozdawcą w sprawie skargi na przewlekłość postępowania, jaką wnieśli poszkodowani biznesmeni.
Sąd uznał wtedy zasadność ich roszczenia, odszkodowania dostali, a Andrzej Seremet w uzasadnieniu wyroku nie zostawił na prokuratorach suchej nitki.
Wytknął, że najpierw postawili zarzuty, a potem zwrócili się do biegłych z pytaniem, czy doszło do przestępstwa.
Dał także prokuraturze termin na dokończenie śledztwa. Zakończyło się umorzeniem.
Wśród prokuratorów zyskał już wcześniej kpiące przezwiska Chłop i Uparciuch.
Przytyk do miejsca, z którego wystartował w dorosłe życie.
Jego ojciec był sołtysem, mama krawcową.
Musiała dorabiać, bo z trzech hektarów wyżyć się nie dało.
Syn wymarzył sobie kierunek na dalsze życie, chciał dostać się na prawo na UJ, a po studiach zostać sędzią.
O karierze prokuratora nie myślał.
Cień Smoleńska
Ryszard Kałwa był już doświadczonym sędzią w Sądzie Wojewódzkim w Tarnowie, kiedy Andrzej Seremet, świeżo upieczony magister prawa, trafił tam na aplikację sędziowską.
– To było ćwierć wieku temu, dość długo się już znamy – mówi Kałwa.
Zorganizował wtedy nieformalną grupę szkoleniową dla aplikantów i asesorów, prowadził dla nich wykłady i zmuszał do dyskusji.
Seremet wyróżniał się wyjątkową sumiennością.
– Z całkowicie czystym sumieniem napisałem mu później rekomendację do nominacji sędziowskiej – wspomina Kałwa.
Sądził w wydziale karnym najpierw sądu rejonowego (szybko awansował na wiceprezesa),
a potem w sądzie wojewódzkim. Był wtedy, jak mówią koledzy, wschodzącą gwiazdą tarnowskiej Temidy.
Dlatego zaskoczyła ich wiadomość z marca 1991 r., że Andrzej zrzeka się urzędu sędziego, odchodzi.
A on po prostu przerwał karierę, by pojechać do USA.
– Zawsze był zafascynowany Stanami, chciał je poznać od środka – mówi Ryszard Kałwa.
Za Oceanem Seremet spędził prawie dwa lata, pracował tam fizycznie.
[b] – Sędzia, poważny facet, a tu nagle szast prast, wszystko rzuca w kąt i jedzie do Ameryki pracować na czarno – mówi z przyganą prokurator z Krakowa.
Sam Seremet nigdy nikomu nie tłumaczył się ze swojej decyzji. Po powrocie pracowicie odbudował to, co sam wcześniej zawalił.
W marcu 1993 r. ponownie nominowano go na sędziego wojewódzkiego.[/b]
Więcej pod adresem
http://www.polityka.pl/kraj/ludzie/15117.....z1EPta9pFd
================================
A więc wszystko jasne
Prokurator Generalny Seremet wyjechał do USA
Pracował tam na czarno i. ....
Złamał amerykańskie prawo, łamał go w sposób ciagły przez dwa lata, lub........
Całe dwa lata pracował na czarno?
, a może jakieś kursy skończył tam,
a może podniósł swoje kwalifikacje?
Bo, to jego, sobie Lech Kaczyński umiłował.
Nu, i jeszcze ciekawe co po powrocie w marcu 1993 r. ponownie nominowało go na sędziego wojewódzkiego?
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles