W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Pod okupacją Biurew   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
6 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Multimedia Odsłon: 2317
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:40, 11 Lut '11   Temat postu: Pod okupacją Biurew Odpowiedz z cytatem

http://wiadomosci.onet.pl/wideo/86-latka-ukarana-za-brzoze,8687129,1,klip.html#

Cztery tysiące złotych kary dla 86 letniej staruszki za to , że ktoś na jej posesji wyciął brózke samosiejkę.

O take Polske , żeśmy walczyli!
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
pszek




Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 2310
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:22, 11 Lut '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

JerzyS napisał:
O take Polske , żeśmy walczyli!

Nie ważne o jake ,ważne kto,bo jaki pan taki kram. .Kilka tygodni temu w TV pokazywali dokładnie taki sam przypadkiem ,tyle że chodziło o parę (małżeństwo ) staruszków .Skoro pokazała to telewizja i widzowie obejrzeli tą żałosną bide z nędzą ,to jak łatwo można się domyśleć popłynęła fala pomocy .
http://www.tvn24.pl/12690,1638171,0,1,ju.....omosc.html
Może ze dwa tygodnie temu pokazano na tvp info epilog tej sprawy.Epilog równie, a może bardziej żałosny niż prolog.Otóż wymiar pomocy od telewidzów starczył nie tylko na zapłacenie grzywny ale na drobne remonty rudery którą zamieszkiwali "beneficjenci" ,zakupiono też kilka niezbędnych, zwłaszcza w domu i zwłaszcza starcom,przedmiotów.Fakt ten rozwścieczył zazdrosnych sąsiadów i teraz cała wieś jest wrogiem nieszczęsnych staruszków.
Naród jest jaki jest i dlatego elity ,w tym urzędnicze ,są jakie są.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
realista




Dołączył: 27 Sty 2010
Posty: 203
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 18:45, 11 Lut '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No - właśnie podejście sąsiadów mnie rozjebało najbardziej.Co za fiuty.
Z drugiej strony jednak ktoś staruszkom pomógł,te parę setek ludzi jednak staruszkom pieniądze wysłało.Czyli wniosek, że jakaś cześć Polaków nie jest jeszcze do końca popierdolona,zazdrosna,zawistna itd. itp.
_________________
Brak ideologii jest najlepszą ideologią.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
mamamia




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 504
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:04, 12 Lut '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

pamietacie ostatni temat o prywatyzacji lasow? pewnie te akcyjki maja na celu zlikwidowanie tego rodzaju ograniczan co do wycinek. powinno byc tak ze mozesz sobie na swojej dzialeczce robic cos chcesz, to na pewno, ale koniec koncow celem wydaje sie przyzwolenie na masowa wycinke lasow, ktore beda nie dlugo prywatyzowane, a babcie i staruszkowie? Cóż... przysluza sie sprawie wyprowadzenie kolejnych miliardow z polandii, tym razem kosztem naszych (puki co) lasów Sad

Bo chyba nikt nie wierzy ze nagle karanie za wycinke bez pozwolenia (i akcja w mediach w tym temacie) to "przypadek". Ktos juz wzial w lape za ta prywatyzacje i widac ze machina ruszyla...
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
JerzyS




Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 4008
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 12:51, 12 Lut '11   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

mamamia napisał:
pamietacie ostatni temat o prywatyzacji lasow? pewnie te akcyjki maja na celu zlikwidowanie tego rodzaju ograniczan co do wycinek. powinno byc tak ze mozesz sobie na swojej dzialeczce robic cos chcesz, to na pewno, ale koniec koncow celem wydaje sie przyzwolenie na masowa wycinke lasow, ktore beda nie dlugo prywatyzowane, a babcie i staruszkowie? Cóż... przysluza sie sprawie wyprowadzenie kolejnych miliardow z polandii, tym razem kosztem naszych (puki co) lasów Sad

Bo chyba nikt nie wierzy ze nagle karanie za wycinke bez pozwolenia (i akcja w mediach w tym temacie) to "przypadek". Ktos juz wzial w lape za ta prywatyzacje i widac ze machina ruszyla...


Już tuż, tuż , a ruszymy w ślady Łotwy

Łotwa ratuje się rabunkowym wyrębem lasów

Opublikowano: 04.02.2011

ŁOTWA. Znane ze swojej biologicznej różnorodności lasy na Łotwie są zagrożone gwałtowną deforestacją. Drzewa są wycinane w zastraszającym tempie by zapewnić dopływ gotówki dla zbankrutowanej gospodarki Łotwy. Prawie dwie trzecie eksportu drewna z Łotwy trafia do Wielkiej Brytanii. W ciągu ostatniego roku, produkcja drewna na Łotwie wzrosła o 50%.

Meble i papier wyprodukowane z łotewskiego drewna są sprzedawane w Wielkiej Brytanii z logo Forest Stewardship Council (FSC), organizacji pozarządowej gwarantującej, że drewno użyte do produkcji oznaczonych tym logo było uzyskane w sposób pozwalający na odnowienie zasobów. Drewno z Łotwy zostało również użyte na budowie Stadionu Olimpijskiego.

Telewizja AlJazeera sprawdziła, jak sprawa wygląda u jednego ze sprzedawców towarów wyprodukowanych z łotewskiego drewna, sieci B&Q. Przedstawiciele firmy twierdzą, że drewno pochodzące z Łotwy posiada certyfikat FSC. Jednak prezes The Forest Stewardship Council (FSC), Charles Thwaites, stwierdził iż państwowe przedsiębiorstwo wyrębu lasów LVM, nie posiada aktualnych certyfikatów FSC, które by gwarantowały, że ich zasoby pochodzą z odpowiedzialnie zarządzanych zasobów leśnych. Certyfikat dla spółki LVM został anulowany ze względu na nieodpowiedzialne praktyki firmy.

Dziennikarze Al Jazeery sfotografowali obszary parków narodowych na Łotwie, w których firma LVM prowadzi nielegalną wycinkę. Łotewskie ministerstwo środowiska przyznało w wewnętrznym dokumencie, że działania LVM są sprzeczne z zasadami właściwego gospodarowania lasami, jednak odnowiło przedsiębiorstwu pozwolenie na wyrąb lasów.

Opracowanie: Yak
Na podstawie: english.aljazeera.net
Źródło: Centrum Informacji Anarchistycznej
==========================
BANKRUCTWO POLSKI

Polska padła ofiarą gigantycznego oszustwa. Według oficjalnej statystyki
oraz doniesień zachodnich ośrodków analitycznych dług publiczny Polski w
2009 roku wyniósł 684 365 mld złotych (wg Eurostatu).

Dane te niewątpliwie pochodzą z polskich ośrodków statystycznych i
nie różnią się znacznie od innych oszacowań publikowanych w Polsce.
Tymczasem teraz pada kwota ponad 3 bilionów złotych, czyli blisko 4,5
razy większa!
Co ona oznacza?
Oznacza, że Polska zbankrutowała.

Kwotę ponad 3 bilionów długu Polski podał pracownik Narodowego Banku
Polskiego (Janusz Jabłonowski), co zostało odnotowane zaledwie na kilku
stronach internetowych. Nikt ich nie kwestionuje.
Nasze oszacowania niewiele odbiegają od obliczeń Janusza
Jabłonowskiego, a więc także nie mamy powodów, aby w nie wątpić. Problem
polega na tym, że nie chodzi o błąd oszacowania, gdyż ten może wahać się
w skali najwyżej 2-3%. To ujawnienie statystycznego oszustwa. Na łamach
EEM wielokrotnie sygnalizowaliśmy liczne nadużycia i manipulacje w
oficjalnej statystyce rachunku narodowego. Ponieważ jednak tkwimy w
systemie politycznym, w którym "oddolna krytyka" najwyżej może
sprowokować represje, a nie korygowanie fałszywej polityki, to
oczywiście nie spotkało się z żadnym odzewem czynników rządowych.
Oszustwa mają to do siebie, że rosną, aby wreszcie eksplodować
skumulowanym fałszem. To się właśnie stało.
Społeczeństwo polskie, słabo wyedukowane pod względem społecznym i
ekonomicznym, atomizowane oraz ogłupiane przez dziesiątki lat, może nie
wiedzieć jakie jest znaczenie przedstawionej wyżej informacji. Jej
znaczenie jest oczywiste: Polska nie będzie w stanie spłacić
horrendalnych zobowiązań zewnętrznych i wewnętrznych.
A skąd się one wzięły? Na pewno nie przypadkiem i nie z inicjatywy
tych lub innych "osobistości".

Aby tak zniszczyć czterdziestomilionowy
(przed niszczeniem) kraj potrzeba było dobrze przygotowanej strategii, a
także zmobilizowania do jej wykonania olbrzymich funduszy i ludzi. W tym
ok. 30 tysięcy Polaków, którzy świadomie dopuścili się działania na
szkodę Polski.



Ten wątek musi być wprowadzony do analizy historycznej, która
zatrzymała się na wydarzeniach sprzed dwudziestu lat, a z czasem
posłużyła do odwracania uwagi od teraźniejszości. To jest wątek
rozliczeń za zniszczenie Polski, za wielkie oszustwo i uczestnictwo w
nim wielu bezrozumnych lub zdemoralizowanych Polaków.
Teraz zastanawiamy czy informacja Jabłonowskiego jest podyktowana
osobistym sprzeciwem wobec oszukańczych praktyk statystycznych, czy
służy przejściu od pełzającej eksploracji zasobów Polski do ataku
spekulacyjnego, który "wieńczy dzieło". Jedno nie wyklucza drugiego, zaś
nerwowość i obserwowany wzrost agresywności ze strony międzynarodowego
kapitału finansowego oraz służących mu rządów silnie przemawia za
ostatecznym atakiem.
W Grecji to się udało, więc dlaczego ma się nie udać w Polsce, która
wydaje się już ubezwłasnowolniona?
Ale czy na pewno może się to udać?
Polacy mogą wreszcie przejrzeć na oczy.
monitorekonomiczny.pl

Rabunek polskich złóż gazu

Na naszych oczach, przy biernej postawie politykow, mediow, służb
specjalnych, dzieje się ostatni akt utraty suwerenności naszego kraju.
Afera hazardowa "warta" być może 0,5 mld PLN skutecznie przesłania
megaaferę, w ktorej Polska straciła jakieś 1500 mld PLN.
Megaafera nie zostaje zauważona, być może dlatego, że ma rozmiar
niewiarygodny, choć tak łatwo sprawdzalny.
W czasie, kiedy kolejne rządy szukają dywersyfikujących rozwiązań
dostawy paliw, po cichu rozdawane są polskie zasoby ropy i gazu obcym
firmom. Oficjalna wersja Głównego Geologa Kraju jest taka: "Przekazujemy
zasoby w celu ich rozpoznania, nie posiadamy środków na ten cel i
nowoczesnych technologii".
To kłamstwa.
Od dziesiątków lat, w tym także w ostatnim 20 - to leciu,
manipulowano informacją geologiczną. Np. coroczne Bilanse zasobów
Kopalin (PIG) informują, że mamy jedynie 150 mld m3 gazu (na 10 lat
eksploatacji) i 19,5 mln ton ropy (na 1,3 roku eksploatacji).
Jak za dotknięciem rożdżki czarodziejskiej, z chwilą przekazania
zasobów w celu rozpoznania, od razu wiadomo, że pod Kutnem zasob gazu
przekazany w 2007 roku FX Energy to ok. 500 mld m3, a gaz przekazany
firmie Chevron w 2009r. (obie firmy z USA) to ok. 1000 mld m3 (1 bln).
Zasoby te po prostu, były dawno, poprzez kilka tysięcy wierceń w latach
60 i 70 - tych XX wieku i inne (satelitarne) w latach następnych,
rozpoznane, a informacje utajniono polskiemu społeczeństwu i
przekazywano agenturze KGB.
Nie ujawnienie tych zasobów było i jest tym na rękę, ktorzy mają
biznes na sprowadzaniu gazu z Rosji.
Przekazano obecnie w obce ręce zasoby gazu w ilości ok. 1,5 bln m3
(na ok. 150 lat zapotrzebowania obecnego Polski) za ok. 1% wartości
(opłaty koncesyjne za wydobycie - 5,63 PLN/1000m3) ze stratą ok. 2000
mld PLN (cena gazu z Rosji to ponad 400 USD/1000 m3).
Zasoby te zostały dawno rozpoznane i firmy amerykańskie, o ktorych
mowa powyżej (w FX Energy jest były wiceprezes PGNiG), mają 100%
pewności co do wielkości zasobów, czym się same chwalą na swoich
stronach internetowych.
Manipulacja informacją przez Głownego Geologa Kraju, ktory wydał
koncesje, polega na tym, koncesje wydaje (wydał obcym firmom ponad 30),
jak twierdzi jedynie na rozpoznanie zasobów.
Dają się na to nabierać wszyscy, nie znając prawa geologicznego i
górniczego, ktore obecnie w Art. 12 stanowi że: kto rozpoznał
złoże...może żądać pierwszeństwa do jego eksploatacji przed innymi.
Oznacza to, że rozpoznanie jest jednoznaczne z prawem do eksploatacji.
To samo w Art. 15 jest kontynuowane w projekcie nowego prawa g i g -
druk sejmowy 1696.
Projekt nowego prawa g i g zmierza do totalnego przejęcia wszelkich
zasobów energetycznych (oraz pozostałych) przez organ koncesyjny
podległy Głownemu Geologowi Kraju w jednym celu - przekazania tych
zasobów w ręce prywatnych firm przetargowo lub bez przetargu. Z
pominięciem interesu państwa, samorządow i obywateli, czyli obecnych
właściciel. Ktorych pozbawia się możliwości korzystania z własnych zasobów.
Dodatkowo jeszcze w nowym prawie wymyślono możliwość bezwzględnego
wywłaszczenia z nieruchomości wszystkich właścicieli obecnych przez
tego, ktory uzyskał koncesję na rozpoznanie i/lub eksploatację.
Np. FX Energy ma już tereny o pow. 8,5 tys. km2 terenow w Polsce,
ktore może przejąć na min. 50 lat, wywłaszczając wszystkich, jeśli
zobaczy w tym jakiś interes. Nowe prawo g i g ma ułatwić także
znakomicie przekazanie węgla brunatnego w obce ręce. Węgiel brunatny ma
"iść" z prywatyzacją energetyki, co oznacza, że za oczekiwane 12 mld PLN
(obecnie szacunki dochodzą do 25 mld PLN) z prywatyzacji sektora
energetycznego utracimy zasoby o wartości setek mld PLN. Samorządy i
organizacje społeczne eliminuje się skutecznie z procesu koncesyjnego,
poprzez kolejne prawne ograniczenia ustawowe, celowe manipulacje prawem.
To wszystko staje się niewiarygodne poprzez swoją prostotę. Wydaje
nam się, że nikt nie może zabrać nam naszych domów, działek, pol i lasow.
A jednak - wystarczy przeczytać choćby skrot projektu nowego prawa
geologicznego i górniczego, żeby zrozumieć grozę sytuacji.
Udało się, przy biernej postawie praktycznie wszystkich sił
politycznych, zatrzymać listem otwartym do Prezydenta i Premiera,
Marszałkow Sejmu i Senatu (dostali wszyscy posłowie) spowolnić
legislację tego prawa (ustawa miała wejść w życie 1 lipca 2009r.).
Sejm uchwalił powołanie Nadzwyczajnej Podkomisji Sejmowej ds. druku
1696 - projekt nowego prawa geologicznego i górniczego, po bezskutecznej
wielomiesięcznej dyskusji w podkomisji, samorządy i organizacje
społeczne przestały w niej uczestniczyć decyzją Przewodniczącego i
posłow PO. Z uzyskiwanych informacji posiadamy wiedzę, że z wielu
wniesionych poprawek niewiele poprawek wniosła Podkomisja do projektu
rządowego (projekt Głownego Geologa Kraju), projekt wkrotce ma trafić do
drugiego czytania.
Podsumowując - zajmujemy się wszyscy duperelami, a tu kradną,
zupełnie bezkarnie, wszystko co dla nas najcenniejsze. Zwłaszcza
przyszłość. Mogliśmy być Norwegią czy Kuwejtem, a jesteśmy nędzarzem
wycyckanym przez zgraję mafijnych "elit politycznych".
Może czas z tym skończyć, poki jeszcze coś zostało?
Może warto społeczeństwu ujawnić wszystkie bzdury o budowie dla nas
bezpieczeństwa energetycznego, w ramach ktorego pozbywamy się własnych
paliw jako źrodła dochodow, by kupować od innych za ciężkie pieniądze.
Te bzdury o bezpieczeństwie energetycznym w ramach czego pozbywamy
się za grosze dochodowych społek energetycznych wraz z zasobami.
O potrzebie budowy elektrowni atomowych wtedy, kiedy zapotrzebowanie
na energię stale spada, a wydano już pozwolenia na 12,5 tys. MW
przyłączenia energii wiatrowej, (zostały do rozpatrzenia wnioski na 54
tys. MW), t.j. na 1/3 zainstalowanej obecnie mocy wszystkich elektrowni.
Wtedy, kiedy dostępne zasoby geotermiczne (skał i wod) mogą zapewnić moc
energii elektrycznej na ok. 50 tys. MW.
O konieczności realizacji projektu CCS - wychwytywania, sprężania i
zatłaczania spalin ze spalania węgla brunatnego przez PGE (przygotowane
do sprzedaży na giełdzie) w najcenniejsze geotermalne pokłady utworow
solanek jurajskich w centralnej Polsce.
Może ktoś to powie poprzez media ogłupiałemu społeczeństwu i uratuje
ten kraj?
Urzeczywistnijmy słowa Jana Pawła II:
"To jest nasza Ojczyzna, to jest nasze być i mieć, nikt nie może
odebrać nam naszego być i mieć"
Na podst. źrodła: http://1616.salon24.pl/155948,megaprzekret
-----------------------

Jeszcze na temat polskiego gazu.
Z prof. Mariuszem Jędryskiem, b. głownym geologiem kraju, rozmawia
Jakub Mielnik.
Gaz z łupkow powinien być wydobywany przez polskie firmy, bo nasze
opłaty eksploatacyjne są śmiesznie niskie. Wpuszczając amerykańskie
koncerny do eksploatacji gazu z łupkow, nie wyprzedajemy czasem sreber
rodowych?
Bez sreber rodowych da się przeżyć, a my wyprzedajemy nerki, serce i
płuca. Nasze prawo geologiczne i górnicze zezwala na takie działania, a
powinno im zapobiegać. Nie można przecież niektorych złoż strategicznych
oddawać w ręce obcego kapitału, zwłaszcza gdy jesteśmy bardzo
uzależnieni surowcowo.
Albo będzie to tkwiło w ziemi, a my będziemy kupować gaz Rosji, albo
wpuścimy kogoś, kto się tym zajmie.
Jeśli ten gaz rzeczywiście tam jest, to trzeba zainwestować we własne
technologie i za kilka lat zacząć go samemu wydobywać. Nikt nie ma
monopolu ani na technologię, ani na pomysły. To powinno robić PGNiG czy
inne polskie firmy.
Gdy Ministerstwo środowiska dawało koncesje Amerykanom, PGNiG
dopinało umowę na dostawy gazu do 2037 r. Trudno spodziewać się, by
chcieli te złoża szybko uruchomić.
PGNiG musi szukać sposobow na utrzymanie się na rynku. Rozwijaniem
nowych technologii powinno zajmować się państwo na subfunduszach
geologicznym i górniczym. W Polsce na rożnych uczelniach, w instytutach
i firmach prywatnych są elementy, z ktorych można złożyć technologie,
jedni mają metody wierceń kierunkowych czy rozszczelniania skał
gazonośnych, inni ocenią wydobywalność zasobów, jeszcze inni wyznaczą
tempo i kierunki migracji gazow - to mamy! Trzeba by tę wiedzę zebrać,
tylko nikt się tym nie interesuje. Nie potrafimy korzystać z tego, co
mamy, bo najprościej jest wziąć z zewnątrz, nie doceniając tworzenia i
wykorzystania własnego potencjału know-how.
Przedstawiciele PGNiG twierdzą, że zasoby krajowe powinny być
racjonalnie wykorzystywane, tak by stanowiły rezerwę na czarną godzinę.
PGNiG to firma, w ktorej na badania i rozwoj przeznacza się chyba za
mało pieniędzy i nie ma wsparcia państwa. Oni myślą kategoriami
rynkowymi: zysk to cel każdej firmy. Łatwiej jest kupić gotowy towar i
sprzedawać go z wysoką marżą, niż rozwijać własną produkcję z trudnych
źrodeł niekonwencjonalnych. Trudno jednak winić PGNiG, to jest wina
polityki państwa. PGNiG ma wielkie osiągnięcia w nowych technologiach,
np. wprowadziło we wspołpracy z Instytutem Nafty i Gazu w 1995 r. jako
pierwsze w Europie technologie CCS-EGR pozwalające chronić środowisko i
zwiększyć wydobycie gazu z "trudnych" złoż. Na tym trzeba budować, ale
przy wsparciu państwa.
Jak wiarygodne są szacunki dotyczące gazu łupkowego w Polsce, ktore
podają Exxon, Chevron czy Conoco?
Podstawą oceny zasobności złoża są tzw. kryteria bilansowości. Jest
ich wiele, np. dla węgla brunatnego jedno z nich odnosi się do
miąższości złoża, czyli - mowiąc inaczej - grubości pokładu kopaliny,
ktory np. może mieć od kilku centymetrow do 30 metrow. Jeśli przyjmiemy,
że wydobycie opłaca się, gdy pokład ma minimum 3 metry grubości, to
złoże można oszacować np. na miliard ton. Jeśli zaś dysponujemy
technologią, ktora pozwala eksploatować pokłady o mniejszej miąższości,
np. dwumetrowej, to złoże można szacować już nie na jeden, a nawet na
trzy miliardy ton. Podobnie manipulowanie takimi prostymi danymi
spowoduje, że można mowić, że mamy gazu bardzo dużo albo bardzo mało.
O łupkach mowi się także w skali globalnej, Amerykanie z ich powodu
ogłosili gazową samowystarczalność. Mamy więc do czynienia z nadmuchanym
balonem?
Całkiem możliwe, że tak jest. Proszę spojrzeć, co się stało z cenami
gazu na świecie, gdy okazało się, że importer taki jak USA ma większe
własne zasoby.
Ceny gwałtownie spadły.
To są proste zabiegi. Kilka lat temu wiele mowiło się o tzw.
hydratach gazowych, czyli metanie zawartym w luźnych osadach morskich.
Na głębokości co najmniej kilkuset metrow pod wodą wiąże się on z wodą,
tworząc białą skałę, ktora jest trwała tylko pod wysokim ciśnieniem.
Tych hydratow jest znacznie więcej niż całego węgla organicznego
zawartego w węglu kamiennym i brunatnym, ropie, gazie i glebie.
Eksploatacja tych złoż spowodowałaby rzeczywiste zabezpieczenie
energetyczne świata. Kilka lat temu wiele się o tym mowiło, ale sprawa
ucichła, głownie ze względu na brak efektywnych technologii. To samo
może, choć nie musi, dziać się w sprawie łupkow.
Czyli możemy mieć do czynienia z propagandowym zabiegiem, ktorego
efektem jest spadek cen gazu? To i tak z naszego punktu widzenia dobra
rzecz.
Oczywiście, że tak mowić, a nawet myśleć możemy, ale komentować
zasobności takich krajowych złoż się odpowiedzialnie nie da bez wglądu w
fachową dokumentację. Jak mowiłem, wystarczy zmienić jedno z wielu
kryteriow bilansowości i te wartości mogą być zwielokrotniane albo
pomniejszane w dowolny niemal sposob.
Skoro największe koncerny światowe zainteresowały się koncesjami w
Polsce, to chyba nie strzelają ślepymi nabojami?
Prawdopodobnie nie, natomiast ciągle otwarte jest pytanie, czy
powinniśmy im to oddawać. Moim zdaniem nie.
Jest rożnica między koncesją poszukiwawczą a wydobywczą.
Oczywiście, że jest, ale jeśli mamy do czynienia z koncesją
poszukiwawczą, ktorej posiadacz udokumentuje złoża, to praktycznie nie
można odmowić mu udzielenia koncesji na wydobycie, a on albo będzie,
albo nie będzie wydobywał.
Można jednak utworzyć społkę joint venture z jakimś polskim podmiotem.
Dotknął pan bardzo ważnej rzeczy. W Polsce opłaty eksploatacyjne są
śmiesznie niskie. To jest dobre w sytuacji, gdy surowiec jest wydobywany
przez nasze firmy i jest sprzedawany albo z zyskiem dla Skarbu Państwa,
albo wpierana jest tanim surowcem rodzima gospodarka. W momencie gdy
mamy do czynienia z obcym kapitałem, ktory eksploatuje co lepsze
fragmenty złoża i wywozi surowiec za granicę, zostawiając w Polsce
opłaty rzędu jednej tysięcznej wartości gazu, bo tyle będzie płacił
opłat eksploatacyjnych, uzyskując przy tym za darmo od nas informację
geologiczną, to nikt czujący odpowiedzialność za państwo by się na to
nie zgodził.
Ale jak rozumiem, nic nie jest jeszcze przesądzone.
Już w tej chwili jest bardzo źle, trzeba by szybko zmienić system
opłat eksploatacyjnych, ktore nie były dotąd takie ważne, bo nie było
poważnych zagranicznych inwestorow w tej branży. Teraz to się zmienia na
gorsze, bo w projekcie nowego prawa geologicznego i górniczego wielkość
opłat eksploatacyjnych wstawiono w tekst trudno zmienialnej ustawy
(prace nad tym projektem trwają piąty rok), a obecnie jest w
rozporządzeniu Ministra środowiska, ktore można zmienić w kilka dni.
Teoretycznie zyskujemy własne źrodło gazu, ale w praktyce może być tak,
że inwestor eksploatujący nasze złoża może zażądać dowolnej ceny albo
odesłać nas do Gazpromu, ktory wtedy akurat pod byle pretekstem zakręci
kurek. Takie przedsięwzięcia muszą być prowadzone pod kontrolą państwa.
Biorąc pod uwagę stagnację polskiego rynku, z jednej strony
związanego monopolem PGNiG, z drugiej monopolem Gazpromu, to jest jednak
jakiś ruch.
Nawet jeśli miałby on tylko wartość PR-owską, to jest interesujący,
ale trzeba też zwrocić uwagę na inne źrodła gazu. W Polsce mamy
prawdopodobnie ponad 200 mld metrow sześciennych gazu w złożach węgla
kamiennego, mamy też złoża węgla brunatnego, ktory da się zgazować
metodami biologicznymi i uzyska się metan i wodor. Tutaj mowimy już o
bilionach metrow sześciennych i to rzeczywiście może być gazowy Kuwejt.
W takie polskie technologie trzeba by inwestować dużo mniej, niż będzie
nas faktycznie kosztowała eksploatacja gazu z łupkow czy wiatraki.
Ale tu mamy ten sam problem co z łupkami. Firmy, ktore mogłyby się
tym zająć, nie są tym zainteresowane, bo prościej jest sprowadzać gaz z
Rosji.
Po to jest rząd, by promować odpowiednie zachowania i rozwoj
technologii polskich. To nie jest łatwe, ale da się to robić, bo
potencjał zasobówy i intelektualny jest ogromny.
Autor: Jakub Mielnik
Polska The Times
RABUNEK czyli SZACHER MACHER

jak kto woli, geszeft
czyli "Zapis rabowania Polski"


(1) "Wyeliminowanie narodowej produkcji w Polsce, głównie przemysłu
ciężkiego, maszynowego, górniczego, kolejowego czy okrętowego, zepchnęło
Polskę do grona niedorozwiniętych technologicznie krajów obrzeża starych
krajów unijnych. Pozbawiona zdolności eksportowych Polska stała się
łakomym kąskiem rynkowym wspólnotowej konkurencji, która otwierając
Polsce drogę do Unii narzuciła jej dalsze ograniczanie zdolności
wytwórczych i zwiększanie uzależniającego ją importu
techniczno-technologicznego, permanentnie zadłużającego ją za granicą,
które obecnie wynosi 16,4 mld dolarów amerykańskich. Taka sytuacja i to
w sercu kontynentu europejskiego, pozwoliła natomiast obcym firmom,
głównie europejskim i północnoamerykańskim na natychmiastową ekspansję
lokalizacyjną. Rozpoczął się wyścig po zdobycie uzbrojonej
infrastruktury przemysłowej na własność i to w głównych ośrodkach
przemysłowych i wielkomiejskich na obszarze całej Polski. W ten sposób
nowe 87 obce firmy utrwaliły swoją długoterminową ekspansję i rażąco
wysoką dewizowo zależność eksploatacyjną Polski, ograniczając nasz
strukturalny rozwój w oderwaniu od położenia, zasobności surowcowej i
kapitału ludzkiego kwalifikowanej kadry robotniczej i inżynieryjnej,
która poszła w zupełną rozsypkę lub na wcześniejsze emerytury" - pisze
dr Ryszard ślązak w artykule pt. "Powikłana prywatyzacja" zamieszczonym
w nr 1(10)/2009 dwumiesięcznika "Realia".
Ponieważ po zlikwidowaniu przemysłu stoczniowego przez rząd
Donalda Tuska Polska stała się krajem bez własnej ekonomiki, warto
przyjrzeć się jak w ciągu 20 lat kolejne ekipy "prawicowe" i "lewicowe"
dokonywały eutanazji gospodarki narodowej, będącej dziełem dwóch pokoleń
Polaków. Ten przegląd zawdzięczamy uprzejmości dra ślązaka, który
zezwolił nam na wykorzystanie materiałów zamieszczonych w ww. pracy, za
co autor i redakcja składają serdeczne podziękowania Panu Doktorowi.
Sterowany bałagan
Na przełomie lat 1989/90 ówczesne władze rozpoczęły przygotowania
do przemian własnościowych w naszym kraju. Jednym z motywów tych
posunięć był jeden z niepisanych punktów układu "okrągłego stołu",
polegający na oddaniu władzy politycznej "Solidarności" w zamian za
uwłaszczenie nomenklatury partyjnej. Pierwszy krok stanowiło
usamodzielnienie przedsiębiorstw państwowych, co oznaczało zdjęcie
gwarancji władz, natomiast państwo przejęło długi zagraniczne tych
zakładów. (Wówczas tylko państwo, a nie podmioty gospodarcze było
zadłużone względem zagranicy.) W tym okresie pojawiły się trzy rodzaje
własności: samodzielne przedsiębiorstwa używające jeszcze przymiotnika
"państwowy", własność Skarbu Państwa i własność prywatna. Przywrócono
funkcjonowanie przedwojennego Kodeksu handlowego (nota bene nigdy nie
został on formalnie uchylony), który zezwalał na powstawanie nowych
podmiotów gospodarczych różnego rodzaju. Na początku lat 90.
wyodrębniono czwarty rodzaj własności - własność komunalną.
Za tymi gwałtownymi zmianami nie nadążało jednak ustawodawstwo
gospodarcze - w praktyce obowiązywało równolegle nowe i stare prawo.
Zasypywany pytaniami Sąd Najwyższy podjął uchwałę z dnia 12 grudnia 1989
roku nr III CRN 401/89 (nie publikowaną!), w której uzasadniał, że
majątek państwowych zakładów jest ich własnością i nie stanowi własności
Skarbu Państwa. Tym samym zakłady państwowe zostały uwłaszczone
majątkiem od stycznia 1989 roku. Oznaczało to, że mogą one tworzyć
spółki z innymi podmiotami gospodarczymi - głównie akcyjne i z
ograniczoną odpowiedzialnością, bez uzyskiwania zgody branżowych
ministrów. Na podstawie nowych regulacji prawnych w latach1989 - 1990
zakłady stały się właścicielami gruntów i innych nieruchomości dotąd
przez niezarządzanymi w imieniu państwa. W 1993 roku Sąd Najwyższy inną
uchwałą (tym razem opublikowaną) potwierdził rozróżnienie własności
formułując termin "Skarbu Państwa".
Tak szybki proces przekształceń własnościowych stał się przyczyną
majątkowego ataku na zadłużone zakłady ze strony różnych sił krajowych i
zagranicznych oraz bankowych kredytodawców. Banki obejmując czy
przejmując akcje lub udziały w nowych spółkach szybko zaczęły je
rozparcelowywać, dzielić, likwidować i zbywać ich majątek o
równowartości należności kredytowych czy akcji bądź udziałów. Częściowo
również z winy banków nastąpił lawinowy proces upadłości, bankructw,
likwidacji, sprzedaży i różnorodnych spekulacji majątkiem wypracowanym
przez Naród w latach 1945 - 1989. Miało miejsce rażące marnotrawstwo
majątku narodowego, na przy zezwoleniu władz państwowych wszystkich
szczebli. Co gorsza, już na początku realizowania doktryny
prywatyzacyjnej odrzucono zasadę zachowania w rękach państwa pewnej
liczby przedsiębiorstw o znaczeniu strategicznym.
Opisany tu bałagan wynikał nie tylko z braku doświadczenia czy też
niechlujstwa. Przy braku jasnego, czytelnego prawa, nieprecyzyjnych
zasadach wyceny (o czym poniżej), braku określenia, co powinno pozostać
w ręku państwa lub pod jego kontrolą, można było za bezcen - ale za to
za łapówki - wyprzedać zagranicznemu kapitałowi cały majątek narodowy.
Wycena według uznania
W pierwszych latach 90. zastanawiano się nad metodą wyceny
podmiotów państwowych oraz nad tym, co ma być i komu sprzedane. W
rezultacie mienie państwowe podzielono na trzy grupy:
a) niebędące przedmiotem obrotu, zawsze pozostające jako własność
państwa, np. złoża kopalin czy dobra kultury;
b) dobra nieprzeznaczone do obrotu, nabyte lub wytworzone za
środki publiczne przez jednostki państwowe;
c) mienie stanowiące obecnie lub w przyszłości przedmiot obrotu, a
przeznaczone do prywatyzacji
Według tej metodologii mienie zaliczone do grupy "a" określano
tylko rzeczowo, w ujęciu opisowym lub rodzajowo-opisowym, ale wyceny
dokonywano jak dla mienia będącego w stanie naturalnym, dóbr kultury,
zasobów dokumentacyjnych czy archiwaliów. Majątek z grupy "b", ujmowano
wartościowo, stosując wartość szacunkową, głównie w odniesieniu do
gruntów. Natomiast mienie z grupy "c", ujmowano wartościowo na podstawie
przepisów o rachunkowości oraz odnoszących się do jednostek państwowych.
Te pośpiesznie przyjęte zasady wyceny sprawiły, że nadano im szczegółowy
charakter i przyjęto odmienne wymogi.
Tak sformułowane zasady powodowały nieadekwatność przyjmowanych
kwot wyceny do rzeczywistej wartości mienia oraz niemożność stosowania
jednego miernika wartości. Majątek państwowy wyceniano poprzez szacunek
ekspercki, szacunek własny Ministerstwa Skarbu Państwa, poprzez operat
szacunkowy, w oparciu o informacje przekazywane przez starostów, a także
wyceniano według wartości wynikającej z protokołów przekazania zakładu
pracy nowemu użytkownikowi - właścicielowi.
Stosunkowo największa uznaniowość występowała przy wycenie gruntów
państwowych, będących obiektem szczególnego zainteresowania rolników - z
jednej strony a wszelkiej maści spekulantów krajowych i zagranicznych -
z drugiej. Pamiętajmy, że w roku 1987 grunty Skarbu Państwa obejmowały
42% terytorium kraju, co stanowiło niemal 13 mln hektarów. Gminy i różne
osoby prawne zajmowały tylko 6% obszaru państwa, a osoby fizyczne miały
prawo własności do 52% powierzchni kraju. Wartość tych gruntów ujmowano
tylko wtedy, gdy nieruchomość była znana. W zasobach Agencji
Nieruchomości Rolnych Skarbu Państwa w 1997 roku znajdowało się
2.435.214 hektarów o uznaniowo określonej wartości 6 021 160 110 zł. Po
2004 roku grunty wyceniano bardziej precyzyjnie.
Ile mieliśmy
W 1997 roku. działało 415 jednoosobowych spółek Skarbu Państwa o
wartości nominalnej akcji 26.494.319.033 zł. Z liczby tej 39, o wartości
akcyjnej 110.684.200 zł, było w stanie likwidacji. Natomiast spółek z
częściowym udziałem Skarbu Państwa istniało 1.347, o wartości udziałów
państwa wynoszącej 8.983.367.950, w tym 33 spółki o wartości 74.567.470
zł znajdowały się w stanie likwidacji. Wszystkie spółki z całkowitym i
częściowym udziałem Skarbu Państwa, podlegały nadzorowi Ministra Skarbu
Państwa. Do organów zarządzających tych spółek partie polityczne
desygnowały swoich delegatów, co nadzwyczaj sprzyjało ich prywatyzacji.
Jeszcze w 1997 r. przedsiębiorstwa państwowe i banki państwowe,
dla których organem założycielskim i zarządzającym byli minister skarbu
i wojewodowie, posiadały fundusze własne o łącznej, szacunkowej wartości
42.099.088 tys. zł, która w czasie działalności gospodarczej powinna
wzrastać, a nie maleć, bo stanowi to przecież cel ich działalności.
Poza tym majątkiem Skarbu Państwa, Minister SP wniósł część
majątku narodowego do 38 różnego rodzaju fundacji o łącznej wartości
17,098.mln zł. Majątek ten w wielu przypadkach został dziwnie
"uwłaszczony" i nadal po cichu się rozpływa. Z czego wynika konieczność
rzetelnej ewidencji majątków wszelkich fundacji, którym rząd powierzył
mienie narodowe do czasowego gospodarowania. Minister powinien każdego
roku składać dokładne sprawozdanie z gospodarowania tym majątkiem przez
fundacje. Ponadto do wiadomości publicznej powinien podawać wykaz
fundacji z wyszczególnieniem, jakim majątkiem narodowym dysponują i jak
go użytkują. A są to grunty, budynki, pałace, nawet te znacjonalizowane,
a niezwrócone ich prawowitym właścicielom, budynki wybudowane po wojnie.
Majątek ten nie powinien pozostawać bez nadzoru państwa, mimo iż umknął
z dotychczasowej publicznie dostępnej ewidencji.
Po 10 latach, w 2007 roku. Skarb Państwa dysponował akcjami i
udziałami w 1.344 spółkach, z których 982 prowadziło działalność
gospodarczą, a wartość akcji i udziałów w tych spółkach wynosiła 198 mld
złotych. Z tych 1.344 spółek tylko 410 było jednoosobowymi spółkami
Skarbu Państwa z kapitałem o wartości 80 mld złotych. Na giełdzie
papierów wartościowych notowano tylko 40 spółek dysponujących akcjami o
wartości 73 mld zł. Najdroższe były spółki energetyczne wycenione na ok.
56 mld złotych, których wartość znacznie wzrosła. Za nimi znajdowały się
spółki kolejowe o wartości 12 mld złotych. Do nieodpłatnego nabycia
akcji w spółkach w samym tylko 2007 roku uprawnionych było 1,64 mln
pracowników różnych zakładów, a także rolników, którzy łącznie otrzymali
nieodpłatnie 950 mln akcji. W całym dotychczasowym procesie
prywatyzacyjnym nieodpłatnie akcje uzyskało około 4 mln pracowników.
CDN Zbigniew Lipiński
Nr 12 (22.03.2009)

Zapis rabowania Polski (2)
Kontynuujemy zapis eutanazji gospodarki narodowej pod hasłem
"prywatyzacji" przeprowadzanej od tzw. przełomu, czego symbolicznym
zakończeniem stała się likwidacja przemysłu stoczniowego na przełomie
ubiegłego i bieżącego roku. Przypominam, że w artykule tym korzystam z
danych zawartych w artykule dra Ryszarda ślązaka "Powikłana
prywatyzacja" zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika "Realia", na
co zezwolił Autor.
Po cichu a potem jawnie
"Prywatyzacja stała się doktryną i programem gospodarczym niemal
wszystkich rządów po roku 1989 (...) stała się integralną częścią
programu działalności gospodarczej, którego założenia opracowywał rząd,
a Sejm zatwierdzał i rozliczał go z tej realizacji" - pisze dr ślązak w
ww. pracy. Pierwsza prywatyzacja odbywała się po cichu, niejawnie,
począwszy od 1988 r. i obejmowała ona głównie nomenklaturę
partyjno-rządowo-esbecką. Ta prywatyzacja nie podlegała ewidencji, choć
objęła ona majątek wartości 200 mln zł.
Tę jawną rozpoczęto w 1990 r. Istniało wtedy 8.453
zarejestrowanych przedsiębiorstw państwowych, z czego w okresie 1990 -
2000 "sprywatyzowano" 5.216, co stanowi 62% stanu wyjściowego. W 2002 r.
działalność gospodarczą prowadziło 1.386 państwowych zakładów, z których
w roku 2006 pozostało czynnych tylko 551, 94 likwidowano, a 188
znajdowało się w stanie upadłości (vide - tabela 1). Zasadniczy cel
prywatyzacji stanowiło unicestwienie najpierw wielkich przedsiębiorstw
państwowych, określanych pogardliwie "molochami". Tak naprawdę chodziło
o sprzedaż uzbrojonych terenów, głównie miejskich, zabudowań i
wyposażenia technicznego. W ten sposób firmy zagraniczne, przy pomocy
polskich kondotierów, wyparły raz na zawsze polskie przedsiębiorstwa z
ich zagranicznych rynków zbytu.
Jednocześnie likwidowano centrale handlu zagranicznego, głównie
eksportowe, co niemal całkowicie i nagle załamało polski eksport wyrobów
przemysłowych i eksport budownictwa. Ten ostatni rozwijany był na
podstawie długoterminowych umów państwowych, przyczyniając się do
wzrostu polskiego eksportu w ramach nowej polityki
gospodarczo-modernizacyjnej Edwarda Gierka. Polityka "prywatyzacji"
doprowadziła polskie centrale eksportowe do paraliżu ekonomicznego, a
następnie do ich rozpadu i likwidacji. Na proces prywatyzacji nie miały
one wpływu, ponieważ o losie przedsiębiorstw państwowych decydowały
ówczesne, z zasady niestabilne politycznie, nowe władze. W rezultacie
nastąpiło zwiększanie importu inwestycyjnego i importu ogółem, w dużej
części zbędnego, czy wręcz śmietnikowego. Poprzedniej struktury
eksportowej nigdy już nie odbudowaliśmy, a i dziś w programach rządowych
ten problem nie istnieje.
Jeszcze do początku lat 90 Polska eksportowała kompletne obiekty
przemysłowe, różnorodne usługi (także medyczne) na Bliski i Daleki
Wschód, do Azji, Europy, Związku Sowieckiego. Budowaliśmy drogi, mosty,
zakłady przemysłowe pod klucz, kopalnie, huty, elektrownie, całe osiedla
mieszkaniowe od zaprojektowania do ich kompleksowego, ostatecznego
wykonania, szpitale, w których w ramach kontraktów usługowych były
zatrudnione całe nasze zespoły medyczne. Roczne wpływy z tego eksportu
sięgały ponad 6 mld USD. Tylko z samego eksportu różnorodnych usług,
nasze wpływy w końcu lat 70. i w latach osiemdziesiątych wynosiły
rocznie ponad 2 mld USD. Wyspecjalizowane polskie firmy renowacyjne
(odbudowy i konserwacji zabytków) realizowały w różnych krajach
europejskich i pozaeuropejskich tego rodzaju usługi, co poza zarobkiem i
dopływem wymienialnej waluty dla nich i dla kraju, dawało polskiej
kadrze technicznej i artystycznej uznanie i zawodową sławę zagranicą, z
czego korzystamy do dziś.
Tzw. prywatyzację motywowano rzekomo większą efektywnością
ekonomiczną tego sektora. Tłumaczono, że nawet przedsiębiorstwa
państwowe przekształcone w spółki prawa handlowego osiągają lepsze
wyniki w porównaniu z czysto państwowymi. Aby nadać szczególną wagę tej
wyprzedaży, ukuto termin "inwestora strategicznego", z reguły
zagranicznego. Wyprzedaż miała się stać jednym z decydujących czynników
wzrostu gospodarczego, szybkiego wzrostu eksportu i spadku importu.
Minione 20-lecie dowiodło czegoś wręcz przeciwnego: eksport rósł bardzo
powoli (była to tendencja stała), czemu towarzyszył lawinowy wzrost
importu uzupełniającego, co uzależnia produkcję realizowaną przez nowego
właściciela od dostaw zagranicznych. Import półfabrykatów i innych
elementów, które mogą być produkowane w Polsce, ma stałą tendencję
wzrostu. Ponadto w Polsce zagraniczni właściciele z reguły zmieniali
asortyment produkcji i wytwarzają części, elementy i półfabrykaty a nie
produkt finalny. W przypadku tego ostatniego nie oznakowują, że towar
został wytworzony w Polsce. Taki stan rzeczy zwiększa pośrednio
obciążenie dewizowe państwa, bo tylko państwo dysponuje dewizami i to
państwo, kosztem własnego budżetu, zapewnia obce dewizy na regulacje
zobowiązań płatniczych wobec zagranicy.
Pętla Balcerowicza
Nowo mianowany minister finansów, a jednocześnie wicepremier -
Leszek Balcerowicz (funkcje te pełnił w latach 1989-1991, a następnie za
rządów AWS/UW w okresie1987-2000), od razu wprowadził restrykcyjną
politykę finansową służącą podbiciu ekonomicznemu Polski przez Zachód.
Paradoksalnie, jego polityce sprzyjały odziedziczone po poprzednim
systemie - centralny model zarządzania oraz powszechna własność
państwowa. Ponadto do państwa nadal należały wszystkie banki, a NBP
nadal nosił charakter nie banku centralnego, ale monobanku: udzielał
kredytów, obsługiwał finansowo podmioty gospodarcze, dysponował
rozbudowaną siatkę filii. Nadal więc polityka kredytowa i stopy
procentowe zależały od decyzji Ministra Finansów.
Na początku 1989 roku średnia stopa procentowa dla kredytów
inwestycyjnych wahała się w granicach 4 -7 procent, a kredytów
obrotowych 7-10 proc. Od początku 1990 r. Balcerowicz podniósł
drastycznie wszystkie stopy procentowe, w tym stopy odsetek od
zaległości podatkowych oraz odsetki cywilnoprawne, czyli tzw. ustawowe,
stosowane w relacjach podmiot - obywatel. Stopy kredytowe wzrosły w roku
1990 do ponad 72 proc., a stopa redyskontowa nawet do106 proc. rocznie
Odsetki ustawowe wzrosły do 92 proc. średniorocznie, odsetki od
zaległości podatkowych nawet do 212 proc. średniorocznie, a czasowo aż
do 720 proc. Horrendalnemu podniesieniu stóp, co stanowiło bandytyzm
ekonomiczny, towarzyszył bandytyzm prawny, bowiem nowo wprowadzone stopy
procentowe obejmowały nie tylko nowe umowy kredytowe, ale również
wszystkie kredyty udzielone uprzednio. Czyli, już w trakcie trwania
umowy, kredytobiorcom narzucono nowe warunki kredytowe w czterech
tytułach odsetkowych, po to, aby nie mogli prowadzić działalności
gospodarczej. Zostali oni z góry skazani na straty. Wszystkie przecież
rodzaje kosztów były uprzednio kalkulowane w oparciu o stopy z umów
zawartych przed rokiem 1990. Nagły wzrost stóp procentowych prowadził
nieuchronnie do szybkiej upadłości i likwidacji przedsiębiorstw
państwowych z powodu niewypłacalności, niewypłacalność do ich upadku, a
to z kolei dawało asumpt do ich pośpiesznej, przymusowej prywatyzacji
pod pozorem braku zyskowności. Metody te przypominają niszczenie
własności prywatnej domiarami w czasach stalinowskich. Zadłużone w ten
sposób podmioty gospodarcze nie mogły spłacić nie tylko kapitału
uzyskanego z kredytu, ale i ponad dziesięciokrotnie wyższych odsetek,
tym bardziej, że władze i banki przyjęły zasadę, że wszelkie spłaty
dłużnika (kredytobiorcy) najpierw są zaliczane na spłatę odsetek, a
dopiero reszta na spłatę kapitału kredytowego.
Balcerowicz stworzył sytuację wieczystego zadłużenia i niemożności
spłaty kredytów kiedykolwiek, co przyśpieszało nagonkę prywatyzacyjną
zarówno ze strony władz, jak i różnych kombinatorów krajowych i
zagranicznych. Stosunkowo często przyjmowano kwotę zadłużenia
przedsiębiorstwa za cenę jego sprzedaży. Wycena przedsiębiorstwa
zazwyczaj miała charakter uznaniowy. Z zasady kwestionowano wartość
ewidencyjną majątku trwałego twierdząc, że majątek ten został już
zamortyzowany, jest mało wartościowy produkcyjnie, a to rażąco zaniżało
wartość podmiotu gospodarczego. Ponadto do wyceny z reguły nie zaliczano
wartości gruntu, na którym znajdował się zakład. Przejęć za należności
kredytowe i odsetkowe dokonywały także banki. Uzyskały one zamianę
swoich należności kredytowych na udziały czy na akcje u tych
kredytobiorców. W sztucznie zawyżonej części odsetkowej uzyskiwały one
korzyści finansowe czy majątkowe niemal za darmo.
Podsumujmy. Wskutek wstrząsowej polityki finansowej nastąpiła
niemal powszechna niewypłacalność różnorodnych podmiotów gospodarczych,
ogromne zatory płatnicze i zastosowana przez władze blokada kredytowa
wobec przedsiębiorstw państwowych.
W takich to warunkach ekonomicznych następował aktywny politycznie
proces przekształceń prywatyzacyjnych. Sztucznie zawyżone zobowiązania
bezpośrednio wpływały na uzyskiwaną cenę zbycia, czy ceny udziałów bądź
akcji podlegających sprzedaży. Innymi słowy, chodziło o wyprzedaż
polskich zakładów jak najszybciej i jak najtaniej. CDN
Zbigniew Lipiński
Nr 13 (29.03.2009) nowa.myslpolska.pl

Zapis rabowania Polski (3)
Poniżej przedostatni odcinek relacji z niszczenia gospodarki
polskiej przez ekipy rządzące Polską od 1989 r. W artykule tym korzystam
z danych zawartych w artykule dra Ryszarda ślązaka "Powikłana
prywatyzacja" zamieszczonym w nr 1/10 2009 dwumiesięcznika "Realia", na
co zezwolił naszej redakcji Autor.
Apogeum wyprzedaży
31.10.1997 r. rządy w Polsce objęła koalicja AWS-UW. Na czele
gabinetu stanął Jerzy Buzek (AWS), ale kluczowe resorty gospodarcze (i
nie tylko) objęli bądź funkcjonariusze UW, bądź ludzie z AWS, których
poglądy na gospodarkę (a raczej wykańczanie polskiej gospodarki) mieli
tożsame z partią Bronisława Geremka. Tak więc wicepremierem i
jednocześnie ministrem finansów został Leszek Balcerowicz - w gabinecie
Tadeusza Mazowieckiego pogromca przedsiębiorstw państwowych. Urząd ten
pełnił do czerwca 2001 r., kiedy to UW - ku rozpaczy Mariana
Krzaklewskiego - opuściła koalicję. Był on faktycznym dyktatorem
gospodarki. W procederze wyprzedaży majątku narodowego zaciekle pomagał
mu minister skarbu państwa - Emil Wąsacz (AWS), zdymisjonowany dopiero
16.08.2000 r., na cztery miesiące zastąpiony przez Andrzeja
Chronowskiego, a od 28.02.2001 r. funkcję tę objęła Aldona
Kamela-Sowińska. Zapewniała ona publicznie, że do końca kadencji rządu
nie pozostanie w Polsce ani jeden zakład państwowy. Wprawdzie zapowiedzi
nie spełniła, ale starała się bardzo usilnie. W każdym razie rządy Buzka
stanowią apogeum wyprzedaży (z reguły za bezcen) majątku narodowego, zaś
rok 2000 jej szczyt.
W roku 1999 majątek Skarbu Państwa (w tym państwowe zasoby
własności rolnej) wyceniono na 159 mld zł (ok. 41 mld USD). Wartość
samych przedsiębiorstw i banków państwowych i jednoosobowych spółek
Skarbu Państwa oraz udziałów i akcji państwa w różnych podmiotach
gospodarczych wynosiła ok. 137 mld zł (ok. 35 mld USD). Przyjęto wtedy
(teoretycznie), że część majątku państwowego służąca zadaniom publicznym
nie będzie prywatyzowana. Jego wartość oszacowano na ok. 21 mld złotych.
Tylko w roku 2000 "sprywatyzowano" poprzez sprzedaż: Polski
Koncern Naftowy S.A, Telekomunikację Polską S.A, Bank Handlowy w
Warszawie S.A, Bank PBK S.A., Bank Pekao S.A, Orbis S.A. Nadto
rozpoczęto przygotowania do prywatyzacji głównych sektorów gospodarki:
energetyki, hutnictwa, cukrownictwa, górnictwa węgla kamiennego, a nawet
przemysłu obronnego. Forsowano też przyśpieszenie prywatyzacji
bezpośredniej, czyli sprzedaży całkowitej. W tym samym roku rozpoczęto
sprzedaż 9 spółek w ramach prywatyzacji pośredniej, tzw. kapitałowej,
czyli udziałów i akcji w spółkach Skarbu Państwa wcześniej powstałych w
ramach komercjalizacji. W grupie tych 9 spółek były: Zespól
Elektrociepłowni Wrocławskich Kongeneracja S.A, Elektrociepłownie
Warszawskie S.A, Polskie Linie Lotnicze LOT SA, Elektrociepłownia im. T
Kościuszki S.A, Zakłady Farmaceutyczne Polfarma S.A, Szczecińskie
Zakłady Nawozów Fosforowych "Superfosfat" S.A, Kieleckie Zakłady
Przemysłu Wapienniczego S.A, Zakłady Gipsowe Dolina Nidy oraz Opoczno
S.A. W 3 innych spółkach nastąpiła warunkowa sprzedaż akcji tj. w
Elektrociepłowni Wybrzeże S.A, w Górnośląskim Zakładzie Energetycznym
S.A i w śląskiej Spółce Cukrowej S.A.
Minister Skarbu sprzedawał też udziały i akcje 24 spółek Skarbu
Państwa oraz rozpoczął sprzedaż akcji i udziałów w 80 nowych spółkach, w
32 wznowił sprzedaż akcji i udziałów, jak również wznowił procesy
upadłościowe. W roku 2000 całkowicie sprywatyzowano 35 spółek i w 12
rozpoczęto sprzedaż. Z niepełnych danych wynika, że podczas 20 lat
prywatyzacji wpływy finansowe wyniosły zaledwie 94,54 mld zł, w tym ze
sprzedaży banków 22,52 mld zł. Ryszard ślązak pisze: "W żadnych
materiałach sejmowych nie można było znaleźć danych o wpływach
dewizowych z tej prywatyzacji, o dokonanych wpłatach dewizowych z
zagranicy za nabywany zakład czy za nabywane akcje lub udziały. Nie ma
też wykazu sprywatyzowanych czy przekształconych w spółki zakładów, komu
zostały sprzedane, jakie uzyskano za nie należności, czy były wpłaty
dewizowe za ich nabycie przesyłane z zagranicy oraz jakie poniesiono
koszty w trakcie sprzedaży czy przekształcania danego zakładu".
Ziemia i grunty pod młotek
Na początku przekształceń własnościowych w rękach państwa
znajdowało się 3.352.631 ha ziemi, z czego większość przeznaczono do
sprzedaży, względnie do dzierżawy - często nawet na okres ponad 20 lat.
Dotąd sprzedano 1,8 mln ha gruntów. W 2003 r. na podstawie 150 tys. umów
wydzierżawiono 2,4 mln ha gruntów, tj. około 70 proc. ówczesnego zasobu,
a obecnie wydzierżawionych jest 1,8 mln ha W zasobach państwowych
pozostało jeszcze 1,1 mln ha. Obecnie porządkuje się ewidencję gruntów
znajdujących się w dyspozycji wojewodów i starostów gospodarujących
gruntami Skarbu Państwa. Inne grunty, jako samorządowe, pozostają w
dyspozycji wójta, starosty i marszałka województwa.
Grunty i ziemia niedzierżawiona i niesprzedana oraz położona
wewnątrz aglomeracji miejskich, czy w nieistniejących już okręgach
przemysłowych, stanowi przedmiot usilnych zabiegów spekulantów, głównie
zagranicznych, w celu ich odrolnienia. Odrolnienie ma objąć grunty bez
względu na klasę ziemi, choć powinno obejmować tylko grunty klasy V i
VI, jako niemal nieużytki rolne. Dr ślązak zauważa: "Powtarza się
sytuacja z okresu panowania ziemskiej doktryny przeniesionej ze Związku
Sowieckiego, że ziemia nie była czynnikiem ekonomicznym, nie miała w
ogóle ceny. Według tej zasady rozwój przestrzenny Warszawy pchano na
żyzne tereny rolnicze Służewca i Ursynowa, zamiast na piaski Młocin czy
w kierunku Otwockim". Brak ustalenia ceny gruntów w okresie intensywnej
prywatyzacji od początku lat dziewięćdziesiątych spowodował, że wielu
prywatnych nabywców zakładów państwowych, natychmiast dzieliło je na
mniejsze działki i wnosiło aportem po parokrotnie wyższej cenie do
innych nowo powstałych podmiotów, czy nawet zbywało. Usługi doradcze,
opiniodawcze dokonywały firmy czy nowo tworzone obce spółki, które
kapitał zdobywały dopiero realizując zamówienia na tzw. doradztwo. Zyski
pochodzące z tych zamówień transferowano, po zamianie krajowych środków
płatniczych na waluty obce zagranicę.
Wzrost zainteresowania wszelkiego rodzaju gruntami wystąpił
głównie w okresie przygotowawczym do naszego członkostwa w Unii
Europejskiej. Rozparcelowywano grunty kółek rolniczych oraz państwowych
gospodarstw rolnych po ich likwidacji. Z drugiej strony - reprywatyzację
i zwrot ziemi przedwojennym właścicielom przewlekano w nieskończoność,
aby nie reaktywować historycznej warstwy ziemian.
Narodziny nowej oligarchii
Tzw. prywatyzacja służyła dwóm grupom beneficjantów. Pierwszą
stanowiły firmy i koncerny zagraniczne, które nabywały nie tylko
poszczególne zakłady, ale całe branże i rynki zbytu po cenach śmiesznie
niskich. Przejmowały one polskie podmioty gospodarcze, a następnie
likwidowały, bądź uruchamiały produkcję półfabrykatów, stanowiących
uzupełnienie produkcji zakładów umieszczonych w krajach macierzystych. O
kulisach tej prywatyzacji oraz branych przy tej okazji łapówkach
znakomicie pisał kilka lat temu prof. Kazimierz Poznański w dwóch
książkach - "Wielki przekręt" i "Obłęd reform".
Druga grupa, to rodzime "elity" polityczne, które podjęły
samouwłaszczenie, zapominając o obowiązku wyrównania krzywd pokoleniu,
które odbudowywało Polskę ze zniszczeń wojennych i zostało pozbawione
jakiejkolwiek własności. A jest to pokolenie odchodzące.
Dr ślązak tak komentuje ten proces: "Naiwna, liberalna wiara w
samoregulującą się gospodarkę rynkową i preferencje wobec
cudzoziemszczyzny sprawiły, że majątek narodowy przechodził w obce ręce,
a nie w ręce własnych pracowitych obywateli, zwłaszcza indywidualnych
rolników, którzy powinni nabyć na paroletnich warunkach kredytowych
większość gruntów rolnych, jakimi państwo dysponowało od momentu
przemian. Łatwość nabywania od państwa ziemi rolnej nawet na długoletnie
dzierżawy czy też gruntów po zakładowych, spowodowała szybkie
własnościowe rozwarstwienie się społeczeństwa, co sprzyjało powstawaniu
nowej klasy posiadaczy i nowych już regionalnych struktur
oligarchicznych, nawet oligarchii rolnej. Aktywność w pozyskiwaniu ziemi
od państwa przejawiały głównie te siły, które dysponowały wiedzą i
przygotowywały się pod przyszłe uzyskiwanie korzyści z unijno-narodowych
dopłat okresu członkowskiego. Te przyszłe zapoczątkowane w roku 2004
narodowo-unijne dopłaty powierzchniowe do gruntów rolnych, utrwaliły
podział struktury w rolnictwie, na większościową liczebnie drobnicę
gospodarstw do 20 ha stanowiącą około 76 proc. ogółu gospodarstw rolnych
i drugą część oligarchiczną od 300 ha aż do 12.400 ha stanowiącą około
20 proc. obszaru rolnego".
Nowi władcy Państwa Polskiego nie zapomnieli również o pomocy dla
nabywców naszego majątku narodowego w sektorach pozarolniczych.
Przejawiała się ona w zwolnieniach podatkowych sięgających nawet 10 lat.
Była to innego rodzaju dotacja i to dla firm cudzoziemskich. Inną formą
dotacji były kredyty preferencyjne oraz pomoc uzyskiwana z funduszy
przedakcesyjnych rozdzielanych przez państwo. Trzeba też pamiętać o
dopłatach powierzchniowych dla rolnictwa, już w niemałym stopniu
opanowanym przez zagranicznych właścicieli. Wreszcie - po aneksji Polski
do UE - obcy kapitał w rolnictwie czy w innych dziedzinach gospodarki
korzysta z najprzeróżniejszych funduszy unijnych, skorzystanie z których
jest uwarunkowane udziałem budżetu państwa w granicach 25 - 50 proc.
Zbigniew Lipiński
Nr 14 (5.04.2009)

Zapis rabowania Polski (4)
"Tubylcy" w odstawce
Prywatyzację w Polsce przeprowadzały z reguły firmy zagraniczne.
Pełniły one dwojakie funkcje: po pierwsze - przystosowywały one zakłady
do przejęcia przez nowego właściciela, po drugie - choć nie zawsze -
wyszukiwały kupca zwanego mylnie inwestorem. Dr Ryszard ślązak pisze:
"Miały one niczym nieskrępowany dostęp do organów władzy, która wprost
szczyciła się otwartością na współpracę z zagranicą, choć w rażącej
różnicy poziomowej, bo nie na równorzędnym poziomie państwowym". Firmy
polskie były dyskryminowane w tym procederze. Nie brały w "doradzaniu"
ani nasze uczelnie ekonomiczne, ani wybitni polscy ekonomiści. Nie
dopuszczono też ani polskich (jeszcze) banków, ani instytutów branżowych
(potem rozpędzonych). Na "doradców" zagranicznych, niekiedy zwykłych
hochsztaplerów, nie szczędzono środków. Często honorarium otrzymywały
one, głównie banki, w walutach wymienialnych, aby wykonawcy tych usług
nie ponosili kosztów różnic kursowych i prowizji bankowych przy zamianie
w polskich bankach złotych na walutę obcą. Troska to zgoła wzruszająca.
Niejednokrotnie tak uzyskane należności "doradcy" przeznaczali na zakup
polskich przedsiębiorstw lub udziałów lub akcji w nich (sic!).
Największe prowizje otrzymywały banki zagraniczne za "sukces przy
prywatyzacji", za znalezienie kupca (z zasady ze swojego kraju) i za
przeprowadzenie jego sprzedaży. Od niektórych wynagrodzeń strona polska
płaciła jeszcze podatek VAT i inne pochodne im koszty, niezaliczone
bezpośrednio w koszt obsługi tych umów.
"Zagraniczny, więc lepszy" - takie hasło przyświecało sprzedawcom
naszego majątku, a właściwie sprzedawczykom.
Kto się obłowił?
Przyjrzyjmy się ile w niektórych latach zarobiły zagraniczne firmy
doradcze.
Wydatki na nich w 1993 r. stanowiły kwotę ponad 37 mln zł. Wówczas
sprzedawano 184 przedsiębiorstw. W 100 przypadkach brali udział
"doradcy" zagraniczni, w większości obce banki. Oto lista tych, którzy w
owym roku najbardziej się obłowili. Habros Bank zajął się sprzedażą 5
państwowych zakładów papierniczych, za co policzył sobie i wziął 4,4 mln
zł. Bain and Compagnie "obrabiał" przedsiębiorstwa z branży
telekomunikacyjnej za 7,3 mln zł. Price Waterhause pobrał 1,9 mln zł,
White and Case - 110 tys. zł, Samuel Montagu - 1,586 mln zł,
Creditanstalt Investment - 4,5 mln zł. Zakłady "Stomil" prywatyzowało
Societe General za 890 tys. zł. Inni doradcy policzyli sobie
następująco: Nicom Consulting - 200 tys., zł, NM Rothschild - 270 tys.
zł, Winson and Elkins -150 tys. zł, Dickions Wright - 300 tys. zł, BAA -
143 tys. zł, KPMG - 400 tys. zł, Artur Andersen - 1,214 mln zł, Deloitte
and Touche - 100 tys. zł, Kleinwort Benson Limited - 260 tys. zł,
International Finance Corporation - 1,1 mln zł, York Trust 160 tys. zł,
ING Bank 90 tys. zł. Ci i inni "doradcy" kosztowali budżet państwa
(czyli nas wszystkich) 26 mln zł, co stanowiło 69 proc. kosztów obsługi
wyprzedaży majątku narodowego w 1993 r. W 1994 r. koszty te opiewały na
22,893 mln zł, z czego firmom obcym, przeważnie bankom, zapłaciliśmy
16,8 mln zł, czyli 73,5 proc. tej kwoty. "Krajowcy" uzyskali 5,2 mln zł,
tzn. 22,7 proc. Zapłacony z budżetu państwa od niektórych transakcji z
firmami zagranicznymi podatek VAT wypełnia różnicę. Price Waterhause
zajął się hutami szkła Jarosław i Kunice za 1,5 mln zł. Bain and Company
"prywatyzował" fabryki baterii, w tym znaną Centra Poznań, za 380 tys.
zł. Dams and Moore za "zajęcie się" celulozowniami i zakładami
papierniczymi uzyskał 350 tys. zł. Rothschild doradzał, jak "spylić"
Orbis za 250 tys. zł. Morgan Grenfell za "prywatyzację" fabryk
tytoniowych wziął 150 tys. zł. International Financial Corporation
zarobił 1,7 mln zł, W następnym, 1995 r., koszty obsługi "prywatyzacji"
121 zakładów państwowych wyniosły 34,8 mln zł, z czego firmy zagraniczne
wzięły 21,094 mln zł, czyli 69,7 proc. Były to z reguły zachodnie banki,
które obsługiwały 36 największych państwowych zakładów. W większości
przypadków podatek VAT zapłaciła za nich strona polska. A oto czołówka
najdroższych z roku 1995. International Finance Corporation za
"prywatyzację" Cementowni Ożarów otrzymał 2,516 mln zł, a za KOW Kujawy
2,282.mln zł, razem - prawie 4,8 mln zł. Morgan Grenfell zajmujący się
państwowymi fabrykami papierosów policzył sobie łącznie 11,132 mln zł.
Były to zakłady w Augustowie, Radomiu, Łodzi, Krakowie, Poznaniu.
Business Analysis and Advisers (BAA) za wynegocjowanie wartości spółki
oraz zobowiązań inwestycyjnych dostała 270 tys. zł, a firma Schoder za
pomoc przy "prywatyzacji" zakładów papierniczych otrzymała prowizję za
"sukces prywatyzacyjny" w kwocie 418.018 zł. Central Europe Trust za
doradztwo przy prywatyzacji zakładów Hanka w Siemianowicach śląskich
zarobiła 235.820 zł.
W 1996 r. "prywatyzacja" kosztowała Polaków 39,446 mln zł.
Rozdzielono ją na kapitałową (koszt - 36,25 mln zł) i przetargową (koszt
- 3,196 mln zł). "Prywatyzacji" kapitałowej podlegało 67 zakładów, a
przetargowej - 51. Przy pozbywaniu się 20 największych zakładów drogą
kapitałową i 10 ważniejszych zakładów drogą przetargową "doradzały"
firmy zagraniczne, głównie banki. W pierwszym przypadku kosztowało to
polskiego podatnika 28,58 mln zł, a w drugim - 2,901 mln zł. Na
cudzoziemskie doradztwo wydaliśmy wtedy 31,481 mln zł, czyli 80 proc.
"prywatyzacyjnych" kosztów.
A komu wówczas zapłaciliśmy najwięcej? Morgan Grenfell and
Cooperation Ltd doradzał przy zbyciu 6 największych zakładów
tytoniowych: w Augustowie, w Radomiu (2 zakłady), Krakowie, Lublinie i
Poznaniu, za co otrzymał 22,936 mln zł. Prócz tego zapłaciliśmy za niego
VAT - 633 tys. zł. Hambros Bank za przetarg na Zakłady Przemysłu
Celulozowego Kwidzyń dostał 4,535 mln zł. Z tytułu "sukcesu za
prywatyzację" Browarów w Tychach Finkorp pobrał prowizję 1,993 mln zł, a
Zakładów Kęty firma Evip - 698 tys. zł. Pro-Invest otrzymał prowizję za
sprzedaż akcji spółki FAEL w kwocie 1,191 mln zł. Z kolei firma BAA
otrzymała premię 190 tys. zł za "prywatyzację" Browarów Piast we
Wrocławiu. W roku 1997 "prywatyzacja" kosztowała nas 65,726 mln zł, z
czego udział obcych doradców wyniósł 69 proc. Rok 2000 stanowi szczyt
ilościowego udziału obcych spółek doradczych lub firm lub ich
spółek-córek funkcjonujących w naszym kraju. Usługi tych firm były
średnio czterokrotnie droższe niż podmiotów polskich o tym samym
profilu. Najwięcej kosztowała nas "prywatyzacja" polskich banków. Za PKO
S.A. Credit Suisse First Boston sp. z o.o. wzięła 4,6 mln zł, a Nikom
Konsulting Ltd pobrał 6,625 mln zł za Bank Zachodni S.A. W wysokości
honorarium "przebił" wszystkich ABN Amro Bank Polska, który za
"prywatyzację" PZU S.A. policzył sobie12 mln złotych. TDI -Towarzystwo
Doradztwa Inwestycyjnego za "prywatyzację" Towarzystwa Ubezpieczeń i
Reasekuracji Warta S.A. wzięło 1,4 mln złotych. Tylko za doradztwo przy
zawieraniu umowy kupna-sprzedaży akcji Wytwórni Wyrobów Tytoniowych S.A
w Poznaniu Deutsche Morgan Grenfeel zapłacono 720 tys. zł. Innym
wypłacono: Central Europe Trust Polska sp. z o.o. -1,3 mln zł, spółce
Doradztwo Gospodarcze DGA -1.830 tys. zł. White and Case za doradztwo
przy odszkodowaniach otrzymało 980 tys. zł. Firmy polskie za analogiczne
usługi brały w tym samym roku średnio 52,5 tys. zł.

"Wolny najmita"

Przedstawiony powyżej zapis wyprzedaży majątku narodowego Polaków,
choć niepełny, jest obrazem wstrząsającym. Na oczach całego narodu ekipy
zwące się raz lewicowymi, raz prawicowymi wyprzedały dorobek wielu
pokoleń Polaków. Chciałoby się napisać, że dokonano "wyprzedaży
bezmyślnej". Takie określenie stanowiłoby jednak kłamstwo. Konsekwencja
i determinacja w oddawaniu naszego majątku obcym świadczą o czymś wręcz
przeciwnym. Była to od początku do końca operacja przemyślana i
rozłożona na etapy.
Kraj, który nie posiada we własnych rękach
kluczowych, strategicznych gałęzi gospodarki jest skazany na niebyt
polityczny, a jego niepodległość staje się fikcją. Rządzący Polską
kondotierzy zagranicznych koncernów i agenci obcych wywiadów poszli
dalej: nie tylko pozbawili nas branż strategicznych, ale również innych
gałęzi gospodarki. A co zakrawa już na cynizm, za tzw. prywatyzację na
rzecz obcych Polacy musieli zapłacić z własnych kieszeni. Nawet przy tym
podłym, zdradzieckim procederze, dawano zarobić różnej maści doradcom
zagranicznym, odsuwając polskie firmy doradcze. Początkowo była to
wyprzedaż chaotyczna. Potem przybrała charakter planowy, systemowy i w
ciągu 20 lat średniej wielkości, zasobny, uprzemysłowiony kraj położony
w centrum Europy został prawie całkowicie pozbawiony własnej gospodarki.

Piszę "prawie", ponieważ do "ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej"
pozostała jeszcze wyprzedaż ostatniego dobra narodowego - ziemi. Ten
"problem" już rozwiązuje. Doprowadzenie do nieopłacalności produkcji
rolnej, cicha wyprzedaż ziemi pozostającej w rękach agencji państwowych,
dopuszczenie do nieuczciwej konkurencji na rynku żywnościowym (produkty
wytwarzane przez zachodnie, wysoko dotowane rolnictwo), wywłaszczanie
przez "polskie" sądy obywateli polskich z ich własności na rzecz Niemców
- to pierwsze jaskółki oddania ziemi obcym. (Nota bene - co robi w tej
sprawie PSL?) Część Polaków posiada jeszcze nieruchomości. Tę sprawę
załatwi podatek katastralny, do wprowadzenia którego od kilku lat
przymierzają się rządzący. Natomiast na Ziemiach Odzyskanych przejmą je
Niemcy, co już się dzieje, a spotęguje między innymi dzięki
przygotowywanej w Sejmie ustawie o obywatelstwie polskim oraz dalszej
inkorporacji prawa Unii Europejskiej do naszego prawodawstwa. Polak
zostanie "wolnym najmitą", szukającym pracy i chleba zagranicą, gdzie
będzie wykonywał prace, których zachodni bezrobotni wykonywać nie chcą.
Ten proces już się rozpoczął, a niedługo stanie się zjawiskiem jeszcze
bardziej powszechnym.
Koniec
Zbigniew Lipiński
Nr 15-16 (12-19.04.2009)
"Myśl Polska"
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Multimedia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Pod okupacją Biurew
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile