W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Kraina przywiezionych skarbów  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena: Brak ocen
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Polska i Polacy Odsłon: 2741
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pszek




Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 2310
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 12:03, 04 Lis '10   Temat postu: Kraina przywiezionych skarbów Odpowiedz z cytatem


Kraina przywiezionych skarbów

Czacz to wieś zupełnie inna niż wszystkie. Jej mieszkańcy porzucili hodowlę trzody, sadzenie ziemniaków i uprawę pomidorów. Znaleźli bardziej dochodowe zajęcie. Sprzedają to, co wyrzucają z domów inni. Dzięki temu żniwa mają cały rok.
Zaczął jeden, a gdy mu się udało, w jego ślady poszli pozostali. Dziś w Czaczu prawie wszyscy żyją z handlu. Jak ktoś nie ma żyłki do biznesu, to wynajmuje bardziej obrotnym swoje stodoły, obory, szklarnie i tunele foliowe, a niekiedy nawet garaże, piwnice oraz strychy. Co bardziej zamożni na swoich polach pobudowali nawet specjalne baraki pod wynajem Cała wioska to hipermarket z używanymi rzeczami, wyrzuconymi przez Niemców, Belgów i Holendrów. Mieszkańcy wioski i okolic regularnie jeżdżą bowiem do naszych zachodnich sąsiadów i zbierają to, co znajdą na tzw. wystawkach, a potem sprzedają.
Lokalizacja sprzyja interesom, bo Czacz leży przy krajowej „piątce”. Wioska dzieli się na dwie części, ale handel kwitnie w jednej. W tej drugiej z niewiadomych przyczyn się nie przyjął. Aby dotrzeć do ezoterycznej krainy staroci, trzeba jadąc od strony Poznania w kierunku Wrocławia skręcić w Czaczu z głównej drogi w prawo.

Bibelot pod eternitem
Jest sobota. Pobocze przy głównej drodze obstawione autami. Żeby wysiąść z samochodu, trzeba swoje odczekać, bo z obu stron ciągnie sznur samochodów, a jezdnia wąska. Łowcy okazji i miłośnicy staroci lekceważą nawet zakazy zatrzymywania, ale policja rzadko interweniuje, bo wie, że tu jest inny świat. Reaguje tylko wtedy, gdy zastawią komuś bramę. Tablice rejestracyjne zdradzają przybyszów z najodleglejszych zakątków kraju. Przyjeżdżają tu ludzie nie tylko z Poznania i Wrocławia, ale także z Zielonej Góry, Krakowa, Warszawy, Torunia, Szczecina, a nawet Rzeszowa. Nie brakuje też obcokrajowców. Regularnie wpadają Ukraińcy, którzy zakupiony w Czaczu towar sprzedają potem u siebie. Byli nawet Arabowie, Hindusi i czarnoskórzy.- Ostatnio odwiedziło nas dwóch Anglików. Szukali prezentu ślubnego dla koleżanki z Poznania – wspomina pani Barbara, która w Czaczu handluje od 3 lat. - Ciężko było się dogadać, bo tutaj ludzie jeśli znają jakieś języki, to raczej niemiecki, ale sprzedaliśmy im rewelacyjny serwis obiadowy za trzy stówy. Byli wniebowzięci, a zdjęć to robili u nas jak Japończycy – opowiada naśladując ruchem ręki naciskanie spustu migawki.

We wsi jest w sumie kilkaset punktów handlowych. Towar wszędzie niby ten sam, ale w każdym miejscu zupełnie inny, wręcz unikalny. Jest tu niemal wszystko. Kajaki, kaski, meble, obrazy rowery, zabytkowa broń, samurajskie miecze, sprzęt elektroniczny, a nawet atlas do ćwiczeń na siłowni i przyczepa kempingowa.

Zaglądam na jedno z podwórek. Wita mnie otwarta na oścież szopa zbita z desek i eternitu, a w środku lampy. Zaraz obok nieco większy budynek gospodarczy, wchodząc do niego muszę uważać, by głową nie zawadzić o wiszące arlekiny z porcelany. Po jednej stronie zdezelowane meblościanki, po drugiej skórzane sofy z burzliwą przeszłością, na środku długi stół spreparowany z desek i dykty. Na nim rozpościera się królestwo bibelotów. Czuć zapach staroci, choć złośliwi nazwaliby go pewnie stęchlizną. U sąsiada obok wypolerowana plazma licuje z wielką gablotą na rzeźbionych nogach. Kawałek dalej w szeregowej zabudowie baraków, wśród starych odkurzaczy, piecyków olejowych i mikrofalówek dyskretnie spozierają na klientów pokryte grubą warstwą kurzu winylowe płyty: Hammond zum Tanzen i Benny Goodman.

Zakupowy amok
Handel w Czaczu trwa cały tydzień, choć prawdziwy ruch zaczyna się dopiero weekend i to po godzinie 10. – Ludzie z miasta w dni robocze nie mają czasu. W sobotę i niedzielę też się od rana nie zrywają z łóżek – śmieje się pani Barbara, rozsiadając się wygodnie na skórzanej kanapie, przywiezionej w poprzedni piątek z Hamburga.
Ludzie chodzą tu jak w amoku. Kiedy widzą rząd kilkunastu baraków lub tuneli foliowych, nie wiedzą, gdzie wejść najpierw. Rzadko kiedy przyjeżdżają po coś konkretnego. Kręcą się i wypatrują rarytasów. Kobieta w zaawansowanej ciąży szuka wózka i krzesełka do karmienia. Młody chłopak z opuszczonymi w kroku spodniami szpera w nartach, a elegancka pani z pietyzmem ogląda porcelanową zastawę. Tuż obok niej siwiuteńki mężczyzna rozczula się nad starym akordeonem.
I tak schodzi im cały dzień. Jak zgłodnieją, zaglądają do jednego z barów. W menu na rozgrzewkę: ogórkowa, pomidorowa, meksykańska. Są też hamburgery dla młodego pokolenia. Potem wracają zmęczeni i objuczeni skarbami do porzuconych aut. Dwóch panów niesie wielkie akwarium, kobieta na wysokich obcasach dźwiga oprawione w rzeźbioną ramę lustro, a po drugiej stronie ulicy maszeruje grupa młodych ludzi z krzesłami zarzuconymi na ramionach.
- Tu jest wszystko, czego dusza zapragnie. Niby rupieciarnia, ale jak się dobrze poszuka, to można trafić na prawdziwe unikaty. Ja meblami stąd urządziłam już pół domu i ciągle mi mało – ekscytuje się Jadwiga Bednarczyk spod Poznania. Kiedy rozmawiamy, jej mąż pakuje do citroena berlingo cztery krzesła i stolik pod telefon. – Zeszlifuje się blat, przeleci lakierem i będzie jak nowy – tłumaczy prezentując zdobycz.

Prawdziwa szkoła negocjacji
Zakupy w Czaczu, to najlepsza szkoła negocjacji, mogliby się tu uczyć studenci ekonomii. - Jak pani weźmie komodę i stolik za 500 złociszy, to coś ekstra dorzucę. O, może sobie pani wybrać coś z tej drobnicy - młody mężczyzna w sportowej kurtce i czapce z daszkiem wskazuje na stół pełen spodków, filiżanek i wazoników. Elegancka pani w bordowym płaszczu zbija cenę o 200 zł. Sprzedawca teatralnie łapie się za głowę, negocjuje i po chwili wkłada 400 zł do przewiązanej w pasie saszetki. Obiecane bibeloty jednak daje.
W niektórych stodołach towary mają metki z cenami, w innych nie. Wszystko zależy od tego, kto sprzedaje, właściciel czy pracownik. Jak ktoś zatrudnia człowieka do obsługi, to raczej nie daje mu wolnej ręki. Ci co handlują sami, ceny mają w głowie. Ile kosztuje holenderski rower, sprzęt elektroniczny, krzesełko dla dziecka, bądź stolik pod telewizor, łatwo ustalić. Wystarczy przejrzeć internet. Ale skąd wiedzieć, ile żądać za stary kufer, ozdobny zestaw porcelany albo rzeźbioną figurkę? – Ceny takich rzeczy dajemy na wyczucie. Niekiedy przeholujemy, innym razem nie doszacujemy. Trzeba po prostu mieć doświadczenie i interesować się starociami. Ja raz na jakiś czas robię rajd po komisach i antykwariatach. Staram się być od nich o te 30-40 proc. tańszy - tłumaczy pan Marek.

Cenny Cygan i hurtownik
Na kogo polują doświadczeni sprzedawcy? - Najlepsi są hurtownicy, bo biorą duże ilości – mówi Marta Szymańska, emerytowana przedszkolanka, która w Czaczu sprzedaje od 4 lat. – Bywało, że wymiatali pół stoiska, ale oni chcą towary, na których nie widać śladów używania. Chętnie biorą rowery, sprzęt AGD, akcesoria dziecięce - wylicza. Jak mówi, dobrymi klientami są też właściciele sklepów ze starociami z dużych miast. Bardziej opłaca im się przyjechać tutaj niż samemu ściągać towar z zagranicy. - Cyganie też są nieźli. Uwielbiają wzorzyste rzeczy i świecidełka, im więcej elementów pozłacanych, tym lepiej, ale widać, że znają się na rzeczy, zwłaszcza na dywanach – opowiada pani Marta.
Sporadycznie pojawiają się też kolekcjonerzy antyków. Są bardzo wybredni, oglądają wszystko bardzo wnikliwie i długo się zastanawiają. Interesują ich zwłaszcza obrazy, stare meble i ceramika. Niekiedy robią zdjęcia, jadą do domu, analizują i wracają, by kupić to, co sobie wcześniej upatrzyli. - Jak im na czymś zależy, to się nawet nie targują. Ostatnio jeden wziął u mnie dwa stare zegary stojące. Chciałem mu dorzucić krzesła, ale nawet nie chciał. Zapłacił bez słowa 4 tys. zł, spakował graty i pojechał. Zachowywał się tak, jakby się bał, że się rozmyślę i mu to odbiorę, albo podniosę cenę. Widocznie wyczuł, że to było sporo więcej warte – wspomina jeden ze sprzedawców.
Najwięcej wśród kupujących jest jednak przeciętniaków, którzy polują na jakieś cudeńko dla siebie. Przyjeżdża też sporo drobnych handlarzy internetowych. - Kolega już kiedyś znalazł swoje towary na Allegro i to po sporo wyższych cenach niż je sprzedał – opowiada podekscytowany pan Paweł. On sam nie ma czasu przesiadywać w sieci, bo taka praca to ciężka harówa. Od rana do wieczora. Świątek, piątek i niedziela.

Walka z Turkami o towar
- Ludziom się wydaje, że to prosty biznes. Jedziesz do Niemiec, zbierasz za darmo z ulicy towar, który ludzie wystawiają i potem sprzedajesz to za grubą kasę. Może na początku faktycznie tak było, ale teraz trzeba się nieźle napocić, aby skompletować busa. Niemcy zbiednieli, kryzys dał im po tyłku i już tak często nie zmieniają mebli i sprzętu AGD – opowiada, zerkając co chwilę na klientów, bo kradzieże się niestety zdarzają. - Nawet jak się ma swoje miejsca, to nie zawsze wszystko pójdzie sprawnie, a wtedy trzeba spać po parkingach i stacjach benzynowych. Motele są za drogie, więc ja z kolegą śpię w aucie, niektórzy w busach mają nawet wstawione łóżka – kontynuuje.
Handlarze z Czacza opowiadają, że niekiedy jeździ się po dzielnicach przez kilka dni. Jedzą wtedy konserwy i popijają mocną kawę z termosów. Na obiad w restauracji szkoda kasy. Jak będą rozrzutni w trasie, to się biznes przestanie opłacać. Towar bywa wyzbierany, bo Polakom wyrosła konkurencja. Jest sporo Litwinów, Węgrów, Czechów i coraz więcej Rumunów. Najgorsi są jednak Turcy. – Koledzy, którzy jeżdżą po towar, wiele razy mi opowiadali, jak musieli dać w łapę Turkowi, aby nie powybijał meblach szyb czy luster – mówi Marta Szymańska. Potwierdza to także pan Marek: – Oni są złośliwi. Potrafią na przykład obciąć kabel od odkurzacza przy samym końcu, żeby się schował cały do środka.
Jak się wróci z Niemiec, Belgii czy Holandii, to też nie koniec pracy. Trzeba to rozładować, poskręcać, a nierzadko nawet ponaprawiać, a potem jeszcze dobrze sprzedać. Praca na okrągło, zwłaszcza latem, bo zimą mniej ludzi przyjeżdża i nie trzeba tak często jeździć po towar. – Znam tu takich, którzy mają małe dzieci, ale widują je rzadko, bo są tak zapracowani. W sezonie żony do nich mówią na pan – mówi Marta Szymańska.

Zawiść czuć w powietrzu
Ile można na tym zarobić? Nikt nie chce otwarcie powiedzieć. Ponoć był tu taki jeden, co się pochwalił, a potem urząd skarbowy mu interes prześwietlił. Poza tym, o pieniądzach lepiej nie mówić, bo zazdrośników we wsi nie brakuje. – Tu się wszyscy znają i żyją w zgodzie, ale jak pojadą do Niemiec, to już ze sobą tak nie gadają – podkreśla pani Marta. Wszyscy moi rozmówcy zgodnie przyznają, że najlepsze lata Czacz ma już za sobą. Z rozrzewnieniem wspominają utargi sprzed 5-6 lat. Ale i dziś zdarzają się „złote strzały”. Jeden sprzedał meble za 9 tys. zł, drugi sprzęt do nagłaśniania koncertów za 10 tys. zł
Żeby sprawdzić, jak na taki hipermarket ze starociami reagują ci, którzy nie handlują, jadę na drugą stronę krajowej „piątki”, tam gdzie handel się nie przyjął. Rozmawiam z kilkoma przypadkowo spotkanymi osobami. Da się wyczuć lekką zazdrość, ale bezimienną. Nikt złego słowa nie powie pod nazwiskiem, bo Czacz za mały i wszyscy się znają, więc po co sobie wrogów robić. Starszy pan na rowerze zwraca uwagę, że niedziela powinna być dniem odpoczynku, a nie handlu. Sarka też na ruch, bo kierowcy jeżdżą jak szaleni i strach dzieci z domu wypuścić.
Są też tacy, których biznes sąsiadów mocniej w oczy kole. - Jak ktoś jest rolnik z pradziada, to powinien ziemię uprawiać, a nie robić ze swojego pola wysypisko. To jest żałosne, jak niektórzy tu się zachowują. Nachapali się grosza na tym złomie i teraz wielkie paniska. Jest tu jeden taki, co te murowane hale ma. Kiedyś w gumiakach po polu traktorem jeździł, a dziś sygnetami na paluchach świeci - opowiada mężczyzna w średnim wieku. Po chwili namysłu dodaje: - Poza tym, sam pan powiedz, czy to godne, aby Polak jeździł do Niemca i wybierał mu ze śmietnika jak żebrak?

http://wybory.onet.pl/samorzadowe-2010/t.....lnosc.html
wszystkim pogrążonym w żałobie po bolesnej stracie polskiej elity, moje serdeczne słowa otuchy
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Polska i Polacy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Kraina przywiezionych skarbów
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile