Norman Finkelstein: Nie-tak-znów-nowy „nowy antysemityzm” – Płaczący wilk
Fragment książki pt: "Wielka Hucpa"
Źródło: http://palestyna.wordpress.com/2010/09/0.....zacy-wilk/
Koncepcja nowego antysemityzmu w jej obecnej postaci jest propagowana na trzy sposoby: 1) poprzez przesadę i świadome zniekształcanie faktów; 2) poprzez błędne klasyfikowanie czegoś, co w gruncie rzeczy jest uzasadnioną krytyką polityki Izraela; oraz 3) poprzez nieuzasadnione uogólnianie krytyki państwa Izrael na Żydów jako takich.
PRZESADA I ZNIEKSZTAŁCANIE FAKTÓW
Dowodów na występowanie nowego antysemityzmu dostarczają głównie organizacje bezpośrednio bądź pośrednio powiązane z Izraelem lub mające po prostu interes w mnożeniu takich dowodów. Przykładowo raport Przejawy antysemityzmu w Unii Europejskiej jako główne źródło danych na temat Danii wymienia „Izraelską Ambasadę w Kopenhadze”, na temat Irlandii – „Ambasadę Izraela”, jak również „Irlandzko-Izraelską Ligę Przyjaźni” itd. Coroczne raporty Instytutu Stephena Rotha ds. Badań nad Współczesnym Antysemityzmem i Rasizmem, działającego przy Uniwersytecie w Tel Awiwie, służą za główne źródło danych i analiz. Ich sondaż z lat 2000-2001 Antysemityzm na świecie zwrócił uwagę na jakże niepokojący rozwój sytuacji: „Książka prof. Normana Finkelsteina, Przedsiębiorstwo Holokaust [została] entuzjastycznie przyjęta, zwłaszcza w Niemczech, i w szczególności przez skrajną prawicę (…). Jego argumenty, choć zostały całkowicie zdezawuowane przez poważnych badaczy i publicystów, na nowo ożywiły wizerunek snującego intrygi, chciwego i żądnego władzy Żyda”. Żadna z owych dezawuujących wypowiedzi nie została zacytowana – być może dlatego, że żadna nie istnieje; Raul Hilberg z uznaniem określił główne tezy mojej książki jako „przełom”. Autorzy Przejawów opierają się także na danych nt. antysemityzmu dostarczanych przez amerykańskie organizacje żydowskie, takie jak Liga przeciw Zniesławieniu (ADL) czy Centrum Szymona Wiesenthala oraz ich europejskie odpowiedniki. Organizacje te pozostają mniej więcej w takim samym stosunku do swych krajów-gospodarzy, jak niegdyś partie komunistyczne – z tą różnicą, że swą ojczyznę widzą raczej w Izraelu niż w stalinowskiej Rosji. I gdyby nie udało im się wyczarować jakiegoś antysemityzmu, Abraham Foxman i rabin Hier z Centrum Wiesenthala musieliby w końcu wziąć się za jakąś uczciwą robotę. Dla obydwóch byłaby to prawdziwa tragedia: wszak czerpią ze swych organizacji „charytatywnych” wpływy w wysokości prawie pół miliona dolarów rocznie[1].
Przy bliższej analizie wiele przypadków rzekomego antysemityzmu okazuje się być wyolbrzymionych, bądź wręcz sfabrykowanych. Główny artykuł we wpływowym amerykańskim piśmie Foreign Policy, zatytułowany „Antyglobalizm i problem żydowski” zawiera informację, że „protestujący podczas Światowego Forum Społecznego w 2003 roku w brazylijskim Porto Alegre nieśli swastykę”, zaś „maszerujący (…) trzymali transparenty z napisami «Naziści, Jankesi i Żydzi: Nigdy więcej Ludów Wybranych!»” Obecność tej falangi oddziałów szturmowych jakoś jednak umknęła osobom rzeczywiście obecnym na tej demonstracji. Postępowy amerykański miesięcznik żydowski Tikkun opublikował przydługi artykuł Miriam Greenspan pt. „Co nowego z antysemityzmem?”, w którym wychwala ona dzieło Phyllis Chesler jako „fundamentalny przyczynek do zrozumienia przybierającej na sile, nowej jadowitej tendencji w antysemityzmie”. Dowód tej „nowej jadowitej tendencji” wytłuszczony jest w pierwszym akapicie: „Żydowski student mający na głowie jarmułkę został zaatakowany przez Palestyńczyka w akademiku”. Jednak o takiej napaści nie słyszano ani w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie Yale, ani w administracji uniwersyteckiej. Źródłem Greenspan był Klub 700 Pata Robertsona [program nadawany na żywo przez Christian Broadcasting Networks (CBN), składający się z wiadomości, komentarzy, reportaży i wywiadów - przyp. tłum.]. W Jewish World zamieszczono artykuł o antysemickiej napaści na Uniwersytecie w Michigan; redakcja podkreśliła następujący fragment: „Myślałem, że mój kampus jest bezpieczny. Latające butelki i przekleństwa wyprowadziły mnie z błędu”. Tymczasem według Michaela Brooksa, kierownika uniwersyteckiej filii Hillela [największa żydowska organizacja studencka, nazwana imieniem żydowskiego mędrca z I wieku - przyp. tłum.] incydent nie miał miejsca na kampusie, zaś napastnicy nie byli w żaden sposób związani z uniwersytetem[2].
W artykule zamieszczonym w Mother Jones, pt. „Bezlitosna bestia powraca”, Todd Gitlin oznajmia, że „parszywy antysemityzm wraca (…), a jakby tego było mało, bełkot ten rozsiewają studenci. Studenci!” Aby udokumentować swój zarzut, cytuje on „krążący po świecie e-mail” od Laurie Zoloth, ówczesnej kierowniczki studiów żydowskich w Stanowym Uniwersytecie San Francisco. Według Zoloth SUSF „to Republika Weimarska z brunatnymi koszulami, zupełnie wymykającymi się spod kontroli” – w tym przypadku naziści to „banda gniewnych Palestyńczyków”. Pewnego wiosennego dnia mieli oni utworzyć „niekontrolowany tłum”, który dopuścił się „brutalnej fizycznej napaści” na „modlących się studentów oraz starsze, uczestniczące w naszych spotkaniach kobiety, ocalałe z Holokaustu”; całemu zajściu bezczynnie przyglądała się policja. Dziwi tylko, że Gitlin (aktualnie wykładający dziennikarstwo na Uniwersytecie Columbia) nie pofatygował się chyba nawet, żeby sprawdzić swoje źródło informacji. Gdyby to uczynił, mógłby odkryć, że w powszechnej opinii osób reprezentujących środowisko żydowskie w Rejonie Zatoki – w tym także dr. Freda Astrena, obecnego kierownika studiów żydowskich na SUSF (będącego naocznym świadkiem rzeczonego incydentu) – Zoloth ma skłonność do „dzikiej przesady”, właściwą mentalności ukształtowanej na polityce „marksistowsko-leninowskiej”. Z tą różnicą, że nie jest ona oddana, jak w przeszłości, Związkowi Sowieckiemu, ale „Żydowskiemu Państwu Izrael: państwu, które miłuję”. Policja nie interweniowała, ponieważ nie wydarzyło się nic, co wymagałoby jej interwencji. Oddźwięk na rozesłanego przez Zoloth e-maila, jak oschle zauważa Astren, był nie tyle potwierdzeniem prawdziwości jej słów, co raczej dowodem na „potęgę Internetu”. Poza pogromem, którego nigdy nie było w stanie San Francisco, jedynym dowodem na „oczywiste i aktualne zagrożenie” antysemickie na kampusach uniwersyteckich, jaki przytacza Gitlin, jest fakt, że „dwóch moich studentów” zastanawiało się, czy 11 września Żydzi rzeczywiście nie przyszli do pracy w wieżach World Trade Center. Zaprawdę „bezlitosna bestia powraca”[3].
Na Uniwersytecie w Chicago, jak relacjonuje Gabriel Shoenfeld, „wyznaczony przez uczelnię nauczyciel odmówił żydowskiej studentce przeczytania jej pracy licencjackiej, ponieważ skupiała się ona na tematach związanych z judaizmem i syjonizmem”. Tymczasem nikt nigdy nie złożył takiej skargi w Centrum Życia Żydowskiego na Uniwersytecie w Chicago, zaś administracja uniwersytecka, dowiedziawszy się o rzeczonym incydencie (który najpierw nagłośniony został przez prawicową stronę internetową Campus Watch), przeprowadziła drobiazgowe dochodzenie – bez żadnego rezultatu.
Na początku 2004 roku w ogniu krytyki znalazł się nowojorski Uniwersytet Columbia. W filmie nakręconym przez bliżej niesprecyzowaną organizację i pokazywanym prywatnie wybranym osobom, „pro”-izraelscy studenci, używając żargonu politycznej poprawności, żalili się, że ich „głosy” w obronie Izraela są „uciszane” przez kadrę naukową. Wkrótce nagłówki lokalnych gazet krzyczały o zalewającej Columbię fali antysemityzmu i do spółki z lokalnymi politykami domagały się wyrzucenia profesorów z pracy. Histeria wokół Columbii była częścią szerszej kampanii, wyreżyserowanej przez towarzystwo nadzianych „pro”- izraelskich organizacji i fundacji, które postanowiły „odzyskać” kampusy uniwersyteckie, gdzie w ciągu ostatnich lat garstka dysydentów w końcu przełamała całkowitą dominację apologetów Izraela w dyskursie publicznym. W grudniu 2004 roku rektor Columbii, Lee Bollinger, powołał doraźną komisję do zbadania skarg studentów, a w marcu 2005 roku komisja ogłosiła wyniki swojej pracy. Mimo szczegółowego dochodzenia i potężnych nacisków na spektakularny werdykt skazujący, komisja była w stanie udokumentować zaledwie jeden incydent, kiedy to palestyński profesor podczas izraelskiej inwazji na Dżenin „zirytował się pytaniem, odebranym przezeń jako wyraz aprobaty dla działań izraelskich, które sam potępiał i (…) zareagował gorączkowo”. Co do posądzenia o antysemityzm raport bez ogródek stwierdzał: „Nie znaleźliśmy dowodu na jakąkolwiek wypowiedź, którą można by sensownie uznać za antysemicką”. Co charakterystyczne, najbardziej rażące zachowania, jakie odkryła komisja, dotyczyły nie krytyków, lecz stronników Izraela. W raporcie zauważono, że niezarejestrowani „studenci” zakłócali i potajemnie filmowali zajęcia wykładowców krytycznie nastawionych do polityki izraelskiej. W jednym przypadku robili to najwyraźniej na polecenie pewnego profesora, który zwerbował studentów, aby pomogli mu „w kampanii przeciwko” jednemu z wykładowców. Komisja użyła w tym miejscu najmocniejszych słów: „Głęboko zaniepokoił nas fakt, że niektórzy członkowie kadry najwyraźniej gotowi byli zachęcać studentów do donoszenia na innych profesorów”, zamieniając tym samym studentów „w donosicieli”. Jakkolwiek oskarżenia o antysemityzm zostały oficjalnie odrzucone, histeryczne reakcje wymusiły na Columbii, jak również na innych uniwersytetach, utworzenie specjalnych katedr studiów izraelskich, czytaj: nowych placówek indoktrynacji, obok już istniejących katedr studiów nad Holokaustem. W gruncie rzeczy najbardziej uderzające w casusie Columbii jest nie to, że zarzut antysemityzmu okazał się oszustwem, ale to, w jaki sposób osoby będące de facto agentami obcego rządu sprzysięgły się, by w służbie swego Świętego Państwa zdławić wolność akademicką w Stanach Zjednoczonych. Każda z licznych moich prób potwierdzenia konkretnych incydentów związanych z rzekomo powszechnym na amerykańskich uczelniach antysemityzmem dawała podobne rezultaty[4].
Mowa rektora Harvardu, Lawrence’a Summersa, w której podniósł on kwestię rozszerzającego się na kampusach uniwersyteckich antysemityzmu, przyciągnęła powszechną uwagę i przyniosła mu szereg wyrazów uznania. Główne zadanie rektora uniwersytetu to zdobywanie funduszy. Profesor Wydziału Prawa na Harvardzie, Alan Dershowitz, wspomina wypowiedź osoby odpowiedzialnej na Harvardzie za zbiórkę pieniędzy, że w ostatnich latach uczelnia „w rzeczywistości utrzymywana była przez Żydów”. Nie trzeba być ekonomistą o sławie Summersa, aby zmiarkować, że zagranie kartą nowego antysemityzmu nie osłabi bynajmniej strumienia wpłat od absolwentów. Tego rodzaju chwyty to na Harvardzie chleb powszedni. Z pewnością nie pogorszył swej pozycji na uczelni przedsiębiorczy czarny prof. Henry Louis Gates junior, kiedy w 1992 roku potępił murzyński „nowy antysemityzm” (jakże często mamy do czynienia z tym sloganem) w całostronicowym artykule, zamieszczonym w dziale komentarzy New York Timesa. Pomiatanie bezsilnymi ludźmi, zwłaszcza własnymi „ziomkami”, by podlizać się możnym tego świata, uchodzi w elitarnych kręgach za akt odwagi moralnej[5]. Stwierdzając, że „coś się zmieniło”, na dowód podnoszącego głowę antysemityzmu Paul Berman przytacza przypadek pewnej egipskiej uczestniczki dyskusji panelowej, która „wyraziła swą aprobatę dla samobójczych zamachów bombowych” oraz jednej osoby z publiczności, która „wystąpiła nawet w obronie mówczyni”. Poparcie dla zamachowców-samobójców samo w sobie nie jest jeszcze oznaką antysemityzmu, a nawet gdyby było, to czego niby ten przykład ma dowodzić? Berman odnotowuje, że liczba uczestników konferencji wynosiła parę tysięcy, obejmując m.in. „śmieszne lewicowe sekty wszelkiego rodzaju”. Mimo to w opinii Bermana ta jedna dyskutantka i jeden przedstawiciel audytorium świadczą o tym, że „bez wątpienia zaczął wiać nowy wiatr”. Jeśli nawet, to wiatr ten jest tak słabiutki, że nie odnotowano by go nawet w szczegółowej prognozie pogody[6].
Pomijając błędne utożsamianie z antysemityzmem krytyki Izraela, oraz fabrykowanie i wyolbrzymianie danych, oznaki nowego antysemityzmu przy bliższych oględzinach często okazują się… w ogóle nie być żadnymi oznakami. Jedno z głównych oskarżeń zawartych w Przejawach dotyczy „antysemickiego” plakatu, przygotowanego na demonstrację sprzeciwu wobec zbliżającej się wizyty Busha w Berlinie (patrz Rys. 1). Analizę plakatu podsumowano następująco: „Dobrze znany obrazek «Wuja Sama» cechuje «typowo żydowski nos». Także plakat jako całość sugeruje domniemany spisek żydowski, ponieważ na palcu wskazującym «Wuja Sama» wisi na nitce kula ziemska. Nadanie «Wujowi Samowi» żydowskich rysów twarzy odnosi się do rzekomego żydowskiego wpływu na politykę Stanów Zjednoczonych, łącząc w ten sposób resentymenty antyżydowskie z antyamerykańskimi”. Żadna z osób, którym piszący te słowa zademonstrował ów plakat, nie dopatrzyła się na nim żydowskiego nosa, nie mówiąc już o żydowskim spisku, choć kilka osób dostrzegło coś na kształt nochala afroamerykańskiego. Najwyraźniej autorzy Przejawów przejawiali potrzebę dłuższych wakacji.
Z kolei „klasyczny” antysemityzm wykrywa Schoenfeld w ogłoszeniu z pisma Tikkun, sprzeciwiającym się okupacji (zob. Rys. 2). Czyż transparent „Żydzi to nie zbiry i wyzyskiwacze”, ozdobiony tzw. pacyfką, nie jest jasnym dowodem antysemickich intencji?[7]
Na podobnej zasadzie antysemityzm wszędzie wietrzy Foxman. Antysemickie jest przekonanie, że „Żydzi są bardziej lojalni względem Izraela niż względem tego kraju”, choć jak wszyscy wiemy, może to w zupełności odpowiadać prawdzie – co więcej: według wielu syjonistów powinno to odpowiadać prawdzie. W istocie rzeczy sam Foxman utrzymuje, że odmawianie Żydom prawa „do własnej ojczyzny” oraz „niepodległości i suwerenności” w państwie izraelskim jest także antysemickie – ale czyż nie oznacza to, że niezależnie od aktualnego miejsca pobytu, ich państwem jest Izrael? I kto zaprzeczy, że postępuje on jak izraelski lojalista, a przynajmniej płatny agent? „Czystym antysemityzmem było”, gdy „Belgia, siedziba Trybunału Sprawiedliwości w Hadze, (…) usiłowała oskarżyć premiera Izraela o zbrodnie przeciwko ludzkości”, jak również gdy Duńczycy sprzeciwili się mianowaniu przez Izrael znanego oprawcy na ambasadora w Danii. Foxman uzasadnia zarzut antysemityzmu tym, że przecież przestępcom podobnego kalibru sprawy takie uchodziły na sucho. Już mniejsza o to, że Haga nie leży w Belgii, a w Holandii – czyż wszyscy kryminaliści (i ich poplecznicy) nie skarżą się, że to właśnie na nich zawziął się wymiar sprawiedliwości? Lecz tylko osoby pokroju Foxmana mogą utrzymywać, że pociąganie do odpowiedzialności morderców i oprawców jest objawem antysemityzmu. Z kolei stwierdzenie, że Amerykańsko-Żydowski Komitet Spraw Publicznych (AIPAC) zwalcza kandydatów krytycznych względem Izraela, „jest – jak stwierdza Foxman – echem antysemickich potwarzy” – mimo, że AIPAC sam z dumą się do tego przyznaje. Foxman uspokaja jednak czytelnika, że jeśli idzie o termin antysemicki, „jesteśmy bardzo ostrożni, kiedy i jak go stosujemy”, zaś ADL „wiele uwagi poświęcił nakreśleniu właściwych granic pomiędzy różnymi stopniami i poziomami antysemickiej mowy i działań”. Owa rozwaga i przykładanie wagi do niuansów szczególnie widoczne były w licznych przypadkach, kiedy ADL oczerniała mnie jako „znanego rewizjonistę Holokaustu” [Holocaust denier]. „Gdybym lekkomyślnie rzucał oskarżenia o antysemityzm – ciągnie Foxman – szybko straciłbym wiarygodność, a wraz z nią jakąkolwiek skuteczność w realizowaniu mojej misji”. Foxman stanął w obronie Ronalda Reagana, gdy ten, udając się na niemiecki cmentarz w Bitburgu, stwierdził, że pogrzebani tam niemieccy żołnierze (włączając w to członków Waffen SS) byli „ofiarami nazistów na równi z ofiarami obozów koncentracyjnych”; następnie uhonorował Reagana przyznawaną przez ADL „Pochodnią Wolności”; nie zauważył zakrojonej na szeroką skalę amerykańskiej akcji szpiegowskiej, realizowanej we współpracy z wywiadem izraelskim i południowoafrykańskim reżimem apartheidu; wziąwszy pieniądze od Marka Richa – miliardera, który uciekł do Szwajcarii przed oskarżeniem o 51 przypadków uchylania się od podatków, oszustw i łamania sankcji handlowych przeciwko Iranowi – Foxman pomógł mu załatwić prezydencki akt łaski w ostatnich godzinach urzędowania Clintona. Że ten człowiek wciąż cieszy się wiarygodnością, to doprawdy porażające świadectwo współczesnej amerykańskiej kultury politycznej[8].
Na potwierdzenie europejskiego antysemityzmu w Przejawach przytoczono sondaż ADL, przeprowadzony wśród obywateli Unii Europejskiej, w którym blisko połowa respondentów zgodziła się ze stwierdzeniem, że „Żydzi wciąż zbyt wiele mówią o Holokauście”. Tak naprawdę to cud, że odsetek Europejczyków nie mogących już znieść politycznej instrumentalizacji holokaustu nie jest wyższy. Dalej raport wymienia szereg „antysemickich” incydentów, mających miejsce w poszczególnych krajach: Dania – „Osoba związana z Postępowym Forum Żydowskim opisuje, jak (…) wchodząc do jej gabinetu, kolega rzucił: «widzę, że wciąż okupujesz to stanowisko, cha, cha»”; Grecja – „W dwóch artykułach (…) wysunięto tezę, jakoby Żydzi w nieuprawniony sposób wykorzystywali cierpienia wynikłe z okrucieństw Holokaustu”; Włochy – w przejściu podziemnym w Prato pojawił się wielki napis sprayem „Żydzi mordercy” (nie zadali sobie trudu, żeby sprawdzić kanały w Abruzzi?); Holandia – w żydowskiego sprzedawcę w centrum Amsterdamu wycelowano pistolet ze słowami «zabiję cię»” (a co z reguły mówią w takich sytuacjach bandyci?). Bez wątpienia mając świadomość, jak liche, by nie rzec śmieszne, są to dowody, autorzy Przejawów snują hipotezy na temat „głęboko skrywanych uprzedzeń antysemickich i antysyjonistycznych w społeczeństwie niemieckim”, „duchowego (bądź psychologicznego) antysemityzmu” wśród Włochów, „ukrytych struktur” antysemickich wśród Greków oraz o zjawiskach, które „trącą antysemityzmem” w Wielkiej Brytanii[9].
Wkrótce po publikacji Przejawów, Europejskie Centrum Monitorowania Rasizmu i Ksenofobii wydało kolejne, obszerniejsze studium pt. Przejawy antysemityzmu w Unii Europejskiej 2002-2003 (dalej będę się posługiwał nazwą Przejawy II), gdzie analizowano pełny okres dwuletni (w przeciwieństwie do pierwotnego opracowania, skupiającego się na kilku miesiącach)[10]. Jakkolwiek nowy raport wciąż cechowała pewna jednostronność Przejawów I, tym niemniej był on znacznie bardziej rygorystyczny i wyważony[11]. I zapewne właśnie dlatego, że treść Przejawów II nie była wypełniona sensacyjnymi, histerycznymi doniesieniami o szalejącym nowym antysemityzmie, opracowanie to zostało praktycznie zlekceważone przez media. Jednoznacznym świadectwem względnej rzetelności raportu było „rozczarowanie”, jakie po zapoznaniu się z nim wyraził Foxman[12]. Przez całe dwa lata w piętnastu badanych krajach Unii Europejskiej łącznie nie odnotowano żadnego zabójstwa na tle antysemickim i tylko kilka antysemickich napaści, zakończonych poważnymi obrażeniami cielesnymi[13]. Jakkolwiek miało miejsce szereg ataków na żydowską własność, w tym niektóre dość poważne, przemożną większość antysemickich incydentów stanowiły różnego rodzaju groźby i obelgi słowne. Oto kilka przykładów: „antysemicki list, napisany we Francji, został wysłany do pewnej osoby w Belgii”; „w Paryżu mężczyzna w towarzystwie trojga dzieci został obrzucony wyzwiskami i oskarżony o «zabijanie palestyńskich dzieci»”; wreszcie „kwerenda Internetu pozwoliła odkryć przypadek rolnika z północnej Austrii, który przed swoją farmą umieścił tablicę z napisem «Żydzi szantażują cały świat» oraz «Ariel Szaron to państwowy terrorysta»”[14]. Nawet we Francji, w której odnotowano największą liczbę antysemickich incydentów spośród wszystkich badanych krajów (np. trzy podpalenia żydowskiej własności komunalnej w 2002 roku[15]), dowody na wszechobecność antysemityzmu były zgoła żadne. Wręcz przeciwnie: „według sondaży postawy antysemickie wśród ogółu Francuzów słabną”; w jednym z badań opinii 89% respondentów pozytywnie odpowiedziało na pytanie, „czy osoba żydowskiego pochodzenia jest «takim samym Francuzem, jak inni»?” I mimo że w przypadku Francji za większość antysemickich incydentów odpowiadała młodzież muzułmańska, badanie wykazało, że „statycznie młody człowiek z Afryki Północnej jest nastawiony do antysemityzmu nawet bardziej negatywnie niż przeciętny Francuz”. Warto wreszcie odnotować, że „liczba ofiar antysemityzmu” we Francji była „niższa od liczby ofiar napaści na imigrantów”[16].
Mniej więcej w czasie ukazania się Przejawów II cieszący się dużym uznaniem Pew Research Center opublikował wyniki swego najnowszego międzynarodowego sondażu, przeprowadzonego na przełomie lutego i marca 2004 roku w Stanach Zjednoczonych i sześciu innych krajach. „Mimo obaw co do nasilającego się w Europie antysemityzmu – stwierdzono w raporcie – nie ma żadnych dowodów na to, by w ciągu ostatniego dziesięciolecia wzrosły nastroje antyżydowskie. W gruncie rzeczy notowania Żydów we Francji, Niemczech i Rosji są obecnie lepsze niż w roku 1991″. Mówiąc prosto z mostu: doniesienia o szalejącym nowym antysemityzmie to zwykła blaga. Jeśli odłożyć na bok ideologię, większym niepokojem powinna napawać wrogość do muzułmanów, bowiem „Europejczycy są znacznie gorzej nastawieni do muzułmanów niż do Żydów”[17]. Histeria wokół nowego antysemityzmu nie ma wszelako nic wspólnego ze zwalczaniem nietolerancji – jej celem jest zduszenie krytyki Izraela.
Ze względu na ograniczenie długości wpisu dokończenie tekstu w źródle:
http://palestyna.wordpress.com/2010/09/0.....zacy-wilk/
_________________
http://palestyna.wordpress.com/