Dziwna ta Wasza dyskusja, dzieli ludzi na tych co lubią i tych co nie lubią, fastfoody. W takim razie nie odniosę się do żadnej ze stron, za to powiem co wiem i co czuję.
Zawsze starałem sie zdrowo odżywiać, oczywiście w miarę mozliwości, bo pewnych rzeczy nie przeskoczy się. Wyliczanie kalorii, białka ogólnego strawnego, indeksu glikenicznego węglowodanów i takie tam podobne pierdoły. Czyli dieta sportowa, pod konkretne cele.
Nie przeszkadza mi to jednak zjeść od czasu do czasu Maca, czy KFC.
Po prostu organizm i psychika mają ochotę czasem na jakieś niezdrowe żarcie.
Posiadam jakąś tam wiedzę na temat żywienia, procesów fizjologicznych z tym związanych. W szkole zajmowałem się żywieniem zwierząt i układaniem dawek żywnościowych, a jako sportowiec, także żywieniem ludzkim.
No i teraz cos, co bardziej w temacie dyskusji będzie.
Mam wielu kolegów, zawodowych kucharzy, mniej lub bardziej utytułowanych, którzy wnieśli trochę światła do mojej wiedzy.
Otóż w większości restauracji nawet tych ekskluzywnych, ze zdrowym (niby) żarciem. Stosuje się ogólnie znane w branży żywnościowej sztuczki.
Przypomnijcie sobie, jak czekacie na rodzinny obiadek, pani domu krząta się w kuchni od rana, żeby was posilić i żeby wam smakowało.
Ile czasu jej zajmuje zrobienie obiadu???
Teraz pomyślcie, ile czasu czekacie na obiad w restauracji??? 10-15 minut???
Tak, wiem, wiele produktów już jest przygotowanych, żeby przyspieszyć obsługę klienta. Ale wiąże się to z tym, ze trzeba je zakonserwować i potem odpowiednio przygotować, żeby się nadawały.
I na tym polega róznica między obiadkiem mamusi, a żarciem w lokalu.
Zupełnie inaczej traktuje się produkty, które dostajecie pod nos.
Obiad w knajpie, czy Macu musi super smakować, super wyglądać i super pachnieć. I tu kryje się tajemnica poliszynela, bo obróbka produktów w knajpie nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, a jedynie ze smakiem i atrakcyjnością na tym gruncie.
Nie będę się rozpisywał, jakie czynności są robione w kuchni restauracji, podam jedynie przykład, żeby nakreślić sprawę.
Przypomnijcie sobie zwykłe Chipsy, smaczne?? ślinka cieknie??? O smaku bekonu czy szynki???
A przecież tam nie ma ani kawałka bekonu. To prosta sztuczka, osiągana za pomocą estrów, które odpowiedzialne są za wrażenia smakowe w naszych językach.
Można zrobić to na kilka sposobów.
Pierwsza metoda to naturalne półprodukty (ochłapy mięsa 3 kategorii, wnętrzności, resztki poubojowe, łapy kurze, ścięgna i cała masa innych),
zalewane są chemicznymi enzymami, podobnymi do trawiennych (lipaza, amylaza itp), w celu wydobycia walorów smakowych.
Taki sam proces dzieje się u nas, kiedy jemy. Jak myślicie, skąd wzięło się powiedzenie "Apetyt rośnie w miarę jedzenia"??
Ano właśnie stąd. Przeprowadźcie test w domu. Weźcie do ust kawałek niesmacznego, 3-dniowego pieczywa i potrzymajcie jakiś czas bez połykania. Poczujecie po chwili słodki smak, gdyż zacznie działać amylaza ślinowa i zacznie trawić wstępnie węglowodany z niższym indeksem glikenicznym.
To tylko przykład, bo nie sposób opisać każdego procesu z osobna, nie o to tu chodzi.
I taką strawioną "papką" mogą byś nasączone dmuchane ziemniaczane chipsy, podobnie robi się karmę dla psów i innych zwierząt
Drugą z metod jest tylko i wyłącznie chemiczne wydobycie smaku i konsystencji z produktu, np. mięsa, za pomocą koncentratów spożywczych, które znacie z opakowań jako sławne "E".
Niestety w knajpach stosowana jest druga metoda, choć mniej obżydliwa, ale też mniej zdrowa. O ile same chemikalia nie są tak niezdrowe, co najwyżej wątrobę rozwalają i żołądek, o tyle bardziej nam szkodzi mięso bez odpowiedniej obróbki termicznej, która umożliwia odpowiednie przygotowanie białek do rozpadu w naszym organizmie.
krótko mówiąc kotlet naszpikowany chemia, smażony 3 minuty, będzie miał aromat , smak i konsystencję pozornie właściwą, natomiast nie jesteśmy w stanie strawić go zgodnie z naturą, co bardzo obciąża nasz organizm, zaburzając głównie bilans azotowy, co powoli nas wykańcza.
Oczywiście zmiany są odwracalne i nie grozi nam śmierć po obiedzie w lokalu, jednak na dłuższą metę powoduje różne zaburzenia funkcji narządów.
Pominąłem w tym wszystkim substancje konserwujące, ale są one nawet w zdrowej żywności, więc działają także wtedy, kiedy mamusia czy babcia gotuje obiadek, więc nie ma co się roztkliwiać nad nimi.
A co do otyłości, związanej z tym zagadnieniem, to racja dla Sebasebo, metabolizm każdego człowieka różni się znacznie, jedni mogą "wpier.." tonami i przerobią wszystko, a inni nie. Ja bez diety też będę szczupły zawsze, mimo, że piję sporo piwka
To już jednak odrębny temat, jeśli będzie zainteresowanie, mogę naskrobać coś też o przemianie materii i otyłości, o podziałach na mezo-, ekto- i endomorfików, niedoceniana gałąź wiedzy, ale mająca kluczową rolę w odpowiednim żywieniu.
Podobnie jest z cyklami dobowymi i dostrojeniem do tego swojej diety.
Dobra, czas spać, hehe dla hecy powiem Wam, że usiadłem w nocy do kompa i czytałem to forum, ponieważ wawpier.... się przed snem jak jakiś kiernoz i nie mogłem zasnąć, hehe
Ale wszyscy jesteśmy ludźmi i należy nam się coś smacznego, choćby było cholernie niezdrowe. Tak, że wielbiciele Maca i przeciwnicy, nie łamcie się i tak wszyscy żremy to samo gówno, wystarczy trochę mądrości i umiaru, a nic nam się nie stanie, dożyjemy późnej starości.
Pozdrawiam, Mayky
_________________
I choćbym szedł ciemną doliną, Zła się nie ulęknę...Bo to JA jestem największym wojownikiem w tej dolinie...