Germański kult śmierci
Niestety, zaraza się szerzy. Nekrofilia i kult Tanatosa dotarły do Niemiec. Po tym, jak w Duisburgu w czasie Parady Miłości zatratowano 21 osób, kraj pogrążył się w niepotrzebnej, niezrozumiałej dla cywilizowanego świata zachodniego, żałobie.
Uderza fakt, że żaden z czołowych niemieckich pisarzy nie opublikował na łamach polskiej lub amerykańskiej prasy wnikliwej analizy swoistego niemieckiego przywiązania do klęski i śmierci. Żadna filozofka nie zastanawia się nad tym kuriozalnym zjawiskiem, żaden polityk nie krzyczy, że nie wolno grać trumnami, żaden minister z Urzędu Kanclerskiego nie potępił nekrofilii w austriackim tabloidzie. Nikt nawet nie wyśmiewa się z ofiar w swoim blogu.
I niestety także w Niemczech natychmiast pojawił się chrześcijański fundamentalizm. Nie zważając na rozdział Kościoła od państwa, kanclerz, prezydent i premier Nadrenii Północnej-Westfalii wzięli udział w nabożeństwie żałobnym. Władze nie nakazały usuwania kwiatów, zniczy ani nawet krzyży położonych w miejscu tragedii przez miejscowych nieoświeconych.
Burmistrz Duisburga Adolf Sauerland nie miał niestety odwagi naszego prezydenta elekta. Nierozsądnie stawia się natomiast pytanie o odpowiedzialność, także odpowiedzialność polityczną. Demonstranci domagają się ustąpienia burmistrza Sauerlanda. A przecież jest oczywiste, że winni są ci, którzy się tam niepotrzebnie pchali. Gdyby zostali w domu, nic by się im nie stało. Niestety, nie ma w Bundestagu nikogo, kto by to tak przekonująco wytłumaczył, jak czynią to u nas prominentni posłowie PO ze Stefanem Niesiołowskim na czele. Odwołanie burmistrza jest więc tylko kwestią czasu, bo – jak mówiła w swym przemówieniu premier Nadrenii Północnej-Westfalii – ta tragedia nie zdarzyła się w przestrzeni, w której zawieszona została odpowiedzialność. Tunel w Duisburgu to przecież nie lotnisko w Smoleńsku.
Wszystkie te niepokojące fakty zdarzyły się zapewne dlatego, że Niemcy nie mają swoich prawdziwych autorytetów i kompetentnych filozofek i politolożek. Brakuje im Wajdy, Bartoszewskiego, nie mówiąc już o Kutzu, Palikocie i Niesiołowskim. Proponuję więc, by w ramach sąsiedzkiej pomocy wysłać do Duisburga i Berlina komisję złożoną z tych ekspertów, wspartą wybitnymi polskimi intelektualistami i intelektualistkami, by pomogli uchronić zaprzyjaźniony kraj od fali irracjonalnego fanatyzmu. Wszak pokazaliśmy wszem i wobec, co należy czynić, by państwo zdało egzamin.
Zdzisław Krasnodębski
http://blog.rp.pl/blog/2010/08/05/zdzislaw-krasnodebski-germanski-kult-smierci/