Kiedyś ten tekst wzięli mi do papierowej Frondy, już ma ze cztery lata, a na teraz jak znalazł
Idzie wojna
Ale spoko, jak zauważył G. Orwell w 1984, wojna jest pokojem. A więc zbliża się inna odmiana pokoju, wersja utworu z rytmem stukanym na werbelkach, zamiast smooth szurania szczotkami po talerzach. No dobra, no dobra, od czasu jakiegoś już miałem ochotę wypowiedzieć co w temacie krąży mi po zwojach, nie wiedziałem od jakiej strony by zacząć, i już wiem. Oto wpadło mi przed oczy szasopismo, hard weapon porno, organ z dymiącą lufą kompleksu wojskowo- przemysłowego, Defence Technology International. Wydawnictwo jest wypasione merytorycznie i graficznie, przejrzystość, dosadność, ale elegancka. Co najnowszego w burdelu, pardon, zbrojowni, u Belzebuba, słychać. Jakie trendy w war dizajnie są na topie. W czasach kiedy postępowość została trwale skojarzona z postępem technicznym, warto przyjrzeć się awangardzie postępu który najbardziej zaawansowany jest w opracowywaniu i montowaniu narzędzi unicestwienia.
To porozmawiajmy sobie o tej nadchodzącej wojnie, co się na niej będzie modnego nosiło, a co jest już past i kaszanka. I proszę nie wyjeżdżać z tekstami: zamknij dziób stary kruku, bo wykraczesz. Przykro to stwierdzić, sorencjo, już jest wykrakane, św. Jan w Apokalipsie wykrakał, samo się wykrakało z siebie i już sobie darujmy tę infantylną zabawę w szukanie winnego. Wygląda na to, że ogniem i mieczem jest wpisane w naturę człowieczą i żadne kurde lekcje na przykładach co nam ich histo udzielała hojnie naszego nastawienia do problemu nie zmieniły bo nie mogły. Zły Stefcio i tak będzie spał z rączkami pod kołderką. Żadna trauma go ze zgubnego nałogu nie wyzwoli. Sklapsowany, poszlocha, wysmarka się, obieca poprawę, a do swojego wróci i z tym większą zapalczywością występek czynić będzie. Mędrcy Wschodu i Zachodu obszernie się wypowiedzieli na temat przyczyn tego stanu rzeczy. My skoncentrujmy się na przedstawieniu propozycji nowych prawdopodobnych scenariuszy tego spektaklu, bo przecież wojna jest spektaklem, widowiskiem, na jej epice potem żywią się wyciskając fabuły i morały ci co uniknęli strzałki w serce. Właściwości posiadanych narzędzi i materiału do obrobienia określają przyszłą formę dzieła. Spróbujmy przeto przedstawić sobie przyszły jego kształt. Ale najpierw uświadommyż sobie, czemóż ach czemóż rzeźbiarz przystąpi do dzieła.
Megawampir, Stany, są na głodzie. Jego imperialna infrastruktura mogła rosnąć jak ciasto na drożdżach dzięki narzuconemu po drugiej światówce systemu globalnego wycisku dokonywanego za pomocą dystrybucji dolka. Konkretne towary za zielony papier. Teraz kiedy Janki są po spiczaste uszy zadłużone a coraz mniej chętnych na kupowanie ich papierów dłużnych, którymi finansowali swój wzrost i awantury, zaczyna im burczeć w brzuchu. W powietrzu wisi hiperinflacja bez umiaru dodrukowywanych dolków których nie będzie komu wcisnąć. Dolek nieuchronnie traci pozycję głównej waluty rezerw banków narodowych. Gospodarcze atuty wypadają im z rąk, sytuacja wymyka się spod kontroli, jedyny asik to US Navy, i Air Force, gęsta sieć wojskowych baz i te dziesięć zasranych lotniskowców na które Ruscy przygotowali rakiety Granit. Czas popędza, za 20cia lat Kitaj przygniecie ich swoim PKB i na tyle wzmocni się militarnie, że się kija nie przestraszy, a i marchewkę w rękach będzie miał żółty człowiek. Nic bardziej frustrującego dla dominatora niż bezradność, uzasadnione są przeto obawy, że nie zawaha się wykorzystać tego co jeszcze ma do dyspozycji. A co ma to w atrakcyjnej graficznie i merytorycznie formie można sobie obczaić w zinie Defence Technology Inter. Na wielkie kłopoty- radykalne rozwiązania. A więc ucieczka do przodu, są poważne przesłanki by sądzić że Janki przygotowują się na ten wariant.
Powiem wam, różne są subkultury, ale ta kompleksu wojskowo- przemysłowego jest wyjątkowo odrażająca. Jesteś moją klątwą i przekleństwem, niedokończoną przyjemnością, przegryzioną wargą do krwi, jak śpiewał Grabaż. Wyrachowane sado- masochistyczne zimne szwinki. Eisenhower na odchodnym z owalu pozwolił sobie jęknąć, że demokracja ledwie dyszy przywalona KWP. J.F. Kennedy to się w ogóle przejechał do Dallas na lekceważeniu KWPwsko/FEDowskiej dintojry. „To system który rozległe zasoby ludzkie i materialne wykorzystuje do budowania zwartego i wysoce wydajnego mechanizmu; działając na polu militarnym, dyplomatycznym, wywiadowczym, ekonomicznym, naukowym i politycznym”, powiedział w słynnej mowie o antydemokratycznej konspiracji, a potem to już było finalne blam! blam!
Cudowny kapitalistyczny sposób na kryzys nadprodukcji, zbrojenia, krótkie spięcie, a potem kredyciory na pomoc w odbudowie. Patent idealnie się sprawdził przy pierwszej i drugiej światówce. I ta cholerna orwellowska nowomowa, Ministerstwo Pokoju. Żeby wykreować popyt na bezpieczeństwo, by móc spylić niezbędne gadżety, trzeba najpierw solidnie postraszyć. Sowieci byli w roli stracha na wróble znakomici. Wielbłądziaże są o wiele mniej przekonujący. Cofnijcie się! Mam buta i nie zawaham się go użyć!
W tym momencie bardzo warto przypomnieć co pod koniec życia uparcie powtarzał JP2- Nie lękajcie się!Ale cóż, globalne Ministerstwo Prawdy, agenda KWP, ma więcej antenowego czasu żeby uparcie powtarzać i ilustrować to odnośnymi, działającymi na emocje obrazkami- Zesrajcie się ze strachu, macie pietra, terror, horror, marmolada! Kreując się na obrońcę Janki, pod tymi wszystkimi czołgowymi pancerzami chcą ukryć fakt, że największe zagrożenie stanowią oni sami. Swoją drogą to skandal, że ten widoczek z dymiącymi wieżami i podobne w wiadomościach nie są poprzedzone informacją REKLAMA.
Czym zasadniczo będzie różniła się przyszła Wielka Wojna od dwu poprzednich? Nie będzie to wojna materiałowa, w której rozstrzygający był potencjał przemysłowy jaki mogły uruchomić zmagające się strony. Wynik decydującego starcia będzie zależał od siły i skuteczności pierwszego uderzenia. Szykuje się ultrablitzkrieg. Wszystko poleci na automacie. Decydujące starcie będzie trwało godziny. Zero stopniowania napięcia w CNN. Filar zostanie podcięty błyskawiczną eksplozją, potem ewentualnie będzie można sobie popodziwiać powolny upadek kolumny i zamiatanie wojskami lądowymi i siłami policyjnymi pobojowiska. A skąd ten wniosek, a stąd.
Chciało by się zacząć wywód sakramentalnym- już St. Lem powiedział. No bo powiedział, już w 1986ym, w Weapon Systems of the Twenty First Century or The Upside- down Evolution. Opisał automatyzację systemów dowodzenia i autonomizację wehikułów bojowych. Oglądając wydrukowane 20cia lat później numery DeTeInt. Nie mogę się powstrzymać od pełnej uznania czkawki. Toż tam roi się od bojowych dronów, lądowych, powietrznych i wodnych, a nawet podwodnych. To najnowszy krzyk militarnej mody. Niepozorny zwinny zdalnie sterowany lub nawet autonomiczny bezzałogowy kurdupel. Żeby było śmieszniej, dizajnem przypominają dziecięce zabawki na radyjko, na gąsienicach albo ze skrzydełkami. Czytam sobie wywiad z panem viceadmirem Joe Dyer'em, szefem iRobot Corporation, a on mówi jakby z Lema czytał, „owszem, tak, pracujemy nad systemami koordynującymi w czasie rzeczywistym działanie sieci dronów, jeden kolo obsługuje kilkadziesiąt, a jakby im za przeproszeniem łączność siadła z kierującym białkiem, to spoko, rozumicie, w autonomię je wyposażywamy i sobie same radzo, solo albo w zespole, jak podleci.”. Jak te latające Predatory na pograniczu Afgańsko- Pakistańskim co polują rakietami na talibowców. I ta automatyka pcha się drzwiami i oknami. Do, choćby, systemów wczesnego ostrzegania. A w na przykład taktycznych systemach obrony przeciwlotniczej już działa to tak- jedzie sobie zespół pojazdów, z radarkiem i wyrzutniami, w wyznaczony rejon. Potem się toto stawia w stan gotowości i koniec człowieka, przerwa na papierosa. Działa całość na automacie, wykrywa cel, odpala rakiety, a chłopaki sobie grają opodal w mariaszka. Bo czas niezbędny do podjęcia decyzji jest tak ograniczony, że nie starcza go na drapanie się za uchem. A już na pewno na hamletyzowanie. Na szczeblu strategicznym, no, to potrzeba jeszcze prezia żeby uruchomił kody startowe za pomocą czerwonego guzika z tej swojej słynnej czarnej walizeczki, ale konkretnego czasu na zastanowkę to on ma, jak ktoś złośliwy wyliczył, tak z siedem minut, czyli mniej więcej tyle ile trwa jeden odcinek Bolka i Lolka. A jeśli, dajmy na to, go obudzą szturchając tym nieszczęsnym neseserkiem, to na mycie uzębienia i kawkę już czasu nie ma i decyzję podejmować trzeba nieświeżym. A na to wszystko nakłada się jeszcze stres, bo DOW JONES leci w dół, bo bezrobocie leci w górę, bo deficyt rośnie a koledzy z KWP nukają, e, Barak, kopsnij parę giga, wiesz jak jest, ochrona kosztuje, a ja za Chijczyka nie ręczę. Tu się pan Orwell, przewidując zastój w branży technicznej prognostycznie pomylił, rażąco nie docenił dynamiki technologicznego progresu. Segment science fiction „1984” poza tarczę, socjal i political fiction w dychę. Choć trzeba przyznać jeden techniczny gadżet wyfantazjował nadzwyczajnie, TELEEKRAN mianowicie, jako narzędzie indoktrynacji i inwigilacji jednocześnie, dwa w jednym, a jest to właśnie twój szumiący wiatraczkiem PCcik. Sporządzenie dynamicznego profilu osobowości delikwenta na podstawie śladów jego aktywności w sieci to pestka. Gestapo i NKWD w tym zestawieniu wypadają jako żałośnie niefunkcjonalne.
A cóż jeszcze za projekty pan Lem nam naszkicował w Weapon Systems of the Twenty First Century ? A narzędzia kryptoataku, w skutkach pozorujące klęski naturalne. A to umożliwiające zmianę trajektorii asteroidów, tak by raziły terytorium nieprzyjaciela, a to do powodowania katastrofalnych w skutkach anomalii klimatycznych, susz, powodzi, huraganów. Ze nie wspomnę o zarazach wywołanych przeprojektowanymi genetycznie drobnoustrojami. Kto czytając to puka się w czółko niech najpierw zapozna się z materiałami dotyczącymi projektu HAARP, przypomni sobie NASAowskie misje przechwytywania komet, pośledzi szlaki dziwacznych epidemii. W jehowskich broszurkach szukać pod hasłem Dane Będą Znaki. Pamiętacie u Lema we Fiasku laserowe projektory które z orbity wyświetlały na ekranie atmosfery filmiki które miały być komunikatem dla społeczeńswta alienów? Wyglądajcie znaków, he he. Fiasko było fabularnym nomen omen fiaskiem autora, a jednak predykcje technologiczne były zawsze mocną stroną Lema już od Summy Technologiae z 1964go, co dziś czytana przyprawia o dreszcze, jakim cudem spryciarz podpiął sobie wtyk USB do przyszłości? Przecież wtedy standard USB nie był nawet projektowany.
Naturalnie wykorzystanie takich technicznych możliwości będzie wymagało niesłychanie sprawnej logistyki opartej na wysokowydajnych maszynach obliczeniowych. O tym z kolei był Golem IVX. I czegóż to się dowiadujemy, jankeska Nierządnica Babilońska montuje superkompa Seqoia o mocy obliczeniowej 20tu petaflopów, czyli takiej co można wycisnąć z dwu milionów nowoczesnych lapków działających jednocześnie. Posłuży ten sprzęcior do zarządzania atomowymi siłami uderzeniowymi US, ale także, w międzyczasie, do badań astronomicznych, nad ludzkim genomem i zmianami klimatycznymi. Poprzedni czempion, Roadrunner, uruchomiony w zeszłym roku wycisnął 1,2 petaflopa. Zestawienie daje pojęcie o tempie progresu. Lem przewidział, i to jego osiągnięcie nie jest akurat żadnym halo, że to właśnie Pentagon będzie organizował montaż kolejnych generacji superkomputerów do optymalizowania planowania nuklearnego. Wszyscy entuzjaści cybernetyki czekają na maszynkę obliczeniową która wreszcie zaliczy test Turinga, czyli w konwersacji będzie nie do zidentyfikowania jako symulacja osoby. Wzięcie tego progu, nazywanego technologiczną osobliwością, zmieni zupełnie oblicze ziemi, tej ziemi. Może zresztą już się dokonało, kto tam wie sodomskich synów co wykluli w tych swoich podziemnych laborkach, asy trzyma się w rękawie na czarną godzinę, zaskoczenie daje przewagę.
A więc spodziewajcie się cudów pamiętając, że technologie w zastosowaniach militarnych wyprzedzają co najmniej o kilkanaście lat te które dyskontuje się komercyjnie udostępniając pt. publiczności. W dobie niesłychanej technologicznej akceleracji to epoka. Zastosowania sprzętu najnowszych generacji w oczach zapóźnionej publiki wyglądają na cudów czynienie, strzeżcie się więc fałszywych proroków. Na szczęście porządna literatura SF to szczepionka na szok przyszłości. Pamiętacie jak nazywał się u Verne'a podwodny okręt kapitana Nemo? Symbolicznie tak samo ochrzcili swój pierwszy z napędem atomowym Jankesi.
Natomiast o czymż wiemy już z gazet bankowo, bo to już jawne. Na przykład o tym, że możliwe jest śledzenie i archiwizowanie WSZYSTKICH przesyłów informacji w globalnej sieci. Nie tylko internecie, ale i tych co fruwają po sieci komórkowej i miedzianej, może tylko jeszcze światłowody w izolowanych sieciach są odporne na inwigilację. BIG BROTHER WATCHING YOU, globalny. Pamiętacie tę sprzed lat aferę z ujawnieniem ECHELONa? To już techno retro. A ty jeszcze się łudzisz że możesz zostać ze swoimi bezeceństwami anonimem w tłumie. Zapomnij. Detekcja występku to nie kwestia słów- kluczy, inteligentna ekstrakcja danych sprawi że mąciciela będzie można wyłowić nim sam zda sobie sprawę że popełnił myślozbrodnię. Plus metody określania fizycznego położenia niesfornego białka, obszerne bazy danych biometrycznych i kamery identyfikujące nie tylko na podstawie charakterystyki rysów twarzy ale indywidualnego sposobu poruszania się. To nie śpiewy przyszłości, już jest jutro.
Władza to kontrola. Jeśli władza dysponuje narzędziem umożliwiającym totalną kontrolę nad populacją to cóż miało by ją powstrzymać od jego użycia? Jakieś demokratyczno – humanistyczne dyrdymały? Trzeba tylko wzbudzić strach by zaktywizować popyt na bezpieczeństwo. Wolność to pic. Wolność to w supermarkecie masz wyboru makaronu, gwiazdki czy świderki. Tu docieramy do genezy 11 wrześniorka, który zaowocował Patriotic Actem, legalizującym inwigilację i areszt bez wyroku sądowego. Demokracja bez praw obywatelskich, da radę to pogodzić? Oszwiście, stosując orwellowskie dwójmyślenie. Kamerki, kamerki, kamerki, obiektywów oczka świńskie coraz gęściej upakowane w przestrzeni publicznej. Tylko uderzenia dżeta w Pentagon no nie udało się nimi uchwycić, chociaż w tamtych okolicach wyjątkowo od nich gęsto.
KWP przygotował już grunt pod pucz, jak nie przymierzając Adolf przed ostateczną rozprawą z opozycją zjarawszy Reichstag, wymógł nadzwyczajne uprawnienia. Dwie wieże zadymiły i w cuglach Kongres uchwalił co trzeba. I stoją dumni obywatele wolnego kraju w skarpetach na lotnisku. I zero zorganizowanego oporu. Ignorancja to potęga. Wtedy jednak koryto było jeszcze pełne. Ta cała inwigilacyjna infrastruktura będzie bardzo pomocna kiedy w wyniku ekonomicznej zapaści skończy się ostatecznie konsensus pełnego koryta i coraz liczniejsze grupy niezadowolonych zaczną aktywnie protestować.
Albowiem decydujące starcie w przyszłej wojnie będzie błyskawiczne, ale sprzątanie resztek starego świata w segmencie detalicznym potrwa znacznie dłużej.
Patrzę na ten bajzel z perspektywy żyjącego pod lasem akwarysty domatora. Młodzieńcze burze i napory mam za plecami. Mam dużo czasu na gmeranie po rozmaitych zakamarach, zwlekania z nich przeróżnego autoramentu materiałów, składania puzelków. Zastanawiam się w jakim świecie przyjdzie żyć mojemu potomstwu. Wszystkie te futurystyczne rekonstrukcje to oczywiście pisanie patykiem po wodzie, a jednakoż warto uchwycić zwrot zasadniczych wektorów rozwojowych procesów dających jednak jakieś oparcie ekstrapolacjom.
Zadaję sobie pytanie, czy to musiało potoczyć się właśnie w tym właśnie paskudnym kierunku. I wychodzi mi na to że niestety tak. Nie było żadnej szpary między ogniwami łańcucha przyczyn i skutków w którą ludzie dobrej woli mogli by włożyć efektywny lewarek. Moloch idzie w swoją stronę, jest tak bezwładny i nabrał takiego impetu, że przezwyciężenie jego inercji nie jest możliwe w warunkach dominacji fenicko-merkantylnego paradygmatu któremu podporządkowała się cała cywilizacja. Przyjęcie zysku i efektywności jako zasad naczelnych musiało zaprowadzić nas w ten ślepy zaół. Teraz, paradoksalnie, jedyną nadzieją na zmianę jest generalna awaria Systemu. Jeżeli system ulegnie załamaniu, konsekwencje będą bardzo bolesne. Im bardziej system się rozrośnie, tym dotkliwsze będą skutki jego upadku, jeżeli więc ma upaść, lepiej żeby nastąpiło to wcześniej niż później. T. Kaczynski. „Społeczeństwo przemysłowe i jego przyszłość”.
W sytuacji kiedy dojdzie do zapaści, masa zmiennych określających jej dynamikę może być dla cwaniaczków z KWP nie do ogarnięcia, daje to szansę, że nie spadną na cztery łapy tylko wprost na ryja. Problem w tym, że padając pociągną za sobą miliony poczciwych, Bogu ducha winnych ludzi, całe społeczeństwa są zakładnikami tych łajdaków.
No, zaperzyłem się,- łajdaków. Wygląda na to że ci którzy mają jeszcze realny wpływ na wytyczanie kursu Molocha też mają bardzo zawężone pole manewru, ich dobra albo zła wola nie ma wiele do gadania. Nie mogą sobie pozwolić na nieakceptowanie reguł gry, bo z niej wypadną. Ta zasadnicza decyzja zapada jakby sama z siebie, a nie w trakcie faustycznych zmagań. Zło jest banalne. Nie atakuje frontalnie, zaciska pętlę powolutku. Działa z konsekwencją zegarowego mechanizmu, a że sami ten mechanizm skonstruowaliśmy, cóż z tego? Kto mógł na starcie ogarnąć wszystkie konsekwencje wynikające z zasad działania tej wielowarstwowo napiętrzającej się struktury, teraz już pod względem poziomu złożoności przypominającej raczej żywy organizm? A przecież optymalizacja interakcji ze środowiskiem jest generalną zasadą każdego żyjącego organizmu. Kapitalizm sprowadził ją do maksymalizacji zysku. Ten jeden parametr to za mało żeby wytyczyć bezkolizyjny kurs, a inne są z perspektywy Systemu nieistotne, bo nie służą doraźnie efektywności w kitraniu kapitału.
Dwie wojny światowe z morzem wyprutych ludzkich flaków były dzwonkami alarmowymi, że coś idzie nie tak z budową Nowego Wspaniałego Świata. Komunizm jako próba korekty kursu nie wypalił, właśnie dla tego, że był ekonomicznie nieefektywny.
W międzyczasie Łolstrit obczaił, że, parafrazując Klausewitza, wojna to handel prowadzony przy pomocy innych środków. Że najlepszy biznes robi się z walczącymi na śmierć i życie bo się nie oglądają w srogiej opresji na koszta. Niby nie jakieś zdumiewające nowością odkrycie, ale w epoce przemysłowej akceleracji nabierające nowego znaczenia. Najwyższą stopę zysku dawała lokata w mordownię, reszta to prawa rynku. Już po pierwszej wojnie dzięki drenażowi Europy większa część światowych zasobów złota znalazła się u janków. Po drugiej imperium brytyjskie było już bankrutem, a europejskie posiadłości zamorskie zostały zneokolonializowane przez usia, sama zaś Europa politycznie i wojskowo zwasalizowana. Wtedy też wyłonił się w takiej jak go obecnie znamy, jak zły szeląg, jak zły dolek, Kompleks Wojskowo Przemysłowy jako autonomiczny konglomerat opisany we wspomnianej mowie Kenenedy'ego jako „ system który rozległe zasoby ludzkie i materialne wykorzystuje do budowania zwartego i wysoce wydajnego mechanizmu; działając na polu militarnym, dyplomatycznym, wywiadowczym, ekonomicznym, naukowym i politycznym”. To ścierwo może żyć tylko w atmosferze powszechnego strachu żłopiąc rozlewaną krew. Państwo amerykańskie ze wszystkimi swoimi instytucjami to dla niego tylko parawan. Amerykańscy politycy to marionetki KWP, komunikacyjny interfejs z populacją. To jest maszyna parowa napędzająca światową lokomotywę gospodarczą pn. Stany Zjednoczone. Podczepieni do tej lokomotywy w żadne przyjemne miejsce nie zajedziemy. To dlatego wielu ludzi kumatych czuje schadefreude widząc jak się wykoleja.
Geopolityczna wizja Orwella z 1984 przystaje prawie jak ulał do obecnej sytuacji. Zostały na scenie trzy bloki Oceania, Eurazja i Wschódazja. Europa pod niemieckim przewodnictwem wchodzi w coraz ściślejszy sojusz z Rosją zmierzając do utworzenia Eurazjatyckiego supermocarstwa. Wiano Rosji to nieograniczone praktycznie zasoby surowców energetycznych i parasol atomowy który Federacja może rozciągnąć nad osamotnioną Europą, co zachorował jej zaatlantycki alfons. Federacja Rosyjska to jedyne państwo przed którego unicestwiającym potencjałem Stany, i reszta globu, czują jeszcze respekt. Jeśli świat uniknie wojny na pełną skalę z zastosowaniem jądra, to właśnie dzięki rosyjskiej przeciwwadze, którą janki, chcą gorączkowo zniwelować systemem obrony przeciwrakietowej.
Trudno się oprzeć wrażeniu że pan Obama (Obawa, he he), wydelegowany za pacynkę do reprezentowania KWP, ma odegrać rolę jaką u schyłku ZSRR odegrał Gorbaczow, czyli doprowadzić do łagodnego demontażu imperium. Pamiętacie, też zaczęło się od ekonomicznej zapaści, kłopotów w Afganistanie i porozumień dotyczących ograniczenia arsenałów nuklearnych. Rosjanie przełknęli żabę, spuścili wtedy z tonu. Czy stać będzie na to janków, czy pójdą na rympał?
Raz jeszcze wrócę do kwestii tej upiornej determinacji Molocha, ujmując ją w innym jeszcze frapującym aspekcie. W pewnym sensie ta bestia się wyemancypowała. Rozrastająca się w oszałamiającym tempie infrastruktura techniczna pełniła zrazu funkcję wobec ludzkiej cywilizacji służebną. Stworzyła warunki umożliwiające eksplozję demograficzną a potem była niezbędna do zaspokajania materialnych potrzeb olbrzymiej populacji. Nie ma co gadać, techniczne osiągnięcia ludzkości ostatnich dwu wieków budzą respekt. Czuję go kiedy w rozedrganych gorących strugach gazów wylotowych silnika stojąc opodal widzę kołujący potężny liniowiec. Kiedy oglądam zdjęcia odległych układów gwiezdnych zrobione przez orbitalny teleskop. Kiedy czytam o 28io kilometrowym podziemnym pierścieniu akceleratora hadronów. Osiągnięciach inżynierii genetycznej. Postępach w nanotechnologii. Szacun. Ale pod nim kotłuje się bardzo niepokojąca świadomość dwutorowości tego rozwoju. Z jednej strony służy zaspokajaniu życiowych potrzeb ludzi, z drugiej- śmierci. I że balans i bilans jest rażąco zachwiany. Wszystkie technologiczne cuda najpierw trafiają w obroty KWP z wielką przedsiębiorczością zamieniającego je na narzędzia zagłady. Największa pula środków budżetowych jest przeznaczona do modernizacji, oliwienia i utrzymania w stanie gotowości maszynerii zagłady. Tak kręci się to błędne koło- KWP zasysający przy pomocy amerykańskiego imperialnego odkurzacza środki z całego globu powoduje narastanie politycznego napięcia, a jednocześnie potrzebuje zwiększonego napływu tych środków żeby zachować militarną hegemonię babilońskiej nierządnicy. Maszyneria żąda. Najsprawniejsze umysły pracują nad jej udoskonalaniem. Upiornie konsekwentne nakręcanie sprężyny. Cyngiel coraz wrażliwszy. Czas reakcji gwarantującej skuteczność coraz krótszy. Tu wracamy do zasygnalizowanego wcześniej problemu, nieuchronnego wrzucania coraz większej masy tego sprzętu na automatyczny tryb działania. Potencjał kalkulacyjny ludzkiego umysłu coraz bladziej wypada w zestawieniu z możliwościami kolejnych generacji maszyn obliczeniowych. O szybkości reakcji i precyzji nie warto nawet wspominać. Dlatego powolny i zawodny element ludzki jako instancja decyzyjna będzie nieuchronnie erodował, na kolejnych szczeblach luzy pozwalające na komfort zastosowania refleksyjnego białkowego umysłu będą coraz mniejsze, impuls elektryczny czy świetlny zapewni za to szybszy refleks. Automatyka systemów dowodzenia ogarniać będzie kolejne szczeble, taktyczny, operacyjny i wreszcie strategiczny. Żaden tam obśmiewany przez co przytomniejszych autorów SF bunt robotów. Sami zapraszamy kalkulatory do sterów, syndrom automatycznego pilota. A jeśli podkręcanie funkcjonalności systemów dowodzenia będzie wymagało ich autonomizacji to powiemy stop, ani kroku dalej? Można wątpić. A czy całe połączone dowództwo sił zbrojnych usia wydoli w krytycznej sytuacji skalkulować szybciej i precyzyjniej lawinę danych niż taka, powiedzmy, Sequoia o mocy 20tu petaflopów, no sory, nikomu nie ujmując. To się nazywa optymalizacja zarządzania. I tu nie można sobie pozwolić na jakieś lewe sentymenty. Konkurencja nie śpi. Jeśli my tego nie zrobimy, oni nie będą się zastanawiali. Bezwzględna rywalizacja i śmiertelny strach nie zostawiają żadnej swobody manewru, jesteśmy skazani na ten wyścig.
Jeśli spojrzymy na cywilną infrastrukturę techniczną współczesnej cywilizacji oszałamia poziom jej złożoności. Tylko dzięki szybkiemu rozwojowi technik komunikacji i przetwarzania informacji daje radę utrzymać jako taką koordynację funkcjonowania jej elementów w sprzęgu. Ten trend wymusza, podobnie jak w sektorze militarnym, automatyzację zarządzania. Zmierzch wielkich społecznych ideologii i religijności doprowadził do powszechnego przyjęcia gry rynkowej. Jak w każdej grze obowiązuje zasada mini/maxu- maksymalizowania zysku, minimalizowania strat, przy czym pojęcia zysku i straty są zdefiniowane w kategoriach bazarowych. Orwell się nie pomylił, doszło do daleko idącej globalnej konwergencji systemów politycznych w obozach wszystkich liczących się graczy. Demokracje się stotalitaryzowały, totalizmy uległy powierzchniowej demokratyzacji. Demokracja dziś, w rozumieniu klasycznym,- to dekoracja. Państwa totalitarne zrezygnowały z nieefektywnej ekonomiki socjalistycznej. Demokracje odchodzą od rynkowej, posługując się na ogromną skalę interwencjonizmem państwowym. Zwyciężyła pseudo pragmatyczna zbiurokratyzowana technokracja, zdegenerowany polip w którego formę przyoblekła się doprowadzona do absurdu idea oświeceniowego racjonalizmu. Nie zniknęły natomiast antagonizmy między uczestnikami gry, określają je różnice geoekonomicznych interesów konkurencja o dostęp do rynków zbytu i źródeł zaopatrzenia w surowce.
Tego trendu, wyścigu do ślepego zaułka ubezwłasnowolnienia ludzi jako podmiotów dysponujących wolną wolą, nie może odwrócić refleksja o absurdalności celu do którego zmierza ten wypasiony supernowoczesny karawan. Obserwujemy nie od wczoraj jak podmiotowość przesuwa się z ludzkiej jednostki na gigantyczne techno- biologiczne zrosty, ich homeostaza jest wartością nadrzędną. Wyalienowane jednostki, jak jelitowa mikroflora, upakowane w betonowo szklanych nasyconych elektroniką trzewiach Molocha. Moloch miał służyć, być pomocny jako solidne rusztowanie dla narastającej masy populacji. Zaczął żyć swoim życiem, a ludzie własne podporządkowywali jego celom, których, puki co, nie zdefiniował sobie świadomie, określają je podniesione do rangi dogmatu parametry operacyjnej optymalizacji, ich śrubowanie w warunkach bezpardonowej konkurencji. Każdy globalny uczestnik gry który spróbowałby odrzucić ten determinujący jego poczynania paradygmat zostałby pożarty przez nieobcyndalających się przeciwników. One way system. Dlatego, mimo całej możliwej do przewidzenia potworności konsekwencji, humaniści powinni sobie życzyć awarii tej Bestii, w imię ocalenia człowieczeństwa. Bardzo po prostu rozumianego, bez górnolotnych durnot.
Po pierwszej rewolucji technicznej, której efektem było zdjęcie ciężaru pracy z człowieczych mięśni, przyszła informatyczna, która odciążyła mózgi. Najlepszą egzemplifikacją konsekwencji jest cyfrowo sterowany automat przy linii produkcyjnej na której wytwarzane są inne automaty, w automatycznie zarządzanej fabryce. Tendencja jest oczywista, w coraz mniejszym stopniu ludzki wysiłek będzie Molochowi niezbędny by funkcjonować. Białku już dziękujemy.
Całe to przedstawienie ma bardzo istotny, z ludzkiego punktu widzenia, wymiar eschatologiczny.
Jeżeli Bóg jest
WPROWADZENIE DO NEOARMAGEDONOLOGII
Z nikim tak fajnie nie można pogwarzyć sobie o apokalipsie jak ze świadkami Jehowy. Są czujnie wycelowani w odczytywanie znaków czasu, zaraz też szur szur, znajdą jakiś fajny cytat z Pisma co jest kanwą do snucia rozważań. I choć lojalnie jasno postawiłem sprawę konwersji, żem niechrześcijanin i pożytku dla zboru w sensie członkostwa ze mnie nie będzie, nie zrażają się, może właśnie opór ich podnieca. Mentalnie jesteśmy na antypodach, a jednak dialog idzie po maśle i konkluzje miewamy zbieżne. Na potrzeby tego dialogu wymyśliłem nawet sposób translacji pewnych chodzących mi po głowie koncepcji na język kompatybilny ze starotestamentowym.
Więc, chlast, tezę do obróbki skrawaniem. Założenie- rodzaj ludzki w walkę Dobrego ze Złym został wplątany już w ogrodzie Eden, i trwa ona po dzień dzisiejszy. Jest to jakby partia żywych szachów. Siły są nierówne, bowiem Stwórca szachownicy i pionków jest z definicji wszechmocny. Ale potrzebuje jakiegoś beta testera doskonałości tego co stworzył, dlatego powołał na dane odpowiedzialne stanowisko istotę której autonomię toleruje. Żeby partia była interesująca, tj. o wyniku nie z góry przesądzonym Wszechmocny musiał dać protagoniście jakieś fory. Szatan, choć słabszy, ma przeto prawo nie stosować się do reguł ustanowionych przez Przedwiecznego który od nich nie odstępuje. To założenie, a teza- Szati jest inteligentnym graczem, potrafi uczyć się w trakcie gry, modyfikować taktyki i stosować kolejne, coraz skuteczniejsze ich wersje.
Autorzy Pisma są optymistami, będzie zadyma, armagedzio i różne jeszcze chocki-klocki po drodze, ale siły Złego zostaną okiełznane, zapieczętowane, a zwycięsko zweryfikowane dzieło stworzenia z certyfikatem wypróbowanej doskonałości zalśni pełnym blaskiem co go podziwiać będą mogli, również zweryfikowani, sprawiedliwi.
Ale weźcie to powiedzcie księciuniowi ciemności, wyśmieje was, powie że już znalazł luki w systemie i tak go przetestuje że wyonacy. Spróbujmy popatrzeć na rozgrywkę z jego perspektywy. Jest słabszy, ale może dowolnie kombinować. Jego siły, choć skromniejsze, są bardziej mobilne. Może atakować obiekty na zapleczu przeciwnika, osłabiać jego potencjał, dezorganizować, błyskawicznie zmieniać formację i atakować inny newralgiczny punkt obrony. Stosuje przeto taktykę stricte partyzancką. Można przyjąć, że jego definicja zwycięstwa jest taka- przez wzmaganie opresji doprowadzić przeciwnika do sytuacji, kiedy będzie musiał porzucić swoje pryncypia i wtedy narzucić mu własne reguły gry. To, a nie złamanie Jego potęgi, będzie zwycięstwem Lucypera.
I tak popatrując na współczesność, można odnieść wrażenie, że optymizm autorów Pisma był przedwczesny i na wyrost. Walka trwa, a na świetlnej tablicy pod napisem Goście stukają kolejne punkty.
Każdy kto posługiwał się farbami wie, że łatwiej biały dokładnie zamalować czarnym niż odwrotnie. I Stary Szachraj stosuje tę metodę coraz skuteczniej. Tu dochodzimy do kluczowej kwestii wojen memetycznych i przeniesienia starcia z Natury w obręb Technosfery.
Prawda was wyzwoli. Myślicie, że Szati nie rozumie tego problemu? Oszwiście naturalnie kuma jego wagę. Tu nie chodzi już o jakieś przekręty z fałszywymi doktrynami, tu idzie o odcięcie kontaktu z Bożym Światem, lasem, zwierzętami, otwartym niebem, wiatrem, zapachami łąki, łopocącym ciepłym ogniem, żywą wodą przeciekającą w rzece. Tym wszystkim tak nieodparcie szerokopasmowo subtelnie sensualnym, misternie strukturalnie nawarstwionym i przeplecionym od nieskończoności po nieskończoność mikro i makrokosmosu.
Dlatego, bystry taktyk, próbuje wciągnąć przeciwnika na swój teren, gdzie prawdziwe słońce nie świeci, tylko jest wyświetlane. Teren na którym potoki danych docierających przez zmysły do umysłów będą poddane jego kontroli. Koń jaki jest każdy widzi, przedstawienie konia po płynnej graficznej obróbce, mało może przypominać oryginał, ale patrzącemu ciągle będzie wydawało się że widzi rumaka. Szati jest wielkim i zdolnym iluzjonistą. Jego plan to odebrać delikwentom świadomość nieskończoności, sklaustrofobizować i poddać kompulsywnym rytuałom które dają doraźną ulgę, i silnie uzależniają.
Nie lękajcie się. Z tym też coś trzeba zrobić. Poczucie bezpieczeństwa jest wypadkową wewnętrznej harmonii, zaufania w relacji z drugimi i wiary we własne siły.
Z iluzji można się otrząsnąć wychodząc z kina. Przeto iluzjoniście będzie zależało na tym, żebyśmy przenieśli się do kina z gratami, żebyśmy z niego nie wychodzili, żeby nasza wiedza, pragnienia, dążenia, były formowane przez wyświetlane filmy. Tym skuteczniejsza iluzja im ściślejsza izolacja. Słuchaj, widziałeś to?! No, na własne oczy widziałem. Monitor migający pikselami. Z iluzji można się otrząsnąć znajdując czas na spokojną i uważną kontemplację. Trzeba więc Szat'koskiemu rozbić ciągłość delikwentów percepcji, rozkawałkować ją na rój przyciągających uwagę, migoczących fragmentów.
Z iluzji można otrząsnąć się wchodząc w bliższy kontakt z osobą która żyje w strefie realu. Dlatego trzeba ciąć społeczne więzi, bo i samo bezpośrednie spotkanie z drugą żywą osobą, choćby ziluzjowaną, jest już z realem kontaktem, co dopiero z taką która jest z realem za pan brat. Po pierwsze, -trzeba izolować ludzi od Natury, po drugie -wzmagać ich wzajemną alienację. Wtedy, odcięci od podstawowego źródła radości staną się smutni i apatyczni. Chwycą kurczowo każdą sposobność dającą im obietnicę zapomnienia o sobie samych z własną swoją niedolą. Są na haku. Teraz sami przyjdą do monitora i wezmą w chłodną dłoń pilota który nimi pokieruje. Pod napisem Goście znów migają żaróweczki, punkt stuknął.
Natura nie rapuje. Cykle jej przemian są długie, jej subtelność może uchodzić za monotonię, tak jest postrzegana przez ludzi którzy ani czasu nie mają, ani możliwości, ani już nawet ochoty żeby się dostroić do jej długich fal. Środowisko informatycznej cywilizacji postprzemysłowej jest przepełnione jednoczesnymi, krótkimi elektronicznymi przekazami obraz-dźwięk, skondensowanymi i rozwibrowanymi jak bolec młota pneumatycznego. Tysiąc polifonicznych komórek dźwięczy na sali filharmonii, orkiestra robi swoje, ale nikt już jej nie słyszy.
Dawniejszymi czasy była kultura komentarzem do natury. Czerpała z niej spontanicznie i bez zahamowań. Odsyłała nas do niej z powrotem byśmy odprawiali misterium spotkania z boskim oryginałem. Od kiedy zaczęła komentować samą siebie, wąż zapętlił się chwytając końcówkę własnego ogona. Stała się tasiemcem żerującym w samej sobie. Nieustające ciągi automatycznie permutowanych samopowieleń obrazów fabuł i treści dające pozór obfitości. Oderwała się od kontekstu z którego ssała żywe soki sensów. Jak podstarzała kokota, może już tylko używać coraz jaskrawszych szminek i mocniej woniejących perfum.
Nasz chytry metafizyczny Czegewara, kombinuje dalej. W co by tu lutnąć, żeby fundamenta się zatrzęsły? Idźmy jego torem myślenia. Przeciwnik posługuje się pono bronią zasilaną miłością. Trzeba więc mu w logistykę uderzyć, odciąć od zaopatrzenia. Gdzie się ta dana osławiona miłość w konkrecie generuje? Tam gdzie mężczyzna kocha kobietę z wzajemnością, gdzie oboje z poświęceniem hodują bezbronne istoty. Cierpliwość, przebaczenie, czułość, sympatia, solidarność, wzajemna opieka, wszystkie komponenty wysokoenergetycznej miłości, do licha, to musi być tam. Rodzina. Jest cel, znajdą się środki. Generatory trzeba zdefunkcjonalizować. Rozwalanie jednego po drugim detalicznie, to było by nieefektywne, fatalna proporcja użytych środków i efektu. Lepszym sposobem było by wpuszczenie oprogramowania, co je hurtowo do dysfunkcji przywiedzie. Podstawą rodziny jest ta kobieta i ten właśnie mężczyzna, hm. Wolna miłość, zlepek dowolnego słowa ze słowem wolność dobrze się kojarzy, może bratku jesteś za niewolą? A masz coś przeciw miłości? Nazwanie rodziną i równouprawnienie czegoś co nią nie jest, jałowych związków homoseksualnych, ale że rodzina to także dzieci, z prawem do adopcji. A w ramach prewencji, propaganda trendy singielstwa, żeby się elementy nie złożyły w generator. Bo okazyjne strzyknięcie spermą w erosika to tu to tam zasili raczej, chaos potęgując, moje konto. No, generatorki niby działają, ale już o kilkanaście procent są mniej wydajne. I bonusowy efekt, dalsza społeczna atomizacja. Bowiem i tam gdzie obcy ludzie potrafią chwycić się w geście pomocy czy wsparcia za dłonie miłość znajduje kanał przepływu, trzeba te dłonie zająć myszą albo pilotem. Żaróweczki migają, znów się punktacja zmienia. Tak problem wygląda w przekładzie na kategorie biblijnej eschatologii.
Chrześcijański personalizm obecnie, z wynikającymi z niego konsekwencjami, jest być może najbardziej wywrotową ideą. To właśnie ludzka jednostka, każda z osobna, jest polem decydującej walki. Słudzy Molocha kumają, że tylko personalistyczna odmiana humanizmu jest nim w istocie. Oczywiście ich wysiłki skoncentrowane są na wykreowaniu i upowszechnieniu takiego falsyfikatu humanizmu, dla którego zasadniczym punktem odniesienia będzie Moloch z jego obietnicą bezpieczeństwa, sytości i dobrej rozrywki. Dlatego tak angażują się w deprecjonowanie tych co ten punkt odniesienia, na poważnie, znaleźli w Bogu. Fundamentalista to niebezpieczny fanatyk. Ten zlepek pojęciowy został już na trwałe zaimplementowany publiczności. Fajni są ci co nie są osadzeni na żadnym fundamencie, pyłki co polecą tam gdzie dmuchniemy. Ekstrawertyczni hedoniści.
WOJNY MEMETYCZNE
W Defence Technology International nie znajdziemy materiałów dotyczących, jak to za komuny mawiano, wojny psychologicznej. Tą działalnością zajmuje się segment cywilny KWP, a konkretnie szołbiznes popkulturowy. Pamiętamy jak XXto wieczne totalitaryzmy zręcznie wykorzystały wynalazki braci Lumiere i pana Marconiego. XXIto wieczne postdemokratyczne ustroje mają do dyspozycji narzędzia o rząd wielkości wydajniejsze. Monstrualna pompa do tłoczenia warunkującej, w sensie pawłowowskim, kulturowej pulpy działa na pełnych obrotach.
Najpierw krótka definicja memu. To najmniejsza samoreplikująca się treść, jak ceramiczna płytka mozaiki, klejąc je do kupy można wykreować wzorzec kulturowy albo obyczajowy. Środowiskiem memu jest umysł, może być zapisany w i transmitowany przez dowolny obiekt kultury, obraz, przedstawienie, przekaz ustny albo po prostu dźwiękowy. Może zostać przyswojony po krytycznym namyśle, albo przez bezrefleksyjne naśladownictwo. Może to być np. sposób wiązania sznurowadeł, albo piosenka. W większych konglomeratach występują jako tzw. mempleksy, zwarte systemy memów tak skombinowanych, że tworzą funkcjonalną, i wielofunkcyjną, całość. Ot, jakaś doktryna polityczna, światopogląd, religia. Proces myślenia, to z punktu widzenia memetyki, mielenie i rekombinowanie memów przez przytomny umysł. Można powiedzieć, ludzie mogli osiągnąć tak wysoki stopień społecznego scalenia, warunku koniecznego do rozkwitu cywilizacji, bo owładnęli zdolnością do wytwarzania, przyswajania i przekazywania memów. I już mamy kolejne grackie narzędzie do niemetafizycznego rozbioru zagadnienia nadciągającego Armagedonu. Tłoczone przez wysokowydajne pompy elektronicznych mediów memy brykają, w stroboskopowym tempie mutują, uzłośliwiają się, wymykają się spod kontroli. Co za tym idzie powodują erozję i rozsadzanie kultury.
Można by prześledzić kolejne etapy przenoszenia transmisji memów na wyższy poziom. Wynalazek pisma, druku, filmu, radia, komputera, metod łączenia ich w sieć, i wreszcie taki wzrost wydajności maszyn obliczeniowych, że bliski wydaje się moment kiedy ilość możliwej do przemielenia informacji przejdzie w nową strukturalnie jakość. Von Neumann nazywał to technologiczną osobliwością. Taki skok umożliwi przeprojektowanie obecnych i syntetyzowanie kolejnych rzutów kultur, bez udziału w tym procesie ludzi jako podmiotów, zresztą, już teraz dawny obywatel staje się po prostu widzem. Będziemy sobie produkty automatycznej rekombinacji memów mogli konsumować, w postaci powieści (pamiętacie, u Orwella, laska Winstona, Julia, pracowała przy maszynach układających automatycznie porno powieścidła dla proli), muzyki, mód i całej reszty z naukami empirycznymi i filozofią, tymi ostatnimi w wersji pauperum, ociosanymi do postaci w której będzie jeszcze przyswajalna dla naszej ułomnej białkowej kojary. Ile czasu pozostało do uruchomienia przytomnej maszyny obliczeniowej sprawniejszej w twórczym kojarzeniu od mózgu jakiegokolwiek uzdolnionego człowieka, a choćby i eksperckiego trustu takich bystrych mózgów? Maszyny zdolnej do autoewolucji? O tym właśnie był lemowski „Golem IVXty”. No więc zdawało by się że jużeśmy dotknięci szokiem przyszłości, ale ten prawdziwy jeszcze na nas czeka.
Oprogramowanie memetyczne ludzkiego umysłu odbywa się przez wychowanie i edukację. Również przy okazji refleksyjnego ogarniania danych osobistego doświadczenia, tak, część memów tworzymy metodą chałupniczą, jak są użyteczne, powielają się przez memetyczny mimetyzm gdy wchodzimy w społeczne interakcje. Dawniejszymi czasy większa część memów przechodziła jakby z ręki do ręki, rodzina, grupa rówieśnicza, rzemieślniczy cech, były naturalnymi środowiskami w których zachodził obieg elementarnych cząstek kultury. Każda z nich uznana za wartą powielenia miała atest, jej użyteczność była testowana w bezpośrednim kontakcie z realem. A teraz mamy już inne czasy, elektroniczne środki obróbki i transmisji informacji generują frenetycznie kaskady mód i mniemań których jedyną zaletą jest bajeroski dizajn opakowania oraz metka nowości z nowoczesnością, i aplikują je przez mnożące się nieustannie, wszechobecne, monitory, wyświetlacze, głośniki, telebeamy. Ten chaos tworzy środowisko w którym kulturową normą staje się brak kulturowych norm. Kultura współczesna jako plazma w nieustającej, uniemożliwiającej rozeznanie, metamorfozie. Ten informacyjny szum, to efekt zakłócających interferencji charakterystyczny dla współczesnego pola walki. Zdeprywowany sensorycznie przeciwnik to przeciwnik rozbrojony. A tę deprywację można osiągnąć na dwa sposoby, odcinając receptory od źródeł bodźców, albo zalewając je masą syntetyzowanych bodźców dezinformujących, tak sprofilowanych i ustrukturalizowanych, że odtworzona na ich podstawie rzeczywistość jest iluzją. Nim do akcji zostanie rzucony hardware, wojna nabiera tempa w obszarze przesyłu wirusowego tumaniącego memetycznego softu. Instytucje religijne i same religie jako zwarte memplexy (strukturalnie funkcjonalne zespoły memów) o jasno określonych układach odniesień i norm, są poddawane rosnącej agresywnej presji. Tych którzy stawiają jej zdecydowany opór oskarża się o dżihad, albo nazywa krzyżowcami. W istocie stoją po jednej stronie barykady. Po drugiej stronie jest ta cuchnąca kosmetyczną chemią obwieszona cekinami polimorficzna halucynogenna plajda. Będzie coraz bardziej nachalna, bo wie że zostało jej mało czasu.
Tzw. bonus. Rzecz o tym jak problem nadchodzącej wojny rysuje się oglądany z perspektywy naszego podwórka.
Drugiego „Cudu nad Wisłą” nie będzie…
Kiedy tak patrzyłem latem zeszłego roku na wojskową paradę 15go sierpnia, na to, co nasza armia
miała najlepszego do pokazania, to „zdjęła mię melancholia oraz naszły mię refleksje”- bracia rodacy, trzeba nam radykalnie przeformułować założenia doktryny obronnej!
Najpierw przejechała kolumna gazików z cekaemami na dachach, potem hulał coraz cięższy sprzęt, rosomaki, leopardy. Przeleciało po kilka sztuk „Iskier”, F-16 i helikopterów szturmowych mikołajana. Jesteśmy gotowi do wojny- na szyszki!
Jeśli Polska chce być krajem niepodległym nie tylko formalnie, musi zachować
zdolność odstraszania przeciwników dysponujących przytłaczającą przewagę militarną. W grę, rzecz jasna, wchodzą nasi dwaj dobrzy sąsiedzi, którzy woleliby raczej sąsiadować ze sobą zaorawszy polską miedzę, na co wskazują nieustannie ponawiane przez nich w ciągu minionych dwóch wieków wysiłki. Siłą rzeczy hipotetyczny konflikt byłby, jak to się teraz mawia, asymetryczny, czyli „duży flekuje kurdupla, a postronni udają, że niczego nie
widzą”. I do tego trzeba się przygotować, chyba, że nasza armia w konfrontacjach o takim charakterze będzie nadal występowała jako satelickie wojska zaciężne przy boku mocarza.
Zakładam jednak, że polityczna wola utrzymania pełnej niepodległości Polski nie osłabnie, co już jest ryzykownym założeniem, jeśli się weźmie pod uwagę stałe cedowanie kolejnych prerogatyw naszego państwa na rzecz ośrodków decyzyjnych UE.
Doświadczenia NATOwskiej agresji na Serbię i obu wojen irackich dostarczają
kilku znaczących obserwacji. Dysponujący przytłaczającą przewagą sił powietrznych i precyzyjną bronią rakietową agresor w pierwszej fazie operacji eliminuje system OPL (obrony przeciwlotniczej) przeciwnika, paraliżuje jego punkty dowodzenia, by w następnej fazie bez przeszkód, również przy pomocy lotnictwa, unicestwić ciężki sprzęt naziemny. Wynik starcia jest rozstrzygnięty przed spotkaniem wojsk lądowych. Państwo przeciwnika albo zostaje zmuszone do uległości, albo dochodzi do okupacji.
Paradoksalnie, dopiero okupacja stwarza stronie słabszej możliwość zwycięskiego rozstrzygnięcia konfliktu, bo otwiera szansę kontaktu z wrogiem w polu i zadania mu takich strat, które zmuszą go do odwrotu. Pierwsza wojna czeczeńska, konflikt izraelsko-hamasowski i obecna sytuacja jankesów w Iraku, a wcześniej ich sromotny odwrót z Wietnamu, czy sowiecka pechowa przygoda w Afganistanie pokazują, jak skuteczną siłą może być dobrze zorganizowana partyzantka.
Trzeba by się przeto na nowo zastanowić, w jakim kierunku pchać fundusze obronne, czy lepiej wyposażyć armię w myśliwce i czołgi, które w pierwszych godzinach starcia zostaną nieuchronnie obrócone w złom, czy już teraz rozpocząć techniczne i logistyczne przygotowania do wojny partyzanckiej w warunkach okupacji.
Nim zaproponuję warianty konkretnych rozwiązań, proponuję małą wycieczkę geopolityczną bez różowych okularów.
Czwarta Rzesza kombinuje jak może, do trzech razy sztuka. Obecnie, w sojuszu z Francją, w którym jest mocniejszym partnerem, próbuje osiągnąć nienowe cele strategiczne, czyli rozciągnąć swoją hegemonię na Mitteleuropę i umocnić wpływy na Bałkanach. Zmianie uległy środki, które do tego celu mają ją doprowadzić. Ale nie zapominajmy, że Adolf też na początku puszczał białe gołębie i przed kamerami karmił dzieci łakociami. Anschluss Austrii, połknięcie Sudetów a potem zajęcie Czechosłowacji przeprowadził bez wystrzału. „Wyszedł z nerw” dopiero, kiedy Polska powiedziała twardo – „Ni hu hu…”.
Teraz UE połyka gładko kraj za krajem, ale kiedy przyjdzie do budowy europejskiego superpaństwa, czy wyzuwanie państw członkowskich z niepodległości przebiegnie bezawaryjnie?
Może tak, może nie, jako że zdjęliśmy różowe okulary, przyjmujemy, że może i nie, i Niemcy zamiast środków bezbolesnych zastosują te doraźnie skuteczne.
Należy, nie hamując się w pesymizmie przyjąć, że, jak to w takim wariancie historycznie mają już obcykane, dogadają się z Rosją. Jeśli całą naszą nadzieję na wolność w swoim domku złożymy w naszym słynnym lotnictwie i niezwyciężonych wojskach pancernych -leżymy, a oni na nas znowu sapią. Ale ich kłopoty mogą zacząć się właśnie wtedy, kiedy wkroczą na nasze ziemie, jeżeli w porę zmienimy ekwipunek naszej armii na lżejszy.
Jak to można sobie wyobrazić? Szczątkowe siły ciężkie, wyposażone w przestarzały sprzęt zostawiamy wyłącznie jako szlaban graniczny, symbol. Przeformułowujemy doktrynę obronną a w ślad za tym zmieniamy strukturę sił zbrojnych, tak, żeby były w pełni gotowości do stawiania oporu w warunkach konfliktu asymetrycznego. Żeby cena okupacji była dla najeźdźcy nie do przyjęcia.
Konkrety - przygotowanie do wojny partyzanckiej jeszcze w okresie pokoju daje możliwość wykorzystania przez państwo całej dostępnej bazy badawczo-produkcyjnej, już pod okupacją będzie to znacznie trudniejsze. Zmodernizowaną armię należałoby nasycić najnowocześniejszymi zminiaturyzowanymi środkami łączności polowej, zdalnymi bezpilotowcami rozpoznawczymi, lekką bronią przeciwpancerną i przeciwlotniczą najnowszej generacji, przystosowaną do montażu na pojazdach cywilnych. Należałoby też
opracować i wdrożyć systemy uzbrojenia, rozpoznania i kamuflażu niezbędne do skutecznych akcji dywersyjno-sabotażowych w warunkach city guerilli.
Za tym idzie przygotowanie bazy logistycznej w postaci składów amunicji i wyposażenia, zakonspirowanych kwater i punktów kontaktowych. Tu dochodzimy do problemu zmiany struktury organizacyjnej armii, tak by mogła podołać zadaniom nowego typu. Zakładam, że w wyniku okupacji zostaną sparaliżowane ośrodki administracji państwowej i centralne ośrodki dowodzenia wojskami. Wynika z tego konieczność przygotowania oporu w oparciu o rozproszone i mobilne autonomiczne oddziały. Dlatego konieczne byłoby utworzenie dla nich zawczasu sieci rozproszonych baz zaopatrzeniowych i baz cywilnych środków transportowych. A więc-decentralizacja dowodzenia i rozproszenie sił, tak, by przeciwnik nie rozstrzygnął kampanii pierwszym uderzeniem w newralgiczne punkty. Potem, gdy bez napotkania zorganizowanego oporu zajmie teren, to on będzie obiektem uderzeń.
Kampanie partyzanckie z natury bywają długotrwałe, oddziały muszą mieć zapewnione solidne oparcie w lokalnych społecznościach. Pracę na tym polu należałoby rozpocząć jeszcze w okresie pokoju. Kilkudziesięcioosobowe jednostki obrony terytorialnej należałoby usytuować w każdej miejscowości szczebla powiatowego. Bardzo istotne byłoby zintegrowanie żołnierzy z ludnością, akcje żniwne w PRLowskim typie, koncerty, wydawanie lokalnych gazetek itd. Ci, którzy będą nadstawiali głowę i ci, co będą ich wspierać muszą wiedzieć, dla kogo to robią i na kogo mogą liczyć w tzw. godzinie próby.
Doświadczenia Hamasu i Hezbollahu pokazują jak skuteczne mogą być organizacje hybrydowe, nie wprost militarne, ale charytatywno-edukacyjno-gospodarcze, które w rozproszeniu zastępczo pełnią rolę państwa, integrując społeczności wokół wspólnego celu, organizując zaplecze dla partyzantki.
Tyle tych luźnych uwag. Pewnie niedługo niepodległa Polska będzie wspomnieniem, zmumifikowaną ideą. Ale jeśli, powiedzmy, mili sąsiedzi nasi przylezą do nas z łapami brać co nasze jak swoje, przyjdzie nam znowu kombinować, jak ich skutecznie zniechęcić.
|