franek12
Dołączył: 13 Kwi 2008 Posty: 664
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 13:44, 09 Cze '10
Temat postu: Wiedza ktora zabija |
|
|
http://wiadomosci.onet.pl/1612223,2677,1,kioskart.html
Cytat: |
Wiedza, która zabija
W niewyjaśnionych okolicznościach giną osoby, które mają choćby szczątkową wiedzę o głośnych zbrodniach politycznych
Grozi im tym większe niebezpieczeństwo, jeśli wiedza dotyczy udziału w tych zbrodniach osób związanych ze służbami specjalnymi.
Prokuratura w Warszawie a później w Ostrołęce w ciągu ostatnich miesięcy prowadziły intensywne śledztwo w sprawie gróźb karalnych kierowanych pod adresem detektywa Marcina Popowskiego a także wywierania na Niego wpływu w celu nie składania zeznań przed Sejmową Komisją Śledczą ds. Olewnika. Popowski przez dłuższy czas odbierał anonimowe emaile z pogróżkami, listy, nekrologi z własnym nazwiskiem, był nachodzony przez nieznanych mężczyzn, powodowano różne sytuacje drogowe z jego udziałem. O wszystkim wiedzieli śledczy i na bieżąco monitorowali zdarzenia. W sprawie podjęto szereg czynności, jednak nie doprowadziły one do zidentyfikowania sprawców. Postępowania nie ułatwił fakt, że sprawą zajmowało się już kilka prokuratur, nie tylko ze stolicy. I, co równie ważne: policja i prokuratura dokładały wszelkich starań, aby detektyw nie dostał ochrony i czuł się zagrożony.
Dziwna odsiadka
Problemy Marcina Popowskiego zaczęły się w roku 2004, gdy był jednym z najbardziej wziętych polskich prywatnych detektywów. Nawiązał z Nim wówczas kontakt Włodziemierz Olewnik, który rozpaczliwie poszukiwał zaginionego syna. Detektyw obiecał pomóc i rozpoczął śledztwo na własną rękę. Popowski zeznał przed Sejmową Komisją, że pisał wówczas pracę doktorską na temat profilowania i zachowań sprawców uprowadzeń i zlecenie od Olewnika potraktował również jako możliwość wzbogacenia swojej wiedzy. W czasie wielomiesięcznego śledztwa, Popowski zwrócił uwagę na skandaliczne błędy policji i prokuratury popełnione w czasie śledztwa. Wiedzą tą sukcesywnie dzielił się z rodziną Olewników.
To właśnie Popowski odkrył, że policjanci nie podjęli najważniejszych wątków i w ogóle nie starają się wyjaśnić sprawy. Spotkało się to z natychmiastową reakcją. Szef grupy policyjnej – mł. insp. Grzegorz Korsan – przyjął wersję, że Olewnik dokonał samouprowadzenia, w czym miał pomagać mu właśnie… Popowski. Ta wersja (choć nie miała żadnej podstawy w materiale operacyjnym) posłużyła za podstawę do rozpoczęcia inwigilacji detektywa i penetracji środowisk politycznych i biznesowych. Dzięki nielegalnie zakładanym podsłuchom, policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych próbowało pozyskiwać wiedzę na temat kontaktów detektywa. Robiono wszystko by ochronić sprawców zaniedbań w policyjnych mundurach a zniszczyć detektywa i nie pozwolić na ujawnienie pewnych mechanizmów rządzących w KGP. W marcu 2006 roku Popowski został zatrzymany i tymczasowo aresztowany. Wraz z nim, za kratki trafiło dwóch policjantów pomagających mu rozwikłać sprawę Olewnika. Śledztwo, które zostało bardzo nagłośnione i miało tak wiele spraw wyjaśnić, okazało się totalną klapą. Zastosowany areszt wydobywczy też nie przyniósł efektów – detektyw milczał jak grób. Jego kulisy ujawniła sejmowa komisja śledcza badająca okoliczności porwania Krzysztofa. Komenda Główna Policji poinformowała, że w mieszkaniu Popowskiego „znaleziono” nielegalną amunicję, arsenał broni, materiały wybuchowe, narkotyki i tajne dokumenty. Później okazało się, że była to tylko pożywka dla mediów, która miała zniszczyć reputację znanego detektywa. Późniejsze śledztwo prokuratury wykazało, że grupa policyjna kierowana przez G. Korsana dopuściła się bardzo poważnych nadużyć, a w jej szeregach działał „kret” czyli funkcjonariusz przekazujący informacje przestępcom. Kret do dzisiaj nie został wykryty, ale wiadomo, ze sam kierownik grupy Grzegorz K., miał postawione przez Prokuraturę zarzuty przyjmowania korzyści majątkowych i przekazywania informacji ze śledztw w innej sprawie. Później, gdy detektyw i funkcjonariusze opuścili cele aresztów, ich sprawy stanęły w miejscu, a w dziwnych okolicznościach zaginęły ważne dokumenty ze śledztwa przeciwko nim. Choć od ich zatrzymania mija piąty rok, sprawa nie trafiła jeszcze na wokandę.
Rosyjski ślad
Według Włodzimierza Olewnika „sytuacja, w której się znalazł detektyw Popowski, to konsekwencja tego, że badał sprawę uprowadzenia jego syna”. Popowski zwrócił uwagę, że policja wciąż inwigiluje rodzinę Olewników zamiast podejmować inne tropy, że tworzy działania parasolowe dla swoich podwładnych a śledztwo celowo kieruje na inne ślepe tory.
W. Olewnik w liście do Premiera Donalda Tuska pisze „Jak wytłumaczyć fakt awansów policjantów, którzy brali udział w śledztwie, w świadomy sposób szkodząc sprawie…, Pomimo zarzutów prokuratorskich są nagradzani i awansowani. (…) Oburza mnie fakt aresztowania detektywa Marcina Popowskiego oraz uczestnika grupy śledczej Pana Mirosława Gruszeczki, który sprzeciwiał się nielogicznemu ukierunkowaniu śledztwa, a w obawie wykrycia prawdy został poprzez zastosowanie podstępu aresztowany. Według mnie niewinnie przesiedzial pół roku w areszcie tymczasowym. Gdzie tu jest sprawiedliwość, że jedni funkcjonariusze mogą przebywać w areszcie, a drudzy po takich celowych i negatywnych działaniach jak ukrywanie dowodów w sprawie miejsca przetrzymywania Krzysztofa oraz dowodów w postaci billingów, gdzie w sposób jednoznaczny z imienia i nazwiska wraz z miejscem zamieszkania wskazany został uczestnik grupy porywającej Krzysia są awansowani. Czy to nie woła o pomstę do nieba?”.
Z akt sejmowej komisji śledczej wynika, że detektyw Popowski jako pierwszy odkrył tzw. „rosyjski ślad” czyli tropy mogące wiązać uprowadzenie Krzysztofa z osobami związanymi z wywiadem rosyjskim, działającym pod przykryciem na rynku handlu stalą i mięsem. Ciekawa sprawa, że Popowski trafił do aresztu właśnie wtedy, gdy badał ten wątek. Zastanawiające jest również to, że choć detektyw usłyszał błahy zarzut, to od razu trafił do aresztu, za to śledztwo w jego sprawie toczyło się wyjątkowo opornie i na materiałach podkładanych przez KGP prokuraturze bez wglądu w materiały operacyjne i dowodowe..
Zabójczy raport
W 2002 roku zamach na swoje życie przeżył Jerzy Godlewski – policyjny detektyw z Hamburga, współpracujący z polską policją przy rozbijaniu najgroźniejszych grup przestępczych. W stronę samochodu, którym jechał, tajemniczy snajper oddał kilka strzałów. Kule przebiły szybę lecz nie dosięgły kierowcy. Godlewski – wykorzystywany jako łącznik niemieckiej policji – w 1998 roku wiózł do Warszawy ściśle tajny raport przeznaczony dla generała Marka Papały. Raport ten, sporządzony przez niemiecką policję kryminalną, opisywał powiązania zorganizowanej, międzynarodowej grupy przestępczej z polskimi politykami, oficerami tajnych służb, celnikami i urzędnikami. Najbardziej prawdopodobna wersja zdarzeń mówi, że Papała podzielił się swoją wiedzą z bohaterami tego raportu, a ci zorientowali się jak ogromną wiedzę na ich temat posiadł i zastrzelili go. Musiały minąć prawie cztery lata, zanim prokuratura zdecydowała się wezwać Godlewskiego na przesłuchanie. Wkrótce później doszło do próby zabicia go. Co ciekawe: detektyw znał numery samochodów, które go otaczały w momencie zamachów. Numery takie nie zostały wydane żadnemu pojazdowi w Polsce. – Samochody, na których znajdowały się te „nieistniejące” tablice, należały do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – mówi detektyw. Jak zaznacza, sprawę zgłosił w prokuraturze, jednak ta nie poradziła sobie z jej wyjaśnieniem. Nie można ustalić nazwiska kierowców samochodów obserwujących Godlewskiego, chociaż ich twarze zarejestrował system miejskiego monitoringu, a ponadto wiadomo który starosta i komu wydał przykręcone na nich tablice rejestracyjne.
Ucieczka przed śmiercią
W 2001 roku z Polski uciekać musiał Ryszard Szylhabel – polonijny biznesmen, wcześniej współwłaściciel spółki Cin&Cin. Decyzję o wyjeździe podjął po ostrzeżeniu od łódzkiej policji, że jeden z mafijnych „kilerów” otrzymał zlecenie na jego głowę. Szylhabel był kluczowym świadkiem w sprawie morderstwa byłego ministra sportu – Jacka Dębskiego. W grudniu 2000 roku, kilka miesięcy przed swoją tragiczną śmiercią, Dębski zaproponował Szylhablowi zakup dokumentów kompromitujących Andrzeja P. – znanego łódzkiego biznesmena. Andrzej P. w czasach PRL współpracował z wojskowymi służbami specjalnymi, później robił wiele interesów z mafią pruszkowską (m.in. reprezentował Jeremiasza Barańskiego „Baraninę” na terenie województwa łódzkiego). Szylhabel prowadził kilka procesów z Andrzejem P., w których domagał się zwrotu ogromnych pieniędzy. Z Andrzejem P. skonfliktowany był również Jacek Dębski. Niezależnie od sporów biznesowych, obaj panowie nie mieli powodu przepadać za sobą, ponieważ pracowali dla rywalizujących ze sobą służb (Dębski był Tajnym Współpracownikiem Urzędu Ochrony Państwa). Zaskakujące, że gdy w sprawie pojawił się Dębski, Andrzej P. natychmiast zmiękł i zaczął dążyć do zawarcia za wszelką cenę ugody we wszystkich sprawach. 12 kwietnia 2001 roku Jacek Debski miał przekazać Ryszardowi Szylhablowi dokumenty kompromitujące Andrzeja P. (miał za to dostać 70 tys. dolarów). Do przekazania pieniędzy nie doszło, ponieważ w nocy z 11 na 12 kwietnia, Jacek Debski został zastrzelony. Wkrótce potem Andrzej P. wycofał się z postępowania ugodowego, a Ryszard Szylhabel wyjechał z Polski.
Wiedza, która zabija
Wszystko wskazuje na to, że ofiarami swojej wiedzy padli także trzej oprawcy Krzysztofa Olewnika. Z akt śledztwa prowadzonego w tej sprawie wynika, że szef bandy porywaczy – Wojciech Franiewski – opowiadał strażnikom, że „się wywinie”, bo za zabójstwem Olewnika stały inne osoby, zaś on był tylko wykonawcą ich poleceń. Franiewski robił w celi notatki dotyczące przebiegu zbrodni i profesjonalnie przygotowywał się do procesu. Zanim zdążył zasiąść na ławie oskarżonych, popełnił dziwne „samobójstwo”. Sekcja zwłok wykazała w jego organizmie alkohol i narkotyki. Monitoring zainstalowany w jego celi nie posiadał funkcji archiwizacji obrazu. W kolejnych miesiącach tajemnicze „samobójstwa” popełnili Sławomir Kościuk i Robert Pazik – skazani za zamordowanie Olewnika. Powiesił się też strażnik, który jako pierwszy widział zwłoki Franiewskiego. – Wszystko wskazuje na to, że te zgony miały duży związek ze śmiercią mojego brata – mówi Danuta Olewnik – Cieplińska, siostra zamordowanego Krzysztofa. Czy oprawcy młodego biznesmena popełnili samobójstwo, ponieważ wiedzieli kto naprawdę stał za jego porwaniem i jaka była prawdziwa przyczyna? Takie pytanie jest tym bardziej uzasadnione, że w trakcie śledztwa prowadzonego w Sopocie, prokuratorzy odkryli wątki dotyczące osób związanych z polskimi i rosyjskimi służbami specjalnymi.
Długa tradycja
Tajemnicze zgony ważnych świadków mają w Polsce długą tradycję. Już w 1984 roku w dziwnym wypadku samochodowym zginęli dwaj oficerowie MSW, którzy badali działalność trzech esbeków skazanych za zabójstwo księdza Popiełuszki (odkryli wówczas, że Grzegorz Piotrowski poza wiedzą przełożonych kontaktował się z KGB). Do roku 2007 zginęły dalsze cztery osoby, które znały część prawdy o tej zbrodni. W niewyjaśnionych do dziś okolicznościach zmarło 13 osób, które mogły pomóc rozwiązać zagadkę zabójstwa Marka Papały. Prawdziwi inspiratorzy głośnych zbrodni zza kulis wciąż uciszają niewygodnych świadków. Jak długo jeszcze?
|
[/quote]
|
|
|