pszek napisał: |
A czy "baćka Stalin przechytrzył wszystkich i żyje po dziś dzień"? Abo ja wiem? na świecie dzieją się rzeczy o których się filozofom nie śniło mistyka-uważasz |
Nie przypuszczam, by młodociani fanatycy rusofobicznego chowu byli w stanie dostrzec ten rodzaj mistycyzmu. Sądzę, że Aleksandra Andrzejewicza potraktowaliby rozkosznie jak dziadka, któremu na starość popierdoliło się w główce.
Nie spotkałem wprawdzie żadnego Boga, ani nawet nie przeszedł mnie dreszcz na skutek objawienia się Rodiny-Matjeri, czy innych Świętych. Spotkałem natomiast wyznawców. Pomijam już kult mumii Lenina, bo ktoś by jeszcze zarzucał, że w Mauzoleum to wszyscy grzeczni, bo pod presją mundurowych. Prawdziwe czynności liturgiczne i szarżujące uczucia religijne dostrzegłem podczas ulicznego świętowania Dnia Pabiedy. I wcale nie za czasów ciężkiej komuny, nie na Placu Czerwonym w Moskwie, tylko w państwie EU w zeszłym roku. W centrum miasta ogromna scena. 9 maja. Dekoracje jak sprzed wielu dziesiątek lat: czerwone gwiazdy, czerwone sztandary z sierpień i młotem, godło ZSRR, a nadto weterani w mundurach zdobionych kilogramami orderów, przemowy, podziękowania i przede wszystkim poruszające pieśni, pomiędzy którymi rozlegało się gromkie "uraaaaa"... Świętowały wszystkie żyjące pokolenia, mężczyźni i kobiety. Osoby z Polski, które mi towarzyszyły, nie mogły ogarnąć swoimi rozumkami tego, w czym uczestniczyliśmy. Ciągle powtarzali, z lekkim obłędem w głosie: "Przecież jesteśmy w UE! Jak to możliwe?! To publiczne propagowanie komunizmu!" i tym podobne pierdy zjebanych ćwierćinteligentów... Wspaniała uroczystość, podniosła atmosfera, niepowtarzalna majówka, polecam każdemu.
Innym razem wiecznie żywego ducha baćki Dżugaszwilego spotkałem w berlińskim
Treptower Park, gdzie jego myśli uwiecznione złotymi literami, po rosyjsku i po niemiecku, otaczają miejsce spoczynku tysięcy czerwonoarmistów. Niejeden nadwiślańczyk życzyłby sobie, by w Palmirach, Katyniu czy na zwykłym cmentarzu w święto zmarłych, dzieci i ich rodzice zachowywali się tak, jak Rosjanie odwiedzając Treptower Park. Za bardzo nie wiem, bo nie bywam, ale przypuszczam, że w katolskich obiektach kultu potrafią nie biegać, nie krzyczeć, a w razie konieczności porozumiewać się ściszonym głosem...
Mimo likwidacji Związku Radzieckiego, kult Świętej Wojny i Matki Ojczyzny ma się bardzo dobrze i spokojnie może być substytutem dla innych denominacji. Bo czymże jest, znikomo prawdopodobna, jednostkowa ofiara Jezuska, jednej z postaci mitologii chrześcijańskiej, w porównaniu z dziesiątkami milionów,100% pewnych, ofiar Świętej Wojny?
Nawet jakby Jezusek świebodziński wziął na barana Jezuska z Rio, to ni chója nie pokonają stalingradzkiej
Matki-Ojczyzny...