W tym jakże pasjonującym temacie, który bez wątpienia wytyczył bieg historii współczesnej aż do dnia dzisiejszego chcę się z Wami podzielić fragmentem syntezy opracowanej przeze mnie na podstawie fragmentów książki I.Witkowskiego
"Odessa i Hitler w Argentynie". Każdy poprawnie rozumujący łatwo da się przekonać, że współczesna historia
Polski, a nawet więcej - europejskiego ładu - rozpoczyna się w 1945 roku kiedy to armie amerykańska i rosyjska
spotykają się w Berlinie i zaczynają dzielić łupy, które zrabowali Niemcy w całej Europie oraz zabezpieczać ich
nowinki techniczne, szczególnie te dotyczące uzbrojenia oraz kadrę naukową. Na jej początku przytoczę z pozoru
błahą informację z zeznań Obergruppenfuehrera Jakoba Sporrenberga, że w drugiej połowie 1944 roku "w celu
mylenia przeciwnika" rozpoczęto modelowanie sobowtórów kluczowych osobistości, m.in. że w przypadku sobowtóra
Gauleitera Prus Wschodnich (Ericha Kocha) usunięto zdrowe zęby. Sobowtór złożył podanie o nieprzeprowadzanie
zabiegu do Himmlera, które zostało 20 września 1944 roku oddalone. Nazywał się Oswald Lau. Marszałek Żukow,
dowódca 1 Frontu Białoruskiego a zarazem osoba kierująca śledztwem w pierwszej fazie (a więc człowiek
zdecydowanie wiarygodny) stwierdził 9 czerwca 1945 roku w Berlinie:
Cytat: |
"nie udało nam się zidentyfikować zwłok
Hilera.(...) Niewykluczone, iż w ostatniej chwili opuścił on Berlin".
[A.Pietrowa, P.Watson "Śmierć Hitlera", Prószyński 1997] |
Z kolei we wrześniu 1945 roku Rosjanie opublikowali kolejne, znamienne oświadczenie: "Nie
udało się odnaleźć szczątków Hitlera i Ewy Braun. Ustalono, że - posługując się fałszywymi zeznaniami -
próbowano zatrzeć ślady ucieczki. Istnieje nieodparty dowód, że mały samolot opuścił Tiergarten o świcie 30
kwietnia, biorąc kurs na Hamburg. Wiadomo, że leciało nim trzech mężczyzn i jedna kobieta. Ustalono także, że
wielka łódź podwodna opuściła Hamburg przed nadejściem wojsk brytyjskich. Na pokładzie tej łodzi znajdowały się
tajemnicze osoby, w tym także kobieta." Ciało, które na użytek mediów traktowano później jako należące do
Hitlera było tak bardzo zniszczone, że nie można było go zidentyfikować bezpośrednio na podstawie wyglądu
zewnętrznego, w związku z czym trzeba było polegać na dowodach pośrednich. Po drugie (a było to konsekwencją
pierwszej okoliczości): podstawą i w zasadzie jedyną nadzieją na uzyskanie przekonującego dowodu, stały się
badania uzębienia. Jeśli więc chcemy wyrobić sobie zdanie jak było naprawdę, najlepiej od razu skoncentrować
się na tej kwestii.(...) "5 maja 1945 roku sowieccy żołnierze znaleźli rzekomo w rowie położonym zaledwie 3
metry od wyjścia awaryjnego z bukra Fuehrera "silnie nadpalone" zwłoki kobiety i mężczyzny. Większość
historyków do dziś utrzymuje, że te zwłoki należały do Adolfa i Ewy Hitler. Jedyną tajemniczą rzeczą w tym
wszystkim jest to, dlaczego Stalin już 26 maja 1945 roku zaczął upierać się, że Hitler nadal żyje. W
rzeczywistości brak jest danych potwierdzających historię odkrycia tych dwóch ciał. Poza tym mogły one
pochodzić zewsząd ponieważ, o ile wiadomo, nie wykonano żadnych zdjęć w miejscu ich znalezienia. Znana nam
relacja z ostatnich dni Trzeciej Rzeszy sugeruje, że działania podjęte w sprawie śmierci Hitlera były
improwizowane niemal w ostatniej chwili, kiedy radzieckie oddziały zbliżały się już do Kancelarii Rzeszy. Taki
pogląd jest jednak nonsensowny. Los Hitlera był wynikiem planu prowadzonego co najmniej od 22 kwietnia
1945 r. Tego dnia dr Goebbels oświadczył generałowi Schoernerowi:
Cytat: |
"Ostatnie, co mogę uczynić, to zapewnić, aby
ciało Fuehrera nie wpadło w ręce wroga jako trofeum". [W.K.Winogradow, J.F.Pogonyj, N.W.Tiepcow "Hitler's
death. Russia's last great secret from the files of the KGB", Chaucer Press, Londyn 2005] |
Ponieważ Niemcy byli zdecydowani nie dopuścić by zwłoki Hitlera kiedykolwiek wpadły w ręce wroga pozostawianie
ich tak blisko bunkra, gdzie na pewno nie zostałyby przeoczone, nie miało żadnego sensu. Nie miało również
sensu chowanie go w tym samym grobie ze zwłokami kobiety, którą można by zidentyfikować jako Ewę Hitler. Każdy,
kto chciałby ukryć zwłoki Hitlera, nie pochowałby ich razem z innymi, które mogłyby dostarczyć wyraźnej
wskazówki umożliwiającej ich identyfikację. Tak postąpiłby raczej ktoś, kto chciałby, aby to ciało wzięto za
zwłoki Hitlera.
Kolejne dwie okoliczności zdają się dowodzić, że mamy tu do czynienia ze zmyśleniem. Po pierwsze, według
radzieckiego protokołu sekcji zwłok, znalezione ciało nie miało prawych żeber i lewej stopy! [D. Marchetti "The
death of Adolf Hitler - forensic aspects". Journal of Forensic Sciences, wrzesień 2005] Chociaż to nie dowodzi,
że to nie były zwłoki Hitlera, to jednak pokazuje, że historia o popełnieniu przez Hitlera samobójstwa w
bunkrze i przeniesieniu jego zwłok na poziom gruntu, gdzie je spalono i natychmiast pochowano, nie może być
prawdziwa. Jest mało prawdopodobne, aby w trakcie wnoszenia go po schodach odpadły mu prawe żebra i lewa stopa.
Po drugie, zwłoki znalezione przez Rosjan nie mogły być kremowane na otwartym powietrzu, jak utrzymywali
świadkowie. Według pewnego anonimowego oficera brytyjskiego wywiadu, który oświadczył, że pokazano mu te
szczątki wkrótce po ich znalezieniu: "były tam dwa niepełne szkielety i żadna z głównych kości nie była
nietknięta". Według W.F.Heimlicha, byłego funkcjonariusza wywiadu, który w roku 1947 zajmował wysokie
stanowisko w amerykańskiej administracji Berlina, te zwłoki musiały być przypuszczalnie spalone w zamkniętym
krematorium, aby uzyskać stan niemal kompletnej ich dezintegracji, w jakim je znaleziono.["Yank Intelligence
Officer Says He Doesn't Believe Hitler's Death" Charleston Gazette, 9 luty 1947 Taki wniosek w książce "The
murder of Adolf Hitler przedstawia i uzasadnia ekspert sądowy Hugh Thomas, podkreślając, że "opisane (w
niepublikowanej do roku 1968 części radzieckiego protokołu sekcji zwłok) uszkodzenia czaszki mogły powstać
jedynie w temperaturze powżej 1000 st. C. - znacznie wyższej od tej, jaką można było uzyskać na otwartej
przestrzeni ogrodu Kancelarii Rzeszy".
Dalej autor koncentruje się już na kwestii identyfikacji uzębienia i kart dentystycznych Hitlera. Amerykańki
historyk Paul Maning podał w książce zatytułowanej "Martin Bormann, nazi in exile" wydanej w USA w 1981 roku,
że "Bormann usunął je z archiwum Kancelarii". Oto dalsza część analizy Giordana Smitha:
"Dr Bruck towarzyszył grupie w drodze do mieszkania Heusermann (była asystentka profesora Blaschke, dentysty
Hitlera), położonego niedaleko, na Pariserstrasse. Zabrano ją do Kancelarii Rzeszy, gdzie bezowocnie szukano
akt dentystycznych Hitlera. Nazajutrz zawieziono ją do kwatery Smiersza (kontrwywiad Armii Czerwonej) i kazano
zbadać znajdujące się tam szczątki. Na tym etapie kości szczęki były już oddzielone od reszty domniemanych
zwłok Hitlera i trzymano je w pudełku po cygarach. Zrobiono to ponieważ nie mamy teraz możliwości ustalenia czy
kości szczęk, jakie jej pokazano, pochodziły ze zwłok poddanych sekcji 8 maja. Tym niemniej Heusermann
potwierdziła, że to były zęby Hitlera.
Dr Bruck powiedział także (...), że przy jakiejś okazji Heusermann wyznała mu, iż pokazano jej "damski mostek z
dolnej szczęki, złożony z czterech zębów". Zidentyfikowała go jako własność Ewy Braun i powiedziała:
"zrobiliśmy go dla niej zaledwie sześć tygodni temu". Powiedziała Rosjanom, że mostek był wykonany przez
człowieka nazywającego się Eichmann, który był technikiem dentystycznym doktora Blaschke!!! Jest to zastąpienie
technika Echtmanna z Adolfem Eichmannem, byłym szefem "referatu żydowskiego" w Gestapo, który zbiegł po wojnie
do Argentyny i odkupując swe winy w trakcie pracy zwykłego robotnika w fabryce na utrzymanie swojej rodziny
został ujęty przez Mossad - przypis mój. "Są jednak dwie wątpliwości dotyczące tej informacji. Po pierwsze
mostek, który opisywała Heusermann bardziej wygląda na ten, który profesor Blaschke wstawił Ewie Braun - jak
utrzymywała Heusermann, przy jej asyście - jesienią 1944 roku. Mostek z roku 1945 zawierał tylko jeden ząb.
Powstaje więc pytanie, dlaczego Heusermann powiedziała Rosjanom i doktorowi Bruckowi, że mostek z roku 1944 był
tym, o którego wykonanie profesor Blaschke poprosił zaledwie sześć tygodni wcześniej? Po drugie: dlaczego
Heusermann powiedziała to, skoro wiedziała, że mostka z roku 1945 roku nigdy Ewie nie wstawiono? Na jakimś
etapie - nie wiadomo dokładnie kiedy - Echtmann powiedział sowieckim śledczym, że Heusermann mówiła mu, iż
nigdy go nie wstawiono.
Bez dalszych informacji niemożliwe jest ustalenie rzeczywistego znaczenia mostka z roku 1945. Można natomiast
powiedzieć, że jeśli w czasie pierwszego przesłuchania 11 maja 1945 roku Echtmann ujawnił Rosjanom, że małego
mostka nigdy nie wstawiono, wówczas tłumaczyłoby to dlaczego 15 maja lub około tej daty Rosjanie bez
jakiegokolwiek wcześniejszego ostrzeżenia aresztowali Heusermann. Fakt, że Heusermann byłą wielokrotnie
przesłuchiwana przez agentów sowieckiego wywiadu sugeruje, że wciąż napływały informacje pozbawiające
wiarygodności jej zeznań.
Bez względu na przebieg tej intrygi, jest jeden fakt, któremu nie można zaprzeczyć - jedyną osobą ocalałą z
wojny, zdolną zidentyfikować uzębienie Hitlera był, o ile wiadomo, profesor Blaschke. Po wejściu w ślepą
uliczkę z Heusermann i Echtmannem władze radzieckie musiały być szczęśliwe, kiedy w lipcu 1945 roku profesor
Blaschke pojawił się w amerykańskim obozie dla prominentnych jeńców wojennych. Z miejsca przesłali mu torbę
zawierającą niezbędny sprzęt i zażądali zrekonstruowania, na podstawie tego, co pamiętał, wygląd kości szczęki
Hitlera. To, co otrzymali, idealnie pasowało do kości szczęki, którą Heusermann uznała za należącą do Hitlera.
Nawet jeśli zeznania profesora Blaschke potwierdzały identyfikację przeprowadzoną przez Heusermann, nigdy nie
zostały opublikowane. Chociaż Amerykanie mieli w swoich rękach profesora Blaschke od maja 1945 roku, kiedy
został pojmany, do końca 1948 roku, nigdy nie ujawnili żadnych informacji w sprawie uzębienia Hitlera, jakimi
się z nimi podzielił. 5 lutego 1946 roku został na przykłąd przesłuchany przez funcjonariuszy wywiadu
wojskowego właśnie w tej sprawie. Jednak sprawozdanie z tego przesłuchania nigdy nie zostało ujawnione i do
dzisiaj nosi nadaną przez Departament Obrony Stanów Zjednoczonych klauzulę "Tajne". !!! Wiedząc, że w roku 1946
Amerykanie byli bardzo żądni publikowania wszelkich informacji sugerujących, że Sowieci znaleźli zwłoki
Hitlera, musiało chodzić o to, że profesor Blaschke umyślnie lub nie podał im informacje, które temu przeczyły.
Trudno również wysnuć jakiekolwiek wnioski z rozmowy, jaką profesor Blaschke przeprowadził na początku 1948
roku w sprawie uzębienia Hitlera, przebywając w amerykańskiej niewoli. Mimo iż zapewnił wówczas, że Rosjanie
rzeczywiście mają kości szczękowe Hitlera, wygłosił dodatkowo dwie uwagi, które podważyły jednak ten pogląd. Po
pierwsze, jak już wyżej czytaliśmy oświadczył, że Heusermann nie miała kwalifikacji do dokonania pozytywnej
identyfikacji. Po drugie - zażądał od władz radzieckich aby pokazały mu szczękę. "Dlaczego Rosjanie nie
pokazują mi tej szczęki? Wystarczy mi jedno spojrzenie, abym mógł stwierdzić ostatecznie, czy jest to jest lub
nie szczęka Hitlera. Jedyna narzucająca się odpowiedź na to pytanie mówi, iż Rosjanie wiedzieli, że to nie była
szczęka Hitlera.
Aby podsumować kwestię spreparowania śmierci Hitlera, pozwolę sobie zamieścić pewien drobny, ale jakże wymowny
fragment z "Pamiętników" Leni Riefenstal, dotyczący 1945 roku:
"Usłyszałam znajomy głos, który mówił: "Leni, dzwonimy z bunkra pod Kancelarią Rzeszy". Był to głos kamerzysty,
który pracował dla mnie a podczas wojny miał przydział do Kwatery Głównej Hitlera. Przekazywał mi wieści
stamtąd gdy sporadycznie odwiedzał mnie podczas urlopu. "Dzięki Bogu - powiedziałam - Więc ocaleliście! O czym
ty mówisz? Fuehrer nas okłamuje! Mówił, że wyleci stąd pierwszym samolotem, a przez radio oświadczył, że
zostaje w Berlinie" Nawiasem mówiąc, już samo to, że bezpośrednio po zdobyciu Kancelarii w leju po bombie
znaleziono ciało sobowtóra Hitlera (tego w dziurawych skarpetkach, wcześniej..) świadczy jednoznacznie o tym,
że Hitler zamierzał uciec. Oczywiście fakt istnienia sobowtóra wodza Trzeciej Rzeszy wyraźnie wskazywał, że
przyjęto pewien plan. Plan utrzymywania w ścisłej tajemnicy, bo przecież o istnieniu sobowtórów nie wiedziano
wcześniej, nie znano prawdziwych nazwisk tych osób itp. Okazuje się przy tym, że sobowtórów było więcej! W
trzyczęściowym artykule Giordana Smitha znalazłem następujący fragment, z którego wynika, że było wiele
sobowtórów. Prawdopodobnie już nie tyle w celu wprowadzenia w błąd Rosjan, co z powodu konieczności usunięcia
świadków znających jakieś szczegóły "planu", wszystkich tych ludzi zabito:
"Na początku czerwca rzeczywista skala mistyfikacji stała się oczywista, kiedy ujawniono, że bunkier był
zasłany ciałami różnych indywiduów przebranych w spodnie Hitlera. 9 czerwca, w czasie konferencji prasowej z
udziałem brytyjskich, amerykańskich, francuskich i radzieckich dziennikarzy, radziecki dowódca wojskowy -
marszałek Gieorgij K. Żukow przyznał, że "nie znaleziono żadnego ciała, które można by uznać za zwłoki
Hitlera". Radziecki komendant Berlina, generał pułkownik Nikołaj E.Biezarin wyjaśnił, że Rosjanie znaleźli
kilka ciał w Kancelarii Rzeszy z nazwiskiem Fuehrera na ubraniu... "W hitlerowskiej Kancelarii Rzeszy
znaleźliśmy zbyt wiele ciał z jego nazwiskiem na ubraniu. To musi być jakiś żart. Za każdym razem, kiedy
znajduję parę spodni okazuje się, że należą do Hitlera." Żukow oświadczył dziennikarzom, że obecnie poważnie
rozważa możliwość, iż Hitler uciekł z Berlina drogą powietrzną. "Mógł wystartować w ostatniej chwili, ponieważ
miał do dyspozycji lotnisko", stwierdził Żukow"
Pora zatem postawić sobie pytanie: jak mogła wyglądać ucieczka Hitlera z oblężonej stolicy Trzeciej Rzeszy?
Poniżej przedstawiona, szczegółowa rekonstrukcja wydarzeń wydaje się być najbadziej prawdopodobna: [J.Robert
"Czy Hitler popełnił samobójstwo? Forum 1966]
"Jeżeli dokładnie prześledzić deklaracje pogrzebowe wszystkich świadków, którzy znajdowali się wówczas w
bunkrze, uderzające jest, że Hitler nigdy nie był zrozpaczony sytuacją, w jakiej się znalazł. Ten człowiek, bez
przerwy mówiący o zadaniu sobie śmierci, dzień i noc nie przestawał wydawać rozkazów. Żył pochylony nad mapami
sztabowymi i stale żądał wiadomości o armii Wencka, która otrzymała polecenie wyzwolenia Berlina. 23 kwietnia
zagroził śmiercią Goeringowi, ktory rozważał możliwość rokowania z Amerykanami. - "Nie straciłem swobody
działania - oświadczył mu przez telefon - i zabraniam wszelkich tego rodzaju posunięć". Jest jeszcze ciągle
wodzem.
Nazajutrz, 24 kwietnia, generał Ritter von Greim, dowódca 6 floty powietrznej, odbiera w swym sztabie w
Monachium depeszę, pilnie wzywającego go do Berlina. Rozkaz podpisany przez Hitlera nie zawiera żadnych
dodatkowych wyjaśnień. W tej to właśnie chwili zaczynała się ucieczka. Mimo iż Hitler nie ufał nikomu, do
wyrwania się z Berlina potrzeba mu było kilku wspólników. Generał von Greim był tym pierwszym wspólnikiem, o
którym pomyślał...
JUż sama reakcja von Greima na ten rozkaz jest zadziwiająca. Generał wiedział, że Rosjanie znajdują się w
Berlinie i że istnieje tylko jedna szansa na dziesięć, by pomyślnie wylądować na tej kupie kamieni, jaką stała
się stolica. Postanawia jednakże dokonać tego bohaterskiego czynu. Myślałem zawsze, że von Greim wyczuł z
daleka tajemnicę i poważne przyczyny, które nakłoniły Hitlera do wezwania go w tej katastrofalnej sytuacji.
Jeśli byłoby inaczej, to po co z taką zawziętością starałby się zapewnić powodzenie tego wręcz niemożliwego
lotu, który miał kosztować życie pilotów 8 myśliwców z jego eskadry?
W rzeczywistości von Greim nie był jedynie zwyczajnym generałem lotnictwa. Był też "alte Kaempfer", starym
bojownikiem narodowego socjalizmu. W heroicznej epoce przejęcia władzy wielokrotnie przewoził Hitlera na
pokładzie małego samolotu z jednego krańca Niemiec na drugi. Nie przydarzyła mu się najmniejsza kraksa i
Hitler, który nie lubił latać, nigdy tego nie zapomniał. Dlatego też 23 kwietnia właśnie tego pilota, a nie
żadnego innego, wezwał do swego bunkra. Czy można mówić o przypadku? Hitler uważał, że ze wszystkich jego
pilotów von Greim jest najbardziej predestynowany do tego, by wyrwać go żywego z piekła Berlina.
Trzeba tylko, by von Greim zdołał pomyślnie wylądować w pobliżu bunkra. Następnie Hitler pomyślał o Hannie
Reitsch, słynnej pilotce, która wypróbowywała V-1. Wiedział, że ta nadzywczajna kobieta tysiące razy trenowała
nad Berlinem i zna wszystkie drogi, przynajmniej wszystkie te, które jeszcze pozostały.Bo po co pod koniec
kwietnia 1945 roku potrzebna by mu była w Berlinie pilotka oblatywaczka?
Hanna Rietsch zgadza się uczestniczyć w locie i wraz z von Greimem startuje na małym samolocie typu Fieseler-
Storch. Von Greim przy sterach. Tak jak przewidywali, ponad miastem rosyjskie czołgi ostrzelały samolot. Jeden
z pocisków zranił w prawą nogę Greima, który stracił przytomność. Wówczas Hanna Reitsch dokonała zadziwiającego
wyczynu, pilotując samolot ponad ramionami generała i lądując pomiędzy lejami od pocisków tuż przed Bramą
Brandenburską.
Kilka minut później von Greimowi udzielono pomocy w szpitalu bunkra. Hitler odwiedza generała i oświadcza, że
wezwał go w sprawie nominacji na marszałka. Zwierza mu się też, że po usunięciu ze stanowiska Goeringa, generał
zostanie dowódczą naczelnym Luftwaffe.
Trzeba tu podkreślić naiwność historyków wobec tego absurdalnego posunięcia Hitlera. Wszyscy oni wykazują
wielkie zdziwienie, że Hitler wezwał do Berlina von Greima aż z Monachium wyłącznie po to, by zawiadomić go o
nominacji na marszałka, podczas, gdy wiadomość tę mógł przekazać po prostu telegraficznie. Żaden z nich nie
zwęszył prawdy, ktora jest wręcz oślepiająca.
Tak więc von Greim przybywa do bunkra, ale jest poważnie ranny. Hitler z przażeniem stwierdza, że nie może się
nim posłużyć w swej ucieczce. Zbyteczne więc staje się dopuszczenie go do tajemnicy. Trzeba tylko
usprawiedliwić to nagłe wezwanie. Dlatego wymyśla tę nominację, nominację należącą do fantazji, ponieważ
Fuehrer lepiej niż kto inny zdaje sobie sprawę z faktu, że lotnictwo, którym ma dowodzić Greim, już nie
istnieje.
Von Greim zostaje wyeliminowany, Hitler zastanawia się, czy nie powierzyć swego życia Hannie Reitsch. Ale jaka
by nie była reputacja jej jako nieustraszonego pilota nadal pozostaje ona tylko kobietą. Fuehrer uratowany
przez kobietę? Nie mieści się to w kategoriach jego przeznaczenia. Najprościej byłoby skorzystać z osobistych
pilotów: Gruppenfuehrera Baura i Standartenfuehrera Beetza, ktorzy obaj - dziwnym zbiegiem okoliczości -
znajdują się w bunkrze. Ostatecznie wybrany zostaje Beetz z tej przyczyny, że Baur jest urzędowym pilotem
Fuehrera i jego zniknięcie w ostatnich godzinach uderzyłoby tych, którzy będą prowadzić śledztwo.
W kilka dni po zdobyciu bunkra Rosjanie ujęli Baura, ale nikt nigdy już nie widział Beetza. Wszyscy świadkowie
ostatnich godzin są zgodni, co do tego kapitalnego punktu: w przededniu zamierzonego samobójstwa Hitlera Beetz
znajdował się jeszcze w bunkrze. Tak więc jeen z dwóch pilotów Hitlera znikł w dniu, w którym ten został
spalony, a żadne z historyków nie zauważył tego zbiegu okoliczności. Dzisiaj mogę to już wyjaśnić. To właśnie
Standartenfuehrer Beetz potajemnie odleciał z Hitlerem wieczorem 30 kwietnia. Mogę nawet powiedzieć na
pokładzie jakiego samolotu.
Trzeba było bowiem przetelegrafować na znajdujące się jeszcze w rękach niemieckich lotnisko Rechlin, aby
natychmiast przysłano samolot. Według oficjalnej wersji samolot ten miał odwieźć von Greima i Hannę Reitsch. W
rzeczywistości Hitler miał na myśli swój odlot, gdyż w tym samym czasie wręczył von Greimowi i Hannie Reitsch
dwie fiolki z trucizną zachęcając ich, by przygotowali się na śmierć. Pilotka sama wspomina o tym w swoich
pamiętnikach...
Nie jeden, ale dwa samoloty przyleciały na Tiergarten, wymykając się rosyjskiej artylerii przeciwlotniczej.
Najpierw Ju-52, a w kilka godzin później Arado 96.
Trzeba powrócić jeszcze do faktów, które krzyczą o tej prawdzie. Bunkier Kancelarii Rzeszy - 29 kwietnia,
północ. Ślub Adolfa Hitlera z Ewą Braun uroczyście celebrowany przez Gauleitera Berlina Waltera Wagnera.
Jak wytłumaczyć to misterium? Po co tak nagle i w dodatku w takiej chwili, ten ślub? Poślubić kobietę, by wraz
z nią w kilka godzin później popełnić samobójstwo? Coś tu się nie zgadza. Dopiero w kontekście ucieczki
ceremonia ta nabiera sensu. W jaki sposób Hitler zdołałby pokątnie poślubić w przyszłości kobietę, która miała
się stać towarzyszką wygnania, na jakie został skazany? Zapraszając w przededniu swego odlotu Waltera Wagnera,
by połączył go urzędowo z Ewą Braun, Hitler rozwiązał ten problem.
Po tej ceremonii napisał swój polityczny testament. Nie mógł z tego zrezygnować wówczas, kiedy oficjalnie
popełnić miał samobójstwo. Uderzające, że w testamencie tym zapowiada dalsze tworzenie się państwa narodowo-
socjalistycznego. "Ofiary narodu niemieckiego były zbyt wielkie, by mogły pójść na marne.."
Godzina wpół do trzeciej rano. Fuehrer wydaje rozkaz zebrania mieszkańców bunkra, ponieważ pragnie zwolnić ich
ze wszystkich dotychczasowych zobowiązań. Około 29 osób, kobiet i mężczyzn, gromadzi się w centralnej galerii.
Hitler wchodzi w towarzystwie Bormanna. Jest wyraźnie roztargniony. W całkowitej ciszy po kolei ściska każdemu
ręce. Kobiety pytają o coś. Nie odpowiada. Kiedy wychodzi, wszyscy są przekonani, że za chwilę popełni
samobójstwo. Nazajutrz Hitler ciągle jeszcze żyje. Prawda jest taka: artyleria rosyjska ostrzeliwała całą noc
Kancelarię i Fuehrer zaniechał startu. O jedenastej powszechne zdziwienie, Hitler zwołuje naradę wojskową. O
drugiej w południe, całkowicie spokojny, zasiada wraz ze swą kucharką do obiadu. Rozmawia z nią na zwykle
tematy. Późnie na nowo zbiera wszystkich mieszkańców bunkra, by jeszcze raz uścisnąć im ręce. Wreszcie udaje
się do swego pokoju wraz z Ewą Braun, jest godzina piętnasta.
Zachodzi wtedy zadziwiający wypadek. Bormann opróżnia galerię. wychodzą wszyscy z wyjątkiem Goebbelsa, Axmanna,
lokaja Hitlera Linge i członka ochrony osobistej Guensche. Fakt, że tylko oni pozostają w galerii, spowodowany
jest tym, że odgrywają główne role w przedstawieniu pozwalającym na ucieczkę Hitlera. O piętnastej trzydzieści
rozlega się odgłos wystrzału. Axmann, Goebbels i Linge wpadają do pokoju Hitlera i zamykają za sobą drzwi.
Bormann roznosi po bunkrze wiadomość, że Hitler popełnił samobójstwo, strzelając sobie z rewolweru w usta. Ewa
Braun zażyła truciznę, co tłumaczy, iż usłyszano tylko jeden odgłos strzału.(...)
Wszystko zostało zabezpieczone. Bormann opróżnił galerię. Hitler wraz z Ewą Braun zamknął się w pokoju i
wystrzelił z pistoletu ślepym nabojem. Goebbels, Bormann i Linge weszli do pokoju. Hitler ukrył się pod
przykryciem, a Ewa Braun, udając martwą położyła się na tapczanie. Następnie wezwano dwóch niewtajemniczonych
SS-manów i polecono im przenieść ciała do ogrodu Kancelarii.
Przestawienie zostało odegrane. Kiedy w chwilę później rozeszła się wiadomość, że ciało Hitlera wyniesione
zostanie na zewnątrz, mieszkańcy bunkra zgromadzili się w galerii. Później, już w dobrej wierze, mogli
potwierdzić, że rozpoznali nogi Hitlera w czarnych spodniach wystające spod przykrycia.
Kiedy dwaj SS-mani niosący nagle pod przykryciem cialo Fuehrera , wynurzyli się z bunkra w ogrodzie Kancelarii
nie było nikogo poza Guensche. Tuż za nimi szedł Bormann niosący Ewę Braun. Guensche odprawił Ss-manów. Hitler
i Ewa Braun mogli zmartwychwstać. W pięć minut później spotkali się z Beetzem, gdzie na Tiergarten czekał już
na nich Ju-52. Zachodzi jednak dramatyczne nie przewidziane wydarzenie. Ponownie nasila się ogień artylerii
rosyjskiej. Beetz nie może wystartować. Hitler i Ewa Braun muszą się ukryć w schronie. Z tą wiadomością
Guensche powraca do bunkra, gdzie Goebbels, Bormann i Axmann wynajdują podstęp. Nawiązują kontakt radiowy ze
sztabem rosyjskim: "Czy marszałek Żukow zgodzi się na przyjęcie przedstawiciela rządu niemieckiego w celu
pertraktowania o zawieszeniu broni lub też chwilowym rozejmie?" Odpowiedź brzmi: tak.
Historycy ciągle zastanawiają się nad tym, dlaczego tacy desperados jak Bormann, czy Goebbels - czyż ten
ostatni w kilka godzin później nie zamordował swych sześciorga dzieci? - tego wieczoru zgodzili się nagle
pertraktować? Wytłumaczenie jest proste, jeśli sprawę tę rozpatrzy się z punktu widzenia ucieczki Hitlera.
Do sztabu rosyjskiego Goebbels deleguje generała Krebsa. Artyleria rosyjska przestaje strzelać. Ewa Braun i
Hitler niezwłocznie zajmują miejsca w Ju-52. Parę minut później nikną w obłokach dymu rozciągajacego się ponad
ruinami Berlina. Od wielu dni łańcuch, który miał umożliwić Fuehrerowi wyrwanie się z poza kontynent europejski
przygotowywany jest przy udziale niektórych wiernych mu jeszcze dowódców Kriegsmarine. Kilka godzin po starcie
Ju-52 Hitler i Ewa Braun na pokładzie U-boota znajdują się na wodach Bałtyku. Tu ponownie marszałek Żukow
wydaje się być jedynym, który wyczuwa prawdę..."
Wiodący badacze tego zagadnienia, m.in. tacy jak Niemiec, Holger Meding (pracownik naukowy uniwersytetu w
Kolonii oraz Argentyńczycy Carlota Jakisch i Jorge Camarasa zgodnie przyznają, że zbrodniarzy wojennych i
członków najważniejszych władz III Rzeszy przybyło do dalekiego kraju na południu znacznie więcej niż wykazują
dane uzyskane w wyniku wertowania tamtejszych, odtajnionych akt. Camarasa, dla zilustrowania tego zjawiska,
zakończył swą książkę o znamiennym tytule "ODESSA na południu" cytatem cynicznej wypowiedzi samego Perona:
"Jeśli chcecie, żeby jakiś fakt nigdy nie wyszedł na jaw, powołajcie komisję dochodzeniową".
(a ODESSA to skrót od: Organisation der Ehemaligen SS-Angehoerigen - Organizacja Byłych Członków SS) Według
argentyńskiego historyka - Sergio Widdera, do kraju tego dotarły tysiące osób zaangażowanych w brudne sprawy
wojenne, jednak prawdziwych zbrodniarzy wojennych obawiających się o swe życie było zaledwie kilkudziesięciu.
Holger Meding, autor książki "Flucht von Nuernberg?, deutsche und oesterreichische Einwanderung in Argentinien
- 1945-1955") uważa na podstawie przestudiowanych dokumentów argentyńskich, niemieckich i austriackich, że do
tego kraju w ciągu pierwszych dziesięciu lat po wojnie przybyło około 80 tysięcy Niemców i Austriaków. 19.000
ostatecznie się tam osiedliło, przy czym 3000-8000 zbiegło z powodu swych powiązań z hitleryzmem. Według niego
osób w pełni zasługujących na miano zbrodniarzy wojennych było ok. 50, chociaż inni mówią o co najmniej 1000
osób.
John Loftus, współautor znanej i szokującej m.in. swą rzetelnością książki "Akcja Ocalenie" opisującej rolę
Watykanu, wprowadza znaczącą korektę tych ocen, gdyż według niego aż połowa tych "emigrantów" wykorzystywała
fałszywe dokumenty (nie tylko "kościelne", ale także sfabrykowane jeszcze w III Rzeszy). ON jeden był w stanie
dzięki żmudnej pracy, udowodnić, jak mało emigracja ta miała wspólnego ze spontanicznymi ucieczkami. Wspomina o
tym nawet Eichmann, współorganizator "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", którego relacja została
zawarta w książce "Operacja Eichmann":
"W owych dniach [w 1945 r.] pojawił się decernent, rozporządzający setkami formularzy z nadrukami
najrozmaitszych firm. Każdy z wyższych urzędników IV Urzędu [tzn. Gestapo] mógł zaopatrzyć się w zaświadczenia,
stwierdzające gdzie w minionych latach pracował i jakie wykonywał zadania, a także we wszystkie inne świadectwa
i oświadczenia ułatwiające zamaskowanie się."
Na liście "wybitnych" brunatnych emigrantów znalazły się takie osoby jak m.in.:
1. Walter Kutschmann - szef Gestapo w Brzezinach w Polsce, mający na sumieniu życie niezliczonych polskich
patriotów. Mimo, że jego pobyt nie był żadną tajemnicą, został on aresztowany w Buenos Aires dopiero w 1985
roku, jednak nie stanął przed sądem, gdyż dwa lata później zmarł
2. Adolf Eichmann
3. Martin Bormann
4. Franz Hofer (przywiózł ze sobą część skarbu III Rzeszy)
5. Erich Priebke, oficer Wehrmachtu odpowiedzialny za masakrę w Fosse Ardeatine w północnej dzielnicy Rzymu,
gdzie w 1944 roku zabito 335 cywili w odwet za zamach włoskich partyzantów na żołnierzy niemieckich
6. Otto Skorzeny - pułkownik niemieckich komandosów (SS) a po wojnie jeden z organizatorów ODESSY, na którym
ciążyły zarzuty o udział w morderstwach amerykańskich jeńców wojennych w trakcie niemieckiej kontrofensywy w
Ardenach na przełomie 1944 i 1945 roku. Dzięki jego brawurowemu "przewrotowi wojskowemu" na Węgrzech w lutym
1945 roku zagrabiono złoto Węgierskiego Banku Narodowego (60 skrzyń!), wywiezione następnie trzema samolotami
Fieseler Storch. Po wojnie zabezpieczał on m.in. transfery do Argentyny kapitałów koncernu Kruppa i był
współpracownikiem prezydenta Perona, a przez pewien czas szefem jego ochrony
7. Josef Schwamberger - komendant obozów zagłady w Polsce. W Argentynie występował zawsze pod prawdziwym
nazwiskiem i uzyskał obywatelstwo tego kraju. Został wydany władzom RFN dopiero w 1987 roku.
8. Heirich Mueller - szef Gestapo. Mieszkał w Cordobie, zniknął po porwaniu Eichmanna. Prawdopodobnie przeniósł
się do miasta Natal w Brazylii
9. Rudolph Milssner - były szef Gestapo w Katowicach
10. Josef Mengele - słynny "anioł śmierci" z Auschwitz, prowadzący eksperymenty na więźniach, jako Lagerarzt
tego obozu. Mieszkał on w Argentynie, gdzie utrzymywał osobiste kontakty z Peronem, a później w Paragwaju
(prowadząc eksperymenty genetyczne na zwierzętach) i w Brazylii. Panuje opinia, że w 1979 roku utopił się w
morzu u wybrzeży tego ostatniego kraju.
11. Eduard Roschmann, kapitan SS nazywany "rzeźnikiem z Rygi" odpowiedzialnym za śmierć 40 tys. Żydów na Łotwie
12. Walter Rauff - wynalazca "samochodowych komór gazowych" po wojnie przerzucił się na hodowlę krabów nad
Cieśniną Magellana
13. Gerhard Bohne - oskarżony o udział w zabijaniu umysłowo chorych w Niemczech..
14. Richard Gluecks - szef inspektoratu obozów koncentracyjnych w Głównym Urzędzie Gospodarczo -
Administracyjnym SS
15. Ludolf von Alvensleben - adiutant Himmlera (5 tysięcy morderstw w Polsce)
16. Franz Rademacher (zamordowanie 2,5 tys. Serbów i Belgów),
17. Hans Fischboeck - likwidator nie-aryjczyków w Holandii i Austrii
18. Olier Mordrel (bretoński nacjonalista związany z nazistami)
19. Jan Durcansky i Vojtech Hora (30 tys. zabitych w Czechosłowacji)
20. Ante Pavelić (800 tys. morderstw na Serbach i Cyganach w Chorwacji)
21. Friedrich Warczok (komendant obozu zagłady w miejscowości Janovska)
22. Wilhelm Sassen (skazany na śmierć za masowe mordy przez holenderski
.......
Należy podkreślić, że przypadki takie jaki reprezentował chociażby Eichmann, który przyjechał bez grosza i
ciężką pracą w fabryce zapewniał małą stabilizację swej rodzinie, stanowiły absolutne wyjątki. Wiekszość wiodła
życie dostatnie, jeśli nie luksusowe, co zakrawa na ironię historii, zważywszy na warunki, jakie w tym czasie
panowały w zdruzgotanej wojną Europie.
Co jednak wiadomo o samych enklawach, gdzie je lokalizowano? Wiemy, że koło Cordoby powstała enklawa "Santa
Rosa de Calamuchita", gdzie przez pewien czas przebywał również Bormann. W Chile, na "wysokości" argentyńskiego
Bariloche powstawało "Rancho See", gdzie ukrywał się m.in. generał SS Richard Gluecks, któremu podlegały obozy
koncentracyjne i majątki zgładzonych Żydów. W tym samym kraju, lecz nieco bardziej na północ - koło
miejscowości El Parral były oficer Luftwaffe, Hermann Schmidt stworzył "Colonię Dignidad" (kolonię "Godność"),
która jednak była zaprzeczeniem tego pojęcia. w 1961 roku, wraz z przybyciem z Niemiec niejakiego Paula
Schaeffera (prawdziwe personalia: Paul Schneider) stworzono tu namiastkę piekła na ziemi i to dla samych
mieszkańców. Prawda wyszła częściowo na jaw w 1966 roku, kiedy to zeznania w tej sprawie złożyli okoliczni
mieszkańcy. Pojawiły się oskarżenia o stosowanie względem "pensjonariuszy", czy raczej niewolników, tortur,
oraz o seksualne wykorzystywanie nieletnich (chłopców, przez Schaeffera). Były one całkowicie zgodne z prawdą,
jednak w tamtym czasie trudno jeszcze było tego dowieść, gdyż przedstawiciele chilijskiego wymiaru
sprawiedliwości nei weszli na teren "kolonii". Jej władze zagroziły bowiem oporem zbrojnym, wejście równałoby
się rozpoczęciem poważnej operacji wojskowej. Ówczesna dyktatura bała się przede wszystkim ujawnienia pewnych
powiązań. Sprawę odłożono więc ad acta. Po raz pierwszy wybuchła jednak poważna afera związana z tym miejscem a
władze, zmuszone do częściowego przynajmniej oczyszczenia się z zarzutów przyznały uzbrojoną ochronę
dziennikarce, która aferę rozpętała. Usiłowano bowiem ją zamordować. "Przy okazji" wyszło na jaw, że kolonia
finansowana jest ze źródeł zachodnioniemieckich a Schaeffer utrzymuje kontakty z ambasadą RFN. Okazało się też,
że jest on poszukiwanym przestępcą wojennym i nie jedynym w tej enklawie. Zwrócono również uwagę na widoczne z
daleka maszty anten...
Sprawa wróciła na czołówki gazet dopiero w połowie lat osiemdziesiątych, gdy "uciekł jeden z pensjonariuszy".
Uciekł na krótko, bo natychmiast zorganizowano za nim pogoń na miarę najlepszych filmów sensacyjnych. Relace o
osobnikach w "panterkach mknących przeez pola samochodami terenowymi i o rozwścieczonych owczarkach niemieckich
dotarły nawet do ... ONZ, która zażądała inspekcji tego miejsca. Inspektorzy zostali wpuszczeni - zobaczyli
oni starannie wypielęgnowane trawniki, elegancko ubranych rolników w traktorach, dzieci grające na skrzypcach i
nic więcej. Dopiero po odejściu junty wojskowej na światło dzienne wydobywano dzięki zeznaniom świadków coraz
to nowe szczegóły, które dawały jeszcze bardziej przerażający wręcz trudny do wyobrażenia obraz.
Kolonia została założona dopiero w roku 1961, co jednak wcale nie przeszkadza, że była ona jedną z najbardziej
aktywnych i najważniejszych enklaw post-hitlerowskich. Istniała ona, zamieszkana przez kilkaset osób -
początkowo 70, do ok. 300 w latach osiemdziesiątych. Znajdowała się ok 350 km na południe od stolicy - Santiago
de Chile. Zajmowała obszar 137 kilometrów kwadratowych! mieszcząc dwa pasy startowe przystosowane do obsługi
wojskowych samolotów transportowych, podziemne hangary z sytemem tuneli, szkołę, szpital, elektrownię, budynek
łączności, młyny, kamieniołomy itp. Niesamowitych informacji dostarczył w latach 90tych w wywiadzie dla Los
Angeles Times syn byłego szefa chilijskiej tajnej policji politycznej (DINA), Manuela Contrerasa. Przedstawił
on obraz bardzo głębokich powiązań ze służbami specjalnymi w czasach dyktatury, opisując enklawę jako "państwo
w państwie". Znajdowały się w nim wojskowe stanowiska dowodzenia, tajna placówka szkoleniowa "diny", gdzie
prowadzono przesłuchania najbardziej niewygodnych osób, niektóre nigdy już "kolonii" nie opuściły. W ramach
tzw. "Projektu Andrea" testowano tu bojowe środki trujące. Cały teren, a zwłaszcza ogrodzenie, pokryty został
siecią nowoczesnych czujników elektronicznych.
Jednocześnie enklawa ściągała jak lep zarówno pogrobowców hitleryzmu, jak i terrorystów prawicowych, stała się
ośrodkiem handlu bronią i innymi intratnymi towarami. Współpracownikami czy czasowymi mieszkańcami "Kolonii
Godność" byli m.in.: były członek SS Hugo Roggendorf, agent hitlerowskiego wywiadu Hans Albrech Loeper,
współorganizator i stały bywalec enklawy - Hans Ulrich Rudel, członek jednej z najstarszych i najbardziej
radykalnych organizacji nazistowskich- Towarzystwa Thule - Juan Maler vel Reinhard Kopps, były spadochroniarz
Skorzenego, a później handlarz bronią Gerhard Mertins, profesor Lothar Bossle, kolejny aktywista Towarzystwa
Thule: Hans-Josef Mack i pewnie wielu innych, o których się nigdy nie dowiemy... Ufff....
---------------
To wszystko działo się ponad 70 lat temu, a dziś dopiero niektóre z tych faktów ujrzały światło dzienne, kiedy
ludzie będące świadkami tych wydarzeń na łożu śmierci postanowili pojednać się z Prawdą. Brzmi niewiarygodnie?
Teoria spiskowa, powiecie? To teraz pomyślcie. Ze starego zamku wyjechało dosłownie wszystko. Wszystko, co
miało wyjechać. Każda skrzynka z baru, każde urządzenie i każda konstrukcja, która miała jeszcze odegrać jakąś
rolę. Nawet betonowy fundament elektrowni, a też nikt nie wierzył, że on wyjedzie. Myślicie zatem, że kraj,
który dysponował najnowocześniejszym w całym ówczesnym, a może i współczesnym świecie uzbrojeniem, niesamowitym
hartem ducha swojej kadry wojskowej (pomijając oczywiście, że zbrodniczej), świetną organizacją, ogromnymi
majątkami (zrabowanymi wszędzie w Europie) i do tego jeszcze namiastką wiedzy ezoterycznej, tak po prostu...
przegrał? Bajeczkę tę opowiedział Stalin swoim głodnym współplemieńcom, co szli z karabinami na sznurkach
"wyzwalać Europę", opowiedział Truman swoim bankierom i żywili się nią nasi dziadkowie podnosząc kamienie z
gruzowiska Warszawy, czy Wrocławia (te same gruzy we Frankfurcie, czy Berlinie podnosili już nie wiedzieć
czemu.. Turcy). Złoto zaś, język jedynego esperanto, popłynęło do Ameryki Południowej, gdzie 'przegrani' kupili
za sobie rządy kilku krajów i w luksusie z rzadka tylko niepokojeni, tak jak okazjonalna kontrola podatkowa w
firmie, dokonali swego żywota. O ich poczynaniach militarno-wywiadowczych nie wiemy już tyle, co o ich
rezydencjach w Inalco, Bariloche, choćbych takich jak wyspa Huemul na jeziorze Nahuel Huapi, gdzie
zorganizowano nazistom-uciekinierom za pieniądze argentyńskiego "podatnika" nawet ośrodek badań jądrowych!!!
(INVAP - działa do dzisiaj, poszukajcie w internecie) Ile jednak faktów, powiązań i działań nie zostało
ujawnionych? No i ile, o których już wiemy bezspornie nie wywołuje żadnej reakcji w naszym Nowym Średniowieczu
zakłamania i ciemności cywilizacyjnej, gdzie poruszamy się prymitywnymi wynalazkami sprzed bez mała 120 lat
spalającymi kopaliny jak przy ogniu prehistorycznego nomady? I potem pyta mnie moja białoruska narzeczona,
której dziadek szkolił się na pilota do Afganistanu w akademii im. Gieorgija K. Żukowa,dlaczego skoro
wygraliśmy tę wojnę, to Niemcy tak pięknie się rozwijają i każdy chce tam jechać zarobić, nawet z imigrantami
sobie poradzili, a do nas nikt nie chce jechać? Nie, kochana, ani wy, ani my nie wygraliśmy tej wojny.
Odnieśliśmy co najwyżej pyrrusowe zwycięstwo.
I to wszystko wypada powiedzieć w czasie, kiedy już wiemy, że we współczesnej "niepodległej" Polsce istnieją co
najmnniej dwa miejsca, gdzie wiadomo, że kopiąc natrafi się na szokujące odkrycia: Zamek Książ, co do którego
istnieją dokumenty, zeznania świadków, jakoby znajdowała się tam centrala najtajniejszych prowadzonych przez
III Rzeszę badań nad nowymi energiami Kopalnia Wacław w Ludwikowicach Kłodzkich, która aż roi się od
zagadkowych wejść, instalacji, kabli elektrycznych zdolnych obsłużyć energią wielkie miasto, zalanych
chodników, tajemniczych budynków. Australijska firma, która wykupiła koncesję na eksploatację tej kopalni nie
może jednak prowadzić odwiertów, bo nie wydało na to zgody Ministerstwo Środowiska, choć jest do tego
zobowiązane ustawą! Wcześniej rząd Gierka w roku 1979 zainwestował kilkadziesiąd miliardów dolarów ze swego
skromnego budżetu na francuski sprzęt do wiercenia tamże, do tego przy użyciu "górników samobójców" jak za
Stalina i jakoś "niczego nie znaleźli"...
Wiemy już, że istniały bazy U-bootów w Argentynie i na Antarktydzie, znamy ich lokalizacje na mapie, są
zdjęcia, dokumenty zeznania świadków. Wszystko. Posłużę się tutaj następującą relacją (Brooks): "O godzinie
8:20 w czwartek 28 stycznia 1960 roku w ujściu zatoki Golfo Nuevo w pobliżu półwyspu Valdez załogi trzech
argentyńskich okrętów wojennych prowadzące coroczne szkolenie kadetów dostrzegły peryskop. W obliczu braku
odpowiedzi na wezwania przeprowadzono atak ładunkami głębinowymi. Po otrzymaniu raportu na ten temat sztab
marynarki wojennej wysłał do Golfo Nuevo dwa niszczyciele i dwie fregaty zwalczania okrętów podwodnych. Ponadto
w stan gotowości postawiono dwa samoloty wykrywania i zwalczania okrętów podwodnych typu P2V "Neptune".
Sekretarz Marynarki Wojennej podjąl decyzję o nienagłaśnianiu sprawy do czasu wyklarowania się sytuacji
aczkolwiek skontaktował się z attache morskim Stanów Zjednoczonych w celu wystosowania zapytania, czy
Waszyngton nie byłby skłonny udostępnić nowoczesnego wyposażenia do walki z celami podwodnymi.(...) Z uwagi na
to, że cała argentyńska taktyka mająca zastosowanie do takich sytuacji była oparta na założeniu, że okręt
podwodny nie rozwija w zanurzeniu prędkości większej niż 8 węzłów, argentyńscy dowódcy mieli wrażenie, że nie
są w stanie zniszczyć celu. 13 lutego 1960 roku poważny dziennik "La Nacion" powołał się na źródła wojskowe
twierdzące, że okręt podwodny "miał profil niemieckiej jednostki typu XXI. Hiszpańskie czasopismo "Las
Provincias" zamieściło z kolei depszę od swojego korespondenta Williama Horseya, w której donosił on, że okręt
podwodny z Golfo Nuevo wynurzył się na krótko przy kilku okazjach i został pozytywnie zindentyfikowany jako
niemiecki okręt podwodny typu XXI. Według niepotwierdzonych doniesień, olej jaki wyciekł z U-Boota został
przebadany i stwierdzono, że jego skład odpowiada olejowi wytwarzanemu w III Rzeszy. Okręty typu XXI rozwijały
pod wodą prędkość 17 węzłów, większą niż prawie wszystkie okręty nawodne.
Tego samego dnia Argentyńska Marynarka Wojenna miała już w Golfo Nuevo 13 okrętów wojennych i 40 samolotów.
Miały one już do dyspozycji nowoczesne ładunki głębinowe, flary, wyposażenie sonarowe i inne nowoczesne
uzbrojenie przysłane ze Stanów Zjednoczonych. Na miejsce dotarł zespół ekspertów do spraw zwalczania okrętów
podwodnych z US Navy, kierowany przez kapitana Raya Pittsa - pełnili oni rolę doradców. Ładunki głębinowe
charakteryzowały się potworną siłą niszczącą i mogły zwalczać cele podwodne do głębokości 200 m, czyli
przekraczające głębokość Golfo Nuevo. Każdy z samolotów P2V przenosił dwie torpedy samonaprowadzające pod
skrzydłami i miał wyposażenie poszukiwawcze MAD (system analizujący pionową składową pola magnetycznego,
wynikającą z obecności obiektu metalowego pod wodą). (...) Następnego dnia dwa okręty patrolowe ponownie
nawiązały kontakt z okrętem podwodnym i w małej zatoczce 21 lutego gdy wykryto okręt typu XXI w stanie
wynurzenia pozostający nieruchomo, wystrzelono w jego stronę "niezawodne" torpedy samonaprowadzające, z
niewielkiej odległości. Wszystkie chybiły. Po tym drugą salwę. W całości chybiła. Z powietrza zrzucono torpedy
sonarowe. Wszystkie chybiły. 22 lutego, gdy okręt podwodny wynurzył się w celu zrzucenia oleju, znalazł się pod
ogniem artylerii licznych okrętów, ale żaden pocisk nie trafił.Tego dnia Argentyńczycy przyznali się do
porażki. Siły nawodne zostały wycofane - dysponując najwyższej jakości wyposażeniem i kierowane przez
najlepszych amerykańskich speców od walki z okrętami podwodnymi nigdy nie wiedziały one kiedy i gdzie znajduje
się podwodny intruz, dopóki nie wypłynął na powierzchnię. Dopiero wtedy mogli wystrzelić pociski i torpedy,
chybiające za każdym razem. Te okręty podwodne typu XXI, których zdjęć nigdy nie odtajniono, odwiedzały Golfo
Nuevo aby zademonstrować światu dziwną, nowoczesną technikę, praktycznie czyniącą je niezatapialnymi.
Wiemy, że tajna niemiecka organizacja ezoteryczna Thule prowadziła poszukiwania w Tybecie starożytnych pism
dotyczących latających dysków (tzw. wiman) takich jak "Vimanika Sastra", które zostały przetłumaczone z
sanskrytu i wiadomo już jakie miały paliwo (rtęć), wiadomo mniej więcej jakie zjawiska fizyczne zachodziły w
generatorze Raumenergie Kolera, który był użyty do pierwszych prototypów dysków hitlerowskich Haunebu i Vril.
Wiemy o nazistowskiej wyprawie rzekomo badawczej na Antarktydę w 1938 roku, która była operacją stricte
desantowa i polityczną, w czasie której zrzucono tablice, że teren ów należy do III Rzeszy, znaleziono U-boota
transportującego rtęć przez Ocean Indyjski prawdopodobnie na Antarktydę, wiemy o dwóch misjach amerykańskiego
lotnictwa na Antarktydę pod dowództwem admirała Byrd'a i Richarda H. Cruzena w latach 50siątych, misji "Deep
Freeze" i "High Jump", które zakończyły się rozbiciem ich w pył, na to wszystko są dokumenty, zdjęcia i
zeznania świadków i CO???? I NIC!!!
Widziałem już tyle rysunków i schematów z różnych odtajnionych archiwów i podejrzewam, że skoro sam z kilkoma
łebskimi kolegami i pracowniami pierwszej lepszej politechniki zbudowałbym takie coś w ciągu kilku lat (chodzi o mierzalny efekt antygrawitacyjny jaki uzyskali Finowie pod kierownictwem Podkletnova z wirującym nadrzewodnikiem z tlenków itru, baru i miedzi w 1996 roku, sprzedany potem do Toshiby), to one
dawno stoją już skonstruowane w jakichś hangarach i za chwilę zobaczymy w telewizorni jak następuje na nas
inwazja z kosmosu. Podobno to będzie następny globalny straszak po epoce 'terroryzmu'. Oczywiście pewnie nie zbuduję, bo do żadnej polibudy mnie już nikt nie wpuści, za stary
jestem i zbyt niepokorny przede wszystkim. Skoro Łągiewki nie wpuścili, a zbierał nagrody w Genewie, to tym
bardziej takiego lawiranta jak ja... Będę tak jak Wy, zapierdalał na jakimś wyzyskującym jobie, albo próbował
wystartować na jakimś skazanym na niepowodzenie, bo nie wpisującym się w globalne trendy architektów tego
systemu biznesie, żeby połatać koniec z końcem i przetrwać. Właśnie - przetrwać.
To wszystko wiem nawet ja, ale to stare dzieje. Pomyślcie teraz, co wiemy o faktycznych przyczynach wojen,
które toczyły się 20 lat temu i toczą dzisiaj? Mniej niż nic. wytrzepujemy o kolano filtr cząstek stałych ze
swego kopciucha, podczas, gdy ostatnio 70 lat temu energia wirującej plazmy poruszała 500 km od nas statki
powietrzne do prędkości nawet 6000 km/h, umoczeni w fałszywe teorie naukowe, prowadzeni przez ślepe, zmurszałe
autorytety bijące czołem mamonie i "cokołom, na ktorych nie stoi już nikt" skazani jesteśmy na wizjonerów,
którzy w przerwie między karmieniem świń w chlewie (Jacek Karpińki) wymyślają superszybki komputer. Samochód-
samolot startujący z dowolnej autostrady, lub pola sąsiada skonstruowany i przetestowany jako prototyp 30 lat
temu nie może ciągle doczekać się homologacji, koncerny motoryzacyjne sprzedają nam samochód hybrydę wymyśloną
... 100 lat temu!!! Jesteśmy w regresie cywilizacyjnym na miarę zapaści klinicznej, jesteśmy w CZARNEJ D..IE.
Dowiemy się może w 2094 roku kiedy odtajnione zostaną odpowiednie archiwa, bo umierać będą ci, którzy byli
świadkami współczesnych tragedii, zbrodni wojennych i innych okropieństw służących do terroru jednych ludzi nad
drugimi. Dowiemy się wtedy o Talibach w Klewkach, o Smoleńsku, jak to jakaś zmanipulowana polska p. premier
przestraszyła się pogróżek z uzasadnieniem jakiegoś amerykańskiego zbrodniczego koncernu żywieniowego lub
farmaceutycznego o proweniencji prosto z doliny Renu i zaaplikowała wszystkim Polakom jakieś świństwo w
szczepionkach, żeby dopełnić zaprojektowanej przez pogrobowców eugeniki wyłowionych skrupulatnie za ocean zaraz
po wojnie masowej depopulacji ludzkości.
Moje pokolenie Gumy Turbo i Kapitana Cubasy już może się tego nigdy nie dowiedzieć, ale gimbusy, pod warunkiem,
że nie będą żarły GMO, jeszcze mogą doczekać się aż wypadną trupy z szaf w których upchnięto brudne sprawki z
początku XXI wieku.
_________________
"Na szczęście wszelakie - serce trza mieć jednakie" J.Kochanowski