Ja tez sie chyba powtorze. Byc moze nawet napisze kwestie banalne.
Wielu ludzi nie osiaga sukcesu tylko dlatego, ze nie maja wystarczajaco wiary w swoje wlasne mozliwosci. Swoje byc albo nie byc uzalezniaja od krytyki, opinii innych albo co gorsze od glupiego pierdolenia.
Madison rozgarnietemu badz w miare asertywnemu czlowiekowi takie szkolenie, kurs potrafi dac bardzo wiele. Problem polega na tym, ze malo kto z tego korzysta a jesli juz to po powrocie do domu, wyjsciu ze znajomymi do pubu znowu zaczyna sluchac pierdolenia. Kolo sie zamyka, nie ma co liczyc na wysyp ludzi sukcesu.
Tak jak wspomniales bardzo wielu ludzi jest wychowywanych a raczej krzywdzonych w stylu: zero myslenia [kreatywnego], szkola, praca [najczesciej bezmyslne tyranie]
, zona, kredyt, dziecko, pogrzeb. Koniec. Zero kreatywnosci, zero satysfakcji z dazenia do jakiegokolwiek celu. Nie tedy droga..
Odnosze wrazenie, ze zeby faktycznie cos w zyciu osiagnac musza wydarzyc sie dwie rzeczy:
1. trzeba miec kogos w najblizszym [chociaz niekoniecznie] otoczeniu kto nas pchnie, zmotywuje do dzialania, do podjecia proby nawet jesli wiaze sie z ryzykiem, niepewnoscia. [Zrob albo do konca zycia zastanawiaj sie jakby to bylo gdyby sie udalo]
2.
a) trzeba byc asertywnym i miec glowe na karku
lub
b) powiedziec komus: nie pierdol, nie probowales wiec skad mozesz wiedziec, ze sie nie uda.
Brak znajomosci i kapitalu na pewno nie ulatwia startu ale w moim przekonaniu w zaden sposob nie przekresla osiagniecia celu. Jaki by on nie byl. Oczywiscie zdarzaja sie sytuacje marginalne, wiem. Najwazniejsze to byc soba i nie zatracic sie w wyscigu szczurow.. sukces to nie tylko top100 w artykule Forbes'a.