Chciałbym opowiedzieć Wam przygodę jaka spotkała mnie na portalu blogerów „Salon24” (zwanym dalej Salonem).
Skuszony mnogością blogów znanych postaci, w tym mojego starego idola, E.Barbura, założyłem tam konto by zacząć uszczęśliwiać świat. Takie jest bowiem moim skromnym zdaniem powołanie rasowego blogera.
Na Salonie znajdziesz mydło i powidło, blogi wszelkiej maści ale tak być powinno i basta.
Umościłem swój kącik na rozległym Salonie, umeblowałem, opatrzyłem stosownymi napisami, żeby każdy kto zawita wiedział z jaką formą oszołomstwa będzie miał do czynienia.
Dziedzinę, w której miałem zamiar tam się produkować określiłem bardzo precyzyjnie, żeby nikt nie miał złudzeń: Anty-syjonista i Anty-neokon. Takie niewinne hobby mam. Po godzinach obcy mi, chrześcijaninowi, ustrój i związaną z nim ideologię obalam.
Pomyślałem więc, że portal noszący dumne określenie „Niezależne Forum” da mi to poczucie bezpieczeństwa, pozwoli „w granicach określonych prawem” krytykować nielubianą ideologię bez upokarzających interwencji redakcyjnych cerberów, zwanych – moderatorami.
Jakżeż się myliłem... Ale po kolei.
Żeby jakoś wystartować z fasonem, wkleiłem na początek kilka notek z Interii360, gdzie od jakiegoś roku produkuję się jako „dziennikarz obywatelski” pod moim pierwszym jak tylko internet wymyślono nickiem – anzuma. Jestem do niego niezwykle przywiązany, ma bowiem dla mnie bardzo osobiste znaczenie. Nigdy na Interii360 się nie zawiodłem, publikuję tam nadal. Uważam bowiem, że jak się już coś spłodzi to trzeba dać ludziom poczytać, niech się nad tekstem poznęcają.
I wklejam tak sobie spokojnie, w tzw. pomiędzyczasie piszę jakieś nowe komentarze do bieżących wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Zdobyłem dość szybko grono sympatyków (skromne) i zaciekłych wrogów (tych już dużo więcej). Dyskusje pod tekstami niezbyt ożywione, bo i tematy ciężkie. Ci co się zgadzają mrukną coś i pokiwają głową z aprobatą. Ci co myślą inaczej wchodzą i czytają ale broń Boże nie polemizują bo co będą „trolla – antysemitnika” dokarmiać. Taka pierwsza syjonistyczna zasada: niewygodne fakty i newsy należy ignorować a nuż nikt tego nie zauważy.
Czyli wszystko w sumie w normie i zgodnie z moimi oczekiwaniami. Z frekwencją nie było źle, przez pierwszy miesiąc zarejestrowałem ok. 35 tyś wejść co wydaje mi się całkiem nieźle jak na blog o tak specyficznej i niełatwej tematyce.
Pierwsze czerwone światełko zamrugało mi, gdy usunięto mi tekst na temat radosnej twórczości Pana Bartoszewskiego ( zwanego w pewnych kręgach profesorem ) w roli Ministra Spraw Zagranicznych. Napisany dość żywym i soczystym językiem jak wymagała tego rzeczona działalność, dobrze udokumentowany z mnóstwem cytatów. Zniknął po cichutku, bez żadnej reprymendy czy choćby upomnienia.Ok. Pomyślałem sobie, dopóki piszesz o dalekich syjonistach a najlepiej już pochowanych to nic się nie stanie.
Ale licho kusiło mnie zawsze by szukać interlokutorów na blogach ewidentnie syjonistycznych. Nic tak nie podnieca jak dyskusja z kimś o diametralnie różnych poglądach. Szybko okazało się, że nic z tego nie będzie i zamiast rzeczowej wymiany opinii dowiedziałem się o schorzeniach ( głównie psychiatrycznych ), na które cierpię a o których wcześniej nie miałem pojęcia.
Oburzony zgłaszałem co bardziej soczyste epitety do Administracji ale odpowiedzi nie otrzymałem nigdy.
Salon to miejsce naprawdę wolnej wymiany myśli. Można bez żadnej żenady opluwać Polskę, Kościół, znieważać wszystkie narodowe świętości. Siać bez żadnych ograniczeń mowę nienawiści i nawoływać do przemocy z unicestwianiem całych narodów włącznie.
Gwoli sprawiedliwości muszę powiedzieć, że takie zachowania to margines, prawie błąd statystyczny. Jest bowiem cały szereg autorów, którzy piszą wspaniałe kawałki. Ale te dziwnym trafem próżno szukać na stronie głównej.
Jak zakończyła się moja przygoda z Salonem?
Otóż ośmieliłem się napisać replikę notki jednego z prominentnych działaczy fundacji Europa 21.
Nazwisko litościwie pominę milczeniem. Kto odwiedził stronę tej organizacjii wie, że jad i nienawiść leje się tam wiadrami. I nagle okazuje się, że można pluć na największe świętości ale hasbary nie rusz! Moja replika na wspomniany wpis wisiała może ze trzy godziny.
Nagle, ni stąd ni zowąd – ciach! Konta niet, wszystkie wpisy „nieistniejące” i żeby było jeszcze śmieszniej, wyparowały wszystkie moje komentarze na innych blogach. Teraz wygląda to tak jakby ci goście naprawdę z Duchem rozmawiali. I żadnej wiadomości w stylu : „zachował się Pan bebe, musimy Pana zwiesić/zablokować itp.. Czarna dziura.
Później na blogu jednego z życzliwych mi blogerów ukazała się notka z zapytaniem „gdzie się podział SpiritoLibero?no gdzie?
Jedną z opinii pod tekstem zacytuję bo sprawiła mi naprawdę frajdę:
„Wydaje mi się, ze Administracja uznała SpiritoLibero za jeszcze jedno wcielenie Matki Kurki /słusznie lub nie/. Przypuszczenie to opieram na fakcie, że SpiritoLibero ma blog na portalu kontrowersje.net /
www.kontrowersje.net/blog/SpiritoLibero / Zamieszcza on tam dokładnie te same notki co w Salonie24.”
Słyszysz Matko?! Wszędzie się Ciebie boją! Ja ze swej strony czuję się zaszczycony, że ktoś mógł mnie wziąć za Blogera Roku. (sorki za te trochę wazeliny, ale skoro mam tu pisać...
.
Jak to więc jest z tym Salonem? Kto tam naprawdę rządzi i co z jego tak głośno deklarowaną „niezależnością”?
W oświadczeniu Administracji z dn. 2009-11-19 („Nowe zasady”) czytamy m.in.:
„Przestajemy blokować konta, notki i komentarze. Nareszcie uwalniamy Użytkowników od "strachu" usunięcia treści wpisów lub całego konta przez administrację. Można pisać do woli co kto chce.”
I dalej - „Praktycznie poza sytuacjami związanymi z łamaniem prawa nie będziemy się wtrącać w treść notek i komentarzy”.
Tyle Administracja. Jak widać, słowa bez pokrycia. Przychodzi na myśl stare przysłowie o gębie i kapciu.
Panie Igorze Janke i Panie Radosławie Krawczyk, komu musieliście zaprzedać Wasze dziennikarskie dusze by dofinansować Salon?
Aż boję się głośno zgadywać...
_________________
Jarek Ruszkiewicz