Dołączył: 23 Kwi 2009 Posty: 593
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:21, 15 Gru '09
Temat postu: Demokracja ogłupia
Nie jestem zwolennikiem demokracji. O demokracji wypowiadali sie juz o starozytni jako o jednym z bardziej zdegenerowanych systemow sprawowania wladzy. Zakladam ten temat dla rownowagi versus tematy prodemokratyczne. Mysle ze taka dyskusja jest potrzebna i dazenie do odpowiedzi na pytanie - jesli nie demokracja to co?
Jeżeli demokracja ogłupia to 100%-owa demokracja powinna ogłupiać 100%-owo. Tak czy nie? Za zweryfikowanie w praktyce tej politycznie nie najbardziej poprawnej hipotezy zabrał się Mark Dice.
Pozując za lokalnego aktywistę zbiera podpisy pod obywatelską petycją wzywającą rząd do zwiększenia inflacji do 100% drogą masowego drukowania pieniądza. No i co? No i 100%-owo ogłupieni demokracją obywatele oczywiście podpisują. No problem. Co rodzi oczywiście pytanie czy istnieje coś czego by ci obywatele NIE podpisali. Nasza hipoteza robocza: nie w 100%-wej demokracji... ;-D
Ostrzeżenie: całość jest śmieszna, ale tylko dopóki dopóty się nie zorientujemy że ci sami obywatele głosują w demokracji także nad resztą rzeczy stanowiąc tzw. demokratyczną większość.
no wlasnie... i smieszno i straszno...
filmik:
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Dołączył: 29 Sie 2006 Posty: 5408
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:31, 15 Gru '09
Temat postu:
2:33 "and help the bankers.. and the illuminatti..."
Cytat:
Parę jednak sugestii off hand:
a) demokracja ograniczona do poziomu co najwyżej małego województwa (kantonu). 95% demokracji i 95% podatków tutaj się zaczyna i tutaj się kończy. 5% podatków max idzie poza granice.
b) demokracja kwitnąca ale bez money. Funkcje publiczne za symboliczną złotówke/rok, ewentualnie part time. Ci którzy na taką słuzbę dla współobywateli nie mogą sobie pozwolić prawdopodobnie i tak nie mają im zbyt wiele do zaoferowania.
c) jeszcze bardziej kwitnąca demokracja ale tylko dla tych którzy za nia płacą. Prawo wyborcze tylko dla pracowników sektora prywatnego, płacących aktualnie podatki. Reszta jest z nich żywiona więc nie głosuje jakie mają być czy na ile się zadłużyć.
d) Wariant minimalny - przypadkowy wybór rządu z książki telefonicznej. Wynik i tak wynik dużo lepszy niż obecna szopka i dużo od niej tańszy.
Dołączył: 23 Kwi 2009 Posty: 593
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 23:38, 15 Gru '09
Temat postu:
Voltar napisał:
2:33 "and help the bankers.. and the illuminatti..."
tak, tak - nie przeslyszales sie.
Demokracja moze jest i dobra ale w wysoko cywilizowanym i wyedukowanym i swiadomym narodzie - gdzie wiedza i swiadomosc jest powszechna, a niewiedza i 'przecietnosc' jest marginesem - taka sama utopia jak inne - tym bardziej w coraz bardziej skomplikowanym i wyspecjalizowanym swiecie.
Mozna powiedziec ze do demokracji trzeba dorosnac i dojrzec - i nade wszystko trzeba sie znac na tym , w sprawie czego sie zabiera glos.
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Dołączył: 20 Sty 2008 Posty: 669
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 15:41, 26 Gru '09
Temat postu:
Niech jeszcze pozadają takie pytania w Szwajcarii, bo to tam jest prawdziwa demokracja, a nie w USA.
_________________ We wszystkim trzeba mieć umiar ... nawet w umiarze.
Za niezgodność poglądów i działań z własnymi Bimi zmniejsza limity.
Na szczęście kary ta są mniej dotkliwe niż za to samo 30 lat temu.
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 527
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 17:27, 26 Gru '09
Temat postu:
Proponuję, żeby ten koleś spróbował zebrać głosy pod petycją nawołującą do podniesienia podatków o 100% albo zakazem używania samochodów o dużych pojemnościach silnika. Zobaczymy co wtedy...
I Amerykanie mogą sobie pozwolić na głupotę. To wynika z ich zamożności. Są zamożni to po co mają się intelektualnie przemęczać. Podchodzicie tak do tego, jakby każdy człowiek osiągał szczęście przez dogłębne poznanie świata. Nie! Ludzie osiągają szczęście przez posiadanie fajnej bryki, grilla z piwem z rodzinką w ogródku czy zakupy w supermarketach. I będą głosować na władzę, która im to zagwarantuje. I tyle...
I posługiwanie się słowem "demokracja" do opisu wszystkich systemów demokratycznych jest nadużyciem. No właśnie... Szwajcaria... brak "pseudodemokratycznej" UE, demokracja bezpośrednia i bankierska lichwa się tam sprawdza, czyż nie?
PS. A to forum i tysiące innych tego typu pokazują, że demokracja ma sens, a wzrost dostępu do Internetu jej sprzyja.
Dołączył: 10 Lis 2007 Posty: 779
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 18:20, 26 Gru '09
Temat postu:
Choone napisał:
I Amerykanie mogą sobie pozwolić na głupotę. To wynika z ich zamożności. Są zamożni to po co mają się intelektualnie przemęczać. Podchodzicie tak do tego, jakby każdy człowiek osiągał szczęście przez dogłębne poznanie świata.
Najwyższy czas wyleczyć się z takich stereotypów. Amerykanie należą do najbardziej zadłużonych społeczeństw na świecie. Zamożnych to jest może 5% społeczeństwa, a reszta jest zadłużona po uszy. Nie mówię tu o państwie tylko o indywidualnych sytuacjach. To właśnie ta głupota spowodowała ich problemy finansowe, a nie odwrotnie. Jeszcze trochę jak się nie opamiętamy to też nas to czeka.
Bogactwo nie bierze się z brania kredytów na konsumpcję.
Dołączył: 24 Paź 2009 Posty: 154
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 18:59, 26 Gru '09
Temat postu:
I się tak zadłużają od 40 lat, a jakoś biedy nie klepią. Zadłużenie państwa na biliony to fikcyjne zadłużenie. Wszystkie kraje na świecie są zadłużone, ale wobec kogo? Wobec siebie nawzajem,także problemu nie ma. Czy USA spłaci kiedykolwiek całe swoje zadłużenie? Nie sadze.
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 527
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:26, 26 Gru '09
Temat postu:
Już za Nixona mówiono o tragicznym upadku USA. W ogóle to sami Amerykanie nic nie robią tylko nieustannie mówią o tym, że ich kraj się zawali. I terefere, bo (dane z roku 2007-2008):
- USA stanowi ok. 4% ludności świata, a wytwarza ok. 25% globalnego PKB (kilkanaście bilionów dolarów rocznie);
- USA ma dwa razy więcej ziemi na mieszkańca niż Europa i pięć razy więcej niż Azja;
- są największą potęgą militarną świata i panują nad oceanami (czytaj: szlakami handlowymi);
- każda wojna toczona na świecie (poza nuklearną) jest korzystna dla USA, bo stymuluje ich PKB, a nie zagraża ich majątkowi narodowemu;
- są absolutnym potentatem technologicznym i naukowym;
- itp. itd.
A gospodarka to ziemia, praca, kapitał, technologia i... dobre wojsko Oni się dopiero rozkręcają. Pewnie wejdą w jakąś recesję i będą musieli spłacić zadłużenie. Spoko, dadzą radę, już mocno zwiększyli oszczędności.
Jedyne co ich może osłabić to wojna domowa (do czego różni agenci wpływu dążą) i rozpad jak ZSRR. Ale jak to powiedział Benjamin Franklin: „Musimy wszyscy trzymać się razem, bo inaczej będziemy wisieć osobno”
@Ostrożny (odpowiedź na post poniżej):
Chiny są uzależnione od USA handlowo, a także przez to, że mają rezerwy dewizowe zgromadzone w amerykańskich obligacjach. I Chiny to jest właśnie kolos na glinianych nogach, bo chyba mi nie powiesz, że Chińczycy są zamożniejsi niż Amerykanie? Poza tym, to właśnie USA umacnia Chiny, które są naturalną przeciwwagą dla Rosji.
Dołączył: 10 Lis 2007 Posty: 779
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 19:47, 26 Gru '09
Temat postu:
Choone napisał:
Już za Nixona mówiono o tragicznym upadku USA. W ogóle to sami Amerykanie nic nie robią tylko nieustannie mówią o tym, że ich kraj się zawali. I terefere, bo:
- USA stanowi ok. 4% ludności świata, a wytwarza ok. 25% globalnego PKB (kilkanaście bilionów dolarów rocznie);
- USA ma dwa razy więcej ziemi na mieszkańca niż Europa i pięć razy więcej niż Azja;
- są największą potęgą militarną świata i panują nad oceanami (czytaj: szlakami handlowymi);
- każda wojna toczona na świecie (poza nuklearną) jest korzystna dla USA, bo stymuluje ich PKB, a nie zagraża ich majątkowi narodowemu;
- są absolutnym potentatem technologicznym i naukowym;
- itp. itd.
Jak znajdą sposób na Chińczyka to nadal to będzie prawda. Jak na razie nie zanosi się. Jak podajesz takie dane to ważne jest z którego roku.
@FreeFighter - nie przeczytałeś dokładnie co napisałem.
Dołączył: 24 Paź 2009 Posty: 154
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:11, 26 Gru '09
Temat postu:
A niech sobie biorą kredyty na konsumpcje. Jak im będzie źle to będą brali kredyty na firmy i inwestycje. Nie każdy chce brać kredyt na budowę czegoś co ma powiększać dla niego majątek, może przecież wziąć kredyt na nowe auto.
Sięgnijmy najpierw do metafor nakreślonych przez Platona w VI księdze Państwa. W pierwszej z nich, metaforze statku (488b), lud - demos przedstawiony zostaje jako kapitan, głuchy i krótkowzroczny, który na sztuce kierowania okrętem mało się rozumie. Zaś o to, kto ma trzymać ster, kłócą się żeglarze (demokratyczni politycy, demagodzy i sofiści), choć również owej sztuki nigdy się nie uczyli i co więcej twierdzą, że się jej w ogóle nie można nauczyć. Żeglarze zdobywają władzę nad statkiem, upijając kapitana lub zniewalając go siłą. Wtedy zaś sami piją i używają do woli, mając do dyspozycji wszystko, co znajduje się na okręcie. W drugiej metaforze - obrazie groźnej bestii (493a-c) - demos przyjmuje postać wielkiego i potężnego zwierzęcia, które zazwyczaj śpi i tylko od czasu do czasu wybucha niepohamowaną żądzą i gniewem. Demokratyczni politycy posiadają umiejętność oswajania bestii i sterowania jej nastrojami, natomiast wiedzę o tym, co dobre i sprawiedliwe, uważają za rzecz zbędną.
Tępy kapitan, śpiąca bestia - obrazki te stanowią ilustrację demokratycznego pozoru, jakoby lud sprawował faktyczną władzę w państwie. W rzeczywistości w jego imieniu rządzą ci, którzy najlepiej potrafią wyrażać emocje tłumu i nad nimi panować. W państwie demokratycznym istnieje pewna grupa - dzisiaj nazwalibyśmy ją klasą zawodowych polityków - w najwyższym stopniu posiadająca umiejętność przewodzenia ludem. Jak się zatem okazuje, sprawne uprawianie polityki w ustroju demokratycznym wymaga również posiadania określonej wiedzy. Owa wiedza nie jest jednak wcale wiedzą o państwie jako takim, ani też wiedzą o tym co dobre i sprawiedliwe. Potrzebne kompetencje sprowadzają się tutaj do znajomości mechanizmów rządzących psychiką człowieka: do wiedzy o jego namiętnościach i słabościach, oraz w oparciu o tę wiedzę - do umiejętności kierowania tłumem.
w zasadzie wyozone sa wszystkie wady demokracji ktore moim zdaniem pograzaja ten sposob rzadzenia, przedstawione w rzeczowy i logiczny sposob. polecam!
EDIT
po chwili zastanowienia postanowilem wrzucic jeszcze kawalek:
Cytat:
Podstawowym miejscem demokratycznej polityki jest agora - przestrzeń publicznej debaty. Demokratyczny polityk to przede wszystkim dobry mówca. Kim jest dobry mówca? Na czym polega jego umiejętność? Tę kwestię podejmuje Platon w dialogu Gorgiasz. Według sławnego sofisty dobry mówca to ktoś, kto np. na temat zdrowia będzie mówił bardziej przekonywująco od lekarza. Dyskutujący z nim Sokrates wyciąga stąd wniosek, że taki mówca "na samej rzeczy znać się nie potrzebuje ani wiedzieć, jak się rzecz ma, a tylko wynaleźć jakiś środek na przekonywanie tak, żeby się człowiek wydał w oczach tych, którzy się na rzeczy nie znają, lepszym znawcą niż ci, którzy się znają" [12] Demokratyczny polityk musi więc posiadać umiejętność wzbudzania przekonań o swojej kompetencji w danej dziedzinie, nawet jeśli faktycznie jest ona minimalna. Nie trzeba dodawać, że takie przekonania można wzbudzić tylko wśród audytorium składającego się z ignorantów. Platoński Sokrates odwołuje się tutaj do porównania: czym jest kosmetyka w stosunku do gimnastyki, tym sofistyka w stosunku do prawdziwej polityki (465c). Gimnastyka troszczy się autentycznie o zdrowie ciała, natomiast kosmetyka - o to, by stwarzało ono wrażenie zdrowego. Podobnie sofistyka uprawiana przez demokratycznych polityków, w przeciwieństwie do prawdziwej polityki, stwarza jedynie umiejętnie pozory, że chodzi jej o dobro państwa. Do czego, skoro nie do rzeczowej wiedzy, odwołuje się zatem sofistyczna argumentacja? Otóż stwarzane przez sofistów pozory okazują się bardziej przekonywające od samej rzeczywistości, ponieważ opierają się na umiejętności schlebiania (463b). Jest ona skuteczna tam, gdzie zamiast wiedzy panuje bezmyślność, która nie dbając o to, co najlepsze, idzie zawsze za tym, co najprzyjemniejsze (464d).
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Dołączył: 24 Sty 2009 Posty: 527
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 16:53, 27 Gru '09
Temat postu:
@Arwena
A jaką widzisz alternatywę do demokracji? Taką, żeby mądre społeczeństwo było rządzone w mądry sposób...
Demokracja polega na tym, że każdy ocenia swój maleńki kawałek rzeczywistości i tak oddaje głos w rozmaitych wyborach, żeby było mu - wg jego opinii - jak najlepiej. I nikt nie twierdzi, że demokracja wolnorynkowa to system, który prowadzi do optimum dobrobytu społecznego. Nic nie jest doskonałe. Ale co byłoby lepsze? Państwo Platona?
Dołączył: 23 Kwi 2009 Posty: 593
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 18:05, 27 Gru '09
Temat postu:
Choone napisał:
@Arwena
A jaką widzisz alternatywę do demokracji? Taką, żeby mądre społeczeństwo było rządzone w mądry sposób...
Demokracja polega na tym, że każdy ocenia swój maleńki kawałek rzeczywistości i tak oddaje głos w rozmaitych wyborach, żeby było mu - wg jego opinii - jak najlepiej. I nikt nie twierdzi, że demokracja wolnorynkowa to system, który prowadzi do optimum dobrobytu społecznego. Nic nie jest doskonałe. Ale co byłoby lepsze? Państwo Platona?
I bardzo madrze napisales: " Kazdy ocenia SWOJ kawalek rzeczywistosci" - SWOJ a nie KOGOS INNEGO.
w demokracji jaka mamy wielu przecietniakow lub nie przymierzajac matolow ocenia moj kawalek rzeczywistosci w roznego rodzaju demokratycznych wyborach i podejmuje decyzje deotyczace nie tylko mnie ale calych grup spolecznych. tylko pytanie co oni moga o tym wiedziec.
mysle ze pewnym rozwiazaniem jest pewien podzial o ktorym pisal Platon. Podzial na czesc praw fundamentalnych, ktore sa ustalane przez elite - np w systemach nazwanych przez platona arystokracja i timokracja (rzady filozofow) oraz na czesc demokratyczna - gdzie w ramach wyznaczonego porzadku i zakresu podejmowane sa decyzje przez wszystkich. Platon zwraca uwage - ze im wiekszy zakres demokracji tym wiekszy chaos i przecietnosc. W swoich pozniejszych latach dopuscil jednak zasadnosc pewnych elementow demokratycznych.
Gdybym wiedzial Choone jak to nalezy zorganizowac - to chetnie bym to napisal - ale przyznaje ze nie wiem - stad tez ten temat do dyskusji. Widze jednak zasadnicze wady demokracji, ktore moim zdaniem ten system czynia zdegenerowanym. Mysle ze podstawowy problem to taki - jakie powinne byc mechanizmy kontrolne - zeby ufajac kompetentnej i praworzadnej elicie uchronic sie przed przypadkowa lub nieprzypadkowa tyrania mniejszosci nad wiekszoscia. Platon daje doskonaly przyklad lekarza (opisany w tekscie) ktory dzieli sie swoja wiedza i tym sposobem przekonuje do zasadnosci leczenia chorego, a nie leczy (szczepi, hehe) go na sile.
Zastanawiam sie nad tym ciagle. Rozne modele przechodza mi przez glowe lecz nie udalo mi sie tego objac tak w pelni zeby samego siebie przekonac o slusznosci jednego z nich. Jestem m.in. sobie wyobrazic, ze prawa zasadnicze (cos w rodzaju konstytucji) oraz zasieg demokracji ustalany jest przez elite. wszystkie pozostale sa w sposob demokratyczny ale nie w calym kraju, tylko w regionach (cos podobnego jak USA, gdzie kazdy stan ma swoje prawodastwo) - wtedy jesli nie akceptujesz np jakiegos prawa - jestes w stanie przeprowadzic sie do innego regionu, gdzie odpowiednia wiekszosc wprowadzila inne prawa.
Elita , o krotej mowa wyzej, moglaby byc wybierana w sposob kolegialny przez nia sama - np 20 'medrcow' co 20 lat zwalnia jednego ze swojego grona i dobiera nowego. liczba osob i lata - oczywiscie umowna.
Dobrze jesli taka elita wyloni sie samoistnie (na pewno nie demokratycznie). Moga byc tez mechanizmy jawne sprawdzajace kompetencje i praworzadnosc kandydatow - cos w rodzaju egzaminow i warunkow minimalnych (brzegowych)
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Dołączył: 01 Sty 2009 Posty: 1036
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 11:41, 28 Gru '09
Temat postu:
Cytat:
Widze jednak zasadnicze wady demokracji, ktore moim zdaniem ten system czynia zdegenerowanym. Mysle ze podstawowy problem to taki - jakie powinne byc mechanizmy kontrolne - zeby ufajac kompetentnej i praworzadnej elicie uchronic sie przed przypadkowa lub nieprzypadkowa tyrania mniejszosci nad wiekszoscia
ale demokracja ma taki mechanizm kontrolny jest niem JAWNOŚĆ
jednak nadużywamy słowa demokracja, przecież chyba każdy system totalitarny miał w ostatnich 100latach w nazwie i tylu w niej demokracje.
Co jest wiec najważniejsze w demokracji?
- powszechność (ważne by każda grupa społeczna mogła głosować)
- podejmowanie decyzji fundamentalnych zastrzeżone progiem 2/3 lub 3/4 głosów
- decyzje powszechne podejmowane sa zwykła większością głosów.
- Wiedza na temat podmiotu decyzji.
Pada np z ust JKM hasło że demokracja jest wytworem bezsensownym ponieważ głos pijaczka jest równy głosowi profesora uniwersytetu.Fajne, ale ktoś mógłby zwrócić uwagę że pijak spod budki z piwem, wie więcej o relacjach między ludzkich zachodzących w społeczeństwie niż profesor socjologi. Co warty jest teraz profesor Kaczyński np jego praca doktorska z czasów PRL "Zakres swobody stron w zakresie kształtowania stosunku pracy", jest teraz bezwartościowa, zmieniły się okoliczności i jego mity Lenina i Marksa przestały być ważne. Teoretycznie powinniśmy odebrać tytuły studentom ekonomi kończących studia w PRL gdyż z obecnego punktu widzenia nauczyli się bzdur.
Wiec jak w takim razie wyznaczyć tego kto jest ten mądry?
Dlatego właśnie w demokracja bo jako jedyny ustrój pozwala na balansowanie blisko potrzeb społecznych. Oczywiście nigdy ich w pełni nie obejmie, ale zawsze będzie najbliżej. Takie podejście wymaga kompromisu. Jeśli decyzja ma być podjęta przez zwykłego człowieka, "pijaka", profesora uniwersytetu to by ją wspólne podjąć będą musieli się jakoś dogadać, oddać coś z siebie.
Teraz następna sprawa powszechność, ważne jest by możliwie jak największa liczba osób mogła głosować, gdyż powoduje to że wiej grup społecznych ma swoje odzwierciedlenie i może przedstawić swoje potrzeby. By uniknąć "terroru" demokracji ustala się zbiór zasad podstawowych i zabezpiecza się go wysokim progiem np 2/3 lub 3/4 głosów. Z tego względu decyzje fundamentalne np. Konstytucja, dotyczące poszanowania życia, praw jednostki, swobód religijnych itp. muszą odzwierciedlać potrzeby większości, przy czym już sama konieczność zebrania takiej ilości głosów do zaaprobowania zmian wymusza by odzwierciedlały one wymagania jak najszerszej grupy osób. Stąd tez stają się z reguły najbardziej liberalne i uniwersalne.
Decyzje o mniejszym kalibrze podejmowane są zwykła większością głosów 50%+1.
Parodią jest konstytucja w Polsce gdzie została w drodze referendum zaakceptowana przez naród, jednak obecnie sejm zmienia ją sobie jak chce nie pytając nikogo o zdanie.
No i na koniec jedna z najważniejszych rzeczy o której zapominacie, Wiedza na temat podmiotu decyzji.
By podjąć jakąkolwiek decyzje, musisz wiedzieć nad czy m się zastawiasz. Wybór pomiędzy dwoma niewiadomymi jest losowaniem!. Dlatego obecnie mamy takie ciśnienie na media, gdyż obecnie głównie koncentrują się na uświadomieniu ludzi że nie muszą nic wiedzieć na temat polityki, że politycy pracują za nich tylko czasem zdarzają się im wpadki.
Czyli absurdalnie, władza ludu ma polegać na tym, że nie będą wiedzieli czego dotyczą decyzje jakie podejmują osobiście lub za pośrednictwem swoich przedstawicieli.
Dlatego najważniejsze obecnie w demokracji jest uświadamianie ludziom, że mają prawo wiedzieć. Bez wiedzy nie możesz pojmować decyzji. Więc działania zakulisowe, utajnianie, blokowanie informacji nie mogą mieć miejsca w demokracji.
Dlatego tu echem odbije się demokracja bezpośrednia, ona siłą rzeczy zmusza ludzi do przynajmniej pobieżnego zapoznania sie z tematem głosowania. Taki przykład np. zbierasz odpowiednią ilość osób nad wnioskiem o wycofanie wojsk z Afganistanu.
Obecnie musiał byś tego zebrać 100k podpisów ok odbyło by się gdzieś głosowanie w sejmie, ale media raczej udawały by że tematu nie ma, albo jeśli by nabrało by rozgłosu, sejm by je odrzucił dla większego dobra. Większość ludzi by to jednak zlała i przyjęła wersje dziennikarki z wiadomości, bo tak najwygodniej. Gdybyś to robił w demokracji bezpośredniej, odbyło by się referendum. Jaki były wynik referendum? Większość by śledziło je w TV i nie chciało by się ruszyć z domu, przyszli by głównie zainteresowani, przy czym zdecydowanie więcej w Polsce jest przeciwników tej misji i oni odnieśli by zwycięstwo. Oczywiście mogła by nastąpić mobilizacja zwolenników tej wojny. Jednak powodowało by to nakręcenie tematu i coraz więcej informacji, siła rzeczy zaczęło by krążyć o tej wojnie.
Teraz powiedzcie mi ilu ludzi wie obecnie o narkotykach, ropie, ofiarach itp. a ilu wiedziało by o tym gdyby musieli podjąć na ten temat jakąś decyzje. Prawdę mówiąc to jaką podjęli by decyzje jest równie ważne jak to że musieli by dokonać wyboru ważąc tak, nie, nie wiem leje na to. Zupełnie inaczej człowiek się zachowuje gdy słyszy o jakiś działaniach, a zupełnie inaczej gdy ma je zaaprobować lub odrzucić.
Właśnie odcięcie ludzi od wiedzy było zawsze głównym czynnikiem znamionującym ustrój totalitarny. Stosowano do tego najróżniejsze metody od cenzury po propagandę. Teraz odcina się ludzi subtelniejszymi metodami jednak cel pozostaje bez zmian.
Zresztą metody drastyczne stosowane przez Nazistów (preUE) czy komunistów (PRL/ZSSR) są nieefektywne. Gdyż człowiek którego zagrożone jest życie, ma większą motywacje i jest wstanie w oporze posunąć się znacznie dalej i poczynić więcej szkód systemowi. Dlatego skuteczniejsze jest, jego zagłuszenie przez sprzeczne informacje podważających jego wiarygodność. Przy czym taki człowiek nie uznaje uszczerbku fizycznego.
przypominam podstawy demokracji
- powszechność (ważne by każda grupa społeczna mogła głosować)
- podejmowanie decyzji fundamentalnych zastrzeżone progiem 2/3 lub 3/4 głosów
- decyzje powszechne podejmowane sa zwykła większością głosów.
- Wiedza na temat podmiotu decyzji. _________________ Kiedy wyeliminuje się wszytko co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, choćby nie wiem jak nieprawdopodobne, musi być prawdą."
Dołączył: 01 Sty 2009 Posty: 1036
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 13:02, 28 Gru '09
Temat postu:
Cytat:
Pozując za lokalnego aktywistę zbiera podpisy pod obywatelską petycją wzywającą rząd do zwiększenia inflacji do 100% drogą masowego drukowania pieniądza. No i co? No i 100%-owo ogłupieni demokracją obywatele oczywiście podpisują. No problem. Co rodzi oczywiście pytanie czy istnieje coś czego by ci obywatele NIE podpisali. Nasza hipoteza robocza: nie w 100%-wej demokracji... ;-D
Ostrzeżenie: całość jest śmieszna, ale tylko dopóki dopóty się nie zorientujemy że ci sami obywatele głosują w demokracji także nad resztą rzeczy stanowiąc tzw. demokratyczną większość.
ale co to za teks?
demokracja 100% - co to takiego
Cytat:
No i 100%-owo ogłupieni demokracją obywatele oczywiście podpisują.
nie demokracją, a mendami z GW TVN itp. co ma wspólnego demokracja z manipulacjami sprzedajnych dziwek. Powinno brzmieć zmanipulowani przez grupy interesu, a nie ogłupieni demokracją. Kto to jest ta demokracja i jak ich ta świnia ogłupia.
- mylisz pojęcia, demokracja nie polega na tym że ludzie glosują w 100% przypadków, np czy dać podwyżkę babci klozetowej w szaletach miejskich, ale wybierają swoich przedstawicieli, ale maja prawo zakwestionować ich decyzje i poprzez referendum dać tej babci podwyżkę.
Cytat:
100% drogą masowego drukowania pieniądza. No i co? No i 100%-owo ogłupieni demokracją obywatele oczywiście podpisują.
- ja o widze raczej w obecnym systemie, np kilku kolesi bedzie chciało otworzyć drukarnie pieniędzy, pójdą po prośbie do polityków i dziennikarzy typu GW i TVN jedni napisza im ustawę, drudzy zajmą sie ogłupianiem obywateli jakie to korzyści będziemy mieli z dodatkowego dodruku pieniądza i który świetny polityk zajmie się wprowadzeniem tego. No i 100%-owo ogłupieni obywatele oczywiście podpisują/zagłosują na niego. Jak coś pójdzie nie tak to poświęci się polityka, albo jakiegoś jego pomagiera. Poświęci tzn zniknie z widoku, oczywiście z zapewnionym dostatnim życiem do końców dni.
Jednak ja uderzę do demokracji bezpośredniej - bo jak na razie to jak najbardziej demokratyczny twór.
Facet zbiera podpisy pod referendum, uzbierał je no i ludzie zapoznają się z tematem. Oczywiście jest tu możliwe manipulowanie ze strony mediów. Jednak siłą rzeczy pojawią się głosy przeciwne pojawi się np budżet, jakieś wyliczenia, zacznie się debata na temat kosztów druku pieniądza, ktoś stwierdzi że zamiast drukować pieniądze zabierzmy jej jakimś nierobom z ministerstw. No i najważniejsze ludzie zaczyna patrzeć na ręce. Więc ok możliwe że zagłosują jak im podpowiedzą media. Ale w międzyczasie złapią kilka podstawowych pojęć jak inflacja, dymanie przez banki i nawet jeśli ich działanie spowoduje katastrofę finansów to co się stanie? Będą żądali wyjaśnień, a ponieważ winny nie będzie rząd, elita czy coś takiego tylko oni sami. Nie będzie kozłów ofiarnych, tylko będą musieli sami sobie odpowiedzieć na pytanie, kto wprowadził ich w błąd. Uderzy to bezpośrednio w media i kłamliwych polityków od których spodziewali się rzetelnych informacji. Spowoduje to, że następnym razem będą krytycznie i z większa ostrożnością patrzeć na serwowane im bajki. Wiec każdy taki kryzys będzie wzmacniał rzetelne media, a osłabiał bajarzy.
Moja rada wjeździe sobie podstawy demokracji, sprawdzajcie czy dane działanie się w nim mieści, a później obwiniajcie o to demokracje.
_________________ Kiedy wyeliminuje się wszytko co niemożliwe, cokolwiek pozostanie, choćby nie wiem jak nieprawdopodobne, musi być prawdą."
Dołączył: 23 Kwi 2009 Posty: 593
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 15:46, 28 Gru '09
Temat postu:
Cytat:
ale demokracja ma taki mechanizm kontrolny jest niem JAWNOŚĆ
No i tu demokracja w wydaniu które mamy - zawodzi.
1. Nie możesz mieć dostępu do wszystkich danych – np. do szczegółowego budzetu panstwa i wszystkich faktur – czesc wydatkow jest utajnionych
2. Nie masz dostępu do wszystkich danych żeby w imie zarzadzania calym organizmem państwowym podejmowac racjonalne decyzje w demokratycznych wyborach
3. Wiele informacji jest niejawnych bo nie jest to w interesie stron – rządzących i biznesu – w związku z tym powstaja tez mechanizmy ograniczające jawność
4. Procedury rzadzenia państwem i prawo jest zbyt skomplikowane do ogarniecia dla przeciętnego obywatela, chyba ze wprowadzimy obowiązkowe studia prawa, ekonomii, socjologii i politologii dla wszystkich. Wiec pewne informacje nawet jawne nie SA użyteczne dla obywateli
Cytat:
Co jest wiec najważniejsze w demokracji?
- powszechność (ważne by każda grupa społeczna mogła głosować)
- podejmowanie decyzji fundamentalnych zastrzeżone progiem 2/3 lub 3/4 głosów
- decyzje powszechne podejmowane sa zwykła większością głosów.
- Wiedza na temat podmiotu decyzji.
No i z ta wiedza jest problem – zarówno ze względu na jawność jak i na stopien pojmowania informacji jawnych przez obywateli. Podejmowanie decyzji jest zastrzezone progiem elektorow-poslow wybranych w wyborach w których przeciętniacy wybieraja przeciętniaków. W których zazwyczaj wygrywaja ci co najladniej mowia, albo najgłośniej krzycza (czytaj. Maja najwięcej kasy żeby się przebic w mediach) a nie ci najbardziej kompetentni
Cytat:
Pada np z ust JKM hasło że demokracja jest wytworem bezsensownym ponieważ głos pijaczka jest równy głosowi profesora uniwersytetu.Fajne, ale ktoś mógłby zwrócić uwagę że pijak spod budki z piwem, wie więcej o relacjach między ludzkich zachodzących w społeczeństwie niż profesor socjologi. Co warty jest teraz profesor Kaczyński np jego praca doktorska z czasów PRL "Zakres swobody stron w zakresie kształtowania stosunku pracy", jest teraz bezwartościowa, zmieniły się okoliczności i jego mity Lenina i Marksa przestały być ważne. Teoretycznie powinniśmy odebrać tytuły studentom ekonomi kończących studia w PRL gdyż z obecnego punktu widzenia nauczyli się bzdur.
Moim zdaniem nadużywasz argumentu. Na pewno SA wyjatki od uogolnien , ale Mimo wszystko pijaczek jest mniej kompetentny od profesora, studenta, czy obywatela z szerokimi horyzontami i checia poznawania. Pijaczek co najwyżej może mieć rozeznanie w relacjach w skali mikro ograniczonej do bramy, w ktorej wali wino. Wartości taki jak przyjazn, poswiecenie, dobro, zlo – nie nabywa się w toku kolejnych fakultetow – można być zlym wykształconym człowiekiem – to prawda, ale tak samo można być pijakiem i zlym człowiekiem. Pijaczyna jednak nie będzie miał wiedzy ani kompetencji. Mimo wszystko zaryzykowałbym stwierdzenie ze wiedza o swiecie także wpływa stymulująco na nasz stosunek do wartości.
Cytat:
Wiec jak w takim razie wyznaczyć tego kto jest ten mądry?
Dlatego właśnie w demokracja bo jako jedyny ustrój pozwala na balansowanie blisko potrzeb społecznych. Oczywiście nigdy ich w pełni nie obejmie, ale zawsze będzie najbliżej. Takie podejście wymaga kompromisu. Jeśli decyzja ma być podjęta przez zwykłego człowieka, "pijaka", profesora uniwersytetu to by ją wspólne podjąć będą musieli się jakoś dogadać, oddać coś z siebie.
Tytuly naukowe SA na pewno jedna z przeslanek. egzaminy i testy tez - moim zdaniem kazda osoba pretendujaca do wladzy powinna przechodzic rzetelny test. - warunkowalby on aktualnosc posiadanej wiedzy. I przyklad: uproscmy swiat do sytuacji w ktorej mamy wyspe na ktorej jest pijaczek i profesor, na ktorej rosnie pare drzew. Profesor ma wiedze jak zbudowac tratwe by się z niej wydostac i dotrzec do większego ladu gwarantującego lepszy status życiowy . Pijaczk tego nie wie – jemu zalezy byle było cieplo i nie mysli perspektywicznie - stad chciałby ściąć drzewa i Spalic je. Jeśli ich jest dwoch 1:1 to jeszcze Pol biedy – profesor może go przekona do wspolnej pracy. Gorzej jak pijaczkow jest wiecej. Profesor choćby miał najlepszy pomysl nie przebije się przez sciane populizmu – kto wie – może będzie miał nawet szczescie jeśli przezyje. I tak niestety jest w demokracji , gdzie przeciętniacy i cwaniaczki rzadza nami wszystkimi.
Cytat:
No i na koniec jedna z najważniejszych rzeczy o której zapominacie, Wiedza na temat podmiotu decyzji.
By podjąć jakąkolwiek decyzje, musisz wiedzieć nad czy m się zastawiasz. Wybór pomiędzy dwoma niewiadomymi jest losowaniem!.
Jaka jest wiedza obywateli pokazuje filmik na początku watku. Jaka jest wiedza przedstawicieli tez widzimy – gdyby tak było nie bylibyśmy uwikłani w awanture klimatyczna, a w kraju, czy w europie odbywalaby się rzecowa naukowa dyskusja na ten temat
Cytat:
Dlatego najważniejsze obecnie w demokracji jest uświadamianie ludziom, że mają prawo wiedzieć. Bez wiedzy nie możesz pojmować decyzji.
I sam sobie odpowiadasz - wiedza nieodmiennie zwiazana jest z wykształceniem – tu wracamy do profesora i pijaczka
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Dołączył: 14 Wrz 2008 Posty: 99
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 08:08, 12 Sty '10
Temat postu:
Demokracja opiera się na kłamstwie i niemożności ogarnięcia go przez ponad 90%
ludności. Tutaj do podpisujących dociarają tylko klucze programujące jak "zwiększyć do" "pieniędzy więcej o 100%" i tym podobne.
Można teraz przełożyć to na wszelkie inne ich "demokratyczne" wybory, jako
decyzje bezwolnej, sterowalnej przez media masy. To jednocześnie sprytna eliminacja
z demokracji ludzi myślących. Nie poprzez blokadę a zwyczajnie "topiąc" ich w szarej
masie marionetek. Co za diabelska finezja.
Dołączył: 03 Mar 2019 Posty: 1104
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 16:48, 09 Wrz '19
Temat postu:
Archiwalne:
Tak naprawdę nie ma żadnej demokracji, ani jej różnych odmian - jest tylko anarchia udająca porządek społeczny. Ale to nie-porządek.
Jedynym logicznym (naturalnym) i Bożym (przedwiecznym) systemem jest Królestwo (patrz -> Ewangelia Jezusa o Królestwie). Istnieje pewna odwieczna hierarchia wszechrzeczy, której albo jesteśmy posłuszni (nasza tzw. "wola" podporządkowuje się harmonii wyższej woli), albo popadamy nieuchronnie w konflikt ze "Stworzeniem" (chcemy //także\\ rządzić -a bo to my gorsi / głupsi?-, "liczyć się.. być równie potężni.." etc.. -chętnie korzystamy z tych kuszących propozycji zwodziciela, ufni w swoją mądrość, ważność i wielkość (arogancja pycha i buta) -tym właśnie jest tzw. "demokracja" - to demoniczny system oparty na ofercie sprawowania rządów skierowanej do każdego -a czy jest tu jakaś odpowiedzialność?). Cóż może się z tego zrodzić jak nie chaos? i podział... demokracja jest oparta na podziałach.. mnoży wciąż nowe i nowe tzw. partie polityczne.. I albo przyjmujemy ten system, jako swój, albo nie -czyli odrzucamy go rozumiejąc, czym w istocie on jest, i nie bierzemy udziału w "wyborach". Z jednej strony chętnie korzystamy z tej ulotnej chwili iluzorycznej władzy - która jednocześnie polega na jej natychmiastowym zrzeczeniu się, na oddaniu własnego "głosu" na rzecz jakiegoś "nieznanego kandydata" ...a z drugiej strony mamy niebywałe opory przed uznaniem władzy królewskiej. To jakaś schizofrenia. A ma być: Jak jest w Niebie - tak też na ziemi. Albo jesteśmy temu posłuszni, albo nie. Takie to proste. Nie ma tu wielkiej filozofii. Albo mamy Królestwo, po prostu: kró-le-stwo, ...albo darwinizm społeczny, z całą swoją złudną, fałszywą, zwodniczą "filozoficzną" przybudówką ideologiczną w różnych wariantach.
_________________ błogosławieni wkurwieni , albowiem oni spokoju doznawać będą
Dołączył: 25 Lis 2016 Posty: 2057
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 12:18, 14 Wrz '19
Temat postu:
ZACHOWAJ ARTYKUŁ
POLEĆ ZNAJOMYM
Wielu naszych rodaków stanie wkrótce przed dylematem: uczestniczyć, czy nie uczestniczyć w farsie zwanej wyborami, a jeśli uczestniczyć – na kogo oddać głos i jak wykorzystać jedyny dzień, gdy III RP pozwala nam wcielić się w rolę „suwerena”?
Przyznaję – z perspektywy, w jakiej oceniam dziś sprawy polskiej, zadziwiający to dylemat.
Podobny rozważaniom człowieka, który wiedząc, że przedmiot pochodzący z kradzieży został celowo zniszczony i pozbawiony swoich właściwości, deliberuje nad zakupem tego przedmiotu, a nawet utrzymuje, że ów akt desperacji doprowadzi do magicznej przemiany i naprawy rzeczy bezużytecznej.
Pamiętając jednak, że w latach ubiegłych sam byłem w sytuacji owego człowieka, a w partii Kaczyńskiego próbowałem dostrzegać środowisko godne uwagi i wsparcia, staram się zrozumieć taką postawę, a ludziom stojącym przed trudnym wyborem przedstawić racjonalne argumenty.
Zostały zapisane na tym blogu w wielu tekstach, w szczególności, w cyklu artykułów pod wspólnym tytułem „PO CO DEMOKRACJA?”.
Chciałbym zebrać istotne fragmenty z tych i kilku innych tekstów oraz z zamieszczonych pod nimi komentarzy, by – właśnie w tym okresie, przedstawić Państwu przedwyborczą „ściągę”.
Z nadzieją, że to przypomnienie okaże się przydatne w rozmowach i sporach na temat udziału w „wyborach”, a zawarte tu argumenty, będą pomocne w podjęciu mądrej decyzji.
Prawda – długi to tekst, ale też waga tematu niemała.
***
Najmocniejszym ogniwem łańcucha, na którym „ojcowie założyciele” III RP uwiązali miliony moich rodaków, jest przeświadczenie, że tylko demokracja i tylko narzędzia narzucone podczas mistyfikacji początku lat 90. mogą wyznaczać drogę polskiej państwowości i decydować o naszym losie.
To genialne w swojej prostocie fałszerstwo, nie ma sobie równych w dziejach współczesnej Europy , a poprzez analogię z państwem Putina, nieomylnie wskazuje źródło i zakres inspiracji.
Tylko w III RP i tylko w Rosji wmówiono obywatelom, że przepoczwarzone reżimy komunistyczne dobrowolnie przyjęły reguły demokracji i uznając wolę suwerena podczas tzw. wyborów powszechnych, wkroczyły na drogę ewolucyjnych przemian.
Od czasu, gdy komuniści dostrzegli, że kontrolowany system demokratyczny w niczym nie zagraża ich władzy, „transformacja ustrojowa” stała się wygodną metodą zrzucenia starej formy komunistycznej i zastąpienia jej nową.
W efekcie - to, czego w czasach PRL-u, nie udało się dokonać przy pomocy zbrodni, terroru i ordynarnej propagandy, stało się możliwe dzięki porozumieniu namiestników Moskwy z kolaborantami i przeprowadzeniu kilku gier operacyjnych, wiodących do „okrągłego stołu”.
Operacja zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym efektem stała się „III Rzeczpospolita” - nazwana w dokumentach SB „państwem socjalistycznym nowego typu”.
Dokonana 31 grudnia 1989 roku, przez tzw. Sejm kontraktowy, zmiana nazwy państwa i jego godła, miała wyłącznie wymiar symboliczny. Nie oznaczała zerwania formalnoprawnej więzi z okresem okupacji sowieckiej i konserwowała historyczną i personalną spuściznę PRL. Nigdy też nie przyjęto ustawy o restytucji państwa polskiego i nie odważono się wskrzesić Konstytucji II Rzeczpospolitej z 1935 roku.
U podstaw tworzenia fałszywych alternatyw i schematu politycznego III RP, leżała dyspozycja szefa bezpieki:
"Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować rożne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnym i wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką" – instruował Czesław Kiszczak, podczas posiedzenia kierownictwa MSW, w lutym 1989 roku.
Nim rozpoczęły się rozmowy „okrągłego stołu”, instrukcje SB wskazywały na potrzebę „wspierania zwolenników konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju, kosztem wyhamowania najbardziej agresywnych inicjatyw podejmowanych przez ekstremistów".
W ramach wydanych wówczas dyrektyw, inspirowano powstawanie nowych partii i środowisk politycznych, które wspierały proces esbeckiej „transformacji ustrojowej” oraz niszczono i marginalizowano tych, którzy nie godzili się na kontynuację komunistycznej sukcesji. Udział w tym procederze brali ludzie powiązani z policją polityczną PRL, którzy po roku 1989 przemienili się w biznesmenów, bankierów lub polityków. Istotną role powierzono również zgrai kapusiów i donosicieli, wyselekcjonowanych w ramach tzw.”opozycji demokratycznej” oraz hierarchom Kościoła.
Utworzona w ten sposób „reprezentacja narodowa”, miała zadbać o „prawidłowy przebieg przebieg procesów politycznych”, eliminując z życia publicznego przeciwników magdalenkowej zdrady oraz wspierając tych, którzy bez sprzeciwu przyjmowali status III RP.
Jeśli pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach wojny światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej krwi, to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa) był alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między esbekami i ich agenturą.
Zaiste - wartość tego państwa odpowiadała zapłaconej cenie.
Wielu moich rodaków, zdaje sobie sprawę z przebiegu tych procesów i ma świadomość okoliczności, w jakich powstawało obecne państwo.
Niestety. Wiedza o przebiegu mistyfikacji z roku 1989, negatywna ocena realiów III RP, a nawet dostrzeganie setek najgłębszych patologii i „wspólnoty brudu”, łączącej partie systemowe – nie ma najmniejszego wpływu na zachowania milionów Polaków.
Nawet ci, którzy werbalnie deklarują sprzeciw wobec obecnego systemu, nadając sobie miano „antykomunistów”, „prawicowców” i przeciwników OS, nadal chcą wspierać układ rządzący III RP i uczestniczyć w utrwalaniu magdalenkowego szalbierstwa.
Postawę tych ludzi, można porównać do zachowania kogoś, kto wiedząc, że dom zbudowano na niezabezpieczonym wysypisku śmieci, a budujący popełnił morderstwo, by zagarnąć cudzą własność, uważa taki dom za godny zamieszkania, a nawet pomaga zatrzeć ślady przestępstwa.
Nie sposób bowiem zrozumieć, że ludzie deklarujący przywiązanie do tradycji „antykomunizmu” (w cudzysłowie, bo z postawą antykomunistyczną nie ma to nic wspólnego) oraz krytycznej oceny realiów tego państwa, utrzymują jednocześnie, że nadal będą uczestniczyli w farsie „wyborów” i oddają głos na którąś z partii i partyjek, powołanych w ramach mistyfikacji „pluralizmu politycznego”.
Tacy ludzie tłumaczą sobie, że jest to jedyny sposób na przeprowadzenie zmian w państwie, powołują się na sofizmaty o „wyborze mniejszego zła” lub „braku alternatywy” i są święcie przekonani, że wrzucając do urny świstek papieru, dokonują czynu na miarę patriotycznych powinności.
Otóż – taka postawa, nie tylko nie ma nic wspólnego z troską o sprawy polskie, ale jest najgroźniejszym, bo aktywnym sposobem umacniania wszelkich patologii i rodzajem współuczestnictwa w szalbierstwie.
Głupota tych ludzi i – nie waham się napisać, ich moralne i intelektualne ograniczenie, jest niewytłumaczalne na gruncie racjonalnej wiedzy i nie da się usprawiedliwić żadną dialektyką.
Jeśli decyzje dokonywane przez nich odrzeć z emocji i kalek propagandowych, jeśli zażądać rozumowego uzasadnienia aktu uczestnictwa w „wyborach”, może się okazać, że pustka stanie się nazbyt dojmująca, a niektórzy uświadomią sobie skalę własnego zniewolenia.
Tacy staną wobec podstępnego dylematu.
PiS albo PO, Kaczyński lub Tusk, Duda albo Komorowski, prawica bądź lewica – każde z tych zestawień, funkcjonujących na co dzień w realiach III RP, tworzy fałszywą alternatywę i jest elementem mitologii pustoszącej umysły Polaków.
Każde z nich powstało po to, by w stanie nienaruszonym zachować status sukcesji komunistycznej i zagrodzić nam drogę do Niepodległej.
Ludzie, którzy chętnie sięgają po takie zestawienia, by usprawiedliwić własną niemoc i wybory dokonywane podług tej mitologii, są zakładnikami systemu stworzonego przy „okrągłym stole” i - choćby deklarowali sprzeciw obecnej rzeczywistości-postępują zgodnie z intencją magdalenkowych szalbierzy.
Ci ludzie ignorują prawdę o fundamentach dzisiejszego państwa i o metodach, jakimi narzucono obecny system polityczny. Ignorują ją w przeświadczeniu, że upływ czasu doprowadził do cudownej konwalidacji „grzechów pierworodnych” tego państwa i zniwelował atrybuty nadane mu przez „ojców założycieli”.
Tymczasem - bez uwzględnienia tych okoliczności i solidnej refleksji historycznej, deliberowanie o „alternatywach” lub „wyborach mniejszego zła” przypomina bełkot idioty.
Nie można bowiem pogodzić stwierdzenia, że „okrągły stół” był antynarodowym paktem, wiedzy o fałszerstwach wyborczych i świadomości – kto i jakimi metodami narzucił system polityczny tego państwa, z tezą, jakoby uczestnictwo w kolejnej farsie wyborczej miało obalić sukcesję komunistyczną.
Nie da się mówić o wolnej Rzeczpospolitej, czcić pamięci Żołnierzy Niezłomnych i przyznawać do tradycji Niepodległej, a jednocześnie utrzymywać, że dziedzictwo komunistyczne, pod nazwą III RP jest państwem prawa i demokracji, w którym wola suwerena decyduje o naszej przyszłości.
Nie sposób uzasadnić postawy, w której wiedza o sfałszowanych wyborach z roku 1989 i stworzonym wówczas, zamkniętym obiegu politycznym, o rozlicznych oszustwach wyborczych („te wybory zostały sfałszowane”- J.Kaczyński w 2014), obecności pokomunistycznej kasty sądowej oraz instytucjach narzuconych nam w czasie okupacji sowieckiej (Trybunał Konstytucyjny, Rzecznik Praw Obywatelskich, Państwowa Komisja Wyborcza) - prowadzi do konkluzji, że nadal warto iść do urny i wzmacniać obcy Polakom system.
Jeśli ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak budowano jej polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i fałszowano wybory, jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit” i dostrzegał zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś twierdzić, że konstrukcję tego państwa można zmienić przy pomocy demokratycznych mitów?
Tych samych mitów, które u zarania wymyślili „ojcowie założyciele”: budując partie polityczne – pod dyktando szefa bezpieki i organizując taki system wyborczy, który wykluczał siły przeciwne paktowaniu z komunistami i utrzymywał nadzór nad procesami wyborczymi w rękach pokomunistycznych klanów.
Nie można też utrzymywać, że kolejne „wybory coś zmienią”, bo taki przypadek nigdy nie miał miejsca w 30-letniej historii tego państwa, a obecna władza, z którą wielu łączyło nadzieje, nie tylko nie zlikwidowała żadnej patologii, ale nie pozbawiwszy Obcych wpływu na sprawy polskie, kazała ich nazywać „opozycją” i budować z nim fałszywą „wspólnotę narodową”.
Jeśli dla kogo 30 lat to za mało, by zrozumieć logikę mitologii demokracji - trzeba uznać swoją kapitulację umysłową i nie narzucać błędów innym.
Tym bardziej, nie sposób zaakceptować opisywanej tu postawy, że na przestrzeni trzech dekad nie było wydarzenia, które doprowadziłoby do konwalidacji tworu powołanego w Magdalence: nie zmieniono tzw. konstytucji III RP – nawiązującej wprost do ustawy zasadniczej PRL-u, nie oczyszczono życia publicznego z postaci służących okupantowi i nie zerwano ciągłości personalno-instytucjonalnej z okresem komuny.
Mogło się wydawać, że cztery lata „dobrej zmiany”, spośród 30 lat podobnych „eksperymentów” , to dość, by otrzeźwić ludzi głosujących na partie systemowe i zmusić ich do refleksji.
Najwyraźniej i tego mało.
Żadna z „demokratycznie” wyłonionych grup politycznych, powoływanych przez te same persony, choć pod zmiennymi szyldami, nie dąży dziś do obalenia porządku ustalonego w roku 1989, a J. Kaczyński, którego bezmyślni wazeliniarze mają czelność porównywać do Józefa Piłsudskiego, złożył niedawno historyczne homagium:
„Nie wpisuję się w opowieść mówiącą, że Okrągły Stół był jakimś spiskiem. Okrągły Stół był posunięciem z punktu widzenia ówczesnej sytuacji właściwym, trzeba było po prostu jakoś odtworzyć nasze siły”.
Ludzie, którzy ulegną namowom tego polityka i na wezwanie „zaufajcie” pobiegną do urn – działają, de facto, na rzecz umocnienia patologii III RP i są wspornikiem sukcesji komunistycznej.
Jeśli ktoś wie – jak powstało to państwo i przez kogo zostało stworzone, musi też przyjąć, że każda forma udziału w farsie zwanej „wyborami”, każdy głos, oddany na tą czy inna systemową partyjkę, której działacze odgrywają „pluralizm polityczny” – przynosi szkodę sprawie polskiej i oddala nas od Niepodległej.
Nie ma znaczenie – czy będzie to partia X, bądź partia Y.
Skoro działa w ramach systemu III RP i akceptuje reguły, narzucone na początku lat 90., jeśli mami zwolenników wizją „parlamentaryzmu” i obiecuje reformy sprowadzone do „pudrowania trupa” - jest grupą zwolenników obecnego status quo.
Nie o koloryt partii tu chodzi, lecz o zasadę, która więzi nas w mitologii demokracji.
Nie ma też żadnego, racjonalnego argumentu, by utrzymywać, że wybór dokonany w realiach obecnego państwa, w ramach fałszywej alternatywy, doprowadzi do upadku komunistycznej sukcesji.
Jeśli ktoś z wyznawców partii rządzącej zna taki argument – proszę o jego wyjawienie.
Stanę do dyskusji.
W tekście „FAŁSZYWA ALTERNATYWA – 1 DIAGNOZA „ z kwietnia 2018 r. napisałem:
„Powszechniem dziś stosowany argument, jakoby wybory powszechne były „świętem” wolnego państwa lub miały świadczyć o demokratycznym charakterze III RP – jest głęboko niedorzeczny.
Jeśli na początku tej pseudo-państwowości stworzono reguły uniemożliwiające działanie anty systemowej opozycji, jeśli z życia publicznego wyrugowano autentycznych antykomunistów i przeciwników „pojednania” z bandytami - każde kolejne wybory były farsą.
Przypomnę, że w roku 1947 sfałszowano wybory, by (formalnie) mogli wygrać je komuniści. Dokonano tego poprzez terror, liczne zabójstwa polityczne, jawne i utajnione fałszerstwa. Ten przestępczy proceder, dał podstawę do legalizacji okupacji sowieckiej i uznania owej niby-państwowości przez kraje „wolnego świata”.
W roku 1989 również sfałszowano wybory, by do ówczesnego Sejmu mogli wejść komuniści. Przez kolejne dwa lata systematycznie marginalizowano i niszczono wszystkie osoby i ruchy społeczne, które były przeciwne zdradzie „okrągłego stołu”, doprowadzając w efekcie do sytuacji, gdy na scenie politycznej pozostali tylko wyznawcy legalizmu III RP oraz ludzie zarządzani przez komunistyczną bezpiekę.
Wówczas dokonano legalizacji owej pseud-demokracji, organizując w roku 1991 wybory, zwane do dziś „wolnymi”. Nie mogły jednak być wolne, bo dopuszczono do nich tylko wyselekcjonowanych polityków i tylko te partie, które sankcjonowały system polityczny. Nie miały nic wspólnego z wolnym wyborem, bo miliony naszych rodaków zostało już zainfekowanych retoryką „Gazety Wyborczej” i pomniejszych ośrodków propagandy, w których forsowano okrągłostołowe sofizmaty i „jedynie słuszne poglądy” na sprawy polskie.
Odtąd wystarczyło kontrolować mechanizmy życia publicznego, a sam proces wyborczy oprzeć na reżimowych instytucjach (PKW, sądy, ośrodki propagandy) - by pozwolić sobie na organizowanie dowolnych „świąt demokracji”. Nie stanowią one zagrożenia, bo w przestrzeni politycznej III RP nie ma miejsca na postulat obalenia porządku magdalenkowego i twardej rozprawy z komunistyczną sukcesją.
Powiedzieć zatem - „wolne” o wyborach z 1991 roku, to tak samo, jak nazwać „wolnymi” kolejne farsy wyborcze PRL”.
Jestem w stanie zrozumieć, że dla większości moich rodaków, refleksja nad nieodległą historią, wydaje się niedostępna. Tak dalece „sformatowano” nasze umysły, że nauczono nas żyć wyłącznie sprawami bieżącymi i nie pamiętać tego, co było przed tygodniem, rokiem czy dekadą.
Tacy jednak nie powinni zwać się „patriotami”, bo wiedza o tym, co było, stanowi nierozerwalny element troski o sprawy polskie. Bez niej, nie da się wiedzieć – co będzie, ani ocenić współczesnych realiów.
Kto więc bezmyślnie odrzuca wiedzę o genezie III RP i twierdzi, że dojście PiS do władzy stanowiło jakąś historyczną cezurę, poza którą „demokracja” uwolniła się od ciężaru przeszłości, a instytucje tego państwa zaczęły służyć suwerenowi, ignoruje prawdę materialną i historyczną.
Bo jedno jest pewne. Z prawdziwą demokracją - jak z niepodległością: jest lub jej nie ma.
Nie istnieje stan, który można określić mianem pół lub ćwierć demokracji, jak nie można mieć pół lub ćwierć niepodległości. Tam, gdzie się kończą, mówimy o jawnej lub skrywanej tyranii, o dyktaturze, totalitaryzmie lub anarchii.
I tu pojawia się pierwszy problem z tzw. „demokracją” III RP.
Wyznawcy tej mitologii utrzymują bowiem, że istniejąca w tym państwie „demokracja” jest (tu: w zależności, która partia sprawuje rządy): ułomna, zagrożona, wadliwa, kwitnąca, fasadowa. Nietrudno dostrzec nonsens w tej fałszywej gradacji, bo przymiotniki te (ze względu na status demokracji) nie mogą opisywać rzeczywistości, lecz wyrażają subiektywne odczucia lub anonsują partyjną retorykę.
Ten partyjny bełkot, dowodzi natomiast jednej rzeczy: zdaniem grup zarządzających III RP, demokracja istnieje wtedy, gdy one sprawują władze i zanika natychmiast, gdy władza zostanie utracona.
To, z kolei, powinno nas prowadzić do konkluzji, że rządy PO-PiS-PSL-SLD itd. nie mogą mieć nic wspólnego z autentyczną demokracją, a jej nazwa jest wykorzystywana przez partyjnych szalbierzy dla zapewnienia sobie osłony propagandowej.
Gdyby było inaczej, demokracja nie mogłaby znikać w chwilę po ogłoszeniu tzw. wyników wyborczych ani pojawiać się natychmiast, gdy „nasi” przejęli władzę.
Ludzie partii systemowych traktują więc demokrację, w identyczny sposób, jak traktowali ją komuniści - nadając swoim rządom miano „demokracji socjalistycznej”.
Użycie tego określenia ma zapewnić im „mandat społeczny” i usprawiedliwić draństwa dokonywane w imieniu „suwerena”.
Kolejny problem pojawia się wtedy, gdy dostrzeżemy proweniencję najzagorzalszych obrońców systemu III RP.
Człowiek rozumny zadałby pytanie: jak to możliwe, że największymi rzecznikami owej „demokracji” są ludzie partii komunistycznej i ich mentalni sukcesorzy, że bronią jej rozmaici kapusie i donosiciele, wychwalają esbecy i kanalie służące okupantowi?
Dlaczego właśnie takie postaci najmocniej krzyczą „w obronie demokracji” i na wszelkie sposoby wycierają sobie gęby odmianą tego słowa? Czy wolno wierzyć, że ludzie ci przeszli cudowną metamorfozę i ze zgrai prymitywnych zamordystów i pospolitych drani, stali się głosicielami „woli suwerena”?
Jeśli wierzyć nie wolno, a ludziom rozumnym, nawet nie wypada, odpowiedź może być jedna: to, czego bronią tacy ludzie, nie jest żadną demokracją lecz jej erzacem, który ma zapewnić trwałość sukcesji komunistycznej i osłonić dyktaturę ciemniaków.
Po raz trzeci napotkamy problem, gdy spróbujemy dostrzec fundament, na jakim wspiera się owa „demokracja”. Nie mam na myśli „fundamentu ideowego”, bo taki – ze względu na niemożność jednoznacznego zdefiniowania demokracji istnieć nie może, lecz fundament ustrojowy. Praktykowanie demokracji pośredniej (a taką dziś najczęściej spotykamy) wymaga, by władza polityczna sprawowana była poprzez wybieranych przez suwerena (społeczeństwo) przedstawicieli. To zaś oznacza konieczność organizowania tzw. wyborów powszechnych, podczas których suweren ma możliwość wyrażenia swojej nieskrepowanej woli.
Nietrudno zauważyć, że aranżowanie takich „wyborów” jest głównym i podstawowym fundamentem „demokracji” III RP. Ponieważ organizują je instytucje powołane przez „ojców założycieli” (prezydent, PKW), a nadzór sprawują gremia najzagorzalszych zwolenników (tzw.”sądy”), zagrożenie popełnienia „błędów systemowych”- czyli wyboru przeciwników systemu, zostało ograniczone do minimum.
Mając w pamięci trzy dekady tej państwowości i ogrom ujawnionych patologii, owe „wybory powszechne” można uznać za jedyny element „demokracji” ustanowionej przy „okrągłym stole”.
A skoro pamiętamy, że pod tym pojęciem kryje się władza „naszych” nad „waszymi”, wolno twierdzić, że „wybory” służą wyłącznie grupom zarządzającym tym państwem.
Gdyby ich nie organizowano, nie miałaby miejsca rotacja imitująca pluralizm, a spory „naszych” z „waszymi” nie mogłyby udawać „różnic politycznych”.
Ponieważ organizacja wyborów powszechnych, nie może być uważana za atrybut demokracji (urządzano je w PRL-u, urządza dziś w Chinach, Rosji i innych państwach totalitarnych), trzeba uznać, że jest to fundament głęboko niewiarygodny.
Przede wszystkim, ze względu na możliwość fałszerstw, tak powszechnych w III RP. Wbrew oficjalnej narracji, która każe postrzegać fałszerstwa w kategorii „błędów”, są one naturalnym i logicznym następstwem reguł ustanowionych na początku tej państwowości i wynikają z „pragmatyki” procesu wyborczego.
Bo jeśli nie można dopuścić, by po władze sięgnęli przeciwnicy systemu, fałszerstwo należy do głównych instrumentów regulacji. Tak było w czasach PRL i tak jest obecnie.
Fakt, że w dziejach tego państwa nie znajdziemy przykładów śledztw i dochodzeń dotyczących fałszerstw wyborczych i nikt nie poniósł z tego tytułu odpowiedzialności, doskonale uwidacznia systemową logikę.
Czwarty problem z ową „demokracją”, dotyczy atrybutu przymusu, konieczności. Zwracałem już uwagę, że w konstytucji III RP (wzorem PRL-u), zawarto zasadę konstytucyjną, rozstrzygającą o kształcie ustrojowym tego państwa: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
W sposób oczywisty nawiązuje ona do normy art. 1.1. tzw. „konstytucji PRL”: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”.
Warto przypomnieć, że takich „zasad konstytucyjnych” próżno szukać w ustawach zasadniczych II Rzeczpospolitej.
Zapisy te oznaczają, że jedynym, dopuszczalnym w III RP ustrojem politycznym oraz jedyną formą sprawowania władzy – jest demokracja.
Nieprzypadkowo mamy do czynienia z przymusem ustrojowym.
Wprowadzenie takiego przymusu w konstytucji PRL świadczyło, że namiestnicy Moskwy nie dostrzegali niebezpieczeństw z praktykowania owej demokracji. Ani „wybory powszechne” ani „pluralizm partyjny”, o parlamencie i mediach nie wspominając, nie stanowił takiego zagrożenia. Póki była to „demokracja socjalistyczna” - ustanowiona według reguł farsy wyborczej z roku 1947 i nadzorowana przez instytucje okupacyjne, nie zagrażała interesom komuny. Przeciwnie – parodiowanie mechanizmów demokratycznych, pozwoliło najeźdźcom uzyskać status legalizmu w oczach „wolnego świata”, a przez kolejne dekady umacniało przekonanie, że żyjemy w państwie polskim.
Ta „demokracja socjalistyczna”, tak dalece stała się mitem służącym zniewoleniu Polaków, że na potrzeby uwierzytelnienia antypolskiego paktu zdrajców z bandytami, uknuto zgrabny termin „opozycja demokratyczna”.
Identyczną praktykę zastosowali „ojcowie założyciele” III RP, wprowadzając swoją zasadę ustrojową. Oparto ją na sfałszowanych wyborach z roku 1989 i umocniono podczas farsy z 1991 roku, gdy z życia politycznego wyrugowano już wszystkich przeciwników „okrągłego stołu”, a system wyborczy oparto na instytucjach pokomunistycznych.
Dzięki tym mistyfikacjom, państwa „wolnego świata” okrzyknęły III RP krajem wolnym i suwerennym, a Polacy uznali ją za Niepodległą.
Dochodzimy tu do ważnej, historycznej konkluzji, której wydźwięk powinien definitywnie przeciąć mrzonki o możliwości przemiany sukcesji komunistycznej w wolna Rzeczpospolitą.
Bo jeśli „transformacja ustrojowa”, była procesem rozpisanym na lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw - jak można przypuszczać, że ten patologiczny stan posiadania upadnie pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna jest myśl, jakoby zdobycze tej sukcesji – materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i legalnych mechanizmów demokratycznych.
Wiara, że spuściznę komunizmu można zniszczyć, tworząc tu jakieś partyjki i podejmując gry w ramach „demokracji parlamentarnej”, jest sprzeczna z wiedzą na temat historii, ze znajomością metod bezpieki i prawdą o genezie tego państwa.
To, co powstało na fundamencie siły, bezprawia i zbrodni, nie da się pokonać na drodze „konsensusu” i „pokojowych przemian”.
Nie po to przeprowadzono szereg skomplikowanych operacji, dokonano licznych zabójstw (zbrodnia założycielska) i zaangażowano tysiące agentów, by efekt tych działań został anulowany z woli wyborców.
Być może, historycy wolnej Polski udzielą kiedyś odpowiedzi na pytania, jakich nie odważą się postawić współcześni badacze: skąd wzięła się demokracja w państwie powstałym na fundamencie tworu niesuwerennego, założonego i zarządzanego przez okupanta?
Czy mogła się narodzić w społeczeństwie zniewolonym dyktatem ciemniaków, bandytów i medialnych terrorystów?
Jak udało się jej przetrwać w kraju, którego władze paktowały z wrogim mocarstwem przeciwko własnemu prezydentowi i współuczestniczyły w działaniach zmierzających do zamachu?
Gdzie schroniła się, podczas setek aktów zamordyzmu i nieprawości ze strony reżimowych polityków, służb, policji i sądów III RP?
W tym kontekście, pojawia się też pytanie, na które żaden z namaszczonych przez "elity" mędrców nie waży się odpowiedzieć: kiedyż to doszło do konwalidacji sukcesji komunistycznej w polską państwowość?
Jakie wydarzenia, sytuacje, fakty sprawiły, że realia okupacji sowieckiej zmieniły się w wolne i niepodległe państwo?
Na takie pytania, mitolodzy III RP nie udzielają odpowiedzi.
Dlatego komunizm nigdy nie wykazywał lęku przed demokracją, a trafnie rozpoznając ograniczenia tego najgorszego ustroju, potrafił wykorzystać go dla własnych celów.
Ufny w moc propagandy i semantycznego terroru, zaopatrzony w wasalne media, sterowalne instytucje i rzesze agentury, mógł sobie pozwolić na organizowanie dowolnych „świąt demokracji” i odgrywanie spektakli na użytek głupców z Zachodu.
Ci ostatni – wzorem zdrajców sprawy polskiej z lat powojennych, z ulgą przyjmowali „demokratyczne przemiany” zbrodniczego systemu i chętnie zaakceptowali nową formułę zniewolenia Polaków.
Tylko ludzie nieznający najnowszych dziejów, ignorujący prawdę o „pojałtańskim porządku”, mogą zachłystywać się pustosłowiem zachodnich polityków, a w przyjęciu III RP do NATO i UE postrzegać dowód niepodległości tego państwa.
Jest to niepodległość tej samej miary, jaką praktykowała PRL – przyjmowana przecież w poczet wszelakich gremiów i organizacji międzynarodowych.
Ci, którzy świadomie przeżyli ostatnie dekady, powinni też wiedzieć, że demokracja przed niczym nie chroni. Nie tworzy bariery przed nadużyciem władzy, nie zabezpiecza przed patologią. Nie broni praw słabych i odrzuconych, nie leczy krzywd i ran.
Nie daje też cienia satysfakcji ofiarom i rzadko piętnuje sprawców.
Jeśli 30 lat praktykowania tego mitu, nie zaszkodziło bandytom z bezpieki, nie wyrugowało czerwonych „sędziów” i partyjnych funków, jeśli przez ten czas nie usunięto żadnej choroby społecznej, a przeciwnie – nabyto dziesiątki nowych i umocniono patologiczne zjawiska, jest w tym prawidłowość, której nie wolno ignorować.
Ta bowiem cecha mitu demokratycznego, która pozwala zakonserwować status quo, jest ważną przesłanką przydatności i wiernie służy celom strategii podstępu i dezinformacji.
Demokracja pozwala też zaspokoić najniższe aspiracje społeczne i wykorzystać kompleksy tych, którym kartka wyborcza wydaje się narzędziem tak doskonałym, że z imbecyla stworzy mędrca, a głupca namaści na „suwerena”.
Komuniści dawno dostrzegli, że naszym rodakom wystarczą erzace „ludowładztwa” i miraże „państwa prawa i demokracji”.
Warunkiem skuteczności jest wizja „pełnej michy” i zaspokojenie elementarnych potrzeb materialnych.
To jeden z powodów przeprowadzenia tzw.”reformy Balcerowicza”, której najważniejsza korzyść polegała na sprowadzeniu naszych aspiracji do spraw bytowych oraz wyhodowaniu swoistej „klasy biedoty”, całkowicie zależnej od państwowego rozdawnictwa.
Nie przypadkiem – na tej właśnie klasie bazuje dziś partia Kaczyńskiego i socjalistycznym rozdawnictwem umacnia jedną z najgroźniejszych patologii.
Dlatego ofiarami mitu demokracji, są zwykle ludzie najmniej zaangażowani w sprawy polskie, ale też wszelkiej maści konformiści i internetowi „bojownicy”, którzy z udziału w farsie wyborczej i doświadczaniu emocjonalnego „patriotyzmu”, uczynili sposób na rozgrzeszenie własnych kompleksów i ograniczeń.
Dla takich ludzi, postulat bojkotu „wyborów” ma cechy absurdu i kojarzy się z wizją przejęcia władzy przez PO,”Wiosnę” itp. formację.
Tym ludziom obca jest znajomość historii najnowszej i refleksja nad systemem tego państwa.
Ufni w słowa medialnych szalbierzy, gotowi są wierzyć, że powierzenie brukselskich stołków kilku partyjnym cwaniakom, otworzy przed nami świetlane perspektywy, a kolejne czterolecie władzy PiS, uczyni z III RP światową potęgę.
Tacy ludzie nie przyjmą prawdy, że „wygrane wybory” nie wywołują zmian w patologicznej strukturze III RP – czego w pełni dowiodły „zwycięstwa” z roku 1991, 2005, 2015.
I wywołać nie mogą, bo logika systemu tego państwa polega na dopuszczeniu do takich „reform” i „modyfikacji”, które nie naruszają fundamentów sukcesji komunistycznej.
Dlatego w każdej farsie wyborczej, musi być „marchewka dla ludu” - czym w roku 2015 była prezydentura Dudy i wygrana PiS, oraz „kij na radykałów”, w postaci wysokiego wyniku tzw.”opozycji”. Taka konstrukcja pozwala zadowolić oczekiwania „większości”, rozgrzeszyć niemoc rządzących i wytłumaczyć setki zaniechań.
Jeśli pojawiają się „polityczne anomalie” - jak w roku 1992, w postaci rządu Jana Olszewskiego, w roku 2005 - prezydentury Lecha Kaczyńskiego, czy w 2015 – szefostwa MON, są szybko usuwane i korygowane przez „strażników systemu”.
Rzetelna refleksja na całym trzydziestoleciem tego państwa, pozwala stwierdzić, że roszady partyjne, dokonywane w ramach farsy wyborczej, nie mają większego znaczenia.
Cóż po tym, że kolejne „wybory” wygrałaby dzisiejsza „opozycja”, a w następnych zwyciężyłby PiS, skoro żadna z tych zmian nie może doprowadzić do zerwania z sukcesją komunistyczną?
Mijają dziesięciolecia i rosną nowe pokolenia Polaków, święcie przekonanych, że rządy Millerów i Kwaśniewskich, Tusków i Komorowskich, były rzeczą całkowicie naturalną, zgodną z wolą „suwerena” i „prawem demokracji”.
Ta aberracja - godna pióra Orwella czy Kafki, nie znajduje miejsca w myślach moich rodaków.
Gdyby więc kogoś nie przekonywały racjonalne argumenty, niech przyjmie naukę doświadczenia, płynącą z trzech dekad uprawiania zgubnego mitu.
Co zmieniono w tym czasie, i jak dalece uwolniono nasz kraj z przekleństwa sowieckiej okupacji? W jakim miejscu jesteśmy – po 30 latach praktykowania tego oszustwa, jeśli nawet nazwy stołecznych ulic nie mogą honorować polskich bohaterów, a pospolita hołota wysługująca się okupantowi, zażywa dziś statusu „elity”?
Jakież to „dobre zmiany” nam zapewniono, skoro dewianci i Obcy narzucają Polakom sposób postrzegania rzeczywistości, a za głoszenie rzeczy prawych i oczywistych, grożą nam „konsekwencje prawne”?
W jakim zakresie uwolniono to państwo od wpływu obcych mocarstw, jeśli „reprezentanci narodu” - działając pod naciskiem ambasad i obcych polityków, dokonują zmiany obowiązującego prawa lub podejmują decyzje ze szkodą dla prawdy historycznej?
Wielu wyborców zdaje już sobie sprawę, że zostali oszukani przez partię Kaczyńskiego, że zadrwiono z ich nadziei i prawa do życia w państwie wolnym od dyktatu Obcych.
Ci, którym zawierzyli i których obdarzyli pełnią władzy, okazali się ludźmi słabymi, uwikłanymi i niezdolnymi do walki.
Jeśli tacy wyborcy tłumaczą dziś – pójdę na wybory, dam im jeszcze jedną szansę, bo nie ma alternatywy, nie tylko okłamują siebie, ale swoją postawą zachęcają innych do fałszu i dają dowód obojętności na sprawy polskie.
Bo skoro już wiedzą - z kim mają do czynienia, skoro rozpoznali, że PiS jest częścią systemu kłamstwa - i nadal nie potrafią powiedzieć „dość”, czy na pewno chodzi im o dobro Polski?
Jeśli uparcie i wbrew faktom identyfikują to dobro z interesem partii Kaczyńskiego i zamiast egzekwować własne oczekiwania, poddają je partyjnej retoryce – czy nie mylą dobra kraju z interesem jakiejś grupy politycznej?
Tkwi w tym lęk przed uświadomieniem sobie, że oto i ta „nadzieja” runęła, oto i ci politycy okazali się szalbierzami i poza populistycznym rozdawnictwem naszych pieniędzy, nie mają nic do zaoferowania ludziom upokorzonym dekadami tej niby-państwowości.
Gdy pisałem o wyborze albo-albo, nie była to czcza retoryka. Odrzucenie narzędzi mitologii demokracji, jest pierwszym, a nieodzownym krokiem do obalenia III RP.
Prawda – to państwo nie zatrzęsie się w posadach, gdy ileś tysięcy Polaków zbojkotuje farsę wyborczą.
Gdy jednak uczynią to ze świadomością zerwania więzów z systemem III RP, jeśli tą decyzją wyzwolą się z mitów i setek ograniczeń - będzie to jakość groźna dla fundamentów tego państwa.
Jakość, która nie dziś i nie jutro, ale z cała pewnością otworzy drogę do Niepodległej.
Bo bojkot wyborów nie jest celem samym w sobie. Nie jest po to, by „przegrał PiS”, a „wygrało PO” - bo taka alternatywa dotyka tylko niewolników.
Bojkot jest dlatego, by poczuć się wolnym i uczynić krok pierwszy, a uczyniwszy go, już nigdy nie zatrzymywać w miejscu zwanym III RP.
Nie mam wątpliwości, że czas rządów PiS przyniesie wielkie rozgoryczenie i gniew „twardego elektoratu” - tych wyborców, którzy poważnie potraktowali „przełom” roku 2015 i uwierzyli, że partia Kaczyńskiego chce obalić sukcesję komunistyczną.
Wielu z nich odwróci się w ogóle od spraw polityki, inni dostrzegą „alternatywę” w rozmaitych partiach narodowych lub zwrócą się w stronę sklecanych naprędce „trzecich sił” - zwykle inspirowanych przez ludzi służb.
Każdy z tych „wyborów” będzie daremny i bezużyteczny, każdy pozostanie bez wpływu na sprawy polskie.
Rozwiązaniem racjonalnym – bo adekwatnym do skali draństwa, jakim obdzielają wyborców kolejne ekipy rządzące, jest całkowity bojkot kolejnych „świąt demokracji”.
Racjonalnym tym bardziej, im mocniej zdajemy sobie sprawę z genezy tego państwa i logiki systemu politycznego, w którym nie ma i nie będzie miejsca dla ludzi głoszących obowiązek obalenia III RP i twardej rozprawy z komunistyczną spuścizną.
Bojkot byłby zaledwie początkiem.
Im więcej naszych rodaków zrozumie bezcelowość uczestnictwa w farsie wyborczej, tym rośnie szansa, że dobry potencjał tego sprzeciwu zostanie skierowany na drogę długiego marszu.
Z tego potencjału, może wyrosnąć autentyczny ruch społeczny – niekontrolowany przez państwo i niezależny od ograniczeń systemowych.
Ci ludzie – wzorem garstki „szaleńców” wyruszających onegdaj z Oleandrów, będą mogli odpowiedzieć na pytania dociekliwych: nie walczymy dla żadnego „zaborcy”, nie idziemy za „partią” ani pod obcą „flagą”.
Dołączył: 12 Sie 2008 Posty: 1936
Post zebrał 1000 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 20:29, 14 Wrz '19
Temat postu:
A ja powiem krótko, nigdy na wyborach nie byłem, aby nie głosować na nadludzi. Jeżeli zniosą immunitety i politycy zaczną odpowiadać za swoje decyzje za miliony ludzi to chętnie się wybiorę.
Póki co show trwa na całym świecie i wg mnie i tak wszystko jest ustawione więc nie popadajmy w paranoję iluzorycznej wolności i odpuśćmy sobie marnotractwo naszego cennego czasu na teatr zwany wyborami.
Dołączył: 07 Wrz 2015 Posty: 4105
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 22:44, 14 Wrz '19
Temat postu:
Może kiedyś @chemicloo wprowadzi monarchię elekcyjną gdzie będziemy brali udział w wyborach króla, które nie są wyborami, mimo że dokonuje się wyboru kandydata w elekcji królewskiej, ale to nie jest to samo co demokracja, ponieważ się inaczej nazywa i nie jest bezbożna
_________________ Stagflacja to połączenie inflacji i hiperinflacji ~ specjalista od ekonomii, filantrop, debil, @one1
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Strona: 1, 2 »
Strona 1 z 2
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów