Izrael jest gotowy do ataku na Iran. Takie informacje dochodzą z z Tel Avivu.
Ku pewnemu zaskoczeniu, Rosja i Chiny zdają się dawać przyzwolenie na ew. agresję. Za bliżej jeszcze nie sprecyzowaną „wymianę uprzejmości” zaakceptowały ryzyko o nieprzewidywalnych rozmiarach. Należałoby postawić pytanie : dlaczego to robią?
Ewentualny atak na Iran zapoczątkowałby kryzys militarny, który z pewnością zmieniłby układ sił na całym świecie.
Obecny kryzys, jak najbardziej zapowiadany, lecz którego nikt zdaje się nie zauważać, dołączy do wszystkich innych kryzysów w toku, dramatycznie je potęgując. Izrael jak zwykle nie oglądający się na resztę świata jest z pewnością dopingowany przez potężne koła finansowe. Zainteresowane jak najbardziej w wywołaniu wielkiego pożaru, podczas którego można by „spalić” wszelkie niewygodne księgi rachunkowe.
Z pewnością ci, którzy próbują stosować do oceny polityki izraelskiej zasady tzw. poprawności politycznej, popełniają kardynalny błąd.
Reguły te zostały wynalezione dla normalnych krajów i nijak nie mają zastosowania w przypadku Izraela jako kraju „wybranego”. Sensem takiego rozumowania jest założenie, że Bóg jakoby jest po ich stronie, stronie swojego „narodu wybranego”. Każda więc analiza według reguł politycznej poprawności jest bezsensowna, Bóg jest przecież ponad takie reguły i kryteria.
Spójrzmy więc na fakty. Zaczynając od ataku na „Flotyllę Wolności” zauważyć należy, że (o czym już pisałem szerzej poprzednio) nie był to błąd „nieudolnego” rządu izraelskiego lecz świetnie zaplanowana i przeprowadzona prowokacja, mająca na celu z jednej strony sabotaż rozmów pokojowych z Palestyńczykami a z drugiej miała wciągnąć w całą rozróbę Turcję.
O ile pierwszy cel został osiągnięty to drugi zdaje się spalił na panewce bo dzięki trzeźwej reakcji rządu tureckiego jedynie co ugrał Izrael to zacieśnienie współpracy regionalnej przez Turcję, Iran i Syrię.
Ale przecież Izrael nie potrzebuje ziemskich sojuszników, w tej boskiej misji wystarczy mu jeden, Stany Zjednoczone.
Turcja i nowy gracz na globalne scenie – Brazylia działają w duecie. Spowodowało to niemałe zamieszanie, zmuszając zainteresowanych prezydentów do negocjacji z Ahmadineżadem na temat programu nuklearnego. Do tego dochodzi brak poparcia dla sankcji planowanych przez Radę Bezpieczeństwa. Sankcji, które o dziwo poparły Chiny i Rosja, faktem jest, ze wniosły daleko idące poprawki, mające na celu maksymalne ich złagodzenie.
9 czerwca delegacja izraelskiego rządu udała się do Pekinu by rozmawiać na temat ataku. Bezpośrednim celem, jak napisał Andrew Jacobs na łamach International Herald Tribune, było „wyjaśnienie precyzyjnie jakich szkód ekonomicznych mogą spodziewać się Chiny w wyniku izraelskiego uderzenia na Iran”.
Atak miałby nastąpić gdy Izrael : „dojdzie do wniosku, że Iran będzie w stanie...”
Nie, kiedy skonstruuje lecz „kiedy będzie w stanie”. Następny dowód „boskości” Izraela. Zaatakować przeciwnika na zasadzie „obronnego ataku wyprzedzającego”. Manewr już nie raz stosowany przez państwo „wybrańców”. I to, co w innych przepadkach byłoby agresją, w przypadku Izraela jest jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki jest „obroną”...
Nie wiadomo w sumie jak Chińczycy zareagowali na izraelskie wyjaśnienia, w każdym razie zagłosowali za sankcjami rezerwując , podobnie jak Rosja, niektóre odstępstwa.
Następna ciekawa wiadomość, trzy dni po głosowaniu w Radzie Bezpieczeństwa: Rosja nie wywiąże się z kontraktu na dostawę 300 rakiet ziemia-powietrze. Strata dla rosyjskiej fabryki – ok. 1 200 mln $. Dlaczego Rosja odrzuciła taki piękny zarobek?
Chodzi poza tym o broń stricte obronną przeciwko atakowi lotniczemu lub prowadzonego z okrętów. Ten gest jednoznacznie wskazuje, że także Rosja daje przyzwolenie na atak.
Dalej, Arabia Saudyjska oświadcza, że udostępni przestrzeń powietrzną dla planowanego ataku.
W połowie miesiąca trzy izraelskie okręty podwodne (prezent od Niemiec, jeszcze za Holokaust) uzbrojone w broń jądrową, wpłynęły do Zatoki Perskiej.
Inny ciekawy sygnał popłynął w tych samych dniach z Brukseli, gdzie szef rosyjskiego MSZ razem ze swoimi kolegami z Kazachstanu i Uzbekistanu oświadczył, że otwierają drogę tranzytowa dla konwojów NATO z bronią, ludźmi i zaopatrzeniem przeznaczonym do Afganistanu.
Jak widać, Rosja i Chiny akceptują z jakichś sobie tylko znanych powodów ryzyko.
Dlaczego to robią? Żaden z tych krajów nie ma czego obawiać się ze strony Iranu. Na pierwszy rzut oka mogą na osłabieniu Iranu tylko stracić.
Rosja na przykład, ryzykuje, że niedaleko jej granic może powstać następny kraj z filo-amerykańskim rządem. Jest jednak oczywistym, że jeśli w jakiś sposób Iran zdołałby się oprzeć agresji to ceny ropy poszłyby niewyobrażalnie w górę. Piękny prezent dla Rosji ale ogromna strata dla Chin.
Może jednak w tym szaleństwie jest jakaś metoda? Może Rosja i Chiny uważają, że nowa rozróba militarna stałaby się katastrofą dla USA. Klasyczny przykład kogoś, kto siedzi sobie spokojnie na brzegu rzeki czekając na przepływającego trupa nieprzyjaciela. I jeszcze otrzymując od niego przed śmiercią ładny podarunek. Takim prezentem mogły być np. ustępstwa poczynione w Europie Środkowo-Wschodniej, na których „skorzystała” zwłaszcza Polska.
Wygląda więc chyba na to, że Rosja i Chiny wchodzą do gry. Prawdopodobnie w nadziei, że cała awantura spowoduje nową, nieobliczalną wojnę na Bliskim Wschodzie, która położy kres imperialnej dominacji Ameryki i pewnego, syjonistycznego państewka.
Szkoda tylko, że będzie to z pewnością kosztować życie setek tysięcy, jeśli nie milionów osób.
A cały świat cofnie się w czasy średniowiecza.
_________________ Jarek Ruszkiewicz
|