cyt.
Kultura zjada strategię na śniadanie
Wymieniłem wczoraj kilka maili z kolegą ahenobarbusem i oto efekt. Jak wszyscy wiemy inspiracje przychodzą znikąd i zwykle są bardzo silne. Trudno nazwać to inaczej jak działaniem Opatrzności.
Zdanie, które umieściłem w tytule przypisuje się amerykańskiemu ekspertowi od zarządzania Peterowi Druckerowi, a znalazło się ono w jakimś niemożliwym do zrozumienia dla istot takich jak ja, podręczniku do IT. Powtórzmy więc je jeszcze raz – kultura zjada strategię na śniadanie. Zastanawialiśmy się z ahenobarbusem czy autor tego zdania zdawał sobie sprawę z jego głębi i implikacji, które się za nim kryją. Nie rozstrzygnęliśmy tej kwestii i nie jest to chyba istotne. Spróbujmy jednak sami odkryć co się może za tymi, jakże prawdziwymi słowami, kryć. Zanim jednak to zrobimy wspomnijmy jeszcze jednego amerykańskiego eksperta.
Ahenobarbus napisał mi, że w roku 1988 niejaki Ron Westrum zorganizował badanie, które miało zmierzyć bezpieczeństwo zespołów medycznych. Wyszedł on z założenia, że kultura wewnętrzna grupy decyduje o jej skuteczności i bezpieczeństwie, czyli po prostu trwałości. Dotyczy to zarówno grupy takiej jak zespół medyków czy informatyków, jak i całych narodów. Żeby więc przetrwać i zwyciężyć trzeba, by grupa posiadała odpowiedni rodzaj kultury wewnętrznej, czyli by była wierna zasadom organizacyjnym gwarantującym trwałość. Westrum wskazał, że są trzy podstawowe rodzaje kultur: patologiczna, biurokratyczna i generatywna.
Pierwsza jest kreowana i napędzana przez liderów. Ron Westrum napisał, że:
Kultura patologiczna to taka, która jest napędzana przez liderów. Motywacja pochodzi głównie ze strachu i gróźb ze strony liderów, aby osiągnąć cele (lidera).
Ja zaś dodałbym do siebie, że stwarza on jeszcze pewien rodzaj złudzenia, niesłychanie silny – osobom funkcjonującym w takiej kulturze wydaje się, że każda z nich może być liderem, o ile będzie się mocno starać, a także naśladować lidera, nie tylko poprzez jego metody, ale także poprzez charyzmaty, które lider sobie zawłaszczył. I tak, na przykład, w Polsce wielu bałwanom wydaje się, że mogą być Piłsudskim, wystarczy, że sobie przy nazwisku napiszą „piłsudczyk”, albo przebiorą się w atrapę munduru.
Kultura biurokratyczna według Westruma to kultura, która tworzy mechanizmy bezpieczeństwa za pomocą zasad i standardów. Można ich następnie użyć do ochrony członków grupy przed osobami z zewnątrz.
To jest chyba najczęściej występująca forma kultury organizacyjnej, której funkcjonowanie w praktyce wygląda tak, że owe zasady i standardy szybko okazują się za słabe wobec wrogów zewnętrznych, a żeby można było utrzymać złudzenie trwałości kultury, zarząd organizacji kieruje je przeciwko swojemu zespołowi, kolaborując jawnie z przeciwnikami.
Kolej na kulturę generatywną. Oto jej opis według Westruma, przekazany mi wczoraj przez ahenobarbusa:
Kultura generatywna koncentruje się na dostosowaniu do wspólnej misji. Informacje są swobodnie udostępniane każdemu, niezależnie od tego, czy jest członkiem grupy, czy nie, niezależnie od tego, czy może odegrać rolę w powodzeniu misji.
Dalej zaś ahenobarbus napisał tak:
Westrum odkrył w swoim wstępnym badaniu, że zespoły medyczne, które posiadały kulturę generatywną, posiadały również zgodność ze swoją misją, świadomość rzeczy, które utrudniały misję, i dawały każdej osobie możliwość wprowadzania zmian w celu usunięcia tych przeszkód. Pozwoliło to organizacjom na łatwe wprowadzanie długotrwałych ulepszeń systemu, aby jeszcze bardziej ulepszyć pracę zespołu.
Dodał też do tego taki komentarz:
Oczywiście typ nie zauważył że generatywne kultury to przecież były już w klasztorach czy zakonach. Wiadomo że taki model to uproszczenie ale to o kulturze zjadającej strategię na śniadanie bardzo mi się podoba.
Ja zaś mogę się z tym tylko zgodzić. Wszyscy już się zapewne domyślili, że kultura patologiczna dominuje na polskiej scenie politycznej. My zaś, ludzie popierający tak zwaną prawicę, możemy jeszcze jako tako funkcjonować tylko dlatego, że nikt nie zainstalował tu innego rodzaju kultury, z myślą o opanowaniu terenu. Liderzy zaś konkurencji są jeszcze głupsi niż nasi i przez to czasem udaje się coś wygrać. Ostatnio jednak nie, albowiem na swoim potencjometrze wrogowie podkręcili wskaźniki przekonania, że każdy z ich poddanych może być trochę jak Tusk i trochę jak Trzaskowski. Nasi odpowiedzieli na to kreacją nowego lidera, niestety dość rozczarowującą. W zasadzie rozpoczął się wyścig ku nieskuteczności, czyli w kierunku: czyj bezwład zgromadzi wokół siebie więcej zwolenników.
Kultura biurokratyczna to kultura Unii. I właśnie wkroczyliśmy w tę fazę, kiedy to – wobc niemożności poradzenia sobie z wrogiem prawdziwym – Unia zaczyna walczyć z własnymi poddanymi i z Ameryką, która – według deklaracji Trumpa – staje się kulturą generatywną, czyli kreującą liderów niejako samoczynnie i nakładającą na nich odpowiedzialność. Ta zaś nie wydaje się ciężarem, albowiem w realizowaniu jej nikt nie stawia człowiekowi żadnych ograniczeń. Tylko Bóg je stawia, stwarzając człowieka takim, jakim on rzeczywiście jest. A jakim jest ujawnia się w działaniu.
To prawda, że generatywne kultury istniały w zakonach i dzięki temu, czyli regule nakładającej na człowieka odpowiedzialność, ale nie ograniczającej samodzielności, kreowano tam liderów. Takich jak św. Katarzyna ze Sieny.
Kulturą generatywną, było także polskie ziemiaństwo w czasie rozbiorów, bo nawet jeśli ktoś spośród nich się wyłamał i poszedł na współpracę czyli zmienił kulturę z generatywnej, polskiej, na biurokratyczną rosyjską czy niemiecką, nie miało to żadnego znaczenia. Grupa ta kreowała także liderów, którzy sami siebie za liderów nie uważali, albowiem rozumieli swoją misję, jako odpowiedzialność za resztę członków generatywnej kultury. Kłopot zaczął się z chwilą kiedy państwo się odrodziło, bo jego biurokratyczne struktury, nie umiejąc sobie poradzić z wrogiem zewnętrznym, ani nawet go zdefiniować zwróciły się przeciwko rodzimej kulturze generatywnej. Do tego jeszcze doszła wiara w liderów, którzy słabo rozpoznawali okoliczności, a ich celem było utrzymanie w organizacji kultu własnej osoby, jako jedynego gwaranta porządku. Wszystko jak wiemy zakończyło się katastrofą, a tereny zamieszkałe przez Polaków stały się obszarem zarządzanym przez kultury patologiczne, które powoli, w ciągu kilku dekad przekształciły się w kultury biurokratyczne.
Czy obecnie jest na ziemi jakaś kultura generatywna? Tak, jest nią islam. Lojalność wewnętrzna jest gwarantowana samodzielnością każdego z członków organizacji, do tego mamy dyscyplinę wynikającą z istnienia rzeczywistych, ale nieznanych przez wrogów liderów, próby zaś dzielenia islamu, zakończyły się wzmożeniem jego aktywności. No i cel jest jasny – jest nim podbój. Tego elementu pozbawiona była nasza rodzima kultura generatywna, która skoncentrowana była na obronie. Dlaczego właściwie tak było? Ponieważ misja, wokół której się ona koncentrowała, czyli przetrwanie narodu i odzyskanie państwa, była mało odporna na prowokacje. Te zaś aranżowano zawsze poprzez kreowanie liderów i strategii, które z istoty są słabsze niż kultura. To zaś, od zawsze, odbywa się za pomocą ograniczenia dostępu do informacji, czyli poprzez zanegowanie jednego z istotnych elementów kultury generatywnej. Oznacza to, że trzeba bardzo uważnie patrzeć na ręce liderom, szczególnie kiedy mówią oni o zachowaniu jakichś najświętszych sekretów i tajemnic.
W opowiadaniu, które właśnie przeczytałem, tym opowiadającym o losach Romana Sanguszki, napisanym przez Conrada, centralną postacią dramatu jest karczmarz Jankiel. On to informuje bohatera o powstaniu, które wybuchło w Królestwie, a jego syn prowadzi Sanguszkę, gdzieś przez tajemne jakieś wertepy, do obozowiska powstańców. Są to realia z roku 1863 a nie z roku 1831, to jasne. Samo opowiadanie zaś jest bardzo słabe. No, ale wskazuje, nam wyraźnie jaki jest mechanizm kreowania liderów w kulturze generatywnej, który ma doprowadzić do osłabienia lub zniszczenia tej kultury. Informacje dostarczają osoby z innej kultury generatywnej i mają one na te czynności monopol.
Idźmy dalej – czy Żydzi są dziś kulturą generatywną? To się okaże. Na pewno jest nią islam, z którym sojusz zawarła właśnie Wielka Brytania. Ten sojusz może być wymierzony tylko w Izrael i Żydów, no chyba, że jest jeszcze jedna warstwa znaczeń, której nie widzimy i jakaś diaspora w całości to przedstawienie finansuje. Wrogiem głównym jest proizraelska Ameryka, a żydowski prezydent Ukrainy chcę dla swojego kraju gwarancji od sprzymierzonych z islamem Brytyjczyków i Turcji. Byle nie brać ich od USA. To bardzo ciekawa sytuacja, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, że Ukraina to kultura patologiczna, podobnie jak Rosja. Na czym będzie polegała zmiana kultury patologicznej na biurokratyczną? Na podmianie lidera. Tylko nie wiemy na razie gdzie. Większość analityków wskazuje na Ukrainę, ale wszyscy wiemy co są warci analitycy. Tyle samo, co ten karczmarz Jankiel w opowiadaniu Conrada. No i pełnią oni tę samą funkcję. Prowadzą ludzi przez krzaki i bagna do jakiegoś tajemniczego obozu, do którego wróg dotrzeć może bitą drogą, od drugiej strony, nie przemęczając się zbytnio i nie tracąc czasu. Jak to zresztą opisał sam Conrad.
Na koniec wróćmy jeszcze do tytułu tego tekstu i postawmy kwestię taką – czy strategie suflowane przez różnych Jankielów służą wzmocnieniu czy dewastacji kultury generatywnej? Oczywiście, że dewastacji, bo kulturze nie jest potrzebna żadna strategia. Ona sama jest strategią. Dlatego radziłbym uważać na kreowanych wszędzie dookoła odkrywców niezwykle skutecznych strategii, które należy koniecznie zastosować. I skupiłbym się na budowaniu kultury.
|