|
Czy chcesz wyjechać z Polski? |
tak |
|
30% |
[ 12 ] |
nie |
|
33% |
[ 13 ] |
jestem za granicą |
|
35% |
[ 14 ] |
|
Wszystkich Głosów : 39 |
|
Autor
|
Wiadomość |
FortyNiner
Dołączył: 08 Paź 2015 Posty: 2131
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 14:15, 31 Maj '16
Temat postu: |
|
|
goral_ napisał: |
Naprawdę uwierz Norbi
|
Gościowi opowiadającymi historyjki o trzepaniu o kilo kiełbasy mam wierzyć?
goral_ napisał: |
A tu masz dowód na to co ci pisałem, że EEA to nie to samo co obszar celny UE.
|
A ktoś tak twierdził? To EEA stanowi wspólny obszar celny a nie UE. Poza tym to co podajesz to stronka o martwej w zasadzie organizacji EFTA.
Ale masz fragment z Twojego źródełka:
A substantial part of the EEA Agreement concerns the free movement of goods. The main principle emanating from the EEA Agreement is that products may be traded between all 31 EEA States without customs duties or hindrance from national regulations.
http://www.efta.int/eea/policy-areas/goods
A jak Ci się Wikipedia nie podoba, to dostałeś definicję cła Słownika Języka Polskiego PWN.
Masz jakieś dokumenty prawne? Ja podałem umowę o EEA.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
goral_
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 14:29, 31 Maj '16
Temat postu: |
|
|
FortyNiner napisał: | goral_ napisał: |
Naprawdę uwierz Norbi
|
Gościowi opowiadającymi historyjki o trzepaniu o kilo kiełbasy mam wierzyć?
|
Tak!
Cytat: |
goral_ napisał: |
A tu masz dowód na to co ci pisałem, że EEA to nie to samo co obszar celny UE.
|
A ktoś tak twierdził? To EEA stanowi wspólny obszar celny a nie UE. Poza tym to co podajesz to stronka o martwej w zasadzie organizacji EFTA.
Ale masz fragment z Twojego źródełka:
A substantial part of the EEA Agreement concerns the free movement of goods. The main principle emanating from the EEA Agreement is that products may be traded between all 31 EEA States without customs duties or hindrance from national regulations.
http://www.efta.int/eea/policy-areas/goods
A jak Ci się Wikipedia nie podoba, to dostałeś definicję cła Słownika Języka Polskiego PWN.
Masz jakieś dokumenty prawne? Ja podałem umowę o EEA. |
Człowieku!!! Naprawdę nie rozumiesz tych pojęć to nie zabieraj głosu! Już tak muszę ci napisać.
Kontrola celna a taryfy celne to dwa inne światy ale się ze sobą wiążą.
EEA obowiązują stawki zerowe lub zawieszone. Nie oznacza to, że nie ma kontroli celnej i odprawy celnej towarów z Norwegi czy ze Szwajcarii na teren UE i odwrotnie - czy ty to rozumiesz?
Potrafisz odróżnić pojęcie Obszar Celny od taryfy celnej? - jeśli tak to napisz na czym polega różnica.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
FortyNiner
Dołączył: 08 Paź 2015 Posty: 2131
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 14:42, 31 Maj '16
Temat postu: |
|
|
To jednak podziękuję postoję.
Cytat: | Człowieku!!! Naprawdę nie rozumiesz tych pojęć to nie zabieraj głosu! |
Wiesz, że mógłbym napisać to samo? Wrzuć na luz. Może jakieś kropelki uspokajające?
Cytat: | Kontrola celna a taryfy celne to dwa inne światy ale się ze sobą wiążą.
|
Czy Ty rozumiesz co to znaczy cło czy mam przypomnieć definicję?
Cytat: | EEA obowiązują stawki zerowe lub zawieszone |
Pomimo tego, że Goebels twierdził co innego bezustanne powtarzanie tego samego nie zmienia faktów. Masz jakieś źródełko na to? Prawne? Nie? To lepiej zakończmy tę dysputę...
Cytat: | Nie oznacza to, że nie ma kontroli celnej i odprawy celnej towarów z Norwegi czy ze Szwajcarii na teren UE i odwrotnie - czy ty to rozumiesz? |
Odprawa w tych krajach nie ma charakteru celnego, ale statystyczny i biurokratyczny, bo cło opłata za wwóz na teren lub przez terytorium, co stale próbujesz wyprzeć ze świadomości.
Ale podaj jakieś wiarygodne źrodełko prawne, a zmienię zdanie w tej sprawie...
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
goral_
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 16:08, 31 Maj '16
Temat postu: |
|
|
Miałeś napisać czym różni się cło od obszaru celnego.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
FortyNiner
Dołączył: 08 Paź 2015 Posty: 2131
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 13:38, 01 Cze '16
Temat postu: |
|
|
Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek złożył takie zobowiązanie....
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Azyren
Dołączył: 07 Wrz 2015 Posty: 4105
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 09:42, 04 Cze '16
Temat postu: |
|
|
Hehe już nawet ja za granicą siedzę
_________________ Stagflacja to połączenie inflacji i hiperinflacji ~ specjalista od ekonomii, filantrop, debil, @one1
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Goska
Dołączył: 18 Wrz 2007 Posty: 3535
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 09:56, 04 Cze '16
Temat postu: |
|
|
Bron sie we wlasnym domu !
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 08:55, 29 Sie '16
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Rekordowa liczba Polaków w Wielkiej Brytanii 25.08.2016 PAP
Według stanu z końca 2015 roku w Wielkiej Brytanii mieszkało rekordowo wielu Polaków - 916 tys., czyli o 63 tys. więcej niż rok wcześniej - poinformował w czwartek brytyjski urząd statystyczny (ONS).
Foto: Shutterstock
Polacy stanowią na Wyspach Brytyjskich zdecydowanie największą grupę narodową bez brytyjskiego paszportu. Na drugim miejscu znajdują się obywatele Indii (362 tys.) - ich liczba jest jednak zaniżona ze względu na fakt, że osoby urodzone w Indiach przyjmując brytyjskie obywatelstwo muszą się zrzec indyjskiego paszportu.
Spośród 916 tys. Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii blisko 12 proc. - 108 tys. - urodziło się już na emigracji. W porównaniu z 2003 rokiem - tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej - populacja Polaków w Wielkiej Brytanii wzrosła ponad 20-krotnie.
Według wyliczeń ONS matki 26 proc. dzieci rodzących się na Wyspach nie są obywatelkami Wielkiej Brytanii. Polki rodzą rocznie w W. Brytanii 23 tys. dzieci - najwięcej ze wszystkich imigrantek (3,3 proc. wszystkich urodzeń).
ONS poinformowało, że wskaźnik migracji netto (imigracja do Wielkiej Brytanii pomniejszona o emigrację) rok do roku do marca 2016 spadł o 9 tys. osób do poziomu 327 tys. osób, z czego 180 tys. to obywatele państw UE. Głównym powodem migracji wciąż pozostaje praca.
"Należy pamiętać, że te dane obejmują okresy przed referendum i głosem za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej" - zastrzegła Nicola White, szefowa badań migracyjnych w ONS.
Dane opublikowane przez ministerstwo pracy i emerytur pokazały, że od czerwca 2015 do czerwca 2016 roku aż 105 tys. Polaków uzyskało numer ubezpieczenia społecznego (NINo), uprawniający do podjęcia legalnej pracy w Wielkiej Brytanii. Wiele osób pracuje jednak tylko sezonowo, nie emigrując na stałe.
Z Londynu Jakub Krupa | http://biznes.onet.pl/wiadomosci/ue/licz.....owa/gghk7g
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 20:36, 30 Sie '17
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Padł kolejny rekord. W Wielkiej Brytanii mieszka już ponad milion Polaków 24.08.2017 PAP
Oxford Circus w Londynieźródło: ShutterStock
Brytyjski urząd statystyczny (ONS) poinformował w czwartek, że według szacunków za 2016 rok w Wielkiej Brytanii mieszkało wówczas ponad milion obywateli Polski. To najwyższy poziom w historii i wzrost o 86 tys. w skali roku.
Według zaprezentowanych w czwartek danych za 2016 rok w Wielkiej Brytanii mieszkało wtedy 1,02 mln Polaków, o 86 tys. więcej niż rok wcześniej (916 tys., wzrost o 9,39 proc.). Liczba osób, które urodziły się w Polsce, wzrosła z 831 tys. do 911 tys. (wzrost o 80 tys., czyli o 9,6 proc.).
Obywatele Polski stanowią największą mniejszość narodową w Wielkiej Brytanii, wyprzedzając obywateli Indii (362 tys.), Irlandii (335 tys.) i Rumunii (328 tys.). Dominują we wszystkich regionach kraju, w tym w Szkocji (91 tys.) i Irlandii Północnej (24 tys., przed Irlandczykami).
Zaprezentowane w czwartek dane dotyczące populacji są uśrednieniem wyników badań prowadzonych przez cały 2016 rok i mogą nie w pełni odzwierciedlać zmiany, do których doszło po ubiegłorocznym referendum w sprawie wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
W 2003 roku, przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, w Wielkiej Brytanii mieszkało zaledwie 69 tys. obywateli Polski.
Według wyliczeń ONS rekordowe 28,2 proc. matek dzieci rodzących się na Wyspach nie jest obywatelkami Wielkiej Brytanii. Polki urodziły w 2016 roku w Wielkiej Brytanii 22,3 tys. dzieci - najwięcej ze wszystkich imigrantek (3,2 proc. wszystkich urodzeń) i minimalnie mniej niż rok wcześniej.
ONS poinformowało także, że wyliczany za pomocą innej metodologii wskaźnik migracji netto (imigracja do Wielkiej Brytanii pomniejszona o emigrację) rok do roku do marca 2017 roku spadł o 81 tys. osób (25 proc.) do poziomu 246 tys. osób, z czego 127 tys. to obywatele państw UE. Głównym powodem migracji wciąż pozostaje praca.
Jak wynika z tych szacunków, szczególnie zmniejszyła się dynamika migracji z grupy ośmiu państw, które dołączyły w 2004 roku do Unii Europejskiej. Obywatele tych krajów mniej chętnie przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii (52 tys. w porównaniu z 68 tys. rok wcześniej), a jednocześnie coraz częściej wyjeżdżają (46 tys. wobec 29 tys.), co przekłada się na migrację netto na poziomie zaledwie siedmiu tysięcy osób (39 tys. rok wcześniej).
Taki wynik może sugerować zwiększoną liczbę wyjazdów także wśród Polaków, która jednak nie została odzwierciedlona jeszcze w obejmujących starszy okres szacunkach dotyczących populacji.
Jednocześnie dane opublikowane przez ministerstwo pracy i emerytur pokazały, że od czerwca 2016 do czerwca 2017 roku 78,4 tys. Polaków uzyskało numer ubezpieczenia społecznego (NINo), uprawniający do podjęcia legalnej pracy w Wielkiej Brytanii.
Z kolei ministerstwo skarbu poinformowało, że w roku podatkowym 2013/2014 obywatele państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego wpłacili do brytyjskiego budżetu o 12,1 mld funtów więcej niż z niego uzyskali.
Według czerwcowych badań Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych (IBRiS) wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii 78,2 proc. z nich widzi swoją przyszłość w tym kraju, około 10 proc. w Polsce, a 8,2 proc. nie jest pewne. 40 proc. planuje pozyskać brytyjskie obywatelstwo; 6,5 proc. już je ma.
Jak wynika z sondażu IBRiS w obliczu planowanego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej największymi obawami mieszkających tam Polaków są: negatywne konsekwencje ekonomiczne (78,4 proc.), konieczność przechodzenia dodatkowych procedur administracyjnych (46 proc.) i negatywna atmosfera wokół imigrantów (38,6 proc.).
Z kolei według raportu firmy doradztwa personalnego i rekrutacji Work Service "Migracje zarobkowe Polaków", 19 proc. Polaków rozważających emigrację zarobkową bierze pod uwagę wyjazd do Wielkiej Brytanii.
Wielka Brytania rozpoczęła proces wyjścia z Unii Europejskiej w marcu br. i powinna opuścić wspólnotę do końca marca 2019 roku. Przyszłe prawa obywateli państw członkowskich mieszkających w Wielkiej Brytanii są przedmiotem trwających negocjacji pomiędzy obiema stronami. | http://forsal.pl/swiat/aktualnosci/artyk.....lakow.html
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
absolutarianin
Dołączył: 22 Lut 2009 Posty: 222
Post zebrał 20000 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 15:19, 02 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
Wtrącę swoje trzy grosze w formie małego update'u. Ci, którzy śledzili perypetie Szklanego Zamku, pamiętają, że przeprowadziliśmy się do Italii. Jesteśmy w dość drogim turystycznie rejonie, bo przy granicy francuskiej (Alpi Maritime), jednak nie znaczy, że życie tu, jak się trochę rozejrzeć musi być drogie, o czym najlepiej świadczy fakt, że mieszkamy tu (ja z moją narzeczoną) już prawie 2 lata bez tzw. joba. Wcześniej wycierałem posady w Germanii, gdzie byłem jak ten jesienny liść przeganiany z miejsca na miejsce za €urosami, które trzeba było mieć na tzw. opłaty. To samo było w Polszy, kredycik, rachuneczki, jakiś opał na zimę w najlepszym razie. Tutaj zimy nie ma, posadziliśmy sobie ogród i uprawiamy sami jedzenie. Koszty utrzymania bliskie zeru, woda za darmo, prąd ze słońca, jedzenie w dużej mierze swoje, opal z własnego ogrodu na ten miesiąc, kiedy jest trochę chłodniej. Jak trzeba nabyć coś w sklepie jest Lidl, Carrefour i jeszcze inksze markety, gdzie ceny jak w Polszy. Cena za owoce i warzywa w sezonie bez problemu trafia się ogólnoświatowa 1€ /kg. Nieruchomości tutaj są generalnie bardzo drogie, ale i trafiają się też zupełnie tanie, ze względu na biegunkę legislacyjną we włoskim prawie budowlanym i mnogość samowoli budowlanej. Są w dużej ilości małe domiki z kamienia, które Niemcy, Anglicy, Duńczycy, Holendrzy adaptują sobie na dacze. W naszej wiosce jest ich mnóstwo i często widzi się brytyjskie, niemieckie, czy holenderskie tablice rejestracyjne. Nikt tu nikogo nie ściga za to, że jeździ samochodem zarejestrowanym w innym kraju, tak samo jak za to, ze sobie mieszka w jakiejś ruince jak wolny człek. Nasz domik - dwa pokoje, ale z widokiem na morze, plus kawał ogrodu oliwnego - kosztował nas 20 k€. Do najbliższego miasta (Sanremo) 15 km i autobus za 1,5 €. W Italii ze względu na wysokie koszty pracy nie ma tzw. jobów. A jak są to dla Italiańców. Niemniej istnieje cała niewidoczna strefa rosyjskojęzyczna (gospodarcza), gdzie można znaleźć usługi w cenach jak najbardziej polskich (a nawet tańszych) i ta usługa jest przeważnie lepiej dostępna. Można też sobie dorobić nawet do 1000 € w miesiąc za różne drobne prace dla ludności wedle preferencji - włosko, francusko, rosyjsko, angielsko lub niemieckojęzycznej. Pogoda gwarantowana - 300 słonecznych dni w roku - zapobiega depresji. Zanieczyszczeń mało, życie spokojne, zrelaksowane i przede wszystkim - BRAK PAŃSTWA POLICYJNEGO. Sytuacje, że ktoś przypierdala się do ciebie za czerwone światło, brak przeglądu w dowodzie rej. czy za niedopełnienie jakiś administracyjnych obowiązków praktycznie nie występują. Wyhodować można wszystko poza palmą kokosową i ananasową, co więcej, to wyhodowane ma zdecydowanie lepszy smak niż u nas. Nie ma konkurencji do nabycia taniej ziemi, już od 3-5k€ za pareset metrową działkę, z maleńkim domikiem już od 15-20 k. Emigracja w normie, widzi się tylko tych, którzy przyjechali uczciwie pracować, bo socjali tu nie dają. Wolny człowiek ma tu całkiem nieźle - jeżeli masz łeb na karku, trochę odwagi by przystosować się do rzeczywistości zgoła odmiennej od naszej (mentalnie) i co ważne, nie żądasz dla siebie przywilejów, a tylko chcesz mieć prawo, by tu spokojnie żyć, znajdziesz tu to, co zechcesz: góry, morze, las, rzekę, spokój, miasto, cywilizację, przyrodę, ciszę, doborowe towarzystwo, słowem - się żyje!
_________________ "Na szczęście wszelakie - serce trza mieć jednakie" J.Kochanowski
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
czekan
Dołączył: 17 Sie 2009 Posty: 1441
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 15:33, 02 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
absolutarianin napisał: | znajdziesz tu, co zechcesz: góry, morze, las, rzekę, spokój, miasto, cywilizację, przyrodę, ciszę, doborowe towarzystwo, słowem - się żyje! | czy to ty mieszkałeś w Polsce nad morzem ? czy opisywałeś budowę własnego wiatraka? tyle lat mija... zapytam jakie macie tam temperatury średnio dniem i nocą ?
_________________ bankierska lichwa - nowoczesne niewolnictwo -złudzenia na raty /
NIE WIERZĘ POLITYKOM -NIE . / bo to sprzedajne marionetki i cyniczni psychopaci /
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
absolutarianin
Dołączył: 22 Lut 2009 Posty: 222
Post zebrał 10000 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 15:47, 02 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
Tak, to ten sam ja, może trochę mądrzejszy
Pogoda jak u nas w najcieplejsze dni, jesień przechodzi stopniowo we wiosnę, temperatury letnie gwarantowane od kwietnia do października. My jesteśmy schowani nieco w górach, tu nie ma upałów w lecie, na Dolnym Śląsku potrafi być więcej w lipcu, najważniejsze jest to, że ta temperatura jest stabilnie 20-25 stopni przez większość roku. Zimą zaś (przez styczeń/luty) w nocy 0-5 w dzień 10-15. Należy dodać, że istnieje ogromna różnica pogody między wybrzeżem a górami. Na linii Sanremo - Cuneo są aż cztery strefy klimatyczne! Na przykład wyżej nas we wiosce 5 km dalej są już ostatnie palmy, u nas ostatnie cytrusy, zaś w Sanremo bananowce, które u nas już nie urosną.
Szczególny jest też klimat związany z ukształtowaniem terenu. Wysokie góry zaraz przy ciepłym morzu gwarantują prądy wznoszące, które przeczyszczają bardzo szybko powstałe chmury, ale ich skroplenie się parenaście kilometrów dalej daje wystarczające zasoby słodkiej wody w rzekach nawet przy 4 miesięcznym braku opadu na wybrzeżu. Magia...
_________________ "Na szczęście wszelakie - serce trza mieć jednakie" J.Kochanowski
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Goska
Dołączył: 18 Wrz 2007 Posty: 3535
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 12:46, 03 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
Dzisiaj gazety pisza, ze bardzo wyludnia sie Lodz i Poznan.
Znowu miliony samochodow beda blokowaly pobocza ulic !
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
wlodi0412
Dołączył: 02 Wrz 2017 Posty: 3
Post zebrał 10000 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 14:11, 03 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
Wracając do tematu ja nie mam zamiaru wyjeżdżać. Prawdę mówiąc warunki ekonomiczne nakłaniają mnie do tego, ale nie wyjadę. W całej Europie zachodniej jest teraz bardzo nie spokojnie. Rozmawiałem ostatnio ze znajomym z Monachium, powiedział mi, że jeszcze trochę i tylko plecak zdąży wziąć ze sobą przed ucieczką do Polski. Masa muzułmanów.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
goral_
Dołączył: 30 Gru 2007 Posty: 3715
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 14:25, 03 Wrz '17
Temat postu: |
|
|
Jednym zdaniem: Strach się bać!
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 15:14, 20 Paź '17
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Urząd Statystyczny: w Niemczech mieszka 783 tys. Polaków 20.10.2017 PAP
Berlin, Niemcy źródło: ShutterStock
W Niemczech mieszka 4,3 mln cudzoziemców pochodzących z krajów Uni Europejskiej. Najliczniejszą wśród nich grupę stanowią Polacy - jest ich 783 tys. - powiedział w piątek w Berlinie wiceszef Federalnego Urzędu Statystycznego DESTATIS Georg Thiel.
Pod względem liczebności Polacy wyprzedzają Włochów (611 tys.), Rumunów (534 tys.) i Greków (348 tys.). W porównaniu z rokiem 2015 liczba obcokrajowców z UE wzrosła o 7 proc. Tendencja wzrostowa widoczna jest szczególnie w przypadku migrantów z krajów wschodnioeuropejskich - zaznaczyła przedstawicielka DESTATIS Susana Garcia Diez.
Z 850 tys. Niemców, którzy zdecydowali się na wyjazd do innego kraju UE, 176 tys. wybrało Austrię, 142 tys. Hiszpanię, a Wielką Brytanię 137 tys.
Federalny Urząd Statystyczny opublikował w piątek nowy rocznik statystyczny przedstawiający sytuację kraju na koniec 2016 roku.
Wśród danych dotyczących sytuacji gospodarczej zwraca uwagę rekordowo niski poziom bezrobocia wśród młodych ludzi do 24. roku życia. Stopa bezrobocia w tej grupie wynosi w Niemczech 7 proc. wobec 19 proc. w całej UE.
Pomimo dobrej sytuacji gospodarczej co piąty Niemiec nie mógł sobie pozwolić nawet na tygodniowy wyjazd na urlop. Dotyczy to szczególnie osób wychowujących samotnie dzieci.
Jeśli chodzi o różnice w zarobkach między kobietami a mężczyznami Niemcy nie mają powodów do dumy. Za taką samą pracę, na porównywalnych stanowiskach i przy identycznych kwalifikacjach, Niemki zarabiają 22 proc. mniej niż mężczyźni. Gorzej pod tym względem jest tylko w Estonii i Czechach. | http://forsal.pl/swiat/aktualnosci/artyk.....czech.html
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 09:29, 28 Lis '17
Temat postu: |
|
|
Cytat: | "Daliśmy Polsce szansę. Ale nie dziwimy się tym, którzy nie chcą wracać" [Zawróceni] 2017-11-28 Malwina Wrotniak
Na Islandię, mimo surowego klimatu i trudnego języka, przyciągają dobre warunki zatrudnienia i życie, w którym jest czas na pracę i na rodzinę. Powrót z emigracji miał dać dziecku dziadków, a mężowi powrót na dawne zawodowe tory, o co było trudno za granicą. Jednak dzisiaj z powrotem są w Reykjaviku. Twierdzą, że pobyt w Polsce skutecznie wyleczył ich z naiwnych marzeń.
Historia Doroty to kolejny reportaż publikowany w ramach nowego cyklu Bankier.pl - „Zawróceni z emigracji”. Przyglądamy się w nim realiom powrotów z emigracji, poszukując odpowiedzi na pytanie, czy warto wyjeżdżać, a później zmienić decyzję. Są tu różni bohaterowie, różne powody przeprowadzek za granicę i zupełnie różna rzeczywistość zastana po kilku latach nieobecności w Polsce.
Przy okazji przypominamy, że jeszcze tylko do 30 listopada włącznie trwa konkurs Bankier.pl, w ramach którego czekamy na Państwa porady jak przekuć powrót z emigracji w sukces. Autor najciekawszej pracy wygrywa 1000 zł, pozostali zwycięzcy otrzymają książki "Tam mieszkam. Życie Polaków za granicą". Przeczytaj zasady konkursu i wyślij zgłoszenie.
Tata ostrzegał
Gdy Dorota jechała na saksy do Anglii, w Polsce była pracownikiem bankowego call-center. Już pierwsza złapana na Wyspach praca nie zachęcała do powrotu. Zarobki w domu dla osób starszych w Surrey były niezłe, a wizja każdej kolejnej pracy obiecywała tylko więcej. Pensja w Polsce wydawała się przy tym śmieszna, zadzwoniła więc do szefowej oznajmić, że nie wraca. W słuchawce dało się słyszeć zrozumienie.
„Zdarzyło się to, o czym bardzo mocno uprzedzał mnie tata, który swego czasu też jeździł zarobkowo za granicę. Jeszcze przed wyjazdem mówił mi »Uważaj, bo kiedy zaczniesz tam zarabiać, będzie ci bardzo ciężko wrócić i pracować za 1200 zł, pogodzić się z tym, że masz pracować tak samo ciężko albo i ciężej, a zarabiać ułamek tego, ile płacono ci gdzieś indziej«.”
Po roku na Wyspach poznała Marcina, który później miał zostać jej mężem. Mniej ważne stało się gdzie, bardziej, żeby razem. Zostali w Anglii na dłużej, choć z rozmów zawsze wynikało, że długofalowo miejsce dla siebie widzą w Polsce. Mąż nie miał w Wielkiej Brytanii tyle szczęścia , co ona. Nie znając angielskiego, pracował w fabryce, gdzie nie najlepiej traktowano Polaków. Powstrzymywanie się od komentarzy wobec działań pracodawcy kosztowało go dużo wysiłku. Któregoś dnia kolega przysłał im SMS-a, że dzięki łódzkiemu pośredniakowi właśnie się wyprowadza i będzie kierowcą autobusów na Islandii.
„To była jeszcze era telefonów komórkowych starszej generacji i patrząc na mały ekran, byliśmy przekonani, że to musi być literówka i że chodzi o wyjazd do Irlandii.”
Właściwie to ten znajomy zachęcił ich do przyjazdu. Opowiadał, że Islandia to drugi Przystanek Alaska, wszystko nowe, ładne, a że pracy nie brakowało, po iluś rozmowach na ten temat stwierdzili, że może warto. Chcieli być w miejscu, gdzie oboje będą chodzić do pracy z uśmiechem na twarzy i niczym się nie przejmować. Decyzja o wyjeździe zapadła na dobre. Liczyli na spokojną pracę z godziwą płacą, która pozwoli trochę odłożyć. Bez szarpania się, odmawiania sobie przyjemności i poczucia, że jest się nieszczęśliwym emigrantem u kogoś pod butem. Ustatkują się, pożyją tak kilka lat, ale docelowo i tak zawiną do Polski. Wtedy, w 2007 roku, pomiędzy Anglią a Islandią, zrobili sobie kilkumiesięczny postój w Polsce. On robił kursy na kierowcę autobusów, ona przez internet szukała pracy dla siebie. Na trzy dni przed jego wylotem dostała propozycję etatu w hotelu – pomógł angielski, niemiecki i fakt, że szukano kogoś gotowego zacząć niemal od zaraz. Zaczynali z niczym; mieli paszport, walizkę ubrań i odrobinę pieniędzy na start.
Dorota wraz z mężem emigrowali do Islandii, wrócili do Polski, a później ponownie wyprowadzili się do Reykjaviku
Początki na Islandii były gładkie. Zamieszkali razem, korzystając z zakwaterowania, które oferował pracodawca Doroty. Tutejszy pesel, bez którego nie załatwi się niczego i konto w banku zorganizowali wyjątkowo szybko jak na przyjeżdżających do pracy imigrantów. Pracodawca Marcina był w ciężkim szoku, przyzwyczajony, że obcokrajowców, często z Polski, prowadzi się tu na początku za rękę. Życie upływało przyjemnie i bez większych trudności. Dzięki pracy Doroty w hotelowej recepcji wzięli udział w niejednej wycieczce, podglądając piękno Islandii z bliska. Wkrótce zmieniła pracę i wynajęli mieszkanie. Zwiedzali, zarabiali dobre pieniądze, odkładali i byli zadowoleni. Parę razy pojawiły się rozmowy o tym, jak długo ma trwać ten islandzki epizod. Padały niezobowiązujące terminy zbliżone do pięciu lat. Ale po mniej więcej dwóch latach coraz silniej czuło się, że dom jest teraz na Północy.
Nauczyli się też języka. Prawie każdy Islandczyk mówi po angielsku, dlatego turyści nie mają tu komunikacyjnych kłopotów. Kiedy jednak autochton widzi, że języka nie zna miejscowy, reaguje inaczej. Ta społeczność bardzo docenia lingwistyczne wysiłki nowych mieszkańców. Tym bardziej, że nie jest to prosta sztuka.
„Kiedy w Anglii mąż chciał się uczyć angielskiego, słuchaliśmy lokalnego radia i oglądaliśmy filmy bez tłumaczenia. W ciągu kilku miesięcy znajomość języka wyraźnie się polepszyła. Na początku obraliśmy tę samą taktykę z islandzkim, ale nie rozumieliśmy zupełnie nic. Dla Polaka to język niepodobny do niczego, zajmuje dużo czasu, zanim zaczniesz ze zrozumieniem czytać islandzkie gazety.”
Porozumiewanie się po islandzku było wymogiem szefa Doroty w drugiej pracy. Zależało mu na tyle, że kurs mogła kończyć w godzinach pracy. Wystarczyło więc chcieć, narzędzia były dane. Było warto - znajomość tak mało intuicyjnego dla Polaka języka umie wyleczyć człowieka z poczucia wyobcowania w nie swoim kraju. Mimo to, sami wiedzą o mnóstwie Polaków, którzy są w Islandii po 20 lat, ale zamknięci we własnych społecznościach, jak te z dzielnicy Breiðholt, do dzisiaj nie nauczyli się lokalnego języka i nigdy nie byli w miejscowym kinie.
Dla dziadków i VIP-ów
Kiedy Dorota zaszła w ciążę, chciała urodzić w Polsce i spędzić tam pierwsze pół roku macierzyństwa. Wiedziała, że poród na Islandii uziemi ją tam na co najmniej kilka kolejnych miesięcy, wymyśliła więc, że wyjedzie do rodziców w ostatnim dobrym na to momencie. Mieli lecieć na półtora miesiąca przed rozwiązaniem. Mieli, bo w tym samym czasie w Marcinie uaktywniły się tęsknoty za dawną, lubianą pracą w ochronie VIP, czym parał się przed wyjazdem za granicę. Chciał wrócić z Dorotą, zainwestować w odpowiednie kursy i znaleźć w Polsce stałą pracę w tej branży. Spakowali dobytek do ostatniego widelca i jesienią wyjechali do Polski na nie wiadomo jak długo. Uprzedziła szefa, że mogą nie wrócić, a on obiecał, że praca na ten powrót na pewno zaczeka.
(Archiwum prywatne)
Powiększenie rodziny przebiegło zgodnie z planem, utrudnienia pojawiły się na innych polach. Zaskakującym szokiem dla organizmu był mocno męczący na początku wszechobecny język polski. Obcy język zwraca naszą uwagę, jeśli tego chcemy – wystarczy się wsłuchać, żeby zrozumieć. Kiedy chcemy go zignorować, pozostaje niczym niewyraźne brzęczenie w tle. W Polsce tak się nie dało. Natrętnie sączące się do głowy rozmowy było słychać z każdej strony, jak w ulu.
Druga fala uderzeniowa wzbierała w urzędach. Mentalność islandzkiego urzędnika zakłada, że kiedy się da coś załatwić, to się tę okazję wykorzystuje. Jeśli więc petent się z czymś spóźnił, ale można by jeszcze taki dokument przyjąć, to się go przyjmuje. Mimo zaledwie kilku lat nieobecności, w Polsce nadal wszystko szło pod górkę.
„W Islandii sprawy urzędowe to kwestia złożenia odpowiednich dokumentów w odpowiednim miejscu. W Polsce to wciąż użeranie się. Mieliśmy pretensje do życia dlaczego jest tak, skoro może być inaczej. Znajomi śmiali się, że poprzewracało nam się w głowach - zalecali pogrubić skórę i przestać użalać się nad sobą.”
Dorota obiecała ojcu, że pomoże mu w firmie, więc nie szukała pracy, ale wie, że w Jeleniej Górze nie byłoby wielu zawodowych możliwości. Mimochodem przeglądała różne oferty, inne podsyłali znajomi. Wszędzie był ten sam problem – kiedy dochodziło do rozmowy o zarobkach, warunki okazywały się śmieszne. Owszem, pracodawca docenia kilka lat zagranicznego doświadczenia, znajomość języków i kwalifikacje, ale na koniec szczerze przyznaje, że nie jest w stanie zaproponować wiele więcej niż najniższa krajowa. Dlatego nie dziwi się tym, którzy jak ona kiedyś, nie chcą wracać.
„Jeżeli kogoś, kto pracuje zwłaszcza w wąskiej specjalizacji, docenią za granicą, to nie wiem, co musiałoby go skusić do powrotu do kraju.”
Wiedziała, że lepsza może czekać na nią w Warszawie, ale przecież wrócili, żeby być z bliskimi w Jeleniej Górze. A to już inny rynek pracy i bardziej ograniczone płace. Poczucie nierówności między obydwoma krajami nie dotyczy wyłącznie zarobków. Islandzki system bardzo dba o prawa pracownika – w zakresie płacy, czasu na odpoczynek, listy obowiązków - nieważne czy w biurze, czy w fabryce. Przystosowanie się do tych reguł na początku sprawia Polakom trudność. Kiedy o 10:00 zaczyna się przerwa, Islandczycy odkładają swoją pracę i wychodzą. To ich czas na kawę, śniadanie albo spacer. Polak, przyzwyczajony, że najlepiej, by nikt nie przyłapał go na choćby wyjściu po herbatę, nie jest pewny, czy może lub czy powinien. Kiedy w Islandii gorzej się czujesz, przełożony nie robi problemu, żebyś wyszedł na krótki spacer. W wielu firmach w Polsce to nadal nie do pomyślenia. Te drobnostki uzmysławiają ogromną różnicę w postawie pracodawcy w obydwu krajach. Nad Wisłą nadal króluje mentalność „jeśli ci się nie podoba, to na twoje miejsce czeka sto innych osób”. Ich samych też nie ominęły problemy na rynku pracy. Mimo ukończonych szkoleń i zdobytych certyfikatów, Marcinowi było trudno o wymarzoną pracę. Tak trudno, że latem następnego roku wrócił do Islandii dorobić jako kierowca turystycznych autobusów. Ten wakacyjny epizod tylko utwierdził go w przekonaniu, że chce pracować w ochronie VIP. Niestety większość ofert wiązała się z dość marną pensją, a branie czegokolwiek, żeby później wyczekiwać „do pierwszego” nie wchodziło w grę.
Udało się dopiero półtora roku później, kiedy Dorota drugi raz zaszła w ciążę. On jeździł z VIP-em, ona pracowała z ojcem w jego firmie ubezpieczeniowej. Jak mówi, wtedy zupełnie wrzuciła na luz. Oswoiła się z myślą, że zostaną w Polsce, co z racji bliskości rodziny było opcją wyraźnie na plus. Wkrótce kupili w Polsce dom. Posiadanie dziadka własnych dzieci za szefa pozwalało pogodzić pracę z codziennymi obowiązkami. Ale to, co było wygodą, było też pułapką – w końcu wszystko kręciło się wokół domu, z którego czasem chciała uciec tylko po to, żeby spotkać innych dorosłych ludzi, jak mówi - podbić kartę gdzieś na zakładzie i przez kilka godzin psychicznie odpocząć od naprzemiennego prania, sprzątania i pracy w tych samych czterech ścianach. Mimo wszystko była zadowolona, że zostają w Polsce.
„Cieszyliśmy się, że jesteśmy u siebie, że mamy rodzinę, możemy wsiąść w auto i do każdego z nich pojechać. Było miło mieć tych ludzi na wyciągnięcie ręki. Docenialiśmy tutejszą pogodę i naturę, było dużo pozytywów.”
(YAY Foto)
Wyleczeni z marzeń
To, do czego tak dążyli po powrocie, z czasem zaczęło obracać się przeciwko nim. Marcin dostał pracę w ochronie jednego z najważniejszych VIP-ów w Polsce. Początkowa euforia przyćmiła niedogodności, jakie miały wiązać się z tym etatem. Przez cztery dni kursował między Poznaniem a Warszawą, na cztery kolejne mógł wracać do rodziny w Jeleniej Górze. Ten system z czasem, szczególnie przy dwójce dzieci, sprawdzał się coraz gorzej. Po czterech intensywnych dniach pracy trzeba było wrócić do domu przez pół Polski. Następny dzień zawsze schodził na adaptację, kolejne dwa to właściwe życie z rodziną, a czwarty – pakowanie się i wyjazd. W którymś momencie zaczęło do nich docierać, że w takim modelu życie rodzinne właściwie nie istnieje.
„Zadajesz sobie pytanie - po co to wszystko. Dla lepszych pieniędzy? A kiedy masz już te pieniądze – co z nimi zrobisz? Nie możesz nawet wydać ich na rodzinę, bo ciągle cię nie ma w domu. W którymś momencie znowu doszliśmy do wniosku, że chcemy gdzieś być, gdzie oboje będziemy mieli spokojną pracę, a po niej czas dla rodziny, na spacer, basen, kino czy swoje przyjemności. Gdzieś, gdzie nie trzeba zajechać się do zera, żeby zarobić przyzwoite pieniądze.”
Po 2,5-3 latach od przyjazdu zaczęły przyszły nieśmiałe myśli o ponownym wyjeździe. Pewnie nie byłoby na nie miejsca w głowach, gdyby nie te poprzednie wyprowadzki. Dorota twierdzi, że emigracja uczy doceniać siebie. Zbudowani doświadczeniami najpierw z Anglii, a później z Islandii, po powrocie do Polski wiedzieli, że mało co może ich złamać. Że nie ma sytuacji bez wyjścia i z każdą można dać sobie radę. Jeśli nie w tym miejscu, to w innym, jeśli nie z tym pracodawcą, to z innym. Świat stał otworem, perspektywy nie były już niczym ograniczone. Kiedy więc doszli do wniosku, że tak, jak jest dalej być nie powinno, nie zamierzali trwać w miejscu za wszelką cenę. Pomogły przenosiny pracodawcy za granicę i propozycja dla Marcina, by tam kontynuował pracę. To uruchomiło rozważania o ewentualnym kierunku wyjazdu. Dawna Anglia nie wydawała się zbyt bezpieczna, za to Islandia - znowu niebezpiecznie piękna i idylliczna.
(Archiwum prywatne)
„Dużo dyskutowaliśmy na ten temat. Przypominałam mężowi, że coś jednak spowodowało, że wyjechaliśmy z Islandii i mimo że chciałam tylko spędzić w Polsce urlop macierzyński, mąż postanowił przywieźć nasz cały dobytek. »Co teraz powoduje, że znowu chcesz chodzić w tym kieracie, który kiedyś tak cię zmęczył?«”
Marcin wydawał się wyjątkowo zdecydowany i przez blisko rok przekonywał do wyjazdu. Mimo podobnych doświadczeń na koncie, tym razem decyzja o emigracji była trudniejsza – bo dzieci. Do zmiany dłużej dojrzewała Dorota, przyzwyczajona, że na miejscu jest rodzina i bliscy, czyli codzienna pomoc i bezcenny kapitał dla dzieci na przyszłość. Zmiana adresu oznaczała wyrwanie ich do nowej rzeczywistości i dobrze, żeby mogły zostać w niej na długo – bez kolejnych przenosin, zmian szkół i znajomych. Kiedy masz dzieci w wieku przedszkolnym lub szkolnym, wyjazd za granicę nie jest wyjazdem na rok, dwa albo dopóki się nie znudzi – to dla wielu rodziców decyzja na długie lata.
„Wiedziałam, że tę decyzję musimy podjąć raz a dobrze i że jeśli znowu przyjadę na Islandię, to na stałe. Długo prowadziłam z mężem rozmowy na ten temat. Mówiłam mu, że gdzie nie byliśmy, po jakimś czasie dochodził do wniosku, że nie jest tam szczęśliwy. Ważne było uświadomienie sobie, że decyzja o powrocie do Islandii jest pewnym zobowiązaniem wobec dzieci. Zaznaczałam, że nawet jeżeli po dwóch latach będzie mu źle i stwierdzi, że nie chce tam dłużej być, to musi wiedzieć o tym, że ja się nigdzie nie wybieram.”
Marcin twierdził, że po tych rozmowach zszedł na ziemię. Nie miał już ambicji bycia bodyguardem VIP-ów, a ostatnie cztery lata pracy w tej branży skutecznie go z tych zapędów wyleczyły. To nie była profesja, która w Polsce dawałaby oczekiwaną renomę. Obowiązki różniły się też od tych, które pamiętał z przeszłości. Zamiast ochroniarzem, był głównie kierowcą i specjalistą od załatwiania różnych spraw. Tęskniąc do pracy sprzed wyjazdu do Anglii, spodziewał się czegoś innego. Niestety przez kilka ostatnich lat żaden z kolegów po fachu nie umiał dać mu nadziei, że może być inaczej. Zrezygnowani raczej smutno kiwali głową. Pobyt w Polsce dał szansę na odhaczenie marzenia z dawnych lat, niestety bez perspektyw na długie lata. Okazało się, że – jak w przysłowiu - trawa jest bardziej zielona tam, gdzie nas nie ma. Że wyobrażenia, które wywozi się z kraju, po latach mają się nijak do nowej rzeczywistości. A nawet jeśli rzeczywistość jest podobna, inny jest człowiek i jego oczekiwania.
„Mąż stwierdził, że nie doceniał Islandii, kiedy tam był, bo wydawało mu się, że gdzieś tam jeszcze czeka ten poszukiwany Eden. Zrealizował swój plan - wrócił do Polski, zobaczył wszystko na własne oczy i teraz wie, gdzie było i będzie mu najlepiej.”
Wyjazd był trudny nie tylko ze względu na dzieci. Nie ze względu na pakowanie, szukanie nowego domu, przedszkola czy względów finansowych. Najtrudniejsze i, jak mówi Dorota, jedyne, co od początku cisnęło łzy do oczu, to zostawić najbliższych i przerwać te zażyłe relacje, które zdążyły zbudować się przez ostatnie cztery lata.
Do Islandii wrócili w 2016 roku. Mówią, że jak do siebie, bo Islandia taka już jest, że wchodzi pod skórę i nie daje o sobie zapomnieć. Pomogły zachowane relacje ze starymi znajomymi i niepopalone mosty. Dorota przyjmuje turystów w tej samej sieci hoteli, którą zostawiała, przyjeżdżając do Polski. Marcin jest kierowcą autobusów w Reykjaviku. Dzieci uczą się w tamtejszym przedszkolu i szkole. W Polsce spędzili 4,5 roku. Twierdzą, że dali Polsce szansę. Nie żałują powrotu, ale też nie dziwią się wyjeżdżającym.
„Perspektywy dla młodych ludzi są u nas w kraju nędzne. Trudno dziwić się komuś, kto chce sobie je na własną rękę polepszyć. Wiele granic stoi otworem, ludzie z tego korzystają - i bardzo dobrze.”
Malwina Wrotniak | https://www.bankier.pl/wiadomosc/Dalismy.....45065.html
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 16:07, 18 Gru '17
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Brytyjskie miasteczko Thetford kontra brexit. Polacy wyjadą "jak skończy się rok szkolny" 18.12.2017 Bloomberg
Polish Mama's Kitchen, bar z pierogami w brytyjskimmiasteczku Thetford źródło: Bloomberg autor zdjęcia: Luke MacGregor
W tym niewielkim miasteczku prawie 30 proc. mieszkańców to obywatele Europy Wschodniej. Już zaczęli wyjeżdżać.
„Pijecie tam alkohol?”, pyta z daleka policjantka Amy Lucas. Zwraca się do grupki składającej się głównie z polskich imigrantów, stojącej na ulicy w zimne grudniowe popołudnie. Zarzekają się, że nie – i uciekają w alejkę. Lucas biegnie za nimi na parking, gdzie konfiskuje dużą butelkę piwa i pozwala im się rozejść. Powiedzieli jej, że są bezdomni i śpią w namiocie w pobliskim lesie.
W Thetford, niewielkim mieście oddalonym o dwie godziny drogi od Londynu, nie jest to niespotykana sytuacja. Skargi na rosnącą liczbę osób pijących na ulicy stały się prawie nierozłączne z narzekaniami na to, że w okolicy osiedliło się zbyt wielu imigrantów z Europy Wschodniej. Na ulicach jest wprawdzie tyle samo pijanych Anglików, chociaż często myli się ich z imigrantami, ponieważ piją tanie, ekstra mocne polskie piwo za funta z pobliskiego wschodnioeuropejskiego sklepu.
„Ludzie uważają, że wszyscy pijący na ulicy są z Europy Wschodniej, ale to nieprawda”, mówi Lucas, która podczas popołudniowego patrolu uświadomiła nam, że prawie wszystkich ich zna z imienia.
Policjantka Amy Lucas konfiskuje dużą butelkę piwa źródło: Bloomberg / Luke MacGregor
Zanim puściła wolno grupę pijących na parkingu, starała się porozmawiać z jedną z osób – 35-letnią Moniką Kołodziej. Ty Edwards, jej brytyjski partner, spędza tak dużo czasu pijąc z Polakami, że zaczął mówić po angielsku z polskim akcentem. Kołodziej ma na sobie zieloną kurtkę, legginsy i pali papierosa. Mówi, że przyjechała tu z Polski dziewięć lat temu. Pracowała w wytwórni boczku, a potem w zakładzie przetwórstwa drobiu. Trzy lata temu straciła pracę i przeszła na zasiłek.
„Piję bo mam depresję”, mówi łamanym angielskim.
Thetford to mikrokosmos podziałów, które doprowadziły do tego, że Brytyjczycy zagłosowali za wyjściem z Unii Europejskiej i zwiastun tego, jak brexit może wpłynąć na miasta w różnych częściach kraju. Tak jak wiele innych miasteczek w okolicy, w ciągu ostatniej dekady przeszło ono szybką transformację demograficzną. Imigranci z Unii Europejskiej zaczęli masowo przyjeżdżać do tego regionu i pracować na farmach i w wytwórniach mięsa. Wiele osób z Europy Wschodniej mieszkających w Thetford pracuje w pobliskiej firmie drobiarskiej Traditional Norfolk Poultry.
Wielu spośród tych imigrantów zaczyna pakować walizki – chcą wrócić do ojczyzny albo przeprowadzić się do innego kraju UE. Mają dość słabnącego funta, który zmniejsza wartość pieniędzy przesyłanych rodzinie, a także atmosfery niechęci wobec przyjezdnych, która zapanowała po referendum o brexicie.
W ciągu ostatnich 15 lat do Thetford przeprowadziło się około 8 tysięcy osób z Europy Wschodniej. Fala imigracji sprawiła, że populacja miasteczka wzrosła do 27 tysięcy i zmieniła jego codzienne funkcjonowanie – twierdzi burmistrz miasta Denis Crawford, członek Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP).
„Idąc ulicą, rzadko słyszy się język angielski”, mówi. „Jedną z moich głównych obaw było to, że tempo imigracji było zbyt duże”.
Dystrykt Breckland, do którego należy Thetford, oddał w 2016 roku 64 proc. głosów za wyjściem z Unii Europejskiej. Wszyscy mówią, że wpłynęło na to postrzeganie imigracji.
„Ludzie uważają, że mamy teraz za dużo mieszkańców”, mówi główny inspektor Paul Wheatley. „Nie powoduje to przestępstw związanych z nienawiścią, ale trudno jest umówić się do lekarza, a szpitale są przepełnione”.
Thetford to pod wieloma względami modelowe angielskie miasteczko. Jest tu pole golfowe, ruiny XII-wiecznego klasztoru i dwa muzea. Jest tu też co najmniej osiem sklepów z polską i litewską żywnością, a większość z nich na reklamach wykorzystuje motyw flagi UE. To dziwny widok w mieście, gdzie większość zagłosowała za opuszczeniem wspólnoty.
Hiwa Osman to 39-letni iracki Kurd i właściciel sklepu z produktami z Polski i Litwy. Mówi, że Litwini mają dwa wschodnioeuropejskie sklepy, a reszta jest w rękach irackich Kurdów – to dobry symbol brytyjskiego miszmaszu kulturowego. Osman myślał, że udało mu się wejść w lukratywny biznes. Teraz sprzedaż spada.
„Brexit źle wpływa na mój interes”, mówi. „Znam kilka rodzin, które wyjechały. Ludzie wydają w sklepie mniej. Boją się, bo nie wiedzą, co ich czeka”.
Naprzeciwko sklepu działa Polish Mama’s Kitchen, gdzie można kupić pierogi i krokiety. Właścicielka, Kaya Wasila-Bingham, nie tryska optymizmem. Kilkanaścioro z jej znajomych wraz z rodzinami wyprowadziło się z powrotem do Polski.
„Bardzo dużo osób planuje wyjechać po Nowym Roku albo po zakończeniu roku szkolnego”, mówi. „Każdy mówi, że można znaleźć lepsze życie w innym kraju. Kurs waluty jest korzystniejszy i będą bliżej domu”.
Pierwszą falą imigrantów z UE byli w latach 90 Portugalczycy. Do dziś mieszka ich w Thetford około 5 tysięcy – mają swój sklep, rzeźnika i kawiarnię. Niektórym nie podoba się to, że po nich przyjechali ludzie z Europy Wschodniej. „Jest ich za dużo”, mówi 51-latek Jorge Martins.
Rob Butler jest prezesem jednej ze spółdzielni mieszkaniowej na obrzeżach miasta. Mówi, że składająca się z około 4 tys. osób społeczność to mieszanina Anglików i osób z Europy Wschodniej. Często rodziny mieszkają obok siebie, ale rzadko mają ze sobą kontakt.
Butler głosował za brexitem, ale nie chce, żeby imigranci wyjeżdżali. „Chciałbym tylko, żeby panowała większa integracja”, mówi. „Przyjezdni mają tendencję do zamykania się w swoich własnych enklawach”.
Zamiast integrować się z Anglikami, Polacy organizują dla dzieci lekcje polskiego w lokalnej świetlicy po szkole i w soboty, na które uczęszcza około 120 dzieci.
W jedno z ostatnich sobotnich popołudni setki osób przyszły z dziećmi na Mikołajki z polskim Mikołajem rozdającym prezenty. Dzieci w wieku szkolnym mówią płynnie po angielsku, ale ich rodzice często mają z językiem problemy – niektórzy wciąż mówią kiepsko po ponad dziesięciu latach w Wielkiej Brytanii.
„To duży problem”, mówi Iwona Paciorkowska, kierowniczka polskiej szkoły językowej, która pracuje też jako tłumaczka. „Wiele osób pracuje na zmiany i ma rodzinę, więc nie ma czasu na naukę angielskiego”.
Jeśli bardzo wielu imigrantów z Europy Wschodniej zdecyduje się na opuszczenie miasta, odbije się to bardzo negatywnie na miejscowych firmach, mówi Victor Lukaniuk, radny hrabstwa z sąsiedniego regionu, przewodniczący polskiego stowarzyszenia. Stopa bezrobocia w dystrykcie Breckland wynosi 3,4 proc., czyli mniej niż średnia w kraju. Nie daje to przedsiębiorstwom dużego wyboru przy poszukiwaniu pracowników.
„Tania siła robocza z Polski od lat utrzymuje ten kraj”, mówi, opierając się o biurko w sali lekcyjnej polskiej szkoły. „Przyjezdni wzięli się tu do roboty. Jeśli kraj się ich pozbędzie, to kto będzie zbierał warzywa? Brexit to największy błąd w historii tego kraju”. | http://forsal.pl/swiat/brexit/artykuly/1.....kolny.html
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
WZBG
Dołączył: 05 Paź 2008 Posty: 3598
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 08:35, 27 Lut '18
Temat postu: |
|
|
Cytat: | Emigracja w Unii Europejskiej: Polska nie jest już liderem 27.02.2018 RynekPierwotny.pl
Emigracja w UE źródło: Materiały Prasowe
Skala polskiej emigracji zarobkowej z pewnością jest powodem do niepokoju. Według danych GUS-u i Eurostatu, w innych krajach UE obecnie mieszka mniej więcej 2,5 mln naszych rodaków. Skutki emigracji zarobkowej są widoczne m.in. na rynku pracy i mniejszych rynkach mieszkaniowych. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że nie tylko Polacy masowo wyjechali do pracy za granicą. Mieszkańcy kilku innych państw Unii Europejskiej jeszcze częściej wybierają emigrację.
Polacy mają poważną konkurencję na zachodnich rynkach pracy
Mobilność Europejczyków sprawia, że oszacowanie rozmiarów migracji na Starym Kontynencie bywa trudne. W przypadku Polski, użyteczne nie są dane meldunkowe, gdyż nasi rodacy rzadko informują urzędników o długoterminowym wyjeździe za granicę. Bardziej wiarygodne mogą być np. informacje napływające z innych państw UE, które często wybierają polscy emigranci (m.in. z Niemiec oraz Wielkiej Brytanii).
Eurostat podobnie jak GUS, wykorzystuje różne źródła danych do ustalania liczby obywateli danego kraju, którzy mieszkają poza jego granicami. Informacje o liczbie takich emigrantów z 28 państw Unii Europejskiej, zostały przedstawione wykresie, opracowanym przez ekspertów portalu RynekPierwotny.pl. Jak nietrudno zauważyć, Polacy stanowią drugą najliczniejszą grupę emigrantów w obrębie UE (2,36 mln w 2016 r.). Jeszcze chętniej emigrują mieszkańcy Rumunii. W 2016 r. poza granicami ojczystego kraju przebywały prawie trzy miliony Rumunów. Trudno zatem dziwić się, że obywatele Rumunii stanowią konkurencję dla Polaków na rynkach pracy niektórych krajów UE (np. Niemiec oraz Wielkiej Brytanii).
Jeżeli chodzi o inne kraje „nowej Unii”, to stosunkowo dużą liczbą emigrantów wyróżnia się też Bułgaria (0,64 mln w 2016 r.). W innych państwach UE dość trudno spotkać natomiast Czechów (0,11 mln), Estończyków (0,07 mln) oraz Słoweńców (0,06 mln). Częściej wyjeżdżają m.in. Słowacy (0,33 mln emigrantów w 2016 r.), Węgrzy (0,39 mln), Litwini (0,32 mln) oraz Chorwaci (0,40 mln). Uwagę zwraca również duża liczba Włochów i Portugalczyków, żyjących w innych krajach wspólnoty. Dla sporej części tych osób, motywacją do opuszczenia rodzinnego kraju był kryzys gospodarczy połączony z wysokim bezrobociem wśród młodych osób.
Ze swojego kraju częściej wyjeżdżają np. Portugalczycy i Rumuni
Emigracja w Unii Europejskiej źródło: Materiały Prasowe
Informacje zaprezentowane na powyższym wykresie mogą być dość zwodnicze, jeżeli nie skonfrontujemy ich z łączną liczbą ludności analizowanych krajów. Tylko dzięki takiemu porównaniu można ocenić, jaki wpływ emigracja obywateli (zwykle młodych) wywiera na gospodarkę danego państwa.
Poniższa tabela prezentuje udział, jaki obywatele danego kraju mieszkający poza jego granicami, stanowili w oficjalnie podawanej liczbie ludności (2016 r.). To zestawienie, przygotowane przez portal RynekPierwotny.pl dobrze pokazuje, że Polska pod względem odsetka emigrantów ustępuje kilku innym państwom członkowskim UE. Szacunki z 2016 r. wskazują, że osoby posiadające miejsce zamieszkania za granicą, wówczas stanowiły 6,2% oficjalnej liczby ludności Polski. Znacznie wyższe wyniki odnotowano dla:
Rumunii - 15,1%
Portugalii - 11,4%
Litwy - 11,1%
Chorwacji - 9,6%
Łotwy - 9,2%
Bułgarii - 8,9%
Irlandii - 8,4%
Dość zaskakująca obecność Irlandii w grupie państw wymienionych powyżej, może być echem poważnego kryzysu gospodarczego, który na początku dekady dotknął ten wyspiarski kraj. Warto również dodać, że dwa lata temu Słowacja cechowała się bardzo podobnym wynikiem jak Polska. Z kolei Czechy (podobnie jak Francja, Malta, Niemcy oraz Szwecja), wyróżniały się najmniejszą relacją liczby emigrantów do ogólnej liczby ludności (1,0%). Ta statystyka pozytywnie świadczy o zadowoleniu naszych południowych sąsiadów z poziomu życia i warunków pracy.
Zaprezentowane powyżej informacje dotyczące Polski, oczywiście nie są pozytywne z punktu widzenia np. demografii, systemu emerytalnego czy też rynku mieszkaniowego. Udowadniają one jednak, że masowa emigracja zarobkowa nie jest wyłącznie polskim problemem. W przypadku takich krajów jak np. Litwa, Rumunia lub Łotwa, skutki emigracji prawdopodobnie okażą się jeszcze bardziej dotkliwe. | http://forsal.pl/praca/praca-za-granica/.....derem.html
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów
|
|