Dziś wieczorem zapodam trochę cytatów ,wielce trafnych ,/ // ty bimi wiesz / więc powtarzał się nie będę / .......................... łapiesz ? .....
ANATEMA
,,,najbardziej potworny grzech jaki czlowiek popelnia od niepamietnych czasow to oddanie swojej mocy czynienia innym. to co obserwujemy na co dzien czytajac wiadomosci, tudziez idac ulica to tylko konsekwencje tego poddania. jestesmy niewolnikami nie tylko ekonomicznymi ale przede wszystkim mentalnymi. dopoki nie zostanie zniszczone przeswiadczenie ze porzadek na swiecie zrobi za mnie polityk, ksiadz czy inny cwany skurwysyn doputy ten caly syf bedzie sie krecil.
ten swiat jest twoj - to ty jestes jego panem i niech nikt nie wmowi ci ze jest inaczej. jestes piekny, wspanialy i madry wlasnie taki jaki jestes. nie musisz miec wyjebanego domu z basenem, ani ubierac sie w ciuchy z odpowiednimi metkami. nie musisz miec tego calego majdanu roznych debilnych gadzetow. nie musisz wygladac tak jak jakis kretyn z jakiegos debilnego kolorowego magazynu ci kaze. nie musisz byc kims kim chca bys zostal twoi rodzice. nie musisz nic nikomu udowadniac. nie musisz grac w cudze gierki. ale oczywiscie mozesz i nigdy nie pozwol zeby wyszla z twoich ust ta przekleta mantra "nie moge", "nie stac mnie", "nic nie znacze". ten swiat to ty a cala reszta to iluzja. kiedy sobie to uswiadomisz wszystko nagle nabierze nowego znaczenia. liczy sie tu i teraz. wsluchaj sie w siebie a droga cie sama poprowadzi.
wiem ze brzmi to wszystko dosc nawiedzenie ale jak czytam posty w ktorych ludzie przezywaja jakiegos tam rona paula, korwina-mikkego, czy innych "mesjaszy" ludzkosci to mi sie niedobrze robi. dopuki prezentujecie taka postawe, doputy jestescie niczym wiecej jak kolejnymi baranami w stadzie.
na zakonczenie rzuce slowami utworu "opus 77" zespolu coph nia, inspirowanego "ksiega prawa" wielkiego maga, tworcy filozofii thelemy aleistera crowleya: Cytat:
The law of the strong
This is our law and the joy of the world
Do what thou wilt shall be the whole of the law
Thou hast no right but to do thy will
Do that, and no other shall say nay
Every man and every woman is a star
There is no god but man
Man has the right to live by his own law
To live in the way that he wills to do
To work as he will
To play as he will
To rest as he will
To die when and how he will
Man has the right to eat what he will
To drink what he will
To dwell where he will
To move as he will on the face of the earth
Man has the right to think what he will
To speak what he will
To write what he will
To draw, paint, carve, etch, mould, build as he will
To dress as he will
Man has the right to love as he will
Take your fill and will of love as you will
When, where and with whom you will
Man has the right to kill those who would thwart these rights
The slaves shall serve
Love is the law
Love under will,,, ze strony
http://tnij.org/by7w ..,,
A tu wspaniały koment kogo /?
,,obecnie nie mam pracy.
uciesze sie jak wogole bede ja mial.
na zarobki sie nie patrzy lepiej miec prace niz jej nie miec.,,---
,,Ty! Ale to ku*rw*a nie tędy droga!
Praca to jest poświęcenie twojego czasu i umiejętności komuś innemu w zamian za wynagrodzenie, praca nie jest jałmużna!
To jest właśnie cała tragedia, że w Polsce ludzie nadal traktują pracodawce jak chlebodawce a jest dokładnie odwrotnie! To pracownik daje zarobić pracodawcy.
Wiesz, jak by ludzie trochę bardziej byli uświadomieni to minimalna w Polsce była by na poziomie niemieckim. I wierzcie mi lub nie ale się da!!!
Bo do k*u*rwy n*ędzy - ceny dało się zrobić niemieckie? No... dało, prawda?
Więc gdzie jest ta różnica między zarobkiem Polaka a Niemca?
P*i*erdolą wam farmazony, jako by Polska to kraj na dorobku, "gonimy Europę" ale jednocześnie p*ier*dolą o najlepszym wzroście gospodarczym w UE! To ja mam jakieś rozdwojenie i czy k*u*rwa ktoś tu robi ludzi w Polsce aż miło?
Pomyślcie sami! Wy*je*bać z kraju tych po*je*banych "styropianowców" (styropian to tak się nazywała decydentów solidarności po 89 roku). To są po tysiąc kroć gorsza banda od najciemniejszej komuny czasów Bieruta.
Obudźcie się!!!! Przestańcie się spierać, że Po lepsze od PiS czy d* UPR lepsze od SLD - bo im tylko o to chodzi! W*yje*bać wszystkich! Bo oni wszyscy są jedną i tą sama bandą złodziei!
PS.
Klnę i piszę ostro w tym temacie - ale jak wy doświadczycie 30 lat pi**erdolenia o zaciskaniu pasa, a potem znów to WY będziecie winni kryzysowi - to nie będziecie mogli pojąć dlaczego byłem tak delikatny!,, opinia z sieci...,,
,,Ideał Zachodu - panowanie nad światem niewolników "Zachód zdobył świat nie dzięki wyższości swojej myśli filozoficznej, wartościom etycznym czy religijnym ale raczej wskutek przewagi w stosowaniu zorganizowanej przemocy. Mieszkańcy Zachodu często zapominają o tym fakcie, obywatele innych obszarów kulturowych - nigdy"
Samuel Huntington
Czołowy ekspert w dziedzinie amerykańskiej propagandy, Jerzy Marek Nowakowski („Wprost”), w telewizyjnym show politycznym „Bilans tygodnia” stwierdził jakiś czas temu, że mamy pełne prawo do obrony naszych wartości w Iraku. Biorąc pod uwagę skalę problemu dał stanowczo do zrozumienia, że nasze wartości mają swoją rangę w świecie, w którym – bezsprzecznie - „każda kropla ropy warta jest jednej kropli krwi”, jak już w czasie I wojny światowej oszacował premier Francji, Georges Clemenceau.(1) Do kogo ma należeć ropa i czyja ma być to krew zostało oczywiście rozstrzygnięte – jak zawsze - zgodnie z zasadami, które dyktowała tradycja i prawo przywileju. Przeciwstawianie się zasadom obyczaju było i jest potępiane.
„Celami wojen toczonych w ciągu całej historii były zawsze podbój i grabież” – stwierdził publicznie w 1918 r. Eugene Debs. „Klasa panów zawsze wypowiadała wojny, a klasę uciskaną zawsze zmuszano by w nich walczyć”. (2) To właśnie za wypowiedzenie tych słów do amerykańskich robotników w Ohio sąd Stanów Zjednoczonych skazał go na 10 lat więzienia, potwierdzając jednoznacznie, jakie wartości zachodniej tradycji wyższe były od wolności słowa.
Wartości zachodniej kultury - do obrony których nawołuje Nowakowski - zawsze budziły troskę, czasem jednak – choć znacznie rzadziej - również i kontrowersje. Harwardzki politolog, Samuel Huntington, autorytet prowaszyngtońskich fundamentalistów – z Nowakowskim włącznie – w swoim PR-owskim bestsellerze „Clash of Civilizations” ujął rzecz w sposób, który może wywołać nutę zwątpienia wśród najgorliwszych wyznawców wielkiej zachodniej wiary. Stwierdził, że "Zachód zdobył świat nie dzięki wyższości swojej myśli filozoficznej, wartościom etycznym czy religijnym ale raczej wskutek przewagi w stosowaniu zorganizowanej przemocy. Mieszkańcy Zachodu często zapominają o tym fakcie, obywatele innych obszarów kulturowych - nigdy".(3) Fakt jest oczywisty ale tylko dla tych, którzy potrafią dostrzec różnicę między historią a mitologią. Dla europejskiej inteligencji zadanie to nigdy nie należało do najłatwiejszych. Przemawiając przed członkami amerykańskiego Kongresu, w roku 1990, Vaclav Havel wywołał owacyjny aplauz nazywając Stany Zjednoczone „obrońcą wolności”, który potrafił „zrozumieć odpowiedzialność”, jaka wynika z posiadania tak wielkiej władzy. Dodać by można: władzy rozkochanej nie tylko w przemocy ale również i w bałwochwalczym krasomówstwie. (4)
Wielki Winston Churchill nie zasłużyłby na podobną burzę oklasków, gdy pisał w 1914 r.: „Nie jesteśmy młodzieńcami z niewinną przeszłością i skąpym dziedzictwem. Przywłaszczyliśmy sobie... przeważającą część bogactwa i handlu całej ziemi. Zdobyliśmy wszystkie terytoria, o jakich marzyliśmy, jednak roszczenie by móc bez przeszkód korzystać z naszych rozległych i okazałych posiadłości – w większości zdobytych przemocą, zazwyczaj utrzymanych siłą – na ogół zdaje się być mniej uzasadnione dla innych niż dla nas samych”. (5)
O wartościach kapitalistycznej kultury można było dowiedzieć się też niemało od tych, którzy osobiście jej „bronili”. Dowódca amerykańskiej piechoty, najbardziej tytułowany żołnierz w historii Ameryki, generał Smedley Butler, autor znanej książki „War Is a Racket” (Wojna to biznes) – która nie została jednak wpisana na listę obowiązkowych lektur szkolnych – relacjonował z typową żołnierską skrupulatnością: „Spędziłem 33 lata i 4 miesiące w amerykańskiej piechocie, działając głównie w roli silnego ramienia wielkiego biznesu, Wall Street i bankierów; najkrócej rzecz ujmując byłem gangsterem kapitalizmu.
W latach 1910-1912 współdziałałem przy oczyszczaniu Nikaragui dla międzynarodowego oddziału bankowego Brown Brothers. W 1914 r. przyczyniłem się do przygotowania bezpiecznego gruntu dla amerykańskich przedsięwzięć naftowych w Meksyku, w szczególności w Tampico. Utorowałem drogę amerykańskiemu przemysłowi cukrowniczemu w Republice Dominikany w 1916 r. Haiti i Kubę uczyniłem idealnymi miejscami do prowadzenia przyzwoitych interesów przez chłopców z National City Bank. Uczestniczyłem również w najazdach na kilka innych środkowoamerykańskich republik dla zysków nowojorskiej Wall Street. W 1927 r. dopilnowałem, aby Standard Oil mógł działać bez przeszkód w Chinach.
Miałem nieprawdopodobną robotę. Odznaczano mnie orderami, medalami, dostawałem awanse. Miałbym niejedno do powiedzenia Alowi Capone. Jemu udało się kierować gangiem w trzech miejskich dzielnicach. Piechota morska [USA] działała na trzech kontynentach”. (6)
Dla rzetelności wypada jedynie dodać, że dziś działa już na sześciu. I nie jest to faktem bez znaczenia. Wiążą się z tym w istocie niebagatelne „wartości” naszej kultury, których nie potrafiłby wyrzec się nie tylko Jerzy Marek Nowakowski, ale też żaden inny „racjonalnie” myślący o swojej karierze dziennikarz – płatne narzędzie biznesu, produkt epoki public relations – na sponsorowanej przez międzynarodowe korporacje scenie medialnej, gdzie magazyn „Wprost” aspiruje do roli oskarowej i to nie tylko w kategorii „szopka polityczna”.
„He who pays the piper calls the tune” czyli „ten, który płaci grajkowi, podaje ton” - mówi anglojęzyczne powiedzenie, złota maksyma kultury merkantylnej, w której środki masowego przekazu zdołały wynieść intelektualną prostytucję do rangi jednego z najbardziej prestiżowych zawodów epoki. Warto jest rozumieć sens tej trywialnej prawdy w erze wojen „obronnych” toczonych w imię naszych podstawowych wartości – ponad 20 lat po roku „1984” Georga Orwella.
Prawda jest trywialna, ale nie wzbudza większych kontrowersji, a już na pewno nie może stać się tematem publicznej dyskusji. Zdarzały się jednak wyjątki – odstępstwa od ortodoksyjnych zasad kultury przemocy. Edward G. Ryan, przewodniczący Sądu Najwyższego w Wisconsin w swym wystąpieniu przed absolwentami wyższej szkoły prawa (University of Wisconsin Law School) podzielił się refleksją, której wartość – w kapitalistycznej tradycji – jest unikatowa: „Wyłania się nowa, ponura siła polityczna... – mówił w 1873 r. - przedsięwzięcia gospodarcze tego kraju scalają olbrzymie grupy korporacyjne wielkiego kapitału, śmiało podążające nie tylko ku gospodarczym podbojom ale przede wszystkim po władzę polityczną. (...) W przyszłości, której raczej nie doczekam, nadejdzie dzień w waszym życiu, kiedy trzeba będzie postawić pytanie: kto powinien rządzić - bogactwo, czy człowiek? Co powinno nami przewodzić - pieniądze czy intelekt? Kto powinien sprawować funkcje publiczne - wykształceni, wolni obywatele państwa czy feudalni słudzy korporacyjnego kapitału?” (7)
Przyszłość, która nadeszła, nie przyniosła jednak okazji, by postawić takie pytania. Jak to zwykle bywało i w tej kwestii zdecydowały wartości naszej kultury, definiowane przez tych, którzy „podają ton”, którzy „rozumieją odpowiedzialność” i przede wszystkim przez tych, którzy zwą się „obrońcami wolności”, a ściślej: obrońcami swojej wolności - nie wolności innych. Bronienie wolności innych w chrześcijańskiej tradycji było bowiem zawsze potępiane. Jednym z bardziej znaczących głosów protestu w haniebnej, plugawej i bestialskiej europejskiej historii był hiszpański kronikarz Bartolome de Las Casas, naoczny świadek „zniszczenia Indii Zachodnich”. Modląc się o wolność innych pisał kronikę – dzieło swojego życia – dzięki której możemy dziś poznawać początki kultury globalnej. „Pomiędzy te wrażliwe owce, tak bogato obdarowane i utalentowane przez Pana i Stwórcę, wkroczyli Hiszpanie, jak zgłodniałe wilki, lwy i tygrysy, nie przynosząc nic przez czterdzieści lat oprócz siekania na kawałki, rzezi, tortur, męczarni, nieszczęść i zniszczenia dokonanych tu w wyniku okropności, których dotąd nikt nie znał, o których dotąd nikt nie czytał, ani nikt nie słyszał... tak, że z ponad trzech milionów dusz zamieszkujących Wyspę Hispaniola [dzisiejsza Dominikana] ...nie pozostało dziś więcej niż dwustu tubylców tej ziemi”. (
Ten proces demograficznej eksterminacji opisywano później w szkolnych podręcznikach (Nowakowskiego i Havla) jako „efekt chorób” – nie wartości - które Europejczycy przenieśli ze starego kontynentu.
Na „choroby” te zwrócili uwagę tylko bardziej dociekliwi historycy, których zainteresowały relacje ofiar dotkniętych chrześcijańską plagą. Zgodnie z relacjami haitańskiego niewolnika: „wieszali ludzi głowami w dół, topili związanych w workach, krzyżowali, przybijając do bali, grzebali żywcem, miażdżyli w moździerzach, ...zmuszali do zjadania odchodów, ...rzucali żywcem na pożarcie insektom lub zakopywali w mrowiskach, albo biczowali przywiązanych do pali na bagnach, pozostawiając na pożarcie komarom, ...wrzucali do kotłów z wrzącym syropem trzcinowym”, by stworzyć odpowiednie warunki dla rozwoju swojej cywilizacji i jej wysokich wartości. (9)
„Wierzę - pisał pod koniec życia Bartolome de Las Casas - że ze względu na te bezbożne, kryminalne i podłe czyny, popełnione z taką niesprawiedliwością, tyranią i barbarzyństwem, Bóg wyładuje na Hiszpanii Swój gniew i Swą siłę, bo niemal cała Hiszpania podzieliła się krwawym bogactwem, przywłaszczonym kosztem tak wielkiego zniszczenia i rzezi”. (10) Gdyby Bóg tylko istniał, z pewnością musiałby tak uczynić.
Genialny filozof boskiej cywilizacji - Hegel - dowodził później, że Ameryka była „fizycznie i psychicznie bezsilna”, a jej kultura tak ograniczona, że „musiała wygasnąć, gdy tylko Duch zbliżył się do niej”. Dlatego „aborygeni ...stopniowo znikali w wyniku podmuchu europejskiej aktywności”, gdy wysoka cywilizacja tworzyła swą intelektualną spuściznę. Wielki filozof zauważył, że Indianie byli gorsi nawet od Murzyna, „człowieka natury, w swoim całkiem dzikim i nieoswojonym stanie”. (11) Charles Darwin zdawał się potwierdzać tę tezę, komentując, że „jest najwidoczniej sporo prawdy w przekonaniu, że zarówno wspaniały postęp Stanów Zjednoczonych, jak i charakter całego narodu są wynikiem naturalnej selekcji”. (12)
Przemyślenia Darwina i Hegla miały dużą wartość intelektualną dla konstruktorów komór gazowych, jednak tym, którzy mieli ambicje dowiedzieć się czegoś o człowieczeństwie i historii swojej kultury, nie przydały się na wiele. Dużo bardziej kształcące były na ogół przekazy, które nie dostały się do głównego nurtu europejskiej kultury. Przykładem może być jeden z listów, jaki pozostawił po sobie Benjamin Franklin. „Kiedy dziecko indiańskie dorasta wśród białych - pisał w 1753 r. - cywilizowanie go jakoś nie przynosi skutków i przy pierwszej sposobności zawsze próbuje powrócić do swoich indiańskich bliskich, od których wykupienie go nie ma najmniejszej szansy powodzenia”. Jednakże: „gdy młode osoby białej rasy, dowolnej płci, po wzięciu do niewoli przez Indian i po spędzeniu pewnego czasu pośród nich były wykupywane przez bliskich i powracały, by żyć wśród białych, to nawet jeśli traktowano je z najwyższą troskliwością - konieczną do nakłonienia ich, by pozostały wśród Anglików - w krótkim czasie i tak nasz sposób życia napawał ich taką odrazą i przynosił tyle cierpienia - jakiego nasz obyczaj wymaga - że przy pierwszej sposobności uciekały z powrotem, by żyć wśród natury [z Indianami], skąd nie było sposobności, by ich nawrócić”. (13) Aby przeciwstawić się „indianizacji” białych, w Wirginii, Massachusetts i Connecticut nakładano surowe kary dla wszystkich, którzy przemieszczali się poza wyznaczoną granicę osadnictwa z zamiarem rozpoczęcia życia w nowych warunkach.
W 1782 r. - a więc po ogłoszeniu Deklaracji Niepodległości, w której dążenie do szczęścia Thomas Jefferson określił, jako naturalne prawo człowieka - francuski pisarz, mieszkaniec stanu Nowy York, Jean de Crèvecoeur odnotowywał, że „tysiące Europejczyków żyje wśród Indian, i nie znamy żadnego przypadku, choćby jednego tubylca, który z własnej woli zostałby Europejczykiem”. (14) Ten mało znany - bo niezbyt chwalebny - w chrześcijańskiej historii epizod, który po latach doczekał się uznania jako intrygujący temat filmu Arthura Penna, „Little Big Man” z Dustinem Hoffmanem, długo pozostawał w cieniu dyskusji dotyczących wartości naszej kultury. Dopiero po rewolucji kulturowej lat 60 XX wieku krytyka cywilizacji zachodniej uzyskała status godnego uwagi tematu dociekań naukowych. Mimo to jeszcze w roku 1930 - pisząc o przyczynach nerwicy jako choroby cywilizacyjnej - Zygmunt Freud podał dość dobre wyjaśnienie zjawiska, o którym pisali Franklin i Crèvecoeur. Stwierdził, że „człowiek nie jest w stanie znieść ciężaru frustracji, jaki nakłada na niego społeczeństwo w realizacji swoich kulturowych ideałów i odrzucenie lub zmniejszenie tych wymagań prowadzić może do odzyskania szansy na szczęście”, co więcej, „władza nad siłami natury nie zwiększyła powodów do satysfakcji, której można by oczekiwać od życia i dlatego nie czyni nas szczęśliwszymi”. To „cywilizacja jest odpowiedzialna za naszą nędzę... i bylibyśmy znacznie szczęśliwsi, rezygnując z niej i powracając do warunków pierwotnych”. (15)
Tak kontrowersyjne stwierdzenie nie było w stanie - rzecz jasna - obalić zachodniej mitologii cywilizacyjnej czy choćby skłonić do refleksji dumnych chrześcijan, służalczo oddanych misji budowy kultury globalnej. Nie zmienia to jednak faktu, że „tysiące Europejczyków” miało okazję doświadczyć szczęścia, którego nie byli w stanie wyobrazić sobie sami ojcowie założyciele „the Land of the Free” (kraju wolności), nie mówiąc o tych, którzy nigdy nie poznali życia, jakie może oferować obca kultura czy - jak twierdził Freud - brak jakiejkolwiek.
Wolność i dążenie do szczęścia stały się mimo to częścią zachodniej mitologii, w której silna stereotypizacja i totalitarna symbolika nacjonalistyczna - konieczne do mobilizacji mas na skalę przemysłową - umożliwiły wykreowanie „największej fikcji świata” (Boorstin), naukowego irracjonalizmu poświęconego interpretowaniu rzeczywistości na zamówienie, w której wyprawa na Marsa czy konstruowanie bombowców (w odróżnieniu od budowy szpitala) przynosi „postęp”, „miejsca pracy” i „wzrost gospodarczy”, a obniżanie podatków najbogatszym podnosi warunki życia najbiedniejszych – oczywiście wyłącznie w obowiązującej od czasów Reagana teorii neoliberalnej, nazywanej przez ekspertów „supply-side economics”, czyli ekonomią strony podażowej gloryfikowanej przede wszystkim za jej wysoce „ekonomiczny” proces „skapywania [bogactwa] ku dołowi”. George Bush senior trafił bez pudła, nazywając ją „voodoo economics”, czyli „ekonomią hokus-pokus”. Obowiązujący już powszechnie światopogląd wspierany jest przez dwie niepodważalne tezy, że „nie istnieje żadna alternatywa” (Margaret Thatcher) i że „Stany Zjednoczone są dobre” (Madeleine Albright). Takie bogactwo filozoficznych mądrości wywodzi się z faktu, że „świadomość określa byt, a nie odwrotnie, jak twierdzili marksiści” (16) - co z dumą przypomniał Vaclav Havel kongresmenom państwa, w którym 94% ludności wierzy w Boga, 88% regularnie się modli, odsetek osób kończących szkołę średnią jest najniższy wśród wszystkich państw rozwiniętych(17), a w armii - której budżet dorównuje dzisiaj sumie wydatków na zbrojenia wszystkich pozostałych państw świata razem wziętych - „299 spośród 387 przeankietowanych rekrutów nie wiedziało w drugiej połowie XX wieku, że istnieje Stary i Nowy Testament. A 204 nie potrafiło podać imienia żadnego z apostołów Jezusa. Ale jeden z atomowych okrętów podwodnych nazwano „Corpus Christi”, a jedną z generacji rakiet ...„Peace-maker”. (1
Gdyby było nam do śmiechu, moglibyśmy jedynie dodać: heglowska wizja uduchowionej kultury wyższej w reżyserii Woody Allena.
„Szaremu człowiekowi” trudno jest odróżnić farsę od tragedii w spuściźnie intelektualnej upadającej cywilizacji. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, James Buchanan, wysnuł tezę, która dla części z nas może okazać się odkrywcza w żmudnym procesie poznawania elitarnej kultury Zachodu. „Idealną sytuacją dla każdego człowieka – uważa Buchanan - jest ta, która pozwala mu na pełną wolność działania przy jednoczesnym kontrolowaniu zachowania innych w celu wymuszenia posłuszeństwa na drodze do realizacji własnych pragnień. To znaczy, innymi słowy, każdy człowiek poszukuje władzy nad światem niewolników”. (19) W 1948 r. – gdy elity Stanów Zjednoczonych dyskutowały nad sposobami sprawowania władzy „nad światem niewolników” w rozpoczynającej się erze dominacji pierwszego imperium globalnego - George Kennan, szef zespołu Planowania Politycznego Departamentu Stanu, doradzał, że „powinniśmy zakończyć rozważania na temat tak mglistych i... nierealnych celów, jak prawa człowieka, podnoszenie standardu życia i demokratyzacja” i zacząć „działać w czystych koncepcjach siły”, „nieskrępowani przez ideologiczne slogany” o „altruizmie i światowym dobrodziejstwie”. (20) Był to głos sprzeciwu wobec retoryki - jaka dominowała i dominuje na amerykańskiej scenie politycznej - w myśl której Stany Zjednoczone są światowym liderem demokracji. Apel Kennana nie wzbudził entuzjazmu. Z demokracji uczyniono sztandarowe hasło kapitalistycznej demagogii, której tworzeniem na skalę światową zajął się przemysł public relations.
Kilkadziesiąt lat później, liberalny dziennikarz Washington Post, Richard Cohen, podzielił się refleksją, która jednak bardziej odzwierciedlała trzeźwe kalkulacje Kennana niż dominujące w naszej kulturze wyobrażenia o demokracji. „Marzy mi się – pisał Cohen w 1982 r. - by pewnego dnia Stany Zjednoczone stanęły po stronie chłopów w jakiejś wojnie domowej. Marzy mi się, że to my jesteśmy tymi, którzy wspierają biedotę w obalaniu klasy posiadającej, że to my jesteśmy tymi, którzy dyskutują na temat reformy rolnej i edukacji oraz powszechnego systemu zdrowia, i by po wkroczeniu członków Czerwonego Krzyża czy Amnesty International - zliczających ciała zamordowanych i dokumentujących zeznania zgwałconych kobiet - nasza strona nie miała najwięcej na sumieniu”. Rzeczywiście, „przez ostatnie 50 lat wspieraliśmy prawicowe rządy i budzi to moje zdziwienie... – mówił amerykański pisarz i dziennikarz William Shirer - bo nie rozumiem, co takiego tkwi w naturze Amerykanów, ...że niemal odruchowo, nawet gdy prezydentem jest liberał, wspieramy lub tolerujemy faszystowskie dyktatury.” (21)
By zrozumieć „co takiego tkwi w naturze Amerykanów”, pomocnym mogłoby okazać się wyjaśnienie Roosevelta, który usprawiedliwiając swego czasu poparcie dla nikaraguańskiego dyktatora Anastasio Somozy powiedział dobitnie, że Somoza „może i jest sku*rwysynem ale przynajmniej jest naszym sku*rwysynem”. (22) Nie trudno zauważyć, że to dzięki „sku*rwysynom” możliwe jest „rządzenie światem niewolników”. Na nich opiera się polityka Zachodu i jej wartości, których broni Nowakowski. W kręgach politycznych nie robi się zresztą z tego tajemnicy, tak długo jak fakty są we właściwy sposób interpretowane i prezentowane przez ekspertów odpowiedzialnych za „kształtowanie opinii publicznej”, przychylnej tym, którzy „podają ton”. A fakty mogą być różne, nawet najbardziej zatrważające, tak jak choćby ten: „Zabiegałem w Chinach o wspieranie Pol Pota” – oświadczył w 1979 r. doradca prezydenta Cartera, Zbigniew Brzeziński. „Zachęcałem Tajlandię do popierania [Czerwonych Khmerów]. Kwestią otwartą pozostawała pomoc narodowi kambodżańskiemu. Pol Pot był odrażający. Nie moglibyśmy go popierać. Ale Chiny mogły”. (23)
Rola ekspertów od stosunków ze społeczeństwem (public relations) czyli propagandystów oraz wszelkiej maści apologetów europejskiej mitologii - a więc polityków, dziennikarzy, nauczycieli czy doradców ekonomicznych - nie powinna być lekceważona. Od ich skuteczności w zdobywaniu poparcia politycznego zależy powodzenie procesu rozszerzania strefy wpływów korporacyjnego Zachodu, inwestowania zdobytego kapitału w kolejne przedsięwzięcia, które służą pomnażaniu zysków kosztem katastrof demograficznych i dewastacji całego ekosystemu. Od skuteczności ekspertów public relations zależą ideały Zachodu, czyli „obrona naszych wartości” i „panowanie nad światem niewolników”.
Zbigniew Jankowski ze strony
http://lepszyswiat.home.pl/,,
pamięaj
,,Gnij w grobie Fridman! 20 lat demokracji- 20 lat neoliberalnej zarazy ,,w Polsce od 20 lat panoszy się ideologia neoliberalizmu. W rzeczywistości wszystko zaczęło się nieco wcześniej, gdy w roku 80 w odpowiedzi na rządowe podwyższki cen mięsa, wybuch strajk w gdańskiej stoczni im. Lenina, na czele którego stanął charyzmatyczny Lech Wałęsa.
Fala strajków szybko rozprzestrzeniła na Pomorzu i w całym kraju. Nie tylko Polacy, ale cały świat zakochał się we Wałęsie, który jak się potniej okazało stał się zwiastunem upadku komunizmu w Europie Środkowo- Wschodniej. Moskwa nie mogła patrzeć na to spokojnym okiem, posługując się gen. Jaruzelskim w grudniu 81r. w Polsce wprowadzono stan wojenny, a tysiące członków i sympatyków wcześniej założonej Solidarności zostało internowanych. Na krótki czas wydawało się, że sytuacja została opanowana, gdy w 88 przez kraj przetoczyła się kolejna fala strajków inspirowanych przez ,S,. Wytoczona przeciw robotnikom siła nie zdołała uciszyć żądań Solidarności, w wyniku czego władza musiała siąść do rozmów z demokratyczna opozycją.
Między 6 lutego, a 5 kwietnia 1989r. w Warszawie oraz kilku innych miejscach toczyły się burzliwe obrady przy słynnym już Okrągłym Stole, gdzie miała zostać podjęta decyzja, w którą stronę powinna iść Polska. W tym czasie gospodarka Polski była w opłakanym stanie. Zadłużenie kraju wynosiło 40 miliardów dolarów, inflacja sięgała 600 procent, pojawiły się braki w zaopatrzeniu żywności i kwitł czarny rynek. To tylko kilka z bolączek polskiej transformującej się gospodarki. Ostatecznie Solidarność zdołała zdobyć większość miejsc w dwuizbowym parlamencie. Ale co dalej, co zrobić z palącymi problemami? Mamy wolność, ale ludzie nie mają nadal, co jeść. Amerykański prezydent Georg H. W. Bush pogratulował Solidarności zwycięstwa nad komunistami, ale jasno dał do zrozumienia, że nie odpuści spłaty 40- miliardowego długu.
Nowe elity polityczne stanęły przed kolejnym dylematem, czy realizować początkowe założenia związku tzn. przekształcenie przedsiębiorstw państwowych w robotnicze kooperatywy, czy wybrać inną drogę. Była to idealna okazja do wcielenia w życie doktryny szoku, czy jak ktoś woli kapitalizmu kataklizmowego naczelnej doktryny Miltona Friedmana (ojciec neoliberalizmu) i jego studentów z Uniwersytetu Chicago, zajmujących na przełomie lat 80/90 wysokie stanowiska w MFW ( Międzynarodowy Fundusz Walutowy) i Banku Światowym (doktryna szoku wyniosła do władzy między innymi Pinocheta w Chile, czy gen. Suharto w Indonezji). Doktryna szoku opiera się na neoliberalnej świętej trójcy: deregulacji, prywatyzacji i drastycznych cięciach socjalnych.
Chicago boys i inni zwolnicy leseferyzmu między innymi Jeffry Sachs widzieli w transformujące się Polsce szanse na kolejny neoliberalny eksperyment. Demokratyczna władza znalazła się w potrzasku, albo realizować swoje pierwotne założenia bez wsparcia Zachodu, albo obrać neoliberalny kurs i stać się sługusami MFW. Wcześniej wspomniany Sachs nawiązał bliską współpracę z Solidarnością, a później ministrem finansów Leszkiem Balcerowiczem. Apogeum nastąpiło 12 września 1989r. gdy premier Tadeusz Mazowiecki oficjalnie ogłosił, wcielenie w życie Planu Sachsa lub inaczej terapii szokowej, co oznaczało prywatyzację państwowego przemysłu, powstanie giełdy papierów wartościowych i rynki kapitałowe, drastycznie ciecia budżetowe oraz nieograniczoną wiarę w niewidzialną rękę rynku.
W ten oto sposób Solidarność odeszła od swoich pierwotnych planów. Sachs przewidywał, że radykalne reformy spowodują tylko czasowe zakłócenia, czy rzeczywiście? Bardzo szybko okazało się, że gospodarcze reformy nie przyniosły oczekiwanego cudu. Już po osiemnastu miesiącach rządów Solidarności jej robotnicza baza miała dość. W roku 1990 Solidarność zorganizowała 250 strajków, dwa lata później już 6000, a w 93r. aż 7500, dzisiaj- nie ma tygodnia gdy nie słyszymy o strajkach. A co z symbolem ,S, stocznią w Gdańsku? Kto jest na bieżąco z wydarzeniami w Polsce dokładnie wie. O ironio losu czasowe zakłócenia trwają już przeszło 20 lat i nie widać ich końca, a rządy PO, polityków zakochanych w Friedmanowskim neoliberalizmie z pewnością ich nie zakończą.
Tak o to w Polsce już od 20 lat panoszy się zaraza neoliberalizmu, która służy tylko silnie ekonomicznym jednostkom, doprowadzając do coraz większej polaryzacji między gospodarczym establishmentem, a rzeszami polskich robotników. Obecnie współczynnik GINI w Polsce wynosi około 0,35(skala od 0-1) co, klasuje nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie(współczynnik GINI mierzy dysproporcję między zamożnymi, a biednymi). Gnij w grobie Fridman!
~Gnij w grobie Fridman! ,,
OCZY OTWARTE
,,Długi Polski:około 600 mld zł.Można za to kupić -
- 3 mln mieszkań w blokach po 200 tys zł
- 38 mln samochodów po 15 tys zł
- 600 mln pralek,lub lodowek,lub piecyków,lub okien
Dług Polski to 30 tys ton złota (licząc po 20 zł za gram - podaję na oko,gdyż nie znam dokładnych notowań,które są zmienne).Gdyby zapełnić tym złotem pociąg - do każdego wagonu dać 10 ton złota,to skład miałby długość 19 kilometrów,3 tys wagonów i 120 lokomotyw i zajmowałby obszar:
- Luboń - Swarzędz
- Przemyśl - Radymno
- Kraków -Krzeszowice
- Gliwice - Chorzów
- Zielona Góra - Nowa Sól
- Kalisz - Ostrów Wielkopolski
- Goleniów - Szczecin
- Kuźnica - Hel
- Sulejówek - Mińsk Mazowiecki
- Łódź - Koluszki
- Oleśnica - Wrocław
Odsetki od tego długu - około 5 %
- 150 tys mieszkań rocznie,1.9 mln samochodów rocznie,30 mln pralek,lodówek,piecyków,okien rocznie i jeden kilometr pociągu ze 150 wagonami po 10 ton złota każdy,o wartości 30 mld złotych.Tyle rocznie oddajemy tylko z tytułu obsługi długu.
~seba70nh, 2009-03-15 10:49 ,,
Oddech miarowy
,,,'Myślę więc jestem', powiedział kiedyś Kartezjusz. Ja sam myślę, a im bardziej samodzielnie, autonomicznie myślę, tym bardziej jestem. Im bardziej powtarzam cudze opinie, tym bardziej mnie nie ma. Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym w ten sposób? Czy myślałeś jak bardzo człowiek rozprasza się na powtarzanie nie swoich opinii, uzależnia się od nich i przyjmuje za własne? W końcu zaś, po pewnym czasie sam nie wie kim jest. A po jeszcze dłuższym czasie nie potrzebuje tego wiedzieć. Jego umysł nie stawia sobie zbędnych pytań - tak bardzo przepełniony jest gotowymi odpowiedziami...
I. Na czym polega indoktrynacja?
Indoktrynacja była stosowana zawsze i wszędzie tam, gdzie istnieje podział społeczny na warstwy rządzące i rządzone. Jest narzędziem dokładnie każdej formacji politycznej czy religijnej stojącej (lub zamierzającej stać) u władzy. Ci, którzy rządzą (lub którzy chcą rządzić) pragną narzucić pozostałym swój sposób myślenia i swój sposób interpretacji rzeczywistości. Ty i inni ludzie macie przyjąć go jako własny po to, by odpowiednie grupy nacisku mogły prowadzić założoną politykę. W procesie indoktrynacji dochodzi zatem do starcia dwóch woli i dwóch interpretacji rzeczywistości (idei). Ostatecznym celem indoktrynacji jest sterowanie sposobem, w jaki indywidualny człowiek odbiera i ocenia otaczającą go rzeczywistość. Indoktrynacja zawsze dotyczyć będzie całościowego systemu jego poglądów i przekonań. Dzięki odpowiedniego typu działaniom na podświadomość, dzięki pewnym strategiom językowym indoktryner wpływa na umysł i osąd człowieka tak, by on sam formułował wygodne dla indoktrynera poglądy.
Indoktrynacja jest więc świadomym działaniem - działaniem nie liczącym się z wewnętrzną wolnością człowieka. Ingeruje w nasz wewnętrzny system wartości i przekształca go tak, byśmy interpretowali i oceniali rzeczywistość społeczną zgodnie z czyimś, z góry ustalonym planem.
Indoktrynacja jest to:
1. Co?
- wpajanie
2. Czego?
- poglądów,
- idei,
- podstawowych wierzeń i przekonań, doktryn
3. Jakich?
- leżących w interesie rządzących grup społecznych
4. W jaki sposób?
- poprzez środki masowego przekazu, szkolnictwo.
W konsekwencji, działania człowieka zindoktrynowanego stają się nie tylko przewidywalne, ale i sterowalne. I właśnie dlatego, że indoktrynacja godzi w wolność i niezależność sądów - a zatem najgłębszą godność człowieka - powinna być przez nas rozpoznawana i zdecydowanie zwalczana.
II. Jak powstaje autonomiczny sąd.
Istota indoktrynacji polega na tym, abyśmy za własne uznali sądy i opinie z góry przez kogoś ustalone. Nasze sądy różnią się od siebie, ponieważ każdy z nas ma nieco odmienną wizję rzeczywistości, Inaczej mówiąc, każdy z nas ocenia dostępne mu informacje w oparciu o swój własny system wartości. Poza tym informacje, na podstawie których wydajemy sądy, zazwyczaj nie pokrywają się w pełni. Jeden wie więcej, inny mniej, z różnych też źródeł czerpiemy informacje.
Obiektywna informacja i moja własna, wewnętrzna wizja rzeczywistości, do której ją odnoszę - to dwa niezbędne elementy, stanowiące podstawę autonomicznego sądu. Dysponując INFORMACJĄ o danym fakcie czy zjawisku, dokonuję jej OCENY na podstawie posiadanego przeze mnie SYSTEMU WARTOŚCI. Mój system wartości stanowi zatem pryzmat, przez który oceniam posiadaną aktualnie informację.
Podstawą autonomicznego sądu są więc:
1. obiektywna informacja,
2. wewnętrzny system wartości
3. indywidualna ocena informacji (dokonana w oparciu o własny system wartości)
Celem indoktrynerów jest taka ingerencja w nasz proces myślenia, byśmy, nie mając tego świadomości, wydawali sądy zgodnie z ich wolą. Indoktrynacja oddziałuje na każdy z powyższych elementów: manipuluje przekazem informacyjnym, wpływa na nasz wewnętrzny system wartości, a jej właściwym celem zawsze będzie wydawana przez nas ocena zjawisk.
Rozważmy więc po kolei, jak można ingerować w subiektywny proces wydawania sądów, tak by indoktrynowana osoba nic o tym nie wiedziała.
III. Proste sposoby manipulowania informacją.
Informacja, to pierwszy element procesu sądzenia. Wydajemy sąd w oparciu o taką tylko informację, jaka jest nam aktualnie dostępna. Nigdy nie jest tak, że wydajemy jakiś sąd w oparciu o jedną tylko informację. Zawsze będzie to ich zbiór powiązanych ze sobą w ten sposób, że warunkują wzajemnie swoją ważność i w konsekwencji kształtują nasz obraz rzeczywistości. Dobrym manipulatorem jest ten, kto potrafi w taki sposób podać informację, aby czytelnik wyciągnął z góry przewidziany i ustalony wniosek.
Sposoby manipulowania informacją:
1. Kłamstwo.
Zazwyczaj kłamstwo "ma krótkie nogi" i wychodzi na jaw, choć częściej zasada ta obowiązuje w życiu prywatnym. W życiu publicznym kłamstwo zasiewa w odbiorcach wątpliwość i niepewność, bo samo rzucenie oskarżenia ma moc obciążającą, a jego sprostowania są zawsze wątpliwe czy "podejrzane". Przykładowo kto dziś odpowie czy J. Oleksy był zdrajcą czy nie?
2. Arbitralne ustalanie ważności informacji.
Już samo graficzne rozmieszczenie informacji koduje się w naszej świadomości jako jej ważność. Np. wiadomość na pierwszej stronie wielkimi literami = ważna informacja. Rzeczywista zależność między rozmieszczeniem graficznym a ważnością informacji istnieje tylko wówczas, gdy będziemy rozpatrywali ją w kategoriach indoktrynerów. Z jej obiektywną ważnością nie musi mieć to wiele wspólnego. Czytając np. teksty prasowe staraj się nie sugerować "graficzną ważnością". Ustaw w myślach wszystkie informacje na tym samym poziomie i sam, zgodnie z własną wizją rzeczywistości, oceń, którą z informacji uważasz za bardziej, a którą za mniej ważną. Ponadto wrażenie ważności danego faktu można uzyskać poprzez wielokrotne powtarzanie tej samej lub podobnej informacji dotyczącej tego faktu.
3. Arbitralne dobieranie kontekstu informacji.
Umieszczenie informacji obok siebie sprawia, że automatycznie, prawie nieświadomie, dokonujemy ich porównań. Ta sama informacja zestawiona każdorazowo z inną informacją otrzymuje inny wydźwięk. Np. informacja o powodzi w Polsce obok informacji o podwyżkach diet poselskich będzie miała inny wydźwięk niż informacja o powodzi zestawiona z informacją o trzęsieniu ziemi w Turcji.
4. Selektywność informacji (to uwzględnianie i podawanie jednych, a pomijanie innych informacji)
5. Półprawda (to podawanie informacji, ale okrojonej, niepełnej. Po prostu, przedstawiając jakieś wydarzenie, niektóre jego aspekty. - niewygodne dla indoktrynera - pomija się.
IV. Bezpośredni wpływ na podświadomość - czyli jak przekazać informację nie formułując jej.
Język jest podstępnym mechanizmem. Potrafi bowiem przekazać informację nie tylko w warstwie, w której zdanie o czymś "mówią", w warstwie treści, którą odbieramy w sposób świadomy, ale również w płaszczyźnie głębiej położonej - w płaszczyźnie z a ł o ż e ń, które tkwią u podstaw zdania. Nazwijmy je jego s u p o z y c j a m i.
Dla przykładu: supozycją zdania "Kowalski przestał brać łapówki" jest twierdzenie "Kowalski brał łapówki". Takie samo twierdzenie tkwi u podstaw drugiego zdania "Nieprawda, że Kowalski przestał brać łapówki". Oba te zdania - choć jedno jest zaprzeczeniem drugiego - przekazują nam tę samą u k r y t ą i n f o r m a c j ę, mianowicie taką, że "Kowalski brał łapówki". Supozycje nie muszą być fałszywe. Mogą jednak być fałszywe i musisz być na to szczególnie uczulony.
Często reagujemy emocjami na określone słowa. Np. słyszysz: "Trzeba z tym skończyć! On nie będzie nas już dłużej okłamywał!" Emocjonujesz się. Tak - myślisz - trzeba z tym skończyć. Nie można pozwolić, aby nas wciąż okłamywano. Niech chcesz być okłamywany, kto chciałby być okłamywany? - więc człowiek, który krzyczy, że trzeba z tym skończyć wypowiada "twoje myśli". Ale fakt, że "on nas do tej pory okłamywał" tkwił wyłącznie, w supozycji wznoszonego okrzyku. A przecież może być tak, że to właśnie ten człowiek, który teraz głośno krzyczy "okłamuje cię" w specyficzny sposób. Przyłączyłeś się do jego emocji, ale czy sprawdziłeś uprzednio prawdziwość ukrytej w zdaniu supozycji? Reagując w taki półautomatyczny sposób, nie zauważamy, że umysł nasz przyjął bezkrytycznie przekazaną w supozycji informację. Informacji tej nie poddajemy żadnej analizie. Dotarła ona poza sferą naszej świadomości, bezpośrednio do naszego indywidualnego, niekwestionowanego zasobu wiedzy o świecie...
Techniki ukrytego przekazu informacji występują szczególnie często w reklamie i handlu, np. "Dlaczego kupno McIntosha jest opłacalną inwestycją?", "Drukarki Lexmark. Szukaj w najlepszych sklepach komputerowych." "Szminka Volume. Spełnione marzenie! Nareszcie większe usta." etc.
V. Oblicza faktu - czyli jak odebrać człowiekowi zdolność samodzielnej oceny.
Ważne jest, abyś uświadomił sobie w sposób absolutnie wyraźny: wszelkie FAKTY SĄ NEUTRALNE. Fakty nie są - same w sobie - ani dobre ani złe. Po prostu są. Dopiero Ty sam nakładasz na nie swoją OCENĘ, wypowiadając swą opinię.
1. Jaki fakt kryje się za słowem? Umiejętność odróżniania informacji od jej oceny.
Przykład: ktoś oddał portfel znaleziony na ulicy. Jest uczciwy czy naiwny i nieprzystosowany do życia?
Słowa "uczciwy", "naiwny", "nieprzystosowany do życia", to słowa o wyraźnym ładunku emocjonalnym. Słów tego rodzaju używasz dla wyrażenia własnej opinii lub odbierasz je jako wyrażenie opinii kogoś drugiego. Jeśli zatem słyszysz: Jakiś uczciwy człowiek oddał portfel, musisz odróżnić fakt: ktoś oddał portfel od jego oceny: ten ktoś jest, według mnie uczciwy.
Inny przykład.
Wyobraź sobie człowieka, który tańczy na stole pośrodku stołówki. Można powiedzieć o nim "wariat", "niekulturalny", lub inaczej "facet na luzie, bez kompleksów". Sam fakt jest neutralny: człowiek tańczy na stole pośrodku stołówki. Słowa emocjonalnie aktywne przekazują ocenę tego faktu, opinie o nim - negatywną: "wariat", "niekulturalny" lub pozytywną: "na luzie, bez kompleksów". To, jakiej dokonasz oceny tego faktu zależy od Twojego własnego systemu wartości. Może być on zupełnie inny niż system wartości drugiego człowieka, który ten sam fakt może ocenić inaczej. Dlatego gdy ktoś ci powie: Jakiś idiota rozrabia w stołówce, nie przyjmuj tego bezkrytycznie, tylko oddziel słowa emocjonalnie aktywne ("idiota", "rozrabia") od faktów - spytaj na przykład:
- Co robi?
- Ach, tańczy na stole pośrodku stołówki.
- Niczego nie demoluje?
- Skąd, tylko tańczy na tym stole. I to pośrodku stołówki.
- Może jest szczęśliwy - powiesz - To pewnie po prostu jakiś wesoły facet na luzie.
Nie przyjąłeś oceny drugiej osoby. Oddzieliłeś ją od informacji o faktach i porównałeś z własnym systemem wartości. Obroniłeś swoją niezależność. W twoim systemie wartości słowo "rozrabia" oznaczałoby co najmniej niszczenie jakichś przedmiotów lub zagrażanie ludzkiemu zdrowiu. Jeśli fakty takie nie miały miejsca, nie jesteś skłonny nazywać tym słowem zaistniałej sytuacji. Dla ciebie ten człowiek nie jest "idiotą", ale jest na przykład tylko "wesoły".
Ważne jest, abyś potrafił nieomylnie i w każdej sytuacji oddzielać INFORMACJĘ O FAKTACH od połączonej z nią OPINII, kryjącej się w słowach nacechowanych emocjonalnie. Opinia ma być Twoja i zgodna z Twoim systemem wartości.
W słowniku każdego z nas istnieją pewne słowa "na plus", słowa o pozytywnym ładunku emocjonalnym (np. wolność, prawda, sprawiedliwość, miłość, uczciwość, itp.), i słowa "na minus", o negatywnym ładunku emocjonalnym (zdrada, kłamstwo, oszustwo, naiwność, chamstwo itp.). Naturalne jest, że na pierwsze reagujemy pozytywnie, a na drugie negatywnie. Opatrując zatem pewien fakt danym określeniem - pozytywnym lub negatywnym - doprowadzimy do jego akceptacji lub odrzucenia. To jakiego użyjemy słowa zależy od dokonanej przez nas OCENY faktu, czyli odniesienia informacji o fakcie do posiadanego systemu wartości.
Jeśli ludzie różnią się systemami wartości, to wydawać będą różne opinie dotyczące tego samego faktu. Może więc powstać pytanie czy istnieje jakiś jednolity ogólnie obowiązujący system wartości, do którego moglibyśmy się odnosić, aby ujednolicić ocenę zaistniałego wydarzenia (faktu)? Według autorki takiego systemu wartości nie ma i nie będzie. Dlatego nasze zadanie, zadanie umysłu broniącego się przed jakąkolwiek indoktrynacją, nie polega na nerwowym szukaniu jednego "obiektywnego" i "wreszcie prawdziwego" systemu wartości, ale na umiejętnym rozpoznaniu, jaki system wartości kryje się za poszczególnymi ocenami ferowanymi przez poszczególne osoby lub grupy osób. Reasumując pamiętajmy więc, że:
1. ISTNIEJĄ SŁOWA EMOCJONALNIE AKTYWNE
2. SŁOWA EMOCJONALNIE AKTYWNE PRZENOSZĄ GŁÓWNIE EMOCJE, NIE TREŚCI
3. NAS INTERESUJĄ TREŚCI, INFORMACJE. OCENA EMOCJONALNA MA BYĆ WYNIKIEM ODNIESIENIA INFORMACJI DO WŁASNEGO SYSTEMU WARTOŚCI.
4. ZNAK OSTRZEGAWCZY: UWAGA, SŁOWO EMOCJONALNIE AKTYWNE! - ODRZUCIĆ LUB SPYTAĆ O TREŚĆ.
5. NIE PRZYJMUJ CUDZEJ OCENY JAKO WŁASNEJ - TWOJA MOŻE BYĆ INNA.
2. Wykorzystanie emocjonalnego ładunku słów w indoktrynacji.
a) Technika "co masz popierać, a czego unikać"
Indoktrynacja wykorzystuje naszą naturalną potrzeba emocjonalnego dążenia ku temu, co dobre, właściwe, pożądane i odrzucania tego, co złe, niesłuszne, krzywdzące. Manipulując odpowiednio ładunkiem emocjonalnym, indoktrynerzy pokazują nam dokładnie co mamy odrzucać, a co popierać. (przykłady, ss. 54-57)
b) Technika "pozór wyboru"
Indoktrynacja nie musi jednak polegać na prostym wskazywaniu nam, co mamy popierać, a co odrzucać. Niekiedy daje się nam p o z ó r w y b o r u, jak w zawołaniu: Wolicie chować się tchórzliwie za kieckami kobiet, czy jak mężczyźni ruszycie bronić słusznej sprawy? Sam wybierasz, co wolisz. Być zniewieściałym "tchórzem" czy "bronić słusznej sprawy".
Inny wariant tej techniki polega na próbie narzucenia nam pozytywnej bądź negatywnej oceny kogoś lub czegoś. Przed odbiorcą stawia się pozorny wybór oceny poprzez, np. zadanie pytania w rodzaju, jak Pan(i) sądzi, czy to, co zrobił X, jest wyrazem jego niekompetencji czy po prostu zwykłej złośliwości? Można też, zamiast pytać, napisać artykuł w gazecie i zatytułować go, np. "Ignorancja czy zwykła złośliwość?". Jakąkolwiek ocenę wybierzemy, będzie ona opisywanego X-a stawiać w negatywnym świetle. Autor pytania (lub artykułu) celowo przemilcza inne, możliwe oceny (interpretacje) zachowania X-a, które stawiałyby go w pozytywnym świetle.
c) Technika "my robimy dobrze, a oni źle"
Naturalne jest dążenie człowieka do przynależności do pewnej grupy. Dlatego każda indoktrynacja dzieli społeczeństwo na "My" i "Oni". Przy czym "My" robimy i chcemy zawsze dobrze, a "Oni" (nasi wrogowie) robią i chcą zawsze źle. Stąd "My" piszemy o sobie zawsze dobrze, a o "Nich" źle i
odwrotnie "Oni" piszą o sobie dobrze, a o "Nas" piszą źle. Tak więc jeśli "My" piszemy o sobie, że "nasze działania są kontynuacją słusznej polityki reform", to oni napiszą o nas, że "jak zwykle niewolniczo trzymamy się dawno przebrzmiałych rozwiązań..." etc.
VI. "Patriotyzm", "wolność", "demokracja" - czyli jak ingerować w indywidualny system wartości.
Twój wewnętrzny słownik zawiera bardzo wiele pozytywnych słów. Budują one twój indywidualny system wartości. Różne mogą być to słowa, np. wolność, patriotyzm demokracja, tradycja etc. Obok tych słów będą istniały takie, które zdecydowanie odrzucasz, np. obłuda, kłamstwo, chamstwo, etc.
Twój system wartości charakteryzuje nie tylko układ tych słów, ich wzajemne odniesienia, i to, które z nich znajdują się w "szufladce na plus", a które w "szufladce na minus" (to, co jest dla ciebie pozytywne, nie musi być takie dla drugiego człowieka). Najważniejsze jest to, że w twoim wewnętrznym słowniku słowa te mają coś więcej niż sam ładunek emocjonalny. Po prostu rozumiesz te słowa w pewien właściwy dla siebie sposób, to znaczy nadajesz im pewne znaczenie. Ale czy zawsze jesteś tego wystarczająco świadomy?
Na przykład czytasz tekst: Cóż innego oznacza słowo "demokracja", jak nie władzę ludu? Gdzie mieszka lud - przy reprezentacyjnych ulicach Warszawy, czy jak Polska długa i szeroka, po małych miasteczkach i wsiach? Dość już władzy warszawki i samozwańczych elit! Oddajmy całą władzę w ręce polskiego ludu!
Jeżeli nie posiadasz własnego, bardzo wyraźnego rozumienia słowa "demokracja", to indoktrynerom łatwo będzie niepostrzeżenie wbudować określoną treść w puste miejsca. Za pomocą odpowiednio skonstruowanych definicji perswazyjnych wytłumaczą ci, "co znaczy" demokracja, wolność, patriotyzm itd. A nawet jeśli jesteś świadomy znaczenia tych słów, mogą je przekształcić, pokazując ci, co znaczy "prawdziwa demokracja" czy "prawdziwa wolność".
Dlatego świadomość własnego systemu wartości, świadomość znaczenia słów, które budują twój system wartości jest niesłychanie ważna. Jest to, ostatecznie, świadomość samego siebie. Przecież pryzmat, przez który oceniasz rzeczywistość, jest ostatecznym wyznacznikiem twoich postaw i zachowań, warunkuje podejmowane przez ciebie działania. Dopiero wówczas, gdy jest on pod twoją świadomą kontrolą, możesz powiedzieć: "Jestem panem samego siebie". Do umysłu w pełni świadomego własnego systemu wartości indoktrynacja nie ma dostępu.
Indoktrynacja wdziera się w twój system wartości za pomocą tak zwanych definicji i argumentacji perswazyjnych. Definicje perswazyjne to zabiegi językowe, których celem jest manipulacja ładunkiem emocjonalnym słowa, treścią tego słowa lub dwoma tymi rzeczami naraz.
Zilustrujmy te zabiegi przykładem:
Oto mamy pewne słowo, obarczone silnym ładunkiem emocjonalnym, np. "parias". "Parias" oznacza w Indiach ludzi stojących na najniższym stopniu drabiny społecznej, żyjących w nędzy, upokorzeniu, często upośledzonych. Parias to "niedotykalny", samo dotknięcie takiego człowieka uważa się za kalające. Nie można podejmować nawet prób zmiany ich losu, nie przekształcając uprzednio społecznego do nich stosunku. Nie można podjąć działania, nie zmieniając stanu świadomości społecznej. Można starć się zmienić społeczny stosunek ludzi do pariasa posługując się definicjami perswazyjnymi.
Trzy techniki tworzenia definicji perswazyjnych:
1. Zmiana zakresu słowa definiowanego
Słowo obarczone pewnym (w naszym przypadku negatywnym) ładunkiem emocjonalnym zostaje, ale nadajemy mu zupełnie nową treść, a przez to zmieniamy jego zakres, który obejmuje teraz nowe osoby lub zjawiska.
Przykładowa definicja pariasa mogłaby brzmieć następująco: "Parias jest to człowiek, który daje się unosić złością, pełen nienawiści, obłudny i zawistny"
Definicja ta mogłaby odnieść większy skutek w Europie, gdzie z pewnych względów skłonni bylibyśmy może nazwać człowieka złego, pełnego nienawiści i obłudnego pariasem. Ale nie w Indiach, gdzie słowo to zbyt mocno tkwiło swymi korzeniami w tradycji.
2. Zmiana ładunku emocjonalnego słowa definiowanego.
Zachowane zostaje słowo oraz jego zakres, ale dołączamy do niego pozytywny ładunek emocjonalny, dzięki temu słowo o ujemnym ładunku emocjonalnym zaczynamy odbierać jako słowo o pozytywnym ładunku emocjonalnym. W tym przypadku zmienia się treść, ale nie zmienia się zakres słowa - dalej odnosi się ono do tej samej kasty ludzi, ale mówi się o nich inaczej.
Teraz przykładowa definicja pariasa mogłaby mieć postać: "Parias jest to wybraniec Boga".
W konkretnie omawianej sytuacji również ta definicja nie miałaby raczej większych szans.
3. Zastąpienie używanego słowa innym słowem o odmiennym ładunku emocjonalnym.
Tutaj zachowany zostaje wyłącznie zakres słowa, zmienione zaś zostaje samo słowo. W naszym przypadku w miejsce słowa o negatywnym wydźwięku emocjonalnym - "parias", wprowadza się nowe słowo o pozytywnym wydźwięku emocjonalnym - "haridżan" (znaczące tyle co "człowiek boga"), które staje się odtąd nowym określeniem odnoszącym się do ludzi z kasty niedotykalnych. Zakłada się przy tym, że pozytywne skojarzenia emocjonalne związane ze słowem "haridżan" zostaną przeniesione na tych, którzy dotąd nazywani byli pariasami.
Mahatma Gandi posłużył się trzecią techniką i na oznaczenie kasty niedotykalnych zaczął używać nazwy "haridżan". Mówiąc o człowieku z tej pogardzanej kasty "haridżan", mówiono o nim teraz "człowiek Boga", a stosunek emocjonalny do tych ludzi niepostrzeżenie zaczął ulegać zmianie.
Definicje perswazyjne zmieniają twój "porządek świata". Pokazują, że to, co uważałeś za złe jest dobre albo to, co uważałeś za dobre jest złe lub też zupełnie inne niż sądziłeś.
Definicję perswazyjną możesz najłatwiej rozpoznać po tym, że poprzedzona jest często wyrażeniami "prawdziwy", "naprawdę", "rzeczywisty", np.
1) Prawdziwy patriota to ten, kto gotów jest oddać życie za ojczyznę.
2) Rzeczywiste bogactwo uzyskuje ten, kto gotów jest wyrzec się wszelkich dóbr materialnych.
3) Tak naprawdę miłość jest tylko nadzieją dwojga ludzi na wieczne stopienie się ich jaźni.
Słówka "prawdziwy", "tak naprawdę", "rzeczywisty" i tym podobne możesz traktować jako sygnały ostrzegawcze: uwaga definicja perswazyjna!
Podstępność definicji perswazyjnych polega dodatkowo na tym, że operują często informacją przekazywaną w supozycjach zdań. Mówiąc: "Prawdziwy patriota to ten, kto jest dobrym fachowcem", przekazuję w supozycji informację: "Ten, kto nie jest dobrym fachowcem, nie jest patriotą.
Definicje perswazyjne rzadko występują "same". Zazwyczaj mamy do czynienia z całymi tekstami, które "uczą cię", jak masz rozumieć wybrane pojęcie, czyli tzw. argumentacją perswazyjną.
Przyjrzyj się takim oto słowom:
Po pierwsze, musimy nasz naród uwolnić od beznadziejnego mętniactwa internacjonalizmu, wychowując go świadomie i systematycznie w duchu nacjonalizmu. Po drugie, musimy nasz naród uwolnić od nonsensu parlamentaryzmu, wdrażając go do walki z obłędem demokracji i do uznania niezbędności autorytetu i wodzostwa. Po trzecie, musimy nasz naród uwolnić od żałosnej wiary w obcą pomoc, to znaczy od wiary, to znaczy od wiary w pojednanie narodów, w pokój światowy, w organizacje międzynarodowe i międzynarodową solidarność, niszcząc w ten sposób te idee.
(Der Nationalsozialismus, Dokumente. Frankfurt/Main 1957, s. 37, cyt. za T. Pawłowski, dz. cyt., s. 140).
Jak w powyższym tekście został "opisany" internacjonalizm, parlamentaryzm, demokracja?
Teksty perswazyjne sprawiają tylko wrażenie, że mówią o czymś. Rzeczywistej informacji w tych tekstach nie ma. Stanowią one wyłącznie próbę wymiany treści twojej "wewnętrznej kartoteki słów".
Indoktrynacja w sposób bezwzględny wykorzystuje naturalne dążenie człowieka ku temu co dobre i ucieczkę od tego co złe. A co jest dobre? Co jest złe? Mamy "dobre" i "złe" nazwy wskazujące kierunek emocjonalnego ruchu "ku" lub "od". Jeśli nazwy nie napełnisz własną, wyraźną treścią, ktoś inny wskaże ci, ku czemu masz zdążać i od czego masz stronić. Będzie kształtował twoje postawy, wpływał na twoje zachowania i nie spostrzeżesz nawet, kiedy zostaniesz bezwolnym narzędziem do realizacji czyichś celów. A ty? Ty możesz pójść wtedy drogą prowadzącą prosto do przepaści, na której ktoś postawił drogowskaz z napisem "wolność"...
Opracowanie: hotnews
Źródło/autorstwo: na podst. Mira Montana Czarnawska, Jak się bronić przed indoktrynacją, Wydawnictwo Socrates/Leszek...
strona
http://hotnews.pl/artpolska-801. html ,,
Świadomość otwarta
,,Dalej zajmujcie się bzdurami ,... - impaktami ,przepowiedniami ,religiami ,dywagacjami ,przypuszczeniami...-Dalej łudżcie się nadzieją ,że mała grupa osób jest w stanie zmienić dziszejszy układ partyjny.Dalej pozwalajcie się kanalizować nowo Przegrupowanym Politykierom ,jak to trwa od 1989r.Dalej pozwalajcie sobie wmawiać,że jesteście wyjątkowy bystrzy ,ale Wybrańcy będą uczciwie reprezentować was dla waszego Dobra .Dalej nie przyjmujcie do wiadomości ,że jesteście celowo podzieleni i manipulowani.Dalej trwajcie w przekonaniu,że odkrywacie Prawdę ,Zamiast zjednoczyć siły i wysiłki celem pozbawienia Partiokracj wszechwładzy nad społeczeństwem .A jeśli już,wam się znudzi ten letarg .to pomyślcie ,że zjednoczone doinformowane społeczeństwo jest w stanie decydować o swoim losie .Demokracja Bezpośrednia pozwala decydować,każdemu o swoim losie . Możecie dokonać realnego wyboru ,a nie pozornych zmian .
http://tnij.org/c4nd ,,
-----------
milczenie owiec
,,,,Nie musimy udawać? Nasi okupanci pragną za wszelką cenę skupić naszą uwagę na sobie, żeby w ten sposób odwrócić ją od rzeczywistych zagrożeń, jakie swoją lekkomyślnością ściągnęli na nasze państwo i na nas samych. Oto na przełomie roku najważniejszą sprawą okazał się udział posła Zbigniewa Wassermanna i posłanki Beaty Kempy w komisji hazardowej. Wprawdzie wiadomo, że ta komisja niczego nie wyjaśni, ani nawet nie ustali, bo pociągający naszych mężów stanu za sznurki starsi i mądrzejsi nie życzą już sobie żadnych hałasów wokół tej sprawy, ani tym bardziej – żadnych „wyjaśnień” - ale obecność wspomnianych posłów PiS w komisji hazardowej staje się dla całej partii kwestią prestiżową. A gdy w grę wchodzi prestiż, inne sprawy w ogóle się nie liczą i dlatego informacja podana przez panią senator Arciszewską-Mielewczyk o KILKUNASU TYSIĄCACH pozwów przygotowanych przez niemieckich właścicieli nieruchomości, nie wywołała ani w mediach, ani – tym samym w opinii publicznej, żadnego rezonansu. Tymczasem jest to sprawa znacznie ważniejsza od tego, czy w komisji hazardowej będzie zasiadał pan poseł Wassermann, czy pani posłanka Kempa. Mówiąc szczerze, w porównaniu z wagą tej wiadomości, cała ta komisja hazardowa i jej końcowe, przesiąknięte fałszem i krętactwami wypociny, nie mają najmniejszego znaczenia. Powiem więcej – większego znaczenia nie mają nawet przypadające w tym roku tubylcze wybory prezydenckie.
Kilkanaście tysięcy procesów rewindykacyjnych na Ziemiach Zachodnich oznaczałoby, że mamy do czynienia z zaplanowaną i znakomicie skoordynowaną AKCJĄ mającą na celu doprowadzenie do zmiany na tym obszarze stosunków własnościowych. Wprawdzie już przed laty publicznie ostrzegałem przed taką akcją ze strony niemieckiej, ale optymistycznie zakładałem, że będzie ona prowadzona przed trybunałem w Strasburgu. Tymczasem okazało się, że lekceważone przez naszych durniów Powiernictwo Pruskie jednak lepiej spenetrowało istniejące możliwości i obecną akcję rewindykacyjną z powodzeniem prowadzi przed sądami polskimi, które orzekają na korzyść niemieckich powodów. W rezultacie strona polska nie będzie mogła nawet pisnąć przeciwko jakimkolwiek następstwom tej akcji, bez ryzyka, a właściwie już nawet nie ryzyka, tylko całkowitej pewności ośmieszenia się przed światem. Obecnie mamy do czynienia właściwie z jej pierwszym etapem, po którego pomyślnym zakończeniu nastąpi etap drugi w postaci „uznania praw” niemieckich wypędzonych – czego expressis verbis domagały się CDU i CSU w deklaracji z maja ubiegłego roku – to znaczy uznania ich praw własności do nieruchomości obejmujących jedną trzecią polskiego terytorium państwowego.
Wbrew bęcwalskim deklaracjom naszych mężów stanu, jakoby deklaracja ta była jedynie fajerwerkiem wyborczym, w kontekście wspomnianej akcji trudno nie potraktować jej jak najbardziej serio. Na jakiej podstawie zakładali oni, że CDU i CSU w tej sprawie tylko sobie żartuje – trudno zgadnąć. Najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest poczucie bezradności wobec tego cierpliwego i metodycznego postępowania strony niemieckiej, połączonego z wykorzystaniem rozbudowanej agentury w Polsce, na które strona polska próbuje ostatnio odpowiadać spóźnionymi improwizacjami. A skoro nie można zastosować nawet ulubionej przez naszych państwowych dygnitarzy metody groźnego kiwania palcem w bucie, najlepiej udawać, że się nic nie widzi, ani nie słyszy, a jeśli już nawet coś się zobaczy czy usłyszy – że nic się nie rozumie. Krótko mówiąc – udawać głupiego, co nawiasem mówiąc, naszym dygnitarzom przychodzi tak łatwo, że aż nasuwa podejrzenia, że wcale nie muszą niczego udawać.
Zmiana stosunków własnościowych na Ziemiach Zachodnich w tej sytuacji w
_________________
bankierska lichwa - nowoczesne niewolnictwo -złudzenia na raty /
NIE WIERZĘ POLITYKOM -NIE . / bo to sprzedajne marionetki i cyniczni psychopaci /