Wysokość ok. 1.50 cm, świecące oczy, porusza się skokami, potrafi przekazywać informacje telepatycznie – oto opis istoty, która jest widywane w okolicach Sochaczewa.
Wracamy do sprawy dziwnej istoty, która była widziana przez wielu świadków w okolicach Sochaczewa. Ta sprawa zdecydowanie okazała się najciekawsza ze wszystkich spraw, którymi zajmowaliśmy się w ostatnich tygodniach. Zrobiliśmy wszystko, co tylko było możliwe w ramach FN, aby zebrać możliwie najwięcej informacji i wykluczyć wszelkie hipotezy o żartach, przywidzeniach, ludzkich fantazjach, „zwykłych leśnych zwierzętach branych błędnie za coś wyjątkowego” itp.
Było to trudne zadanie, gdyż było naprawdę wiele materiałów i relacji świadków, których analiza zabrała dużo czasu. Przy okazji badania tej sprawy na pokładzie NAUTILUS-a poznaliśmy kilka nowych osób, które swoim talentem i zaangażowaniem postanowiło włączyć się w badanie tej sprawy. Dzięki temu powstały fantastyczne rysunki tej istoty, które prezentujemy poniżej. Mówiąc krótko było to naprawdę ciężka, zespołowa praca życzliwych nam ludzi, którzy na jej zbadanie poświęcili swój czas. Wszystkim ogromnie za to dziękujemy.
Czy rzeczywiście w okolicach Sochaczewa w ostatnich tygodniach pojawiała się jakaś dziwna istota przypominająca meksykańską Chupacabrę? Naszym zdaniem nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to prawda. Zbyt wielu świadków w ten sam sposób opisywało tę istotę, jej wygląd, sposób poruszania się.
Pierwsze obserwacje tej istoty były dokonane przez świadków mieszkających w Kornelinie na dzień przed rzezią kóz, której to „coś” dokonało w nocy z niedzieli na poniedziałek (28-29 czerwca) w gospodarstwie państwa Antoniak. Udało nam się ustalić kolejne osoby, które na kilkanaście godzin przed atakiem na kozy obserwowali dziwnego stwora o wysokości 1.50 cm, który poruszał się na dwóch nogach. Warto przypomnieć, że od wydarzeń w Kornelinie praktycznie zaczęło się nasze śledztwo w sprawie owego dziwnego zwierzęcia. Wówczas nieznany drapieżnik wyssał krew poprzez okrągłe otwory z ośmiu znajdujących się w zagrodzie kóz.
/archiwum FN/
- Tej nocy nie byliśmy w gospodarstwie. Być może gdybyśmy nocowali w domu nie doszłoby do tragedii. To na pewno nie był pies. Wybieg, w którym znajdowały się kozy jest ogrodzony wysoką siatką, ma także zamontowanego elektrycznego pastucha. Pies by tego nie pokonał. Nie widać także śladów podkopu - powiedział nam Stanisław Antoniak. Według niego nie był to także ryś, gdyż jest po prostu za mały. Zwierze, które zagryzło kozy musiało być bardzo silne. Jedna z kóz ma bowiem odgryzioną głowę, jednym ściśnięciem szczęk. Zastanawiające jest także to, ze drapieżnik nie rozszarpał zwierząt, a jedynie wyssał z nich krew.
O całej sytuacji państwo Antoniak zawiadomili policję, weterynarza oraz Urząd Gminy w Nowej Suchej. Nikt jednak nie chciał uwierzyć w to, co mówili. Weterynarz „na odczep się” napisał kilka głupot o „ataku dzikich psów”, choć nic nie przemawiało za tą hipotezą.
Kilka dni wcześniej Krystyna Antoniak widziała nieopodal domu, w zbożu dziwne zwierzę o wysokości 1.5 metra, które uważnie patrzyło na jej gospodarstwo, po czym zaczęło oddalać się dużymi skokami. Teraz wiemy, że także inni sąsiedzi widzieli dziwaczną istotę poruszającą się na dwóch nogach (!), która od kilku dni przyglądała się gospodarstwu państwa Antoniak wyraźnie planując atak na kozy. To był jednak początek naszego śledztwa.
Do FN zaczęły napływać relacje od osób, które w okolicy Sochaczewa widzieli coś wykraczającego poza wyobraźnię. Przykładem może być relacja rodziny, która jechała samochodem w nocy drogą przez las w kierunku Młodzieszyna, kiedy nagle spostrzegli, że pośrodku jezdni stoi na dwóch nogach jakiś stwór. Miał on około 1.50 cm, z wyglądu przypominał kangura, ale to, co najbardziej ich poruszyło, to świecące się jasnym, czerwonym światłem oczy.
To „coś” przez chwilę stało pośrodku jezdni, po czym weszło do lasu. Akurat ci świadkowie byli bardzo wiarygodni, nie chcieli się zgodzić na wypowiedzi (odpada wersja o chęci zrobienia wokół siebie szumu czy wykonania wakacyjnego żartu), ich namówienie na zeznania graniczyło z cudem. Od tamtej chwili stało się jasne, że mamy do czynienia z czymś bardzo realnie istniejącym, poruszającym się w okolicy Sochaczewa, co nie jest żadnym znanym nam zwierzęciem. Zdumiewała zgodność szczegółów w opisie dziwnego stwora, które podawali różni świadkowie. Powoli powstawał rysopis tej istoty. Na stronach FN podaliśmy ogłoszenie, że poszukujemy grafików gotowych pojechać z naszą ekipą do Sochaczewa i na podstawie relacji świadków sporządzić rysopis owej niezwykłej istoty. Zgłosiło się naprawdę wiele wspaniałych osób, które natychmiast włączyły się w nasze działania. Ekipa FN badająca przypadek z Sochaczewa zaczęła tworzyć naprawdę wyjątkowy zespół ludzi. Wiedzieliśmy, że kluczowym elementem jest relacja świadka, który miał okazję obserwować dziwnego stwora z bliskiej odległości.
Potwierdzają to nawet policjanci w KPP w Sochaczewie. Przypomnijmy, że 16 lipca, około godziny 22.00 na parking wewnętrzny KPP w Sochaczewie, z piskiem opon wjechało auto. Jego kierowca 49 -letni Mirosław O. wbiegł pędem na dyżurkę. Mężczyzna był bardzo przestraszony. Trzęsącym się ze strachu głosem poinformował policjantów, że kilkanaście minut wcześniej w miejscowości Łęg spotkał Chupacabrę.
Jak twierdził, do spotkania doszło, kiedy siedział z kolegą na ławce i pili piwo. Według Mirosława O., stwór poruszał się jak kangur i odpowiadał opisowi istoty, która kilka dni wcześniej pojawiła się w Juliopolu. Jak mówił mężczyzna, stworzenie podeszło do nich i zaczęło wydawać nieartykułowane dźwięki. Tak, jakby chciało się z nimi porozumieć. Mężczyźni zaczęli jednak krzyczeć i w tym momencie istota uciekła. Przestraszony Mirosław O. natychmiast wsiadł do samochodu i przyjechał na Komendę. Zrobił to, mimo że było pijany i wiedział, co mu grozi za jazdę pod wpływem alkoholu. O tym wydarzeniu pisaliśmy w serwisie FN, ale może warto przypomnieć rozmowę telefoniczną z Urszulą Romelczyk, rzecznikiem prasowym Komendy Policji w Sochaczewie.
Było jasne, że jest to jeden z najbardziej zagadkowych incydentów związanych z dziwną istotą, która była widywana w okolicach Sochaczewa. Dlaczego? Mimo pozornej śmieszności incydent był wart zbadania, gdyż świadek już zupełnie trzeźwy złożył ponownie relację na policji i całkowicie potwierdził swoje wcześniejsze zeznania, w tym relację o spotkaniu z niezwykłym stworem.
Wiedzieliśmy, że musimy dotrzeć do tego człowieka, gdyż jego relacja może okazać się kluczowa dla tej sprawy i wykonania dokładnego rysopisu tej istoty!
Dzięki naszym sympatykom z Sochaczewa udało się ustalić numer telefonu do świadka. Przez cały tydzień ustalaliśmy szczegóły strategii spotkania z nim. Ważne było to, aby namówić go do opowiedzenia nam tej historii. Ważne było wszystko, nawet każde słowo, które wtedy podczas takie rozmowy padnie. Świadek i jego rodzina mieli bowiem już wyraźnie dość tej całej historii i obawiali się zarówno zainteresowania mediów, jak i opinii sąsiadów. Wyjazd do Sochaczewa na spotkanie ze świadkiem naprawdę był wcześniej zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. Tym razem nie pojechaliśmy NAUT-MOBILE, ale samochodami osobowymi. Razem z ekipą FN była także dwójka grafików.
Największe zaskoczenie spotkało nas przed domem świadka, gdyż zauważyliśmy, że przed jego domem stoi C., młody człowiek, którego mieliśmy okazję dobrze poznać podczas jednego z naszych wcześniejszych wyjazdów, który od tej pory śledzi uważnie nasze strony. Okazało się, że w ramach uatrakcyjniania sobie wakacji „odrobiną przygody” postanowił na własną rękę pokręcić się po okolicy i porozmawiać ze świadkami. Dlaczego? Ot tak, bo wakacje, bo przygoda, bo „sam chce zobaczyć i porozmawiać”, bo „dlaczego nie”. Nie przyszło mu do głowy, aby zawiadomić nas o tym, bo i po co? To, że w ten sposób mógł zrobić świństwo ludziom, których dobrze znał, było bez znaczenia. Różnica pomiędzy nami a „gówniarską przygodą” jest taka, że my wszelkie relacje nie zachowujemy dla siebie aby błysnąć opowieścią o dziwnym stworze podczas spotkania towarzyskiego, ale chcemy zaprezentować tę relację dla setek tysięcy osób w Polsce i na całym świecie, które czekają na nowe informacje o chupacabrze z okolic Sochaczewa.
W tej całej sprawie mieliśmy o tyle dużo szczęścia, że C. nie zdążył spotkać się z rodziną świadka (spotkaliśmy go dosłownie przed wejściem do jego domu). Szybko wyjaśniliśmy mu, że jest to bardzo ważne, że się z nimi nie zdążył spotkać, bo jest to dla tej sprawy naprawdę kluczowy świadek i kilka osób z FN osób bardzo starannie przez ponad tydzień przygotowało się na spotkanie z nim. Na pytanie, skąd trafił na ten adres odpowiedział, że wszystkie dane pozwalające na „wakacyjną przygodę w Sochaczewie w drodze nad morze” zerżnął uważnie analizując filmy zamieszczone przez FN. To także nauczka na przyszłość, aby nie podawać zbyt wielu szczegółów (nazwiska, nazwy ulic) na stronach, gdyż liczenie na zwykłą ludzką przyzwoitość jest w naszym kraju nieporozumieniem.
Świadek był wcześniej z nami umówiony, ale okazało się, że jest nieobecny. Jego żona była bardzo podejrzliwa, bardzo starannie pytała nas, kim jesteśmy, dlaczego interesujemy się tym, co spotkało jej męża. Powiedzieliśmy, że grupa ludzi przyjechała z Warszawy z dwójką grafików współpracujących z FN, którzy wykonają portret tego „czegoś”, co zobaczył jej mąż. Zapewniliśmy, że nie jesteśmy tutaj dla żartu czy wakacyjnej przygody, ale naprawdę interesuje nas rzetelne zdokumentowanie całej historii. Obiecaliśmy, że o tej sprawie nie będziemy zawiadamiać żadnych innych osób postronnych. Kobieta z ogromnymi oporami, ale zgodziła się, że jak „tylko mąż wróci”, to natychmiast nas zawiadomi i skoro zajmuje się tym Fundacja Nautilus, to rzeczywiście może warto jest zrobić taki „portret pamięciowy tej istoty”. Umówiliśmy się, że przyjedziemy ponownie za godzinę.
Kiedy pojawiliśmy się tam o umówionym czasie okazało się, że... tuż przed nami zjawił się tam C. (!) pytając o głównego świadka i zostawił nawet swój numer telefonu. Zrobił to mimo tego, że wiedział, jak bardzo ważne dla nas było odpowiednie i dyplomatyczne rozegranie całej sprawy z rodziną świadka, jak delikatna jest „ludzka materia”, jak trudne jest namówienie świadka na opowiedzenie historii dla setek tysięcy osób, a nie tylko „dla mnie i jeszcze dwóch spragnionych wakacyjnej przygody kolegów”. Cały nasz misterny plan okazał się nieaktualny.
Żona świadka w tej sytuacji uznała, że jesteśmy ludźmi niepoważnymi, skoro deklarujemy, że nikomu nie będziemy udostępniali ich adresu, a w pół godziny po naszej deklaracji już pojawia się pierwszy ktoś, kto chce „rozmawiać o obserwacji i zostawia telefon”. Wróciliśmy naprawdę do Warszawy załamani i tylko było szkoda czasu poważnych osób, które zaangażowały swój czas i razem z nami przyjechali do Sochaczewa. Wiedzieliśmy, że namówienie tego świadka na opowiedzenie tej historii dla czytelników internetu będzie od tej pory graniczyło z cudem, gdyż utraciliśmy coś bardzo cennego, czyli „zaufanie tej rodziny”. Ta sprawa była dla nas ogromnie smutna i naprawdę musimy z niej wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Nie poddaliśmy się. Przez dwa tygodnie rozmawialiśmy telefonicznie ze świadkiem, zapewnialiśmy o dyskrecji, że nie jesteśmy „spragnionymi wakacyjnej przygody młodymi gnojami”, że jesteśmy poważnymi ludźmi, którzy traktują tę sprawę priorytetowo i zależy nam naprawdę na ustaleniu rysopisu tej istoty, aż wreszcie udało nam się go namówić na to, aby podzielił się z nami tą historią. Ponownie pojechaliśmy do Sochaczewa. Rozmowa odbyła się 15 sierpnia późnym wieczorem w samochodzie Andrzeja Orłowskiego, który zaparkował auto w znacznej odległości od domu świadka. W spotkaniu uczestniczył także grafik Michał Korsun, który wcześniej na podstawie innych relacji świadków sporządził portret tej istoty. Świadek zgodził się opowiedzieć o całym zajściu, choć warunkiem było to, że nie pokażemy jego twarzy. Oto pierwsza część jego relacji:
Warto pokazać rysunki, które wykonał nasz grafik, czyli Michał Korsun z FN. Najpierw wygląd tej istoty – jak twierdzą świadkowie – bardzo odpowiadający temu, jak wygladał dziwny stwór, którego tak wiele osób widziało w okolicach Młodzieszyna i Kornelina k. Sochaczewa.
I jeszcze powróćmy do spotkania z dziwną istotą, którą opisał nam świadek, który tak niefortunnie postanowił pojechać natychmiast na policję. Oto, jak Michał Korsun narysował to, co tak przeraziło świadka:
To kolejna osoba, która zwróciła uwagę na „świecące się nienaturalnie oczy”. Ten element bardzo często pojawia się w relacjach świadków z Ameryki Południowej, którzy opisywali Chupacabrę. Nie jest to jedyny wspólny element w opisie dziwnego stwora, który w Meksyku jest znany z tego, że wysysa krew z kóz poprzez okrągłe otwory (dokładnie tak samo zdarzyło się w Kornelinie).
Warto podkreślić, że zarówno opisy pochodzące z Meksyku, jak i te z okolic Sochaczewa zawierając zbieżność, jeżeli chodzi o wzrost tej istoty. Ma ona ok. 1.5 metra. Zobaczmy kolejny rysunek Michała, w którym dobrze są uchwycone proporcje tego stwora wobec wymiarów człowieka.
Jest jednak jeszcze jedna, zadziwiająca sprawa związana z opisywanym przez nas incydentem. Meksykańscy badacze, którzy dokumentowali spotkania ludzi z Chupacabrą zwrócili nam uwagę na istotny szczegół. Otóż te dziwaczne stwory wyraźnie potrafią w sposób „pozazmysłowy” sparaliżować stado kóz (które padają w jednej chwili na ziemię, a tak prawdopodobnie stało się w Kornelinie), ale także posiadają zdolność przekazywania telepatycznego krótkich komunikatów skierowanych do ludzi. W naszym archiwum są przypadki z Meksyku, kiedy to człowiek, który spotkał się przypadkiem z Chupacabrą „usłyszał w swojej głowie głos”, aby nie próbował nic robić, gdyż może to być dla niego tragiczne w skutkach. Tego typu „telepatyczne możliwości” Chupacabry sprawiają, że nie należy ich traktować w kategoriach „dzikich, nieznanych nauce zwierząt”, ale raczej jako wysoce inteligentnych istot, które przewyższają ludzi możliwościami pozazmysłowymi, a które w ten szczególny sposób zdecydowały się na naszej planecie przeprowadzić swoiste „polowanie”. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że po zapoznaniu się z takimi opisami coraz bardziej wiarygodna staje się teoria o pozaziemskim pochodzeniu tych „demonicznie wyglądających” istot.
Ale teraz element, który nagle pojawił się w naszej rozmowie ze świadkiem. Okazuje się, że on także dostał telepatyczny przekaz od istoty ze świecącymi się oczami, którą nagle dostrzegł przed sobą!
Ten element tego incydentu znalazł się w relacji świadka, którą ten złożył na policji tuż po tym, jak w całkowitym przerażeniu wjechał swoim autem na parking przed Komendą Policji w Sochaczewie. Tę relację potwierdził kilkanaście godzin później w kolejnych zeznaniach, więc o wszelkiej „pomyłce czy złudzeniu” nie może być mowy. Trzeba przyznać, że ten element jest fenomenalnie ważny w całej dokumentacji poświęconej tej sprawie i potwierdza nasze wcześniejsze podejrzenia, że zarówno istota spod Sochaczewa, jak i Chupacabry z Ameryki Południowej mają wiele, bardzo wiele wspólnego.
Po przyjeździe do Bazy NAUTILUS-a krótki komentarz w tej sprawie nagrał Andrzej Orłowski, którego zdaniem ten człowiek mówił prawdę. Oto kolejny materiał wideo:
Sprawa dziwnej istoty widywanej w okolicach Kornelina i Młodzieszyna (k. Sochaczewa) będzie miała swój ciąg dalszy. Mamy kolejne relacje świadków i kolejne wątki wymagające może nie tyle wyjaśnienia, co sprawdzenia. Nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z czymś inteligentnym, co nie jest „sarną, łosiem, psem, lisem” itp. Opisy świadków wykluczają bowiem, że mamy do czynienia z czymś znanym nauce. Po raz pierwszy można śmiało postawić tezę, że w wakacje 2009 spotkaliśmy się w Polsce z czymś, co znaliśmy do tej pory tylko i wyłącznie z opisów pochodzących z Meksyku czy Porto Rico. Nie potrafimy odpowiedzieć na wiele pytań, nie jesteśmy w stanie nawet porównać ten materiał z czymś co badaliśmy wcześniej, gdyż spotkaliśmy się z czymś takim po raz pierwszy.
15 sierpnia w jednym z miejsc, gdzie doszło do jednej z bardziej niezwykłej obserwacji dziwnej istoty, rozbiliśmy nasz obóz na całą noc. Uruchomiliśmy agregat, ustawiliśmy monitoring. Na miejsce naszego obozu zaczęli przychodzić mieszkańcy okolicy, którzy zostali przez nas zaproszeni na „herbatę czy kawę”, a w rewanżu usłyszeliśmy kilka nowych, ciekawych wątków tej historii. Jeden z właścicieli okolicznego gospodarstwa opowiedział nam o „dwóch młodych ludziach wyglądających jak takie – jak to barwnie opisywał pan Jan - pokraczne Jezusiki”, co... prawie do łez rozbawiło naszą drogą Gosię Żółtowską z FN, gdyż już wcześniej była gotowa się założyć o każde pieniądze, że właśnie ci dwaj nasi dobrzy znajomi prowadzili wcześniej „jednodniowe śledztwo na własną rękę w okolicy’ oczywiście nie wspominając nam o tym nawet słowem... Poza złożeniem gratulacji Gosi (to był naprawdę bardzo zabawny, osobisty wątek naszej wyprawy) mieliśmy jednak okazję poznać kilka nowych elementów tej sprawy, które przedstawimy w oddzielnym tekście.
Jeżeli ktoś nas zapyta, dlaczego ta sprawa spotyka się z taką obojętnością zarówno policji, jak i świata nauki, to... jedynie z zadumą i uśmiechem musimy rozłożyć bezradnie ręce.
Na zakończenie nasza sekcja NAUTILUS HD przygotowała krótki reportaż z naszej wspaniałej wyprawy, podczas której udało nam się nagrać tak cennego świadka. Przy okazji wielkie podziękowania dla Andrzeja za wspaniałe zdjęcia, Michałowi za świetne rysunki, a wszystkim życzliwym nam ludziom za pomoc, bez której naprawdę nie ruszylibyśmy w tej sprawie „z miejsca”. Wszystkim z pokładu Nautilusa mówimy wielkie „dziękujemy” i do zobaczenia przyjaciele wkrótce...
CNN, PP/11:34
Stwór wywołał burzę w mediach, legenda odżyła
Wokół właściciela szkółki wypychania zwierząt w 1,5 tys. mieście Blanco w Teksasie zrobiło się bardzo głośno, po tym jak stał się właścicielem martwego, wyleniałego 14-kilogramowego stwora. W wyglądzie tylko trochę przypominającego kojota.
- Nie mam pojęcia co to... Wiem tylko, że posiadam bardzo dziwne zwierzę - powiedział Jerry Ayer.
Wieść o znalezisku szybko dostała się do lokalnych, a potem nawet do międzynarodowych mediów. W jego regionie bardzo popularna jest legenda o mitycznej "chupacabrze". Stworze, który wysysa kozy z krwi, a i człowiekiem nie pogardzi. Jego ofiary charakteryzują dwie okrągłe rany na szyi, przez które żywi się ofiarą.
- Nie wierzę, że to "chupacabra". To może być kojot z defektem genetycznym - powiedział Ayer. - Natomiast plotka o tym bardzo uprzykrzyła mi życie. Otrzymałem około 50 telefonów od mediów i mieszkańców regionu. Jestem blisko punktu, w którym muszę ściągnąć szyld swojej firmy i schować pod jakiś kamień.
Ciało dostał od byłego ucznia szkółki. Jego kuzyn w stodole wysypywał truciznę na szczury, od której bestia padła. Ale za nim Jerry dowiedział się o tym, plotka żyła już własnym życiem.
- Przybyli nawet naukowcy z Uniwersytetu w Texasie, aby pobrać próbki tkanki. Ja najprawdopodobniej wypcham zwierzę i powieszę w domu. Albo oddam do muzeum. W każdym razie liczę na to, że szum wokół stwora zaraz się skończy. Nie jestem w stanie przez to nic sensownego zrobić - zakończył Ayer.
[quote=TimesPolska][b]Trzy lub pięć drapieżników uciekło z hodowli w Czechach. Nasi myśliwi zastrzelili je w tajemnicy. [/b]
Nie ma już tajemniczego kota, który wiosną w różnych częściach kraju zagryzał duże leśne zwierzęta i wzbudzał popłoch, podchodząc pod płoty gospodarstw. Jak ustaliliśmy, wyśmiewane przez niektórych pumy naprawdę istniały. Uciekły z nielegalnej hodowli w Czechach, a w Polsce zostały zastrzelone. W wielkiej tajemnicy.
Według naszych informacji, pumy były co najmniej trzy, choć niektóre źródła mówią nawet o pięciu. Dopiero teraz przedstawiciele służb antykryzysowych potwierdzają, że bestie nie były tylko wytworem ludzkiej wyobraźni. Zagrożenie było więc realne. By nie siać paniki, komunikaty na temat dzikich zwierząt ograniczano do minimum. Dowiadywaliśmy się z nich tylko o tajemniczym kocie, który może biegać po okolicy. Tymczasem ludzie odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo dobrze wiedzieli, że drapieżników jest więcej.
- Najważniejsze, że zniknęły - mówią przedstawiciele służb kryzysowych. Nie chcą jednak oficjalnie powiedzieć, co się z nimi stało. Centra kryzysowe na Śląsku i Opolszczyźnie odwołały już alarm. - Nie mamy już zgłoszeń związanych z kotami. Mieszkańcy mogą wchodzić do lasu - mówi Jerzy Szydłowski, szef Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Raciborzu.
Także Andrzej Szczeponek, zastępca dyrektora Wydziału Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, zapewnia, że mieszkańcom nic już nie grozi. - Ostatnie ślady pochodzą z Kochanowic, ale odkryto je dość dawno temu. Nie ma sensu dalej ostrzegać ludzi - mówi Szczeponek.
W podobnym tonie wypowiadają się w wydziałach kryzysowych na Opolszczyźnie, mimo że kilka dni temu odebrano tam informację o pojawieniu się dzikiego kota w Dylakach koło miasteczka Ozimek. - Sprawdziliśmy ten sygnał, ale niczego tam nie stwierdzono - mówi Edward Ambicki, zastępca dyrektora Wydziału Kryzysowego w Urzędzie Wojewódzkim w Opolu.
Skąd ten nagły spokój wśród służb kryzysowych? Stąd, że drapieżniki zostały po prostu zastrzelone. - Kotów było w sumie pięć. Trzy grasowały na terytorium Polski, dwa w Czechach - opowiada anonimowo nasz informator z Lasów Państwowych. - To były pumy, które uciekły z nielegalnej hodowli za naszą południową granicą. Młode zwierzęta, ważące około 50 kilogramów - zdradza urzędnik. - Zostały zlikwidowane po cichu, bez powiadamiania mediów. To było jedyne wyjście - zapewnia i zaraz uzasadnia: - Nie ma w Polsce ustawy dotyczącej postępowania z takimi zwierzętami. Przecież puma nie jest u nas zwierzyną łowną. Mimo to trzeba było podjąć jakieś kroki, więc zapadła decyzja o odstrzale. Dla tropicieli z odpowiednim sprzętem, który umożliwiał polowania w nocy, to była bułka z masłem - mówi nasz informator. Gdzie zostały zastrzelone? - Trzeba pytać w Opolu - ucina rozmowę.
Zdzisław Dzwonnik, nadleśniczy z Opola, zarzeka się, że nic nie wie o sprawie. - Mogę tylko potwierdzić, że alarm już nie obowiązuje. Nawet gdybym coś wiedział, nie jestem upoważniony do udzielania informacji. Zresztą kotami - od momentu, gdy się pojawiły - zajmował się łowczy wojewódzki - odbija piłeczkę Dzwonnik.
Tymczasem Wojciech Plewka, łowczy wojewódzki z Opola, tłumaczy, że specjalna klatka na pumę nadal stoi w Grabówce. - Została postawiona w miejscu, gdzie pojawiały się zwierzęta. Pumę widziałem w Grabówce dwukrotnie. Żerowała przy torach kolejowych. Miała tam dużo świeżego mięsa, bo zjadała to, co potrąciły pociągi. Postawiliśmy tam klatkę, ale nic się nie złapało - dodaje Plewka.
Dlaczego pum nie spróbowano uśpić i złapać? - Trzeba by było podejść do kota na 20 metrów. A narkoza zaczęłaby działać dopiero po 40 minutach. Puma zdążyłaby uciec, wyspać się w bezpiecznym miejscu i znów wrócić. Nie było mowy o usypianiu - mówi Plewka.
Ale gdy pytamy o odstrzał - zaprzecza: - Na terenie województwa opolskiego do pum nie strzelano.
Jednak podczas kolejnej rozmowy Plewka przyznaje, że dostał od Ministerstwa Ochrony Środowiska zgodę na odstrzał dzikich kotów. Ale zapewnia, że nie skorzystał.
- Każdy z moich podwładnych mógł strzelać, ale chcieliśmy rozwiązać sprawę inaczej - przekonuje.
Co ciekawe, w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska tłumaczą, że zgody na odstrzał pum nie wydawano, bo... nie była potrzebna. Po prostu na pumy w Polsce nie ma paragrafu. - One nie są u nas pod ochroną. A artykuł 125 ustawy o ochronie przyrody mówi wyraźnie, że zwierzęta nieobjęte ochroną mogą być zabijane, gdy zachodzi zagrożenie dla bezpieczeństwa powszechnego - tłumaczy Lidia Sternik z GDOŚ.
Takie zagrożenie było. Żyjąca na wolności puma (według naszego informatora na Opolszczyźnie grasowały reprezentantki gatunku żyjącego w Ameryce Środkowej) unika ludzi. Jednak może zaatakować, gdy poczuje się zagrożona. Gdyby np. w oborze, z której nie ma drugiego wyjścia, zaskoczył ją przypadkiem rolnik, mogłaby się rzucić do ataku.
O tajemniczym wielkim kocie zrobiło się głośno zimą. Po raz pierwszy był widziany 5 lutego w Mokrym na Opolszczyźnie. Zwierzę zaatakowało kilka gospodarstw rolnych w powiatach prudnickim, głubczyckim i kędzierzyńskim. Jego ofiarą padło kilkanaście zwierząt hodowlanych. W kwietniu nie było dnia, by na Śląsku i Opolszczyźnie nie pojawiały się nowe informacje o tajemniczym kocie, który grasuje w naszych lasach. Służby wojewódzkie odebrały kilkadziesiąt zgłoszeń. Później sygnały ucichły.
Przedwczoraj do opolskiego centrum kryzysowego zadzwoniła zaniepokojona kobieta z Boguszyc, wsi pod Prószkowem. Podobno widziała czarne zwierzę wydające "dźwięki podobne do szczekania". Ale ślady, które odkryto w tym miejscu, należą do nieznanego zwierzęcia... [/quote]
Niby pumy odstrzelono, ale nikt nic nie wie. Co to, akcja CBŚ, żeby ją utajniać? Dla mnie tania ściema na dla zastanawiających się nad problemem. Swoją drogą, skoro takie grubymi nićmi szyte zamydlanie oczu zostaje wprowadzone, to może coś jest jednak na rzeczy z tym dziwny kotem?
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 12:03, 17 Wrz '09
Temat postu:
Czasem kiedy zaczynam przeglądać serwisy medialne to nachodzi mnie taka myśl że ta nasza polska zmiennokształtna puma to naprawdę nic w porównaniu z tym co pojawia się w ostatnim czasie w ziemskim ekosystemie.
W Panamie na przykład znaleziono zwierzę którego nie potrafią sklasyfikować najtęższe biologiczne głowy tego świata:
Strange Creature Washes Ashore in Cerro Azul, Panama
by admin on Sep.17, 2009, under Phantoms & Monsters
momento24.com – The discovery of a strange creature in Cerro Azul, Panama, sparked controversy among the people, for what some say might be a creature from another planet, others simply believe that it si just an animal.
Two young men were having fun on the hill when they saw at the entrance of a cave a creature that was approaching them. They were frightened and stoned it to death.
Panama’s Channel 13 showed images of a strange creature that appeared last weekend in Cerro Azul, east of Panama City, and that alarmed local residents.
According to Telemetro, polemic unleashed between those who believe it is an animal and those who think it’s an extraterrestrial creature.
No authority said anything about the find.
Telemetro said four children, aged between 15 and 16 , saw the “thing” out of the water fall of Cerro Azul and stoned it to death, afraid of being attacked.
NOTE: interesting story behind this find….though, I’m thinking deformed dolphin, whale, bald sloth? As well, that it washed up or was placed on the shore already dead. I really hope the DNA is tested. Any thoughts?…Lon
Thanks to Yimmy Characoto Smolarsky for the referral
Potrafią nauczyć pokory względem świata takie momenty,nie?
Dołączył: 20 Sie 2005 Posty: 20450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 12:14, 17 Wrz '09
Temat postu:
mutanty były, są i będą - to nieodzowna cecha natury. bez tego nie byłoby ewolucji.
czasem jak się dziecko człowieka narodzi to z wyglądu ciężko stwierdzić że to człowiek. i potem pojawiają się doniesienia o dziecku kosmity odnalezionym w meksyku...
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 13:06, 17 Wrz '09
Temat postu:
Lech w pm napisał mi że uważa to draństwo za martwego leniwca,tyle tylko że chyba nie zauważył tego fragmentu informacji:
Cytat:
Two young men were having fun on the hill when they saw at the entrance of a cave a creature that was approaching them. They were frightened and stoned it to death.
Martwe leniwce raczej nie potrafią "zbliżać się" kiedy widzą człowieka,nieprawdaż?
Dołączył: 20 Sie 2005 Posty: 20450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:37, 17 Wrz '09
Temat postu:
Prrivan napisał:
Jeszcze raz podkreślę-za dużo ostatnio tych mutacji,zdecydowanie za dużo-i ta liczba świadczy jak najgorzej o stanie środowiska naturalnego.
wiesz, to ciężko tak stwierdzić...
jeszcze 10-20 lat temu takie przypadki też mogły sie zdarzać równie często, ale informacje nie rozchodziły się tak po świecie ze względu na o wiele mniejsza popularność internetu oraz aparatów/kamer. wkroczyliśmy w erę informacji.
Bizarre creature born with features of man and goat
* From: The Daily Telegraph
* September 28, 2009 12:56PM
YOU'VE seen them as mythical beasts in the Chronicles of Narnia - now a village has been left shellshocked after the birth of a bizarre faun-like creature with the combined features of a man and a goat.
Bild reports the goat, which died just a few hours after birth in Lower Gweru, Zimbabwe, had a huge head and face which resembled a human as well as goat legs and a tail.
Villagers said the end product was so scary even dogs were afraid to go close to it. They burned the corpse fearing it was an evil sign.
"This is indeed a miracle that has never been witnessed anywhere," elder Themba Moyo said.
The goat's owner called police after the birth.
"It’s the first time that my goat did this. I have 15 goats and it’s this goat that gave me birth to most of them. My goats often give birth to sets of twins," he said.
The Zimbabwe Guardian reports that Midlands Governor and Resident Minister Jason Machaya is adamant the creature is the result of a coupling between man and goat.
"This incident is very shocking. It is my first time to see such an evil thing. It is really embarrassing," he stormed.
"The head belongs to a man while the body is that of a goat. This is evident that an adult human being was responsible. Evil powers caused this person to lose self control
"We often hear cases of human beings who commit bestiality but this is the first time for such an act to produce a product with human features."
Half-man, half-goat creatures like fauns and satyrs are popular in Greek and Roman mythology. James McAvoy played the famous faun Mr Tumnus in the recent big-screen adaptations of CS Lewis' Chronicles of Narnia series.
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:07, 29 Wrz '09
Temat postu:
Cytat:
The Zimbabwe Guardian reports that Midlands Governor and Resident Minister Jason Machaya is adamant the creature is the result of a coupling between man and goat.
"This incident is very shocking. It is my first time to see such an evil thing. It is really embarrassing,"
No,tym razem jednak okaz został obejrzany przez członka rządu Zimbabwe a poza tym
Cytat:
Bild reports the goat, which died just a few hours after birth in Lower Gweru(...)
Dołączył: 09 Mar 2009 Posty: 261
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
Wysłany: 14:51, 29 Wrz '09
Temat postu:
No bardzo fachowe wnioski wyciągnął pan Jason Machaya
Cytat:
They burned the corpse fearing it was an evil sign.
Wiem, że to "coś" umarło kilka godzin po porodzie. Sęk w tym, że zostało spalone jako oznaka rzuconej na wioskę klątwy. No i po ptakach... już się nie dowiemy WTF.
BTW Wariant zapłodnienia kozy przez spragnionego pastucha chyba nie wchodzi w grę
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Strona: « 1, 2, 3
Strona 3 z 3
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów