No rzeczywiście niesamowita historia...
To i ja wam opowiem o podobnej sytuacji, jak coś mi zniknęło, a byłem na 100% pewny, że tam było (dałbym sobie palca uciąć). Zapewniam was, że to autentyczne zdarzenie.
Mieszkałem sobie za granicą za znajomymi w wynajętym domu, gdzie miałem swój pokój. Skontaktował się ze mną kumpel ze studiów, czy nie mógłby przekimać jakiś czas dopóki nie znajdzie roboty, mieszkania itd... Zgodziłem się i tak sobie mieszkaliśmy. Pokój był duży, był jeszcze tzw. livingroom, ja całymi dniami pracowałem - nie było to jakimś wielkim obciążeniem. Mijały tygodnie, gościu jakoś nie garnął się do roboty prócz paru fuch, co mu załatwiłem.
Na drzwiach od pokoju wisiała skórzana kurtka, której nie nosiłem - ot kiedyś kupiłem, potem mi się 'odwidziała' i sobie wisiała. W jej kieszeni trzymałem 150 Euro. Ot tak bez jakiejś przyczyny, po prostu sobie tam było "ulokowane", ja o tym pamiętałem, ale nie korzystałem z tej kaski. Pieniądze jak prawie wszyscy trzymałem w banku, korzystałem z kart itd...
Pewnego dnia wróciłem z roboty, robię sobie obiad i coś mnie pod-korciło sprawdzić jak ma się moja kaska, czy nie zaszła pleśnią. A tu niespodzianka - pustka, empty pocket. Normalnie błąd w Matrixie chciało by się rzec. Jako, że jednak nie wierzyłem wówczas w błędy w Martixie (teraz zresztą też nie wierzę za specjalnie, chociaż już takiej absolutnej pewności nie mam) - mówię do gościa jak sprawa wygląda i że nie wiem co o tym myśleć, ale kasa musi się znaleźć. Ewentualnie poczekamy na pozostałych mieszkańców domu (zamieszkujących pozostałe 3 pokoje) i trzeba będzie zastanowić się co z tym zrobić, czy rozwiążemy zagadkę wspólnie, czy trzeba będzie wezwać policję.
Nie miałem oczywiście zamiaru tego robić (wzywać policji), ale nastraszyć delikwenta.
Zaczęły się gadki typu: a na pewno tu miałeś, a nie wydałeś (może po pijaku), a może zapomniałeś, a może to, a może tamto... Na wszystko odp. była stanowczo i na pewno nie.
Jem sobie obiad w livingroomie i widzę gościu coś zaczyna kombinować, nabieram coraz większej pewności, że ma coś na sumieniu. Mówi: to nie możliwe, musi się znaleźć, sprawdź jeszcze raz, może w innej kieszeni... itd...
Podejmuję więc 'grę', sprawdzam i wow znalazło się w kieszeni kurtki, w której wróciłem z pracy, którą zostawiałem tam w szatni i nie zostawiłbym w niej złamanego centa.
Powiedziałem gościowi, że powinienem go za to w tej chwili wyrzucić na ulice na zbity pysk i nie wiem czy tego nie zrobię. Zaczął zapewniać jaki to on uczciwy nie jest, że ranię jego uczucia, że to, że sramto... Zlitowałem się i dałem mu termin na wyprowadzkę.