Hej chopaki i dziewczyny! Nałogowo zaglądam do waszego forum. Czasem mam ochotę coś od siebie dodać. Że wisi coś w powietrzu na włosie, to się czuje to się wie. Jestem już starawym facetem i okres aktywistowski mam już za sobą, alem go nieźle odsłużył, w miarę, kontestując komunę i początek liberałki. Wzrusza mnię wyrażane przez niektórych z Was parcie do działania w 3D. Dwa teksty dłuższe zamiast krótkich wtrętów. Pozdro!
ps. We wczorajszym Times'ie był ładny żart rysunkowy. Koledzy w kamizelkach z kaemami szturmują chałupę gdzieś na bliskim wschodzie, a z okna gość woła-Mam buta i nie zawaham się go użyć!
Rady kalizacja
Postępuje radykalizacja niektórych grup opozycji pozaparlamentarnej. Znajduje odzwierciedlenie w ewolucji ich programów, i czym zajmiemy się bliżej, taktyk działania. Idzie wiosna, wiele wskazuje na to że może być cieplejsza od poprzednich, może nawet wręcz gorąca. Prognozy, jaki pułap temperatur zostanie osiągnięty mogą być precyzyjniejsze, gdy zwrócimy baczniejszą uwagę na zarysowujące się tendencje.
Przyjrzyjmy się przeto bliżej, wysoce naszym zdaniem symptomatycznemu, rozłamowi w Międzynarodówce Tortowej. Polaryzacja stanowisk w jej łonie narastała już od jakiegoś czasu. Działacze frakcji umiarkowanej kontynuują ataki z użyciem kawałków tortu z przewagą kremu, najbardziej ostrożni używają wyłącznie bitej śmietany, czasem tylko z rodzynkami. Skrzydło radykalne zrazu stopniowało przemoc wykorzystując do akcji bezpośredniej napoleonki z kruchym ciastem bez cukru pudru, twarde precelki, wreszcie surowe jaja. Frustracja działaczy obu opcji narastała. Osiąganie zamierzonych celów, przy użyciu wspomnianych środków stawało się coraz bardziej problematyczne. Po początkowych sukcesach tortowców, atakowani przedstawiciele establiszmentu opanowali szereg technik minimalizujących skutki ataków, a to czujne uniki, impregnowane, łatwe do zmywania garnitury, wreszcie garnitury pokryte błoną z cienkiej folii, którą łatwo można było zzuć razem z tortowymi plamami. Gdy w ruch poszły ciasta bezkremowe i nabiał, wyposażono ochronę osobistą dygnitarzy w rakiety do babingtona, którymi bez trudu odbijała pociski, rażąc nieżadko zamachowców. Establiszmenty nauczyły się także dyskontować propagandowo zamachy, przekazując użytą w nich żywność schroniskom dla bezdomnych zwierząt, bezrobotnym itd. Taka sytuacja doprowadziła do pata, zdawało się że impasu nie można przezwyciężyć bez generalnej zmaiany strategii uderzeń, ale jak jej dokonać nadal respektując zasadę non violence? Skrajny odłam radykałów znalazł, jak się wydaje, odpowiedź na to pytanie. Znajdujemy ją w teoretycznych opracowaniach jego lidera Gerhardta Stoletza, działacza sympatyzującego w latach 70 tych z Frakcją Czerwonej Armii, Czerwonymi Brygadami i Akcja Bezpośrednią, ale odrzucającego stosowane przez nie środki militarne.
Jak wyrazić swój zdecydowany antysystemowy sprzeciw w akcjach partyzantki miejskiej, nie kalecząc i nie niszcząc? Kwadratura koła, a jednak propozycje Stoletza wydają się obiecująco konstruktywne. Jego zdaniem należy zastosować środki które obnażą istotę tego gównianego systemu wprost i bez niedomówień. Uderzą boleśnie w jego miękkie podbrzusze, a nie zostawią siniaków. Stoletz stawia tezę-wszyscy jesteśmy ofiarami tego opresywnego systemu, i zahukane eksploatowane masy społeczne i establiszmenckie filary panującego porządku. Mimo pozorów, położenie jednych i drugich jest podobnie dyskomfortowe. Rządzący i ich lokaje nieustannie drżą o swój stan posiadania, są też szarpani moralnymi rozterkami, wszak widzą ku czemu zmierza lokomotywa której są maszynistami, jakie są społeczne, ekologiczne i moralne skutki utrzymania jej w pędzie. Druga podstawowa teza Stoletza jest nastepująca: W jeszcze większym stopniu niż na nagiej przemocy system opiera sie na iluzji. Dlatego skutecznie można zaatakować podstawy systemu rozwiewając fatamorgany którymi maskuje swoją potworną istotę. Jakie środki mogą okazać się skuteczne, by osiągnąć ten cel? Po kolei analizuje i odrzuca dotychczas stosowane metody-pracę propagandową, akcję zbrojną. Na tych polach nigdy nie będzie można zadać systemowi decydującego ciosu, ponieważ zawsze będzie dysponował w tych dziedzinach miażdżącą przewagą. Walka przy pomocy słowa nie przyniesie oczekiwanego skótku- słowa prawdy i sprzeciwu utoną w potokach, prefabrykowanych przez przemysł dezinformacji i rozrywki, ogłupiajacych treści. Jeśli idzie o walkę zbrojną, pomijając kwestie moralne, starcie orężne kontestatorów ze służbami specjalnymi, policją i machiną militarną państwa ze względu na rażącą dysproporcje sił zawsze skończy się rezultatem łatwym do przewidzenia. Pokojowe demonstracje, blokady, głodówki itp. są ważne jako świadectwo postawy, jako narzędzie walki po prostu nieskuteczne.
Uderzyć w iluzję, by ją rozwiać, a kiedy rzeczy pokażą się jakie są w swojej nagości-reszta przyjdzie, jako naturalna konsekwencja, sama. Właściwa strategia nie wystarczy, jest niczym bez taktycznie skutecznych środków jej realizacji. Stoletz ma gotową propozycję. Doszedł do niej rozpatrując lęki i obsesje współczesnej cywilizacji, jako szczególnie wrażliwe na uderzenia punkty. W tym sensie zaproponowaną przez niego taktykę można określić jako terrorystyczną, bo obliczona na rozbudzenie lęku, ale że zastosowana nie powoduje zniszczeń i okaleczeń, została przez niego uznana za etycznie dopuszczalną.
Każdy oglądacz telewizji wie jaką wielką część czasu przeznaczonego na emisję reklam zajmuja reklamy środków czystości, past, płynów, proszków, mleczek żeli i areozoli. To najbardziej oczywisty znak narastającej obsesji higienicznej, panicznego lęku przed zarazkami i smrodami. Sterylizacja i dezodoryzacja, można by odnieść wrażenie, że to priorytety współczesnej cywilizacji. A może jest tak, że narasta w nas przekonanie że coraz więcej wokół nas brudu i zaduchu, choć dookoła coraz czyściej i pachnie mocno odświeżaczami powietrza. Coraz więcej lśniących szpitalnych kafelków. Gówniany system wepchnął nas do szamba, czujemy to instynktownie, ale nasze przeciwdziałanie jest komicznie nieadekwatne.
Uderzyć iluzję, by ją rozwiać, czym? Stoletz mówi wprost-uderzyć gównem. Koniec z torcikami i ciachami. Precle i nabiał to też żałosne ćwierćśrodki. Tak doszło do definitywnego rozpadu Międzynarodówki Tortowej.
Na marcowym zjeździe w Bazylei Stoltetz zaproponował zdumionym umiarkowanym działaczom projekt zakrojonej na szeroką skalę antysystemowej ofensywy kałowej. Należy-oznajmił-atakować obiekty i funkcjonariuszy systemu pociskami z odchodów. Pojedynczy zamachowcy uderzający znienacka, lub zwarte kolumny w wypadku rególarnych walk ulicznych. Gówniany system musi zostać napiętnowany. I to nie w ideowych deklaracjach, ale w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości, zrozumiały dla każdego. Na sali obrad zawrzało, rozpętała się ostra dyskusja. Niespodziewanie okazało się że koncepcje Stoletza znalazły wielu zwolenników i obrońców. W swoich wystąpieniach kładli nacisk na nowe perspektywy walki, które otwiera zastosowanie ładunków, eufeministycznie określanych jako niekonwencjonalne. Działacz związany z Zielonymi wykazywał że są przyjazne środowisku, jako ulegające całkowitej biodegradacji. Aktywista organizacji gejowskiej również wyraził swój entuzjazm, lecz został przyjęty przez uczestników zjazdu z rezerwą.
Kiedy do gwałtownego kontrataku przeszło stronnictwo zachowawcze, jasnym stało się że porozumienie jest niemożliwe. Frakcja Stoletza zerwała obrady. Pozostali złośliwie komentowali jej odejście na stronę-poszli szykować amunicję.
Czy nadchodząca wiosna okaże się wiosną niespodzianek, czas pokaże. Nie bądźcie jednak zaskoczeni kiedy wciągając głęboko w nozdrza zapach rozkwitającego bzu i konwalii, poczujecie inny, niepokojący, zapach.
WPROWADZENIE DO NEOARMAGEDONOLOGII
Z nikim tak fajnie nie można pogwarzyć sobie o apokalipsie jak ze świadkami Jehowy. Są czujnie wycelowani w odczytywanie znaków czasu, zaraz też szur szur, znajdą jakiś fajny cytat z Pisma co jest kanwą do snucia rozważań. I choć lojalnie jasno postawiłem sprawę konwersji, żem niechrześcijanin i pożytku dla zboru w sensie członkostwa ze mnie nie będzie, nie zrażają się, może właśnie opór ich podnieca. Mentalnie jesteśmy na antypodach, a jednak dialog idzie jak huragan i konkluzje miewamy zbieżne. Na potrzeby tego dialogu wymyśliłem nawet sposób translacji pewnych chodzących mi po głowie koncepcji na język kompatybilny ze starotestamentowym.
Więc, chlast, tezę do obróbki skrawaniem. Założenie- rodzaj ludzki w walkę Dobrego ze Złym został wplątany już w ogrodzie Eden, i trwa ona po dzień dzisiejszy. Jest to jakby partia żywych szachów. Siły są nierówne, bowiem Stwórca szachownicy i pionków jest z definicji wszechmocny. Ale potrzebuje jakiegoś beta testera doskonałości tego co stworzył, dlatego powołał na dane odpowiedzialne stanowisko istotę której autonomię toleruje. Żeby partia była interesująca, tj. o wyniku nie z góry przesądzonym Wszechmocny musiał dać protagoniście jakieś fory. Szatan, choć słabszy, ma przeto prawo nie stosować się do reguł ustanowionych przez Przedwiecznego który od nich nie odstępuje. To założenie, a teza- Szati jest inteligentnym graczem, potrafi uczyć się w trakcie gry, modyfikować taktyki i stosować kolejne, coraz skuteczniejsze ich wersje.
Autorzy Pisma są optymistami, będzie zadyma, armagedzio i różne jeszcze chocki-klocki po drodze, ale siły Złego zostaną okiełznane, zapieczętowane, a zwycięsko zweryfikowane dzieło stworzenia z certyfikatem wypróbowanej doskonałości zalśni pełnym blaskiem co go podziwiać będą mogli, również zweryfikowani, sprawiedliwi.
Ale weźcie to powiedzcie księciuniowi ciemności, wyśmieje was, powie że już znalazł luki w systemie i tak go przetestuje że wyonacy. Spróbujmy popatrzeć na rozgrywkę z jego perspektywy. Jest słabszy, ale może dowolnie kombinować. Jego siły, choć skromniejsze, są bardziej mobilne. Może atakować obiekty na zapleczu przeciwnika, osłabiać jego potencjał, dezorganizować, błyskawicznie zmieniać formację i atakować inny newralgiczny punkt obrony. Stosuje przeto taktykę stricte partyzancką. Można przyjąć, że jego definicja zwycięstwa jest taka- przez wzmaganie opresji doprowadzić przeciwnika do sytuacji, kiedy będzie musiał porzucić swoje pryncypia i wtedy narzucić mu własne reguły gry. To, a nie złamanie Jego potęgi, będzie zwycięstwem Lucypera.
I tak popatrując na współczesność, można odnieść wrażenie, że optymizm autorów Pisma był przedwczesny i na wyrost. Walka trwa, a na świetlnej tablicy pod napisem Goście stukają kolejne punkty.
Każdy kto posługiwał się farbami wie, że łatwiej biały dokładnie zamalować czarnym niż odwrotnie. I Stary Szachraj stosuje tę metodę coraz skuteczniej. Tu dochodzimy do kluczowej kwestii wojen memetycznych i przeniesienia starcia z Natury w obręb Technosfery.
Prawda was wyzwoli. Myślicie, że Szati nie rozumie tego problemu? Oszwiście naturalnie kuma jego wagę. Tu nie chodzi już o jakieś przekręty z fałszywymi doktrynami, tu idzie o odcięcie kontaktu z Bożym Światem, lasem, zwierzętami, otwartym niebem, wiatrem, zapachami łąki, łopocącym ciepłym ogniem, żywą wodą przeciekającą w rzece. Tym wszystkim tak nieodparcie szerokopasmowo subtelnie sensualnym, misternie strukturalnie nawarstwionym i przeplecionym od nieskończoności po nieskończoność mikro i makrokosmosu.
Dlatego, bystry taktyk, próbuje wciągnąć przeciwnika na swój teren, gdzie prawdziwe słońce nie świeci, tylko jest wyświetlane. Teren na którym potoki danych docierających przez zmysły do umysłów będą poddane jego kontroli. Koń jaki jest każdy widzi, przedstawienie konia po płynnej graficznej obróbce, mało może przypominać oryginał, ale patrzącemu ciągle będzie wydawało się że widzi rumaka. Szati jest wielkim i zdolnym iluzjonistą. Jego plan to odebrać delikwentom świadomość nieskończoności, sklaustrofobizować i poddać kompulsywnym rytuałom które dają doraźną ulgę, i silnie uzależniają.
Nie lękajcie się. Z tym też coś trzeba zrobić. Poczucie bezpieczeństwa jest wypadkową wewnętrznej harmonii, zaufania w relacji z drugimi i wiary we własne siły.
Z iluzji można się otrząsnąć wychodząc z kina. Przeto iluzjoniście będzie zależało na tym, żebyśmy przenieśli się do kina z gratami, żebyśmy z niego nie wychodzili, żeby nasza wiedza, pragnienia, dążenia, były formowane przez wyświetlane filmy. Tym skuteczniejsza iluzja im ściślejsza izolacja. Słuchaj, widziałeś to?! No, na własne oczy widziałem. Monitor migający pikselami. Z iluzji można się otrząsnąć znajdując czas na spokojną i uważną kontemplację. Trzeba więc rozbić ciągłość percepcji, rozkawałkować ją na rój przyciągających uwagę, migoczących fragmentów.
Z iluzji można otrząsnąć się wchodząc w bliższy kontakt z osobą która żyje w strefie realu. Dlatego trzeba ciąć społeczne więzi, bo i samo bezpośrednie spotkanie z drugą żywą osobą, choćby ziluzjowaną, jest już z realem kontaktem, co dopiero z taką która jest z realem za pan brat. Po pierwsze, -trzeba izolować ludzi od Natury, po drugie -wzmagać ich wzajemną alienację. Wtedy, odcięci od podstawowego źródła radości staną się smutni i apatyczni. Chwycą kurczowo każdą sposobność dającą im obietnicę zapomnienia o sobie samych z własną swoją niedolą. Są na haku. Teraz sami przyjdą do monitora i wezmą w chłodną dłoń pilota który nimi pokieruje. Pod napisem Goście znów migają żaróweczki, punkt stuknął.
Natura nie rapuje. Cykle jej przemian są długie, jej subtelność może uchodzić za monotonię, tak jest postrzegana przez ludzi którzy ani czasu nie mają, ani możliwości, ani już nawet ochoty żeby się dostroić do jej długich fal. Środowisko informatycznej cywilizacji postprzemysłowej jest przepełnione jednoczesnymi, krótkimi elektronicznymi przekazami obraz-dźwięk, skondensowanymi i rozwibrowanymi jak bolec młota pneumatycznego. Tysiąc komórek dźwięczy na sali filharmonii, orkiestra robi swoje, ale nikt już jej nie słyszy.
Dawniejszymi czasy była kultura komentarzem do natury. Czerpała z niej spontanicznie i bez zahamowań. Odsyłała nas do niej z powrotem byśmy odprawiali misterium spotkania z boskim oryginałem. Od kiedy zaczęła komentować samą siebie, wąż zapętlił się chwytając końcówkę własnego ogona. Stała się tasiemcem żerującym w samej sobie. Nieustające ciągi automatycznie permutowanych samopowieleń obrazów fabuł i treści dające pozór obfitości. Oderwała się od kontekstu z którego ssała żywe soki sensów. Jak podstarzała kokota, może już tylko używać coraz jaskrawszych szminek i mocniej woniejących perfum.
Nasz chytry metafizyczny Czegewara, kombinuje dalej. W co by tu lutnąć, żeby fundamenta się zatrzęsły? Idźmy jego torem myślenia. Przeciwnik posługuje się pono bronią zasilaną miłością. Trzeba więc mu w logistykę uderzyć, odciąć od zaopatrzenia. Gdzie się ta dana osławiona miłość w konkrecie generuje? Tam gdzie mężczyzna kocha kobietę z wzajemnością, gdzie oboje z poświęceniem hodują bezbronne istoty. Cierpliwość, przebaczenie, czułość, sympatia, solidarność, wzajemna opieka, wszystkie komponenty wysokoenergetycznej miłości, do licha, to musi być tam. Rodzina. Jest cel, znajdą się środki. Generatory trzeba zdefunkcjonalizować. Rozwalanie jednego po drugim detalicznie, to było by nieefektywne, fatalna proporcja użytych środków i efektu. Lepszym sposobem było by wpuszczenie oprogramowania, co je hurtowo do dysfunkcji przywiedzie. Podstawą rodziny jest ta kobieta i ten właśnie mężczyzna, hm. Wolna miłość, zlepek dowolnego słowa ze słowem wolność dobrze się kojarzy, może bratku jesteś za niewolą? A masz coś przeciw miłości? Nazwanie rodziną i równouprawnienie czegoś co nią nie jest, jałowych związków homoseksualnych, ale że rodzina to także dzieci, z prawem do adopcji. A w ramach prewencji, propaganda trendy singielstwa, żeby się elementy nie złożyły w generator. Bo okazyjne strzyknięcie spermą w erosika to tu to tam zasili raczej, chaos potęgując, moje konto. No, generatorki niby działają, ale już o kilkanaście procent są mniej wydajne. I bonusowy efekt, dalsza społeczna atomizacja. Bowiem i tam gdzie obcy ludzie potrafią chwycić się w geście pomocy czy wsparcia za dłonie miłość znajduje kanał przepływu, trzeba te dłonie zająć myszą albo pilotem. Żaróweczki migają, znów się punktacja zmienia.
|