Sprawa Amber Gold: to tylko czubek góry lodowej
Bogdan Wróblewski, Maciej Samcik
2012-08-25,
1600 klientów Amber Gold złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Żądają w sumie 106 mln
1600 klientów Amber Gold złożyło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Żądają w sumie 106 mln
Fot. Daniel Staniszewski / Agencja Gazeta
Sprawa Amber Gold to tylko czubek parabankowej góry lodowej. Firm, które przyjmują od Polaków pieniądze na wysoki procent, śmiejąc się w nos prokuratorom i nadzorowi bankowemu, jest więcej. Dlaczego państwo sobie z nimi nie radzi?
- Oni nie mogą działać nielegalnie, przecież mają biuro na tej samej ulicy co prokuratura! - tak miał niedawno powiedzieć w rozmowie z prawnikiem nadzoru finansowego jeden z prokuratorów prowadzących sprawę Amber Gold.
Rzeczywiście, największe tego typu firmy działały z dużym rozmachem, miały po kilkanaście, kilkadziesiąt oddziałów, ogłaszały się w prasie, radiu i telewizji, obiecywały 12-15 proc. "gwarantowanego zysku bez ryzyka". A wiosną 2012 r. Amber Gold posunął się do swego rodzaju prowokacji, otwierając oddział... naprzeciwko centrali Narodowego Banku Polskiego.
Prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia jest w myśl art. 171 ustawy Prawo bankowe przestępstwem ściganym z urzędu, ale nie słyszeliśmy o żadnym przypadku, by prokurator z własnej inicjatywy wszczął śledztwo. Alarm podnosiła tylko Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), śląc do prokuratur kilkanaście zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez firmy parabankowe. Żadne z tych doniesień nie zakończyło się do tej pory wyrokiem, ze świecą szukać też aktów oskarżenia złożonych w sądzie przez prokuraturę - udało nam się znaleźć tylko dwa.
Skąd niemoc prokuratury - lub też po prostu jej niechęć - do ścigania parabanków? W poniedziałek prokurator generalny ma przedstawić raport o tym, dlaczego postępowania w sprawach parabanków tak bardzo się ślimaczyły.
Może zawiniły nieprecyzyjne przepisy? - Akurat ten zakazujący działalności parabankowej jest prosty jak budowa cepa - zapewnia Andrzej Jakubiak, szef KNF. Ów art. 171 Prawa bankowego mówi, że przyjmowanie pieniędzy klientów w celu ich obciążenia jakimkolwiek ryzykiem wymaga posiadania licencji bankowej. Co to oznacza? Każdy, kto przyjmuje depozyt od klienta i w jakikolwiek sposób inwestuje dalej te pieniądze bądź np. udziela z nich pożyczek, łamie prawo.
Sęk w tym, że aby postawić komuś zarzut prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia, trzeba mu udowodnić, że to pieniądze klientów były "obciążane ryzykiem". Samo przyjmowanie depozytów na procent nie jest bowiem zabronione. Tak samo jak udzielanie pożyczek z własnych pieniędzy. Ani Provident, ani setki firm pożyczkowych nie mają licencji bankowej, ale nie muszą, bo obracają wyłącznie własnymi pieniędzmi, a nie z depozytów.
- Dlatego sprawy dotyczące parabanków są trudne i drogie. Trzeba przejrzeć dużo dokumentów, prosić o ekspertyzy, z których wynikać będzie prowadzenie działalności parabankowej. Bo to, że jakaś firma ma na plakacie napisane "przyjmujemy pieniądze", a na drugim "udzielamy pożyczek" wcale nie musi oznaczać, że tych pożyczek udziela z pieniędzy ludzi, może przecież robić to z własnych kapitałów - mówi Marek Wędrychowski, główny prawnik KNF w latach 2009-10.
Parabanki z dłuuuugą brodą
Wśród doniesień, jakie złożył KNF do prokuratury na firmy parabankowe, jednym z najbardziej owocnych było to dotyczące Roberta Ch., b. prezesa spółki Lex Security. W tej sprawie prokuraturze udało się doprowadzić do złożenia w sądzie aktu oskarżenia. Roberta Ch. czeka sądowy proces za działalność prowadzoną od maja 2011 r. do kwietnia 2012 r. Uzasadnienia aktu oskarżenia nie ma, bo w trybie uproszczonym sporządziła go policja.
W głośnej sprawie Amber Gold KNF nie miała tyle szczęścia. Od grudnia 2009 r. do czerwca 2012 r., czyli przez dwa i pół roku, musiała walczyć w sądach, pisać skargi, by prokurator zainteresował się firmą, której dziesiątki milionów powierzyło tysiące ludzi. Prokuratura najpierw odmówiła dochodzenia, potem je umorzyła, a w końcu "przyciśnięta" przez sąd zwlekała z powołaniem biegłego.
- Gdyby reakcja prokuratury była szybsza, sprawa Amber Gold w 2010 r. byłaby zamknięta, a pokrzywdzonych byłoby stu, a nie tysiące - komentuje przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak. Dopiero przed tygodniem prokurator postawił prezesowi Amber Gold zarzut prowadzenia działalności parabankowej (i pięć innych zarzutów). Zaś pani prokurator z Gdańska, która długo zwlekała z podjęciem sprawy Amber Gold, ma już na karku postępowanie dyscyplinarne.
Choć trudno w to uwierzyć, jeszcze dłuższą brodę niż sprawa Amber Gold ma śledztwo w sprawie Finroyal, innego głośnego parabanku. Na swojej stronie internetowej Finroyal pisał, że jest częścią "międzynarodowego koncernu inwestycyjnego", a okazało się, że biuro w Londynie było w wynajętym pokoju, firma nie wpłaciła zadeklarowanego kapitału (miał wynosić 880 mln funtów), zaś wszystkie akcje należą do Andrzeja K., człowieka podejrzanego o oszustwa finansowe. W ostatnich dniach do prokuratury zgłosiło się 230 osób, które nie dostały zainwestowanych pieniędzy.
Sprawa Finroyala to najstarsze zawiadomienie KNF - nadzór skierował je do prokuratury w styczniu 2008 r. Najpierw szybko sprawa została umorzona. Dopiero po dwóch latach przesłuchano Andrzeja K., potem prokurator zwrócił się o pomoc prawną do Financial Services Authority (brytyjskiego nadzoru finansowego). Kolejne dwa lata trwało oczekiwanie na odpowiedź, a cztery miesiące jej tłumaczenie. 23 lipca 2012 r. - tuż przed wybuchem afery Amber Gold - dyrektorowi Finroyal postawiono zarzut prowadzenia nielegalnej działalności bankowej i zakazano wyjeżdżać z kraju.
Skąd pieniądze na pożyczki
Jednym z najbardziej znanych w Polsce parabanków jest Pozabankowe Centrum Finansowe (PCF). 30 maja 2012 r. warszawska prokuratura po raz drugi umorzyła śledztwo w sprawie działalności tej firmy. A KNF po raz pierwszy wszczęła w jej sprawie alarm już w październiku 2010 r. Wcześniej firma z podwarszawskiego Grodziska Mazowieckiego była zwykłym pośrednikiem kredytowym pozyskującym klientów na zlecenie banków.
W październiku 2010 r. firma zaczęła reklamować emitowane przez siebie obligacje, a także "możliwość bezpośrednich inwestycji w wybrany przez klienta projekt". KNF podejrzewała, że pieniądze uzyskane z emisji obligacji spółka przeznacza na pożyczki, ale też i że same obligacje sprzedaje nielegalnie, bo reklamowanie zakupu obligacji oznacza "publiczne złożenie propozycji nabycia papierów wartościowych". A to też wymaga zezwolenia nadzoru.
Tak samo jak w przypadku Amber Gold trzeba było zażalenia złożonego przez KNF do sądu, by wymusić na prokuraturze zajęcie się sprawą PCF. Wcześniej prokurator umorzył śledztwo, nawet nie powołując biegłego, który mógłby zbadać księgi finansowe PCF. Po decyzji sądu nakazującej dalsze prowadzenie śledztwa i powołanie biegłego, rewident ocenił, że spółka miała "własne środki" na pożyczki. A w raportach kasowych i wyciągach bankowych nie znaleziono dowodów, które pomogłyby ustalić, jakie pieniądze PCF przeznaczał na pożyczki - własne czy cudze.
Prokuratura przesłuchała - a jakże - prezesa PCF, który zeznał, iż reklama obligacji była jedynie "testem rynku". A oferta miała trafić do zamkniętego kręgu osób (czyli nie wymagałaby zgody KNF). Prokuratorowi nie udało się ustalić, czy to prawda, bo z firmowych komputerów PCF... ktoś usunął wszystkie materiały dotyczące współpracy z klientami.
Jednym z nielicznych przykładów skutecznej interwencji w sprawie parabanku była batalia gorzowskiej prokuratury z firmą Flexworld. Zajęła się ona tą sprawą w marcu 2008 r. po zawiadomieniu od generalnego inspektora informacji finansowej (GIIF), które sugerowało możliwość prania przez firmę brudnych pieniędzy. Prania pieniędzy co prawda nie udowodniono - miliony przelewane między kontami tej firmy okazały się legalne - nie pochodzą z przestępstwa - ale przy okazji wyszło na jaw, że Flexworld prowadziła działalność parabankową. Właściciel firmy dostał dwa lata więzienia z zawieszeniem na dwa lata i 100 tys. zł grzywny.
Bez oszustwa nie ma sprawy?
Szef KNF Andrzej Jakubiak nie chce komentować konkretnych decyzji prokuratorów.
- Prokuratorom chyba brakuje w tych sprawach pokrzywdzonych - ludzi, którzy stracili pieniądze - mówi oględnie.
Były prawnik KNF Marek Wędrychowski: - Prokuratorzy często uważają, iż od strony dowodowej dużo łatwiejsze są zwykłe sprawy o oszustwo. To oczywiście tylko pozór, bo udowodnienie prowadzenia działalności bankowej bez zezwolenia nie wymaga dowodzenia złej woli po stronie właścicieli parabanku. A żeby wykazać oszustwo, trzeba nie tylko udowodnić straty klientów, ale i to, że podejrzany miał od początku złe zamiary.
Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, przyznaje, że art. 171 Prawa bankowego jest jasny. - Nie słyszałem, żeby prokuratorzy mieli problem z jego interpretacją - mówi Martyniuk. "Gazeta" dopytuje: - Dlaczego prokuratura sama nie wyłapuje tych przestępstw? Prokuratorzy mają przecież obowiązek ścigać parabanki z urzędu. Martyniuk: - Nie chciałbym się wypowiadać na ten temat do czasu ogłoszenia raportu w sprawach śledztw dotyczących parabanków, które zlecił prokurator Seremet. Raport pokaże, czy prawidłowo reagowaliśmy na doniesienia prasowe dotyczące powstawania nowych parabanków.
Z OSTATNIEJ CHWILI
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ogłosił w piątek, że reklamy Amber Gold nie wprowadzały odbiorców w błąd, "w pełni odzwierciedlając warunki oferowanych klientom umów".
Klienci Amber Gold domagają się w sądach już 126 mln zł. Zawiadomienia o oszustwie złożyło 1991 osób - podała gdańska prokuratura
Sąd oddalił wniosek o upadłość OLT Express. Majątek firmy jest za mały nawet na pokrycie kosztów postępowania - ustalił "Dziennik Gazeta Prawna"
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75248,12360941,Spra.....z24XwYH3pS
Obietnice Amber Gpld i obietnice poselskie to to samo
_________________
JerzyS
"Prawdziwa wiedza to znajomość przyczyn."
Arystoteles