|
Autor
|
Wiadomość |
Prrivan
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 08:16, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
A czy znacie historię powstania Platformy?
http://wolnemedia.net/?p=17758
Cytat: |
Oszuści, tenorzy z esbeckimi ariami w tle
Opublikowano: 12.10.2009 | Kategoria: Polityka
Platforma Obywatelska (PO) jest polską partią polityczną założoną 24 stycznia 2001, zarejestrowana 5 marca 2002 jako Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polskiej przez Andrzeja Olechowskiego, Macieja Płażyńskiego z AWS, Donalda Tuska z Unii Wolności i Gromosława Czempińskiego.
Gromosław Czempiński na temat swojego zaangażowania w założenie PO wypowiada się jednoznacznie, bardzo zdecydowanie w mediach publicznych i w wywiadach mówi, że to on sformułował koncepcję powołania Platformy Obywatelskiej, a następnie przekonał do niej m.in. Andrzeja Olechowskiego i Pawła Piskorskiego. Dodaje też, że rozmawiał na ten temat z obecnym premierem Donaldem Tuskiem.
Paradoksalnie „Nasz Dziennik” z 21 lipca 2009 roku uważa to za przykład megalomanii, ponieważ nie tylko Gromosław Czempiński brał udział w akcji powołania Platformy Obywatelskiej. Wymienia się bowiem też i innych funkcjonariuszy UOP, którzy w czasach PRL byli funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa, to była zdecydowanie szersza akcja.
Ta deklaracja Czempińskiego ujawnia rzeczywiste mechanizmy manipulowania polską sceną polityczną. Raport z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych pokazuje m.in. jak służby wojskowe w początkach lat 90 destabilizowały polska scenę polityczną, jak usiłowano rozbijać nowo powstałe niepodległościowe partie polityczne, by ograniczyć ich wpływ na życie publiczne odbudowywanego państwa polskiego.
PO, partia polityczna powstała także z inspiracji byłych funkcjonariuszy SB według oceny niezależnych publicystów stanowi jej moralną kompromitację, a w wymiarze politycznym jest to katastrofalne dla Polski. W rozmowie z Niezależną. pl Czempiński potwierdził, że był tą osobą, która dała początek partii. Jak stwierdził, PO powstała dzięki jego rozmowom z politykami i długim przekonywaniu ich, że teraz jest czas i miejsce na powstanie partii. Rozmawiał z wieloma z nich, również z trójką tych, których później nazwano ojcami założycielami, trzema tenorami – Olechowskim, Płażyńskim, Tuskiem.
Goszcząc na antenie Polsat News Czempiński odpowiadając na pytanie Doroty Gawryluk, czy to prawda, że namawiał Piskorskiego i Olechowskiego, by założyli Platformę Obywatelska – odpowiedział: „Miałem dość duży udział w tym, że powstała Platforma Obywatelska, że odbyłem wtedy olbrzymią ilość rozmów, a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą oni później świetnie realizowali”.
Zaangażowanie służb specjalnych w powstanie Platformy Obywatelskiej nie jest znane szerszej opinii publicznej, pomimo podania tej informacji w kanale ogólnopolskim stacji Polsat News,. Okazało się, że były szef UOP nie mógł się z nią przebić publicznie / inne media nawet nie skomentowały jego wypowiedzi /. Gromosław Czempiński nazywany jest czwartym lub nieznanym tenorem. Wg. Sławomira Cenckiewicza historyka, byłego pracownika IPN – współautora, wspólnie z Piotrem Gontarczykiem książki „ SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii ”/ „Rzeczpospolita” 17 lipca 2009 / jako agent służb PRL w USA Gromosław Czempiński szczególnie uważnie obserwował działalność „ polonijnego kleru „. W 1976 roku w raportach dla warszawskiej centrali SB opisywał wizytę apb. Karola Wojtyły w Ameryce – pisze historyk. Z kolei publicysta „ Rzeczpospolitej „ Piotr Semka w artykule „ Powrót Olechowskiego, czyli myśmy wszystko zapomnieli” przypomina istotne fakty z życia politycznego trzeciego tenora / „Rzeczpospolita” 13 lipca 2009 „ /. Na razie rozlicza swoją dawną partię – Platformę Obywatelską. Dziennikarzy nie zainteresowały pytania o powiązania jakie od lat 70 łączyły Olechowskiego z Gromosławem Czempińskim - byłym peerelowskim funkcjonariuszem wywiadu, a w ciągu ostatnich 20 lat postaci bardzo wpływowej, obracającej się na styku biznesu i polityki. Nawet gdy sam Czempiński przypomniał o swojej roli współtwórcy PO, nikt się nie zastanowił, na jakim obszarze mogły się krzyżować interesy trzeciego tenora i byłego szefa UOP. Na konferencji prasowej obu panów nikt nie zadał pytania co obaj panowie porabiali w Genewie w latach 70, gdzie Olechowski poznał Czempińskiego, nikt nie zadał pytania czy kiedyś panowała między nimi relacja agent – oficer prowadzący. Stronnictwo Demokratyczne któremu patronować ma Olechowski, to powrót do idei Partii Demokratycznej – miejsca spotkania ludzi dawnej PZPR z ludźmi opozycji. Znaleźć się w niej mają tacy weterani PD jak Marian Filar, Jan Widacki, czy Dariusz Rosati, oraz tacy bohaterowie opozycji jak Bogdan Lis. Nikt nie zauważa podobieństwa pomiędzy SD, a dawną Partią Demokratyczną? Paweł Piskorski, niegdysiejszy współkreator samorządowej koalicji UW – SLD w Warszawie z lat 1994 – 1998 dzisiaj znów wydzwania do członków SLD i innych lewicowych partyjek.
Wtedy wrażenie apolitycznego komitetu zatroskanych obywateli będzie pełne. I nikt być może nie zauważy analogii z przeszłości – z prezydenckich kampanii Jacka Kuronia czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Trzej tenorzy zapowiadali na początku „ wielką obywatelską rewolucję ”, dlatego swój pierwszy wiec zorganizowali w gdańskiej Hali Olivia, stąd też wyszła polska rewolucja – tłumaczyli. Dzisiaj Andrzej Olechowski twierdzi: Piskorski nigdy nie zawiódł. Nie zawiódł? Kiedy w 1996 roku Urząd Skarbowy sprawdzał, czy majątek polityka ma pokrycie w jego dochodach, poprosił o dokumenty. Piskorski przedstawił wówczas m.in. z gdyńskiego kasyna Jackpol zaświadczenie potwierdzające, że wygrał w ruletkę 4 mld. 950 mln starych złotych (dzisiaj ok. 500.000 zł). Prokuratorzy są pewni, że dokument jest fałszywy. Kasyno nigdy nie wystawiło takiego zaświadczenia, zeznał dyrektor Jackpola. W gdyńskim kasynie można było jednorazowo postawić na ruletce maksymalnie milion starych złotych. Żeby wygrać tak dużą sumę trzeba byłoby wygrać z rzędu 138 gier. I to przy założeniu, że za każdym razem obstawia się maksymalna stawkę i za każdym razem „rozbija bank” – zeznał szef kasyna. Na fałszywym zaświadczeniu z kasyna, które urzędnikom pokazał Piskorski, są podpisy kasjerki i pracownika Sławomira P. Kasjerka zaprzeczyła, aby to był jej podpis, natomiast P. śledczym nie udało się przesłuchać. – Od kilku lat jest poszukiwany za oszustwo przez prokuraturę w Wejherowie. – mówią prokuratorzy. Jestem zdumiony – mówi “Rzeczpospolitej” Paweł Piskorski szef Stronnictwa Demokratycznego. – Nigdy dotąd urząd skarbowy nie miał najmniejszych wątpliwości co do wiarygodności zaświadczenia o wygranej. Mam wrażenie że wyciąganie tej sprawy ma służyć temu by mi zaszkodzić. Tymczasem legalność majątku Piskorskiego w ramach dużego śledztwa dotyczącego gangu pruszkowskiego jest przedmiotem badań śledczych. Śledczy badają jeszcze jedno źródło majątku Piskorskiego związane z jego oświadczeniem, że zarobił ok. miliona złotych na sprzedaży dzieł sztuki. Jedno „jest pewne” Piskorski 138 razy pod rząd rozbił bank w gdyńskim kasynie Jackpol. Czy w ten sposób Paweł Piskorski zbiera miliony na wybory? Dzięki sprzedaży swoich nieruchomości Stronnictwo Demokratyczne stanie się jedną z trzech najbogatszych partii w Polsce. Majątek ów zgromadzony jeszcze w czasach PRL jest jednym z największych atutów Stronnictwa w zbliżających się wyborach prezydenckich i parlamentarnych.
Najatrakcyjniejsza kamienica, która idzie pod młotek, to warszawska siedziba partii. Budynek o powierzchni ok. 2000 m2 znajduje się przy ul. Chmielnej w Warszawie, niemal w samym centrum, gdzie ceny lokali są najwyższe; jego wartość szacowana jest na ok. 50 milionów złotych. „Rzeczpospolita” z 16 lipca 2009 przeprowadza ciekawy sondaż szacunkowy majątku Stronnictwa (autor Karol Manys); szacowane zyski SD - 120 milionów złotych z czego sfinansowane zostaną: kampania w wyborach prezydenckich, parlamentarnych, koszt ok. 40 tysięcy bilboardów wyborczych w dobrych lokalizacjach, oraz ok. 5 tysięcy półminutowych spotów telewizyjnych.
Należy przypomnieć, iż Platforma Obywatelska miała w swoich szeregach Pawła Piskorskiego. Poza tenorami – założycielami PO wywodzącymi się ze służb specjalnych PRL, premier Donald Tusk na stanowisko szefa swoich doradców w randze ministra powołał TW „Znak” Michała Boniego, zapewne za niezwykle cenne zasługi w kontrolowaniu RKW „Mazowsze”. Donosił do stycznia 1990 roku, a więc również na swojego pryncypała premiera Tadeusza Mazowieckiego.
Autor: Aleksander Szumański
Źródło: Niezależny Serwis Informacyjny
BIBLIOGRAFIA
1. „Nasz Dziennik” - 21 lipca 2009.
2. Wikipedia
3. „Rzeczpospolita” - 13, 16, 17, 18 -19, 20 lipca 2009.
4. Niezalezna.pl
|
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Glopez
Dołączył: 13 Lip 2008 Posty: 367
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 08:50, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Bimi, mają być podsłuchy i tropienie afer, bo ci goście to tacy gnoje że inaczej się nie da. Oni powinni się bać. Dopóki społeczeństwo nie zacznie głosować na mądrych i uczciwych ludzi.
Dopóki przekręty polegają na tym, że ktoś załatwia córce kumpla robotę, to mi to zwisa. Ale jak mówi się o rozkradaniu kraju w tak bezczelny sposób, to szlag mnie trafia.
Rozpatrywanie tej afery w kategoriach ataku politycznego to nieporozumienie, bo fakty które zostały przedstawione nie mają nic wspólnego z polityką.
Cytat: | Afera stoczniowa to największa afera III RP
2009-10-11 16:02
Najwyżsi urzędnicy Ministerstwa Skarbu Państwa (MSP) oraz Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) przeprowadzili fikcyjny przetarg na sprzedaż majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie. Z dokumentów przesłanych przez Mariusza Kamińskiego, szefa CBA, do najważniejszych osób w państwie wyłania się obraz totalnego bezprawia, degrengolady i łamania zasad.
REKLAMA
Operacja CBA o kryptonimie „Hornet" ujawniła, że przetarg na sprzedaż majątku stoczni od początku do końca był ustawiony. Uczestniczyli w tym bezpośrednio wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik oraz prezes ARP Wojciech Dąbrowski i jego zastępca Jacek Goszczyński. Z dokumentów CBA wynika, że o sprawie wiedział minister skarbu Aleksander Grad.
Przetarg był ustawiony tak, żeby wygrał go tylko jeden podmiot – Stiching Particulier Fonds Greenrights. Na początku przesunięto termin rejestracji uczestników przetargu, żeby Greenrights wpłacił na czas wadium. Potem kombinowano, jak uniemożliwić rozpoczęcie licytacji, bo ten właściwy podmiot potrzebuje czasu na konsultacje. A już podczas licytacji szefowie ARP i urzędnicy ministerstwa skarbu złamali wszelkie reguły. Cały czas byli w kontakcie ze „swoim" oferentem, pomagając mu w licytacji (nawet wtedy, gdy zawodziło go internetowe połączenie), co stawiało „wybrańca" w uprzywilejowanej sytuacji. Próbowano nawet manipulować zegarem odmierzającym czas podczas licytacji: zastanawiano się, czy nie można go spowolnić dla innych niż „swój” uczestników licytacji, żeby ten „właściwy” wiedział wszystko przed innymi.
Z dokumentów CBA wynika, że Greenrights miał określoną kwotę do wylicytowania, o czym wiedzieli urzędnicy MSP i ARP i ich zadaniem było niedopuszczenie, by wygrał ktoś inny. Pomagali więc „swojemu" przekazując korzystne informacje (cały czas byli z nim w kontakcie), ale także naciskając na innych uczestników przetargu. Jednym perswadowali, że opłaci im się przegrać, innych naciskali, by się wycofali, bo stracą na swoim uporze. Wynika z tego, że urzędnicy polskiego państwa świadomie i celowo nie dopuścili do sprzedaży majątku stoczni innym podmiotom i po wyższej cenie niż ta wylicytowana przez Greenrights. Otwarte jest pytanie, dlaczego urzędnicy MSP i ARP byli za wszelką cenę (także łamiąc prawo) gotowi pomagać tylko jednemu podmiotowi. Co takiego im zaoferowano, że z wielką gorliwością naginali bądź łamali prawo oraz kompromitowali swoje urzędy i przełożonych?
Dokumenty CBA dowodzą, że operacja z ustawieniem przetargu służyła przede wszystkim libańskiemu handlarzowi bronią Abdulowi Rahmanowi El-Assirowi. To on wpłacił wadium w imieniu Greenrights. El-Assir domagał się, by urzędnicy MSP oraz ARP zapewnili mu zwrot wadium, gdyby nie dopełnił warunków umowy. I urzędnicy robili wszystko, żeby El-Assirowi wadium zwrócono. Sam Libańczyk zainteresowany był wyłącznie odzyskaniem od Bumaru SA kwot należnych mu prowizji za handel bronią polskiej spółki. Urzędnicy MSP i ARD gotowi byli zabezpieczyć go udziałami Bumaru, byle tylko doszło do transakcji.
I tu pojawia się problem, czy tzw. katarski inwestor w ogóle istniał. Bo z dokumentów CBA wynika, że wtedy, gdy po wygraniu aukcji Greenrights zaczął kręcić, to polska strona na siłę szukała jakiegoś „katarskiego łącznika", żeby się nie skompromitować (co groteskowe, nie wiedziano nawet, jak przedstawić zwycięzcę przetargu, bo ten nie chciał nic o sobie ujawnić). Z podsłuchanej rozmowy między ministrem Gradem a prezesem ARP Dąbrowskim wynika, że na siłę szukano jakiegoś katarskiego inwestora, który by się podłączył pod ofertę El-Assira. Oznaczałoby to, że minister Grad wiedział, iż katarska oferta to fikcja.
Teraz powstaje pytanie, czy całe to przedsięwzięcie było spiskiem z udziałem El-Assira, który coś wymiernego polskim urzędnikom obiecał, dlatego znalazł tak gorliwych pomocników. A może zostali oni przez Libańczyka zwyczajnie wykorzystani i oszukani? Późniejsze szukanie ratunku za wszelką cenę mogło być tylko grą przed premierem Tuskiem. A może operacja od początku była trefna, czyli ustawiana jako przyszłe wspólne przedsięwzięcie urzędników MSP i ARP oraz „Katarczyków", którzy zarobiliby na sprzedaży wylicytowanych terenów pod inwestycje nie mające nic wspólnego z przemysłem stoczniowym? „Katarczycy" wiedząc, że wszystko jest ustawione mogli się wystraszyć odpowiedzialności karnej i finansowej, bo przecież cały przetarg (i jego konsekwencje) mógł zostać unieważniony.
Z podsłuchanych rozmów, w tym z udziałem ministra Aleksandra Grada, wynika, że nie jest on mimowolną ofiarą tej afery, lecz jej pierwszoplanowym uczestnikiem. Jeśli w dodatku oszukiwał premiera Tuska nie mówiąc mu prawdy, sprawa jest jeszcze poważniejsza. W każdym razie pozostawanie ministra Grada na stanowisku w tej sytuacji wydaje się wykluczone.
Oprócz niebywałej kompromitacji polskiego państwa, afera z ustawieniem przetargu na majątek stoczni może spowodować daleko idące konsekwencje finansowe dla budżetu. Bo oszukani uczestnicy przetargu mogą skarżyć państwo polskie o wysokie odszkodowania. Nie warto już nawet przypominać, że ta oszukańcza operacja zaszkodziła samym stoczniom – teraz już nikt nie kupi ich za taką cenę, za jaką mogły być sprzedane. A ile firm kooperujących ze stoczniami zbankrutowało bądź zbankrutuje? A ilu ludzi straciło pracę?
Stanisław Janecki
redaktor naczelny |
http://www.wprost.pl/ar/174749/JANECKI-A.....ra-III-RP/
_________________ "Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa"
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Prrivan
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 09:13, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Oczywiście,wiedzieli że podsłuchują...
http://wiadomosci.onet.pl/2058599,11,sze.....,item.html
Cytat: |
PAP, PKo/09:22
Szef Agencji Rozwoju Przemysłu: wiedziałem, że podsłuchują
Miałem pełną świadomość nagrywania moich rozmów - powiedział prezes Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski. To przeświadczenie wynikało stąd, że na początku procesu sprzedaży stoczni w Gdyni i Szczecinie, po rozmowie z ministrem skarbu Aleksandrem Gradem Dąbrowski poprosił wiceszefa ABW o objęcie procesu "tarczą antykorupcyjną", wskazując potencjalne obszary zagrożeń.
Tygodnik "Wprost" opublikował w niedzielę informacje z raportu, który CBA przekazało najważniejszym osobom w państwie. Wynika z nich, że urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu mieli czynić wszystko, by przetarg na stocznie w Gdyni i Szczecinie wygrał wybrany przez nich inwestor z Kataru - Stichting Particulier Fonds Greenrights.
Dąbrowski powiedział w TVN24, że przetarg był organizowany zgodnie z prawem i szukano inwestora, który chciałby dalej produkować w stoczniach statki. Według niego, Agencja miała pełną wiedzą o katarskim oferencie, jaka jest wymagana przy przetargu.
"Postępowania przetargu były jasne. Ten inwestor był sprawdzony później w postępowaniu uzyskiwania zgody przez MSWiA" - powiedział.
W trakcie procesu sprzedaży kluczowych aktywów stoczni Stichting Particulier Fonds Greenrights uzyskał pozytywną decyzję Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zgoda taka jest wymagana w przypadku podmiotów spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Decyzja resortu pozwoliła zawrzeć końcowe umowy o przeniesieniu własności nieruchomości obu stoczni na inwestora.
Odnosząc się do tego, że sprawa trafiła do prokuratury, Dąbrowski powiedział, że Agencja jest dobrze przygotowana do tego postępowania. "Zupełnie inaczej będzie się rozmawiało w prokuraturze przy pełnej treści stenogramów, przy pełnym kontekście zdarzeń" - dodał. |
Czy człowiek niewinny byłby przerazony w takiej sytuacji?
http://wiadomosci.onet.pl/2058484,11,po_.....,item.html
Cytat: |
PAP, PKo/06:27
PO przerażona - "co jeszcze chowa Kamiński?"
"Dziennik Gazeta Prawna": Politycy PO są przerażeni. Otoczenie premiera Tuska zastanawia się, co jeszcze Mariusz Kamiński, szef CBA, ma ukryte w szufladach.
"Podsłuchiwał nas przez kilkanaście miesięcy, pewnie ma całe sterty stenogramów" - mówi "DGP" anonimowo jeden z liderów Platformy.
Po aferze hazardowej szef CBA wystrzelił afera stoczniową. Według gazety, politycy PO są zmrożeni, bo Mariusz Kamiński - podobnie jak przy hazardzie - przesyła dokumenty do najważniejszych osób w kraju, powołując się przy tym na zagrożony interes państwa.
Jak wynika z informacji "DGP", Tusk nie jest obecnie tak wściekły jak przy wybuchu afery hazardowej. "Także dlatego, że w informacji CBA nie ma zarzutów pod adresem premiera czy nawet ministra skarbu" - twierdzi informator gazety z kręgów rządowych.
O tym więcej pisze dziś "Dziennik Gazeta Prawna" |
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Glopez
Dołączył: 13 Lip 2008 Posty: 367
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 09:22, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
http://www.wprost.pl/ar/171019/Mieszanie-w-stoczniach/?I=1390
Cytat: | Mieszanie w stoczniach
Numer: 37/2009 (1390)
Gdyby państwu naprawdę zależało na znalezieniu inwestora dla stoczni w Gdyni i Szczecinie, mogłoby sprzedać zakłady już rok temu. Część firm zainteresowanych zakupem tych przedsiębiorstw oraz osoby związane z przemysłem stoczniowym twierdzą, że nie zostały one sprywatyzowane przez państwowych urzędników, bo szukali oni takiego inwestora, który pozwoliłby im zachować wpływy w przedsiębiorstwach zarządzanych przez nowych właścicieli.Gdyby państwu naprawdę zależało na znalezieniu inwestora dla stoczni w Gdyni i Szczecinie, mogłoby sprzedać zakłady już rok temu. Część firm zainteresowanych zakupem tych przedsiębiorstw oraz osoby związane z przemysłem stoczniowym twierdzą, że nie zostały one sprywatyzowane przez państwowych urzędników, bo szukali oni takiego inwestora, który pozwoliłby im zachować wpływy w przedsiębiorstwach zarządzanych przez nowych właścicieli.
Jeszcze dwa lata temu w kolejce chętnych do przejęcia stoczni w Gdyni i Szczecinie stało kilka poważnych podmiotów. Wśród nich m.in. firma RCC Ltd. izraelskiego armatora Ramiego Ungara (jest zachwycony jakością polskich statków; mówił, że są lepsze nawet od koreańskich), spółka Amber należąca do jednego z najbogatszych Polaków, potentata na rynku stalowym Przemysława Sztuczkowskiego, ukraiński ISD (Związek Przemysłowy Donbasu, drugi pod względem wielkości konglomerat przemysłowy na Ukrainie, właściciel stoczni Gdańsk) oraz Mostostal-Chojnice wraz z norweskim producentem statków, spółką Ulstein Verft. Gdy władzę przejęła PO, inwestorzy badali już kondycję finansową i stan prawny Stoczni Gdynia. Za najpoważniejszego kandydata do przejęcia branża uznała Ramiego Ungara, który wybudował u nas 20 statków. Wszyscy oniemieli, gdy minister skarbu Aleksander Grad stwierdził, że izraelski armator nie jest brany pod uwagę jako inwestor.
REKLAMA
Grada do izraelskiego armatora mieli zniechęcić Antoni Poziomski, ówczesny prezes Stoczni Gdynia, oraz Jacek Goszczyński, dobry znajomy ministra, jego główny doradca w sprawach przemysłu stoczniowego, wówczas dyrektor Departamentu Nadzoru Właścicielskiego i Prywatyzacji I w resorcie skarbu, negocjujący z potencjalnymi inwestorami w stoczni (dziś wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu). – Obaj otwartym tekstem mówili, że Ungar żerował na gdyńskiej stoczni oraz że straciła ona na podpisanych z Izraelczykiem kontraktach duże pieniądze – twierdzi Dariusz Adamski, szef sekcji przemysłu okrętowego „Solidarności" i zakładowej „S" w Stoczni Gdynia. Tymczasem i Ungar, i związkowcy uważają, że straty spowodowane były wzmacniającym się wówczas złotym (kontrakty rozliczano w dolarach), opóźnieniami w budowie statków z powodu braku płynności finansowej stoczni i wzrostem cen stali. – Goszczyński cały czas wmawiał Gradowi, że Ungar, Amber oraz ISD to kiepscy inwestorzy dla stoczni, i zapewniał, że ma lepsze rozwiązanie – twierdzi Arkadiusz Aszyk, były wiceprezes Stoczni Gdynia. Sam Goszczyński twierdzi zupełnie coś innego. – RCC Ltd. Ramiego Ungara nie złożyła w ustalonym przez Komisję Europejską terminie planu restrukturyzacyjnego dla stoczni w Gdyni, podczas gdy spółka Amber w maju 2008 r. odstąpiła od udziału w projekcie – mówi „Wprost" wiceprezes Agencji Rozwoju Przemysłu. Na spotkanie z nami przyszedł z prawnikiem i rzecznikiem agencji.
Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że należący do Sztuczkowskiego Amber zrezygnował z walki o stocznie, bo „miał dość" atmosfery, w jakiej toczyły się negocjacje. Państwo miało rzekomo tak prowadzić rozmowy z inwestorem, jakby celowo zamierzało zniechęcić go do kupna stoczni. Gdy stoczni nie udało się sprzedać mimo wielu potencjalnych kupców, rozpoczęto drugą rundę przetargu. „Restart" odbył się 31 maja 2008 r. Na horyzoncie pojawił się ukraiński ISD, który we wrześniu przedłożył w Komisji Europejskiej wspólny program restrukturyzacji dla stoczni w Gdyni i w Gdańsku (udziały w tej drugiej kupił w 2007 r.). – Niestety, później resort skarbu prowadził rozmowy z Brukselą w taki sposób, jakby sam się prosił, by ten program odrzucić – mówi przedstawiciel jednej z polskich stoczni, znający kulisy negocjacji. Z tą opinią zgadza się Dariusz Adamski. – Od urzędników z komisji płynęły do nas nieformalne sygnały, że mają dość wizyt naszego rządowego negocjatora Jacka Goszczyńskiego, bo nic z nich nie wynika – mówi. Wiceszef Agencji Rozwoju Przemysłu ma na ten temat inne zdanie. – Komisja stwierdziła, że przygotowany przez ISD plan restrukturyzacji stoczni w Gdyni i Gdańsku nie daje gwarancji odzyskania przez te przedsiębiorstwa trwałej rentowności i wiązałby się ze zbyt dużą pomocą publiczną, której wartość przekraczała 800 mln zł. Ostatecznie, w czerwcu tego roku Bruksela zaakceptowała wyłącznie plan restrukturyzacji dla Stoczni Gdańsk, który pomogliśmy przygotować ukraińskiej spółce – mówi Goszczyński.
Pragnący zachować anonimowość rozmówcy twierdzą, że minister Grad i jego współpracownicy uczynili wiele, aby zniechęcić Ukraińców do dalszych rozmów. Mieli ponoć okazywać im brak zaufania i nie respektować wcześniej przyjętych ustaleń. Ukraiński program restrukturyzacji Stoczni Gdynia był obliczony na dziewięć lat i ledwie się spinał finansowo. Ale strona polska zażądała, by Ukraińcy skrócili ten okres i więcej włożyli w stocznię. Przedstawiciele rządu zaczęli też przebąkiwać o planie awaryjnym. Sugerowali, że jeśli nie znajdą dla stoczni inwestora, to może przejmie je państwowa firma, np. PLO. Ostatecznie nie złożyły one oferty, ale takie zapowiedzi mogły świadczyć o tym, że nie wszystkim podoba się pomysł wypuszczenia stoczni z państwowych rąk. – W tych zakładach były wspaniałe synekury dla partyjnych działaczy i ich znajomych. Dostawali po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, nie musieli nic robić i w zasadzie za nic nie odpowiadali. Moim zdaniem z tego powodu żadna ekipa rządząca, łącznie z obecną, nie chciała sprzedaży stoczni – mówi „Wprost" Rami Ungar. Szef resortu skarbu nie chciał z nami rozmawiać na ten temat.
Z rozmów ze sprzedaży stoczni nic nie wyszło. W końcu okazało się, że jedynym wyjściem jest kontrolowana upadłość, czyli zwolnienie pracowników, przejęcie przez państwo zobowiązań i sprzedanie po kawałku stoczniowego majątku. Plan zaakceptowała Komisja Europejska, w grudniu 2008 r. Sejm przyjął ustawę kompensacyjną, a 12 marca tego roku stoczniowy majątek wystawiono na aukcję. Dużą jego część stanowiły nieruchomości przy nabrzeżach, na których zawsze można robić jakiś zyskowny biznes. W licytacji składników obu stoczni najpoważniejszym oferentem był Polimex Mostostal, który chciał kupić dużą część nabrzeża w Szczecinie, żeby tam montować konstrukcje stalowe. Polska spółka przegrała z tajemniczą firmą Stichting Particulier Fonds Greenrights, która złożyła wysokie oferty na praktycznie wszystkie najważniejsze składniki majątku obu stoczni. Za zarejestrowaną na Antylach Holenderskich spółką SPF Greenrights stoją inwestorzy z Bliskiego Wschodu (m.in. Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii Saudyjskiej, Jemenu czy Kataru) zwani „Katarczykami".
REKLAMA
Skąd zainteresowanie „Katarczyków" stoczniami? Karierę zrobiła hipoteza, że była to transakcja wiązana – Polska miała podpisać korzystny dla Kataru kontrakt na dostawy gazu, a w zamian za to inwestorzy stamtąd mieli dać nam bonus – inwestycje w stocznie w Gdyni i Szczecinie. To wydaje się jednak mało prawdopodobne. – Minister skarbu, który zdecydowałby się na takie rozwiązanie, byłby samobójcą. To byłaby polityczna bomba, która prędzej czy później by wybuchła – uważa Jacek Piechota, były minister gospodarki.
Bardziej przekonująca jest teza, o której mówią stoczniowi menedżerowie. Według niej ludzie z otoczenia Jacka Goszczyńskiego chcieli takiego inwestora, który pozwalałby im nadal zarządzać stoczniami. – Arabski inwe-stor byłby do tego idealny. Na stoczniach się nie zna, zarządzanie oddałby ludziom z branży stoczniowej – twierdzi Janusz Szlanta, znany stoczniowy menedżer. Dlatego w kręgach rządowych miała być forsowana kandydatura nieznanych nikomu „Katarczyków". Problemy zaczęły się, gdy nie wpłacili za majątek stoczni pieniędzy. – Okazało się, że mimo iż spółka SPF Greenrights miała gwarancje Qatar Islamic Bank, to nie dostała pozytywnej opinii o transakcji od banku inwestycyjnego QInvest i w związku z tym gwarancji nie uruchomiono. 18 sierpnia minister skarbu otrzymał pismo z ambasady Kataru, że przejęciem transakcji jest zainteresowany Qatar Investment Authority, ale do 31 sierpnia nie udało się załatwić wszystkich koniecznych procedur formalnych – mówi Jacek Goszczyński.
Goszczyński to zagadkowa postać. W 2005 r. został dyrektorem biura restrukturyzacji i rozwoju Korporacji Polskie Stocznie. Ta powołana za rządów Millera spółka miała konsolidować i prywatyzować zakłady stoczniowe. Goszczyński poznał tam wiele osób, które odegrały ważną rolę w prywatyzacji stoczni, m.in. Antoniego Poziomskiego (do niedawna prezes Stoczni Gdynia), dziś wiceszefową ARP Jolantę Maryewską czy Andrzeja Wróblewskiego, obecnie prezesa firmy Aranda. Poziomski, ponoć wylansowany przez Goszczyńskiego na szefa Stoczni Gdynia, na swojego zastępcę wyznaczył swego kolegę Piotra Paszkowskiego. Rola Paszkowskiego ujawniła się, gdy przetarg na stocznie wygrała firma SPF Greenrights, która powołała spółkę Polskie Stocznie. Jednym z jej dyrektorów został Paszkowski. To on w imieniu właściciela miał kierować Stocznią Gdynia.
REKLAMA
W radzie nadzorczej Polskich Stoczni znalazła się z kolei Małgorzata Wypychowska, która współpracuje z ARP (doradzała m.in. w sprawach spółki Synergia 99). Co więcej, siedziba Polskich Stoczni znajdowała się pod tym samym adresem, pod którym mieściła się spółka Wypychowskiej, przy ul. Sieleckiej 22 w Warszawie. Kolejna poszlaka wskazująca na to, że urzędnicy nie chcieli utracić kontroli nad stoczniami, to powołanie przez państwo na początku roku spółki Aranda mającej ratować fabryki statków. W zamian za długi (Stocznia Szczecińska była winna ARP 70 mln zł) agencja przejęła niedokończony statek i przekazała go do Arandy. – Niebawem rozstrzygnie się przetarg na dokończenie budowy jednostki. Będziemy chcieli ją sprzedać – twierdzi Goszczyński. – Pytanie, po co w tym celu stworzono nową spółkę, skoro państwo ma już kilka takich firm? – zwraca uwagę Arkadiusz Aszyk. Wiceprezes ARP odpowiada, że takie rozwiązanie doradził agencji bank. To nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, bo w czerwcu 2009 r., gdy przetarg na stocznie już rozstrzygnięto, ARP przejęła Arandę od Korporacji Polskie Stocznie (firma powołana w 2004 r., miała skonsolidować i sprywatyzować stocznie; obecnie likwidowana). Po co to zrobiła, skoro stocznie już sprzedano i państwo nie musiało ich „ratować", kupując statki? Pytań jest więcej. Na przykład skoro minister Grad twierdził w lipcu 2009 r., że nowy inwestor ma gwarancje finansowe Qatar Islamic Bank, to dlaczego rząd nic o tych gwarancjach i ich egzekwowaniu nie mówi? Może dlatego, że ma sporo w tej sprawie do ukrycia i wie o istnieniu „stoczniowej grupy trzymającej władzę", która chciała na prywatyzacji stoczni korzystać?
Na pytania „Wprost" odpowiada Maciej Wewiór, rzecznik MSP
Wprost: Dlaczego minister Grad nie chciał brać pod uwagę jako inwestora dla Stoczni Gdynia Ramiego Ungara? Z informacji „Wprost" wynika, że Jacek Goszczyński przekonywał ministra Grada, iż Złomrex, ISD czy Rami Ungar to kiepscy inwestorzy dla stoczni, oraz to że państwo tak prowadziło z nimi negocjacje, by nic z nich nie wyszło.
REKLAMA
Maciej Wewiór: 10 lipca 2007 r. minister skarbu państwa zaprosił do rokowań w sprawie zakupu akcji Stoczni Gdynia. Oferty wiążące złożyły: spółka Amber, Marine Co sp. z o.o., Ray Car Carriers Ltd. (firma Ramiego Ungara). 16 stycznia 2008 r. minister skarbu państwa podjął decyzję o dopuszczeniu do rokowań równoległych spółek Amber i Ray Car Carriers. Zgodnie z pisemnym żądaniem Komisji Europejskiej inwestorzy mieli przedłożyć m.in. plan restrukturyzacji stoczni celem przesłania go do KE. Ray Car Carriers nie przedstawił żadnej wersji planu restrukturyzacji wymaganego przez procedurę prywatyzacyjną. W przewidzianym terminie dokument został złożony tylko przez spółkę Amber. Resort skarbu podjął więc decyzję o przyznaniu prawa do rokowań wyłącznych dla firmy Amber. W związku z późniejszą rezygnacją tej spółki z udziału w prywatyzacji Stoczni Gdynia minister skarbu państwa podjął decyzję o zamknięciu procesu prywatyzacji tej stoczni prowadzonego w trybie publicznego zaproszenia do rokowań.
Zdaniem niektórych osób związanych w ten czy inny sposób z obydwoma stoczniami cel państwa działań był taki: stoczniami dalej będą zarządzać ludzie z otoczenia pana Goszczyńskiego, m.in. pan Poziomski, pan Kraiński, a inwestorem zostanie firma, która to umożliwi. Albo nowym właścicielem zostanie jakiś państwowy podmiot, tak żeby ci ludzie dalej mogli zarządzać stoczniami.
– Trudno się jest odnosić do „zdania niektórych osób", jednak zgodnie z regulacjami unijnymi, w szczególności po wydaniu decyzji z 6 listopada 2008 r. dotyczącej Stoczni Szczecińskiej Nowa i Stoczni Gdynia, nie jest możliwe powołanie w Polsce państwowego podmiotu uczestniczącego w zarządzaniu stoczniami.
Minister Grad mówił publicznie, że transakcja z nabywcą stoczni, spółką Stichting Particulier Fonds Greenrights, jest gwarantowana przez Qatar Islamic Bank. Dlaczego więc rząd teraz tej gwarancji nie egzekwuje?
- Odpowiedź na to pytanie wymaga konsultacji z prawnikami, ale nie mogłem tego zrobić przed zamknięciem przez państwa numeru. |
Ciekawe, że nawet piśmaki nie mogli koło tego syfu przejść obojętnie.
Cytat: | "Podsłuchiwał nas przez kilkanaście miesięcy, pewnie ma całe sterty stenogramów" - mówi "DGP" anonimowo jeden z liderów Platformy. |
No ja pierdole. Przecież to, co powiedział ten typ to jakieś nieporozumienie. Słusznie zauważyłeś, gdyby był uczciwy, niczego nie musiałby się obawiać.
_________________ "Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa"
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Bimi Site Admin
Dołączył: 20 Sie 2005 Posty: 20450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 11:23, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
GibkiLopez napisał: | Bimi, mają być podsłuchy i tropienie afer, bo ci goście to tacy gnoje że inaczej się nie da. Oni powinni się bać. Dopóki społeczeństwo nie zacznie głosować na mądrych i uczciwych ludzi. |
jasne.
tylko jak chcesz zagwarantować uczciwość tych którzy podsłuchują?
proszę - chętnie wysłucham.
bo wiesz, ja wyznaję tezę że korupcja na szczycie władzy w polsce na swój początek właśnie w tym że demokracją steruje była ubecja. to oni decydują o tym kto wygra najbliższe wybory, jakie ustawy się uchwala, oraz które zakłady są prywatyzowane na rzecz kogo.
nie przedstawiciele partii politycznych - ci są tylko pionkami w grze.
ponadto, cała ta współczesna ubecja jest zinwigilowana na wskroś przez międzynarodowe (dziś już głównie amerykańskie) specsłużby - pośrednio to właśnie USA steruje naszymi politykami, właśnie przy pomocy instytucji typu CBA czy ABW. to oni mają prawdziwą władzę i oni rozdają karty - to co widzisz w TV to tylko szopka prezentowana tak aby opinia publiczna mogła sympatyzować z poszczególnymi bohaterami tego spektaklu, niczym z ulubioną postacią tańca z gwiazdami. najważniejsze że wysyłają sms'y ciesząc michę że "mają wpływ"...
to nie poszczególni politycy są skorumpowani, tylko cały ten system który ich kreuje.
dopóki tego nie zrozumiecie dopóty będziecie jeno pionkami podniecającymi się kolejnym aktem tragifarsy w całym tym ich popierdolonym ubeckim teatrzyku.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
AQuatro
Dołączył: 24 Gru 2007 Posty: 3285
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 11:41, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Jak pojawia się afera, to najbardziej podoba mi się postawa polityków tj. chęć utworzenia komisji śledczej.
Zamiast oddać sprawę do sądu, który teoretycznie powinien skazać winnych i powsadzać za kratki,
to oni tworzą komisję składającą się z nich samych. Komisja rzekomo szuka winnych, którzy zazwyczaj zasiadają w jej ławach. A tak naprawdę to ma to na celu chyba odwrócenie uwagi społeczeństwa i robienie szopki przed kamerami albo pozyskanie czasu na zatuszowanie sprawy.
To tak jakby złodziejom, którzy napadli na sklep, kazać utworzyć komisję śledczą, która będzie badać sprawę i tropić przestępców.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
JerzyS
Dołączył: 20 Maj 2008 Posty: 4008
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 11:48, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Bimi napisał: |
to nie poszczególni politycy są skorumpowani, tylko cały ten system który ich kreuje.
dopóki tego nie zrozumiecie dopóty będziecie jeno pionkami podniecającymi się kolejnym aktem tragifarsy w całym tym ich popierdolonym ubeckim teatrzyku. |
A tu kłótnie w rodzinie
Obce agentury zaprzestały kooperacji i jedna drugą chce wyruchać.
Ciekawe czyja agentura obsadziła platformę najbardziej, a która miała tam najmniejsze wpływy?
A może to tylko prezent dla Lecha za Traktat,
- a może to Rosjanie mają dość wpływów Inwestorów
z Wysp Dziewiczych położonych na Morzu Martwym.
Jak można tak przeganiać taki Porządny Inwestor?
On by tu podtrzymał tradycję budowy statków.
W naszej stoczni budował by statki na energooszczedne bateryjki i sprzedawał w TESCO!
Spodobało mi się to:
"To tak jakby złodziejom, którzy napadli na sklep, kazać utworzyć komisję śledczą, która będzie badać sprawę i tropić przestępców. Smile
I Nasuwa mi sie myśl:
Było kilka psów.
Jeden z nich złapał złodzieja i akurat jego przeznaczono do uśpienia.
Reszta nadal ma pełna michę.
Podobno przetarg stoczni miał osłonę kontrwywiadowczą wielu służb.
Skoro tak to należny wypieprzyć szefów tych służb którzy niczego nie wykryli , a nie ABW za to że złapała złodziei
Tu należy zastosować X przykazań , a nie motać cyrkową ekwilibrystykę z interpelacją ustawy o CBA
Łapać złodzieji!
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Glopez
Dołączył: 13 Lip 2008 Posty: 367
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 11:51, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Bimi napisał: | GibkiLopez napisał: | Bimi, mają być podsłuchy i tropienie afer, bo ci goście to tacy gnoje że inaczej się nie da. Oni powinni się bać. Dopóki społeczeństwo nie zacznie głosować na mądrych i uczciwych ludzi. |
jasne.
tylko jak chcesz zagwarantować uczciwość tych którzy podsłuchują?
proszę - chętnie wysłucham. |
Nie chce - oni powinni być szujami i podsłuchiwać wszystko co da się podsłuchać. Bo widzisz, mnie czy Ciebie można podsłuchać, można opublikować w gazecie, że rozmawialiśmy o gołych dupach (gdyby była to prawda). I nic z tego nie wyniknie. Ale polityk, osoba reprezentująca swoich wyborców, ma być czysty. Powinien nie mieć nic do ukrycia, a nie zastanawiać się, ile z gówna które narobił wypłynie na powierzchnie.
_________________ "Nie jest miarą zdrowia być dobrze przystosowanym do głęboko chorego społeczeństwa"
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Bimi Site Admin
Dołączył: 20 Sie 2005 Posty: 20450
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 11:56, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
GibkiLopez napisał: | Bimi napisał: | GibkiLopez napisał: | Bimi, mają być podsłuchy i tropienie afer, bo ci goście to tacy gnoje że inaczej się nie da. Oni powinni się bać. Dopóki społeczeństwo nie zacznie głosować na mądrych i uczciwych ludzi. |
jasne.
tylko jak chcesz zagwarantować uczciwość tych którzy podsłuchują?
proszę - chętnie wysłucham. |
Nie chce - oni powinni być szujami i podsłuchiwać wszystko co da się podsłuchać. Bo widzisz, mnie czy Ciebie można podsłuchać, można opublikować w gazecie, że rozmawialiśmy o gołych dupach (gdyby była to prawda). I nic z tego nie wyniknie. Ale polityk, osoba reprezentująca swoich wyborców, ma być czysty. Powinien nie mieć nic do ukrycia, a nie zastanawiać się, ile z gówna które narobił wypłynie na powierzchnie. |
Aha - to ciekawe.
Czyli nie przeszkadza ci że byle pała która z dużym prawdopodobieństwem jest szpiegiem obcego wywiadu inwigiluje twojego premiera, prezydenta oraz wszystkich sędziów i prokuratorów?
Szef CBA może podsłuchiwać premiera, ale premier nie może szefa CBA... W takim razie jaki jest sens wybierania premiera w demokratycznych wyborach? Już większy sens byłby w ogólnopolskim wybieraniu szefa CBA. Bo co to za premier którego obce służby inwigilują przez 24/7? Do tego zgodnie z prawem i przy uciesze gawiedzi...
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
zainteresowany
Dołączył: 22 Lis 2008 Posty: 884
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 12:06, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
To że toczą się jakieś dyskusje na temat bandy skurwysynów , którzy idą do sejmu, rządu, w celu zdobycia władzy, pieniędzy i "rozszerzania demokracji" to jest nobilitacja dla nich. Te głąby niestety są tylko marionetkami wmanipulowanymi właśnie przez służby, kolejne marionetki , żołnierzy. Im mocniejsza armia manipulatorów i żołnierzy tym teatrzyk jest częściej i bardziej spektakularny.W polityce nikt o zdrowych zmysłach i powiązaniach nie siedzi.
_________________ Myśl jest bronią.
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Ordel
Dołączył: 04 Lip 2009 Posty: 8682
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 12:06, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Ordel napisał: | Krzysiak napisał: | http://fakty.interia.pl/polska/news/afera-stoczniowa-prezydent-zaniepokojony,1380687 |
jeśli to prawda , to pewnie wyjdzie w najbliższych dniach . Okręt PO ,- którego pokład trawi pożar - otrzyma trafienie torpedą w rufe , ale żeby zatonać potrzebne bedzie jeszcze jedno trafienie torpedą , najlepiej w śródokręcie. |
i jest trafienie w śródokręcie
Spółka MGGP - której udziałowcem był Aleksander Grad, a teraz jest jego żona - ma milionowe kontrakty od państwa, m.in. na wykonywanie map lotniczych. Z powodu nieprawidłowości przy wykorzystaniu tych map do rozdzielania unijnych dopłat, Unia nałożyła na Polskę 400 milionów złotych kary - pisze "Najwyższy Czas".
Polska musi zapłacić 400 milionów złotych kary za to, że źle przygotowała mapki lotnicze do wniosków o dopłaty rolne. Okazuje się, że najwięcej nieprawidłowości było tam, gdzie zdjęcia wykonywała spółka MGGP, założona przez Aleksandra Grada.
Spółka MGGP zarobiła 11 milionów złotych na wykonaniu map lotniczych. Okazało się jednak, że są one nieprawidłowe, dlatego Unia ukarała Polskę. Choć resort rolnictwa zapowiedział, że Polska odwoła się od wyroku, to małe są szanse na wygranie. Według Unii najwięcej nieprawidłowości zanotowano w Małopolsce i województwie łódzkim. Tam, gdzie według "Najwyższego Czasu" działała MGGP.
Co to za spółka? Małopolska Grupa Geodezyjno - Projektowa żyje z zamówień publicznych, a jej przychody rosną - podaje "Najwyższy Czas". Firmę założył Aleksander Grad. Gdy został wojewodą tarnowskim, zawarł rozdzielność majątkową z żoną i sprzedał jej 25 procent udziałów. Sam został szefem rady nadzorczej.
Gdy w 2001 Grad dostał się do Sejmu, trafił do komisji rolnictwa, dziwnym trafem kontrakty na dostawę sprzętu do Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa wygrywała... MGGP - ujawnia "Najwyższy Czas". W 2005 spółka podpisała kontrakt na wykonanie map lotniczych.
Odkąd Grad został ministrem jego żona i jeden z wspólników z firmy założyli spółkę, do któej wnieśli udziały MGGP. Od tego czasu firma podpisała z Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, dla któej wykonywała pomiary konieczne do budowy dróg. Gdy konkurenci próbowali odwołać się od wyników przetargu na wykonanie prac, to zawsze przegrywali - twierdzi "Najwyższy Czas"
FIrmą zainteresowała się, w 2007 prokuratura. Zawiadomienie złożył Marek Kuchciński z PiS. JEdnak w 208, gdy Aleksander Grad został ministrem śledztwo umorzono - podaje tygodnik.
http://www.dziennik.pl/gospodarka/articl.....Grada.html
teraz premier , który stał tak za Gradem , powinien podac sie do dymisji . Tylko teraz co dalej ?
_________________ https://www.youtube.com/watch?v=0K4J90s1A2M
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
Prrivan
Dołączył: 03 Lis 2008 Posty: 1832
Post zebrał 0 sat Podarowałeś sat
|
Wysłany: 13:57, 12 Paź '09
Temat postu: |
|
|
Ponoć milczenie jest złotem...
http://www.tvn24.pl/0,1623588,0,1,padaja.....omosc.html
Cytat: |
13:23, 12.10.2009 /TVN24
Padają pytania, prezes nie odpowiada
PREZES ARP POWTARZAŁ SIĘ ZA RZECZNICZKĄ
"Kto był szefem szefów, o których mówi pan w stenogramach?", "Dlaczego faworyzowaliście tylko inwestora z Kataru, a informacje o nim czerpaliście z Google'a?", "Dlaczego chcieliście przerwać proces sprzedaży stoczni?" - takie m.in. pytania usłyszał na konferencji prasowej Wojciech Dąbrowski, szef ARP. Konkretne odpowiedzi jednak nie padły. W nerwowej atmosferze konferencji prasowej padło za to kolejne zapewnienie, że "wszystko jest w porządku".
- Nie było żadnej korupcji, żadnej ingerencji urzędników w postępowaniu dotyczącym sprzedaży składników majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie - powiedział na początku poniedziałkowej konferencji prasowej prasowej szef Agencji Rozwoju Przemysłu Wojciech Dąbrowski.
- My jesteśmy spokojni - dodał. Przypomniał po raz kolejny, że sam pokazał ABW tzw. mapę ryzyk przy tym procesie i poprosił o tzw. tarczę antykorupcyjną, w związku z czym zdawał sobie sprawę, że może być nagrywany.
"Gawlik nie wytrzymał emocjonalnie"
Wojciech Dąbrowski tłumaczył też język, którym posługiwano się w rozmowach o procesie prywatyzacji. Stenogramy tych rozmów nagranych przez CBA opublikował 'Wprost". Poza dość nieoficjalnym językiem można tam m. in. przeczytać, że z ust wiceministra skarbu Zdzisława Gawlika pada wiele niecenzuralnych słów.
- Gawlik nie wytrzymywał emocjonalnie. Wszystkim nam zależało na kontynuowaniu produkcji. Przepraszam państwa za emocje w tych rozmowach - tłumaczył siebie, wiceministra i innych urzędników prezes ARP.
Inwestor bez szans na odzyskanie wadium
Wojciech Dąbrowski powiedział też, że nie ma prawnej możliwości, by inwestor odzyskał od zarządcy kompensacji wpłacone wadium. Chodzi o pieniądze, jakie katarski fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights wpłacił za kluczowe elementy majątku stoczni w Gdyni i Szczecinie.
Dąbrowski podkreślił, że wadium jest na kontach stoczni: na koncie bankowym w Stoczni Gdynia znajduje się 26 mln 560 tys. złotych, a na koncie Stoczni Szczecińskiej Nova - 9 mln 581 tys. zł. - Te pieniądze "przepadły" inwestorowi. One zasilą kwoty, które będą służyły do podziału przez właścicieli i przez sąd - zapewnił Dąbrowski.
Pytania bez odpowiedzi
Po prezentacji dokumentów o szczegółach transakcji, które dostępne są także na stronie internetowej ARP, padły pytania od dziennikarzy. Wtedy atmosfera stała się dużo bardziej gorąca - częściowo z winy przekrzykujących się żurnalistów, a częściowo - prezesa, który pewnych pytań "nie słyszał".
Pytany, co ARP wiedziała o inwestorach, którzy zgłosili się do przetargu, Dąbrowski mówił, że tak jak przy każdym przetargu dotyczącym nieruchomości, były określone wymagania co do dokumentów, jakie oferenci musieli złożyć. Były to np. wypisy z rejestru. - W odniesieniu do każdego z uczestników przetargu posiadaliśmy takie informacje - mówił Dąbrowski.
Na wiele pytań odpowiedzi jednak nie padły. M. in. na to, kogo Dąbrowski w swoich rozmowach nazywa "Szefem Szefów"; dlaczego w rozmowach mówi, że "boi się brać informacje (na temat inwestora - red.) z internetu, oraz dlaczego miał nazywać Katarczyków "naszym inwestorem". (takie określenia padają w cytowanych przez "Wprost" podsłuchach).
|
|
|
|
Powrót do góry
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów
|
|