Dziewczynki!
Czasem chodzę na browara, przeważnie kończę na trzecim browarku, przy którym już zaczyna mnie atakować kac. Chójowa sprawa, kumple uważają, że taka przypadłość jest efektem niedostatecznej ilości alko zażywanej ze zbyt małą częstotliwością…
Przy drugim browarze przypomina mi się, że muszę wrócić na chatę. I jest małe wkurwienie: zastanawiam się „po chój zaczynałem pić???” – nie najebałem się, a mam ponad 0,5 promila i jestem w „stanie nietrzeźwości”. Myślę sobie, że mogłem przyjechać furą i nie pić tych jebanych dwóch – trzech browarów – efekt ten sam, czyli praktycznie zero najebki, a różnica znaczna – nie byłoby „stanu nietrzeźwości” o kacu nie wspominając…
Co dalej? A no nie jestem najebany będąc w „stanie nietrzeźwości” i muszę wrócić na chatę. Mam dwie opce: taksa za 40 dychy lub nocnik za darmo. W obu przypadkach ryzyko jest ogromne – ryzyko, że trafię do pierdla na tzw. dołek, no bo przecież jestem w „stanie nietrzeźwości” po tych dwóch, trzech browarach. Oczywiście mogę mieć szczęście i dojadę do domu. Ale złotówa jak to złotówa chce mnie orżnąć i mimo, że wracam regularnie za 40 dychy, chójoza chce ode mnie stówę. Walcząc o swoje prawa ryzykuję, bo złotówa może wezwać psiaków i powie, że najebany nie chce mu zapłacić, a wyszło więcej, bo skłamie, że musiał co chwila stawać na moje rzyganie… A psiaki najebkę po trzech browarach zawiną legalnie do izby wytrzeźwień, bo przecież wydmucham im 0,5…
W nocniku też nie trudno o zadymę, która może zakończyć się na dołku…
A gdyby ciemnogród był normalnym, wyluzowanym państwem, a nie chójnią zacietrzewionych baranów, to wypiłbym te 2,3 browary, miałbym te 0,5 promila, wsiadłbym do swojej fury i wrócił jak człowiek do domu spać… Dodam, że jechałbym o wiele ostrożniej i bardziej asekuracyjnie niż zazwyczaj, gdyż świadomy byłbym działającego na mnie alko.
Paranoja polega na tym, że w innych krajach ludzie legalnie wsiadają do samochodu w takim stanie, w jakim w ciemnogrodzie ludzi zamyka się do płatnego więzienia…