W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
10 mitów polskiej żywności  
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
3 głosy
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Człowiek i medycyna Odsłon: 12679
Strona:  «   1, 2 Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
slidexman




Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 828
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:18, 18 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

erde napisał:
slidexman napisał:
dobry zdrowy dom mozna zbudowac za naprawde niewielkie srodki
np z gliny i slomy


powaga? chodzi Ci o takie domki?



nie dziekuje :)


wystarczyło w googla wpisac glina słoma i byś wiedział o co kaman :)


a tu polecam ciekawy film o organizowaniu sie

Rozwiązania lokalne na globalny bałagan
_________________
Otwarte Piramidy Finansowe
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
Stanley




Dołączył: 04 Sty 2008
Posty: 292
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 21:54, 21 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

slidexman napisał:

...
a tu polecam ciekawy film o organizowaniu sie

Rozwiązania lokalne na globalny bałagan


"Slide", ten film jest ciekawszy, wartościowszy niż przypuszczałem po pierwszej jego części i powinien znaleźć się w specjalnym wątku przeznaczonym tylko dla niego. Bije na łeb nawet The Corporation. Dzięki i Pozdrawiam.

Cytat:
Film pt. "Solutions locales pour un désordre global" w oryginalnej nazwie, w języku francuskim - jest bardzo ważną pozycją na przetrwanie w obecnych realiach. Dany film jest propozycją do stworzenia lokalnych zrzeszeń, radzących sobie mimo danego patologicznego systemu, a co ważne mogących go skutecznie zniszczyć. Mimo wielu ważnych dziedzin życia dostarczanie pokarmu jest jedną z najważniejszych i właśnie na tym skupili się autorzy tego materiału, starający się konstruktywnie powiedzieć parę niewygodnych słów prawdy. "Najlepszym sposobem na walkę z koncernami międzynarodowymi etc. to bojkot. System upada w 48 godzin"


Pozostałych Obudzonych również.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
xpx




Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 9
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 00:54, 23 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Stanley napisał:

...
a tu polecam ciekawy film o organizowaniu sie

Rozwiązania lokalne na globalny bałagan


Bardzo inspirujący film Smile A ile w nim prawdy... po co zabijać bronią jak można jedzeniem
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wiedzmin




Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 1035
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 11:56, 30 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Wracamy do tematu:

Cytat:
Zawarte w żywności składniki chemiczne są dopuszczone do spożycia. Problem polega na tym, że nikt nie wie, jak działają na człowieka, jeśli je wszystkie połączyć. A lista powodowanych chemią chorób jest tyleż długa, co przerażająca – ostrzega dr Paweł Grzesiowski, ekspert Europejskiej Agencji Leków (EMA).

Dr Paweł Grzesiowski informuje też, jakie tricki stosują wobec nas producenci żywności, których z chemicznych składników żywności powinniśmy się szczególnie wystrzegać, jaka jest różnica pomiędzy sokiem a "sokiem", jak odróżnić owoc z hodowli ekologicznej i wspomaganej chemią, dlaczego kilkunastoletnie dziewczynki mają okres wcześniej niż kiedyś, które produkty są szczególnie szkodliwe dla dzieci, jakie są związki pomiędzy chemią a otyłością, a przede wszystkim: jakie zasady stosować, aby ustrzec się przed chemią w jedzeniu.

Chemia na talerzu
fot. Dr Paweł Grzesiowski. Fot: Diana Domin/ East News

Marcin Wyrwał: Czy znane powiedzenie, że żywność jest „zdrowa bo polska” to jeszcze prawda, czy już mit?
Dr Paweł Grzesiowski: Niestety, powoli pojęcie "zdrowa bo polska" zastępuje inne: "tania i masowa dzięki chemii".

Z najnowszych badań wynika, że przeciętny Polak spożywa rocznie 2 kg środków chemicznych, co stanowi równowartość trzech pudełek proszku do prania. Naprawdę jest aż tak źle?
Wszystko zależy od skali. Autorzy cytowanej publikacji poczynili pewne wstępne założenia, przez co mogli dokonać takich wyliczeń, ale nie uwzględnili różnic w sposobie odżywiania między wsią a miastem, między biedniejszą częścią społeczeństwa, a bardziej majętnymi obywatelami.

Ci majętni z miast odżywiają się lepiej?
Wręcz przeciwnie. Im większe miasto i bogatszy obywatel, tym więcej kupuje wysoko przetworzonej żywności wyprodukowanej w masowych wytwórniach. A to co bardziej przetworzone, z natury zawiera więcej chemii. Od 20 lat gonimy w tym zakresie kraje zachodnie, bo konsumpcja rośnie, a więc wytwórcy muszą więcej produkować.

Czy wiadomo, w jaki sposób ten zjedzony w ciągu roku „proszek do prania” przekłada się na nasze zdrowie?
Porównanie z proszkiem do prania przypomina mi obiegowy żart z lat 80. o pierwszym mleku w kartonie, do którego nikt nie miał zaufania, bo miał być zaprawiony znanym wówczas proszkiem do prania, żeby się nie psuło. Muszę podkreślić, że wszystkie chemiczne dodatki do żywności powinny być zgodne z prawem i z normami, wtedy mają nie szkodzić.

Czyli wszystko w porządku, bo produkty w z półek w supermarketach są dopuszczone do spożycia.
Niestety, nie jest to takie proste, ponieważ nie ma takich badań, które wykazują bezpośredni związek mieszanin różnych dodatków chemicznych zawartych w żywności na nasze zdrowie. Prawo również nie określa, ile czego można zjeść i jakie robić mieszanki żywieniowe.

Jak zatem konsument ma uchronić się przed przekroczeniem dobowej dawki chemii w jedzeniu?
Jeśli ktoś zje sztucznie aromatyzowany jogurt na śniadanie z rogalikiem z torebki, popije to napojem owocowym z kartonu, na lunch wypije gotową zupkę zalaną wrzątkiem, na drugie danie zje klopsiki z puszki popijając je lemoniadą o smaku truskawkowym, a dzień zakończy parówkami z sosem pomidorowym, to dawka dobowa chemii na pewno zostanie przekroczona. Do tego dochodzi nieuczciwość niektórych wytwórców i sprzedawców, którzy z chęci zysku dokładają chemii, zamiast podstawowych produktów.

Jakie choroby serwuje nam zawarta w pożywieniu chemia?
Ich lista jest długa: otwierają ją wszelkie dolegliwości przewodu pokarmowego, od prostej zgagi po nowotwory żołądka i jelita grubego. Dodatkowo, najwięcej pracy z chemią mają wątroba, nerki i układ moczowy, a także układ odporności, który w odpowiedzi na zagrożenie może zareagować alergią.

Przytoczę skład powszechnie dostępnego w sklepach napoju pomarańczowego: kwas cytrynowy, kwas jabłkowy, kwas askorbinowy, pektyny, mączka chleba świętojańskiego, guma arabska, ester glicerolu i żywicy roślinnej, acesulfam K, aspartam, cyklaminian sodu, sorbinian potasu, benzoesan sodu, betakaroten. Co pan sądzi na temat takiego soku?
Ja takiego "soku" nie kupię. Ta cała chemia ma na celu oszukanie naszego smaku i węchu. W zasadzie wszystkie składniki są legalne. Nie znamy proporcji, więc nie mogę nic więcej powiedzieć. Ale przecież to oczywiste, że nie jest to napój ze świeżych owoców. Wystarczy spojrzeć na cenę: jest to zwykle 2-3 złote. Lepiej kupić wodę i dodać zagęszczonego soku z własnej spiżarki. Moje dzieci piją tylko jeden sok gotowy, od lat tego samego producenta, który w składzie ma sok, wodę i witaminę C. Często pijemy świeżo wyciskany sok. Cena 1 kg pomarańczy to około 4 zł a mamy z tego około pół litra soku, jak dobrze przycisnąć.

Każdy z przytoczonych przeze mnie składników tamtego "soku" ma swój odpowiednik w kojarzonych z chemią symbolach E (odpowiednio: E330, E296, E300, E440, E410, E414, E445, E950, E951, E952, E202, E211, E160a). Czy zastępowanie ich pełnymi, mniej chemicznie brzmiącymi nazwami nie jest oszustwem ze strony producenta?
E ma złą sławę, może właśnie dlatego, że ma związek z proszkiem do prania. Ale mówiąc poważnie, rzeczywiście producenci sięgają po różne sztuczki: nie piszą E, albo pozorują że nie ma chemii, pisząc wielkimi literami "BEZ KONSERWANTÓW", a potem następuje długa lista utwardzaczy, kolorantów, poprawiaczy smaku itp., które w rozumieniu prawa nie są konserwantami. Ale przeciętny konsument widząc ten napis, chętniej kupi produkt, bo nie zagłębi się w etykietę, a tylko złapie się na haczyk reklamowego tricku.

Jakimi kryteriami kieruje się pan wybierając produkty w sklepie?
Etykieta to podstawa mojej decyzji. Czasami w sklepie spędzam znacznie więcej czasu niż przeciętny klient, co wzbudza niekiedy wesołość obsługi a niekiedy podejrzliwość czy nie jestem czasem inspektorem w cywilu. Każdy produkt oficjalnie dostępny w polskim sklepie musi mieć skład chemii zgodny z przepisami oraz normami. W roku 2008 Minister Zdrowia wydał rozporządzenie, w którym szczegółowo wymienione są wszelkie dodatki do żywności. Tylko że to jest ponad 100 stron tabel z obco brzmiącymi nazwami, żaden przeciętny konsument nie jest w stanie tego rozszyfrować. Dlatego najlepsza zasada to kupować produkt zawierający naturalne składniki, maksymalnie pięć składników na produkt i jak najmniej nieznanych, obco brzmiących E.

Gdybym jednak zechciał przebić się przez te 100 stron, to czym mam gwarancję, że znajdę tam pełen wykaz chemicznych dodatków?
Niestety, nie. Bo żeby było jeszcze trudniej, lista E nie obejmuje tzw. dodatków smakowo-zapachowych identycznych z naturalnymi, których zgodnie z prawem UE nie trzeba dokładnie specyfikować, pod warunkiem, że ich stężenie nie przekracza 1 proc. masy tych produktów!

Których składników z etykiet powinniśmy szczególnie się wystrzegać?
Jak wcześniej wspomniałem, oficjalne dodatki w ilościach dopuszczalnych nie są niebezpiecznie dla zdrowia. Oczywiście, o ile nie są spożywane w różnych produktach jednocześnie. Myślę, że te dodatki, które występują najczęściej, powinny być traktowane ostrożnie, zarówno ze względu na przewód pokarmowy, jak wątrobę i nerki. Te najczęściej stosowane to pochodne kwasu benzoesowego, sorbowego, związki siarki, azotu i aspartam.

Czy to prawda, że najwięcej chemii znajduje się produktach w torebkach?
Nie zgodzę się, że w torebkach jest najwięcej chemii, bo może być tam liofilizat, czyli odwodniony produkt pochodzenia naturalnego. Wszystko zależy od składu.

Które produkty w supermarkecie możemy uznać za bezpieczne?
Za najbezpieczniejsze uznajemy świeże produkty pochodzące z certyfikowanych gospodarstw, mrożonki, susze, a także koncentraty.

Ale jak stwierdzić, czy dany owoc pochodzi z ekologicznej czy masowej produkcji?
Tu musimy każdy produkt oceniać indywidualnie i przede wszystkim zaufać smakowi i węchowi. Owoce pochodzące z chemicznie wspomaganej hodowli nie mają ani smaku, ani zapachu typowych dla świeżych produktów.

Kiedyś zanim spożyło się kurczaka hodowało się go 70 dni. Dziś ten okres wynosi 48 dni, a w dodatku kurczak jest wtedy dwukrotnie cięższy. Dlaczego?
To efekt wielu różnych zabiegów, w tym paszy, dodatków przyspieszających wzrost, a także sposobów hodowli. W masowych hodowlach kurczaki praktycznie nie ruszają się, a tylko jedzą, co powoduje, że tkanka przyrasta szybko, ale nie jest to pełnowartościowa tkanka mięśniowa. W latach 70. mój ojciec jeździł na targ pod Łochowem po świeże mięso. Przywoził w bagażniku pół świniaka i zamrażał, a potem jedliśmy z tego mięsa różne przetwory, część robiliśmy sami, a część sąsiedzi. I to była zdrowa żywność. Natomiast każdy produkt żywnościowy produkowany na dużą skalę, posiadający długi okres ważności, musi być naszpikowany chemią. Myślę, że niebawem wrócą czasy, gdy będziemy poszukiwać dostawców indywidualnych i niejeden raz zatęsknimy za "panią z jajkami i cielęciną", która chodziła po domach ze świeżymi swojskimi produktami.

W jakim stadium rozwoju człowieka chemia jest dla niego najgroźniejsza?
Najgroźniejsza jest chemia dla organizmów w okresie rozwoju. Szczególną ostrożność muszą zachować kobiety w ciąży, matki karmiące piersią oraz rodzice dzieci i młodzieży. A tu czyha sporo pułapek, ot choćby słodycze, chipsy, wysoko słodzone napoje, sosy i tym podobne.

A propos dzieci, 20-30 lat temu dziewczynki po raz pierwszy miały okres w wieku 13-14 lat. Dziś to raczej 11-12. Czy to przypadkiem nie jest związane z tymi kurczakami z masowych hodowli?
Zmiany w gospodarce hormonalnej dzieci mają wiele różnych przyczyn, między innymi wielu badaczy podkreśla rolę tzw. fitohormonów, czyli substancji roślinnych imitujących działanie ludzkich hormonów, w szczególności estrogenów. Fitohormony są szczególnie niekorzystne dla organizmów dzieci przed okresem dojrzewania. Jednak przyspieszenie dojrzewania płciowego ma wiele innych przyczyn, takich jak wysokotłuszczowa dieta czy zmiany klimatyczne.

Zostańmy jeszcze przy dzieciach, które jak wiemy, uwielbiają chipsy, batony, colę. Co mogą tam znaleźć?
Sól, cukier, kwas fosforowy, utwardzacze, guma arabska – to składniki niekorzystnie wpływające na rozwój dziecka, przede wszystkim prowadzą do rozwoju otyłości, zaburzeń gospodarki węglowodanowej, co może prowadzić do rozwoju cukrzycy, kamicy nerkowej, zaburzeń przewodu pokarmowego, stłuszczeń wątroby.

A jak chemia w jedzeniu wpływa na wskaźniki otyłości, które jak wiemy, drastycznie idą w górę?
Większość dodatków chemicznych nie zawiera nadliczbowych kalorii, jednak jeśli chemia kryje w produkcie zwiększoną zawartość węglowodanów lub tłuszczów, to przyczynia się do zwiększenia ryzyka otyłości i cukrzycy. Z kolei nadmiar związków sodu może prowadzić do rozwoju nadciśnienia i chorób układu krążenia.

Lekarze alarmują, że w kwestii otyłości podążamy "amerykańskim szlakiem". Około 20 proc. Amerykanów ma cukrzycę typu drugiego, mówi się, że z powodu chemii w żywności. W filmie dokumentalnym "Food Inc." znajduje się wymowna scena, w której prowadzący spotkanie z Amerykanami mężczyzna zadaje pytanie: "Kto z was ma choćby jedną osobę w rodzinie, która choruje na cukrzycę?". Wszyscy podnoszą ręce. Czy nas czeka to samo?
Nie mam wątpliwości, że przejmując zachodni styl życia, w tym nawyki żywieniowe oparte o fast foody idziemy w tym samym kierunku, a ponieważ dzieje się to bardzo szybko, to efektów możemy doczekać się w ciągu najbliższych 20 lat.

Jak wobec zalewu żywności chemią wyglądają instytuty kontroli jakości żywności, które owszem, kontrolują, lecz nie ujawniają publicznie nazw producentów żywności napakowanej chemią?
W mojej opinii, wszelkie informacje uzyskane przez publiczne służby nadzoru, powinny być ujawniane na żądanie organizacji konsumenckich. Nie jestem pewny, czy ukrywanie oszustów to dobra praktyka. Myślę także, że największe znaczenie ma kontrola konsumencka, niezależnych organizacji, które powinny publikować wyniki swoich testów w internecie.

A jak w tym samym kontekście wyglądają znane instytuty zdrowia, jak choćby Instytut Matki i Dziecka, który sygnuje swoją nazwą ("Woda dopuszczona przez Instytut Matki i Dziecka do spożycia przez niemowlęta") jedną z wód, w której zawartość bakterii jest wyższa niż dopuszczalna przez Sanepid ilość bakterii w kranówce?
Trudno mi komentować decyzje dyrektorów tych instytucji. Mam nadzieję, że zanim wydadzą pozytywną opinię, wykonują podstawowe badania. Jednak z punktu widzenia konsumenta, taka opinia nie ma wiążącego znaczenia. W wielu przypadkach jest to jedynie chwyt promocyjny. Jeśli jakość produktu nie spełnia kryteriów wymaganych przez polskie przepisy, powinien być wycofany z obrotu, bez względu na pozytywną opinię jakiegokolwiek instytutu.

Czy istnieją proste zasady, których stosowanie pozwoli nam ustrzec się przed chemią w żywności?

* Podstawowa zasada to: zacznij myśleć co jesz i pijesz, a już będziesz zdrowszy.
* Po drugie: czytaj etykiety produktów i unikaj tych zawierających więcej niż 5 składników.
* Po trzecie: unikaj wysoko przetworzonej żywności, fast foodów i wypełnionych sztucznymi składnikami przekąsek, jak słodycze, chipsy czy napoje gazowane.
* Po czwarte: kupuj produkty o krótkim okresie ważności.
* Po piąte: nie żałuj czasu na przygotowanie posiłków w domu, kupuj nieprzetworzone składniki i sam przygotowuj jedzenie dla siebie i swojej rodziny.


Problem z tym, ze swiezo wyciskany sok z pomaranczy za 8 zl to dla wielu czesto koszt godziny pracy.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
R4S




Dołączył: 04 Sie 2008
Posty: 524
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:05, 30 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Tez ciekawe... i z 2005 roku...
Cytat:

Chemia na talerzu

Rozmowa ze STANISŁAWEM PAWLUSEM, kierownikiem działu żywności, żywienia
i przedmiotów użytku Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Krakowie



– Czy są na rynku produkty zdrowe, całkowicie pozbawione chemii?
– Nie ma takich produktów. Dzisiaj wszystko, co trafia do konsumenta, jest w mniejszym lub większym stopniu urozmaicone” chemią. Nawet produkty zdawałoby się naturalne także są skażone, np. środkami owadobójczymi czy nawozami sztucznymi. Na każdym produkcie „wzbogaconym” powinna być umieszczona informacja, jakie „E” zostało do niego dodane. Owe „E” to dopuszczone przez Unię Europejską substancje dodatkowe, używane w produkcji żywności. Jest ich 315. Podzielone są według funkcji, które określają ich rolę, na przykład określają, czy dodaje się je, żeby przedłużyć trwałość produktu (grupa konserwantów) albo po to, żeby lepiej towar lepiej wyglądał i lepiej się sprzedawał (barwniki).

– Czy dozwolone substancje dodatkowe są nieszkodliwe, a przynajmniej obojętne dla zdrowia?
– Dziś – tak, ale nie możemy w 100 proc. powiedzieć, że to, co teraz jest uznane za nieszkodliwe, za parę lat nie okaże się bardzo szkodliwe. Były już takie problemy z barwnikami i środkami słodzącymi, które po wielu latach okazały się mieć działanie rakotwórcze. Podobnie było z aluminium, które w latach 60. wydawało się niezwykłym odkryciem. Garnki, rondle, łyżki, nawet blaty kuchenne robiono z aluminium. Dziś wiemy, że aluminium przyczynia się do powstawania choroby Alzheimera. Wszystkie dopuszczone substancje dodatkowe są przebadane przez technologów, chemików, państwowe instytuty – i określane jako bezpieczne. Ale są mniej i bardziej bezpieczne. Te mniej bezpieczne zawierają informację o tym, ile wagowo można ich dodać do produktu. Pozostałe opatrzone są napisem: QS – quantum satis – co znaczy, że można ich dodać tyle, ile wymaga proces technologiczny, ile potrzeba.

– Po co w ogóle dodawać substancje chemiczne do pożywienia? Czy dziś już nie można piec chleba bez polepszaczy albo sprzedawać mleka bez konserwantów?
– Nie można. Produkty spożywcze muszą być zabezpieczone przed psuciem się, zabrudzeniami, muszą także – co jest ważne z punktu widzenia handlowca – ładnie wyglądać. Aby to osiągnąć, producenci sięgają po chemię. Każda substancja dodawana do produktu ma swoją funkcję technologiczną. Barwniki na przykład, czyli koloranty, mają właściwie jedno zadanie: polepszyć cechy organoleptyczne produktu, to znaczy poprawić jego wygląd. Obecnie mamy aż 43 barwniki dopuszczone jako substancje dodatkowe. Przed naszym wejściem do Unii w Polsce było dozwolonych 6 barwników syntetycznych. Mieliśmy bardzo ostre kryteria – z obawy przed rozwojem chorób nowotworowych – i sporą grupę barwników naturalnych. Teraz mamy 43 możliwości barwienia syntetycznego. Z tego 18 barwników ma ściśle określoną ilość, w jakiej można ich użyć w produkcji. Oczywiście to, że mamy aż tyle dozwolonych barwników, nie oznacza, że można je dodawać do wszystkiego. Jest wiele grup produktów, których w ogóle nie wolno barwić barwnikami syntetycznymi, tylko naturalnymi. Należą do nich m.in. czekolady, cukierki czekoladowe, mleko, jaja i przetwory z jaj, soki owocowe, dżemy, kawa, sól, mąka, cukier i wiele innych. W sumie przepisy określają 34 produkty, do których nie wolno dodawać barwników chemicznych. Jest też cała grupa produktów, które mają określoną maksymalną dawkę barwnika oraz grupa, gdzie wyszczególniony jest z nazwy dopuszczalny barwnik – ten i żaden inny. Jeśli chodzi o barwniki naturalne, to zazwyczaj można ich dodawać taką ilość, jakiej wymaga technologia.

– Do czego służą substancje konserwujące?
– Ich rola jest oczywista – konserwują żywność, to znaczy przedłużają jej żywotność. Są tu m.in. substancje wzmacniające smak i zapach. Niektóre z nich mają korzystny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie, jak np. stabilizator, który wyrównuje pH żołądka. Dodawany jest do potraw, które bez niego byłyby dla nas za kwaśne lub zbyt zasadowe. Stabilizator dodany do potrawy powoduje, że pH żołądka stabilizuje się na wysokości 6,5 lub 7. Dzięki temu po spożyciu posiłku nie cierpimy na zgagę, wzdęcia, nie odbija się nam – a mogłoby tak być, gdyby stabilizator nie zmienił kwasowości lub zasadowości pokarmu na obojętny. Podobnie korzystną rolę pełnią kwasy; służą do utrwalania pokarmów i chronią przed namnażaniem się drobnoustrojów. Dlatego ryby w occie są bezpieczne, chyba że ktoś ma nadkwasotę.

– Do niektórych produktów dodaje się zamiast cukru substancje słodzące.
– To produkty dla odbiorcy, który nie może jeść cukru, bo jest np. chory na cukrzycę. W tej grupie jest aspartam – substancja wielokrotnie słodsza od cukru, często używana przez odchudzających się. Oczywiście jest dozwolony i dopuszczony, ale nie można powiedzieć, że jest obojętny dla zdrowia, szczególnie dla zdrowia dzieci. Chorzy na fenyloketonurię w ogóle nie mogą używać aspartamu. Nie wolno także używać go do pieczenia ciast, bo w wysokiej temperaturze powstają substancje szkodliwe dla zdrowia; ciasto będzie miało słodki smak, ale i substancje rakotwórcze. Po naszym wejściu do Unii na listę dozwolonych substancji słodzących wróciła sacharyna, po wojnie wycofana z polskiego rynku jako rakotwórcza. Prawo stanowi, że jeżeli w którymkolwiek z 25 państw należących do Unii używa się jakiejś substancji chemicznej, wszystkie pozostałe kraje także powinny ją dopuścić na rynek. Tak więc mamy sacharynę, która przez całe lata była dostępna tylko dla diabetyków w postaci tabletek i tylko w aptekach. Czy jest obawa, że zachorujemy? Oczywiście, ale trzeba wiedzieć, że aby zachorować, musielibyśmy jeść 30 g sacharyny dziennie, a to jest niemożliwe, bo tabletka słodząca waży 5 mg.

– Polepszacze dodaje się przede wszystkim do chleba. Po co? Czy w dzisiejszych czasach nie można już upiec zwykłego bochenka na zakwasie? Moja babcia piekła chleb na cały tydzień. Nie miał zakalca, był pyszny i zachowywał świeżość aż do ostatniej okruszyny. Komu to przeszkadzało?
– Dziś na masową skalę nie byłaby możliwa produkcja pieczywa metodą babci. Trwałoby to zbyt długo, a proces produkcji byłby nieopłacalny. Polepszacze dodaje się masowo – dla polepszenia wyglądu i zwiększenia objętości. Na szczęście są piekarnie, które pieką chleb metodą tradycyjną. Takie pieczywo ma zachowaną odpowiednią kwasowość z kwasu mlekowego, który powoduje rośnięcie ciasta. Nawet jeśli chleb ma zakalec, jest o wiele zdrowszy i smaczniejszy od każdego z polepszaczem. Chleb z polepszaczem, szczególnie przechowywany w worku foliowym, już następnego dnia może być szkodliwy. Będzie powodować biegunki, niestrawność, a wszystko to przez laseczki choroby ziemniaczanej, które namnażają się w środowisku niekwaśnym. Dlatego prawdziwy chleb, robiony na zakwasie, nigdy nie zaszkodzi. Chleb z polepszaczem – oczywiście nie każdy, bo nie każda piekarnia skażona jest laseczkami choroby – czasem już drugiego dnia śmierdzi zgniłymi ziemniakami (stąd nazwa). Ale nawet jeśli jeszcze nie śmierdzi, to laseczki już tam są. Ludzie cierpią potem na silne bóle brzucha i mówią: przecież nic nie jadłem, tylko kromkę chleba. Ano właśnie – chleba z polepszaczem, czyli jakimś związkiem chemicznym. Takim chlebem skutecznie można by ograniczyć populację gołębi.

– Co to jest substancja glazurująca?
– Coś, co polepsza wygląd produktu. Glazuruje się np. paluszki. Konsument nawet o tym nie musi wiedzieć, bo nie ma obowiązku umieszczania na opakowaniu informacji akurat o glazurze.

– A enzymy? Także są dodawane do pożywienia?
– Oczywiście. Nie ma życia bez enzymów. Jest ich ponad 700 i mają różne funkcje. Są używane m.in. w fermentacji, procesach kwaśnienia, syntezy, często są katalizatorami. Można np. uzyskać piwo metodami naturalnymi, ale można też z użyciem enzymów, które przyspieszają fermentację i dojrzewanie. A skoro fermentacja nie przebiegała w sposób naturalny, nie został wytworzony dwutlenek węgla, powodujący musowanie napoju. Piwo trzeba więc dogazować CO2. Na enzymach bazuje cały przemysł mleczarski. Powodują kwaśnienie, więc z ich użyciem produkuje się wszystkie jogurty, kefiry, serki. Nie powinno ich być natomiast w mleku pasteryzowanym, bowiem w czasie procesu pasteryzacji powinny zginąć. Zdarza się jednak, że wykrywamy w mleku enzymy, a to oznacza, że pasteryzacja została źle przeprowadzona.

– Co wykazują kontrole przeprowadzane przez inspektorów sanitarnych? W jakich dziedzinach najczęściej są przekraczane normy?
– Przekroczenia dotyczą przede wszystkim mikrobiologii. Przepisy Unii Europejskiej ściśle określają, ile produkt powinien zawierać np. metali ciężkich, barwników, azotanu. Bardziej liberalne są natomiast w odniesieniu do drobnoustrojów. W produkcie bezwzględnie nie może być tylko drobnoustrojów chorobotwórczych. Inne – w tym takie, jak np. Escherichia coli – mogą być, bo to jest nienormowane. O ilości dopuszczalnej drobnoustrojów decyduje szef nadzoru. Musi on ocenić stopień ryzyka, a więc stwierdzić, czy stanowi zagrożenie dla konsumenta. Weźmy taki gronkowiec złocisty, który często staje się przyczyną zakwestionowania towaru. Jeżeli np. w makaronie będzie nawet 1 tys. kolonii w gramie, nie zaszkodzi to, bo makaron się gotuje, a temperatura zabija drobnoustroje. Jeśli natomiast tyle samo kolonii gronkowca znajdziemy w gramie sałatki, to sałatka nie będzie dopuszczona do sprzedaży, bo będzie stanowiła zagrożenie dla zdrowia konsumenta. Często kontrole ujawniają np. przepeklowane wędliny. W Unii metody peklowania wędlin oparte są na polifosforanach, a nie na saletrze lub nitrycie, czyli azotynie sodu, jak było dotąd u nas. Polifosforan jest bezpieczniejszy dla człowieka – tak przynajmniej wydaje się obecnie. Ale czy lepszy? W procesie produkcji wchłania dużo wody, wyroby pęcznieją i stają się śliskie. Dlatego wędlina, szczególnie plasterkowana i zapakowana w woreczek foliowy, już na drugi dzień, choć nie jest jeszcze zepsuta, bywa śliska, obrzydliwa, i nadaje się wyłącznie do jajecznicy.

– Co decyduje o tym, jakie produkty inspektor bierze do badania? Czy muszą wyglądać jakoś podejrzanie?
– Takich, które na oko wyglądają kiepsko, to już nawet badać nie trzeba. A jak śmierdzą, to bez wątpliwości należy je wyrzucić. Dziś do badania bierze się produkty programowo. Rodzaj i częstotliwość kontroli narzuca Unia Europejska. Mamy dokładny plan badania próbek. W 2005 roku, zgodnie z wytycznymi UE, przebadamy 10 tys. próbek. Np. na zawartość metali ciężkich musimy przebadać 1200 próbek i ani jednej mniej. Z tej ilości co kwartał rozliczamy się z głównym inspektorem sanitarnym. Ale to nie inspekcja sanitarna ma dbać o jakość pożywienia. O to musi dbać sam producent. Jeśli wdrożył u siebie GMP, czyli good metod producion – dobrą metodę produkcyjną i GHP, czyli good higiene practic – higienę produkcji – wtedy nie musi mieć żadnych akceptowanych norm ani certyfikatów, bo jest pewność, że wszystko dzieje się jak należy. Jest sam dla siebie wewnętrzną inspekcją sanitarną. My mamy mu tylko doradzić. Mam nadzieję, że ta zmiana podejścia do inspekcji sanitarnej wkrótce zostanie powszechnie zaakceptowana. Inspektor nie ma być postrachem, tylko pomocą. Jeśli pracownicy gastronomii na co dzień myją ręce, zakładają czepki na włosy itd., to nie muszą z lękiem oczekiwać wizyty inspekcji.

– Co więc jeść, jeśli wszystko jest wzbogacone chemią? Czy to znaczy, że powinniśmy jadać wyłącznie produkty kupowane na placu, zdrowe, bez syntetyków?
– I tak, i nie. Tak, jeśli kupujemy stale u tej samej kobiety, którą znamy i wiemy, że warzywa, owoce, nabiał, a nawet barszcz czy żurek z tego źródła nam nie zaszkodzi. Nie, jeśli nie mamy pewności, skąd pochodzą produkty. Ludzie z oszczędności wypasają często bydło w rowach przy drodze – bo tam trawa jest państwowa, a więc za darmo. Związki ołowiu ze spalin samochodowych rozprzestrzeniają się w odległości do 150 metrów od drogi. Nawet jeśli ktoś nie wypasa krowy w rowie, ale zbiera siano z przydrożnej łąki, to ono tak samo jest skażone. Podobnie jest z warzywami i owocami, a przecież jak się jedzie przez Polskę, widać sady owocowe przy samej drodze albo działki z uprawą warzyw. Metale ciężkie dostają się do roślin przez powierzchnię liści, dlatego warzywa liściaste trzeba dokładnie myć. Ołów zmyjemy, bo z powodu małych kapilarów rośliny nie dostaje się on do jej wnętrza przez system korzeniowy. Ale kadm – związek znacznie bardziej szkodliwy od ołowiu – rośliny wchłaniają przez korzenie. Kadm zawarty jest w spalinach oraz w nawozach sztucznych, a o tym jakoś się nie mówi. Sałatę umyjemy, ale np. pomidor, jeśli jest sztucznie pędzony przez nieuczciwych producentów, mimo umycia nadal będzie szkodliwy. Może się zdarzyć, że kupimy pięknie wyglądające, ale sztucznie barwione pomidory. Jeśli dzieje się to w oficjalnych dojrzewalniach, wiadomo przynajmniej, czym – gazami przyspieszającymi dojrzewanie. Ale bywa, że jakiś kombinator podbarwia pomidory nielegalnie, stosując po prostu truciznę. Jeśli pomidor śmierdzi związkami bitumicznymi, jodyną albo denaturatem, lepiej go wyrzucić. Został do niego wstrzyknięty pewien środek chemiczny albo w szklarni użyto farb, które parując przyspieszają dojrzewanie. Niestety, wszystkie węglowodory aromatyczne są rakotwórcze.

– To co nam pozostaje, skoro wszystko może nam zaszkodzić?
– Umiar i zdrowy rozsądek. Trzeba wybierać mniejsze zło. Jeśli w składzie produktu jest wymienionych bardzo dużo składników dodatkowych, zastanówmy się, czy koniecznie musimy to jeść. Tak naprawdę jednak jesteśmy skazani na chemię. Nie ma już nigdzie dziewiczych terenów ani metod uprawy czy produkcji, które obchodziłyby się bez chemii. Substancje dodatkowe to także chemia. Naszą rolą jest sprawdzać, czy ich normy nie zostały przekroczone. Tylko tak możemy pomagać konsumentom.

Rozmawiała: ELŻBIETA BOREK
Dziennik Polski
„Praktyczny Przewodnik” Nr 39
28.04.2005
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wiedzmin




Dołączył: 20 Wrz 2009
Posty: 1035
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:29, 30 Lis '10   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

A w miedzyczasie sanepid zajmuje sie dopalaczami w koncu goscie pokroju "Masy" musza jakos zarobic swoj pierwszy milion. Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Azizami




Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 1071
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 02:58, 22 Lut '23   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Zero mięsa, nabiału i samochodów. Dlaczego postulaty grupy C40 Cities są groźne dla zdrowia i życia?
Lut 20, 2023

- Warszawa stała się członkiem grupy metropolii C40 Cities, która promuje wegetarianizm i ograniczenie liczby samochodów.
- Raport C40 Cities na 2030 rok powstał w oparciu o badania naukowców z Leeds. Podobny raport z 1972 roku w ramach Klubu Rzymskiego zapowiadał wyczerpanie się surowców i katastrofę przeludnienia – jego prognozy zupełnie się nie sprawdziły.
- Dieta pozbawiona mięsa i nabiału jest groźna dla zdrowia, ponieważ prowadzi do odwapnienia organizmu.

Warszawa członkiem grupy C40 Cities. Jakie są cele tej organizacji?
Warszawa stała się członkiem grupy C40 Cities – organizacji zrzeszającej władze miejskie prawie 100 miast na całym świecie. Do zrzeszenia należą m.in. Paryż, Rzym oraz Kopenhaga. Celem tej grupy jest kształtowanie postaw mieszkańców w szybkiej i radykalnej zmianie wzorców konsumpcji.

Władze polskiej stolicy popierają ograniczenie spożycia mięsa, nabiału oraz zmniejszenie ilości ubrań, które przypadają na każdą osobę. Chcą także zmniejszyć liczbę samochodów, przypadającą na 1000 mieszkańców oraz możliwość wykonywania podróży samolotami. Swoje zamiary członkowie C40 Cities przedstawili w raporcie na rok 2030. Do tego czasu chcą osiągnąć cele, które podzielili na dwie kategorie:

progresywne - są to cele przejściowe, prowadzące do ambitnych. Tutaj członkowie organizacji C40 Cities wyznaczyli 16 kg mięsa i 90 kg nabiału rocznie na osobę oraz 8 sztuk ubrań. W kategorii transportu jest to 190 aut na 1000 mieszkańców oraz 1 lot samolotem raz na 2 lata, na każdą osobę,
ambitne - określane jako docelowe, czyli ostateczne. Wśród nich jest całkowite wyeliminowanie mięsa i nabiału z diety, maksymalnie 3 ubrania przypadające na każdą osobę. To także całkowita likwidacja prywatnego transportu drogowego i pozwolenie na jeden lot samolotem raz na 3 lata dla każdego.
Wśród tych ograniczeń znajdują się nie tylko te dotyczące składu diety przeciętnych obywateli, ale także dopuszczalna ilość kalorii, czy rzadsze korzystanie z urządzeń elektronicznych. Dla mężczyzn przewidziano 2,5 tysiąca kcal dziennie, a dla kobiet 2 tysiące kcal na dzień. W przypadku użytkowania telefonów lub laptopów, to twórcy raportu C 40 Cites postulują zwiększenie ich okresu przydatności do 7 lat, w przypadku aut ma to być 20 lat.


Co jest podstawą postulatów grupy C40 Cities?
Raport dla organizacji C40 Cities powstał w oparciu o pracę naukowców z Leeds. Wychodzą oni z założenia, że miasta w dużym stopniu odpowiadają za emisję z powodu produkcji dóbr, ale także z samego faktu ich funkcjonowania. Zdaniem naukowców 10 proc. gazów cieplarnianych jest emitowane przez same miasta. Aby przeciwdziałać zmianom klimatu, należałoby ograniczyć tę liczbę o połowę, do roku 2030.

Największy wpływ na wypuszczanie gazów do atmosfery mają przede wszystkim budownictwo, transport samochodowy czy infrastruktura komunikacyjna w miastach. Do tego należy zaliczyć produkcję ubrań, sprzętu elektronicznego czy podróże samolotami.

Co ciekawe, podobny raport powstał w 1972 roku pod egidą tzw. Klubu Rzymskiego. Ta międzynarodowa organizacja, w której składzie znaleźli się członkowie 100 państw należących do ONZ była odpowiedzialna za publikację dokumentu o nazwie “Granice wzrostu”. Jej twórcy również ostrzegali przed nadmierną konsumpcją i kierowali się “dobrem planety i klimatu”. W swoich prognozach ostrzegali przed wyczerpaniem się wszystkich złóż ropy naftowej, co miało mieć miejsce w latach 90. XX wieku. Ponad 30 lat później ropa naftowa nadal jest wydobywana i nic nie wskazuje, że złoża miałyby ulec wyczerpaniu.

Podobnie było w przypadku problemu przeludnienia, który miał spowodować powszechną katastrofę głodu i ubóstwa. Raport wskazywał, że na początku XXI wieku liczba ludności na całym świecie sięgnie liczby 11 miliardów. Jego twórcy zalecali ograniczenie ilości urodzin jako jedyną receptę na przeludnienie. Jedyny kraj, który wprowadził te zalecenia – Chiny - zapoczątkowały politykę jednego dziecka, która spowodowała nierówności w strukturze ludnościowej państwa i okazały się klapą. Na złość “prorokom” z Klubu Rzymskiego liczba ludności świata wynosi obecnie niecałe 7,9 miliarda osób, w wielu krajach panują problemy niskiej dzietności, a ludzkość zmaga się bardziej z przejedzeniem niż z głodem


dalej: https://www.okiemrolnika.pl/prawo-i-fina.....ia-i-zycia
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Azizami




Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 1071
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 12:44, 22 Lut '23   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Dzieci dostały w przedszkolu robaki do zjedzenia. Rodzice oburzeni: "Mogli chociaż zapytać"

W jednym z niepublicznych przedszkoli dzieciom pokazano pewną ciekawostkę. Maluchy dostały do zjedzenia różnego typu robaki. Nagrano film z tego zdarzenia, a w sieci zawrzało. Zdania na temat całej sytuacji są mocno podzielone. Placówka wydała oświadczenie.



W listopadzie ubiegłego roku Niepubliczne Przedszkole im. Misia Uszatka we Wrześni opublikowało na Facebooku nagranie, pokazujące jak dzieci jedzą robaki. W internecie zawrzało. O co chodzi?

Czytaj dalej: https://www.edziecko.pl/rodzice/7,79361,.....rzeni.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
krycha




Dołączył: 31 Maj 2011
Posty: 950
Post zebrał 0.000 mBTC

PostWysłany: 19:43, 22 Lut '23   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

mają szczęście, że żadne z dzieci nie miało alergii na chitynę.
jakby im zeszło, to by się oduczyli.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Człowiek i medycyna Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona:  «   1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


10 mitów polskiej żywności
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile