Czego by nie mówić, wszystko spójne i logiczne. Nadto przejrzyście zgodne z zachowaniem tak sowieckim od początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia jak i postsowieckim – metody się nie zmieniły, jedynie narzędzia. To niegdyś znalazło porównanie do świńskiego ryja w korycie – prowadzi zachłanną ekspansję do momentu gdy ktoś w ten ryj uderzy, po czym na pewien czas zamiera w bezruchu i gdy niebezpieczeństwo mija zaczyna od nowa. Zdobycze terytorialne jednak pozostają. Dodatkowo przyjęcie a’priori nierealności zamachu i całkowite pominięcie choćby takiej hipotezy. Niestety bezsporne udowodnienie jest niemożliwe.
Przyjmijmy zatem, że jest to przebieg rzeczywisty, w końcu ktoś poza Moskwą również zna rzeczywistą prawdę, nie tą medialną. Co się dzieje? Być może niektórych z Was to zaskoczy, ale absolutnie NIC!
Dlaczego?
Kto zginął? Jakichś dwóch „prezydencików” w tym jeden eks. Garstka „generałków” i trochę „szumowin” parlamentarnych, w dodatku z jakiejś tam Polski. Takiego małego „gówienka”, które robi wiele hałasu. Czy ktokolwiek będzie wszczynał wojnę, w dodatku prawdopodobnie światową o taką błahostkę? Nigdy!
Czas na drugie zasadnicze pytanie: czy ktoś ma interes by prawda w tej postaci ujrzała światło dzienne? NIKT (nie biorę pod uwagę rodzin ofiar). Po pierwsze zginęli wysocy oficerowie NATO. Zatem brak reakcji odwetowych stawia pod znakiem zapytania sens sojuszu, a co za tym idzie również jego trwałość. Po drugie zabita została głowa państwa sprzymierzonego, odpowiedź jak wyżej.
Czy jest zatem ktoś, komu zależy na zatajeniu prawdy na wieki? Tak. WSZYSTCY! Wszak od zarania dziejów wiadomo, że by dalej swe lody kręcić trzeba mieć wspólników. To, że czasami postępują w sposób bandycki, no trudno, komuś puściły nerwy, w najlepszych rodzinach zdarzyć się może.
Odwaga, honor i prawość zastąpiona została już dawno przez konformizm, liczy się tylko ekonomia (czytaj: zysk). Fora takie jak to, no cóż póki co muszą istnieć by dać możność wykrzyczenia się niepokornym, lecz krzyki to ciche a reakcje liche. Zresztą, na nie z czasem też przyjdzie kolej...
@ Tańcząca z wilkam
Cytowana przez Ciebie wersja z IŁ-76 jest „drugą” wersją, pierwotnie miał to być TU-22, jednakże została pospiesznie zmieniona przez kontrolerów smoleńskiego lotniska. Ślady pierwszej relacji „zniknęły”.
Wy se tu pierdu, pierdu o teoriach satelitarnych i współpracy ruskich z hamburgerami by ustrzelić ... no właśnie kogo?
Karła? Sprzedawczyka, który sprzedawał tam gdzie dadzą więcej?
Gmatwanie przy śledztwie dowodzi jednie temu, że para królewska wraz z całym dworem robiła sobie z was prywatny folwark. Mieli w dupie procedury, w dupie godło i cała konstytucję, mieli WAS w dupie! Liczyła się ich wola i chuj!
Teraz będą wybory i powiedzcie mi dlaczego mam kurwa uczucie, ze do wyborów nic nowego się nie pojawi?
Bo co powiedzą, że PiS i PO traktują państwo jak prywatny folwark? I prezydentowi oraz Premierowi wolno wszystko a ty obywatelu morda w kubeł i idź się modlić?
Zrozumcie - ta katastrofa jednie odkryła prywatę, jak bardzo władza ma w dupie Polskę!
Mówi się o patriotyzmie kaczki... na ja pierdole... faktycznie po chuju patriotyzm miał wszystko w dupie, ważne było jego zdanie i chuja jak za dawnych lat: "Teraz Kurwa My" to są przecież jego słowa!
Wy naprawdę tego nie dostrzegacie? Jak władza was ma głęboko w odbycie!
Wy nadal się spieracie o PO i PiS a oni razem chleją i i napierdalają się z was jakie wy debile jesteście... Takie przypadki - traktowania państwowego jak prywatę zawsze kończą się w ten sposób, prędzej czy później ale tak się kończy.
Parę lat wstecz rozjebał się wojskowy samolot -taxi- też pod lotniskiem... Rozwoź ił ważne generały do domów z libacji. W niektórych ciekawych mediach poszły głosy, że na pokładzie samolotu były kurwy... Zwłaszcza, że nie zidentyfikowano wszystkich ciał i nadal nie wiadomo na pewno ile było osób...
Wcześniej, dwoje gliniarzy rozwaliło się w radiowozie po odwiezieniu kumpla naczelnika do domu z libacji. To tylko medialne doniesienia - zawsze prywata tak się kończy.
I to starają się ukryć śledczy! A nie rakiety amerykańsko marsjańsko rosyjskie.
Bo w Polsce by wygrać wybory wystarczy mieć parę dolarów. 100% ludzi z TV i władzy można w Polsce kupić i to za stosunkowo nie wielkie kwoty.
To jest porażające!
Rejestratory zapisujące rozmowy w kokpicie prezydenckiego Tu-154 zarejestrowały głos osoby, która nie należała do ścisłej załogi samolotu. W kokpicie byli: pilot, drugi pilot, nawigator i mechanik. Według osoby z kręgu prokuratury, oprócz tych czterech głosów na nagraniu pojawia się również piąty - podaje radio RMF FM.
Na razie nie wiadomo, czyj. Może on należeć np. do stewardessy, które weszła do kokpitu, by przekazać pilotom jakąś informację.
RMF informuje, że czarne skrzynki TU-154 zarejestrowały też włączenie się wszystkich systemów alarmowych w kokpicie pilotów. Początkowo mówiono tylko o ostrzeżeniu przed osiągnięciem niskiego pułapu - teraz śledczy wiedzą już o alarmie wszystkich urządzeń.
Na skrzynkach też słychać ostrzeżenia pilotów Jaka-40, który godzinę wcześniej wylądował na lotnisku w Smoleńsku. Mieli oni w bardzo ostrych słowach dać do zrozumienia załodze tupolewa, że lądować tam nie powinna.
Wolno dochodzą informację do mediów, skoro dopiero wiadomo że była osoba piąta. Cóż, to może coś wyjaśnić w sprawie.
Cytat:
W Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK) w Moskwie koncentruje się dziś wyjaśnianie przyczyn katastrofy tupolewa, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem. To MAK, a nie prokuratura rosyjska, odgrywa w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy główną rolę.
Wczoraj MAK wydał specjalny komunikat o stanie "przeprowadzonych badań i konsultacji ze specjalistami polskimi". Komitet informuje, że jego przedstawiciele i eksperci polscy wyjechali do Stanów Zjednoczonych, by tam wspólnie ze specjalistami Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu USA przebadać szczątki systemu zobrazowania powierzchni ziemi i ostrzegania o zbliżaniu do przeszkód terenowych TAWS oraz systemu nawigacji satelitarnej GNSS wydobyte z wraku prezydenckiego Tu-154.
Poinformował też, że "grupa robocza badająca zapisy rejestratorów pokładowych kontynuuje analizę zapisów parametrów lotu. Rezultaty pracy podkomisji inżyniersko-technicznej zostały przedyskutowane ze specjalistami polskimi. Uwag do pracy w czasie lotu urządzeń technicznych samolotu nie było".
- MAK sam sobie przeczy - ocenia wybitny rosyjski ekspert lotniczy. I tłumaczy: - Jeśli pokładowe rejestratory potwierdzają, że urządzenia techniczne na pokładzie samolotu waszego prezydenta przez cały czas działały sprawnie, to znaczy, że również do działania systemów nawigacyjnych nie ma zastrzeżeń. Wysyłanie ich do USA ma taki sam sens jak rekonstrukcja samolotu z jego szczątków w celu odtworzenia trajektorii lotu w ostatnich sekundach przez katastrofą. O ile mi wiadomo, jeszcze po żadnej katastrofie lotniczej w Rosji nie wysyłano urządzeń z rozbitego samolotu do Stanów Zjednoczonych. Nasi eksperci najwidoczniej chcą tym razem zabezpieczyć się przed ewentualnymi podejrzeniami i oskarżeniami - twierdzi specjalista z Rosji.
Dlaczego badania odbywają się akurat w USA? Bo urządzenia tam właśnie wyprodukowano.
W Moskwie wciąż trwa rozszyfrowywanie zapisów rejestratora rozmów w kabinie pilotów MARS BM. Nagranie oczyszczono już z szumów. Jednak część tego, co zostało nagrane, wymaga "dodatkowej identyfikacji" - informuje MAK. Ekspert, z którym rozmawiała "Gazeta", wyjaśnił, że chodzi o określenie, kto w kokpicie wypowiedział konkretne słowa. W tej pracy udział biorą, jak czytamy w komunikacie MAK, "wysoko kwalifikowani tłumacze".
To oznacza, że raczej nie dojdzie do przekazania polskiej stronie "wstępnej analizy rejestratora rozmów w kabinie pilotów" (co zapowiadał prokurator generalny Andrzej Seremet 20 kwietnia). Ewentualna decyzja prokuratury o upublicznieniu treści rozmów odsuwa się w czasie.
Dziś w południe Seremet, dyrektor departamentu współpracy międzynarodowej Prokuratury Generalnej Krzysztof Karsznicki oraz naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski lecą do Moskwy na rozmowy o śledztwie smoleńskim. Przyjmą ich Jurij Czajka, prokurator generalny Rosji, i jego zastępca Aleksander Bastrykin. - Celem wizyty jest ustalenie harmonogramu terminów, w jakich polskiej prokuraturze przekazane zostaną materiały ze śledztwa - informuje rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk. - Naszą intencją jest, by nastąpiło to jak najszybciej. Prokurator generalny zapewne dostanie pełną informację o stanie śledztwa, ale dokumentów "do ręki" nie. Muszą być przekazane oficjalną pocztą - dodaje rzecznik.
W drugą stronę korespondencja odbywa się inaczej. Dokumenty zabezpieczone np. w 36. Pułku Lotnictwa Specjalnego czy na lotnisku prowadząca śledztwo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie przekazała komisji badania wypadków lotniczych. Polska komisja przesłała je do MAK-u. Taki obieg materiałów potwierdził nam wczoraj płk Zbigniew Rzepa.
MAK zaś dodał wczoraj, że już "analizuje udostępnione przez stronę polską dokumenty dotyczące wyszkolenia załogi Tu-154M, jej przygotowania do lotu 10 kwietnia i organizacji lotów w jednostce, do której należał samolot". W MAK-u przesłuchiwani są też dowódcy z 36. Pułku oraz piloci Jaka-40, który z dziennikarzami na pokładzie lądował na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku przed prezydenckim tupolewem. Piloci tej maszyny, oczekując na samolot Lecha Kaczyńskiego, widzieli, jak gwałtownie pogarsza się pogoda, i ostrzegali nadlatujących kolegów przed mgłą zasłaniającą pas startowy.
Na najbliższy piątek, po powrocie delegacji polskich prokuratorów z Moskwy, nasza prokuratura zapowiada informacje o śledztwie.
Od wczoraj rodziny ofiar katastrofy mogą w Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej przy ul. Warszawskiej 267 w Mińsku Mazowieckim identyfikować i odbierać przedmioty należące do zmarłych. Na miejscu będzie opieka medyczna i psychologiczna - zapewnia prokuratura wojskowa.
Dokumenty pokazują, że Klich miał wiedzę o zaproszeniu dowódców i podjął działania, żeby generałowie pojechali na uroczystości do Smoleńska. Wszyscy wiedzieli, że oni będą w tym samolocie - mówił dziś w Poranku TOK FM Witold Waszczykowski, wiceszef BBN.
W katastrofie samolotu prezydenta zginęli dowódcy polskich sił zbrojnych. Nie powinni być na pokładzie jednej maszyny. Takie są m.in. wytyczne NATO.
Od kilku dni toczy się dyskusja, to jest winny temu, że jednak byli na pokładzie TU-154 10 kwietnia. Czy minister Klich nie powinien zareagować? - pytała Dominika Wielowieyska prowadząca Poranek TOK FM.
Kto jest winny? Wszyscy wiedzieli, że generałowie będą w samolocie
- 17 marca Władysław Stasiak w piśmie do ministra Klicha powiadomił, że pan prezydent chce zaprosić wszystkich dowódców Wojska Polskiego. 19 marca Klich na dokumencie złożył swój podpis i przybił pieczęć. 23 marca z jego sekretariatu do wszystkich generałów wyszło pismo z "uprzejmą prośbą o dekretację". Dokumenty pokazują, że Klich miał wiedzę i podjął działania, żeby generałowie pojechali - powiedział Witold Waszczykowski, wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego w TOK FM.
Czy wiedział, że polecą jednym samolotem? - pytała dziennikarka.
- Tego nie wiem, ale samolot był podstawiony jeden. Z dokumentów wynika, że wszyscy wiedzieli, że oni będą w tym samolocie - dodał Waszczykowski.
Unika na razie ferowania wyroków, zrzucania na kogoś odpowiedzialności i szukania winnych. Zaleca uzbroić się w cierpliwość.
Zaprzeczył, żeby Platforma chciała "położyć rękę" na dokumentach BBN. - Są one w Kancelarii Tajnej - stwierdził Waszczykowski.
"Mój pomysł na życie został brutalnie złamany..."
Pytany jak mu się układa współpraca z generałem Koziejem - nowym szefem BBN - użył określenia "poprawna". - Znamy się od wielu lat. Nominację przyjęliśmy ze zrozumieniem, choć dowiedzieliśmy się o niej z telewizji - mówił Waszczykowski.
Powiedział, że szuka nowego pomysłu na życie, bo ten który miał został brutalnie złamany 10 kwietnia. - W tej chwili nie kojarzę się z żadną partią - odpowiedział na pytanie, czy wystartuje w wyborach do parlamentu z ramienia PiS.
Wy se tu pierdu, pierdu o teoriach satelitarnych i współpracy ruskich z hamburgerami by ustrzelić ... no właśnie kogo?
Karła? Sprzedawczyka, który sprzedawał tam gdzie dadzą więcej?
Gmatwanie przy śledztwie dowodzi jednie temu, że para królewska wraz z całym dworem robiła sobie z was prywatny folwark. Mieli w dupie procedury, w dupie godło i cała konstytucję, mieli WAS w dupie! Liczyła się ich wola i chuj!
Teraz będą wybory i powiedzcie mi dlaczego mam kurwa uczucie, ze do wyborów nic nowego się nie pojawi?
Bo co powiedzą, że PiS i PO traktują państwo jak prywatny folwark? I prezydentowi oraz Premierowi wolno wszystko a ty obywatelu morda w kubeł i idź się modlić?
Zrozumcie - ta katastrofa jednie odkryła prywatę, jak bardzo władza ma w dupie Polskę!
Mówi się o patriotyzmie kaczki... na ja pierdole... faktycznie po chuju patriotyzm miał wszystko w dupie, ważne było jego zdanie i chuja jak za dawnych lat: "Teraz Kurwa My" to są przecież jego słowa!
Wy naprawdę tego nie dostrzegacie? Jak władza was ma głęboko w odbycie!
Wy nadal się spieracie o PO i PiS a oni razem chleją i i napierdalają się z was jakie wy debile jesteście... Takie przypadki - traktowania państwowego jak prywatę zawsze kończą się w ten sposób, prędzej czy później ale tak się kończy.
Parę lat wstecz rozjebał się wojskowy samolot -taxi- też pod lotniskiem... Rozwoź ił ważne generały do domów z libacji. W niektórych ciekawych mediach poszły głosy, że na pokładzie samolotu były kurwy... Zwłaszcza, że nie zidentyfikowano wszystkich ciał i nadal nie wiadomo na pewno ile było osób...
Wcześniej, dwoje gliniarzy rozwaliło się w radiowozie po odwiezieniu kumpla naczelnika do domu z libacji. To tylko medialne doniesienia - zawsze prywata tak się kończy.
I to starają się ukryć śledczy! A nie rakiety amerykańsko marsjańsko rosyjskie.
Bo w Polsce by wygrać wybory wystarczy mieć parę dolarów. 100% ludzi z TV i władzy można w Polsce kupić i to za stosunkowo nie wielkie kwoty.
To jest porażające!
Co za nerwowy bełkot...
Człowieku, kandyduj i zacznij zmieniać świat na lepsze, ratuj Polskę, skoro
"władza ma w dupie Polskę" i "by wygrać wybory wystarczy mieć parę dolarów"!
Siedząc przed komputerem i wypisując obelgi na tych czy tamtych niczego nie zmienisz.
goral_ napisał:
100% ludzi z TV i władzy można w Polsce kupić i to za stosunkowo nie wielkie kwoty
Robi się ciekawie, nawet dla mnie, niezbyt przychylnego teoriom techno-spiskowym.
Dlaczego badacze z moskiewskiego MAK-u polecieli do USA badać jakość tam wyprodukowanych urządzeń naprowadzających TU 154?
1. Jak już pisałem, samolot ponoć nalatywał nie prosto na pas startowy, tylko równolegle do niego, oddalony od ścieżki lądowania o ok. 50 metrów w lewo (patrz wcześniejsze prawda2.info). Jeśli "radzieckie" jeszcze, lotniskowe radiolatarnie były ok., to niedokalibrowany musiał być amerykański satelitarny GPS (GNSS).
2. Jeśli piloci, lądując we mgle, zeszli b. nisko by "zobaczyć ziemię", to felerny musiał być także ten system TAWS, który miał im pokazywać precyzyjnie odległość od tej ziemi.
Czyli stało się coś całkiem "nie tak" i to nagle aż z dwoma hi-tech made in USA, przyrządami naprowadzającymi.
A może to ta sama "niewidzialna ręka", która utopiła w Atlantyku pasażerskiego egipskiego Airbusa wiozącego z Nowego Yorku do Egiptu 40 wyższych oficerów wracających ze szkolenia w USA przed kilkunastu laty, tym razem próbowała rozbić samolot z całym polskim dowództwem o wzniesienie przed pasem startowym w Smoleńsku?
Przecież ponoć wszystkie obecnie wielkie samoloty pasażerskie są wyposażone w urządzenie zezwalające na przejęcie "z zewnątrz" kontroli nad nimi, w wypadku ich porwania...
"Rosjanie chcieli, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Rosyjska psycholog powiedziała mi, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Zgodziłam się. Tymczasem wśród rzeczy ojca, które mi potem oddano, były prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, różaniec, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał." Z Małgorzatą Wassermann, córką posła PiS, rozmawia Dorota Kania ("Gazeta Polska").
W jaki sposób dowiedziała się pani o śmierci ojca w katastrofie prezydenckiego samolotu Tu-154?
W sobotę rano z mediów. Radio RMF przerwało program, by przekazać tę informację. Później w telewizji została podana infolinia, na którą mogły telefonować rodziny. Pierwszy raz zadzwoniłam tam około 13.00. Usłyszałam, że tata wsiadł na pokład samolotu, a na chwilę obecną jedynie mogą nam zaoferować pomoc psychologa i na tym rozmowa się skończyła. Kilka godzin później na pasku informacyjnym w telewizji przeczytałam, że jest organizowany wyjazd rodzin ofiar katastrofy do Moskwy. Ponownie zadzwoniłam na infolinię – rozmawiająca ze mną kobieta powiedziała, że jest to „plotka medialna”.
Czy w sobotę zgłosił się do pani lub rodziny ktoś ze strony polskich władz?
Nie. W niedzielę rano z telewizji dowiedziałam się, że w Warszawie gromadzą się rodziny, które mają lecieć do Moskwy. Zadzwoniłam na infolinię i ustaliłam, że my dojedziemy. Około południa poinformowano nas telefonicznie, że ojciec został na sto procent zidentyfikowany i czy w takiej sytuacji nadal chcemy jechać. Kolejne telefony z taką samą informacją otrzymaliśmy z MSZ oraz infolinii. Ponieważ powiedziano nam trzykrotnie, że ojciec został zidentyfikowany na pewno i informowano nas, że nie trzeba jechać, zrezygnowaliśmy z wyjazdu do Moskwy. Poinformowano mnie również, że mogę w imieniu rodziny ustanowić pełnomocnika. W niedzielę pobrano od nas także DNA. W poniedziałek usłyszałam, jak minister Ewa Kopacz czyta listę zidentyfikowanych osób – ojca na niej nie było.
Poinformowano panią, kto rozpoznał ciało Zbigniewa Wassermanna?
Nie, ale w mediach pojawiła się wiadomość, że Jarosław Kaczyński, który był w Smoleńsku identyfikować ciało brata, prezydenta Lecha Kaczyńskiego, dokonał tej identyfikacji. Zadzwoniłam do posła Adama Bielana, który stwierdził, że identyfikacja ojca nie miała miejsca. Skontaktowałam się z biurem PiS i posłowie zaczęli ustalać, jaki jest stan faktyczny. Poseł Beata Kempa i Andrzej Adamczyk wielokrotnie dzwonili w różne miejsca, by cokolwiek ustalić. Zdecydowaliśmy, że jedziemy do Moskwy: ja, moja bratowa i dyrektor biura ojca. Bardzo szybko załatwiono nam wizy i we wtorek przed południem wylecieliśmy do Moskwy.
Co się działo po przylocie?
Od razu pojechaliśmy do instytutu medycznego, gdzie wprowadzono nas do dużej auli. Było tam mnóstwo ludzi, do których podchodzili rosyjscy prokuratorzy, tłumacz i psycholog. Gdy przyszła nasza kolej, zapytano nas o znaki szczególne ojca, wygląd i ubranie. Po ich opisaniu powiedziano nam, żeby zejść na dół, gdzie są przechowywane ciała. Ponieważ już wcześniej ustaliliśmy, że identyfikacji dokonają moja bratowa i dyrektor biura ojca, ja zostałam, a oni poszli z rosyjskim prokuratorem, tłumaczem i psychologiem.
Długo pani na nich czekała?
Zaraz po ich odejściu podeszła do mnie kobieta świetnie mówiąca po polsku, bez żadnego akcentu. Zapytała, czy zgodzę się na kilka formalności, bo będzie szybciej.
Zgodziła się pani?
Oczywiście, że tak. Powiedziano mi, żebym podpisała dokument, że są to zwłoki ojca. Zadzwoniłam do bratowej, która potwierdziła identyfikację. Podpisałam dokument i wtedy rozpoczęło się przesłuchanie. W pewnym momencie pani psycholog, która wcześniej do mnie podeszła, powiedziała mi, że przesłuchujący mnie rosyjski prokurator, do którego zwracała się po imieniu, jest szefem wszystkich prokuratorów. Zapytałam wtedy, czy ona jest Rosjanką – powiedziała, że tak. Byłam zaskoczona, bo mówiła w naszym języku jak rodowita Polka.
"Rosjanie chcieli, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Rosyjska psycholog powiedziała mi, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Zgodziłam się. Tymczasem wśród rzeczy ojca, które mi potem oddano, były prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, różaniec, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał." Z Małgorzatą Wassermann, córką posła PiS, rozmawia Dorota Kania ("Gazeta Polska").
Była cały czas podczas pani przesłuchania?
Tak, siedziała przy mnie i cały czas do mnie mówiła.
Ile trwało przesłuchanie?
Prawdopodobnie około sześciu godzin.
Dlaczego tak długo?
Zaczęło się od spisywania moich danych. Prokurator mając przed sobą mój paszport, w którym były moje dwa imiona, zapytał mnie, czy używam jednego imienia, czy dwóch. Odpowiedziałam, że jednego. Wpisał jedno imię w protokół, a ja na chwilę wyszłam. Po powrocie stwierdził, że w paszporcie są dwa imiona i trzeba na nowo spisać protokół. Wówczas odpowiedziałam, że przecież o tym wiedział, mało tego, dokładnie mnie o to pytał. Powiedziałam, że jestem prawnikiem i z mojej wiedzy wynika, że na dole protokołu możemy dopisać informacje o drugim imieniu. Usłyszałam, że tego nie przewiduje rosyjska procedura i wszystko trzeba spisać na nowo. Pytano mnie, gdzie pracuję, jaki jest adres mojej pracy i telefon, gdzie mieszkam. Po zakończeniu odbierania danych ponownie na moment opuściłam pokój. Kiedy wróciłam, któraś z tych osób podała mi długopis i ja się podpisałam. Za chwilę okazało się, że znowu pojawił się problem, bo na jednej stronie podpisałam się na niebiesko, a na innej na czarno. I znów prokurator powiedział mi, że wszystko musimy zrobić od nowa, ponieważ w rosyjskiej procedurze dokumenty muszą być podpisane jednym kolorem długopisu. Po jakimś czasie odmówiłam udziału w dalszych czynnościach, na co Rosjanka przedstawiająca się jako psycholog, tłumaczyła mi, że jestem w szoku, dlatego nic nie rozumiem, i chciała podać mi leki uspokajające
Zażyła je pani?
Nie byłam w szoku, wiedziałam, co się dzieje, i żadne leki nie były mi potrzebne. Zresztą polscy psychologowie powiedzieli później, że byliśmy jednymi z najbardziej opanowanych i spokojnych ludzi, którzy przyjechali na identyfikację.
Po spisaniu danych przesłuchanie trwało nadal?
Tak. Samo spisywanie danych i poprawki trwało ponad dwie godziny. Później prokurator pytał mnie, kto mieszka z ojcem w domu, jak ma na imię druga wnuczka i po co przyjechał do Rosji. Odpowiedziałam, że siedemdziesiąt lat temu zostali tutaj zamordowani polscy oficerowie i przyjechał oddać im hołd.
O co jeszcze pytał rosyjski prokurator?
Czy przyjechałam razem z ojcem do Rosji, kiedy ostatni raz się z nim widziałam, kiedy przekraczałam razem z nim granicę. Kolejne pytanie dotyczyło tego, kto z nim przyjechał. Zapytałam, czy mam wymienić nazwiska wszystkich pozostałych 95 osób, które zginęły w katastrofie. Po tym pytaniu powiedziałam, że chcę już zakończyć czynności i nie będę dalej zeznawać. Tym bardziej że moja bratowa i dyrektor biura ojca czekali na mnie na dole. Stwierdziłam, że chcę zabrać rzeczy taty, i mimo że wcześniej powiedzieli, że będę musiała oddać krew – bo ich nie interesuje materiał genetyczny pobrany w Polsce – odmówiłam. Wówczas dowiedziałam się, nie oddadzą ciała ojca, dopóki nie pobiorą mi krwi.
Zgodziła się pani?
Tak, ale zanim to nastąpiło, prokurator zapytał mnie, na ile wyceniamy to, co się stało. Odpowiedziałam, że ta tragedia nie ma ceny
i nie jest w stanie
wyobrazić sobie, co przeżywamy. Dodałam, że nie będziemy skarżyć państwa rosyjskiego za tę katastrofę, na co on stwierdził, że nigdy nic nie wiadomo.
Po oddaniu krwi pojechała pani do hotelu?
Ponieważ towarzyszące mi osoby musiały opuścić budynek, zadzwoniłam do polskiej ambasady i po kilkunastu minutach przyjechał nasz przedstawiciel, który towarzyszył mi do końca czynności. Nie skorzystałam z propozycji prokuratora, że osobiście odwiezie mnie do hotelu.
Jak zakończyło się przesłuchanie?
Powiedzieli mi, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Zadzwoniłam do mamy, ona chciała je odzyskać. Wtedy rosyjska psycholog stwierdziła, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Ostatecznie zgodziłam się więc na ich spalenie i podpisałam dokumenty. Teraz tego żałuję.
Dlaczego?
Bo czas na analizę i przemyślenia przyszedł w Polsce. Rozpoznałam rzeczy ojca, które mi oddano: prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, z których korzystał w Polsce na trasie Kraków–Warszawa, różaniec i etui, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał. Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał? Skąd Rosjanie wiedzieli, że to jest właśnie jego telefon? Dlaczego w tak dobrym stanie zachowały się papierowe bilety i harmonogram, które ojciec miał przy sobie, a ubranie w katastrofie zostało całkowicie zniszczone? Na te pytania chyba mi już nikt nie odpowie.
_________________ możliwość pomylenia się to część bycia wolnym
Pozbierałem fotki ze Smoleńska, katalog na przeklej będzie uzupełniany jeśli znajdzie się coś nowego. Na razie jest około 250 zdjęć. W albumie na przeklej jest także zamieszczony plik z linkami źródłowymi do poniższych fotografii.
Ustalono do kogo należy tajemniczy głos w kokpicie Tu-154
Wrak prezydenckiego samolotu Tu-154M
PAP
Jak informują reporterzy RMF FM, piąty głos, który nagrał rejestrator zapisujący rozmowy w kabinie prezydenckiego Tupolewa 154M należy do kobiety. Była to najprawdopodobniej osoba, która nie należała do ścisłej załogi samolotu.
Ścisłą załogę Tu-154M stanowiły cztery osoby - dwóch pilotów, nawigator oraz mechanik pokładowy. Pod koniec lotu do kabiny miały prawo wejść jeszcze cztery inne osoby - trzy stewardessy oraz funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu.
W kokpicie nagrał się głos osoby spoza ścisłej załogi Tu-154
Czarna skrzynka prezydenckiego Tu-154 zarejestrowała w kokpicie głos osoby, która nie należała do ścisłej załogi samolotu. Prokuratura nie ujawnia, do kogo należy - informuje TVN24.
W kokpicie prezydenckiego Tupolewa znajdowały się cztery osoby: pilot, drugi pilot, nawigator i mechanik. W czasie lotu pojawiła się tam też piąta osoba. Na razie nie wiadomo, kto to był. Niewykluczone, że była to stewardessa lub pasażer.
Prokuratura, jak na razie, nie potwierdza oficjalnie informacji o piątym głosie w kokpicie, ponieważ w tej sprawie nie wypowiedziała się jeszcze strona rosyjska, która bada sprawę katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.
Tymczasem resort sprawiedliwości zwrócił się do strony rosyjskiej o ponowne przeszukanie miejsca katastrofy, bo nadal znajdowane są tam osobiste rzeczy ofiar.
Polacy, którzy byli na miejscu katastrofy z 10 kwietnia opowiadają o przerażającym widoku, który zobaczyli. Z ich relacji wynika, że cały czas leżą tam fragmenty ubrań, buty, portfele, pieniądze, paszporty i zdjęcia ofiar - zauważa stacja.
Polacy chcą zwiedzać miejsce katastrofy, w której zginął prezydent i 95 ważnych polityków. Biura podróży organizują specjalne wycieczki do Smoleńska. Zabierają emerytów, studentów, gimnazjalistów. - Prawdziwy boom na Smoleńsk przyjdzie jesienią, wraz z wycieczkami szkolnymi - zapowiadają biura podróży
(...)
Wszyscy chcą wiedzieć, czy podczas wyprawy będzie można zwiedzić miejsce katastrofy - opowiada Marek Skolimowski z niewielkiego biura podróży Wspólnota 2000 z Warszawy, które od lat specjalizuje się w wycieczkach do Rosji.
Zapewnia, że przed katastrofą nie myślano o włączeniu Smoleńska do oferty. Teraz postanowiono stworzyć nowy produkt. - Kończymy pracę nad programem pięciodniowej wycieczki do Katynia i Smoleńska. Dojazd autokarem, zakwaterowanie, wyżywienie, przewodnik i dwa pełne dni w Smoleńsku, w tym dwie godziny w miejscu katastrofy - na zadumę, zapalenie zniczy i złożenie kwiatów pod pamiątkowym kamieniem - mówi Skolimowski.
(...)
Cena wycieczek autokarowych to ok. 800-900 zł plus koszty wiz (rosyjska - ok. 180 zł, białoruska przejazdowa - ok. 80 zł). Trzeba mieć ważny paszport. Na wizy czeka się trzy tygodnie.
Co ciągnie ludzi na miejsce katastrofy? Chcą się pomodlić, zrobić pamiątkowe zdjęcie na tle połamanych drzew, a może znaleźć odłamek prezydenckiego samolotu? Według pracowników biur podróży klienci chcą pospacerować po znanym z telewizji terenie, zobaczyć go na własne oczy. Liczą, że uda im się dotknąć osławionej brzozy, o którą zahaczyło skrzydło polskiego Tu-154. - Niestety, to trudny teren, bagienny. Wygodnie chodzić da się tylko po drodze zbudowanej dla ciężkiego sprzętu podnoszącego szczątki samolotu. Część terenu najbliżej miejsca katastrofy jest zamknięta i patrolowana przez służby porządkowe - relacjonuje Klimczak.
Prokurator Mateusz Martyniuk nie ma złudzeń, że informacje podane na temat piątego, obcego głosu, rzekomo nagranego przez czarną skrzynkę w kabinie pilotów prezydenckiego Tu-154, to fałszywka. Powód jest prosty...
Informację miał przekazać dziennikarzom ktoś z polskiej prokuratury. I to właśnie, zdaniem prokuratury, świadczy o tym, że informacja jest nieprawdziwa... - Polska strona nie może spekulować na temat materiałów z czarnych skrzynek z prezydenckiego tupolewa, gdyż zapisów tych jeszcze nie posiada - mówi rzecznik Prokuratury Generalnej.
Prokurator Mateusz Martyniuk podsumował w ten sposób informacje radia RMF FM. Stacja ta podała, że w kokpicie były cztery osoby: pilot, drugi pilot, nawigator i mechanik. Tymczasem, według osoby z kręgu prokuratury, oprócz czterech głosów członków załogi na nagraniu z kokpitu pojawia się również głos piąty - podał RMF FM. Czyj to głos? I co mówi ta osoba? - tego informator stacji nie zdradził. Tę samą informację podał też TVN24. Nie podał jednak źródła jej pochodzenia.
Już po opublikowaniu oświadczenia prokuratury, RMF FM uściślił, że głos zarejestrowany przez rejestrator w czarnej skrzynce brzmi kobieco, co może świadczyć o tym, że jest to głos stewardessy.
No to czekamy z niecierpliwością na wyjaśnienia komisji, raport z pewnością jest już "wydrukowany" a z jego głownymi tezami oswaja się stado baranków i owieczek w Chamowie Podburacznym każdego dnia, potokami propagandy, która, jestem pewien, doczeka się już niedługo rzetelnych opracowań i analiz.
Wizyty: Michnika w Moskwie i Sikorskiego w USA zapewne były poświęcone ostatnim uwagom edytorskim.
Pamiętacie jeszcze z lekcji historii Targowicę?
Cytat:
A że Rzczplta pobita i w rękach swych ciemiężycielów moc całą mająca, własnymi z niewoli dźwignąć się nie może siłami, nic jej innego nie zostaje, tylko uciec się z ufnością do Wielkiej Katarzyny, która narodowi sąsiedzkiemu, przyjaznemu i sprzymierzonemu, z taką sławą i sprawiedliwością panuje, zabezpieczając się tak na wspaniałości tej wielkiej monarchini, jako i na traktatach, które ją z Rzczpltą wiążą. [...]
To są nasze zamiary, te abyśmy dokonać zdołali, dzielnej pomocy tej wielkiej monarchini wzywamy, która ozdobą i chlubą wieku naszego będąc, wzgardzając podłą zazdrością i chytremi podstępy, których zawody dzielność jej kruszy i niszczy, szczęśliwość narodu cenić umie i im pomocną podaje rękę.
Nagle słyszę krzyk. – Zobaczcie, tu coś jest! – koleżanka z grupy trzyma zabłocony skrawek materiału z jakimś napisem. Otrzepuje z ziemi, obmywa w kałuży. I wtedy naszym oczom ukazuje się emblemat 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego – samolot na tle kuli ziemskiej i wyszywany napis. Łzy same napływają nam do oczu, a gardła ściska wielkie wzruszenie. Dziennikarz, który jest z nami, a wcześniej latał rządowymi samolotami, wyjaśnia, że takie emblematy ozdabiały zagłówki foteli lotniczych.
Dalej spod warstwy błota prześwituje coś metalowego – okazuje się, że natrafiliśmy na fragment samolotu – zwinięta aluminiowa taśma, na jej odwrocie odczytujemy szeregi liczb zapisanych flamastrem. A obok półmetrowy fragment opancerzonego przewodu, zakończony trzema nakrętkami, z których każda jest zaplombowana. Po chwili podchodzi do nas kierowca polskiego tira, pokazuje fragmenty poszycia kadłuba pokryte biało-czerwoną farbą – blacha jest porwana, pogięta, ale wyraźnie widać ściegi nitów i wewnętrzną konstrukcję przypominającą plaster miodu.
– Takich rzeczy jest tu dużo, szczególnie w środkowej części rumowiska – zapewnia nas. – Przed godziną harcerze znaleźli fragment ludzkiej czaszki – mówi kierowca, ma zduszony z wrażenia głos. – O, tam – pokazuje nam – teraz jest tam krzyż z gałęzi i pali się lampka – mówi. I zaraz dodaje, że zabrali te szczątki do Polski, żeby przekazać prokuraturze, może da się zidentyfikować, czyje to były kości. Na drzewach kłębią się pozwijane taśmy filmowe – rozpoznajemy poszczególne klatki – „Dom zły”, „Katyń”.
Filmy miały trafić w połowie kwietnia na festiwal do Moskwy, ale zostaną w smoleńskim błocie na zawsze. Podobnie jak zostałyby w nim zdjęcia jednej z tragicznie zmarłych stewardess – pani Barbary Maciejczyk. W smoleńskim błocie zatopiona była koperta z fotografiami. Jest ich kilka, w formacie paszportowym, są dobrze zachowane. Ci, którzy je znaleźli, obiecują, że przekażą je rodzinie zmarłej zaraz po powrocie do Polski.
Kolejny krzyk! Nasza koleżanka podnosi z ziemi polski paszport! Przecieramy z błota kartki i odczytujemy nazwisko – Gabriela Zych. Potem dowiemy się, że to przewodnicząca stowarzyszenia Rodzina Katyńska z Kalisza. Paszport, choć ubłocony, jest w idealnym stanie, leżał tuż pod wierzchnią warstwą błota.
Dołączył: 09 Sie 2009 Posty: 180
Post zebrał 0.000 mBTC Podarowałeś BTC
Wysłany: 12:57, 06 Maj '10
Temat postu:
umbar napisał:
goral_ napisał:
Wy se tu pierdu, pierdu o teoriach satelitarnych i współpracy ruskich z hamburgerami by ustrzelić ... no właśnie kogo?
...
Co za nerwowy bełkot...
Człowieku, kandyduj i zacznij zmieniać świat na lepsze, ratuj Polskę, skoro
"władza ma w dupie Polskę" i "by wygrać wybory wystarczy mieć parę dolarów"!
Siedząc przed komputerem i wypisując obelgi na tych czy tamtych niczego nie zmienisz.
...
Tylko wtedy umbar, no wiesz...
"NIE BEDZIE NICZEGO!"
_________________ Pozdrawiam, Filipoza
--------------------------------------------------
"Wśród ślepców i jednooki zaniewidzi." - Stanisław Jerzy Lec
Dołączył: 09 Sie 2009 Posty: 180
Post zebrał 0.000 mBTC Podarowałeś BTC
Wysłany: 14:14, 06 Maj '10
Temat postu:
Było już na prawda.info ale na blogu Warzechy ktoś sobie zadał trud i poszperał nieco głębiej
Cytat:
Nowy wątek do wyjaśnienia
Skoro Tusk tak lubi świeże pomysły
a dziennik.pl nie zgłębił tematu więc pod spodem zamieszczam miniatury i linki.
W czwartek 15.04.2010 dziennik.pl zauważył i opisał
---
---
Zwróćcie uwagę na informację dziennika na temat tego kiedy było drukowane NIE:
"...pismo drukowano w sobotę między 6 a 8.30..." !!! ... czyli tuż przed katastrofą!
Gdy udało mi się kupić obydwa czasopisma zrozumiałem, że dziennik nie poszedł za ciosem i nie sprawdził tego co mógł.
Jeżeli prawdą jest informacja o druku NIE to wnioski wyciągniecie sami.
Ze swojej strony sprawdziłem jeszcze u dystrybutora w systemie informatycznym terminy powiązane z numerem indeksu. Stąd wiem, że data 12/10/2010 była tzw datą nadziału numeru 16. NIE czyli "wpuszczenia" pisma do dystrybucji. Oczywiście wcześniej musiano to pismo zostać "złożone", wydrukowane, rozwiezione do centrów dystrybucji aby w poniedziałek 12-go pojawić się w kioskach. Zakładany czas tych czynności to powiedzmy piątek, sobota i niedziela (od 09/04/2010-11/04/2010).
Wydaje się być niezbędną rzeczą - weryfikacja informacji o druku podanej przez dziennik.pl
Swoje kopie mogę przesłać prokuraturze lub chętniej Panu Łukaszowi jako ewentualny dowód.
Poniżej załączam linki do skanów.
---
---
---
whiterussian
_________________ Pozdrawiam, Filipoza
--------------------------------------------------
"Wśród ślepców i jednooki zaniewidzi." - Stanisław Jerzy Lec
Nie jestem szpecem od informatyki dlatego może ktoś z was napisze jakieś wyjaśnienie. Otóż natrafiłem na stronę,gdzie orędzie ponoć się ukazało z 3 godzinnym wyprzedzeniem w stosunku do czasu katastrofy.
No to jak to w końcu jest? Mamy te czarne skrzynki czy nie? Będziemy je mieć, czy tylko nagrania? Nie węszę spisku, ale zaczynam się coraz poważniej obawiać o rzetelność tego śledztwa.
Al Mudrasim napisał:
To mi wygląda na jakiś fake , no ale ......???
Pisałem już o tym. Wydaje się być prawdziwe, jednak cache google powinno się z tym pokrywac a nie pokrywa. Teoretycznie ktoś mógłby to zmienić w cache, bo dlaczego nie? Na pewno jest jakaś luka, która na to pozwala. Nawet jeśli ukazało się wcześniej i cache yahoo pokazuje prawdę, a google nie to co nam to daje? I tak są podejrzenia, że ktoś coś mógł wiedzieć. Za to w sieci mnóstwo teraz cwaniaków co podrabiają materiały, a ślepe owieczki w panice przeklejają gdzie popadnie, gdzie następi robią to samo i nakręcają się wzajemnie.
Czytałem ten artykuł na stronie po pojawieniu się i data była prawidłowa, ale to tez niczego nie dowodzi, ani niczego nie obala.
Reportaż z cyklu "Misja Specjalna" wyemitowany dnia 5 maja 2010 w polskiej telewizji na temat okoliczności katastrofy samolotu prezydenckiego w Smoleńsku.
Autorzy starają się znależć odpowiedz na kontrowersyjne pytania:
Czy zbadano okoliczności nieudanych prób lądowania rosyjskiego Iła tuż przed katastrofą polskiego Tupolewa?
Dlaczego prezydencki samolot był aż tak zniszczony?
Dlaczego nie zabezpieczono w należyty sposób miejsca katastrofy?
Kto zabezpieczał lotnisko w Smoleńku przed przylotem polskeigo prezydenta?
Dlaczego Polska nie wystąpiła do Rosji o przejęcie śledztwa?
Dlaczego Polska nie zwróciła się do NATO o pomodz w śledztwie?
Dodatkowo bonus specjalny!
Intrygującuy felieton Jana Pietrzaka pt. "Drugie kłamstwo katyńskie"
Dane techniczne filmów:
Video : 29.970 fps, rozdz. 640*360 (16:9), xvid
Audio : 64 Kbps, 44100 Hz, 2 kanały
Od 17 lat Polskę i Rosję wiąże umowa w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof - pisze "Rzeczpospolita".
Podpisany na 5 lat dokument, jest przedłużany automatycznie o kolejne 5-latki, ponieważ żadna ze stron go dotąd nie wypowiedziała. W jego treści znajdują się regulacje dotyczące przelotów i uzyskiwania odpowiednich zezwoleń na ich przeprowadzenie w przestrzeni powietrznej obu państw.
Wyszczególnia także informacje, przekazywane sobie nawzajem bezpłatnie, a związane z wykonywaniem lotów. Są to m.in. dane o lotniskach wojskowych, systemach nawigacyjnych i warunkach meteorologicznych.
Jeden z punktów, dość krótkiej umowy, mówi o czynnościach podejmowanych przez obie strony w razie nieprzewidzianych zdarzeń, takich jak awarie, wypadki czy katastrofy.
Obecnie, w toku ożywionej dyskusji wokół smoleńskiej tragedii, nikt nawet nie wspomniał o tym, nadal obowiązującym obie strony, porozumieniu.
Ministrem Obrony w czasie ratyfikowania dokumentu był Jerzy Szmajdziński - jedna z ofiar katastrofy 10 kwietnia - zauważa "Rzeczpospolita".
Potwierdza to Nikołaj Łosiew, emerytowany pilot wojskowy, właściciel pobliskiej działki, który był na miejscu w 20 minut po katastrofie. Jak powiedział Polskiemu Radiu, w rozbitej kabinie widział oprócz członków załogi przypiętych pasami do foteli ciało jeszcze jednej osoby.
1) czyli ktoś widział dokładnie kokpit, bo odróżnił pilotów od pasażera po stroju w tak roztrzaskanej maszynie, pytanie jak wielu było obserwatorów, zanim dotarły służby
ale
2) przybył 20 minut po... a to akurat mniej więcej tyle, ile rozbieżność co do pory katastrofy 8.40 vs 8.56
ciekawe, czy ta działka położona blisko, że dotarł dopiero tych po 20 min?
Od 17 lat Polskę i Rosję wiąże umowa w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof - pisze "Rzeczpospolita".
Podpisany na 5 lat dokument, jest przedłużany automatycznie o kolejne 5-latki, ponieważ żadna ze stron go dotąd nie wypowiedziała. W jego treści znajdują się regulacje dotyczące przelotów i uzyskiwania odpowiednich zezwoleń na ich przeprowadzenie w przestrzeni powietrznej obu państw.
Wyszczególnia także informacje, przekazywane sobie nawzajem bezpłatnie, a związane z wykonywaniem lotów. Są to m.in. dane o lotniskach wojskowych, systemach nawigacyjnych i warunkach meteorologicznych.
Jeden z punktów, dość krótkiej umowy, mówi o czynnościach podejmowanych przez obie strony w razie nieprzewidzianych zdarzeń, takich jak awarie, wypadki czy katastrofy.
Obecnie, w toku ożywionej dyskusji wokół smoleńskiej tragedii, nikt nawet nie wspomniał o tym, nadal obowiązującym obie strony, porozumieniu.
Ministrem Obrony w czasie ratyfikowania dokumentu był Jerzy Szmajdziński - jedna z ofiar katastrofy 10 kwietnia - zauważa "Rzeczpospolita".
No a po co Tusk poleciał do Rosji razem z prokuratorami? - Myślę że był tam niezbędny, ponieważ oddanie śledztwa w obce ręce, w tak ważnej sprawie nie mogło być załatwione przez telefon. Rosjanie musieli mieć zgodę najwyższych polskich władz. Obie strony dobrze wiedziały, że łamią ważne międzynarodowe porozumienie.
Służalstwo wobec Rosji jakim cechuje się "Banda ryżego" uważam za haniebne.
Potwierdza to Nikołaj Łosiew, emerytowany pilot wojskowy, właściciel pobliskiej działki, który był na miejscu w 20 minut po katastrofie. Jak powiedział Polskiemu Radiu, w rozbitej kabinie widział oprócz członków załogi przypiętych pasami do foteli ciało jeszcze jednej osoby.
To jest już jawna sowiecka dezinformacja!
1) Kabiny ani dziobu samolotu nie ma na żadnym ze zdjęć
2) Na żadnym ze zdjęć nie widziałem nawet fotela w całości, a co tu mówić o ciałach przypiętych pasami
3) Ciała pilotów były najpóźniej zidentyfikowane, co za tym idzie musiały być najbardziej zmasakrowane
4) Informacje jako pierwsza podaje gazeta polskojęzyczna o charakterze prosowieckim, nie podawszy źródła
5) Rzekomy świadek, jesli na prawdę istnieje, jest emerytowanym wojskowym więc banalnie łatwo było służbom zachęcić go do składania dowolnych zeznań
Proszę zwrócić uwagę, że non stop jesteśmy zaspywani mnóstwem sprzecznych informacji, wszystkie pochodzą od ruskich. Dokonywanie jakichkolwiek analiz na podstawie tych informacji nie ma już praktycznie żadnego sensu.
Jedyny wiarygodny materiał do badania to zdjęcia ściętych drzew (o ile nie ściął ich wcześniejszy Ił) i pierwsze wypowiedzi świadków.
Prosze zwrocić też uwagę na chronologię tej konkretnej dezinformacji o głosach osób trzecich w kabinie:
1-sza informacja: nagrały się krzyki pasażerów samolotu
2-ga informacja: nie nagrały się krzyki pasażerów
3-cia informacja: nie nagrały się głosy inne niż załogi
4-ta informacja: w kabinie pilotów rozpoznano nieznany głos
5-ta informacja: w kabinie pilotów rozpoznano nieznany żeński głos
6-ta informacja: w kabinie pilotów rozpoznano nieznany męski głos
Oczywiście POlszewiki przy czwartej informacji zaczeli wypisywać, że to na pewno Kaczyński a przy piątej, że to na pewno Maria Kaczyńska.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów