Belgijski region Walonia przeciwko umowie CETA między UE a Kanadą 14 października 2016 PAP
Parlament belgijskiego regionu Walonia poparł w piątek uchwałę, w której sprzeciwia się podpisaniu przez federalny rząd Belgii umowy handlowej CETA między Unią Europejską a Kanadą. Stanowisko Walonii może zablokować podpisanie CETA przez UE.
Uchwałę poparło 46 posłów do parlamentu tego francuskojęzycznego regionu Belgii, a 16 było przeciw. Po głosowaniu premier Walonii Paul Magnette oświadczył, że nie może dać rządowi federalnemu zielonego światła dla podpisania w imieniu Belgii umowy UE-Kanada. Według niego Walonia nie dostała wystarczających gwarancji, które rozwiałyby obawy dotyczące umowy.
Belgijski rząd popiera CETA, potrzebuje jednak mandatu od parlamentów regionów i wspólnot językowych, aby w imieniu całego kraju zgodzić się na zawarcie przez Unię Europejską umowy handlowej z Kanadą.
Na razie nie jest jasne, jakie będą konsekwencje stanowiska Walonii. W najbliższy wtorek w Luksemburgu na nadzwyczajnym posiedzeniu spotkają się unijni ministrowie odpowiedzialni za sprawy handlowe, aby utorować drogę do podpisania umowy CETA na szczycie UE-Kanada 27 października oraz rozpoczęcia tymczasowego stosowania jej zapisów jeszcze przed ratyfikacją. Nie jest wykluczone, że dyskusja na ten temat odbędzie się też na szczycie UE, 20-21 października.
Komisja Europejska nie chciała komentować w piątek głosowania w parlamencie walońskim. "Cały proces (przygotowań do podpisania CETA - PAP) trwa i uważnie go śledzimy" - powiedział rzecznik KE Alexander Winterstein.
Całościowe Gospodarcze i Handlowe Porozumienie UE-Kanada (CETA) przewiduje zniesienie niemal wszystkich ceł i barier pozataryfowych oraz liberalizację handlu usługami między Unią Europejską a Kanadą. Negocjacje w tej sprawie zakończyły się we wrześniu 2014 roku.
Na początku lipca KE formalnie zaproponowała państwom członkowskim podpisanie umowy. Gdy tak się stanie i porozumienie zostanie przegłosowane przez Parlament Europejski, będzie ono mogło wejść tymczasowo w życie. Ostateczna decyzja należeć będzie jednak do parlamentów narodowych. Przewiduje się, że proces ratyfikacji we wszystkich państwach UE potrwa 2-3 lata.
Tymczasowe stosowanie umowy dotyczyć ma tylko relacji handlowych. Do czasu zatwierdzenia przez wszystkie kraje członkowskie UE zawieszona będzie inwestycyjna część umowy.
Umowa wzbudza jednak obawy organizacji społecznych i branżowych m.in. o konkurencyjność firm i rolnictwa w krajach UE, utrzymanie unijnych standardów ochrony praw pracowniczych, środowiska czy usług publicznych. Aby uspokoić te obawy ministrowie ds. handlu krajów UE mają przyjąć deklarację, interpretującą zapisy umowy i wyjaśniającą jej konsekwencje.
Według organizatorów wzięło w nim udział 5-6 tysięcy ludzi, stołeczna policja ocenia zaś liczbę protestujących na 700 osób. Nie tylko liczby mają znaczenie, ale też to, że wśród demonstrujących spotkali się reprezentanci diametralnie różnych ugrupowań.
Organizatorem była Akcja Demokracja, popierana przez Federację Związków Zawodowych, a także Partia Razem, Kukiz ’15, SLD, OPZZ, RIOR i inne. Tłum zebrał się pod Ministerstwem Rolnictwa, by po wysłuchaniu wystąpień niektórych liderów ugrupowań uczestniczących, przejść pod Kancelarię Rady Ministrów.
Tens of Thousands Protest TTIP, CETA Across Europe
Tens of thousands rallied across France, Spain, Belgium, Germany and other countries that will be affected by the deals.
France’s Nuit Debout protests were revitalized Saturday, with protests against trans-atlantic free trade deals mobilizing hundreds of thousands across Europe and connecting the deals to other social, labor and environmental concerns.
An estimated 8,000 people hit the streets in Paris, chanting against police brutality, labor reform, deportations and airport construction in Nantes that will displace dozens of farmers. The converged on the site of Nuit Debout protests, an occupation that lasted months against pro-business labor reforms and drew direct parallels with Occupy Wall Street and the Indignados.
Tens of thousands also rallied across Spain, Belgium, Germany and other countries that will be affected by the deals.
The same day, activist lawyer group ClientEarth launched the legal proceeding against the Commission in regard to investor rules laid out in the Transatlantic Trade and Investment Partnership, TTIP and the Comprehensive Economic and Trade Agreement, CETA.
Walonia nadal konsekwentna w obronie przed międzynarodowym sądem inwestycyjnym.
Cytat:
Liczący 3 mln mieszkańców region może zablokować CETA. Walonia jest nieugięta 21 października 2016 PAP
Przedstawiciele KE i rządu Kanady próbowali w piątek przełamać opór Walonii, francuskojęzycznego regionu Belgii, wobec umowy o wolnym handlu CETA. Przywódcy państw unijnych wciąż mają nadzieję na porozumienie, ale szykują przesłanie na wypadek fiaska.
Premier Walonii Paul Magnette oświadczył na posiedzeniu regionalnego parlamentu, że w porannych rozmowach o CETA nie nastąpił przełom. Problematyczna dla niego pozostaje kwestia międzynarodowego sądu inwestycyjnego, który miałby rozstrzygać spory na linii państwo-inwestor.
Jak mówił dziennikarzom unijny dyplomata, przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk powiedział szefom państw i rządów, którzy rozmawiają na szczycie w Brukseli, że jeśli rozmowy z Walonią przyniosą porozumienia, ich efekt znajdzie się we wnioskach ze spotkania.
Państwa UE muszą jednomyślnie dać zgodę na podpisanie przez Unię porozumienia z Kanadą. Zdaniem dyplomatów jeśli pertraktacje z Walonią będą bezowocne, wówczas liderzy instytucji unijnych mają wyjść z przesłaniem dalszych negocjacji.
Szczyt UE-Kanada zaplanowany jest na najbliższy czwartek. Teoretycznie zgoda na popisanie umowy może być podjęta przez państwa członkowskie w trybie pisemnym, zatem brak porozumienia w piątek na szczycie nie musi oznaczać jeszcze końca starań o przełamanie impasu.
KE dała rządowi Walonii instrument interpretacyjny, który ma być dołączony do umowy. Wcześniej mówiono o deklaracji, co zdaniem krytyków CETA podawałoby w wątpliwość wiążącą moc zapisów w niej zawartych.
Jak relacjonował unijny dyplomata, w instrumencie interpretacyjnym do CETA zapisano, że umowa nie może mieć wpływu na regulacje dotyczące spraw społecznych, jak np. ochrona praw pracowniczych czy ubezpieczenia. To jednak okazało się niewystarczające, by zmienić nastawienie władz Walonii.
Na negocjacjach w Belgii jest minister ds. handlu międzynarodowego Kanady Chrystia Freeland. Ze strony Walonii głównym negocjatorem i zarazem oponentem CETA jest premier tego regionu.
Nie jest wykluczone, że w piątek po południu, czyli prawdopodobnie już po szczycie spotkają się ambasadorowie państw unijnych.
Rząd federalny Belgii potrzebuje zgody regionów i wspólnot językowych kraju, by podpisać umowę między Unią a Kanadą. Sprzeciw liczącej nieco ponad 3 mln mieszkańców francuskojęzycznej Walonii grozi fiaskiem CETA.
Już ambasadorowie wszystkich państw Unii Europejskiej witali się z gąską, już się mroziły szampany, gotowe do uczczenia podpisania CETA – umowy między UE a Kanadą. Ale nic z tego – belgijski region Walonia twardo podtrzymał swój sprzeciw wobec tej umowy, zrywając tym samym uroczyste spotkanie ambasadorów.
Problem sprzeciwu Walonii polega na tym, że federalny rząd Belgii musi mieć zgodę wszystkich regionów i wspólnot językowych do podpisania umowy międzynarodowej tej rangi. A tu taki pasztet… Trzymilionowa Walonia nie wyraziła zgody, mimo, że kraje UE dołożyły mnóstwa starań, by rozwiać obawy walońskich władz, podobne zresztą do obaw wyrażanych prze polskie społeczeństwo. Doszło nawet do tego, że UE gotowa była na dołączenie umowy interpretacyjnej, która byłaby aktem prawnie wiążącym. Zamierzała nawet zapewniać, że CETA nie miałoby wpływu na regulacje dotyczące spraw społecznych np. praw pracowniczych lub ubezpieczeń.
Ten śmieszny gostek "Jabłonowski" to gość z koszerną LICENCJĄ na OPOZYCJĘ...
Można go oglądać. Ale tak jakby się oglądało syjonistycznego żyda, który mówi, że jest Polakiem!!!
Może się mylę. Ale w obliczu totalnego zażydzenia wszelkich mediów, i wiedzy o tym, że żyd może udawać Prawdziwego Człowieka, to wobec tego dziwnego "patrioty", który jeszcze ani jednego słowa nie powiedział o prawdziwych sprawcach, czyli koszernych syjonistach, mam obawy, że to jest podstawiony OBRZEZANY AGENT. Lepper nie żyje, a ten gada takie rzeczy i bawet GazWyb nie robi na niego nagonki?...
_________________ "Demokracja niesie wyłącznie piękne słowa ale ani pracy ani chleba." - Labadine
Szef parlamentu Walonii o CETA: To marmolada tekstów. Nie będzie możliwe spełnienie ultimatum 24 października 2016 PAP
Stop CETA, umowy handloweźródło: ShutterStock
"Nie będzie możliwe spełnienie ultimatum" UE ws. podpisania przez Belgię umowy o wolnym handlu UE-Kanada (CETA) - oświadczył w poniedziałek szef parlamentu Walonii Andre Antoine. Według AFP w istocie zażądał więcej czasu na przeanalizowanie dokumentów.
Deputowany Walonii, francuskojęzycznego, autonomicznego regionu Belgii, zaapelował do autorów umowy o uporządkowanie - jak to ujął - "marmolady tekstów", które składają się na umowę, czyli licznych aneksów, deklaracji interpretacyjnych, wymiany listów, etc.
"To jest niepoważne" - ocenił w poniedziałek w belgijskim radiu RTL. "Mamy do czynienia z marmoladą tekstową, mam 300 stron umowy, 1 300 stron załączników. Mam dwie, nawet trzy deklaracje interpretacyjne" - dodał.
Jak pisze agencja AFP, w zasadzie przewodniczący parlamentu Walonii zażądał więcej czasu na przestudiowanie tekstów. Nie sprecyzował jednak, ile dokładnie władze Walonii na to potrzebują. "Jutro będzie umowa z Amerykanami, Japończykami i Chińczykami, trzeba zatem solidnej podstawy prawnej" - wskazał.
Źródła UE podały w niedzielę, że do poniedziałku Komisja Europejska dała rządowi Belgii czas na podjęcie decyzji w sprawie ewentualnego poparcia umowy CETA.
Jeśli w Belgii nie uda się przełamać impasu w sprawie CETA do poniedziałku wieczorem, przywódcy UE rozważą odwołanie ceremonii podpisania tej umowy, zaplanowanej na czwartek w Brukseli - poinformowało anonimowo dwóch urzędników zaznajomionych z negocjacjami, na których powołuje się agencja Associated Press.
Jak powiedzieli oni w niedzielę AP przywódcy UE planują przekazać premierowi Kanady Justinowi Trudeau przez telefon informację o odwołaniu czwartkowego szczytu Unia Europejska-Kanada, jeśli Belgia nie poprze umowy do wyznaczonego przez KE terminu.
Według anonimowego rozmówcy Reutera, jeśli szef Rady Europejskiej Donald Tusk nie będzie mógł obiecać Trudeau, iż do tego podpisanie dojdzie, szczyt UE-Kanada zostanie odłożony.
Walonia sprzeciwia się CETA, a rząd federalny Belgii potrzebuje zgody regionów i wspólnot językowych kraju, by podpisać umowę między Unią a Kanadą. Sprzeciw liczącej nieco ponad 3 mln mieszkańców francuskojęzycznej Walonii grozi fiaskiem umowy, bowiem państwa UE muszą jednomyślnie dać zgodę na podpisanie przez Unię porozumienia z Kanadą.
Lament autorki komentarza, a wystarczy w referendum spytać się, czy potrzebne są sądy inwestycyjne (i inne elementy, które nie odpowiadają Walończykom i nie tylko im).
I do czego byłyby potrzebne, gdyby inwestycje kierowałoby się zgodnie z potrzebami obywateli.
Cytat:
Komentarz: Liberum veto Walonów 21.10.2016 Barbara Wesel
Co za polityczny teatr – region, zamieszkiwany przez 0,7% ludności Unii Europejskiej bierze jako zakładników pozostałe pół miliarda obywateli UE.
Jeszcze pierwszego dnia szczytu w Brukseli regionalny przywódca Paul Magnette z Namur mamił wszystkich, że dalsze rozmowy mogą przynieść rozwiązanie walońskiego problemu. Nocne, gorączkowe rozmowy zakończyły się jednak fiaskiem. W piątek Magnette dalej grał w swojego pokera i sugerował z marsową miną, by odwołać planowany na przyszły tydzień szczyt Unia Europejska-Kanada.
Waloni stają okoniem
O co tutaj chodzi? Region, którego udział w obrotach belgijskim handlu wynosi 15 procent, uczynił z porozumienia z Kanadą sprawę na śmierć i życie. Przed czym obroty handlowe Walonii z Kanadą opiewają rocznie na sumę niecałych 150 mln euro. Czy nie prościej byłoby przekazać te pieniądze do buntowniczej prowincji i powiedzieć: dajcie nam spokój, macie tu wasze pieniądze?
Autorka komentarza Barbara Wesel
Problem polega na tym, że wcale nie o to chodzi. Opór Walonów opiera się na fundamentalnej opozycji przeciwko globalizacji, co ma więcej wspólnego z emocjami niż z faktami. Globalny handel jest jakoby sam w sobie czymś złym, a umowy o wolnym handlu to dzieło szatana – twierdzą przeciwnicy CETY. I nieważne, że umowa została dostosowana do europejskich norm. Walonia staje okoniem, ponieważ ma do tego prawo i uważa to za ideologicznie słuszne. To tak jak z małym związkiem zawodowym maszynistów sprzed dwóch lat w Niemczech, który skutecznie zablokował ruch wszystkich pociągów.
Polityczna samokastracja
Abstrahując od tego walońskie fochy to oczywiście pochodna belgijskiej polityki wewnętrznej. Rząd federalny Charlesa Michela dokonał politycznej samokastracji przekazując tyle władzy do regionów i pozwalając im na współdecydowanie o umowach międzynarodowych. W efekcie to oczywiście absurdalne. Dlaczego nie miałaby np. współdecydować w wiele większa Północna Nadrenia-Westfalia albo ogromny francuski region Provence-Alpes-Cote d'Azur? Ten belgijski problem nie ma nic wspólnego z rozsądkiem czy demokratyczną reprezentacją, tylko z chorym stylem rządzenia.
Katastrofa dla unii
Liberum veto Walonów to dla Unii Europejskiej polityczna katastrofa. Największa potęga handlowa świata została sprowadzona do poziomu wojska Rzymian w komiksie o Asteriksie. Jeśli w najbliższych dniach nie da znaleźć się rozwiązania Unia Europejska skompromituje się do reszty. Kto będzie z nią chciał jeszcze negocjować umowy, skoro na koniec dowolny region będzie mógł włożyć kij w szprychy i zniweczyć wszystko?
Najgorsze przy tym jest to, że Unia Europejska staje się na forum międzynarodowym przedmiotem kpin. Jeśli nawet na centralnym polu swoich kompetencji, mianowicie w polityce handlowej, nie jest w stanie efektywnie działać, to wkrótce spokojnie będzie można zgasić w Brukseli światła.
Lament autorki komentarza, a wystarczy w referendum spytać się, czy potrzebne są sądy inwestycyjne (i inne elementy, które nie odpowiadają Walończykom i nie tylko im).
Lament autorki komentarza, a wystarczy w referendum spytać się, czy potrzebne są sądy inwestycyjne (i inne elementy, które nie odpowiadają Walończykom i nie tylko im).
Żeby zagłosowali przeciw?
Głosuje się zgodnie z własną opinią.
Czyli, aby wyrazili własną opinię za Tak lub Nie w sprawie potrzeby istnienia sądów inwestycyjnych.
Jak również w sprawie ratyfikacji umowy i jej wypowiedzenia poprzez głosowanie w referendum.
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
Nie zrozumiałeś tego co napisałem. Referendum takie zakończyłoby się porażką rządzących. Dlatego nie zostanie zorganizowane. Zresztą ogólnie demokracja czyli bezpośrednia nie istnieje, bo to pozbawiłoby władzy obecną oligarchię.
Nie zrozumiałeś tego co napisałem. Referendum takie zakończyłoby się porażką rządzących. Dlatego nie zostanie zorganizowane.
W przypadku parlamentu Walonii opinie nie musiałyby być różne. Obywatele mogliby zagłosować przeciw procedurze ratyfikacji CETA, czyli tak, jak parlament.
FortyNiner napisał:
Zresztą ogólnie demokracja czyli bezpośrednia nie istnieje, bo to pozbawiłoby władzy obecną oligarchię.
Jest droga do wprowadzenia. Gdy partia/ruch na rzecz demokracji bezpośredniej ma ją w programie wyborczym, a po wygranej w wyborach i zdobyciu większości konstytucyjnej zmienia konstytucje. Następnie rozwiązuje parlament i instytucje od niego zależne.
Kadłubkowa demokracja bezpośrednia byłaby wtedy, gdy parlament ogłasza referenda w możliwie największej ilości, ale bez referendum w sprawie rozwiązania parlamentu.
To czy będzie potrzebny inny sposób zatwierdzania umowy poza samą wyłączną kompetencją Unii zadecyduje Trybunał Sprawiedliwości.
Cytat:
CETA ma te same cele i zasadniczo tę samą treść co umowa o wolnym handlu z Singapurem. Dlatego kompetencje Unii są takie same w obu przypadkach. Z uwagi na wątpliwości podnoszone w odniesieniu do zakresu i charakteru kompetencji Unii do zawarcia umowy o wolnym handlu z Singapurem, w lipcu 2015 r. Komisja zwróciła się do Trybunału Sprawiedliwości o opinię na podstawie art. 218 ust. 11 TFUE (sprawa A – 2/15). W sprawie A–2/15 Komisja wyraziła pogląd, że Unia posiada wyłączną kompetencję, by sama zawrzeć umowę o wolnym handlu z Singapurem i – ewentualnie – że ma co najmniej kompetencje dzielone w tych obszarach, w których Unia nie posiada wyłącznej kompetencji. Wiele państw członkowskich wyraziło jednak odmienny pogląd. Z uwagi na powyższe i aby nie opóźniać podpisania Umowy, Komisja postanowiła zaproponować podpisanie Umowy jako umowy mieszanej. Niemniej jednak nie ma to wpływu na poglądy wyrażone przez Komisję w sprawie A – 2/15. Po wydaniu przez Trybunał Sprawiedliwości opinii w sprawie A – 2/15 konieczne będzie wyciągnięcie odpowiednich wniosków.
W umowie EU-South Korea Free Trade Agreement ( FTA ) nie ma zapisu o rozstrzyganiu sporów z państwem (systemu arbitrażu) i powołaniu trybunału do takiego rozstrzygania.
Z racji na to, że Belgia zapowiedziała, że zwróci się do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie zgodności systemu arbitrażu z prawem unijnym, część inwestycyjna i arbitraż nie wejdzie do czasu ratyfikacji przez Belgię po rozstrzygnięcu przez ten trybunał (jak i do czasu ratyfikacji przez pozostałe kraje).
Cytat:
Jest porozumienie ws. CETA. Walonia już nie blokuje umowy 27.10.2016
Przedstawiciele belgijskiego rządu federalnego i regionów porozumieli się w czwartek w sprawie spornych punktów, które uniemożliwiały Belgii zgodę na zawarcie umowy o wolnym handlu między UE a Kanadą (CETA). Jeszcze dziś odbędzie się spotkanie ambasadorów UE w tej sprawie.
Jak poinformował premier Belgii Charles Michel, w odpowiedzi na zastrzeżenia wobec umowy CETA wyrażane przez Walonię, region Brukseli i wspólnotę francuskojęzyczną, uzgodniona została wspólna deklaracja.
Została już przekazana organom UE: Radzie Europejskiej i Komisji Europejskiej, bowiem belgijskie porozumienie musi zostać zaakceptowane przez pozostałych partnerów unijnych.
- Cieszę się z dobrych informacji przekazanych przez premiera Charlesa Michela. Jak tylko wszystkie procedury dotyczące podpisania CETA przez UE zostaną sfinalizowane, skontaktuję się z premierem Kanady Justinem Trudeau - napisał na Twitterze szef Rady Europejskiej Donald Tusk.
Szef kanadyjskiego rządu do ostatniej chwili był gotowy przylecieć do Brukseli na zaplanowany na czwartek szczyt UE-Kanada. Porozumienie, które otwiera drogę do podpisania CETA, zostało zawarte jednak zbyt późno.
W czwartek po południu odbędzie się więc spotkanie ambasadorów państw unijnych, którzy zapoznają się z wypracowanym w ramach wewnątrzbelgijskich negocjacji ustaleniami. Chodzi o deklarację, która ma rozwiewać wątpliwości dotyczące zapisów umowy, dotyczących m.in. sądu inwestycyjnego i importu produktów rolnych.
"Nie ważne kiedy, ważne że umowa będzie"
Jeśli zapisy tego dokumentu będą do przyjęcia dla wszystkich państw unijnych, wówczas będzie mogła ruszyć procedura uzyskiwania zgody na podpisanie przez UE umowy z Kanadą. Z deklaracji, którą publikuje nadawca RTBF, wynika, że Belgia chce mieć prawo "w razie nierównowagi rynkowej" uruchomić klauzulę ochronną dotyczącą importu produktów rolnych.
W deklaracji zaznaczano też, że CETA nie ma wpływu na unijne przepisy dotyczące autoryzacji i wprowadzania na rynek produktów modyfikowanych genetycznie (GMO).
Rzecznik Komisji Europejskiej Margaritis Schinas podkreślił, przypominając słowa Jean-Claude'a Junckera, że nie jest ważne, kiedy dokładnie CETA zostanie podpisana, ale liczy się sam fakt, że to się stanie. Schinas nie chciał się wypowiadać w sprawie nowej daty szczytu UE-Kanada. Przypomniał, że strona kanadyjska publiczne potwierdziła, że jest gotowa do podpisania porozumienia.
Co przeszkadzało Walonii?
Walonia, która dotąd blokowała CETA, zgłaszała m.in. zastrzeżenia do zapisanego w umowie systemu arbitrażu inwestycyjnego (Investment Court System - ICS), który ma rozwiązywać spory na linii państwo inwestor. Ten arbitraż uznawany jest przez przeciwników CETA za wzmocnienie wpływów wielkich korporacji. W deklaracji, którą uzgodniono w czwartek, Belgia zapowiedziała, że zwróci się do Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie zgodności systemu arbitrażu z prawem unijnym.
Rząd federalny Belgii potrzebuje zgody wszystkich regionów i wspólnot językowych kraju, by podpisać porozumienie. Sprzeciw choćby jednego regionu grozi fiaskiem umowy, bowiem państwa UE muszą jednomyślnie dać zgodę na zawarcie przez Unię porozumienia z Kanadą.
Polskie stanowisko
Jarosław Kaczyński wyjaśnił w Radiu Olsztyn, że polscy rolnicy nie powinni obawiać się CETA. Prezes PiS widzi jednak z jej strony inne zagrożenie dla takich państw, jak Polska. Chodzi o mechanizm rozwiązywania sporów między światowymi korporacjami a krajami, który - jeśli zostanie wprowadzony - to w ocenie prezesa PiS, może być bardzo niekorzystny dla państw, które nie są najsilniejsze.
- To na pewno nie jest umowa naszych marzeń, ale to jest też umowa, która - dzięki temu, że zadbaliśmy o to w Polsce, ażeby były duże gwarancje dla interesu polskiego państwa, która będzie umową, w opinii polskiego rządu, również i parlamentu - bo przypomnę, że polski parlament przyjął stosowną uchwałę dotyczącą przyjęcia umowy CETA - która będzie bardziej gwarantowała interesy polskie niż do tej pory istniejące umowy pomiędzy Polską a Kanadą - tak wiadomość o porozumieniu w Belgii skomentowała Beata Szydło.
Premier podkreśliła, że "jakiekolwiek decyzje, które będą zapadały, dotyczące tej umowy, w Polsce muszą być ratyfikowane większością 2/3 głosów". - To jest naprawdę bardzo, bardzo mocne zabezpieczenie. I naprawdę nie będzie zgody polskiego rządu, rządu PiS, aby wprowadzać rozwiązania, które byłyby niekorzystne dla Polski - oświadczyła.
Zaznaczyła, że strona polska w sprawie umowy CETA zabezpieczyła się i sprawdziła bardzo dokładnie. - Wiem, że najwięcej dyskusji budziło to, czy jest to umowa, która będzie dotykała bardzo wrażliwego rynku, jakim jest rynek rolno-spożywczy (...). Tutaj też jest pewność, że są pełne zabezpieczenia i nie będzie (to) tego obejmowało - powiedziała szefowa rządu.
[...]
UE zawarła umowę o wolnym handlu z Koreą Południową 1.10.2015 13:00 Komunikat prasowy 691/15 Handel międzynarodowy i cła Sprawy zagraniczne i stosunki międzynarodowe
1 października 2015 r. Rada przyjęła decyzję o zawarciu umowy o wolnym handlu z Koreą Południową.
Umowę podpisano już w październiku 2010 r. Przewiduje ona stopniową liberalizację handlu towarami i usługami. Obejmuje też przepisy okołohandlowe, np. o konkurencji, pomocy państwa, własności intelektualnej czy zamówieniach publicznych.
Jest pierwszą z serii umów o wolnym handlu oraz pierwszą taką umową UE z państwem azjatyckim.
Zawarcie umowy było poprzedzone ratyfikacją przez wszystkie państwa członkowskie UE. Jej znaczna część jest tymczasowo stosowana już od 1 lipca 2011 r.
Korea Południowa zajmuje dziesiątą pozycję wśród partnerów eksportowych UE, a UE wśród partnerów Korei Południowej – czwartą.
Otwarty handel, lepszy dostęp do rynku, eliminowanie barier pozataryfowych
Większość ceł została zniesiona w lipcu 2011 r., kiedy to obie strony zobowiązały się, że w ciągu 5 lat zlikwidują 98,7% ceł (wyrażonych w wartości handlu). Od 1 lipca 2016 r. z ceł importowych będą zwolnione wszystkie produkty poza niektórymi produktami rolnymi.
Umowa otwiera możliwości dostępu do rynku usług i inwestycji. Likwiduje bariery pozataryfowe, wprowadzając np. specjalne przepisy o produktach elektronicznych, pojazdach silnikowych i ich częściach, produktach farmaceutycznych, wyrobach medycznych i chemikaliach. Mówi też o środkach ochrony handlu, barierach technicznych, środkach sanitarnych i fitosanitarnych oraz ułatwieniach celnych i handlowych.
Umowa zawiera protokoły o regułach pochodzenia, wzajemnej pomocy administracyjnej w sprawach celnych oraz współpracy kulturalnej. Obejmuje też postanowienia o handlu i zrównoważonym rozwoju dotyczące zarówno kwestii społecznych, jak i środowiskowych.
Wdrażanie
Wdrażanie umowy, oraz ogólnie stosunki handlowe, nadzoruje Komitet ds. Handlu. Przewidziany jest też mechanizm rozstrzygania sporów. Komitet ds. Handlu podlega Wspólnemu Komitetowi powołanemu na mocy euro-koreańskiej umowy ramowej, z którą obecna umowa jest powiązana.
Decyzję przyjęła – bez przeprowadzania dyskusji – Rada ds. Konkurencyjności.
Francuskie media: przyszłość CETA niepewna. Procedury mogą ciągnąć się latami 31 października 2016 PAP
Paryż, Francja źródło: ShutterStock
Według francuskich mediów negocjacje w sprawie kompleksowej umowy gospodarczo-handlowej Kanada - UE (CETA) przedłużone będą o procedury parlamentarne, które mogą ciągnąć się przez lata. Dziennik "Le Monde” ocenia, że "przyszłość CETA jest niepewna.
Zdaniem "Le Monde” wdrożenie postanowień CETA jest trudne, bądź wręcz niepewne, ponieważ umowa musi być ratyfikowana w Unii Europejskiej „przez nie mniej niż 38 zgromadzeń”. Autorzy tekstu podkreślają, że „te procedury potrwać mogą wiele lat”, gdyż „pogłębione przestudiowanie początkowego tekstu przez Walonów niewątpliwie pobudzi zapał niektórych parlamentarzystów, którzy dotychczas nie zwracali szczególnej uwagi na CETA”.
Prawie wszyscy komentatorzy za symboliczną uznają usterkę samolotu, która zmusiła kanadyjskiego premiera Justina Trudeau do zawrócenia z drogi i opóźniła jego przylot do Europy. „To szczegół, ale starczy jako podsumowanie prawdziwego toru przeszkód jakim były wieloletnie negocjacje CETA” – pisze Vincent Verier w dzienniku „Le Parisien”. Artykuł nosi tytuł „najtrudniejsze dopiero się zacznie”.
Jego autor przypuszcza, że z ratyfikacją nie będzie problemów w niemieckim Bundestagu, ale „w Bundesracie Zieloni i Die Linke (Lewica) mogą zablokować proces”.
W Austrii – w ocenie korespondenta „Le Monde” - parlament musi się spieszyć, by ratyfikować CETA „przed przyszłymi wyborami, w których prawie na pewno zwycięży skrajnie prawicowa FPO (Austriacka Partia Wolności), która jest przeciwna układowi i żąda referendum”.
„Rząd holenderski nie jest zabezpieczony przed niespodziankami”, natomiast „na Węgrzech partia premiera (Viktora Orbana) długo utrzymująca (wyborców) w niepewności, obecnie popiera tekst, gdyż rząd uznał w końcu, że porozumienie będzie korzystne dla przedsiębiorstw węgierskich” – wskazują korespondenci „le Monde”. (PAP)
Nie wszystkie branże stracą na traktacie z Kanadą. Które zyskają? 31 października 2016 Dziennik Gazeta Prawna
Stop CETA, umowy handloweźródło: ShutterStock
Zielone światło dla CETA. Choć większość firm się jej obawia, zyskać mogą m.in. producenci kosmetyków, tytoniu, odzieży czy mebli.
Pomimo wcześniejszego sprzeciwu belgijska Walonia ostatecznie zgodziła się przyjąć kompleksową umowę gospodarczo-handlową (CETA). Porozumienie ma znieść prawie wszystkie cła i bariery podatkowe oraz zliberalizować handel między UE a Kanadą. Protesty jego przeciwników w europejskich stolicach nic nie dały. Wszystko wskazuje na to, że układ zostanie zawarty. Tym samym powracają uśpione na chwilę obawy polskich firm co do skutków jego podpisania.
Część ekspertów sądzi, że CETA może być mimo wszystko nowym otwarciem dla części branż. Zdaniem Marka Wąsińskiego z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych na umowie może jednak skorzystać część producentów, których eksport do tej pory był ograniczony za sprawą kanadyjskich ceł. Wylicza m.in. wytwórców kosmetyków, odzieży, mebli, kauczuku i innych tworzyw sztucznych, pojazdów nieszynowych oraz tytoniu.
Umowa może też być pozytywnie odebrana przez firmy, które dotychczas eksportowały towary do USA, gdyż teraz korzystniejszą opcją będzie wysyłka właśnie przez Kanadę. Warto zaznaczyć, że już teraz polski eksport do Kanady jest większy niż import (i od kilku lat rośnie). Z kanadyjskich danych wynika, że w pierwszym półroczu nasz import wyniósł 250 mln miejscowych dolarów (740 mln zł), zaś eksport – 1,07 mld dolarów (3,17 mld zł). Do tej pory naszymi hitami eksportowymi były przede wszystkim surowe skóry z norek, części mechaniczne (np. do silników oraz dla przemysłu lotniczego), meble drewniane, opony pneumatyczne z gumy dla samochodów, wymienniki ciepła o przeznaczeniu pozadomowym. Z wyrobów spożywczych dobrze sprzedaje się sok jabłkowy i wódka. – Producenci tych produktów na zniesieniu barier celnych mogą tylko zyskać – uważa Agnieszka Durlik z Krajowej Izby Gospodarczej.
CETA jest za to otwarcie krytykowana przez rolników i producentów żywności. Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR) ostrzega, że wejście w życie porozumienia doprowadzi do likwidacji wielu gospodarstw rodzinnych, co najdotkliwiej odczują takie państwa jak Polska, w których stanowią one podstawę rolnictwa. Kanada jest jednym z trzech największych na świecie producentów żywności zmodyfikowanej genetycznie. I choć polski rząd wyklucza, aby GMO trafiło do naszych sklepów, nie wszyscy eksperci są tego pewni. – Według mnie UE wpuści produkty niespełniające norm europejskich. Każda ze stron będzie bowiem odpowiadać za jakość produktów zgodnie z własnym prawem, a w Kanadzie produkty niskiej jakości oraz z dodatkami chemicznymi są dozwolone. Przy ich imporcie nie będzie się dało zbadać, czy dana żywność jest modyfikowana lub naszpikowana antybiotykami – mówi DGP były minister rolnictwa Marek Sawicki (PSL). Obawy KRIR budzi zaś możliwość zwiększenia eksportu genetycznie modyfikowanych jabłek do Europy. To może uderzyć w polskich sadowników, którzy obecnie sprzedają najwięcej jabłek w UE.
Z kolei prezes zarządu Związku Polskie Mięso Witold Choiński uważa, że otwarcie nowego rynku i zmniejszenie barier handlowych będzie korzystne dla rodzimych firm. Zaznacza jednak, że konkurencja z kanadyjskimi przedsiębiorstwami będzie możliwa tylko wtedy, gdy będą oni respektować unijne przepisy dotyczące bezpieczeństwa żywności. – Kanada to bogaty rynek i dzięki odpowiednim działaniom promocyjnym odsetek osób zainteresowanych wysoką jakością polskich produktów może być duży – przekonuje nasz rozmówca. Zaś na argument, że tamtejszy rynek nie jest chłonny, a walkę o niego wygrają duże firmy z pozostałych krajów UE, odpowiada, że to przesada. – Państwa członkowskie eksportują już na rynki azjatyckie i bliskowschodnie. A mimo to dzięki jakości rodzimych produktów udaje nam się je pokonywać – mówi Choiński.
Zdecydowanie negatywne zdanie na temat CETA ma prof. Leokadia Oręziak z SGH. Jej zdaniem zniesienie barier celnych daje większą szansę na ekspansję kanadyjskich firm do Polski niż odwrotnie. – Małe i średnie firmy nie skorzystają na umowie. Eksport produktów, jak żywność czy kosmetyki, jest w Ameryce Północnej obwarowany specyficznymi normami i definicjami, które mogą być nie do przeskoczenia dla rodzimych przedsiębiorców – przestrzega prof. Oręziak. I rzeczywiście, branża kosmetyczna może nie mieć lekko. Jak mówi dyrektor Polskiego Związku Przemysłu Kosmetycznego Blanka Chmurzyńska-Brown, niektóre produkty, jak pasty do zębów z fluorem czy szampony przeciwłupieżowe, które w Polsce są kosmetykami, tam są uznawane za leki OTC, a więc wymagają dodatkowych badań i określonego sposobu produkcji. – Całościowo oceniamy umowę jako niebezpieczną dla Polski i dla większości rodzimych producentów. Przynosi ona bowiem znacznie więcej zagrożeń niż potencjalnych korzyści – podsumowuje Agnieszka Durlik.
Co ty w ogóle piszesz? Przecież przeciwko temu nie stoją ograniczenia prawne, ale klasowe.
Jak to udało się w Szwajcarii, że mają referenda?
Które są i tak pomocnicze oraz manipulowane przez me(n)dia.
Proszę o dowód, że są pomocnicze.
Co do manipulowania.
w Szwajcarii miesiąc przed planowaną datą referendum w każdym domu pojawia się szczegółowa broszura obiektywnie informująca o temacie, istocie sprawy, argumentach „za” oraz „przeciw” i rekomendowanym stanowisku władzy publicznej. http://www.magiel.waw.pl/2016/01/aktualn.....neutralna/
FortyNiner napisał:
A poza tym oczekujesz ode mnie wykładu z historii Szwajcarii?
Nie.
Napisałeś: Przecież przeciwko temu nie stoją ograniczenia prawne, ale klasowe
Co się stało z tymi ograniczeniami?
_________________ Dzieje się krzywda dokonywana przez jednych na drugich.
lCETA wykończy unijne rolnictwo? Oto państwa, które najbardziej stawiają na ekologiczne uprawy 04.11.2016
Podpisanie umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą (CETA) zbliża się wielkimi krokami. I to pomimo sprzeciwów europejskich rolników. CETA zniszczy rolnictwo - tak twierdzą przeciwnicy umowy. Przestrzegają przed negatywnymi konsekwencjami dla rolnictwa i zalewem towarów o wątpliwej jakości, w tym żywności genetycznie modyfikowanej. A czy europejskie rolnictwo jest teraz EKO?
Powierzchnia upraw ekologicznych w państwach UE źródło: Forsal.pl
W UE powierzchnia ekologicznych upraw sukcesywnie rośnie, choć nadal zajmuje niewielką część areału. Według danych Eurostatu, w 2015 roku w całej Wspólnocie uprawy ekologiczne zajmowały ponad 11 milionów hektarów, co stanowiło 6,2 proc. całkowitej powierzchni użytków rolnych w Unii Europejskiej. Od 2010 roku, obszar poświęcony uprawom ekologicznym zwiększył się o prawie dwa miliony hektarów. Podobny trend można zaobserwować w odniesieniu do liczby zarejestrowanych producentów żywności ekologicznej. Pod koniec 2015 roku w UE zarejestrowanych było 271,5 tys. producentów ekologicznej żywności, o 5,4 proc. więcej niż w poprzednim 2014 r.
Wśród państw członkowskich UE, największy areał przeznaczony pod uprawy ekologiczne był w Hiszpanii, we Włoszech, Francji i Niemczech. Te cztery państwa łącznie miały pod uprawami ekologicznymi ponad połowę (52 proc.) gruntów w całej UE. Podobnie było w przypadku zarejestrowanych producentów żywności. Jednak udział ekoupraw w ogólnych użytkach rolnych w tych czterech państwach nie był wcale największy.
Najbardziej na ekologię stawiają Austria, Szwecja i Estonia. Austriacy przeznaczyli na ekouprawy aż jedną piątą swoich użytków rolnych (20 proc., czyli 552 tysięcy hektarów). Szwecja na użytki rolne uprawiane metodami ekologicznymi przeznaczyła 17 proc., czyli 519 tysięcy hektarów łącznego areału, natomiast Estonia prawie 16 proc. (156 tysięcy hektarów).
Udział ekoupraw w Hiszpanii, Włoszech, Francji i Niemczech to odpowiednio 8,2 proc., 11,8 proc., 4,7 proc. i 6,3 proc. użytków rolnych w tych krajach.
Najmniej zainteresowani ekologicznymi uprawami są rolnicy na Malcie, gdzie zaledwie 0,3 proc. gruntów to zajmują uprawy ekologiczne. Kolejne są Irlandia (1,6 proc. powierzchni rolnych) i Rumunia (1,8 proc.).
W Polsce od 2010 r. do 2015 r. powierzchnia gruntów pod ekouprawy zwiększyła się o 11,3 proc. W ub.r. pod uprawy ekologiczne przeznaczono areał zajmujący ponad 580 tys. ha, co stanowiło 4 proc. wszystkich gruntów rolnych w Polsce.
Ekologia staje się modna i z roku na rok powierzchnia takich upraw zwiększa się we wszystkich krajach. W latach 2010-2015 powierzchnia ekogruntów wzrosła prawie we wszystkich krajach UE. Najbardziej w ekologię uwierzyli Chorwaci, którzy zwiększyli powierzchnię pod ekouprawy aż o 377 proc. i Bułgarzy (wzrost o 362 proc.). Są jednak wyjątki od tej reguły. Wielka Brytania i Holandia zmniejszyły powierzchnię pod rolnictwo ekologiczne odpowiednio o 29 proc. i 4 proc.
Na poziomie UE, obszar przeznaczony do produkcji upraw ekologicznych od 2010 do 2015 roku wzrósł o 21 proc.
Alterglobalizmu wołanie z grobu. Dlaczego świat nie buntuje się przeciwko CETA i TTIP? 13 listopada 2016, MAGAZYN DGP
DLaczego świat nie buntuje się przeciwko CETA i TTIP?źródło: ShutterStock
Kiedyś zamieszki, spotkania i deklaracje. Dziś ruch alterglobalistów kładzie się na cmentarzu historii, choć jego postulaty stają się coraz głośniejsze
Cisza. Spokój. Można rzec – marazm. Choć Zachód po obu stronach Atlantyku próbuje właśnie „spiąć się” negocjowanymi w tajemnicy umowami handlowymi CETA i TTIP, nie dochodzi do żadnych protestów. Ulice są puste, a głosy wątłej krytyki ciche.
A przecież w 2001 r. w Genui 200 tys. lokalnych i przejezdnych demonstrantów wyszło na ulice tego miasta, by zaprotestować przeciwko szczytowi G8. Wtedy politycy rozmawiali o... redukcji biedy na świecie. Koktajle Mołotowa, rozbijane witryny korporacyjnych sklepów i setki rannych. Jeden zabity. Z jednej strony protesty nakręcał tzw. czarny blok złożony w pewnej mierze z zaprawionych w ulicznych bojach włoskich, i nie tylko, anarchistów. Po drugiej stronie barykady stała policja, której przedstawiciele w czasie tych dni łamali prawo i nadużywali przemocy, za co po siedmiu latach 13 z nich zostało skazanych. Obrazki tych scen obiegły światowe media. Podobnie jak dwa lata wcześniej demonstracje z Seattle. Niektórzy właśnie wydarzenia na Zachodnim Wybrzeżu USA, później nazwane bitwą o Seattle, traktują właśnie jako symboliczny początek ruchu alterglobalistów.
Poza zamieszkami podczas międzynarodowych szczytów (w 2004 r. Warszawa gościła Europejskie Forum Ekonomiczne, ale nie doszło do rozruchów) ci, którzy chcieli innego oblicza globalizacji, w mediach pojawiali się przy okazji spotkań w ramach Światowego Forum Społecznego. Ostatnie odbyło się w tym roku w sierpniu w kanadyjskim Montrealu i według organizatorów uczestniczyło w nim ok. 50 tys. ludzi. Jednak oddźwięk był już znacznie mniejszy niż kiedyś. Na początku Forum organizowano w brazylijskim Porto Alegre. Wtedy kilkadziesiąt tysięcy osób z całego świata spotykało się, by dyskutować o tym, jak powinien wyglądać nowy, wspaniały, a przynajmniej lepszy od obecnego świat. Rozprawiano wiele, goszczono lewicowych intelektualistów, jak choćby amerykańskiego lingwistę i filozofa Noama Chomskiego, którego „Rok 501. Podbój trwa” wydano w Polsce w 1999 r. O polityce prowadzonej przez USA pisał tak: „Rezultatem globalizacji gospodarki było pojawienie się w naszym kraju cech typowych dla społeczeństw Trzeciego Świata: stałej tendencji do tworzenia się dwuwarstwowego społeczeństwa, którego znaczne sektory stały się zbyteczne w procesie bogacenia się uprzywilejowanych”.
Swego rodzaju biblią alterglobalistów stała się jednak książka „No Logo” Kanadyjki Naomi Klein, która pokazała, jak szkodliwa może być działalność wielkich korporacji, jak łamane są prawa pracownicze oraz jak wielką siłę zyskała marka. „Książka powstała w oparciu o prostą hipotezę, iż z oburzenia narastającego w miarę odkrywania sekretów globalnej sieci znaków firmowych zrodzi się kolejny wielki ruch polityczny, potężna fala sprzeciwu wymierzonego w międzynarodowe korporacje, a zwłaszcza te z nich, do których należą najlepiej znane marki” – pisała autorka.
W 2005 r. po jednym ze spotkań Forum ogłoszono deklarację programową. Liczyła 12 punktów, a sygnatariusze (wśród nich noblista, portugalski pisarz José Saramago) postulowali m.in. umorzenie długów krajom globalnego Południa, opodatkowanie transakcji finansowych, zlikwidowanie rajów finansowych czy unieważnienia umów o wolnym handlu w ramach światowej organizacji handlu WTO.
Ruch alterglobalistyczny był i jest amalgamatem składającym się z tak różnych grup jak południowoamerykańscy rolnicy walczący z amerykańskim koncernem Monsanto, zwalczający MFW anarchiści z zachodniej Europy czy związkowcy z Polski. Wszystkim, w pewnym uproszczeniu, chodziło o to, by pożytki z globalizacji (czy też może raczej brak negatywnych skutków) odczuły nie tylko wielkie światowe koncerny, ale także zwyczajni Jan Kowalski czy John Smith. Chodziło także o to, by zasypać wciąż powiększającą się dziurę między najbogatszymi a najbiedniejszymi.
Bezbronni politycznie
Bestselerowe „No Logo” wydano w 2000 r. Co dziś pozostało po ruchu, który miał zasięg globalny i regularnie pojawiał się na czołówkach gazet, magazynów i telewizyjnych programów informacyjnych? – Bardzo niewiele. Szukając „plusów dodatnich”, był on jednym z bardzo licznych strumieni, który podkopywał intelektualną hegemonię neoliberalizmu i monetaryzmu. Ale chyba niczym więcej – zastanawia się prof. Rafał Chwedoruk z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. – Jednak nawet swego rodzaju załamanie doktryny neoliberalnej nastąpiło w wyniku kryzysu finansowego – dodaje.
Debata ekonomistów na poważnie zmieniła się po 15 września 2008 r., gdy upadł założony w 1850 r. bank inwestycyjny Lehman Brothers. Choć już w 2004 r. ekonomista, noblista Joseph Stiglitz opisał globalizację w krytyczny sposób, to jednak do wielkiego krachu było to postrzegane jako ciekawe i inspirujące dzieło lewicowego intelektualisty, które jednak niewiele może zmienić. Wołanie na puszczy.
Tymczasem na skutek krachu spełniło się kilka marzeń alterglobalistów. Za przykład weźmy Grecję. Po pierwsze, drakońska polityka austerity, czyli cięcia wydatków i podwyższanie podatków, kryzys tylko pogłębiła. Choć z tego powodu szkoda Greków, to zadziałało to jak sól trzeźwiąca. Na początku 2013 r. Olivier Blanchard i Daniel Leigh, ekonomiści MFW, przyznali, że nie doszacowali negatywnego wpływu takiej polityki na gospodarkę. Choć nie było to oficjalne stanowisko funduszu, to i tak był to przełom i podważenie neoliberalnych dogmatów w samym sercu świątyni wyznawców twardego monetaryzmu. Po drugie, do władzy w Grecji doszła lewicująca Syriza, formacja, której korzenie sięgają ruchu alterglobalizmu. Jednak od przejęcia władzy w 2015 r. partia ta poszła drogą wielu innych ugrupowań politycznych wywodzących się z kontestacyjnych ruchów społecznych, choćby polskiej Samoobrony. Mimo słów sprzeciwu, a nawet referendum odrzucającego propozycje wierzycieli, i tak przyjęła to, co narzucała jej tzw. Trojka, czyli przedstawiciele MFW, Unii Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego: drakońskie warunki spłaty zadłużenia. Poza tym w samej partii już doszło do rozłamu – jednym słowem uliczni rewolucjoniści przeistoczyli się w rasowych polityków.
– Jako ruch społeczny czy polityczny alterglobalizm jest bardzo lichy. W większości nie zdołał się zinstytucjonalizować. A to, co z nich zostało, jest bardzo odległe od pierwowzoru. Zdaniem wielu grecka Syriza jest wobec Trojki nawet bardziej uległa niż jej poprzednicy, czyli socjalistyczny PASOK – tłumaczy Chwedoruk. – Podobny scenariusz zakładam w przypadku dojścia do władzy hiszpańskiej partii Podemos. Alterglobaliści pozostali kompletnie bezbronni politycznie. Nie wystarczy mieć w wymiarze intelektualnym rację. Trzeba umieć to przełożyć na rzeczywistość. Kto dziś pamięta o stowarzyszeniu Attac? – pyta retorycznie. Dla niewtajemniczonych: to była jedna z sił napędowych organizujących protesty. Dziś to organizacja niszowa.
Bardziej pozytywnie ocenia ruch Piotr Szumlewicz, doradca OPZZ, przez lata biorący udział w różnych formach protestów przeciw globalizacji. – Nie da się zaprzeczyć, że ruch alterglobalistyczny jest w kryzysie. Nieco się rozmył. Ale za to przyjął zinstytucjonalizowaną formę. Coraz częściej związki zawodowe różnych krajów współpracują. Na przykład OPZZ we współpracy z naszymi kolegami z Danii broni polskich pracowników w tym kraju. Sukcesem tego ruchu jest to, że jego postulaty zostały przejęte przez wielu polityków. Na przykład obecnie w UE połowa krajów jest za wprowadzeniem podatku Tobina – wyjaśnia. To podatek, który w pierwotnym założeniu miał być nałożony na transakcje walutowe, dzięki czemu spekulowanie na tym rynku stałoby się mniej opłacalne.
– Jestem właśnie na Europejskim Kongresie Mobilności Pracy w Krakowie, gdzie mówi się o tym, by polscy hydraulicy we Francji zarabiali tyle samo co francuscy. Te postulaty jeszcze 10 lat temu były zupełnie utopijne. Rusza też rozmowa o europejskiej płacy minimalnej z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej. Nie zostały wprowadzone formy kontroli kapitału, ale o tym również dyskutuje się coraz więcej. Alterglobalizm jest za równaniem w górę, a nie w dół. I to może wkrótce nastąpić – broni dorobku ruchu Szumlewicz.
Mainstream potrafi zagłaskać
Z tym, że część postulatów alterglobalistów weszła do debaty publicznej, trudno polemizować. Monopol neoliberałów na recepty ekonomiczne został złamany, co widać choćby w procesie „drukowania pieniędzy” w Stanach Zjednoczonych i Europie. Jednak zasługa aktywistów wydaje się w tym niewielka. Doskonale widać to na przykładzie efemerydy, jaką okazał się ruch Occupy Wall Street.
Jeśli przyjmiemy, że każda wojna ideologiczna rozpoczyna się na poziomie języka, to jednak można zanotować sukces na ich koncie. – Paradoks historii polega na tym, że jeżeli dzisiaj ktoś mówi językiem alterglobalistów, to często nawet tego nie wie. W pewnym sensie stali się wewnętrzną, koncesjonowaną opozycją systemu kapitalistycznego, zostali wchłonięci – stwierdza Chwedoruk. I dodaje, że transnarodowe ruchy nie mają dziś większej siły przebicia, a ci, którzy faktycznie walczą z globalizacją, uciekają pod sztandary państw narodowych.
Z tym że w tym wypadku mamy raczej do czynienia z antyglobalistami z takich ruchów jak radykalnie prawicowy węgierski Jobbik i francuski Front Narodowy. Oni, broniąc się przez globalizacją, chcą powrotu granic – i to w jak najbardziej dosłownym znaczeniu. Z drugiej strony warto pamiętać, że w zglobalizowanym świecie pieniądze na kampanię francuskich nacjonalistów płyną m.in. z Rosji. Ale wewnętrznie sprzeczni są również alterglobaliści: chcą otwarcia granic podczas kryzysu migracyjnego, jednocześnie zapominając o tym, że większa podaż na rynku pracy utrwali prymat pracodawców nad pracobiorcami i w rezultacie sytuacja tych drugich przez lata się nie poprawi.
Na alterglobalizm można spojrzeć jak na bunt studentów, intelektualistów i części klasy średniej. Z tym że ten bunt w przeciwieństwie np. do roku 1968, który faktycznie przeorał świadomość zachodnich społeczeństw, wydaje się jak na razie nie mieć spektakularnych sukcesów. Długów najbiedniejszym krajom Afryki dalej nie umorzono – za to stają się one ofiarą kolonizacji gospodarczej nowego typu (infrastruktura za surowce) prowadzonej przez Chiny. Jeśli chodzi o raje podatkowe, to może faktycznie mają się one coraz gorzej. Ale jak donosił ostatnio „Bloomberg”, nowym miejscem docelowym dla bogaczy chcących uniknąć kontroli i rozgłosu stały się... Stany Zjednoczone, które nie przejmują się specjalnie trendem coraz większej jawności w bankowości. Tak więc tutaj zmiana w globalizacji polega na tym, że zamiast egzotycznych państw wyspiarskich zarabiać będzie największe mocarstwo świata.
Pewnym symbolem tego, w jakim miejscu znalazł się ruch alterglobalistów, były ostatnie perturbacje z podpisaniem traktatu CETA o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą. W Polsce z tej okazji na jednej demonstracji znaleźli się przedstawiciele choćby wspominanego Stowarzyszenia Attac, lewicowej partii Razem i prawicowego Ruchu Kukiz ’15. Tymczasem raczej etatystyczny, prosocjalny i zwiększający podatki rząd Prawa i Sprawiedliwości umowę CETA przyjął nawet bez poważniejszej debaty społecznej. Z kolei w Belgii niektórzy komentatorzy w opieraniu się maleńkiej Walonii przed podpisaniem traktatu widzieli tylko to, że wkrótce w tym kraju zbliżają się wybory i tak naprawdę protest nie ma wiele wspólnego z tym, co w umowie faktycznie jest zapisane.
Wniosek jest niestety smutny: protesty protestami, ale decyzje i tak zapadają w zacisznych gabinetach polityków, w których głosy wyborców są brane pod uwagę tylko raz na cztery lata. Spoczywający jedną nogą na cmentarzu historii alterglobalizm pewnie przekręca się w grobie.
Dołączył: 17 Maj 2008 Posty: 2461
Post zebrał 0.000 mBTC Podarowałeś BTC
Wysłany: 09:43, 20 Lis '16
Temat postu:
Przemysław Wipler, przedstawiciel partii Wolność, w jednym z wywiadów przyznał, że popiera umowę CETA. Polityk dodał, że przeczytał ją w całości i uważa, że jest ona dobra dla Polski. Słowa Wiplera skomentował Krzysztof Bosak, który nie szczędził mu gorzkich słów.
Do słów przedstawiciela wolnościowej partii odniósł się wspomniany Bosak. Jeden z liderów Ruchu Narodowego zamieścił na Twitterze wpis: Korwinowcy razem z PiSem za pogłębianiem globalizacji gospodarczej i swobodą cyrkulacji kapitału. Maski opadają. http://wmeritum.pl/wipler-popiera-ceta-mocny-komentarz-bosaka/158156
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) Strona: « 1, 2, 3, 4, 5 »
Strona 4 z 5
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz moderować swoich tematów